- Na brodę Merlina, Granger, gdzie ty mnie wleczesz? - jęknął niezadowolony Ślizgon, przemierzając obok byłej Gryfonki kolejne przecznice mugolskiego Londynu. Miasta, które jak sądził, zna całkiem dobrze, w końcu lubił się po nim włóczyć. Nic bardziej mylnego, tej okolicy nie znał, w przeciwieństwie do dziewczyny najwyraźniej, bo ta szła jak po swoje.
- Nie marudź, Malfoy, tylko przebieraj tymi swoimi koślawymi nóżkami. Obiecuję, że nie pożałujesz — mruknęła, uśmiechając się nieznacznie pod nosem.
- Nie mam krzywych nóg, wredna Gryfonko. I jak tylko wrócimy, uduszę cię za to, że wywlokłaś mnie z łóżka o tak haniebnej porze — warknął, starając się dotrzymać jej kroku. Choć niższa od niego, potrafiła chodzić naprawdę szybko.
- Jest jedenasta, ośle. O tej porze już się dawno nie śpi. Poza tym po wszystkim będziesz mógł o tym zapomnieć, jeśli ci się nie spodoba, masz na to moje słowo — odparła, przechodząc pod kamiennym łukiem wykutym w jakimś niewielkim domku, będącym najwyraźniej bramą do jakiegoś parku. Draco zatrzymał się niezdecydowany, przyglądając się misternie kutej, żelaznej bramie łączącej dwie strony łuku i wziąwszy głęboki oddech, podążył za nią. Stanął jednak jak wryty, widząc, gdzie dziewczyna go przyprowadziła.
- Chyba kompletnie zgłupiałaś — ofuknął ją i natychmiast zawrócił, ale złapała go za ramię. Spojrzał na nią wściekły. - Czego?
- Draco, posłuchaj... Wiem, że to dla ciebie trudne, ale przynajmniej spróbuj, dobrze? Jak mówiłam, potem zrobisz z tym, co tylko zechcesz, ale pójdź tam ze mną ten jeden raz, proszę — spojrzała na niego z niemą prośbą.
- Jesteś tak cholernie wkurzająca, Granger — pokręcił głową z irytacją. - Jeden raz, a teraz prowadź. Byle szybko.
Natychmiast ruszyła alejką, prowadząc go w głąb cmentarza. Szedł za nią naburmuszony, próbując w myślach dociec, dlaczego właściwie go tu przyprowadziła. Nim jednak rozkminił, o co tu konkretnie chodzi, kręcili w następną alejkę i po przejściu kilkunastu metrów, stanęli przed białym pomnikiem. Z niechęcią, że w ogóle musi tu być, spojrzał na wygrawerowane litery i odebrało mu dech. Niczym w transie patrzył, jak brunetka pochyla się i kładzie na płycie pęk bladozłotych róż.
- Dlaczego? - wychrypiał w końcu, patrząc na nią twardo. Uśmiechnęła się łagodnie.
- Nie miałeś szans, by się z nim pożegnać, a Ministerstwo to nie obchodziło. Sądzili, że złapali winnego i tylko to było dla nich ważne. A oni byli ważni dla ciebie.
- Rozumiem, a przynajmniej tak mi się wydaje, dlaczego on tu jest... Ale ona? Przecież jej nienawidziłaś...
Pokręciła głową, kładąc mu dłoń na ramieniu.
- Nie, Draco. Nigdy nie nienawidziłam Narcyzy. Nie przepadałam za nią i to wszystko. Ale to ona sprzeciwiła się twojej ciotce, nie pozwalając jej dalej mnie torturować, to ona zajmowała się mną, gdy gorączkowałam. To ona o mnie wtedy zadbała i winna jestem jej chociaż to. Nie miałam pojęcia, że zmarła i naprawdę mi przykro, że straciłeś również ją. Rozumiem twój ból.
Powoli kiwnął głową, wpatrzony w srebrne napisy.
- Twoi rodzice... Też są tutaj?
- Kilka nagrobków dalej — szepnęła. - Nagrobek Narcyzy i Syriusza zabezpieczony jest przed wandalami zarówno z mugolskiego, jak i naszego świata.
- Dlaczego to robisz?
- Bo, jak powiedziałam, rozumiem to, jak bardzo cierpisz. Ja też nie miałam możliwości pożegnania moich rodziców.
- Przykro mi — mruknął, patrząc, jak dziewczyna odchodzi, by złożyć kwiaty na grobie matki i ojca. Odetchnął głęboko, czując na twarzy pierwsze krople deszczu, choć równie dobrze mogły być to łzy, które wezbrały mu w oczach. Z gardła dobył się gorzki szloch, gdy bladymi palcami pogładził niemal biały kamień.
- Przepraszam... - wyszeptał, czując ogarniającą go rozpacz.
- Draco... - poczuł na ramieniu jej niewielką dłoń. Drgnął wyrwany ze swych myśli i płaczu, który targał nim od kilkunastu minut. Podniósł głowę i spojrzał na nią żałośnie. - Chodź już — powiedziała łagodnie, stojąc nad nim z parasolem. Nawet nie zauważył, kiedy rozpadało się na dobre. - Zaraz całkiem przemokniesz. Jutro też jest dzień, przecież możesz przychodzić tu, kiedy tylko chcesz...
Kiedy przez tydzień nie spotkała go ani w klubie, ani na cmentarzu, postanowiła sprawdzić, co się z nim dzieje. Niestety nie była przygotowana na to, co zastała w wynajmowanym przez niego pokoju. Ciężkie kotary dokładnie zasłaniały okno, nie dopuszczając do pomieszczenia ani odrobiny światła, a mimo to doskonale wiedziała, co zobaczy. Obraz nędzy i rozpaczy Ślizgona. Porozrzucane puszki po mugolskim piwie, puste opakowania po pizzy i brudne naczynia.
Marszcząc nos, machnęła krótko różdżką, a zasłony w oknach natychmiast się rozsunęły. Promień popołudniowego słońca padł na twarz śpiącego blondyna. Rozbudzony gwałtownie chłopak zaklął siarczyście pod nosem i otworzył oczy, siadając na łóżku.
- Co na brodę... - jego półprzytomne spokojnie zatrzymało się na stojącej przy drzwiach Hermionie. - Czego tu?
- Przyszłam sprawdzić, co się z tobą dzieje, Malfoy... Wyglądasz tragicznie.
- Dzięki. A teraz spierdalaj.
- Nie mam zamiaru. Wstawaj z wyra i ogarnij się. Jesteś mi potrzebny w klubie.
- Podziękuję. Klub stoi, ma się świetnie, wielkie brawa, a teraz naprawdę stąd idź, nim miotnę w ciebie jakieś mało ciekawe zaklęcie.
- Po pierwsze się nie odważysz, po drugie jesteś na to zbyt pijany, po trzecie to ja mam twoją różdżkę, tłuku — powiedziała, pokazując mu przedmiot. Widząc to, zaklął jeszcze szpetniej i potykając się o pościel, którą był dotąd okryty, wyskoczył z łóżka. Hermiona instynktownie cofnęła się o krok.
- Oddaj mi ją — warknął przez zaciśnięte zęby, zbliżając się do dziewczyny powoli. Jej stalowe nerwy i niezachwianą pewność siebie burzył właśnie widok jego nagiej klatki piersiowej i obcisłych bokserek, niebezpiecznie nisko zsuniętych z bioder. Hardo jednak spojrzała mu w oczy i schowała ręce za plecami.
- Najpierw się umyj, ochlaptusie. Nie sądziłam, że grób twoich najbliższych doprowadzi cię do takiego stanu. Przykro mi.
- W dupie mam twoje zdanie. Oddaj mi różdżkę, Granger.
- Wiem — odparła spokojnie, opierając się plecami o drzwi. Stanął tuż przed nią. Musiała zadrzeć głowę, by móc spojrzeć mu w oczy. - Po prostu nie mogę patrzeć, jak bardzo się staczasz, Malfoy. Rozumiem twoją żałobę, ale nie możesz doprowadzać się do takiego stanu.
- Nie mów mi, co mogę lub nie, Granger. To nie twoja sprawa. Odwal się w końcu ode mnie, jasne? Z chęcią sprzedam ci klub, rób sobie z nim, co tylko chcesz, ale przestań wreszcie ingerować w moje życie! Mam dość wszystkiego, rozumiesz? Straciłem jedyny sens w życiu, jedyną osobę, którą prawdziwie kochałem. Nie mogłem go ocalić i to mnie dobija. Nie potrafię się z tym pogodzić! A ty na siłę próbujesz wepchnąć mnie w tamto życie, którego dla mnie już nie ma. Bez małego to wszystko nie ma żadnego sensu, więc z łaski swej weź wreszcie, wypieprzaj stąd i zostaw mnie w spokoju! - ryknął na nią. Wzdrygnęła się i oddała mu różdżkę.
- Chciałam tylko ci pomóc, Draco... - szepnęła.
- Nie potrzebuję twojej pieprzonej litości — syknął.
- Jasne — odparła tylko i wyszła z pokoju. Poniosła porażkę, o której nie miała zamiaru nikomu mówić.... Zresztą nie miała nawet komu.
Po jej wyjściu wściekły wrócił do łóżka, ale po kilku minutach leżenia wstał i zaczął robić porządek. Nawet jemu zaczął przeszkadzać ten bałagan, choć zwrócił na niego uwagę dopiero po interwencji dziewczyny. Nieznośna, wścibska Gryfonka. Oczywiście w każdym aspekcie musiała postawić na swoim, choć nie zamierzał ulec jej w kwestii klubu. Nie obchodził go on i kropka!... Do czasu.
Wieczorem trzy dni później nogi same poniosły go do centrum miasta. Nie był ubrany odpowiednio na zabawę w takim miejscu, w sumie to przecież nawet nie miał na to ochoty, więc stanął po drugiej stronie chodnika, wtopiony w cień budynku i przez kilkanaście minut obserwował barwny tłum oczekujących na wejście, mimochodem przysłuchując się ich rozmowom. No i cóż tu dużo mówić, wiele z tych osób, bez różnicy czy byli mugolami, czy czarodziejami, rozmawiało o nim, zastanawiając się nad jego nagłym zniknięciem i wysnuwając najróżniejsze hipotezy. Z niektórych miał całkiem udany ubaw, uśmiechając się pod nosem po raz pierwszy od naprawdę dłuższego czasu. W końcu jednak znudzony obserwacją tłumu ruszył przed siebie. Po kilkunastu metrach przeszedł na drugą stronę ulicy, zawrócił i przedostał się na tył budynku klubu, by następnie wejść na zaplecze. Tam niewidziany przez nikogo, zaszył się w najciemniejszym kącie, by przez szparę w drzwiach obserwować pracującą dziewczynę, która przy okazji całkiem dobrze się bawiła, popijając lekkie drinki i co jakiś czas tańcząc na parkiecie z osobami, które najwyraźniej dobrze znała. Widok jej szczęśliwej był całkiem miły, więc nie ruszał się stamtąd przez dobrą godzinę. Stan ten zmienił się dopiero, gdy do Gryfonki podszedł wysoki rudzielec, na którego widok zagotowała się w Ślizgonie krew, zwłaszcza że chłopak był zalany i coraz bardziej nachalny w stosunku do brunetki. A gdy pociągnął ją nieco opierającą się ku prywatnej loży, Draco postanowił wyjść z ukrycia, by w razie konieczności móc interweniować. A dokopanie Weasley'owi nawet w najbardziej mugolski sposób, był tak podniecający, że po prostu nie mógł się oprzeć. Dlatego szybkimi ruchami zmienił swoje dresy i t-shirt na elegancki garnitur i ruszył przez klub.
- Ron, odpuść sobie — mruknęła Hermiona, stojąc przed pijanym przyjacielem z rękami założonymi na piersi. - Rozstaliśmy się i na tym poprzestańmy.
- Mam inne zdanie co do tego. To ty odeszłaś...
- Bo sam tego chciałeś!
- Miona...
- Gdy kobieta odmawia, należy uszanować jej zdanie — warknął Draco, stając za rudzielcem. Ron natychmiast się spiął i odwrócił powoli. Natomiast na Hermionie nagłe pojawienie się Ślizgona nie zrobiło najmniejszego wrażenia, a to przez sprytnie rzucone zaklęcie, które poinformowało ją o jego obecności natychmiast, gdy tylko wszedł na teren klubu, nawet jeśli był to tył budynku i jego zaplecze.
- Malfoy... - syknął Ron, a kolor jego twarzy dorównywał kolorowi włosów.
- Jestem zaskoczony twoją niebywałą wiedzą, Weasley. A teraz wypad z mojego klubu.
- Twojego? - twarz Rona wyrażała nieskończone zdumienie. - Przecież to klub Hermiony! Ona go prowadzi.
- Oczywiście, ale właścicielem jestem ja i nie życzę sobie twojej obecności tutaj. I z chęcią miotnę w ciebie jakieś wymyślne zaklęcie.
- Tu bawią się mugole! - głos Rona stał się nieco piskliwy. Zdawał sobie sprawę, że w bezpośrednim pojedynku nie ma szans z blondynem. Mimo że był Aurorem. - Nie odważysz się.
- A chcesz się przekonać? - Malfoy uśmiechnął się wrednie, nachylając się nieco do rudego. - Poza tym nie lubię, gdy jakikolwiek facet zarywa do mojej dziewczyny.
- Twojej?... Dziewczyny?
- A czego nie rozumiesz w tym zdaniu? Zostaw ją w spokoju i wyjdź z mojego klubu albo każę cię stąd wyrzucić. A moi ochroniarze nie należą do łagodnych...
- Draco... - Hermiona delikatnie przygryzła wargę, widząc złość Ślizgona, ale ten tylko pokręcił głową.
- Nie teraz... No więc, Weasley? Masz na tyle oleju w głowie, by samemu stąd wyjść, czy mam ci pomóc?
- Jeszcze tego pożałujesz, Hermiono — powiedział Ron, robiąc chwiejny krok w tył.
- Grozisz jej?
- Tylko ją informuję o tym, co się stanie, gdy się nią zabawisz i zostawisz — Ron uśmiechnął się wrednie.
- Nie jestem tobą, Wieprzlej, poza tym ludzie się zmieniają.
- Niektórym nigdy nie będzie to pisane...
- Ron! Dość tego. Dałam ci już jasną odpowiedź, więc jeśli nie chcesz, bym się na ciebie śmiertelnie obraziła, to daj mi spokój.
- Ale on...
- Nic ci do tego - warknęła. - Naprawdę, idź już stąd.
- Zmieniłaś się, Hermiono — rudzielec pokręcił głową z dezaprobatą, po czym rzuciwszy Malfoy'owi mordercze spojrzenie, ruszył do wyjścia.
- Co za idiota — skwitował go Draco, na wszelki wypadek obserwując wychodzącego chłopaka.
- Nie mniejszy od ciebie. Coś ty sobie myślał?!
- Zdaje się, że uratowałem ci tyłek, Granger, bo ten kretyn nie wyglądał na skorego do zakończenia rozmowy, więc powinnaś być mi wdzięczna.
- Wdzięczna?! Chyba na głowę upadłeś, Malfoy! A niby za co? Za to, że teraz cały mugolski świat dowie się, że jestem twoją dziewczyną? Co ty miałeś w głowie, wymyślając taką bzdurę i jeszcze wypowiadając ją na głos do Rona? Przecież to największa pleciuga! Zapewne już teraz mówi o wszystkim Harry'emu!
- Uspokoiłaś się już? - mruknął, zawracając w stronę baru, a dziewczyna niechętnie podążyła za nim. - To był jedyny sposób, by ten kretyn odpuścił. Nie jesteś dobra w legillimencji, Granger, więc nie masz pojęcia, jakie miał wobec ciebie plany.
- A ty je może znasz? - ofuknęła go, dosiadając się do niego w prywatnej loży zarezerwowanej dla właściciela i jego gości.
- Ten kretyn ma tak otwarty umysł, że połowa osób tutaj mogła wyczuć, o czym myślał. I powiem ci, że nie były to myśli miłe. Przynajmniej nie dla ciebie, bo on zapewne byłby z siebie bardzo dumny, gdyby udało mu się zrealizować ten plan.
- Jaki plan, Malfoy? - zapytała z niecierpliwością.
- Plan spojenia cię i zaciągnięcia do łóżka.
- Malfoy, nie...
- Granger, otwórz oczy. Weasley to podła świnia. Zostawił cię, bo jak sama powiedziałaś, woda sodowa uderzyła mu do głowy po zwycięstwie nad Sama-Wiesz-Kim, a teraz, gdy klub znów zaczął odnosić sukcesy i stało się jasne, że to ty za tym stoisz, postanowił znów się do ciebie zbliżyć. Kariera Aurora nie jest tak ekscytująca, jak sądził, więc postanowił wybić się inaczej. A zrobienie ci dziecka bardzo ułatwiłoby mu sprawę. W końcu ile to powiedzieć, że wasza miłość nie wygasła, a dziecko jest tego dowodem?
- Dziecka? O czym ty mówisz, fretko? - rumiana dotąd twarz Hermiony pobladła nagle. Czy mogła to być prawda? Czy faktycznie Ron mógłby okazać się takim podlecem? Zrobiłby jej to? No i czy powinna wierzyć Malfoy'owi?
- Zgadnij — mruknął, popijając drinka, którego przed chwilą przyniosła mu jedna z kelnerek.
- Ale ja... Jesteś tego pewny?
- Jak tego, że przede mną siedzisz... Granger, zrozum wreszcie, że ten skretyniały chłopak, którego znałaś ze szkoły, się zmienił i to raczej nie tak, jak byś tego chciała. I ogólnie rzecz biorąc, mało mnie obchodzi, co on rozpowie i kto mu w to uwierzy. A wątpię, by ktokolwiek mu uwierzył, znając historię naszej znajomości i wzajemnej niechęci.
- Ludzie mogą dojść do wniosku, że skoro prowadzę twój klub, to może coś nas łączyć.
- I co z tego? Sądziłem, że kto jak kto, ale akurat ty nie boisz się opinii innych. No, może poza moją w czasach szkolnych, ale to było dawno. Teraz cię szanuję, Granger.
- Ależ to niebywale miły gest z twojej strony — odparła sarkastycznie, odprężając się nieco.
- Znaj moją dobroć, Granger.
- Chyba popłaczę się z radości... A teraz mów, co ty tu właściwie robisz?
- Oprócz ratowania twojego zgrabnego tyłeczka? Siedzę i piję całkiem przyzwoitą Ognistą Whisky, a czemu pytasz, słonko?
- Malfoy! Przestań wreszcie zgrywać idiotę! Zadałam ci konkretne pytanie. Po co, żeś tu przylazł? Sądziłam, że nie zależy ci już na klubie. Gdy byłam u ciebie, dałeś mi to jasno do zrozumienia. Jaki więc jest powód tej twojej niespodziewanej wizyty?
- Sama powiedziałaś, że klub jest mój. W sumie nie mam zamiaru się z tobą o tym kłócić.
- A to świetnie, ale po co przyszedłeś, skoro nie chciałeś się już w niego angażować?
- Bo faktycznie nie zamierzałem, gdy tu szedłem, ale po tym, co tu zobaczyłem... I po fakcie, że żaden z ochroniarzy nie zareagował, chyba nie będę musiał się przemóc i po prostu tu wrócić.
- Ależ nie musisz tak się poświęcać, Malfoy...
- A skoro wychodzi na to, że będziemy ze sobą współpracować, no i skoro jesteś już moją dziewczyną — uśmiechnął się wrednie, a Hermiona natychmiast poczerwieniała oburzona jego słowami. - To nie widzę przeszkód, żebyśmy mówili sobie w końcu po imieniu... Zwłaszcza że znamy się już tyle lat, no i nie ukrywajmy tego, doskonale wiem, że na mnie lecisz, ślicznotko...
2 komentarze
Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.
Amare
Robi się coraz ciekawiej 😉
elenawest
@Amare no pewnie :-D
shakadap
Dobre. Bardzo dobre.
Pozdrawiam i powodzenia.
elenawest
@shakadap dziękuję ❤️