Dwa światy - Dramione 11

Dwa światy - Dramione 11Zaskoczona cofnęła się o krok, zaciskając dłoń na różdżce. Musiała przyznać, że miejsce spotkania wybrał idealnie, tutaj zapewne nikt by nawet nie zauważył, gdyby ją zaatakował, uliczka wciśnięta była między wysokie budynki, na które nikt nie zwracał uwagi. Uniosła dumnie głowę, patrząc spokojnie w zimne, stalowoszare tęczówki mężczyzny.
- Nie przypominam sobie, byśmy jakkolwiek byli ze sobą spokrewnieni, panie Malfoy. A teraz proszę zejść mi z drogi — powiedziała spokojnie.
- Skoro jednak wyszłaś za mojego syna, czemu doprawdy się dziwię...
- Musiał pan wypić sporo Ognistej, skoro wygaduje pan takie głupoty — przerwała mu, z satysfakcją zauważając purpurę wściekłości wypełzającą na jego policzki. Oho, ugodziła w słaby punkt. - Nie poślubiłam Dracona.
- W takim razie mogę chyba oczekiwać od was zaproszenia na ślub? W końcu jestem ojcem Dracona, powinienem zjawić się na tak ważnej uroczystości.
- Jedynym miejscem, w którym powinien się pan zjawić i tam pozostać, jest cela w Nurmengardzie — odparła, cofając się kilka kroków.
- Radzę poważnie zastanowić się nad konsekwencjami grożenia mi, panno Granger — wycedził przez zaciśnięte zęby. - I przekazać memu synowi, że skontaktuję się z nim w najbliższej przyszłości.
Bez ostrzeżenia rzuciła w górę garść Proszku Natychmiastowej Ciemności, obróciła się wokół własnej osi, czując napierającą na nią ciemność. Po chwili jednak nieprzyjemne uczucie minęło, a ona aportowała się pośrodku głównej sali klubu, który o tej porze był jeszcze cichy i zamknięty na cztery spusty.
- Draco! - wrzasnęła, ruszając biegiem w stronę jego pokoju. - Malfoy! Gdzie jesteś?!
W jej głosie słychać było tyle przerażenia, że blondwłosy chłopak o mało nie zabił się o własne nogi, wybiegając do niej ze swojego pokoju. Zahamował przy niej z poślizgiem.
- Co się dzieje? - zapytał, patrząc na nią nieco podejrzliwie.
- Malfoy — wydusiła z siebie, patrząc na niego wielkimi oczami.
- Wiem, tak się nazywam... Niestety.
- Nie! - pisnęła, kręcąc głową. - Lucjusz...
- I co z nim? - zapytał oschle.
- Spotkałam go. Oh! To było straszne przeżycie!
- Jak to spotkałaś? - syknął. - Gdzie?
- W uliczce, jak wracałam z mugolskiej biblioteki — wyjaśniła, zaczynając się coraz wyraźniej trząść. - On był straszny!
- Kto? Lucjusz? Dajże spokój — machnął ręką. - Mówił coś?
- Że jestem jego synową — wyjaśniła, a Draco skrzywił się mimowolnie.
- Tylko tyle?
- Chce od nas zaproszenie na ślub... Draco!
- Zwariował do reszty... Czego piszczysz?
- Boję się — wyznała.
- Boisz? Na głowę upadłaś, Granger?
- Draco... A jeśli on nam coś zrobi? Jeśli nas tu znajdzie?
- Nie znajdzie, uspokój się. Pub obłożony jest potężnymi zaklęciami, nikt, kto ma wypalony na ramieniu Mroczny Znak, a w szczególności mój ojciec, tu nie wejdzie. Ba, nawet nie zobaczy tego miejsca, więc przestań się trząść.
- Ale ja naprawdę się boję...
- Cholera jasna, Granger! - huknął na nią, w efekcie czego tylko się skuliła. Zmrużył oczy, przyglądając się jej uważnie. - Kurwa, no! Jeszcze tego mi brakowało...
- Draco, proszę, nie złość się na mnie — jęknęła.
- Co?... Nie jestem zły na ciebie — mruknął - tylko na tego idiotę. Posłuchaj mnie uważnie, mój ojciec rzucił na ciebie paskudny urok, ale go zdejmę. Musisz być tylko spokojna i mi zaufać, dobrze?
- Z-zaufać? - jęknęła, przełykając ślinę i patrząc na niego wielkimi oczami. - Co chcesz zrobić?
- Zdjąć z ciebie tamto zaklęcie. Usiądź — wskazał jej krzesło przy barze. - Nic nie poczujesz, oprócz tego, że się uspokoisz.
- Ale nie będziesz się już na mnie złościć?
- Oczywiście, że nie... Ty akurat nie jesteś tu niczemu winna, Granger.
Po chwili wahania usiadła na krześle i wzięła głęboki oddech, gdy wyciągnął różdżkę i wycelował w nią. Zamknął oczy i zaczął mruczeć inkantacje, których nie rozumiała. Kilka minut potrwało, nim w końcu machnął różdżką. Miała wrażenie, jakby w jednej chwili zdjęto z niej potężny ciężar, którego dotychczas nie była nawet świadoma i zamrugała szybko.
- Co to było, do cholery? - syknęła, gdy usiadł obok niej i sięgnął za bar, po czym nalał im Ognistej do dwóch szklanek. - Co twój ojciec mi zrobił?
- Rzucił na ciebie klątwę strachu — mruknął, podając jej szklankę. W pierwszym odruchu chciała odmówić, ale w końcu przyjęła napój i wzięła dużego łyka. Alkohol wycisnął jej łzy z oczu.
- Nigdy nie słyszałam o takim zaklęciu — wycharczała, mając wrażanie, że Ognista wypaliła jej dziurę w gardle. - Ani o kontrzaklęciu, którego użyłeś.
- Nie dziwię się, nie należałaś do Śmierciożerców — wzruszył ramionami i osuszył swoją porcję w dwóch dużych łykach, nawet się przy tym nie krzywiąc. - Nie miałem pojęcia, że mój ojciec ją zna, ale wątpię, by wiedział o zaklęciu niwelującym klątwę...
- A ty? Skąd je znasz? - chciała wiedzieć, biorąc jeszcze jeden niewielki łyk Ognistej.
- Nie ważne, ważne, że ci pomogło...
- Draco... A, z resztą... Nie, nie chcę wiedzieć. Nurtuje mnie jednak coś innego.
- Co?
- Mówiłeś, że nie dostanie się tu nikt, kto ma wypalony Mroczny Znak... A jednak ty tu jesteś...
- Bo po pierwsze to moje miejsce, Granger. Zabezpieczyłem się na taką ewentualność. Po drugie nie mam Mrocznego Znaku. Kazałem go usunąć.
Skrzywiła się.
- Usunąć? Jak?
- Dokładnie tak, jak usuwa się każdy tatuaż. Wypaliłem go.
- To musiało boleć! - zauważyła. Uśmiechnął się do niej krzywo i nalał sobie jeszcze Ognistej.  
- Taa... Miejsce wypalenia Mrocznego Znaku przez Czarnego Pana na zawsze pozostaje przeklęte, a rany nie da się zaleczyć.
- Jak to się nie da? - zapytała zaskoczona.
- Normalnie, Granger — podwinął rękaw koszulki i machnął krótko różdżką. Nieskazitelna dotąd skóra, a raczej jej iluzja ukazała fragment ciała niemal spalony. Czerwony i pokryty bąblami.
- Na brodę Merlina! - wykrzyknęła. - Idź z tym do Munga, Malfoy! Pomogą ci. Przecież to wygląda okropnie!
- Nie, nie pomogą — znów machnął różdżką, a poranione miejsce zostało zakryte doskonałą iluzją. - To prastara klątwa i nie ma na nią żadnego lekarstwa.
- Skąd możesz to wiedzieć? - żachnęła się.
- Bo Czarny Pan tylko zawłaszczył sobie to zaklęcie. W starożytności było używane jako kara. Piętno, które na zawsze wskazywało innym mordercę. Mugolom i ówczesnym czarodziejom. Wypalane było na czole. Mamy szczęście, że Czarny Pan i tego pomysłu nie powtórzył — dodał cierpko.

elenawest

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 1264 słów i 6784 znaków.

1 komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto

  • Amare

    Super! Mam nadzieję, że kolejna część pojawi się już wkrótce 😉

    25 gru 2023

  • elenawest

    @Amare postaram się by tak było

    25 gru 2023