Dwa różne światy

Dwa różne światyKochani napisałam nowe opowiadanie i nie wiem czy jest sens, pisać i dodawać kolejne części.Jak myślicie?? Zależy mi na waszych szczerych opiniach.Tych negatywnych jak i pozytywnych.Z góry Wam Dziękuje:*  

Bohaterowie:  
-Kamila: blondynka o czarnych oczach.W wieku 16 lat urodziła synka.  
-Michał:Syn dyrektorki przedszkola Mateusza.Uczeń ostatniej klasy technikum. Wychowany w dobrym domu.  
-Mateusz: Syn Kamili.Brunet o niebieskich oczach.Nie zna swojego ojca.  
-Martin:Ojciec biologiczny Mateusza, były chłopak Kamili.To on wprowadził ją w mroczny świat.Diler i narkoman.  
-Filip-kolega Martina, diler.Z czasem będzie pomagał Kamili  
-Jola-przyjaciółka Kamili, częsta opiekunka Mateusza.  
-Ernest -szef mafii  
-Czarek-ojciec Martina, dziadek Mateusza szef największej mafii w mieście  
-Albert-największy alfons w mieście  
-Damian-wysoki brunet o niebieskich oczach.Przyjaciel Kamili, lekarz  
-Leon-największy mafioza na świecie  
-Alex-prywatny detektyw, przyjaciel Martina.Z czasem zakocha się w Kamili  

Spojrzałam na zegarek i leniwie podniosłam się z łózka.Dochodziła czternasta i za piętnaście minut, musiałam wyjść odebrać Mateusza z przedszkola.Wiem co zapewne nie którzy myślą.Starsza siostra codziennie odbiera brata z przedszkola, gdyby tylko znali prawdę.Ale może zacznę od początku.Jestem Kamila i mam dwadzieścia jeden lat.Mieszkam na przedmieściach w Wrocławiu i jestem matką pięcioletniego Mateuszka, tak dobrze słyszeliście matką! Urodziłam go, gdy miałam szesnaście lat.Ojca dziecka już po tym, nigdy nie spotkałam.To był tylko jedno razowy seks na imprezie, wtedy jeszcze łykałam prochy.Jestem bez pracy, bez szkoły i z małym dzieckiem.  
- Kamila rusz się! - usłyszałam krzyk mamy.Zeszłam na dół i ubrałam czarne adidasy.Wyszłam z domu. Pogoda była w sam raz, na spacer.Ani nie za gorąco, ani nie za zimno, po prostu było tak, jak ja to zawsze lubiłam. Szłam spacerkiem nie spiesząc się, do przedszkola nie miałam za daleko a nawet spacerkiem spokojnie, byłam pewna, że zdążę zajść. Podziwiałam krajobraz spadających liści.Tak kochałam jesień a najbardziej te porę, gdy opadały pomarańczowe liście.W uszach miałam słuchawki a w ręce trzymałam batonika dla synka.Poczułam jakieś uderzenie.  
- Przepraszam - usłyszałam czyjś głos  
Spojrzałam w oczy napastnikowi i zatonęłam.Chłopak uważnie mi się przyjrzał i uśmiechnął się.  
- W porządku nic ci nie zrobiłem? - zapytał ujmującym głosem  
- Nie, jestem na szczęście cała - zaśmiałam się  
Staliśmy tak w zupełnej ciszy.Usłyszeliśmy dzwonek i dzieciaki wybiegli ze szkoły. Dopiero teraz tak naprawdę zdałam sobie sprawę, że jesteśmy pod przedszkolem. Spojrzałam na dzieci wybiegające z budynku, oczywiście ostatni biegł mój Mateuszek. Na jego widok uśmiechnęłam się.  
- Kochanie bo się przeziębisz! - szepnęłam zapinając mu kurteczkę  
Synek nie odezwał się.Zapewne wstydził się chłopak, który nadal stał obok nas i przyglądał się naszej rozmowie.  
- Kupisz mi loda?? - zapytał patrząc mi prosto w oczy  
- Teraz? - zapytałam czując zimno na plecach .Jednak Mateusz jak zawsze spojrzał na mnie tymi swoimi niebieskimi oczkami a ja uśmiechnęłam się i złapałam go za rękę.  
- To co może po lodzie? - zapytał tajemniczy chłopak.Spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się. Poszliśmy do sklepu obok.  
- Michał jestem - powiedział podając mi dłoń - Kamila - odpowiedziałam  
Synek pobiegł do parku a my poszliśmy na spacer.Jak się okazało Michał, był synem dyrektorki przedszkola.Akurat szedł do mamy, gdy na mnie niechcący wpadł. Imponował mi.Chodził do dobrej szkoły, planował studia, dobrą pracę.wyglądało na to, że to chłopak z dobrego domu a mi teraz, naprawdę takie kontakty były bardzo potrzebne.  
- Kogo ja tu widzę? - zapytał tak bardzo znajomy mi głos.Odwróciłam się i stanęłam jeszcze bliżej Michała.Przeczuwałam nadchodzące kłopoty.  
- Daj mi spokój, nie widzisz, że jestem tu z synem? - zapytałam zdenerwowana  
- Co ty myślisz, że nam uciekniesz? - zapytał przypakowany brunet  
- Widzimy się o dwudziestej tam gdzie zawsze! - powiedziałam podchodząc do synka  
Michał spojrzał na mnie, nie wiedząc o co chodzi.Jaka ja była naiwna! na co ja liczyłam, że mi się uda od nich uciec?, że tak po prostu zapomną?? Spojrzałam na Michała i wiedziałam, że nie mogę pakować go w sam środek, swoich problemów.  
- Kto to był? - zapytał Michał  
- Znajomi z przeszłości - odpowiedziałam  
Wzięłam Mateusza za rękę i poszliśmy do domu.Przez całą drogę zastanawiałam się jak to możliwe, że mnie odnaleźli? Jak, gdzie i kto powiedział im gdzie jestem?? I czy Martin domyśli się, że Mateusz jest jego synem?? nie, nie mogłam dopuścić do ich spotkania.Przecież dziecko, było tak do niego podobne.Kiedyś spotykaliśmy się a nawet byliśmy para, to on wprowadził mnie do tego świata, on pokazał mroczny, niebezpieczny świat.Weszliśmy do domu, pomogłam synkowi się rozebrać i przygrzałam mu obiad.  
- Mamo co z tą wycieczką? - zapytał Mateusz  
Spojrzałam na niego i z moich oczu kapały łzy.Nie stać mnie było na tą wycieczkę a dobrze wiedziałam, jak on bardzo chce jechać.  
- Następnym razem, dobrze? - zapytałam  
Synek nic nie powiedział.Spuścił głowę i wrócił do jedzenia obiadu.Matko następnym razem, który raz już mu to obiecuje??Przypomniało mi się o spotkaniu z Filipem i wiedziałam już, że na pewno pojedzie.Cokolwiek zaproponują, ja w to wchodzę.  
Usłyszałam otwierające się drzwi, z pracy wróciła mama.  
- Cześć mamo! jak tam w pracy? - zapytałam  
- A w porządku.Jak chcesz możesz wyjść, ja się nim zajmę - powiedziała mama  
Pocałowałam ją w policzek i poszłam ubrać kurtkę.  

Dochodziła dwudziesta pierwsza. Wyszłam z domu, zastanawiając się po co ja tam idę, no tak, już wiem po co, obiecałam synkowi tą wycieczkę! Szłam spacerkiem, zastanawiając się co mam im powiedzieć i co zrobię jak będzie ich szef.Chciałam mieć dopięte wszystko na ostatni guzik i wiedzieć które z kłamstw im wymyślić.Zatrzymałam się w parku 'i czekałam, jak na zmiłowanie za ich przyjściem.Pierwszego dostrzegłam Filipa.  
- Cześć.A jednak przyszłaś? myślałem, że znów nas wystawisz - powiedział Filip  
- A jednak nie wystawiałam prawda? - szepnęłam  
- To może nam teraz to wszystko wytłumaczysz co?? gdzie byłaś?? czemu przesłuchiwała nas policja?? co ty im dziewczyno nagadałaś?? - zapytał  
łapiąc mnie za rękę  
- Puść ją!! - usłyszałam tak bardzo znajomy głos.Odwróciłam się i zobaczyłam Martina.  
- Jak dobrze Cię wiedzieć!! bałem się, że coś ci się stało.W co ty się dziewczyno wpakowałaś?? - zapytał tuląc mnie do siebie.Wszyscy obecni spojrzeli w naszą stronę, nie wiedząc co mają zrobić.  
- Masz pozdrowienia od mojego ojca - powiedział Martin  
-Też pozdrów i ucałuj go ode mnie. Nie jest na mnie zły?? - zapytałam trochę oszołomiona  
- Coś ty! Przecież on zawsze traktował Cię jak córkę. Należysz do naszego świata. Jesteś jedną z nas Kamilo - powiedział Martin  
- Nie jest zły za tą policję?? - zapytałam  
- Nie.Tylko się śmiał.Ładnie zrobiłaś ich w konia.Nawet on sam nie był by tak mądry, jest z Ciebie dumny! - powiedział Martin  
Wypuściłam powietrze nosem i uspokoiłam się.Wszystkie moje bezpodstawne obawy zostały rozwiane.Zawsze z nimi czułam się jak z rodziną a jego ojca, szefa całej mafii, traktowałam jak kogoś bardzo bliskiego i widocznie on tez mnie tak traktował. Poszliśmy w nasze ulubione miejsce.  

Weszliśmy do klubu i patrzyłam na striptizerki. Nocny klub, dziewczyny lekkich obyczajów, striptizerki, nie przerażał mnie ten świat. Już dawno zostałam do niego przyzwyczajona.Minęliśmy ochronę i skierowaliśmy się do wejścia dla Vipów. W tym pomieszczeniu, przebywają największe grupy przestępcze. Ruska mafia, dilery i same wpływowe w tym świecie osoby.Prawie każdego tu znałam i ku zaskoczeniu, nie bałam się ich.Byliśmy wielką rodziną.Tak naprawdę nie którzy z nich, bardzo mi pomogli w wychowaniu synka.  
- Zobaczcie kogo my tu mamy! - zawołał Albert, Albert był najbardziej znanym alfonsem w tym mieście.  
- Kamilo! gdzieś ty byłaś?? brakowało nam cię! - powiedział obejmując mnie.Do mojej kieszeni wsunął mi nie postrzeżenie, sporą sumę pieniędzy. - Kup coś Mateuszkowi - powiedział mi na ucho, Uśmiechnęłam się do niego i podziękowałam.  
- Mogę ją na chwile zabrać? chciałbym z nią porozmawiać - powiedział Martin  
Złapał mnie za rękę i wyprowadził z lokalu. Poszliśmy nad jezioro, nie daleko klubu.  
- Co się u Ciebie przez te wszystkie lata działo?? słyszałem, że masz dziecko -powiedział patrząc mi głęboko w oczy  
- Tak mam - przyznałam się, bo nie było sensu tego dłużej ukrywać  
- Cieszę się, że ułożyłaś sobie życie.Brakowało mi cię, naszych rozmów, pocałunków. Powiedz nie bierzesz już? - zapytał ze strachem w oczach  
- Nie biorę już od dawna - powiedziałam łapiąc go za rękę  
- Ja tez nie.Pojechałem na odwyk.Już nawet nie jestem dilerem.jestem czysty -powiedział a w jego oczach dostrzegłam łzy  
- To dobrze - szepnęłam - Co się z nami stało?? - zapytał patrząc mi w oczy  
- Nie wiem.Byliśmy młodzi i nie traktowaliśmy tego poważnie - powiedziałam czując ból  
- Ja traktowałem - zaprzeczył  
Chciałam powiedzieć, że ja też, ale powstrzymałam się.Nie było sensu wracać do tego co było.Lubiłam całą jego rodzinę, lubiłam go i nadal mi na nim zależało, ale to nie chłopak dla mnie i dobrze o tym wiedziałam.  
- Chcę wejść z wami w interesy - powiedziałam  
- Ty?? dlaczego? - zapytał  
- Potrzebuje kasy! jestem bez pracy, bez szkoły a mam na utrzymaniu dziecko -przyznałam  
- A jego ojciec? - zapytał  
- Nie wie o nim.Nie chce od niego pomocy.Nie chce zmuszać go do czegokolwiek -powiedziałam, unikając jego wzroku  
- Masz - powiedział dając mi sporą sumę pieniędzy  
- Ja nie mogę - protestowałam  
- Nie chce żebyś wchodziła w ten świat Kamilo! Nie chcę, żeby coś ci się stało, nie zniósł bym tego - wyznał.Wzięłam od niego pieniądze a on złapał mnie za rękę.Przybliżył się do mnie i pocałował.  

- Przepraszam, nie chcę wam przeszkadzać - powiedział jego ojciec.Wyrwałam się z jego ramion i rzuciłam jemu ojcu na szyję - Jak dobrze pana widzieć! - powiedziałam  
- Pana?? - zapytał Czarek - No dobrze Ciebie tato! - powiedziałam uśmiechając się  
- No już lepiej! Pamiętaj!zawsze masz do mnie mówić tato, tak jak cię prosiłem.A teraz siadaj i słuchaj, bo mam dla Ciebie propozycję nie do odrzucenia - powiedział siadając obok mnie  
Z uwagą słuchałam słów Czarka.Pomysł wydawał mi się nie najgorszy, ale ja jakoś nie potrafiłam wyobrazić siebie w roli sekretarki.  
- Czemu mi to proponujesz?? - zapytałam  
- To pomysł Martina nie mój - odpowiedział Czarek  
Spojrzałam na Czarka i uśmiechnęłam się.No tak, on zawsze był szczery do bólu i nie potrafił kłamać.Za to go ceniłam i szanowałam.Wiem cenić, czy szanować najgorszego przestępce w mieście, to czyste szaleństwo, ale on był bezwzględny tylko w interesach.W życiu prywatnym, był wrażliwym i czułym człowiekiem.  
- To co przyjmiesz tą propozycję? - zapytał - Tak - odpowiedziałam, patrząc na wchodzącego do pokoju Martina. - Odprowadzisz mnie? - zapytałam  
Martin kiwnął głową i uśmiechnął się do ojca.Podeszłam do Czarka i przytuliłam go na pożegnanie.  
- Jeszcze jedno Kamilo - powiedział poważnym głosem.Spojrzałam na niego, pytającym wzrokiem. - Jak to jest zabić człowieka?? otrząsnęłaś się z tego?? - zapytał  
Kiwnęłam głową a obraz tamtego dnia przeleciał mi przez głowę.Z oczu popłynęły łzy.To był naprawdę nieszczęśliwy wypadek, nigdy nie potrafiłabym skrzywdzić nie winnego człowieka.Nie potrafiłabym, małego dziecka pozbawić matki.  
- To był wypadek, nawet policja tak uznała - szepnął Martin zupełnie tak, jakby czytał mi w myślach  
- Jestem z Ciebie dumny aniele.Nie jedna osoba, załamała by się po czymś takim -powiedział Czarek  
Nic nie odpowiedziałam, bez pożegnania opuściłam klub i wyszliśmy na dwór.  
Po plecach przeleciał mi, przyjemny powiew wiatru.Zimno dotykało mojej szyi, przyjemnie ją chłodząc.Ani ja, ani Martin się do siebie nie odezwaliśmy.Może bał się cokolwiek powiedzieć, albo po prostu nie miał mi nic do powiedzenia.Przecież nie widzieliśmy się tyle lat.  
- Dlaczego mi pomagasz? - zapytałam przerywając nie znośną cisze  
- Powiedziałem Ci już prawda? - zapytał łapiąc mnie za rękę  
Zastanawiałam się, co chciał mi przez to powiedzieć.Może po prostu mimo tych pięciu lat, nie przestał mnie kochać?? nie, nie wierzyłam w to.  
- Wiem, ale tego nie rozumiem.Czemu mi pomagasz? czemu chronisz? czemu tak interesujesz się moim życiem? - zapytałam  
- Jeszcze się nie domyśliłaś? - zapytał patrząc mi głęboko w oczy  
Serce zawaliło mi jak oszalałe.Nie wierzyłam w to, co zobaczyłam a może po prostu nie chciałam wierzyć??W jego oczach dostrzegłam ten sam błysk, gdy byliśmy razem, tą wielką nie kończącą się miłość.  
- To nie możliwe - wyszeptałam robiąc krok do tyłu - Czemu nie możliwe?? - zapytał Martin - Minęło zbyt wiele lat - wyszeptałam  
Znów zapadłą cisza.Zatrzymaliśmy się, przed domem i spojrzeliśmy sobie w oczy. Chciałam zaproponować mu, by wszedł, ale wiedziałam, że to nie możliwe, przecież gdyby tylko spojrzał na Mateusza, od razu by zorientował się, że to jego syn.  
- Przejdziemy się? - zaproponowałam  
Poszliśmy wzdłuż ulicy, kierując się do parku.Minęliśmy grupkę chłopaków, wśród nich stał Michał, trzymając w reku piwo.  
- Cześć mała - krzyknął ledwo chwiejąc się na nogach - Cześć - odpowiedziałam unikając wzroku Martina  
- Znasz go?? wiesz z kim się zadaje? - zapytał Martin -Znam, nie wiem - odpowiedziałam  
- Mogłabyś się trzymać od niego z daleka? - poprosił Martin  
Spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się.Wydawało mi się, albo był o mnie zazdrosny.  
- To nowy człowiek pracujący dla mojego ojca - powiedział Martin  
- Diler?? - zapytałam nie mogąc w to uwierzyć  
Nie dostałam odpowiedzi.Pomału wracaliśmy w stronę mojego domu.  
- Może spotkamy się jutro?? podasz mi swój numer? - zaproponował Martin  
- Dobrze - odpowiedziałam podając mu numer..Usłyszeliśmy otwierające się drzwi. Myślałam, że to mama, ale wybiegł mój syn.  
- Mamo mamo! - krzyknął biegnąc w moją stronę.Martin spojrzał na niego i zbladł.  
- Przecież on - nie dokończył  
Podszedł do niego i przytulił go.Byłam niemal pewna, że zorientował się, że Mateusz jest jego synem.  
- Dlaczego mi nie powiedziałaś? - zapytał patrząc mi w oczy  
- Nie chciałam zmarnować ci życia - powiedziałam.Martin spojrzał raz na mnie a raz na Mateusza, uśmiechnął się do chłopca i odszedł.  

- Kto to był? - zapytał Mateusz - Mój dawny znajomy - powiedziałam, zaprowadzając chłopczyka do domu.  
Zrobiłam mu kolację, przeczytałam bajkę i jak usnął, wyszłam na dwór.  

Postanowiłam jeszcze dziś porozmawiać z Michałem.Uszłam kawałek i zobaczyłam grupkę chłopaków, wśród nich był też Michał.  
- Możemy porozmawiać? - zapytałam z uwagą obserwując, nie ciekawe towarzystwo.  
Spojrzałam na poszerzone źrenice Michała i domyśliłam się, że brał.Przechodziłam to kilka lat temu, przechodziłam głód narkotykowy, kradzieże a nawet pobicia.Czasami dniami potrafiłam włóczyć się, w poszukiwaniu kolejnej działki.Kokaina, marycha i inne  
świństwa.Mam to wszystko już są sobą a moja największą motywacją do rzucenia tego, było moje dziecko.Usłyszałam ryk silnika.Samochód był tak charakterystyczny, że zanim się odwróciłam, wiedziałam już kto to jest.Odwróciłam się i zobaczyłam czarne BMW Isetta. Już wiedziałam kogo zaraz zobaczę.  
- To nasze terytorium - usłyszałam znajomy głos  
- Cześć Ernest - powiedziałam unikając jego wzroku  
- Kogo my tu mamy! Nasza Kamila! Co ty tu robisz? zadajesz się z nimi?? - zapytał zdziwiony - Nie.Jest tu mój znajomy i chciałam z nim porozmawiać - powiedziałam wciąż unikając jego wzroku.Ernest wysiadł z auta i stanął obok mnie.  
- Może masz ochotę na przejażdżkę? - zapytał - Wiesz, że nie mogę.W domu jest mały, muszę wracać - powiedziałam cichym głosem  
Usłyszałam szyderczy śmiech.  
- Śmiesz mi odmówić i to przy mojej bandzie? - zapytał Ernest  
- Ej panowie! zostawcie ją w spokoju! - odezwał się Michał  
Spojrzałam na niego i już wiedziałam, że jest za późno.Dwóch chłopaków wyszło z samochodu i okopało Michała a resztę grupy uciekła.  
- Jesteś tu nowy, więc drobna rada nie wtrącaj się! - powiedział Ernest siadając do samochodu  
- Ernii czemu to zrobiłeś!!! - krzyknęłam łapiąc drzwi od samochodu - Dla zasady a my Kamilo, jeszcze nie skończyliśmy - powiedział odjeżdżają  
Podbiegłam do Michała i pomogłam mu stać.  
- Co to do cholery było? znasz go? - zapytał  
- Nie wtrącaj się więcej, bo to niebezpieczne.Zresztą czemu wszedłeś w ten świat?? -zapytałam - Sam nie wiem - przyznał.Poszliśmy w stronę jego domu.Postanowiłam, że odprowadzę go do domu.  
- A ty też w tym siedzisz? - zapytał - Od kilku lat. I wierz mi, stąd się nie wychodzi żywym - powiedziałam przypominając sobie Ernesta  
- Chyba powinienem wyjechać co?? - zapytał patrząc mi w oczy - Tak i to jutro rano.Ernest nie odpuszcza.Pakuj się i ukryj na jakiś czas.Będę Cię informować - obiecałam  
Odprowadziłam go do domu i poczekałam aż wejdzie.Gdy drzwi do jego mieszkania zamknęły się, skierowałam się w stronę domu.  

Szłam ciemną uliczką, gdy nagle tuż przed domem, poczułam czyjeś szarpnięcie.  
- Co ty tu Kamilo robisz?? Dowiedziałem się co się stało! życie ci nie miłe? - zapytał Martin  
- Chciałam porozmawiać z Michałem.Chciałam go wyciągnąć z tego świata -powiedziałam próbując się uspokoić  
- Dziewczyno mogło ci się coś stać! Skąd ty znasz Ernesta??? - zapytał  
- Oni go okopali tylko za to, że stanął w mojej obonie.W co ja się wpakowałam??- zapytałam przytulając się do niego.  
Coś we mnie pękło i przestałam udawać twardą.Rozpłakałam się, jak mała dziewczynka. Martin tulił mnie a ja płakałam coraz głośniej.Dopiero po paru minutach uspokoiłam się i poszliśmy się przejść.Opowiedziałam mu co się działo, przez te pięć lat i jak poznałam Ernesta, oraz co dla niego robiłam.Na samo wspomnienie nie potrafiłam powstrzymać łez.  
- Dlaczego mi nie powiedziałaś o Mateuszu? - zapytał patrząc mi głęboko w oczy  
- Nie chciałam zmarnować ci życia - przyznałam - Życia??? On jest moim synem, naszym! - zawołał  
- Nie chce by wychowywał się w tym otoczeniu - powiedziałam mocniej go przytulając  
- Ja też nie!! nie chce żebyś ty, czy nasz syn się wychowywały w tym świecie-powiedział spokojnym głosem  
Staliśmy na środku chodnika i patrzyliśmy sobie w oczy.Nic się nie odzywaliśmy.W końcu Martin pierwszy się odezwał.  
- Nie pozwolę by cokolwiek ci się stało - powiedział przerywając cisze.- Wejdziesz? - zapytałam  
Martin kiwnął głowa i ruszyliśmy w stronę domu.Weszliśmy do mieszkania i udaliśmy się, do pokoju Mateusza.Stanęliśmy obok jego łóżka i w milczeniu, patrzyliśmy na śpiącego Mateusza.  
- Chcę go widywać - powiedział w końcu.  
Spojrzałam na Martina i uśmiechnęłam się.Z jednej strony cieszyło mnie to, że mój syn będzie miał po tylu latach ojca a z drugiej przerażało.Bałam się jak Mateusz na to zareaguje i co powie pan Czarek.Nie byłam pewna, czy on o tym jeszcze nie wie, przecież kilku jego najlepszych przyjaciół, mi pomagało.  
- Dobrze tylko co mu powiemy, bo przecież nie powiemy mu tak nagle:kochanie to jest twój ojciec? - zapytałam przerażona  
- A dlaczego nie?? czy nie mamy prawa by się widywać? - zapytał Martin patrząc na niego.Widywać?? coś we mnie pękło.Przynajmniej teraz wiedziałam na czym stoję.  
- Ach tak widywać - powiedziałam smutnym głosem.Martin spojrzał na mnie i przytulił mnie. - Chce być z Tobą, tylko muszę wiedzieć czy ty, też tego chcesz! - powiedział patrząc mi w oczy.  
Pocałował małego w czoło, uśmiechnął się do mnie i wyszedł z pokoju, zostawiając mnie zaskoczoną, na środku pokoju naszego dziecka.Nie wiem co zdziwiło mnie bardziej, jego wyznanie, czy to, że zostawił mnie samą i odszedł.Czy on mnie kocha czy dla niego to kolejna gra?? zastanawiałam się.Nie wiem w którym momencie zasnęłam.  
  
Następnego dnia:  

Obudziła mnie mama, szykując się do pracy.Spojrzałam na synka, jeszcze spał.  
Wstałam, ubrałam się i zeszłam do kuchni zrobić Mateuszowi śniadanie.Po usmażeniu jajecznicy, poszłam obudzić Mateusza.  
-Kochanie wstawaj! - krzyczałam  
Mateuszek otworzył oczy i uśmiechnął się do mnie.  
- Kocham Cię mamo - powiedział przytulając się do mnie.Spojrzałam mu w oczy i dostrzegłam w nich strach.  
- Co się stało? - zapytałam próbując go uspokoić - Śniło mi się, że nas rozdzielili. Umarłaś mamo! - powiedział wybuchając płaczem  
Przytuliłam go jeszcze bardziej.Poczułam dziwny ból w sercu i obiecałam sobie, że cokolwiek się stanie, ja już nie zejdę na złą drogę.  
- Obiecuje, że mnie nie stracisz.Przysięgam, że zawsze będę obok Ciebie kochanie-powiedziałam hamując łzy.  
Pomogłam mu się ubrać, chociaż dobrze wiedziałam, że on tego nie znosi.Tak mój synek starał się za wszelka cenę być samodzielnym dzieciakiem.W tamtym tygodniu nawet zdenerwował się na mnie, gdy po niego przyszłam pod przedszkole.Jak to wtedy powiedział? Mamo robisz mi siarę! O mało nie wybuchłam wtedy śmiechem. Oczywiście próbowałam mu wytłumaczyć, że samego nie wypuścili by go z przedszkola no, ale on się uparł i koniec.  
- Już! - zawołał dumnie  
Spojrzałam na niego i wybuchłam śmiechem.Oczywiście buty jak zawsze, były odwrotnie założone, ale już go nie poprawiałam.Chciałam by był z siebie dumny. Podałam mu jajecznicę i pomogłam założyć kurtkę.W końcu wyszliśmy z domu. Dziesięć minut później byliśmy pod przedszkolem.  
- Pa mamo! - powiedział uśmiechając się do mnie - Pa skarbie! nie długo będę - krzyknęłam, ale zapewne już tego nie usłyszał, bo był już w środku.  

- Kamilo! - usłyszałam za sobą znajomy głos  
Odwróciłam się i zobaczyłam Ernesta.Chłopak podszedł do mnie i pocałował na przywitanie.  
- Możemy porozmawiać? - zapytał  
Spojrzałam na niego i dałam mu w twarz.Oczywiście on mi oddał i podbił mi oko.Jego goryle wyszli z samochodu, ale on ich zatrzymał.  
- To jeszcze nie koniec - powiedział wchodząc do samochodu  
Kamilo co ty narobiłaś?? Co ty do cholery narobiłaś! Krzyczałam na siebie w myślach. Poczułam strach.Doskonale wiedziałam, że on mi tego nie podaruje, nie podaruje mi tego, że go upokorzyłam na oczach kumpli i bandy.Moze powinnam uciec?? zamyśliłam się.  

- Kamilo!! - usłyszałam krzyk Martina.Spojrzałam się w tył i dostrzegłam w jego oczach troskę  
- Co ty tu robisz? skąd wiedziałeś, że tu będę? - zapytałam zaskoczona - To najbliższe darmowe przedszkole obok twojego domu.Chciałem razem z Tobą odprowadzić Mateusza.Kamilo co ci się stało? - zapytał  
- Spotkanie z Ernestem.Nie potrzebnie go spoliczkowałam, to było głupie -powiedziałam łapiąc się za bolący policzek - Oddał Ci? - zapytał zdenerwowany Martin  
Kiwnęłam głową i rozpłakałam się.Przypomniał mi się sen Mateusza i rozpłakałam się na dobre  
- Ej dlaczego płaczesz?? co się stało?? - zapytał Martin - Naszemu synowi śniła się dziś moja śmierć.Byłam głupia.Nie miałam prawa wam siebie odbierać.Przepraszam - powiedziałam wtulając się w Martina  
- Już nigdy nikt cię nie skrzywdzi - powiedział Martin zostawiając mnie samą na chodniku.  

Stałam zszokowana na środku chodnika i patrzyłam jak Martin odchodzi. Zastanawiałam się, czemu tak postąpił i co miały znaczyć jego ostatnie słowa.Chwila, on chyba nie ma zamiaru zrobić nic głupiego?? Chciałam go zatrzymać, ale było za późno.Już go nie widziałam.Stałam tak jeszcze dobre kilka minut czując mokre krople na skórze.Był ostatni listopad i zapowiadało się, na szybszy przyjście zimy.A może to, po prostu pogoda nam wariuje i już jutro będzie ładnie?? nie lubiłam zimy.Zawsze kojarzyła mi się z samymi negatywnymi uczuciami.Idealnie pasowała do tego, co teraz czułam.Było mi zimno i w moim sercu, zapanował gwałtowny strach.Czułam się jakbym była w obcym mieście i nie wiedziała, gdzie iść.Jakbym była, jedyna żyjącą osobą na tym świecie.Tak, byłam tak bardzo zagubiona.Rządziły mną sprzeczne uczucia.Strach o Martina, niepewność co zrobi i strach o mojego synka.Chciałam by miał okazję poznać swojego ojca, przecież oboje mieli do tego prawo.Nie wiem w którym momencie Martin znów wkradł się do mojego serca, w którym momencie znów go na nowo pokochałam.A może, po prostu nigdy nie przestałam??Z rozmyśleń wyrwał mnie sygnał TELEFONU.Dzwonił jakiś nie znany numer.  
- Słucham? - odebrałam nie wiedząc czego się spodziewać  
- Możemy się spotkać?? - zapytał głos po drugiej stronie słuchawki - A kto mówi? - zapytałam  
- No tak gdzie moje maniery!! To ja czarek - powiedział - No dobrze.zaraz będę w klubie - powiedziałam rozłączając się.  

- Nie zgadam się!! - krzyknęłam, patrząc zdenerwowana na Czarka  
Czarek spojrzał na mnie i uśmiechnął się.Wiem byłam głupia, odrzucać taka propozycje, ale ja nie mogłam.Nie chciałam tak, po prostu zmieniać synkowi całego życia.  
- Kamilo zrozum! to nie miejsce dla małego dziecka.Ofiaruje ci wielki wygodny dom, dobre wykształcenie dla twojego dziecka i życie takie, na jakie zasługujecie - powiedział spokojnym głosem  
- A jaki jest haczyk? - zapytałam.Czarek spojrzał na mnie i posmutniał. - Znikniesz z życia Martina - powiedział.Spojrzałam na niego i poczułam słoną łzę.Nie mogłam w to uwierzyć. - Dlaczego? - zapytałam  
- Kamilo wiesz, że traktuje Cię jak córkę, ale nie mogę powiedzieć ci dlaczego.- powiedział podchodząc bliżej mnie - Nie jestem dla niego wystarczająco dobra tak? - zapytałam przez łzy - To nie tak.On Cię kocha i nie ma lepszej dziewczyny dla niego niż ty.Po prostu chcę by wyjechał na dobrą uczelnie a dopóki jesteś ty, on Cię nie zostawi - powiedział Czarek unikając mojego wzroku.  

- Szefie Szefie! - kłótnie przerwał nam ochroniarz Czarka - Czego? nie widzisz, że rozmawiam?? - zapytał zdenerwowanym głosem - Ale szefie to pilne - powiedział  
Czarek spojrzał na niego a jego twarz stała się, bardziej blada niż śnieg.  
- Dzwonili że szpitala.Martin tam trafił - powiedział załamanym głosem  
Czarek spojrzał na mnie a w jego oczach dostrzegłam strach.Bez słowa wybiegłam z klubu i chciałam zadzwonić po taxi.  
- Wsiadaj! nie mamy czasu! - krzyknął Czarek  
Spojrzałam na niego i zawahałam się.Ale po krótkiej chwili wsiadłam.Całą drogę nic się do siebie nie odzywaliśmy.  
- A jak on umrze? - zapytałam w końcu kompletnie przestraszona. Wyjęłam TELEFON i zadzwoniłam do mamy.  
- Cześć mamuś, odbierz Mateusza z przedszkola - powiedziałam roztrzęsionym głosem - Stało się coś? - zapytała mama - Jedziemy do szpitala.Martin tam jest - powiedziałam rozklejając się - Martin? - zdziwiła się mama  
Nie miałam siły jej tego tłumaczyć, dlatego się rozłączyłam.  

W końcu dojechaliśmy do szpitala i razem z Czarkiem wbiegliśmy do budynku.  
- Gdzie mój syn? - zapytał Czarek - Leży na sali 223 - odpowiedziała pielęgniarka  
Poszliśmy pod sale.W sali spotkaliśmy lekarza.  
- Państwo są z rodziny? - zapytał lekarz - Tak.Jestem jego ojcem a to jego narzeczona - okłamał lekarza Czarek  
Spojrzeliśmy na lekarza i na jego poważną twarz.  
- Chłopak miał dużo szczęścia.Nie ma zagrożenia życia.Pacjent ma parę zadrapań, złamaną rękę, ale to wszystko - powiedział odchodząc.  
Słowa lekarza powinny nas uspokoić, ale tak nie było.Oboje wiedzieliśmy, co się teraz stanie.Nie chciałam tego, nie chciałam by kolejne nie winne osoby ucierpiały, nie chciałam by znów rozpętała się wojna między gangami.Nie chciałam być wplątana w sam środek tego konfliktu, przecież miałam dla kogo żyć.Bałam się, tak bardzo się bałam, tego co się teraz stanie.W świecie przestępczym nie trzeba dużo, by zacząć między sobą wojnę a to był wystarczający powód by pozabijać się nawzajem. Przerażało mnie to, tym bardziej, że Ernest miał nad nami przewagę.Każdy się jego bał i to nie tylko u nas w mieście, ale i połowę naszego kraju.  
- My nie mamy szans - powiedziałam patrząc Czarkowi w oczy  
Czarek nic nie odpowiedział, ale miał te same obawy co ja.Przecież doskonale wiedział, że mało kto się jego nie boi.  
- Jesteście bezpieczni - powiedział Czarek przytulając mnie  
Nie byłam tego taka pewna.Nie, nie myślałam o mnie, ale o moim synku.Poszliśmy do Martina.  
- Jak się czujesz? - zapytałam gdy otworzył oczy - Musimy uciekać.Przepraszam! Nie chciałem Cię w to wpakować - powiedział  

Mimo naszych protestów, Martin wypisał się, ze szpitala.Nie mieliśmy wyboru musieliśmy wyjechać na jakiś czas.Musieliśmy uciekać.Dostałam wiadomość od Ernesta: Jeżeli nie chcesz wojny to bądź za dziesięć minut w parku.Przez chwile zawahałam się, ale zgodziłam.Nie wiedziałam tylko co powiedzieć Czarkowi i Martinowi.  
- Wszystko w porządku? - zapytał Martin łapiąc mnie w tali - Muszę gdzieś wyskoczyć.Odbierz Mateusza z przedszkola i zawieś do mnie.Tam się spotkamy - powiedziałam  
- Przecież mi go nie wydadzą - zaprotestował Martin - Zaraz zadzwonię i im wytłumaczę wszystko - powiedziałam.  
Wyjęłam numer i zadzwoniłam do przedszkola.Powiedziałam, że wyrażam zgodę na zabranie przez Martina mojego synka z przedszkola.Rozłączyłam się i poszłam na umówione spotkanie.  
  
- Spóźniłaś się! - powiedział zdenerwowany Ernest - Czyście poszaleli?? - krzyknęłam  
- Co z nim? - zapytał Ernest - Nic takiego.Przeżyje - powiedziałam  
Dziwnie czułam się w towarzystwie Ernesta, ale nie miałam innego wyjścia.Nie chciałam żadnego konfliktu z nim.Nie chciałam narażać nie winnych ludzi.Cały świat przestępczy podzieliłby się.Bronili by swoich terytorium a tego nie chciałam bo wielu dzieci straciło by swoich rodziców a nawet i oni sami mogli by zginąć, było by zbyt wielu ofiar nie mogłam do tego dopuścić.  
- Mam dla Ciebie propozycje - powiedział Ernest - Jaką? - zapytałam - Ostatnie zadanie maleńka.Musisz przewieść towar przez granice - powiedział poważnym głosem  
- Zwariowałeś? nie zajmuje się już tym - krzyknęłam  
Ernest spojrzał na mnie, nic nie mówiąc.Doskonale wiedziałam jaka jest stawka.Bałam się, ale dla dobra mojej rodziny, dla dobra dziecka postanowiłam ostatni raz się zgodzić.  
- Daj mi czas - powiedziałam - Masz tydzień i ani jednego dnia więcej - powiedział odchodząc  
Stałam na środku parku i nie wiedziałam co mam robić.No dobrze może i wiedziałam. Przede wszystkim, musiałam powiedzieć Mateuszowi kto jest jego ojcem, bo gdyby coś mi się stało to Martin się nim zajmie.Tylko co ja mam powiedzieć Martinowi i Czarkowi? co powiedzieć mamie?? nie miałam pojęcia co teraz ze mną będzie. Postanowiłam wrócić do domu.  
***  
- Cześć co tam? - zapytał Michał - Co ty tu robisz? - zapytałam patrząc na kolegę  
- Czas byś poznała prawdę - powiedział, ciągnąc mnie do samochodu  
Po rozmowie z Michałem stałam przed domem i nie mogłam w to uwierzyć. Wpakowałam się w takie bagno, że nie jest możliwa, żadna dobra decyzja.Cokolwiek postanowię, mój syn mnie straci.Albo trafie za kratki, albo mnie zabija.Jak to w ogóle jest możliwe?? jak mogło do tego dojść?? zastanawiałam się.  

- Kochanie kto to był, tym siwym samochodem?? - zapytała mama - Znajomy - skłamałam  
Dostałam wiadomość od Michała:Pamiętaj wybór należy do Ciebie.Łatwo mówić.Nie chciałam posłać ojca mojego dziecka za kratki, nie chciałam zaszkodzić Czarkowi, ani nikomu innemu.Byłam rozbita, bo nie wiedziałam co mam zrobić.Weszłam do mieszkania rozkojarzona.Nie miałam pojęcia co zrobić.  
- Mamo mamo! w przedszkolu mnie pani pochwaliła! - zawołał dumnie Mateuszek  
Podeszłam do niego i przytuliłam go.Trzymałam go chyba za mocno, bo wszyscy się na mnie dziwnie spojrzeli.  
- Kocham cię synku wiesz o tym prawda? - zapytałam głaszcząc go po policzku  
Mateuszek spojrzał na mnie i pokiwał głową.  
- Jestem z ciebie dumna - powiedziałam a jego czy zabłyszczały.Mama spojrzała na mnie i posmutniała.  
- Kochanie muszę iść zastąpić koleżankę w pracy.Poradzisz sobie? - zapytała uważnie na mnie patrząc - Tak mamo idź! Dam sobie radę.Kocham cię - zawołałam, gdy była już przy drzwiach - Ja Ciebie córeczko też - krzyknęła zamykając za sobą drzwi.  
***  

Włączyłam synkowi bajki i przyszłam do kuchni, gdzie siedzieli Martin i Czarek.Nie miałam pojęcia co mam zrobić i co im powiedzieć.  
- Stało się coś? - zapytał Martin  
Złapałam go za rękę i wyszłam z mieszkania.Chciałam z nim porozmawiać na osobności.  

- Rozmawiałam dziś z Ernestem - powiedziałam, nie patrząc mu w oczy - Co zrobiłaś?? jak to z nim rozmawiałaś?? gdzie?? kiedy? - zapytał Martin  
- No tą sprawę, którą miałam załatwić, to było spotkanie z nim.Jest szansa na pokój, jeżeli przewiozę im towar, przez granicę - powiedziałam Martin spojrzał na mnie i zbladł.Kopnął z nerwów kamień.  
- Chyba nie masz zamiaru tego zrobić?? Do diabła a jeżeli Cię złapią?? co z naszym synem?? pomyślałaś o tym?? - zawołał a w jego głosie, było pełno pretensji  
- To jedyne wyjście - powiedziałam unikając jego spojrzenia  
Martin złapał mnie i potrząsnął.Spojrzeliśmy sobie głęboko w oczy a w jego oczach były łzy  
- Nie ZGADZAM SIĘ słyszysz!! Nie zgadzam!! - krzyknął i rozpłakał się  
Podeszłam do niego i wtuliłam się w jego ramiona.Nie było słychać nic oprócz bijących naszych serc.  
- Dopiero cię odzyskałem błagam nie rób tego! - szeptał - Będzie dobrze zaufaj mi - powiedziałam - Martin ma racje nie powinnaś tego robić - powiedział Czarek stojąc tuz za nami  
Spojrzałam na nich i uśmiechnęłam się.Nie było mowy o wycofaniu się.  
- Mam do was ogromna prośbę - powiedziałam. - Zajmiemy się nim i twoją mamą, obiecuje - powiedział Czarek przytulając mnie  
Martin poszedł po Mateusza, a ja zostałam z Czarkiem na dworze.Poczekałam, aż Martin wejdzie do mieszkania.  
- Mam do ciebie jeszcze jedną prośbę - powiedziałam.Czarek spojrzał na mnie pytającym wzrokiem - Załatwisz mi najlepszego w mieście prawnika?? - zapytałam  
Czarek spojrzał na mnie i kiwnął głowa.Nie zadawał pytań.Nic nie mówił, ale zapewne podejrzewał, że policja idzie ich śladem.  
- Byli u ciebie?? - zapytał Czarek - Dziś byli.Chcą bym z nimi współpracowała - powiedziałam  
- To czemu do cholery tego nie robisz?? kiedy Kamilo ty zmądrzejesz?? nie myśl o nas tylko o twoim dziecku.Pomyśl o Mateuszku co będzie, jeżeli on straci mamę?? - zapytał Czarek  
- Mam was wydać? - zapytałam z nie dowierzaniem - Tak - usłyszałam za sobą głos Martina.Odwróciłam się i spojrzałam mu w oczy.  
- Nie mogę tego zrobić - powiedziałam wystraszona - Ale ty jesteś głupia!! dziewczyno oprzytomniej!! Mateusz Cię potrzebuje, rozumiesz to?? - zapytał wyprowadzony z równowagi Martin - Ale ciebie też - powiedziałam przytulając się do niego  
- Nic mi nie zrobią, ja jestem już czysty, nic na mnie nie mają! - powiedział spokojnym głosem - A Czarek? -zapytałam wystraszona  
- Daj mi dwa dni.Muszę wszystko załatwić i sam zgłoszę się w ich ręce - powiedział Czarek przytulając wnuka  
Spojrzałam na synka i rozpłakałam się.Jeszcze nie tak dawno, obiecałam mu, że będę przy nim a teraz miał mnie stracić.Nie chciałam do tego dopuścić, tylko czy miałam prawo odbierać mu ojca?? Spojrzałam na Martina a on się uśmiechnął.Wzięliśmy Mateusza za rękę i ruszyliśmy przed siebie.Spojrzałam na synka i poczułam ból.Ból połączony z radością.Mateusz zazwyczaj był nieśmiałym dzieckiem, ale Martina i Czarka polubił nie mal od razu.Nie mogłam się nadziwić jak szybko im zaufał i przywiązał się, do nie znanych mu osób.  

- Wuja wuja pójdziemy na zjeżdżalnie? - zapytał patrząc na Martina - Jak mama pozwoli to tak - zaśmiał się Martin  
- Nie jest za zimno?? - zapytałam czując zimno na plecach  
Mateusz spojrzał na mnie mina zbitego psa i jak zawsze zrobił tą swoją minkę, pokiwałam głową na zgodę a Mateusz uśmiechnął się.  
- Świetny dzieciak - powiedział Czarek - Czy mam prawo odbierać ci jego dzieciństwo? - zapytałam, obserwując jak syn bawi się z ojcem.Czarek nie odpowiedział.  
W odpowiedzi uśmiechnął się do mnie i poklepał mnie po plecach.Usłyszeliśmy jego płacz.  
- Co się stało? - zapytałam podbiegając do nich - Boli - zapłakał Mateusz  
Usłyszeliśmy strzały po chwili odgłos policyjnych syren.Radiowozy policyjne podjeżdżali jeden za drugim.Po chwili przyjechały też karetki, chyba ze trzy, nie byłam pewna.  
- Co się tam stało? - zaciekawił się Mateusz - Jakiś wypadek - odpowiedział mu Martin  
Martin wziął na ręce Mateusza i postanowił zanieść do domu.  
- Kocham cię wuju - powiedział Mateusz przytulając go. - Ja ciebie też Mateuszku -odpowiedział  
- Pójdę zobaczyć co się stało - szepnął Czarek  
Spojrzałam na niego i zaniemówiłam.Nie podobało mi się to.Wypadek to tylko wymówka dla Mateusza a my, usłyszeliśmy strzały.Podejrzewałam, że to jakaś mafia miała, między sobą porachunki.  
- Nie idź - szepnęłam łapiąc go za rękę  
Mimo naszych protestów i próśb Czarek poszedł.Nie podobało nam się to, ale ze względu na Mateusza, nic się nie odzywaliśmy, nie chcieliśmy go martwić.Mimo nieśmiałości Mateusz, był dojrzały jak na swój wiek.Nie całe pół godziny później byliśmy już w domu.  

- Przyniosę wodę i plaster - powiedziałam idąc do łazienki  
Wróciłam z woda i zalałam mu ranę.Założyłam plaster i włączyłam bajkę.Ja z Martinem poszliśmy do kuchni porozmawiać.  
- Kiedy mu powiemy? -zapytałam patrząc na Martina - To jeszcze nie czas - powiedział Martin smutnym głosem  
- A kiedy będzie czas?? Martinie dni uciekają, ja będę musiała jechać po ten towar-powiedziałam.Martin spojrzał na mnie podnosząc jedną brew.  
- A jednak cię nie przekonałem? - powiedział smutnym głosem - Przykro mi, ale nie - rzekłam.Usłyszeliśmy krzyk synka. - Ja do niego pójdę - powiedział Martin  
Podeszłam do okna i oparłam się o parapet.Wzięłam szklankę z gorącą czekoladą w rękę i upiłam łyk.Poczułam gorąco na ciele, spojrzałam za szybę i rozmyślałam co się jeszcze wydarzy.Z pokoju dziecięcego usłyszałam śmiechy, to Martin bawił się z synem.Delikatnie zajrzałam do pokoju, nie chcąc im przeszkadzać.Poczułam smutek, bałam się, że mój syn w końcu zostanie sam, Poczułam tak wielki smutek, że  
rozrywało mi serce, zakręciło mi się w głowie i usiadłam na bujanym fotelu.  

Usłyszałam dzwonek do drzwi.Podniosłam się z łózka i podeszłam do drzwi, otworzyłam i zobaczyłam dwóch funkcjonariuszy.  
- Musi pani jechać z nami -powiedział jeden z nich, mój dawny znajomy Michał  
Do drzwi podbiegł Mateusz, spojrzał na mnie smutnymi oczami i podbiegł przytulając się. - Zaczekam tu na ciebie mamo - powiedział.  
Spojrzał mi prosto w oczy, ale nie płakał, jak zawsze udawał twardego, dorosłego człowieka.Chciałam na niego krzyknąć płacz, nie zamykaj się, ale nie miałam możliwości bo już mnie zabierali.Ostatni raz spojrzałam w oczy Mateusza i zapłakałam.  
- Kocham cię - krzyknęłam, ale drzwi już się zamknęły.W oknie zobaczyłam smutne oczy synka, dopiero z daleka ujrzałam jego łzy.Uśmiechnęłam się, sama do siebie i poczułam ulgę.Mój synek wreszcie zaczął płakać. Obudziłam się na fotelu, rozejrzałam dookoła, ale w pokoju nikogo nie było.Poszłam do pokoju synka i zobaczyłam śpiących chłopaków.To tylko zły sen. Ubrałam się i poszłam do Ernesta  

Otworzyłam drzwi i wyszłam z mieszkania.Na dworze robiło się już szaro a na ulicach było coraz mniejszy ruch, chodziło jeszcze parę par i młodych podpitych osób. Rozejrzałam się naokoło, po drugiej stronie ujrzałam mężczyznę w brązowym płaszczu kiwnęłam do niego ręką, bo wydawało mi się, że to Czarek, ale po chwili on już znikł za rogiem, Widocznie musiałam się pomylić.Szłam dalej przed siebie a w głowie miałam jedną myśl: Co z Czarkiem?? czy nic mu nie jest?? Usłyszałam trąbienie samochodu, rozejrzałam się i zobaczyłam małą, drobną postać.To była mała dziewczynka na oko miała gdzieś może z sześć, siedem lat.Zastanawiałam się, co małe dziecko robi same wieczorem w tak niebezpiecznej dzielnicy.Chciałam podejść, ale usłyszałam czyjś głos.  
- Kamilo to ty?? - usłyszałam radosny głos kobiety  
Wejrzałam w tył i zobaczyłam Jolę.Uśmiechnęłam się do niej i przywitaliśmy się całusem w policzek.  
- Co ty tu robisz sama?? z kim jest Mateusz?? - dopytywała się przyjaciółka  
- Z ojcem - odpowiedziałam patrząc jej w oczy - Z Martinem?? odnalazł cię? -zapytała wciągając powietrze by się uspokoić.Kiwnęłam głową, ale jej nie odpowiedziałam. Zaczęło się ściemniać a ja miałam jeszcze kawał drogi do przejścia.  
- Porozmawiamy jutro a teraz wybacz, ale się spieszę - powiedziałam całując ja na pożegnanie.Chciała coś powiedzieć, ale zamilkła w pół słowa.  

Uszłam kawałek i zobaczyłam znajomy samochód, auto zatrzymało się i wyszedł Ernest.  
- Cześć kociaku! Co ty tu robisz sama w tej dzielnicy? - zapytał uśmiechając się  
- Szłam do ciebie - odpowiedziałam  
Ernest z uwagą mi się przyglądał a ja czułam, jak serce podchodzi mi o gardła.  
- To słucham.Co było takie ważne, że szłaś przez pół miast do gangstera - zaśmiał się Ernest - Do przyjaciela - powiedziałam wahając się  
Ernest spojrzał na mnie i uśmiechnął się kącikami ust.  
- Ja nie mogę Erni. Mam małe dziecko jak chcesz zabij mnie tu i teraz, ale nie zrobię tego - powiedziałam patrząc mu w oczy - Przyszłaś by mi o tym powiedzieć prosto w twarz?? - zapytał zdziwiony chłopak  
- Wiesz, że cię szanuje, ale mam dziecko.A jak nas złapią?? co w tedy?? - zapytałam a w moim głosem rządziła złość - I tak na razie przerwaliśmy akcje.Policja idzie naszym tropem, Martina i Czarka tez.A tak nawiasem słyszałaś? - zapytał Ernest.Z zaciekawieniem spojrzałam na jego twarz.  
- Zginał Karol.Jego ojciec obiecał pomścić jego śmierć.Szykuje się prawdziwa bitwa. Radził bym ci, wyprowadzić się z tej dzielnicy - powiedział Ernest.Naszą rozmowę przerwały strzały i biały samochód  
- Aha o wilku mowa.Siadaj podrzucę cię do domu - szepnął otwierając drzwi. - Ani mi się wasz! zostaw ją, bo cię aresztuje! - usłyszeliśmy głos Michała  
Ernest spojrzał na niego i wyjął broń a ja zamarłam.- Nie rób tego - powiedziałam błagalnym głosem.Ernest uśmiechnął się do mnie i odjechał piskiem opon.  


- Dziewczyno co ty tu robisz?? Co ty w ogóle robisz?? - usłyszałam zdenerwowany głos Michała  
- Też się czeszę, że cię widzę - powiedziałam siadając do jego auta  
- Rozumiem, ze mam cię odwieźć? - zapytał  
Uśmiechnęłam się i po chwili ruszyliśmy do mojego domu.Po paru minutach byliśmy przed moim mieszkaniem.  
- Kamilo! zastanowiłaś się nad moją propozycją? - zapytał otwierając mi drzwi  
- Daj mi czas.Niech Czarek sam sobie wszystko pozałatwia a potem obiecał mi, że odda się w wasze ręce - poprosiłam  
- A Martin?? - zapytał - Jest czysty - odpowiedziałam  
- Wyjedź!! Robi się coraz goręcej i lada moment wybuchnie wojna między gangami.Nie chce byś brała w tym udział - powiedział czułym głosem  
- Dam sobie radę.Dzięki za wszystko - powiedziałam wchodząc do domu.  
- Kamilo! następnym razem jak będę na służbie będziesz miała problemy - krzyknął, a ja zamarłam.  

Weszłam do domu i zobaczyłam palące się światło.Problemy to ja już miałam.  
- Gdzie byłaś?? - usłyszałam zdenerwowany głos Martina  
Nie odpowiedziałam.Patrzyłam na zimne oczy chłopaka i zamarłam.Takiego złego jeszcze go nie widziałam.  
- Gdzie byłaś?!? - zapytał ponownie.Znów mu nie odpowiedziałam.Martin wstał z krzesełka i podszedł do mnie.  
- Pytam ostatni raz gdzie byłaś?? - zapytał patrząc mi w oczy  
- Mamo, mamo!! - usłyszeliśmy krzyk Mateusza  
- Jesteś z siebie zadowolony??obudziłeś go! - warknęłam, zostawiając go samego  
Martin złapał mnie za rękę a ja poczułam ból.  
- Mamoooo - usłyszeliśmy krzyk syna  
- Puść ty idioto.Dziecko nam płacze! - warknęłam zła nie na żarty.Martin puścił moją rękę a ja poszłam do synka.  
- Jestem tu nic ci nie grozi.Jestem tu - powtarzałam, głaszcząc go po policzku. - Nie zostawisz mnie prawda?? wuja kłamał? - zapytał przestraszonym głosem  
Spojrzałam w oczy dziecka i zamarłam.On płakał.Po raz pierwszy płakał ze strachu. Co ten idiota mu nagadał??  
- Wuja ci tak powiedział? - zapytałam z niedowierzaniem - Nie mi, przez TELEFON - powiedział unikając mojego wzroku  
- Mateuszku nie kłam - powiedziałam najspokojniej jak umiem - Nie zostawisz?? - zapytał po raz kolejny - Spójrz na mnie - poprosiłam, Oczy dziecka skierowały się w moją stronę.  
- N-I-E- Z-O-S-T-A-W-I-E C-I-Ę - przeliterowałam by zrozumiał  
Mateusz uspokoił się i wtulony w moje ramiona, po paru minutach zasnął.Poczekałam jeszcze z dziesięć minut dla pewności i gdy, już byłam spokojna, że dziecko twardo śpi wyszłam z jego pokoju..  

Wparowałam do kuchni i wyciągnęłam Martina za rękaw.  
- Co ty mu do jasnej cholery powiedziałeś?? co ty mu powiedziałeś? - warknęłam dając mu w twarz - Spokojnie - powiedział próbując mnie uspokoić  
- Spokojnie??!! Małe dziecko pyta się, czy go nie zostawię a ty mi mówisz spokojnie??- warknęłam na cale gardło.Martin próbował złapać mnie w ramiona i przytulić, lecz go odepchnęłam.- Wynoś się i to natychmiast!! precz mi stad! - nie panowałam nad swoimi słowami  
- Nie masz prawa pozbawiać mnie syna - powiedział a w jego głosie był strach, połączony ze złością  
- Syna???? nie używaj słów, których nie rozumiesz!! Gdzie byłeś przez te wszystkie lata, no gdzie?! - krzyknęłam zdecydowanie za głośno.Na całej dzielnicy światła pozapalały się a więc, połowa już sąsiadów słyszała naszą kłótnie. - Wynoś się!! no gdzie byłeś gdy nasz syn potrzebował ojca?? i ty się nazywasz jego tatą?? wynoś się! - nie panowałam już nad swoją złością.  
- Nie! On nigdzie nie pójdzie! - usłyszeliśmy roztrzęsiony głos Mateusza  
Spojrzeliśmy na niego i zaniemówiliśmy.On tu był i słyszał naszą kłótnie. Zastanawiałam się jak długo tu stał i ile słyszał.  
- Kochanie wracaj do łóżka - poprosiłam - Nie! ja chce do taty! - zawołał i rozpłakał się  
Martin spojrzał na mnie i uśmiechnął się a ja zamarłam.Poczułam taki mocny ból w sercu, że zachwiałam się na nogach i upadłam.  
- Nic ci nie jest? - zapytał Martin podbiegając  
Mateusz stał oceniając sytuacje.Widziałam w jego oczach strach, ale nie podbiegł do mnie.Odwrócił się i pobiegł do domu.  
- Straciłam syna.Idź za nim - rozpłakałam się.  
Martin znikł w domu a ja nadal klękałam na zimnej posadzce w ganku i zastanawiałam się, nad słowami dziecka.Nie chciałam by w ten sposób, dowiedział się o ojcu. Weszłam do domu, z jego pokoju usłyszałam ich kłótnie i płacz Mateusza.Chciałam tam iść, ale usłyszałam pukanie do drzwi.Otworzyłam i zobaczyłam Czarka z rannym Albertem.Puściłam ich do środka i spojrzałam wyczekiwanie na Czarka.Chciałam by wyjaśnił mi całą tą sytuację.Przez chwile zawahałam się, czy dobrze zrobiłam wpuszczając ich.Czarek był przestępcą a ja miałam w mieszkaniu rannego mężczyznę, ale przecież oni byli moją rodziną.Alberta traktowałam jak wuja a Czarek zawsze był, dla mnie jak ojciec.  
- Nie chcę nic wiedzieć - powiedziałam w końcu - Słusznie, im mniej wiesz tym jesteś bezpieczniejsza - odezwał się Czarek  
Zastanawiałam się, nad zachowaniem Mateusza, nie chciałam by przeraził się widokiem takiej ilości krwi.Potrzebowaliśmy lekarza i to natychmiast a pomóc nam w tym mogła tylko jedna osoba.  

Wzięłam telefon do ręki i wybrałam znajomy numer.  
- Cześć Damian możesz do mnie wpaść?? - zapytałam dawnego kolegę  
Rozłączyłam się i uszykowałam potrzebne rzeczy, do wyjęcia kuli.Może to dziwne, ale od Damiana miałam w domu prawie całą apteczkę, tak na wszelki wypadek.U nas w dzielnicy, nigdy nie wiadomo kiedy oberwie się kulą a mając małe dziecko taka apteczka jest bardzo potrzebna.Z pokoju Mateusza wyszedł Martin.  
- Mały śpi? - zapytałam unikając jego wzroku  
Nie dopowiedział a pokiwał głową.Spojrzałam na niego wciąż unikając jego spojrzenia i poczułam łzy, ukrywające się pod powiekami.Gdy spotkałam Martina walczyłam z ponownym uczuciem do niego, w końcu uwierzyłam, że będziemy razem szczęśliwi a teraz już sama tego nie wiedziałam.Chyba od nowa walczyłam z miłością do niego, bo tym razem po naszej kłótni, chciałam go przestać kochać, chciałam lecz nie umiałam.  
Martin pomógł Czarkowi położyć Alberta na łóżku, a ja podałam mu zaszczyk z morfiną.Tylko tyle mogłam zrobić, bo tylko tyle umiałam.Przez jakiś czas uczyłam się od Damiana, nie których rzeczy, ale później mój zapał znikł a teraz tak bardzo żałowałam, że nie chciałam nauczyć się więcej, bo teraz mogłabym uratować mu życie.Wreszcie usłyszałam dzwonek do drzwi i wpuściłam, tak bardzo oczekiwanego gościa.Moim oczom ukazał się, wysoki brunet o niebieskich oczach.Spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się kącikami ust.  
- Cześć co się dzieje? - zapytał w końcu Damian  
Nic nie odpowiedziałam, tylko pokazałam mu rannego Alberta.Damian spojrzał na mnie, ale odwróciłam wzrok.Widziałam po jego zachowaniu, że nie bardzo, podoba mu się całą ta sytuacja i, że się boi.  
- W co ty się znów wpakowałaś? - zapytał próbując spojrzeć mi w oczy  
- Im mniej wiesz tym lepiej - odezwał się nie przyjemnym głosem Martin  
Chłopaki spojrzeli na siebie a ja w oczach Martina zobaczyłam zazdrość.Na Boga, czy on zawsze taki będzie?? czy zawsze będzie robił mi awanturę o każdego kolegę??  
- Damian proszę cię, pomóż nam - powiedziałam błagalnym głosem  
Damian uśmiechnął się, tak jak kiedyś i zabrał się za wyciąganie kuli.Godzinę później Albert leżał już owinięty bandażem a Damian szykował się do wyjścia.Spojrzałam na niego z wdzięcznością i uśmiechnęłam do niego.Tak bardzo żałowałam, że kiedyś go źle potraktowałam.  
- Gdyby coś się działo dzwoń na mój numer - powiedział Damian.Odprowadziłam go do wyjścia i zamknęłam za nim drzwi.  
- Co się stało?? -zapytał Martin.Zostawiłam ich samych i poszłam się położyć, bo od tego wrażenia pękała mi głowa.  
- Ja idę spać, mam dość wrażeń jak na jeden dzień - powiedziałam patrząc na Martina  
Czarek spojrzał raz na mnie, raz na Martina i zamilkł.Chyba domyślił się, ze mieliśmy dzisiaj sprzeczkę, tylko zastanawiałam się czy wie, że jego syn jest agresywny?? Wciąż nie mogłam zrozumieć, ani pojąć jak mógł mnie złapać za rękę i mocno ją trzymać? Czy posunął by się więcej i uderzył mnie?? Nie dawało mi to spokoju. Poszłam do pokoju i przymknęłam drzwi, zmęczona i zagubiona położyłam się na  
łóżko i rozpłakałam się.Po paru minutach usłyszałam pukanie do drzwi.  
- Można? - zapytał Martin wchodząc do środka.Spojrzał na moją siną rękę i usiadł na łóżku a ja też, usiadłam obok niego.  
- Mocno cię boli?? - zapytał nie spuszczając wzroku z siniaka na mojej ręce.Spojrzałam na niego i zamknęłam oczy.Nie wiedziałam co mam teraz ze sobą zrobić.  
- Nie, da się wytrzymać - powiedziałam unikając jego wzroku  
Naprawdę nie wiedziałam co teraz powinnam zrobić, wybaczyć mu i dla dobra synka z nim być? czy po prostu kazać mu z niknąć z mojego życia.Zamknęłam oczy czując jego dotyk.Spojrzałam na niego a w jego oczach zobaczyłam pożądanie z zazdrością. W mgnieniu sekundy jego oczy błyszczały a twarz przypominała znajomy mi już wyraz.Wiedziałam, że za chwile znów nad sobą nie zapanuje.  
- Kim był ten Damian? - zapytał a w jego oczach widziałam błysk szaleństwa  
- Znajomym - odpowiedziałam czując przyspieszony puls  
- Na pewno nikim więcej? - zapytał patrząc mi głęboko w oczy.Nie wiem w którym momencie zasnęłam.Obudziła mnie czyjaś kłótnia, przez uchylone drzwi usłyszałam tylko fragment rozmowy, więc postanowiłam zejść do kuchni. Zajrzałam do pokoju Mateusza, dziecko twardo spało, no tak jego nawet, gdyby z łóżkiem wynosili, nie obudziło by go to.  

Zeszłam do kuchni, wciąż zastanawiając się, nad czym tak głośno rozmawiali.Gdy zauważyli moją obecność, zamilkli.Zastanawiałam się, co takiego przede mną ukrywają, lub o czym nie chcą mi powiedzieć.Rozejrzałam się po mieszkaniu, ale po Albercie nie było śladu.  
- Gdzie Albert?? - zapytałam patrząc na zdenerwowaną twarz Czarka  
Czarek spuścił wzrok, unikając mojego spojrzenia.Popatrzyłam na Martina, lecz on też zachowywał się, jakby nic się nie stało.  
- Gdzie Albert? - ponownie zapytałam patrząc na plamę krwi na łóżku  
Jednak znów nie dostałam odpowiedzi.Spojrzałam na stojących obok mnie ludzi i odpuściłam.Nie wiedziałam co się tu dzieje, ale coraz niej podobała mi się, ta cała sytuacja.Spojrzałam ostatni raz w ich stronę i odpuściłam.Przez okno zobaczyłam czarny samochód, domyśliłam się, czyj on był.  
- Co tu się do jasnej cholery dzieje?? co tu robi samochód Leona?? - zapytałam patrząc na zaskoczoną twarz Martina  
Tak zapewne zaskoczony był, skąd znam samochód największego mafioza w naszym kraju, ale ja sama tego nie pamiętam.Poznałam go chyba przypadkiem, gdy jeszcze pracowałam dla Ernesta.To dzięki niemu tak naprawdę, nic mi się tam nie stało.Co jak co, ale szacunek do kobiet to on ma.Dzięki niemu byłam bezpieczna, ale teraz to nie ważne, zginął jego syn a w pomszczeniu rodziny on jest bezwzględny.  
- Boże co on tu robi? - zapytałam przerażona  
Dopiero teraz, zrozumiałam co tu się dzieje.Jesteśmy na celowniku.Gdyby chciał podpaliłby, albo wysadził mój dom i to na oczach całego miasta a nikt, nie zrobił by nic, by go powstrzymać.  
- Na razie jesteśmy bezpieczni - powiedział Martin, chyba sam w to nie wierząc  
Ale co w tej sytuacji oznaczało słowo bezpieczni?? czy miało jakąkolwiek wartość?? wydawało mi się, że nie.Samochód odjechał a my poczuliśmy, co oznacza bezpieczeństwo.  
- Nie mamy wyjścia synu - powiedział Czarek smutnym głosem  
Nie wiedziałam co to oznacza, ale po słowach Czarka, na pewno nic dobrego.Czarek wyszedł z mieszkania a Martin sięgnął po moją komórkę i wykręcił numer Michała.Nie bardzo wiedziałam co się dzieje, bo czułam się, jak w amoku.Miałam wrażenie, że wszystko dzieje się po za mną a ja, nie mam już nad niczym kontroli.  
- Co tu się dzieje? - powiedziałam wystraszonym głosem  
Martin podszedł i przytulił mnie a ja zapomniałam o wszystkich obawach i wtuliłam się w jego ramiona.Nie wiedziałam co teraz się stanie, ale czułam, że to dopiero początek porachunku mafii.W co ja się wpakowałam?? w co ja się wpakowałam?? powtarzałam w myślach jakby to miało sprawić, że coś to zmieni. Staliśmy przytuleni na środku mieszkania, gdy usłyszeliśmy dzwonek do drzwi.Byłam pewna, że to Michał i otworzyłam drzwi, nie zachowując ostrożności.Do pomieszczenia wszedł Ernest.  
- Co ty tu robisz? - zapytał Martin zaciskając pięść  
- Przyszedłem w sprawie pokojowej.Chcę Wam pomóc - powiedział patrząc wciąż na mnie  
Nie było to za dobrym pomysłem, ale potrzebowaliśmy wsparcia, choćby w ukryciu naszego syna.Nie odezwałam się nic, tylko poszłam do pokoju Mateuszka.Stanęłam  
oparta o ścianę i nie spuszczałam z niego wzroku.Jakoś nie mogłam wyobrazić sobie, że coś mogło by, stać się mojemu synowi.Nie było wyjścia postanowiłam sięgnąć po broń.Po raz pierwszy od lat, miałam w ręku rewolwer, który dostałam od Alberta.Gdy mi go dał od razu schowałam go, głęboko w ścianie, by ani mama, ani nikt inny go nie odnalazł.  
- Skąd to masz? - zapytał Martin patrząc na spluwę w mojej dłoni  
- A czy to ważne?? potrzebujemy broni i doskonale o tym wiecie - powiedziałam unikając ich wzroku  
Chłopaki spojrzeli na mnie i zamilkli.Nie mieli wyjścia, tym razem to ja miałam racje.Potrzebowaliśmy broni i taki był fakt.  
- Cokolwiek się stanie, nasz syn mnie nie straci - obiecałam sobie w duchu.  
Do mieszkania wreszcie, dotarł Michał.Spojrzał na broń której jeszcze nie zdążyłam schować i przełknął ślinę.  
- Co ty wyprawiasz?? - zapytał odciągając mnie na bok  
- Zabije go!! Mateusz będzie bezpieczny - powiedziałam zamykając oczy  
Tak on będzie bezpieczny, ale co później będzie z nim? Kto się nim zajmie, gdy jego matka będzie w więzieniu?? śniłaś mi się, że umarłaś mamo!-usłyszałam jego wystraszony głos.Postanowiłam dopuścić, by jego sen nie miał nic wspólnego z rzeczywistością.

Patrzyłam na Martina trzymając w ręku broń, sama jeszcze nie wiedziałam co mam zrobić.Stałam na środku pokoju, rozmyślając nad sposobem zabicia Leona, gdy do pokoju wszedł Mateuszek.  
- Mamo! mamo! - krzyknął patrząc na mnie wystraszoną miną  
Spojrzałam na synka i ukucnęłam obok niego.Nie wiedziałam co mu się śniło, ale na pewno nic miłego.Martin podszedł do nas i przytulił synka a pozostali poszli do kuchni, zostawiając nas samych.  
- Kocham Was - powiedziałam przytulając synka i Martina  
Mateusz spojrzał na mnie i przerażony przytulił się do Martina, dopiero w tym momencie przypomniałam sobie, że wciąż w ręce trzymam rewolwer. Chciałam go schować, ale na to było już za późno.Zastanawiałam się, co powiedzieć synkowi.  
- Pamiętasz kochanie swój pistolet w pokoju?? Mama ma podobną zabawkę, ale odda ją innym dzieciom - powiedział Martin ratując sytuacje - A czemu odda? - zapytał patrząc z zaciekawieniem na ojca - Bo inne dzieci mają mniej zabawek niż ty a też potrzebują czymś się pobawić - powiedzieliśmy  
W oczach dziecka zobaczyliśmy smutek.Przez chwile zamilkł i po chwili pobiegł do pokoju.Mieliśmy nadzieje, że dał się przekonać w tą wersję i nie będzie dalej drążył tematu pistoletu.Po paru minutach zobaczyliśmy Mateusza niosącego torbę zabawek.  
- Daj im mamo i to! Ja mam ich za dużo a oni wcale - powiedział dumnie synek  
Spojrzałam na niego a w moich oczach pojawiły się łzy.No tak już zapomniałam jakie dobre serduszko, ma nasz syn.Podeszłam do niego i zabrałam od niego ciężką torebkę a on odetchnął z ulgą.  
- Kocham Cię synku - powiedziałam.Mateuszek podszedł i przytulił się do mnie a do domu wróciła mama.  
- Zostaniesz z babcią?? mama pojedzie zanieść te zabawki  
Mama spojrzała na nas, nie wiedząc o co chodzi, ale pokiwała głowa i została z małym a ja z Martinem pojechaliśmy do domu dziecka, zawieść im zabawki.Wyszliśmy z domu i skierowaliśmy się w stronę auta.  
- Dziękuje Ci - powiedziałam mocniej ściskając jego dłoń  
Martin nic nie odpowiedział.Objął mnie i ruszyliśmy samochodem do domu dziecka.  

Na miejscu byliśmy jakieś dwadzieścia minut później.Weszliśmy do dużego budynku, napisanego dom dziecka i zamilkliśmy.Na sam widok tych biednych samotnych dzieci serce się krajało.Postanowiłam za wszelką cenę, pomagać tym biednym dzieciom, tylko nie wiedziałam jak.  
- Dzień dobry jestem dyrektorką domu dziecka, w czym mogę pomóc?? - usłyszeliśmy miły głos starszej kobiety  
- Dzień dobry, razem z mężem przynieśliśmy zabawki dla dzieci.Nasz synek postanowił pomóc dzieciom - powiedziałam uśmiechając się  
Spojrzałam na radosne oczy kobiety i wiedziałam, że dobrze zrobiliśmy, tylko zdawałam sobie sprawę, że takie coś jest za mało.Chciałam jakoś w inny sposób, pomóc jeszcze tym dzieciom.  
- Proszę mi powiedzieć w jaki jeszcze inny sposób można pomóc tym dzieciom? -zapytałam patrząc na Martina  
Dyrektorka zaprosiła nas do gabinetu i opowiedziała o zbiórce którą prowadzą, opowiedziała też skrócie o dzieciach i o ich potrzebach a ja już wiedziałam, że nie zostawię ich bez pomocy.  
- Do wiedzenia - powiedzieliśmy wychodząc z jej gabinetu  
Tuż przed budynkiem zobaczyliśmy znajomy samochód.To był Leon, śledził nas, tylko nie wiedzieliśmy co zamierza.Chcieliśmy go minąć, ale zagrodził nam drogę.  
- Musimy porozmawiać - powiedział patrząc w naszą stronę - Kochanie idź do samochodu a ja zaraz przyjdę - powiedział Martin całując mnie - Nigdzie nie idę - zaprotestowałam.Spojrzałam na chłopaków i ruszyliśmy w stronę samochodu Leona.  

Obudziłam się w naszym samochodzie.Nie wiedziałam co się stało i co ja tu robię. Byłam cała zakrwawiona a w ręce trzymałam broń.Boże co ja zrobiłam?? Na poliku i na bluzce miałam krew.Wszędzie była krew, w samochodzie, na moich rękach i na moim ubraniu.Roztrzęsiona rozejrzałam się naokoło, nigdzie go nie było.Boże co ja zrobiłam?? gdzie jest Martin?? co ja zrobiłam?? W głowie miałam coraz więcej  
pytań bez odpowiedzieć.Nie wiedziałam co się stało i nie wiedziałam gdzie on jest.Co ja do cholery zrobiłam?? No co?? Nic nie pamiętałam od momentu samochodu Leona, pustka, zupełna dziura w głowie zupełnie tak, jakbym wyparła z pamięci ostatnie  
wydarzenie.A jeżeli ja kogoś zabiłam??jeżeli ja pójdę siedzieć? jeżeli Martin nie żyje?? bałam się, tak bardzo się bałam.Nie, nie mogłam tu siedzieć i czekać aż złapie mnie policja, musiałam działać, by wyjaśnić całą tą sytuacje, ale co miałam robić? gdzie iść?? na pewno nie mogłam zostać tu! Otworzyłam drzwi i wyszłam z samochodu, postanowiłam jechać taksówką, bo autobus nie wchodził w grę.Tuż obok mnie  
zatrzymał się Czarek, nie wiedziałam co się stało i co on tu robi.  
- Wsiadaj, nie mamy czasu! - powiedział otwierając mi samochód  
Spojrzał na mnie, ale nie zadawał pytań, wyglądało na to, że wie więcej ode mnie. Mimo, że nic nie wiedziałam, nie pytałam, chyba tak naprawdę bałam się tego, co mogę usłyszeć, bałam się, że mogłam kogoś zabić.  
- Martin miał wypadek - powiedział krótko Czarek  
Boże co on mówi?? Przez moją głowę, przeleciało coraz to więcej pytań a pierwsza z nich to, to, czy miałam z tym coś wspólnego.Chciałam zapytać Czarka, ale bałam się odpowiedzi.Nic się nie odzywałam, jechaliśmy w milczeniu, nie wiedząc dokąd.Teraz było mi już wszystko jedno, nawet mogli by mnie zabić i by mnie to nie obchodziło. Obchodził mnie tylko mój syn, nic więcej.Nie pytałam dokąd jedziemy, ani co z Martinem, tak naprawdę o nic nie pytałam.Nic nie chciałam wiedzieć, nadal byłam w szoku i nie wiedziałam co się wydarzyło.Zatrzymaliśmy się w małym domku za miastem.Dom był opuszczony i droga do niego znajdowała się prze las.  
- Gdzie my jesteśmy?? - zapytałam  
Nie dostałam odpowiedzi.Wysiedliśmy z samochodu i weszliśmy do domku.Tego co tam zobaczyłam, nigdy bym się nie domyśliła.  
- Cześć Kamilo - usłyszałam znajomy głos.  
Spojrzałam na Filipa i nie wiedziałam, co mam mu powiedzieć.Nie podobało mi się to, że on jest w to zamieszany, nie ufałam mu i nie zamierzałam powierzać mu mojej wolności a nawet życia.Nie odpowiedziałam mu, chciałam wyjść, ale złapał mnie za rękę i mocno przetrzymał.  
- Co tu się dzieje? - zapytałam w panice  
Drzwi otworzyły się i weszli Ernest, Michał i jakiś nie znajomy, jeszcze chłopak z policyjną oznaką.No tak policja to mam przechlapane -pomyślałam.Rozejrzałam się nerwowo po mieszkaniu, szukając drogi ucieczki, niestety nigdzie jej nie było.  
- Może mi ktoś wytłumaczyć co się tu dzieje?? co się tam wydarzyło? - pytałam  
Mężczyźni spojrzeli na siebie i uśmiechnęli się a ja nadal nie wiedziałam co tu jest grane.Michał spojrzał na mnie i złapał mnie za rękę, jego dotyk był bardzo delikatny a jego dłoń, ciepła.Spojrzał na mnie ciepłym wzrokiem i delikatnie, ale stanowczo gdzieś mnie prowadził.Nie wiedziałam dokąd idziemy, ale jemu jako jedynemu facetowi tutaj obecnemu, ufałam.  

- Może ty powiesz mi co jest tu grane?? - poprosiłam  
Michał spojrzał na mnie i uśmiechnął się.Wyszliśmy z domu i stanęliśmy na przeciwko siebie.Wietrzyk chłodził moje ciało a jego usta koiły moją duszę.Chciałam tylko jedno wiedzieć, czy Martinowi nic nie jest  
- Co z Martinem?? - zapytałam czując wielki strach - Nie bój się żyje - odpowiedział krótko Michał  
Poczułam wielką ulgę i nie zadawałam więcej pytań.Nie chciałam nic więcej wiedzieć, bo prawda mogła by mnie zabić.Zobaczyliśmy nadjeżdżający samochód.Auto zatrzymało się i z niego wysiadło czterech mężczyzn.Dwóch z nich nie znałam, trzecim był Albert a czwartym Martin.Martin?? Pobiegłam i rzuciłam się mu w ramiona.  
- Żyjesz! Ty żyjesz! krzyczałam nie mogąc uwierzyć, że znów jesteśmy razem  
Jednak był jakiś inny, nie obecny.Odepchnął mnie i razem z mężczyznami wszedł do mieszkania zostawiając mnie z Michałem samą.  
- Daj mu czas - usłyszałam ciszy szept Michała  
Spojrzałam na niego i wybuchnęłam płaczem.Za co on mnie tak traktuje?? no za co?? nie rozumiałam go i nie chciałam rozumieć.Nie wiedziałam co się dzieje, co ja tam zrobiłam i czemu byłam całą we krwi, nie rozumiałam nagłego chłodu ze strony Martina i coraz bardziej czułam się zagubiona całą tą sytuacją.  
- Chodźmy do mieszkania - powiedział Michał.Jednak ja nie chciałam iść.Usiadłam na ziemi i rozmyślałam w ciemnościach. - Dlaczego on jest taki zmienny? dlaczego mnie tak traktuje? - zapytałam Michała  
- Bo się o ciebie boje - usłyszałam Martina głos  
Odwróciłam się i spojrzałam mu w oczy.W nich zobaczyłam troskę połączona ze strachem.Mówił prawdę, bał się o mnie a ja głupia zastanawiałam się, czy jest mi wierny.  
- Co się tam wydarzyło?? - zapytałam  
Martin nie odpowiedział.Wypuścił mnie z ramion, nie patrząc mi w oczy.Unikał mojego spojrzenia i tego tematu., bałam się, że on zacznie, unikać i mnie.  
- Nie wracajmy do tamtego dnia, proszę cię - usłyszałam jego błagalny głos  
Pokiwałam głową na ZNAK zgody i jeszcze raz, przytuliłam się do niego, zaciągając się zapachem jego perfum.Usłyszeliśmy głos Filipa i dopiero teraz, przypomniało mi się, że on tu jest.Zastanawiałam się, jak długo podsłuchiwał naszą rozmowę i czy dlatego, Martin nic nie chciał mi powiedzieć, co oni wszyscy ukrywają??  
- Kocham Cię - usłyszałam głos Martina  
Zamknęłam oczy, by ta chwila byłą jeszcze piękniejsza.Tego było mi potrzeba, wyznania jego miłości i deklaracji, że wszystko się ułoży, niestety tego ostatniego nie dostałam.Z mieszkania wyszło kilkoro mężczyzn kierując się w stronę samochodu. Bałam się, tego co nie długo się stanie.  
- Czas na mnie - usłyszałam głos Martina  
Nie wiem czemu, ale przeczuwałam, że tak będzie.Czułam, że on się ze mną żegna i, że szykuje się coś ostrego.Michał podszedł i przetrzymał mnie a Martin poszedł do samochodu.Ostatni raz spojrzałam na Martina, uśmiechnął się i wsiadł do odjeżdżającego samochodu.Tak bardzo się bałam tego, co chcą zrobić  

Długo stałam patrząc w stronę w którą odjechał samochód, wciąż czułam na wargach smak jego ust.Nie docierało do mnie, że on odjechał zostawiając mnie.Nie wiedziałam co się działo i co szykują.Nadal nie wiedziałam co się, wtedy stało, nadal nie wiedziałam co zrobiłam, ale czułam, że oni próbują mnie przed czymś ochronić, bo jak inaczej wytłumaczyć to, że Martin zostawił mnie samą i wywiózł daleko od syna??ale co w tym miała wspólnego policja??  
- Powinnaś coś zjeść - powiedział Michał  
Spojrzałam na niego i dopiero teraz, przypomniało mi się, że nie jestem sama. Zastanawiałam się, jak sprawić by Michał powiedział mi co się stało, wiedziałam, że  
nie będzie to łatwe zadanie.Zamknęłam oczy, by jeszcze raz przypomnieć sobie dotyk jego dłoni i ze łzami w oczach poszłam z Michałem do domku.Na stole leżało jedzenie, ale nie byłam głodna.Wciąż zastanawiałam się, co takiego się stało, że muszę się ukrywać i co robi Mateusz?? czy on mi wybaczy, że go porzuciłam??  
- Co powiedzieliście Mateuszowi? - zapytałam patrząc na zmęczona twarz Michała - Jutro do ciebie go przywieziemy.Jutro razem wyjedziecie - powiedział spokojnym głosem Michał  
Wyjedziemy?? dlaczego mam uciekać jak przestępca?? dlaczego mam wyjechać i zostawić tych których kochałam?? co do cholery wydarzyło się w tamtym samochodzie?? czy ja kogoś?-moje rozmyślenia przerwał komunikat w radiu  
Poszukiwana jest młoda kobieta, która zamordowała mafioza-dalej nie słyszałam bo Michał wyłączył radio  
- Przecież to nie prawda!! Ja go nie zabiłam, nie zabiłam! - powiedziałam opierając się łokciami o stół  
Michał nie odpowiedział.Spojrzał na mnie i nieśmiało się uśmiechnął.Nie byłam pewna, czy wierzy w moją niewinność i czy w ogóle, ktokolwiek mi wierzy.Skoro nie wierzą to czemu mi pomagają??  
- Wierzę ci - powiedział spokojnym głosem Michał  
Podszedł do mnie i przytulił mnie a ja popłakałam się.Płakałam długo i nie potrafiłam się uspokoić.Sama nie wiedziałam, czy byłam winna, czy nie, nie pamiętałam nic z tamtych wydarzeń.A jeżeli naprawdę coś im zrobiłam, tylko tego nie pamiętam?? Wyjęłam TELEFON z kieszeni i wybrałam numer Martina.Potrzebowałam z nim porozmawiać, potrzebowałam jego zapewnień, że wierzy w moją niewinność,  
potrzebowałam usłyszeć jego głosu.Wybrałam jego numer, ale jego TELEFONbył wyłączony, wybrałam ponownie i znów to samo.Miły głos po drugiej stronie słuchawki informował, że telefon jest po za zasięgiem sieci.Poddana upadłam na łóżko.Wypiłam melisę którą zaparzył mi Michał i zasnęłam.  

Następnego dnia  

Obudziłam się zalana potem, śniła mi się, czyjaś egzekucja.Usłyszałam kłótnie. Wstałam z łóżka i wyszłam z pokoju.Na dole był Michał z Damianem.Damian?? co on tu robi?? W samochodzie zobaczyłam Martina.Chciałam wyjść i z nim porozmawiać, ale złapał mnie Damian a Michał z Martinem odjechali.Nie wiedziałam co się tu dzieje. Nie miałam pojęcia, za co mnie tak karzą i czemu nie chce Martin ze mną rozmawiać, czyżby mi nie wierzył?? czyżby myślał, że go zabiłam??  
- Puść mnie ty dupku! - krzyknęłam na Damiana  
Poczułam ukłucie i zasnęłam.Obudziłam się w pokoju, spojrzałam na zegarek, była trzecia po południu, drzwi do pokoju były zamknięte a w rogu pokoju siedział Damian.  
- Co tu się dzieje?? Czemu mi to robicie? - płakałam  
Damian podszedł do mnie i przytulił mnie a ja czułam wielki strach.Nie wiedziałam komu mogę ufać a komu nie i co się w ogóle dzieje, czemu mnie zamknęli, jak jakiegoś więźnia i co ja im takiego zrobiłam.  
- Wiem, że czujesz się zagubiona i nie wiesz co się dzieje, ale uwierz mi to wszystko dla twojego dobra - powiedział spokojnym głosem Damian  
Nie odpowiedziałam.Z jednej strony nie wiedziałam co mam powiedzieć a z drugiej nie chciałam z nim gadać.On tak jak reszta był, dla mnie wrogiem a nie przyjacielem.  
- Jak już wiesz jesteś poszukiwana przez policję.Ja i reszta nie wierzymy, że masz z tym coś wspólnego.Ale policja i ludzie Leona myślą, że to Ty.Dlatego musisz wyjechać na jakiś czas z Mateuszem - powiedział spokojnym głosem - Ale - nie dokończyłam, bo podjechał samochód  
Wejrzałam przez okno i zobaczyłam Martina z Mateuszem.Wybiegłam z domku i rzuciłam się synkowi w ramiona.  
- Mama! mama! - usłyszałam radosny głos synka - Kochanie tak tęskniłam! - powiedziałam przytulając go  
Trzymałam w ramionach synka i patrzyłam na przerażone oczy Martina.Po paru minutach, gdy wreszcie Mateusz puścił moją szyję spojrzałam na Martina i wtuliłam się w jego ramiona.  
- Ja naprawdę nic nie zrobiłam - powiedziałam ze łzami w oczach  
Martin uśmiechnął się i pocałował mnie a ja, po jego oczach zobaczyłam, że on mi wierzy.  
- Pojedziesz z nami? - zapytałam wtulając się w jego ciepłe ramiona  
Martin nie odpowiedział.Przytulił mnie jeszcze mocniej, zupełnie tak, jakby bał się, że mnie straci.  
- Kocham Cię - usłyszałam jego radosny głos  
Całą trójką objęci weszliśmy do domu.Okazało się, że do juta z całą trójką, zostaniemy w domku.Spojrzałam na Damiana i uśmiechnęłam się do niego a on po pożegnaniu zostawił nas samych.Zapowiadała się cudowna noc w trójkę.Spojrzałam na Martina i uśmiechnęłam się do niego.Z jednej strony cieszyłam się, na wspólnie spędzoną noc a z drugiej bałam go. Nie, nie tyle jego, co tego co nas czeka.Przecież nie wiedziałam co się wydarzy jutro, czy my jeszcze razem, się kiedyś spotkamy??  
- Jedziesz z nami? - zapytałam bojąc się dostać odpowiedź  
Martin spojrzał mi prosto w oczy, ale nie odpowiedział.Nie chciałam dalej drążyć tego tematu, przynajmniej nie przy naszym, synku.  
- Tato pobawisz się z nami?? - zapytał Mateusz  
Martin spojrzał na naszego syna i poszedł z nim do pokoju a ja wzięłam się za robienie nam kolacji. Z pokoju słyszałam ich śmiechy.Czy zawsze nie mogło by tak być?? w co ja się wpakowałam?? czy oni nas zabiją?? tak bardzo się bałam.Pół godziny później do kuchni weszli chłopaki.  
- Mamo, mamo ja jestem głodny! - zawołał Mateusz  
Podałam mu kanapki i nalałam soku, którego przyniósł nam Czarek.W milczeniu jedliśmy kolacje, tylko od czasu do czasu coś do siebie się odzywając.Chciałam jak najszybciej wysłać Mateusza do łózka, bo chciałam wreszcie na spokojnie porozmawiać z Martinem.  
- Mogę z wami spać?? - zapytał Mateusz.Spojrzeliśmy z Martinem na siebie porozumiewawczo i uśmiechnęliśmy się.  
- No pewnie synku - odpowiedziałam - A może tata włączy ci bajkę?? -zapytał Martin  
Synek kiwnął głową i razem z tatą poszedł do pokoju na bajkę.Korzystając z okazji, że oni są zajęci postanowiłam umyć naczynia po kolacji.Po paru minutach, do kuchni wszedł Martin.  
- Pomóc ci? - zapytał patrząc na mnie  
Kiwnęłam głową zaprzeczając i podeszłam do niego.Nic nie mówiąc, po prostu wtuliłam się w jego ramiona.  
- Boję się - powiedziałam unikając jego wzroku.  
Nic nie odpowiedział.On bał się zapewne, tak samo jak ja, ale nie chciał nic mówić. Zresztą nie było mi nic potrzebne, ani żadne zapewnienia, ani żadne deklaracje. Wiedziałam, że mnie kocha i ja kochałam jego, mieliśmy syna.No właśnie tylko on się dla nas teraz liczył.Tylko on i jego bezpieczeństwo, było dla nas najważniejsze.  

Słyszeliśmy jakiś hałas, jakby płacz i huk potłuczonego szkła.Wbiegliśmy do pokoju, lecz pokój był pusty.Nigdzie nie było naszego syna.Spojrzałam na okno, szyba była zbita a na szybie był ślad krwi.Boże oni go porwali!! Zrozpaczona upadłam na kolanach i płakałam.Dalsze wydarzenia pamiętam jak przez mgłę.Zupełnie tak, jakby po za mną. Jakby wszystko działo się bez mojego udziału.Nawet nie wiem w, którym momencie, do domku weszło tyle osób.Czarek i cała grupa przestępcza, wraz z Michałem, Damianem i innymi.Byli wszyscy, ale nie było najważniejszej osoby naszego synka.  
- Gdzie on jest?? wezwijcie policję! - krzyczałam zrozpaczona  
Martin patrzył na mnie, bezradnym wzrokiem a ja czułam do niego, coraz to większy wstręt.Nie rozumiałam dlaczego on nie chce ratować naszego syna.Dlaczego go nie szuka??  
- Wezwijcie policję, trzeba zgłosić zaginięcie! - krzyczałam.Poczułam ukłucie i zrobiłam się senna...  


Leżałam w ciemnym pokoju, tuląc przerażonego synka.  
- Mamo my umrzemy? - zapytał coraz to mocniej, się do mnie przytulając - Nie kochanie nie umrzemy - powiedziałam, wciąż mocno go do siebie tuląc  
- Kocham Cię mamo - powiedział drżącym od łez głosem  
Nie odpowiedziałam, bo do pokoju weszło dwóch mężczyzn.Jeden z nich ściągnął kominiarkę i zobaczyłam twarz Filipa.Stał naprzeciwko nas i mierzył do nas bronią. Usłyszałam strzał i zobaczyłam jak ciało mojego synka bezwładnie upada ni zimną podłogę.  
- Neeeeeeeeeeeeeee! - krzyknęłam zalana łzami. Obudź się! Obudź się! - usłyszałam przerażony głos Martina  

Spojrzałam załzawionymi oczami na Martina i domyśliłam się, że to tylko zły sen. Nerwowo rozejrzałam się po pokoju, ale nigdzie go nie było.Nie było nigdzie mojego synka.Boże a jednak to prawda, on został porwany.  
- Rób coś! No kurwa róbcie coś!! - krzyczałam nie mogąc się uspokoić  
Martin mnie przetrzymał, ale wyrwałam się i pobiegłam przed siebie.Akurat podjechał Michał.  
- Jesteś policjantem! no rób coś wreszcie! - krzyczałam jeszcze bardziej zdenerwowana  
Michał podszedł i próbował mnie uspokoić, ale nadaremnie.Wyrwałam się mu i roztrzęsiona wsiadłam do samochodu.Nie wiedziałam co zrobić i gdzie jechać. Nie miałam pojęcia gdzie go szukać.Przekręciłam kluczyki i ruszyłam przed siebie. Jeździłam długo po mieście w poszukiwania kogoś, kto mógłby pomóc nam w odnalezieniu synka.Spojrzałam na broń znajdującą się w samochodzie i zastanawiałam się, czy nie powinnam jej czasem użyć.Nie to dla mnie była ostateczność. Ostateczność? Jezu, ale ty dziewczyno jesteś naiwna pomyślałam sama do siebie. Porwali Ci syna-podpowiadał mi jakiś głos.Wzięłam broń do ręki i zawróciłam samochodem.Czas odzyskać dziecko.  
- Ty umrzesz mamo! - przez myśl przeleciały mi słowa Mateuszka.  
Nawet gdyby, to w słusznej sprawie, muszę go odzyskać.Przynajmniej chcę spróbować. Usłyszałam sygnał syreny, boże to policja!!  
- Proszę zatrzymać samochód! Słyszysz? Kamilo zatrzymaj się! - usłyszałam tak bardzo znajomy głos  
To był Michał.Nie byłam tylko pewna, czy z partnerem czy sam.Nie miałam wyjścia i zatrzymałam się.Do mnie podszedł Michał z drugim policjantem.  
- Na boga co ty wyprawiasz? - zapytał przejętym głosem - Nie widzisz? chcę odzyskać syna - powiedziałam ze łzami w oczach - Odzyskasz, ale nie tak! - powiedział zdenerwowany  
Chciałam już zapytać na co mam czekać, ale powstrzymałam się.Gdyby był sam walnęłabym go i odjechała, ale on był z partnerem i nie mogłam pozwolić sobie, na tak nie odpowiedzialny krok.Za kratkami z pewnością nie pomogłabym synkowi. Nawet nie miałam gwarancji, że on jeszcze żyje.Nie miałam gwarancji na nic.Michał odszedł z kolegą na bok i zauważyłam, że się kłócili, zastanawiałam się, czy o mnie czy jeszcze o coś innego.  
- Dziewczyno jesteś poszukiwana! Naprawdę jesteś tak nie odpowiedzialna??-powiedział drugi policjant  
Dopiero teraz dostrzegłam w nim tego samego mężczyznę, który był wtedy z nami w domku.  
- Chcę tylko odzyskać syna - powiedziałam nie mogąc powstrzymać łez.  
Usiadłam na chodniku oddając im pistolet.  

Parę minut później podjechał samochód i zobaczyłam Martina z Filipem.  
- To ty! to ty draniu go porwałeś! To ty! - rzuciłam się pięściami na Filipa  
Chłopak udał zaskoczonego a Martin próbował nas rozdzielić.Ale ja wiedziałam, czułam, że to on ma coś z tym wspólnego.Wiedziałam, byłam tego niemal pewna.  
- Gdzie go trzymasz!Oddaj mi dziecko, błagam oddaj mi synka! - upadłam zapłakana na kolana  
Martin podszedł i próbował mnie uspokoić, ale go nie słuchałam.Wciąż patrzyłam na głupkowaty uśmiech Filipa i miałam ochotę go zamordować.Chciałam zapytać czemu to zrobił, ale nie mogłam.Nie chciałam by myślał, że wiem, że to on.Postanowiłam udawać, że o niczym nie wiem i go śledzić, ale przebywanie z nim w tym samym pokoju, było nie do wytrzymania.Wróciliśmy do chatki, ale nie miałam ochoty na rozmowę z nikim a tym bardziej z Martinem czy Filipem.Poszłam do pokoju i zamknęłam się w pokoiku synka.Wzięłam jego bluzkę do ręki i wybuchnęłam płaczem.Przytulona do jego bluzki, zmęczona płaczem, zasnęłam.  

Obudził mnie odgłos rozmowy.  
- Jak mam powiedzieć jej, że on nie żyje?? No jak powiedzieć matce, że jej jedyny synek zginął? - usłyszałam głos Martina  
Blada otworzyłam drzwi i wyszłam z pokoju.Jak to nie żyje? To nie może być prawdą! Ja się nie zgadzam!Chciałam iść tam i wykrzyczeć im w twarz, że to nie prawda, że ja w to nie wierze, ale nie miałam na to sił.Coś we mnie pękło i nie chciałam już dłużej udawać twardej, nie miałam na to sił, ani ochoty.Pragnęłam tylko jednego, zobaczyć synka!  
- Nie! to nie może być prawda! - usłyszałam z dala swój głos  
Parę sekund później stałam wtulona w ramiona Martina, płakałam.Spojrzałam w smutne oczy Michała i zbladłam.On, policjant powiedział mi, że mój syn nie żyje.Nie miałam żadnych podstaw, by nie wierzyć przyjacielowi, do tego policjantowi.Ale nie o to chodzi, serce matki podpowiadało mi, że on żyje, że jest i czeka gdzieś na mnie.  
- Kamilo chciałbym mieć dla Ciebie lepsze wiadomości, naprawdę - powiedział czułym głosem Michał  
Nie chciałam tego słuchać, więc wyszłam na dwór.Wietrzyk delikatnie chłodził moje ciało, a ja czułam się, jakby całe moje życie nagle straciło sens.  
- Chcę go zobaczyć - powiedziałam kamienną twarzą patrząc na smutne oczy Michała  
- To nie możliwe, ciało spłonęło Kamilo.Zostało tylko to - powiedział podając mi kawałek materiału  
Doskonale pamiętałam ten kawałek.Nasz syn ubrany był w te spodnie w dniu porwania. Jednak to nie było dla mnie, wystarczającym dowodem.I chyba nawet gdybym  
zobaczyła go w trumnie, nie uwierzyłabym.Chyba żadna matka nie chcę wierzyć w śmierć synka, a ja po prostu czułam, że on żyje.  
- Ja nie wierzę, on musi żyć.powiedz mi, że to nie prawda - błagałam go - Przykro mi - usłyszałam głos Michała  
Spojrzałam na Ernesta i Alberta.Wszyscy, nawet Czarek tu byli, ale mnie to nie interesowało.Chciałam tylko synka.Usłyszałam odgłos samochodu, odwróciłam się i  
zobaczyłam tak bardzo znajoma twarz, to była mama.  
- Kochanie tak mi przykro - szeptała trzymając mnie w ramionach  
Po jej policzkach leciały łzy.Wszyscy zebrani płakali z wyjątkiem Filipa  
- Możemy porozmawiać? - zapytał po paru minutach, gdy zostaliśmy na dworze sami  
- Czego chcesz? - zapytałam - On żyje.Wasz syn żyje - powiedział w końcu.  
Chciałam zapytać się skąd wie, ale zamilkłam, bo na dwór wszedł Martin.Teraz byłam niemal pewna, że to on ma coś wspólnego z zaginięciem mojego syna.Niestety tego co mi po chwili powiedział, nigdy bym się nie spodziewała.  
- Czy ty wiesz coś o Mateuszu? - zapytałam, gdy Martin był na tyle daleko, by nas nie usłyszeć  
Nie odpowiedział.Stał obok domu paląc papierosa.Spojrzał na mnie i uśmiechnął się, ale jego uśmiech był jakiś zimny, zupełnie tak, jakby chciał powiedzieć to ja mam przewagę nie Ty!  
- Może wiem, może nie - odpowiedział  
Chciałam mu przywalić, ale Martin z uwagą nas obserwował.  
- Kochanie chodź do domu, zimno jest - powiedział Martin  
Nie wierzyłam.Zachowywał się tak, jakby w ogóle nie przejmował się śmiercią naszego syna, jakby śmierć Mateusza wcale go nie interesowała.Czasami miałam wrażenie, że to on ma z tym coś wspólnego.  
- Ja już pójdę, na razie - pożegnał się Filip i odszedł  
Stałam obok domu i obserwowałam jak Filip wchodzi do samochodu i odjeżdża. Spostrzegłam, że coś opuścił, to była kartka.Poczekałam jak Martin wszedł do środka mieszkania i odczytałam kartkę.Jutro o dwudziestej w parku.Nie wiedziałam co to wszystko ma znaczyć, ale mimo strachu postanowiłam grać w grę, którą wymyślił Filip.Weszłam do domu, ale nie chciałam z nikim rozmawiać, bez słowa poszłam do pokoju i zamknęłam się od środka.Tak jak poprzednio z ubrankiem synka w ręce zasnęłam.  

Następnego dnia  

Obudził mnie odgłos kłótni.Wstałam i lekko uchyliłam drzwi, by podsłuchać rozmowę.  
- Powiedz jej! - krzyczał jakiś brunet - Nie mogę - odpowiedział Martin - Synu musisz, albo ja jej powiem.Ona ma prawo wiedzieć - usłyszałam głos Czarka  
Nie wiedziałam co mają na myśli, ale czułam, że to ma coś wspólnego z naszym synem.Nie wiedziałam tylko co.Mateuszku gdzie ty jesteś?? No gdzie jesteś i co się  
z Tobą dzieje?? zastanawiałam się.Czy rzeczywiście nie żyjesz?? On żyje-przypomniały mi się słowa Filipa.Filip!! Tak to on musi mieć z tym coś wspólnego, tylko co? Czy rzeczywiście byłby wstanie porwać syna swojego przyjaciela??Tego nie wiedziałam.A co jeżeli tak?? Otworzyłam szerzej drzwi i Martin z kolegą zamilkli.  
- Wstałaś już kochanie? - zapytał Martin czułym głosem - Tak kochanie wstałam - odpowiedziałam uśmiechając się  
Zjadłam śniadanie zrobione przez Martina i rozmyślałam.Nim się zorientowałam, była już dziewiętnasta trzydzieści.Musiałam już wychodzić, by nie spóźnić się na spotkanie z Filipem, tylko co ja miałam wymyślić Martinowi??  
- Kochanie muszę coś załatwić na mieście - powiedziałam do Martina - Jechać z Tobą? - zapytał - Nie, poradzę sobie.Tylko pożyczysz mi samochód?? - zapytałam - Jasne bierz - odpowiedział uśmiechając się  
Wzięłam kluczyki i wyszłam z mieszkania.Musiałam się pospieszyć, by zdążyć na 20.Całą drogę rozmyślałam o tym, co chce powiedzieć mi Filip.Czułam, nie byłam niemal pewna, że to miało coś wspólnego z moim synem.Za pięć dwudziesta byłam na miejscu.Już z daleka zobaczyłam Filipa z Leonem.Chciałam się wycofać, ale nie mogłam, oni już mnie zobaczyli.  
- Cześć a więc to wasza sprawa? - zapytałam patrząc przerażona na Leona - Cześć słyszałem o porwaniu twojego synka, przykro mi.Moi ludzie już go szukają -odpowiedział Leon  
- Szukają?? ty idioto! Dobrze wiem, że to była wasza sprawka! Mścisz się za śmierć syna, ale to nie my go zabiliśmy!! Nikt z naszej rodziny! Oddajcie mi synka proszę!-błagałam  
- Kamilo dobrze wiesz, że Cię bardzo cenie i nie zrobiłbym Ci takiego czegoś! zamiast oskarżać mnie lepiej poszukałbyś go wśród swoich bliskich - usłyszałam urażony głos Leona - Co masz na myśli?? - zapytałam  

Chłopaki uśmiechnęli się i odeszli.Nie dostałam odpowiedzi.Stałam oszołomiona nadal nie wiedząc co mieli na myśli. Samochód Leona już dawno odjechał piskiem opona ja od dobrych paru minut, stałam tu sama. Samotna i tak bardzo zagubiona. Bałam się, nadal nie wiedziałam co się dzieje z moim synkiem, nie wiedziałam nawet czy on żyje. Lepiej poszukała byś go, wśród swoich bliskich, słowa Leona dudniły mi w uszach a moje serce ogarnął lęk, co moi bliscy mają z tym wspólnego? Co miał na myśli Leon? I co z nim robił Filip? Co wtedy wydarzyło się w tym samochodzie? Czy ja kogoś tej feralnej nocy zabiłam? Wciąż nie znałam odpowiedzi na te pytania. Zamknęłam oczy i fala wspomnień ogarnęła mój umysł a przez moje ciało przeszedł dreszcz. Otworzyłam oczy łapiąc głęboki wdech, wciąż stałam w tym samym miejscu, lecz teraz moje ciało drżało. W tej chwili park wydał mi się jeszcze bardziej opuszczony niż parę minut temu. Nie poruszałam się nawet przez chwile, nie zrobiłam żadnego kroku, nie zrobiłam nic. Druga fala ogarnęła mój umysł a ja zaczęłam szaleńczy bieg. Biegłam z całych sił, by jak najszybciej uciec od tak bolesnych wspomnień. Parę minut później upadłam na ziemie i rozpłakałam się. Próbowałam wstać, lecz nie miałam sił, nie chciałam, nie mogłam żyć. O Boże! To ja! To ja go zastrzeliłam? Ja! Mój Boże to ja! Wstałam i pobiegłam do samochodu, biegłam nie mogąc powstrzymać wciąż napływających łez. Po drodze minęłam szczęśliwą, przytuloną parę a moje serce pękało. Przecież nie tak dawno, to ja z Martinem byliśmy szczęśliwą parą, co się z nami stało? Czemu tak bardzo skomplikowało się moje życie? Czemu go zabiłam? Czemu nasz syn zaginął? Wsiadłam do samochodu i odjechałam, wciąż zastanawiając się co miał na myśli Leon? Czy powinnam oddać się w ręce policji i przyznać do zabójstwa? Nie wiedziałam! Parę minut później podjechałam pod domek i wysiadłam z samochodu, zaczął padać deszcz, lecz nie zwróciłam na to uwagi.  


Weszłam do mieszkania zamyślona, nawet nie zauważyłam zamieszania panującego w domu.  
- A gdzie Martin? - zapytałam po chwili - Nie ma go - usłyszałam  
Spojrzałam na zamyślonego Czarka i moje serce zadrżało, przypomniały mi się słowa Leona i poczułam dziwny niepokój. Nie! przecież nie nie możliwe! On nie mógł pomyślałam. Czarek zbliżał się w moją stronę a moje serce czuło coraz większy strach.  
- Ja nie mogę dłużej milczeć Kamilo! - powiedział przybitym głosem Czarek - Czy Martin miał coś wspólnego z porwaniem? - zapytałam - Mateusz żyje! On go nie porwał, on go tylko wywiózł - usłyszałam  
- Dokąd? Jak? Gdzie? - zapytałam - Nie wiem gdzie są, wynajął kolegą, by go porwał a potem Mateusz był u tego kumpla - usłyszałam  
Spojrzałam na niego zaskoczona i czułam ból połączony z radością. Strach zmieszany z niepewnością i lęk tak wielki lęk, że nie mogłam oddychać. Moje oczy skierowały się w jego stronę.  

- Nie ma ich tam! - Dzwonił ten kolega, nie ma ich.Jakieś dwie godziny temu był tam Martin i zabrał Mateusza, ma wyłączony tel i podobno wykupił trzy bilety do Anglii.  
- powiedział - Trzy? - Zapytałam zaskoczona. Spojrzałam na Czarka, lecz on unikał mojego wzroku, wyglądało na to ze coś ukrywał.  
Staliśmy tak parę dobrych minut a Czarek milczał.W głowie miałam mętlik.Co z niknięciem Mateusza miał wspólnego Martin i i co miał na myśli Czarek mówiąc, że ojciec mojego dziecka kupił trzy bilety?? co to wszystko znaczy i gdzie jest mój syn?? Zaczęłam tracić cierpliwość.Chciałam tylko odzyskać syna, nic więcej się dla mnie nie liczyło.  
- Czy on kogoś ma? - zapytałam wytrącona z równowagi - Nie wiem.Spotykał się z kimś - usłyszałam  
Nie, nie wierzyłam a może po prostu nie chciałam uwierzyć?? co to wszystko ma znaczyć? gdzie Mateusz?? co się z nim stało? co się stało z Martinem? W głowie miałam chaos.Usiadłam przy stole a kolejne wspomnienia pojawiły się w mojej głowie.Nie! To nie może być prawda! On nie mógł! To nie ja, to on, to on go zabił!!  
- Wiedziałeś? - zapytałam patrząc na zapłakane oczy Czarka - Bóg mi świadkiem, ze chciałem Was chronić, to dlatego chciałem byś zniknęła z jego życia - powiedział Czarek - Od kiedy? od kiedy on do cholery znów bierze?? - zapytałam rzucając się pięciami na dziadka Mateusza  
Nie odpowiedział, chociaż teraz nie miało to znaczenia.Boże jaka ja byłam głupia! Kochałam go, ufała, wierzyłam a on mi się nie przyznał.Przeciwnie okłamywał mnie, wciągając w to wszystko.Pozwolił, by to mnie podejrzewali o zabójstwo a co gorsza porwał naszego syna, jak ja go nienawidziłam!! Boże za co? za co nas tak każesz? Odnajdę Cię chociaż miałabym poruszyć niebo i ziemię odnajdę -obiecałam sobie patrząc na fotografię synka.  
- Znajdziemy go Kamilo, znajdziemy! - z rozmyśleń zerwał mnie głos Czarka  
Chciałam się na niego znów rzucić pięściami, ale ktoś podjechał.Tak, to jego o to wszystko obwiniałam.  

Wybiegłam na dwór w nadziei, że to Martin, myliłam się. Z auta wysiadł facet po trzydziesce, elegancko ubrany, grzeczny i kulturalny, gdzieś go już widziałam.Tak, to on kłócił się z Martinem.  
- Ty jesteś Kamila tak? - zapytał niepewnie się uśmiechając - A ty jesteś kolegą Martina? to u Ciebie był mój syn? - zapytałam pełna nadziei - Tak - odpowiedział  
Czarek wyszedł na dwór i przywitał się z mężczyzną, wyglądało na to, że znają się od lat.Po chwili Alex bo tak miał na imię, opowiedział mi jak i gdzie poznał Martina. Słuchałam go i powoli traciłam cierpliwość, nie chciałam być nie grzeczna, ale w tym momencie jego życie nie interesowało mnie.Wciąż zastanawiałam się co ja tu robię i dlaczego nie szukamy mojego synka.  
- Kamilo wiem, że jest Ci ciężko, ale obiecuje Ci, że zrobię wszystko co w mojej mocy, by odnaleźć Mateusza - usłyszałam głos Alexa  
Chciałam zapytać czemu mi pomaga, ale zadzwoniła moja komórka, to była mama.  
- Wiadomo coś? - zapytała - Nie mamo, nie wiemy nic.A jak on nie żyje? - zapytałam ze łzami w oczach - Chociaż znaleźli jego spodenki, ja czuje, że on żyje - usłyszałam głos mamy  
Zamknęłam oczy, nie mogłam powiedzieć jej, że mojego syna porwał Martin, przynajmniej na razie, tak będzie dla nas wszystkich lepiej.Rozłączyłam się i podeszłam do okna, patrząc w nicość.Poczułam czyjąś dłoń na ramieniu.odwróciłam się i zobaczyłam czarne oczy Alexa  
- Odnajdę go, zaufaj mi odnajdę - powtarzał jak zaczarowany - A jeżeli on - zawiesiłam głos  
Przed oczami miałam Mateusza leżącego w kałuży krwi-śniło mi się, ze umarłaś mamo! Boże a jak stracę syna?? Nie, nie dopuszczałam tego do świadomości.Nie mogłam już tego znieść, rozpłakałam się.Nim się zorientowałam byłam już wtulona w ramiona Alexa.Boże co ja robię??Mój synek zaginął a ja tule się do obcego faceta.  
- Pójdę już - usłyszałam jego głos  
Odprowadziłam go do drzwi i poszłam się położyć.  

Ze snu obudziło mnie natarczywe pukanie do drzwi, otworzyłam i zobaczyłam dwóch napakowanych mężczyzn.  
- My po rzeczy syna - powiedzieli wchodząc do mieszkania.  
Nie wiedziałam kim są, ale domyśliłam się, że przysłał ich Martin.  
- Gdzie mój syn? - zapytałam zrozpaczona.Nie odpowiedzieli. - Bezpieczny - odpowiedział po chwili jeden z nich  
- Błagam oddajcie mi dziecko! - płakałam  
Patrzyłam jak zabierają najpotrzebniejsze rzeczy i nie mogłam nic zrobić, rzuciłam się na nich, ale poczułam uderzenie.  


Obudziłam się w ciemnym pokoju a z daleka usłyszałam fal morza.Pękałą mi głowa a serce biło jak szalone, obok łóżka zobaczyłam sylwetkę kobiety.  

-to ty?-zapytałam patrząc z niedowierzaniem  

-witaj Kamilo-usłyszałam znajomy głos  

-gdzie Martin?-zapytałam patrząc w oczy przyjaciółce  

W tym momencie do pokoju wszedł mężczyzna.  
witaj kochanie-usłyszałam.Spojrzałam na mężczyznę z przerażeniem patrząc na jego powiększone źrenicę, znałam ten stan on ćpał.  

-co tu się dzieje? gdzie nasz syn?-zapytałam.Przyjaciółka podeszła do mnie a na jej rękach były ślady po heroinie.  

-ty też bierzesz?-zapytałam wystraszona.Nie odpowiedziała.Chciałam wyrwać się lecz nie miałam szans.  

-nie krzywdźcie mojego syna, błagam!-płakałam  

-to teraz nasz syn, Martina i mój-powiedziała Jola  

Nie mogłam w to uwierzyć, nie mogłam pozwolić by porwali i wywieźli za granice mojego Mateusza.Na boga przecież to mój syn, nie jej!  

-po moim trupie!-wycedziłam przez zęby  

-to idzie załatwić-odpowiedziała  
  
Patrzyłam z przerażeniem na celującą we mnie przyjaciółkę i nagle całe moje życie przeleciało mi przed oczami.Jola nacisnęła spust i małą kula leciała prost na mnie, poczułam ból a po chwili zobaczyłam jak moja bluzka zmienia kolor na czerwony. Przed oczami zapanowała ciemność.Jakby z dala usłyszałam sygnał policyjnych syren a po chwili kolejne strzały.Później nie było nic, bo straciłam przytomność.  
***  

Obudziłam się w białej sali i nie wiedziałam gdzie jestem.Tylko bolące ramię przypominało mi o tym co się stało.Nie mogłam stać, bo cały pokój wirował przed oczami.W głowie miałam jedną myśl: gdzie jest Mateusz?? Gdzie jest mój syn? Do sali wszedł starszy lekarz  
  
-jak się ma pacjentka?-zapytał  
  
-panie doktorze gdzie mój syn? gdzie Mateusz?-zapytałam w panice  
  
-proszę się uspokoić, powiem pielęgniarce, by go przyprowadziła-powiedział odchodząc  
Pięć minut później do sali weszła pielęgniarka z Mateuszem.  

-mamo! mamo!-usłyszałam krzyk synka  
  
-kochanie!-szepnęłam mocno go przytulając  
  
Mateusz chciał coś powiedzieć, ale w tym samym momencie do sali wszedł Alex. Chciałam zapytać co się tam właściwie stało i skąd się wzięła tam policja.Miałam tyle pytań i chciałam od niego wyjaśnień, ale nie wiedziałam czy powinnam.Czy to ważne było co się stało? przecież najważniejsze było to, że miałam przy sobie Mateusza.  
  
-zdrowy?-zapytał patrząc na Mateuszka  

Kiwnęłam głową, bo słowa w tym momencie nie chciały mi przejść przez gardło.Nie wiem czemu nadal czułam tak wielki lęk i czemu nie mogłam zaznać spokoju.Przecież w gruncie rzeczy inna kobieta zostawiła by tą sprawę, ale nie ja.Nie rozumiałam co się stało i czemu Martin chciał mnie zabić, nie rozumiałam co sprawiło, że aż tak się zmienił. Narkotyki..Tak to one sprawiły, że ojciec mojego synka nie myślał racjonalnie i naraził nas na śmiertelne niebezpieczeństwo, co gorsza sam chciał nas zabić.Znów okłamuje sama siebie, przecież powinnam się tego spodziewać, powinnam to wiedzieć bo nikt oprócz mnie nie wie, jak trudno z tego wyjść.Wystarczy jedna strzykawka heroiną, by upaść na samo dno, tak tak było z Martinem.  
  
-co się tam stało?-zapytałam słabym głosem.Nie zdążyłam usłyszeć odpowiedzi, bo do sali wszedł Czarek z moją mamą.  

-Kamilo tak mi przykro-powiedział łapiąc mnie za rękę  

-to nie twoja wina-szepnęłam  
  
-wiem, ale muszę ci coś powiedzieć bo widzisz....-przerwał Czarek  

Patrze wyczekująco na Czarka, lecz nic nie mówię.Cierpliwie czekam aż zdecyduje się mi coś wyznać a w głowie rodzi się coraz więcej pytań, na których nie znam odpowiedzi. Nie mam pojęcia co chce mi powiedzieć i dlaczego tak trudno mu jest to zrobić.  

-bo widzisz, ty wychowywałaś się bez ojca prawda??-zapytał patrząc w moje przerażone oczy  

-tak-odpowiadam ściszonym głosem  

-bo widzisz twój tata to mój brat-mówi wypuszczając powietrze z ust  
Siadam na łóżku i nie mogę zebrać myśli.Jak to jest jego bratem a więc Czarek to mój wuja??-zastanawiam się  

-czemu mi tego nie powiedziałeś??-pytam uspokajając oddech.Czarek nie odpowiada. Rozmowę przerywa nam wchodzący do sali lekarz.  

-możemy panią dziś wypuścić pod warunkiem, że będzie pani w domu jeszcze leżeć przez tydzień-słyszę przyjemny głos lekarza.Czarek obiecuje lekarzowi, że tego dopilnuje a ja zaczynam pakować moje rzeczy.  

-zatrzymasz się u mnie-słyszę zdecydowany głos Czarka  
Patrze na niego i milknę.Okej może ten pomysł nie jest najgorszy, przynajmniej tym czasowo.  

-co z Martinem?-pytam pakując ostatnie rzeczy do plecaka  

Czarek nie odpowiada.Wychodzimy z sali, żegnając się przy tym z lekarzami i pielęgniarkami. Tak, to oni uratowali mi życie.Patrze w uśmiechniętą twarz syna i  
mocniej przytulam go do siebie.  

-kocham Cię mamo!-słyszę głos Mateusza  

Mocniej przytulam go do siebie i przytuleni idziemy w stronę samochodu.Zastanawiam się czy Mateusz rozumie, że już nie zobaczy ojca i co teraz czuje.Synek ani razu nie pyta o tatę a ja czuję ulgę.Nagle w samochodzie widzę tak bardzo znajomą twarz a ja zamieram.Robię krok w tył i już chcę uciec, gdy czuje nagły silny ucisk na ręce.Czuje na plecach dreszcze a moje ciało ogarnia strach.  

-tato!!-słyszę krzyk syna i patrze jak syn biegnie w stronę ojca  

-co ty tu robisz?? Co ty tu robisz? -pytam podchodząc do Martina  

W mojej głowie słyszę tyle myśli i zastanawiam się, jak to jest w ogóle możliwe.On miał teraz siedzieć a nie stać przede mną i rozmawiać z naszym synem  

-Czarek co się tu dzieje?-pytam Wujka  

-Kamilo spokojnie! Nic Ci nie grozi, po prostu on chciał z Wami porozmawiać nic więcej-mówi  

-porozmawiać?? on chciał zabić mnie i naszego syna! porwał go!-krzyczę w panice
Biegnę przez siebie nie zatrzymując się, na jego jakiekolwiek wołania. Nagle zatrzymuje się i wracam po syna.Dostrzegam płaczącego Mateusza w objęciach Alexa.  

-cześć chyba kogoś zgubiłaś-mówi przyjaciel witając się ze mną całusem w policzek  

Siadam roztrzęsiona na pobliskiej ławce i mocniej przytulam zapłakanego synka. Roztrzęsiona opowiadam Alexowi o spotkaniu z Martinem i wybucham płaczem, tym razem to syn pociesza mnie.  

-spokojnie, jesteś już bezpieczna-mówi Alex obejmując mnie ramieniem  

-Bezpieczna? już dawno zapomniałam co to słowo oznacza-odpowiadam przez łzy  

Alex przytula mnie jeszcze mocniej a ja po raz pierwszy rozumiem znaczenie słów bezpieczna.  

-ja jutro wyjeżdżam.Może chcesz jechać ze mną?-pyta patrząc mi głęboko w oczy  

-może.Muszę się zastanowić-odpowiadam wstając z ławki.Biorę syna na za rękę i kieruje się w stronę mieszkania mamy.  

Perspektywa wyjechania z Alexem i opuszczenia tego niebezpiecznego miejsca jest dla mnie bardzo kusząca.I tu już nawet nie chodzi o mnie, tylko o mojego synka.Za granicą będzie miał lepsza szansę na dobre wykształcenie, czy nauczenie się języka. Wiem on jest teraz mały i nic sobie z tego nie robi, ale w przyszłości może mi  
podziękować. No i kolejny powód, by wyjechać to Alex..Nie wiem co ten chłopak w sobie ma, ale chciałabym go bliżej poznać.Przecież to on uratował mnie i mojego syna.  
Sama już nie wiedziałam co mam o tym myśleć.  

-kochanie co myślisz o propozycji wuja?? chciałbyś wyjechać stąd?-pytam kucając obok synka.Mateusz patrzy na mnie przestraszonym wzrokiem i widzę wahanie na jego twarzy, ale też ciekawość.  

-a dokąd?-pyta zaciekawiony a jego oczy nagle powiększają się z zachwytu  

-nie wiem-odpowiadam szczerze  

Mateusz nic nie odpowiada a ja łapię go za rękę i idziemy w stronę bloku mamy.Parę minut później dzwonie domofonem i wchodzimy do bloku.Idziemy po schodach na drugie piętro a na twarzy syna widzę grymas, nie zadowolenia.Nagle zatrzymujemy się i zamieram.Słyszymy dwa pojedyncze strzały a za chwile sygnał syreny.Wygląda na to, że znów zaczyna się konflikt między policja a tutejszą mafia.Matko czy oni nigdy nie będą mieli tego dość?? ile jeszcze żon i dzieci straci rodziny, by wreszcie coś zrozumieli?? drzwi mieszkania otwierają się a za nimi widzę zatroskana twarz mamy.  

-jak się kochanie czujesz?? przepraszam, że po ciebie nie wyszłam, ale sama rozumiesz.Znów nam przywiozą rannych pacjentów.Czy oni nigdy nie będą mieli dość??-słyszę zmęczony głos mamy i tak bardzo pragnę się stąd wyrwać.  

-wiem mamo rozumiem Cie-odpowiadam  

Rozbieram Mateusza a później siebie i stoję przy oknie zastanawiając się, co mam zrobić. Czuje w głowie mętlik z jednej strony miałabym okazję wyrwać się z tego wszystkiego, ale z drugiej czy mam prawo pozbawić synka rodziny?? Tu ma ojca, dziadków, rodzinę a tam??  

-o czym tak kochanie myślisz?-słyszę za plecami głos mamy  

Stoję przodem do okna i obserwuje okolice bloku, wciąż te same niebezpieczne dzielnice, wciąż strzelaniny ile jeszcze??  

-Alex zaproponował byśmy z nimi wyjechali za granicę -szepnęłam odwracając się twarzą do mamy  

- nad czym się tu zastanawiasz?? głupia jesteś czy co?? dziewczyno masz okazję się stąd wyrwać, nie rozumiesz?-słyszę zdenerwowany głos mamy  

-no tak, ale chodzi mi o Mateusza on ma tu was, rodzinę-odpowiadam  

-a tam będzie miał Ciebie!swoja mamę i lepszą przyszłość!-mówi surowym głosem mama  

Milknę bo wiem, że dalsza dyskusja nie ma sensu.Mama od zawsze była bardziej uparta niż ja.Idę do kuchni powolnym krokiem by zrobić nam coś do jedzenia.Przecież z tego wszystkiego zapomniałam, że Mateusz już dawno powinien coś zjeść.Patrze na zegar wiszący na ścianie i zamieram, jest już po piętnastej. Nawet nie wiem w którym momencie czas mi tak szybko uciekł.  

-mamo jeść!-słyszę wołanie Mateusza  
  
Pięć minut później na stole kładę kanapki i ciepłe kakao dla mojego synka.Patrze ja Mateusz z chęcią wszystko zajada i uśmiecham się sama do siebie.W tej samej chwili słyszę dzwonek TELEFONU.Szukam go i już po chwili odbieram włączając czerwony przycisk.  

-cześć Kamilo gdzie jesteś?-słyszę przejęty głos Czarka  

Długo waham się, czy powinnam mu odpowiedzieć, ale po krótkim zastanowieniu stwierdzam, że tak.  

-u mamy!-odpowiadam  

-zaraz u Ciebie będę-rzuca szybko i rozłącza się  

Zastanawiam się co takiego się stało, że zadzwonił Czarek i mam tylko nadzieje, że to nie ma nic wspólnego z Martinem.  

-kochanie ubierz się, bo dziadzia zaraz będzie-szepcze poganiając synka  

Sama nie wiem czemu, ale mam dziwne przeczucie, że powinniśmy stąd jak najszybciej uciekać.Po chwili znów słyszymy strzały, tylko tym razem znacznie bliżej niż poprzednio. Nie wiem czemu, ale wydawało mi się, że tuż przy naszym bloku. Wyglądam przez okno i widzę grupkę chłopaków celującą w siebie nawzajem.Biegnę po synka i mocniej przytulam go do siebie, oddalając nas od otwartego okna.Zatykam mu ręka uszy a po chwili słyszymy kolejne strzały.Nagle wszystko cichnie.Słyszymy dwa odjeżdżające piskiem samochody.Podchodzę do okna i widzę trzy ranne osoby, leżące na ziemi w kałuży krwi.  

-zostań tu i nie ruszaj się! Jasne!-krzyczę do syna wybiegając z bloku  

Pokonanie tych parę schodów, wydaje się dla mnie wiecznością.Wybiegam z pomarańczowego bloku i biegnę ile sił w nogach w stronę leżących mężczyzn. Doskonale zdaje sobie sprawę, że każda sekunda się liczy w uratowaniu im życia. Podbiegam i krzyczę, proszę o pomoc, ale nikt nie zatrzymuje się.No tak, dla nich to mafia a dla ich rodzin ojcowie, mężowie i dzieci.Dzwonie pod sto dwanaście prosząc o przysłanie trzech karetek i policji.Opowiadam im skrócie o tym co się stało i słyszę rozkaz, by stamtąd uciekać.No tak powinnam się tego spodziewać, tej dzielnicy nawet policja się boi i pogotowie.Sama próbuje zatamować krewa, ale nie mam szans.Po chwili słyszę sygnał karetki.Widzę dwóch lekarzy, którzy podbiegają do mnie  
  
-nikt pani nie prosił, by pani stad poszła?-pyta jeden z nich  

-miałam zostawić go samego??-odpowiadam z niedowierzaniem  

Pogotowie odjeżdża z rannymi chłopakami a ja stoję na środku chodnika, modląc się, by dali radę ich uratować.Pogotowie odjeżdża z rannymi chłopakami a ja stoję na środku chodnika, modląc się, by dali radę ich uratować.Wciąż zastanawiam się, co z rannymi chłopakami i nie mogę uwierzyć w głupotę ludzi.Czuje narastający gniew i nie potrafię nad tym zapanować.Ile jeszcze osób umrze, zanim ktoś zakończy tą bezsensowną wojnę o nic?? ile krwi popłynie zanim ktoś przejrzy na oczy.Słysze sygnał policyjnych syren i z uśmiechem na ustach zmierzam w stronę bloku.Teraz sobie przypomnieli?? teraz jak nie maja już tu nic do roboty?? -rozmyślam.Mijam młodych policjantów i kieruję się w stronę bloku. Zastanawiam się, co takiego musiał czuć Mateusz, skoro nie było mnie parę minut w domu.  

-zaczekaj!-słyszę za sobą głos Czarka.Odwracam się i zatrzymuje, czekając za Czarkiem.  

-witaj-szepcze patrząc na stojącego obok mnie mężczyznę  
  
-słyszałaś te strzały?? -usłyszałam pytanie z jego ust  

Nie odpowiadam.Kiwam tylko głową i idę dalej do przodu.Chcę jak najszybciej być przy moim ukochanym synku.Po paru minutach jestem już obok mieszkania mamy i wchodzimy do mieszkania  

-mamo!!-słyszę przerażony głos synka.Mateusz podbiega do nas i ze łzami w oczach rzuca się w moje ramiona.  

-mamo boję się !-słyszę przerażony głos syna.Mocniej przytulam go do siebie, próbując uspokoić.Teraz już wiem co powinnam zrobić.  

-co takiego ważnego się stało, że przyjechałeś?-pytam patrząc w przerażone oczy Czarka  

-to co się stało dzisiaj to dopiero początek.W ciągu najbliższych dni na tej dzielnicy ma być wojna gangów.Musicie się stąd jak najszybciej wynosić.Najlepiej już teraz-słyszę głos Czarka  

-ale my nie mamy dokąd!-szepcze mocniej przytulając Mateusza  

-jak to nie macie dokąd?? a zapomniałaś o tym, że chciałem wam dać dom??on nadal stoi pusty czekając za wami-słyszę  

Patrze w oczy Czarka i ledwo przełykam ślinę.Co miał na myśli mówiąc o wojnie gangów?? czy to znaczy, ze znów zaczną się strzelaniny??  

-nie zostawię tu samej mamy!-odpowiadam zdecydowanym głosem  

Nagle ktoś dzwoni do drzwi i idę je otworzyć.Otwieram a przede mną stoi Ernest z Albertem i Alexem. Patrze zdenerwowanym wzrokiem na Czarka i czuje narastający gniew.  
  
-co wy tu robicie?-pytam zaskoczona ich nagłymi odwiedzinami  
  
Jednak za chwile wszystko do mnie dociera.To Czarek ich przysłał, by udało się im mnie namówić.  
  
-co ty dziewczyno wyrabiasz?? przecież zaraz tu zrobi się na pewno gorąco-słyszę zdenerwowany głos Ernesta  

W końcu po godzinie zaciętej dyskusji daje się im przekonać, że tu nie jest bezpiecznie. W pośpiechu pakuje nasze rzeczy i postanawiam zamieszkać z mamą w domu Czarka.Daje się przekonać głównie dzięki Alexowi, który obiecał, że zamieszka tam z nami i w razie co będzie nas chronił.Postanawiam jeszcze raz na spokojnie przemyśleć jego propozycje wyjazdu za granicę.  
  
-Kamilo jeszcze jedno-słyszę głos Czarka.Patrze w jego stronę a on parzy na mnie ze strachem w oczach.  
  
-Do ciebie tez może się zgłosić ktoś z przeszłości, ale nie bój się. Ani moje ludzie, ani Ernesta nie pozwolą Cię skrzywdzić-obiecuje wychodząc z mieszkania  

-Czarek!-krzyczę wbiegając na klatkę schodową.Czarek odwraca nieśmiało się uśmiechając  
  
-dziękuje Ci! powiedz co się dzieje z Martinem?-pytam czując narastający strach w sercu  

-nie bój się już Cię nie skrzywdzi-słyszę w odpowiedzi  
  
-nie o to chodzi, po prostu za nim tęsknie.Mimo tego co zrobił jest ojcem Mateusza-szepcze zdziwiona swoimi słowami  

Czarek podchodzi i obejmuje mnie a ja zamykam oczy.Czuje ulgę, że Czarek nie ma do mnie żalu za to co się ostatnio działo, naprawdę on jest mi bardzo bliski.Jeszcze parę minut stoję w objęciach Czarka i po chwili on mnie puszcza i dochodzi.Nadal stoję na tej klatce, czując na sobie wzrok Alexa.  

-musimy już iść po Twoją mamę-słyszę jego głos  

Kiwam głową i razem z Mateuszem schodzimy po schodach.Nagle synek zatrzymuję się i patrzy na mnie proszącym wzrokiem.  
  
-co się kochanie stało?-pytam  

-został w mieszkaniu mój miś!-krzyczy Mateusz  

Patrzymy z Alexem na siebie i uśmiechamy się.Ja łapie Mateusza mocnej za rękę a Alex wraca do mieszkania po tego misia.Po chwili słyszymy nadjeżdżające samochody i moje serce zaczyna jeszcze szybciej bić.Obawiam się, ze waśnie wszystko się zaczyna. Mam tylko nadzieje, ze uda nam się uciec zanim zacznie się strzelanina. Słyszę czyjeś kroki na chodach a przed nami stoi Zadowolony Alex z misiem w reku. Patrze na błyszczące oczy synka i wszyscy razem zbiegamy po schodach.słyszymy pierwsze strzały.Nagle podjeżdża samochód a ja widzę Michała.  

-wsiadajcie!-słyszę głos kolegi  

Wsiadamy do samochodu i piskiem opon kierujemy się w stronę szpitala.Jedziemy po moja mamę.Jedziemy samochodem pod szpital, w którym pracuje mama i czuje narastający strach. Czy to się już nigdy nie skończy?? czy zawsze będę odpowiadać za błędy z przeszłości?? czy to za każdym razem będzie do mnie wracać? wciąż nie rozumiem co miał na myśli Czarek mówiąc, że zgłoszą się do mnie ludzie z przeszłości? Kogo miał na myśli?? i czemu wspominał o ochronie? czy ktoś poluje na moje życie?? czy znów to wszystko zacznie się od nowa? ucieczka, strach, ochrona?? czy tak będzie wyglądało moje życie?? Michał zatrzymuje samochód tuz przed szpitalem a ja wybiegam z niego i pędzę prosto do dużego budynku.Chce jak najszybciej porozmawiać z mamą.Jest! Dostrzegam ją rozmawiająca z jakimś przystojnym lekarzem, wydaje mi się czy oni flirtują?? Stoję zdębiałą, nie mogąc zrobić ani kroku więcej. Dopiero teraz uświadamiam sobie, że po ich spojrzeniach widać, że coś ich łączy.Czyżby oni byli razem?? czemu mama mi nie powiedziała, że z kimś jest?? Nie miałam zielonego pojęcia.Po paru minutach obserwowania ich w końcu zdecydowałam się do niej podejść.  

-mamo!-krzyknęłam  
  
Mama wystraszonym wzrokiem spojrzała w moją stronę a ja znieruchomiałam. Na jej twarzy pojawił się czerwony rumieniec a ja poczułam się, jakbym przyłapała ich na nie wiadomo czym.Gdyby to były jakieś inne okoliczności, porozmawiałabym z nią o tym, ale doskonale wiedzieliśmy, że nie mamy czasu.W tym samym momencie do szpitala wbiegł Alex.Po jego twarzy zorientowałam się, że jest bardzo zdenerwowany.  

-mamo musimy iść! Wytłumaczę ci to po drodze!-powiedziałam ciągnąc ja w stronę wyjścia.  
  
Mama obejrzała się za siebie a na jej twarzy zobaczyłam ból. Zrozumiałam, że boli ją fakt, że musi opuścić swojego ukochanego.Nie było czasu na żegnanie, czy jakiekolwiek wyjaśnienie mu tego co się stało.A nawet gdyby było, to i tak nie mogliśmy na to pozwolić.Nikt nie mógł dowiedzieć się o tym co się tu dzieje.Nikt po za osób zaufanych. Cała drogę do domku Czarka nic się do siebie nie odzywaliśmy.Alex z  
Michałem siedzieli w przodzie a ja z mamą i Mateuszem w tyle policyjnego radiowozu. No bezpieczniejsi nie mogliśmy być.Po paru minutach dojechaliśmy.Domek znajdował się w samym centrum miasta a naokoło domu była wielka metalowa brama.Coś w rodzaju murku ochronnego, jak się później dowiedziałam kuloodporna.Brama była na klucz a przed domkiem w samochodzie zawsze siedziało dwóch goryli, jako ochrona. Nie rozumiałam tego wszystkiego.Wyglądało to tak, jakby Czarek chciał mnie zamknąć a ja nie rozumiałam dlaczego.  

-witaj.Dobrze, że już jesteś-powiedział Czarek zgaszonym tonem  
  
Od razu zażądałam od niego wyjaśnień.A po tym co mi powiedział, po prostu już nie wiedziałam co czuć.Nie, nie wierzyłam, że Martin jest do tego zdolny, nie wierzyłam, że on mógłby skrzywdzić mnie, czy własnego syna.O jedno miałam do Czarka żal: czemu mi o tym nie powiedział wcześniej? czemu nie poszedł z tym na policję? ale spojrzałam na Mateusza i zrozumiałam. Ja tez nie potrafiłabym donieść na własnego syna.  
  
-może ja powinnam z nim porozmawiać? przecież tak się nie da żyć!-powiedziałam
  
Widziałam nie zadowolone spojrzenie Czarka, ale nie zwracałam na to uwagi.Gdzieś w głębi serca nadal paliło się do niego uczucie a ja po prostu, nie mogłam znieść świadomości, że mógłby zrobić coś złego.Nie wiem czemu, ale postanowiłam za wszelką cenę do tego nie dopuścić.Niemal siłą wyciągnęłam od Czarka ostatni adres Martina i niemal siłą uciekłam z tej klatki zwanej domem.Zostawiłam mój najcenniejszy dar od Boga w dobrych rekach i ponownie, kradnąc policyjny samochód przyjaciela pojechałam w skazane miejsce.Po paru minutach zaparkowałam samochód pod stara kamienica i wysiadłam z auta.Blok wyglądał bardziej na melinę i przeczuwałam, że jest opuszczony.Pomału weszłam do środka, w ręce trzymając broń, na wszelki wypadek.  

-hallo jest tu ktoś?-zapytałam  
  
Na górze usłyszałam przewracające krzesełka, wyglądało na to, że ktoś w pośpiechu próbuje uciec.Pobiegłam tymi schodami na górę i znów usłyszałam hałas, teraz byłam niemal pewna ktoś tam był.Tylko nie miałam pojęcia kto.Nagle przede mną pojawiła się znajoma twarz.Stałam nieruchomo przed drzwiami mieszkania i patrzyłam na podkrążone oczy Martina.  

-czego tu chcesz?-usłyszałam oschły ton Martina  

-porozmawiać-odpowiedziałam  

Chłopak podszedł do mnie i przetrzymał mi ręce.Byłam uwiązana między nim a ścianą i wiedziałam, że nie mam szans na ucieczkę. W jego oczach zobaczyłam lód i rozgoryczenie.  

-jesteś głupia dziewczyno-wycedził mi to prosto w ucho, po czym puścił moje ręce  
Teraz wiedziałam, że nie chcę zrobić mi krzywdy.Gdyby chciał już było by po mnie.  

-może i jestem, ale nadal mi na tobie zależy-powiedziałam odchodząc bliżej niego  

-zależy?-usłyszałam drwinę w jego głosie.Chłopak podszedł bliżej mnie a ja poczułam ból na policzku  

-Kamilo jesteś tam? Kamilo odezwij się!-usłyszałam z daleka znajomy głos  
  
Spojrzałam na Martina a w jego oczach zobaczyłam obłęd.Wystraszyłam się i chciałam się odezwać, dać im znać, że tu jestem, ale mocna dłoń Martina mi to uniemożliwiła. Nie wiedziałam co teraz ze mną będzie i czego on chce.Chciałam powiedzieć, błagać go, by mnie wypuścił, by nie robił mi krzywdy, ale nie mogłam.Po prostu nie mogłam.Spojrzałam prosto w oczy Martina, czując mocny ból na policzku.  
Uderzył mnie, on mnie naprawdę uderzył, nie mogłam tego pojąć.No tak nie był to pierwszy raz wiec czemu tak bardzo to mnie dziwi??  

-Kamilo!! Kamilo odezwij się!-znów usłyszeliśmy znajome krzyki.Teraz byłam niemal pewna, że to był Czarek, ale nie wiedziałam z kim.  

-mój przyjaciel przyszedł Ci na ratunek-powiedział z drwiną Martin  

Przyjaciel? Boże przecież to Alex! Szarpnęłam się modląc, bym dałam radę mu uciec. Nie mogłam pozwolić, by stało się coś Alexowi. Kolejny raz szarpnęłam się, ale znów nadaremnie.Martin nadal był mocniejszy.Ugryzłam go i poczułam kolejny bolesny cios, ten był na tyle silny, że zakręciło mi się w głowie i upadłam na ziemie.Ocknęłam się po paru minutach.Nade mną zobaczyłam dwie sylwetki mężczyzn.Martin mierzył bronią do Alexa.Chciałam coś zrobić, ale nie mogłam się ruszyć.Chciałam jakoś uchronić przyjaciela od śmierci, ale nie mogłam.Usłyszałam strzał i zamknęłam oczy pewna, że na ziemi leży martwy Alex.Już nie biegłam, nie uciekałam było mi wszystko jedno co się teraz ze mną stanie.W tym momencie uświadomiłam sobie, że zakochałam się w Alexie. Nagle dostrzegłam obok siebie dwóch mężczyzn.To był Alex i Czarek. Spojrzałam na Martwego mężczyznę i zamarłam.Na zimnej podłodze leżało martwe ciało Martina.Podbiegłam do niego sprawdzając czy ma puls, czy żyje, jednak było już za późno. Nie oddychał, nie biło mu serce, nie żył.Spojrzałam na Czarka a jego wzrok był pusty.Nie potrafiłam wyobrazić sobie tego bólu, jaki musiał teraz czuć Czarek. Nie ma w życiu chyba nic gorszego niż świadomość, że zabiło się własne dziecko.  

-zabierz mnie stad!-krzyczałam wtulając się w opiekuńcze ramiona Alexa  

Chłopak objął mnie i zaprowadził do samochodu.Pojechaliśmy zostawiając Czarka samego.Po paru minutach usłyszeliśmy strzał. I chociaż nikt nic nie mówił, my wiedzieliśmy, że Czarek popełnił samobójstwo.Ruszyliśmy w kierunku domu.  
***  
Wchodzę do mieszkania zmęczona.Nie mam siły na nic a mam teraz najgorsze zadanie.Muszę powiedzieć Mateuszowi, że jego ojciec nie żyje.Tylko jak mam to zrobić? jak powiedzieć synkowi, że jego ojciec umarł??  

-mamo martwiłem się o Ciebie-słyszę głos Mateusza.Patrze na przerażone oczy synka i czuje ból.Co ja mam mu powiedzieć jak to zrobić?  

-nic mi kochanie nie jest-odpowiadam przytulając go.Patrze na przerażone oczy mamy i widzę w nich łzy.  

-kochanie bo widzisz twój tata umarł, nie ma go już-szepcze mocno trzymając go w ramionach  

-a dziadzia wie?-słyszę smutny głos synka  
  
-dziadzia też nie żyje-szepcze czując ucisk w gardle  

Matt patrzy na mnie swoimi błyszczącymi od płaczu oczkami i mocno się do mnie przytula  

-ale ja jestem i będę.Obiecuje, że będę-staram się, by mój głos był jak najdelikatniejszy  
  
Mateusz patrzy na mnie a ja po jego zapłakanych oczach wiem, że mi wierzy.Mocno przytulam go do siebie i czuje ciepłe ramiona Alexa.Chłopak przytula nas a ja tak bardzo pragnę, by z nami został.Po kilkunastu minutach Mateusz zasypia.Patrze na zatroskaną twarz mamy i bez słowa wychodzę z mieszkania.Chociaż nie odwracam się to i tak wiem, że Alex podąża za mną.Siadamy na ganku przed domem i wybucham płaczem.  

-jak ja sobie z tym wszystkim poradzę? jak poradzi sobie Matt?-pytam zapłakana  
  
-nie jesteś sama.Masz rodzinę, przyjaciół, mnie-odpowiada Alex  
  
-ty nic nie rozumiesz! chciałabym by Mateusz miał ojca-szepcze nie patrząc na niego  
  
-zawsze możecie na mnie liczyć-słyszę a po chwili czuje ciepłe ramiona chłopaka  

-dziękuje-odpowiadam wtulając się w jego ramiona.Zamykam oczy i czuje to poczucie bezpieczeństwo, którego mi zawsze brakowało.  
  
-zostań! błagam Cię nie odchodź!-szepcze mu do ucha.Alex podnosi się i patrzy mi głęboko w oczy  

-zostanę! obiecuję zostanę!-odpowiada.  

Patrze przerażonymi oczami na Alexa i dopiero teraz dociera do mnie sens jego słów. On powiedział, że zostanie?? zastanawiam się.W sumie owszem zależy mi na nim, ale czy mam prawo robić to Mateuszowi?? już do jednego ojca się przyzwyczaił i go stracił.  

-córeczko!-słyszę głos mamy.Alex odchodzi zostawiając nas samych a ja patrze na nią i czuje napływające łzy  

-mamo jaki był mój ojciec? czy jak odszedł nie chciałaś z nikim być?-zapytałam  

-miałam ciebie lepszego skarbu nie mogłam sobie wyobrazić kochanie-usłyszałam  

Spojrzałam na nią uśmiechając się.Dopiero teraz przypomniało mi się to co zobaczyłam w szpitalu.  

-mamo idź do niego! Niech dłużej nie czeka-powiedziałam.Po chwili zostałam sama.No może nie zupełnie sama, bo obok mnie nadal był Alex.  

-pewnie nie wiesz co mi odpowiedzieć?-usłyszałam  

Nie odpowiedziałam.Bez słowa weszłam do mieszkania i nalałam sobie soku.Z szafki wyciągnęłam drugą szklankę i bez słowa nalałam też Alexowi.W milczeniu siedzieliśmy całą noc.  

Następnego dnia  
Obudziłam się na nie wygodnej kanapie, cała obolała.Z góry usłyszałam dziecięcy śmiech. Chociaż nic nie widziałam byłam pewna, że to był Alex.Wciąż słyszałam cichy dziecięcy śmiech, uśmiechając się pod nosem, zrobiłam szybkie śniadanie.Gdy już miałam iść z śniadaniem do chłopaków usłyszałam dzwonek.Ktoś próbował się do mnie dostać.Przez chwile zawahałam się, bo nadal nie mogłam uwierzyć, że już po wszystkim i nadal odczuwałam strach.Pomału zmierzałam w kierunku drzwi, gdy nagle poczułam mocny uścisk.Spojrzałam w oczy Alexowi a on odsunął mnie od drzwi.  

-ja je otworze-usłyszałam  

Widocznie nie tylko ja jeszcze się bałam, bo on też.Po chwili w drzwiach stanął Michał. Odsunęłam się od Alexa i rzuciłam przyjacielowi w ramiona.  

-chciałem tylko sprawdzić czy u was wszystko okej-usłyszałam.Poczułam na sobie wzrok Alexa i uśmiechnęłam się sama do siebie.Wyglądało na to, że Alex był o mnie zazdrosny co oznaczało, że mu na mnie zależy.  

-tak, dziękuje za troskę-powiedziałam  

Wpuściłam go do środka i nalałam szklankę zimnego soku.Po chwili usłyszałam za sobą ziewnięcie synka.  

-wuja Michał! wuja Michał!-krzyczał zadowolony Matt.Widocznie nie tylko ja czułam się przy Michale bezpiecznie, bo mój synek też  
.  
-to ja będę leciał, bo muszę załatwić parę spraw.Będę później-usłyszałam głos Alexa  
Odprowadziłam go żegnając pocałunkiem.Przez okno dostrzegłam obserwującego nas Michała.Alex odjechał piskiem opon a ja wróciłam do mieszkania.  

-jak się czujesz?-usłyszałam troskę w jego głosie  

-jak na porwana, postrzeloną to dobrze-zaśmiałam się  

Michał podszedł i przytulił mnie a ja poczułam coś dziwnego.Wydawało mi się, że chłopak próbuje coś mi powiedzieć, ale nie wie jak.Michał patrzy mi głęboko w oczy a ja się uśmiecham.Nagle podchodzi do mnie i bierze mnie w ramiona.Nasze usta się zbliżają a ja zamykam oczy.Już czuje jego ciepły oddech, gdy słyszymy dzwonek. Zdenerwowana otwieram drzwi.Za nimi stoi przystojny mężczyzna, patrząc na mnie swoimi zielonymi oczami.  

-pani Kamila?-pyta trochę nie pewnym głosem.Patrze na niego podejrzanie i nie wiem czego mogę się spodziewać.  

-Kamilo to Ty?-pyta ponownie nie znajomy  

-kto tam?-słyszę głos Michała.  
  
Patrze w zielone oczy nieznajomego i nie wiem co mam powiedzieć.Po chwili Michał zjawia się obok nas, wyczekująco patrząc na nieznajomego.Skądś wydaje mi się znajomy ten głos, ten wyraz twarzy, ale za nic nie mogę skojarzyć sobie skąd. Czyżbym go znała?-zastanawiam się.  

-nie pamiętasz mnie prawda?-pyta tajemniczy chłopak  

Kiwam głową a jego oczy stają się coraz smutniejsze.Nic nie odpowiada, nie mówi po prostu bez słowa podaje mi małe czarne pudełeczko a po chwili odchodzi.Oczy Michała rozszerzają się a ja widzę w nich strach.Przez chwile wydaje mi się jakby Michał znał to pudełko, jakby wiedział o czymś o czym nie chce mi powiedzieć.Widzę strach w jego oczach, chłopak chodzi po całym pokoju kręcąc się z miejsca na miejsce, mam jakieś złe przeczucie.Po chwili znów słyszę natarczywe dzwonienie domofonem, rozkojarzona idę otworzyć te drzwi.Otwieram a za nimi stoi Ernest  

-cze mogę wejść?-pyta nerwowo rozglądając się po okolicy  
  
-cześć jasne wchodź!-odpowiadam otwierając mu bramę  

Wchodzimy do mieszkania i siadamy w salonie.Nagle słyszę jakiś hałas, jakby ktoś uciekał przez okno.Wybiegam i patrze na wybitą szybę.Rozglądam się po mieszkaniu, ale po Michale nie ma nawet śladu i po pudełeczku też.Cholera on je musiał ukraść i uciec. Ale co takiego tam jest?? Co może być takie ważne, że mój przyjaciel, dobry policjant to porywa i ucieka przez okno?? no co.  
  
-słuchasz mnie?-pyta Ernest wchodząc do pokoju  

-uciekł prawda? uciekł i zabrał pudełko?-pyta jakby wiedział o co chodzi.Zaraz zaraz on wie! On wie o co chodzi, wie co było w tym pudełku!  

-daj spokój! Może to i lepiej?? Niech to Michał zniszczy i wszyscy zapomnimy o tym wszystkim-powiedział ciężko oddychając.Dopiero teraz zrozumiałam, że jest ranny.  
  
-Daj opatrzę to!-Powiedziałam przynosząc wszystkie potrzebne rzeczy  

-Kamilo zaczekaj! Jest już za późno, sama nie dasz rady-powiedział  

Pociągnęłam jego podkoszulkę i spojrzałam na paskudnie wyglądającą ranne.Miał racje sama nie dam rady, ale jest ktoś kto mi pomoże.Wyciągnęłam telefon z kieszeni i wybrałam znajomy numer.  
  
-cześć!-usłyszałam głos Damiana  

-cześć! słuchaj możesz do mnie wpaść?? -zapytałam  
  
Już kilkanaście minut później otwierałam drzwi przyjacielowi.Pocałowałam go w policzek i wpuściłam go do środka.  

-to kto tym razem?-zapytał uśmiechając się.No tak od ostatniej pomocy minęło trochę czasu i bardzo dużo się wydarzyło.  

-słuchaj w szpitalu potrzebują pielęgniarek.Mogę pomóc Ci się dostać.Chociaż by na staż-powiedział uśmiechając się  

-po tym wszystkim co się między nami stało?-zapytałam zaskoczona  

Po dobrej godzinie Damian wyciągał już ostatni odłamek kuli, który utknął głęboko nie daleko tętnicy.Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że faktycznie sama nie dałabym rady a nie chciałam żyć z świadomością, że zabiłam przyjaciela.Ernest stracił dużo krwi i musi dużo odpoczywać.On zasnął a my postanowiliśmy czegoś się napić.Zrobiłam nam po kawie i usiadłam obok przyjaciela.  

-daj spokój kiedy to było co?? nie byłaś sobą, byłaś po prochach-powiedział obejmując mnie  
  
W tym samym czasie do mieszkania wszedł Alex.Oparł się o ścianę krzyżując ręce na klatce piersiowej i obserwował nasza rozmowę.Dopiero po krótkiej chwili go dostrzegłam.  
  
-oo jesteś!-zawołałam wstając z wersalki  

-ale chyba nie w porę co?-powiedział zdenerwowanym głosem  

Damian spojrzała na nas a po chwili wstał, żegnając się ze mną wyszedł z mieszkania.  
Z jednej strony cieszyła mnie jego zazdrość, ale z drugiej miałam już jej dość! Postanowiłam poważnie z nim porozmawiać.Zamknęłam drzwi za Damianem i spojrzałam ostrym spojrzeniem na Alexa.Już chciałam z nim porozmawiać, gdy usłyszałam głos Mateusza.  
  
-mamo głodny jestem!-powiedział  

-ja mu zrobię-powiedział Alex łapiąc Mateuszka za rękę  

Chłopaki znikli w kuchni a ja usłyszałam stękanie Ernesta.Alex szybko wszedł do salonu i zdziwionym wzrokiem patrzył na nagie ciało chłopaka.  
  
-no nie tego już za wiele!-krzyknął wybiegając z mieszkania  

Mateusz spojrzała na nas a w jego oczach dostrzegłam strach.Pobiegłam za Alexem, bo chciałam mu to wszystko wyjaśnić, ale za nim wyszłam z mieszkania on znikł już za rogiem ulicy  

-Alex!! -krzyknęłam z całych sił  

Niestety odpowiedziało mi tylko echo.Wciąż stałam przed domem, patrząc na pustą ulice.Nie rozumiałam go.Dlaczego tak zareagował?? czy on nigdy mi nie zaufa?? Cóż postanowiłam jutro z nim porozmawiać.  

-mamo!-usłyszałam za mną głos Mateuszka  

Odwróciłam się do dziecka i wzięłam go za rękę.Poszliśmy do mieszkania.Tuz przed domem zobaczyłam Ernesta.  

-Erni co ty wyprawiasz? nie wolno Ci!!-krzyknęłam podbiegając do niego  

Czy on był aż tak nieodpowiedzialny?? dopiero kilka godzin temu miał operację a on już wstawał?? Spojrzałam na niego zdenerwowanym wzrokiem i miałam ochotę go zamordować. Nie po to straciłam faceta, by teraz ten idiota wstawał!-pomyślałam.  

-przepraszam z mojego powodu się pokłóciliście-usłyszałam jego słaby głos  

Teraz nie miało to znaczenia.Owszem bolało mnie to i chciałabym, by było inaczej, ale moim jedynym celem w tej chwili było bezpieczeństwo Mateuszka.  

-daj spokój! to nie ma znaczenia-powiedziałam wchodząc do kuchni.  

W kuchni zobaczyłam smutnego Mateusza, który siedział przy stole i coś tam malował.  

-co kochanie robisz?-zainteresowałam się podchodząc do niego  

Matt pokazał mi rysunek a ja zamarłam.Na rysunku byłam ja z bronią w ręku.Dopiero teraz dotarło do mnie, jak działa na niego całe to przestępcze środowisko.  

-co to jest?-zapytałam patrząc w oczy synka  

-jak to co? nasze życie mamo-odpowiedział  

Spojrzałam na niego i zamilkłam.Wzięłam głęboki wdech i wyszłam na dwór.Akurat otwierałam drzwi, gdy usłyszałam dzwonek domofonu otworzyłam i zobaczyłam mamę.  

-cześć kochanie!-zawołała promiennie się uśmiechając  

-muszę coś załatwić.Zajmiesz się małym?-zapytałam  

Mama pokiwała głowa a ja bez jakichkolwiek wyjaśnień wyszłam z domu i udałam się do Alexa.Chciałam z nim na spokojnie porozmawiać.Przecież nie mogło tak dalej być! Nie mogło! Zatrzymałam się, przed dużym mieszkaniem w najlepszej okolicy w mieście i zadzwoniłam domofonem.Przez chwile nic nie słyszałam, lecz po chwili usłyszałam głos kobiety.  

-kto tam?-odezwał się damski głos  

-dobry wieczór ja do Alexa!-powiedziałam speszona  

Usłyszałam otwierające się drzwi i weszłam nieśmiało na górę.Przez chwile zawahałam się, bo nie wiedziałam co mnie tam czeka, ale po chwili poszłam dalej.Zatrzymałam się przed eleganckimi drzwiami i zadzwoniłam na dzwonek a po chwili drzwi otworzyła mi jakaś młoda kobieta.  

-pani jest tą Kamilą prawda?-zapytała  

Spojrzałam na nią nie wiedząc co mam jej odpowiedzieć.Ciekawiło mnie skąd o mnie wie i kim jest.Przecież Alex nie wspominał mi nic o tym, że kogoś ma.  

-tak zgadza się-przyznałam  

-nie ma go.I szczerze nie mam pojęcia gdzie on może być! wie pani jak to z chłopami zdradzają a na końcu i tak wracają-powiedziała patrząc mi wrogością w oczy  

-to ja nie będę przeszkadzać-szepnęłam  

-Mamo kim jest ta pani?-usłyszałam dziecięcy głos  

Spojrzałam na małą dziewczynkę i zamilkłam.Nie miałam pojęcia, że Alex ma dziecko. Już miałam wychodzić, gdy usłyszałam kroki na klatce schodowej, odwróciłam się i zobaczyłam Alexa.  

-to ja już pójdę-szepnęłam unikając jego wzroku.Bez słowa minęłam go i zbiegłam na dół.  

-Kamilo zaczekaj!-usłyszałam jego głos.  

Z każdym kolejnym schodem moje serce przyspieszało.Chciałam być jak najdalej od niego, jego kobiety, dziecka.Chciałam być jak najdalej stąd.Pod koniec schodów, prawie biegłam.Biegłam, by uciec od niego i od tego bólu.On ma dziecko-te słowa dudniły mi w uszach, nie potrafiłam tego zrozumieć.Dlaczego mi nie powiedział? dlaczego to ukrył? Tuż przy drzwiach od bloku, zatrzymał mnie Alex.  

-zaczekaj!-krzyknął łapiąc mnie za rękę.Odwróciłam się i spojrzałam w jego oczy próbując ukryć łzy.  

-czego chcesz?-zapytałam wyrywając się z jego ramion  

-Daj mi to wytłumaczyć!-prosił  

Spojrzałam na niego i bez słowa opuściłam budynek.Dla mnie nie było czego tłumaczyć.Poszliśmy na spacer.Spojrzałam w górę i na balkonie zauważyłam stojącą kobietę, zastanawiałam się, co ona teraz czuje.  

-zawsze wracają-przypomniały mi się jej słowa.Nie chciałam być tą druga, tą co rozwali związek, co niszczy dziecku rodzinę,  
  
-kto to był?-zapytałam  

-moja zona i córka-powiedział spokojnym głosem Alex  

Żona i córka coś we mnie pękło.Dałam mu w twarz i pobiegłam przed siebie.Boże jaka ja byłam naiwna! Dlaczego dałam mu się tak bardzo oszukać? dlaczego znów wplątałam się w coś bez przyszłości? Po chwili usłyszałam za mną czyjeś kroki. Staliśmy w deszczu na środku chodnika a ja nie wiedziałam co mam zrobić.  

-to nie jest tak jak myślisz.Moje małżeństwo z Olgą już nie istnieje.Już dawno chciałem się z nią rozwieść, ale ona to utrudnia.Nie chce dać mi rozwodu a ja ze względu na  
Ilonę, nie chce się z nią szarpać.Chciałbym to załatwić po dobroci-powiedział przygaszonym głosem  

-dlaczego mi nie powiedziałeś?-zapytałam  

-bo stwierdziłem, że nie ma to znaczenia.Zrozum ja jej już nie kocham a co do córki, to Ty też masz Mateuszka i mi jakoś to nie przeszkadza.Powinna liczyć się nasza miłość nic innego-powiedział biorąc mnie w ramiona  

-mylisz się w związku najważniejsze jest zaufanie.Owszem mam Mateusza, ale od samego początku o tym wiedziałeś a Ty ukryłeś fakt, że masz córkę.Owszem Ilona  
mi nie przeszkadza, ale sama mam dziecko i nie mam zamiaru twojej córce rozbijać rodziny-szepnęłam  

Nie patrząc na niego ruszyłam przed siebie.Idąc ulicą czułam na policzkach słone łzy, które upadały w kałużę.Czułam w sobie tak wielki ból, że nie byłam w stanie normalnie funkcjonować.Zastanawiałam się, jak teraz powiedzieć o tym Mateuszowi? przecież on potrzebował ojca.Ojca, którym miał być Alex.Zatrzymałam się, tuz przed domem, wzięłam kilka głębokich wdechów, by się uspokoić i weszłam do mieszkania.  

-cześć mamo!-krzyknęłam wchodząc do kuchni  

Odpowiedziało mi echo.Gdzie oni są?-pomyślałam.Dopiero na górze usłyszałam śmiech Mateusza.Weszłam po schodach i dostrzegłam Ernesta, bawiącego się z Mateuszem.  

-gdzie mama?-zapytałam rozglądając się po mieszkaniu  

-została wezwana do szpitala-odpowiedział.  
  
Usiadłam zmęczona na fotelu i włączyłam wiadomości.Przerzucałam po kanałach, próbując się uspokoić.Pół godziny później usłyszałam dzwonek domofonu, otworzyłam a tam zobaczyłam Damiana  
.  
-cześć-powiedział uśmiechając się  
  
-cześć-odpowiedziałam wpuszczając go do środka. Zrobiłam mu mocnej kawy i poczęstowałam ciastkami.  

-cześć wuja-zawołał Mateusz rzucając się mu na ręce.  
  
-byłeś grzeczny?-zapytał Damian uśmiechając się do niego  

Matt kiwnął głową a po chwili znikł do salonu z samochodem w ręce.Spojrzałam na Damiana i uśmiechnęłam się do niego, eh on zawsze rozpieszcza mi syna.  

-nie musiałeś-powiedziałam siadając obok niego  


-daj spokój, nie był drogi-szepnął uspokajając mnie.Było mi głupio, bo nie stać mnie było na prezenty dla syna.  

-pamiętaj moja propozycja jest nadal aktualna-powiedział Damian  

Spojrzałam mu w oczy i uśmiechnęłam się.Doskonale wiedziałam, że nie mogę przyjąć tej propozycji.Dwie godziny później Damian pożegnał się ze mną, Ernestem i Mateuszem wychodząc z mojego mieszkania.  

-co teraz zrobisz?-zapytał Ernest siadając obok mnie  

-nie martw się Erni poradzę sobie-uspokajałam go  

Sama do końca nie wiedziałam jak.Zdawałam sobie sprawę, że muszę czegoś poszukać i to jak najszybciej, bo kończą mi się już oszczędności.Tylko gdzie i co??  

-jest pewien pomysł-powiedział Ernest.  

Spojrzałam na Erniego i zamarłam.Nie mogłam przyjąć jego propozycji, przecież obiecałam sama sobie, że nigdy już nie zejdę na drogę przestępczą.Nie mogłam tego zrobić, bo miałam synka.  

-dzięki za propozycję, ale ja nie mogę-szepnęłam  

-może chociaż mnie wysłuchasz?-zaśmiał się Ernest  

Usiadłam obok niego i słuchałam jak opowiada.Z jednej strony bałam się a z drugiej jego propozycja była bardzo kusząca i co najważniejsze legalna.To nie były żadne nie czyste interesy, czy nie wiadomo co.Sekretarka, normalna praca, dobre zarobki.Tylko ostatnia część nie bardzo mi się uśmiechała.Miałam być dama do towarzystwa?? chodzić na przyjęcia z najgorszymi ludźmi?? nie byłam do tego pomysłu przekonana. To nie tak, że nie ufałam Ernesowi, jemu tak, ale jego znajomym nie bardzo.  

-jesteś bezpieczna.Nie pozwolę, by ktokolwiek Cię skrzywdził-usłyszałam  
Poczułam jego dłoń na udzie i zamarłam.Co on do licha wyprawia?? Poczułam na sobie jego mocny uścisk i nie mogłam się ruszyć.  

-Ernest przestań!-krzyknęłam  
  
Chłopak spojrzał na mnie lodowatym spojrzeniem i nerwowo podniósł się z tapczanu. Jego oczy nabrały troskliwości i chłopak klęknął obok mnie.  
  
-przepraszam! Nie wiem co się ze mną stało.Nie panowałem nad sobą.Kamilo przepraszam-szeptał jak nakręcony.  

Podniosłam się z łóżka i podeszłam do niego, pocałowałam go.Po prostu go pocałowałam.Sama nie wiedziałam co robiłam, jakbym to nie była ja.Nasze amory przerwał dzwonek domofonu, niechętnie na pół rozebrana podeszłam do drzwi i otworzyłam, za nimi stał Alex.  

-możemy porozmawiać?-zapytał  

Nie wpuściłam go do mieszkania w obawie, że nakryje w mojej sypialni Ernesta. Poszłam do sypialni się ubrać, posyłając tylko Ernestowi przepraszające spojrzenie i  
wyszłam na dwór.Poczułam na sobie lodowate powietrze i zrobiło mi się zimno.Zimny wiatr rozwiewał moje włosy a ja czułam się głupio, po tym co przed chwilą miało miejsce.  

-daj mi to wszystko wytłumaczyć proszę Cię-usłyszałam  

Spojrzałam na Alexa i chyba nie chciałam słyszeć jego tłumaczeń.Nie chciałam, nie mogłam z nim być.Nie kosztem cierpienia jego córki.Chciałam by sobie poszedł, by nie ranił mnie obietnicami bez pokrycia.Nie chciałam mieć już z nim nic wspólnego.  

-zrozum jest już za późno-szepnęłam  

Do końca siebie nie rozumiałam.Nie chciałam go ranić, bo był dla mnie ważny, ale nie wiedziałam, czy na tyle ważny by o nas walczyć.Alex się już nie odezwał, po prostu milcząc wciąż patrzył mi w oczy a w jego spojrzeniu wyczytałam ból.  

-chciałem Ci tylko powiedzieć, że wyprowadziłem się z domu.Odszedłem od żony-usłyszałam  

Przed oczami miałam twarz jego córki i poczułam do niego żal.Jak mógł jej to zrobić?? Przecież ona na to nie zasługiwała, dziecko nie powinno cierpieć przez grzechy rodziców.  
  
-przykro mi-szepnęłam  

Chciałam odejść, ale złapał mnie za rękę i wciąż patrzył mi głęboko w oczy.Nie mogłam znieść tego bólu, jaki on czuł.Jego oczy były rozmazane przez łzy a spojrzenie puste. Nie wiedziałam już co mam zrobić.Wzięłam go za rękę i poszliśmy na spacer.Sama nie wiem czemu to zrobiłam, ale nie chciałam zostawiać go samego w takim stanie, po prostu nie chciałam, nie mogłam.  

-kocham Cię-usłyszałam  

Spojrzałam na niego błagalnym wzrokiem, bo nie chciałam słyszeć od niego żadnych deklaracji.Ja naprawdę nie wiedziałam co mam zrobić, na razie po prostu poszliśmy na spacer a co będzie później nie wiedziałam.  

-myślę o wyjeździe-przyznałam  

Alex spojrzał na mnie i zamilkł.W jego spojrzeniu wyczytałam pytanie, na które nie znałam odpowiedzi.  
  
-nie wiem dokąd, ale nie chcę tu zostać.Nie ma dla mnie tu przyszłości-szepnęłam  

-przy mnie niczego, by ci nie brakowało-usłyszałam  
  
Znów spojrzałam na niego, ale mu nie odpowiedziałam.Zastanawiałam się, może powinnam z nim być, chociaż by ze względu na Mateusza? nie liczyło się dla mnie  
moje dobro a mojego dziecka.Jednego byłam pewna, przy Alexie nie brakowało, by niczego Mateuszowi.Już miałam mu odpowiedzieć, gdy nagle...-cześć Kamilo!-usłyszałam głos Michała Spojrzałam na Alexa a jego spojrzenie spoważniało.Nie wiedziałam już co mam zrobić, nie wiedziałam jak mam zareagować, ani co mam mu powiedzieć, nie wiedziałam nic.  

-słyszałaś?-zapytał Michał całując mnie w policzek  

-o czym?-zapytałam wciąż nie spuszczając wzroku z Alexa  

-no aresztowali parę ważnych osób.Ernest też jest w niebezpieczeństwie-powiedział patrząc mi głęboko w oczy  

Nie odpowiedziałam.Poczułam strach, bo teraz Erni był w moim mieszkaniu i pilnował mojego synka.Boże Mateusz! Chciałam jak najszybciej iść i pomóc mojemu synkowi.  
Spojrzałam na Michała i uśmiechnęłam się do niego, wiedziałam, że on wie o ukrywaniu się Ernesta w moim mieszkaniu i byłam mu wdzięczna, że mnie ostrzega.  
  
-pamiętaj tej rozmowy nie było jasne?-usłyszałam zdenerwowany głos Michała  

Pokiwałam głową i pobiegłam w stronę mieszkania.Chciałam wytłumaczyć wszystko Alexowi, powiedzieć mu prawdę, ale nie miałam na to czasu, nie chciałam, nie mogłam mu tego wytłumaczyć.Co miałam mu powiedzieć??? Wybacz zdradziłam cię?? to nie wchodziło w grę.Kilka minut później byłam już w mieszkaniu i patrzyłam smutnym wzrokiem na Ernesta.  

-szukają Cię, musisz uciekać!-powiedziałam pomagając pakować jego rzeczy  

Nie zadawałam pytań, nie pytałam nawet o to co zrobił, jednego byłam pewna, chciałam mu pomóc.Nagle usłyszałam natarczywe pukanie do drzwi.Nie poszłam ich otworzyć, bo bałam się najgorszego.Wiedziałam kto to jest i wiedziałam, że teraz nie mam już szans.Schowałam Mateusza w szafie zabraniając mu wychodzić i z ściśniętym sercem otworzyłam drzwi.Do mieszkania weszło trzech postawnych mężczyzn.Na końcu wszedł on, szef całej mafii.Spojrzał na mnie a ja poczułam strach.  

-gdzie Ernest!-usłyszałam jego nie przyjemny głos  

-nie wiem-skłamałam.Ernest siedział ukryty w piwnicy a ja modliłam się, by go nie zobaczyli.  

-powtórzę jeszcze raz! Gdzie on jest!-usłyszałam krzyk  

-nie wiem-powtórzyłam spokojnym głosem.Poczułam mocne uderzenie i zachwiałam się na nogach.Na ustach poczułam słony smak krwi.  

-gdzie one jest!-teraz jego głos wydawał się jeszcze starszy.Mężczyzna zmarszczył brwi a jego twarz nie wyglądała na te trzydzieści parę lat.  

-nie wiem-przyznałam znowu  

-Dość tej zabawy!Skopać ją!-rozkazał  

Dwóch chłopaków złapało mnie za ręce a jeden z nich kopnął w brzuch.Poczułam mocne uderzenie i zachwiałam się, ale stałam cały czas na własnych nogach.  

-dobra dość! Zostawcie ją!!-usłyszałam za sobą głos Ernesta.Mężczyzna spojrzał na mnie uderzył w twarz.Spojrzał mi w oczy i uśmiechnął się drwiąco.  

-no to suczka nas okłamała-powiedział rozbawionym głosem  

-no chłopacy zabrać Ernesta i zostawcie nas samych, nauczę ją posłuszeństwa-powiedział rozbawionym głosem  

Trzech mężczyzn wyszło z mieszkania a ja czułam coraz to większy strach.Wciąż zastanawiałam się co takiego grozi Ernestowi i czy mój syn jest bezpieczny.Nie walczyłam, zdawałam sobie sprawę, że nie mam szans.Nikt i tak nie usłyszał by mojego wołania o pomoc.Poczułam jak jego dłoń błądzi po moim ciele, jego ręka schodziła coraz niżej a on drwiąco się śmiał.Próbowałam się szarpać, ale był silniejszy rozchylił mi nogi i usłyszeliśmy dzwonek do drzwi.  

-Kamilo wiem, że tam jesteś otwórz!-usłyszałam głos Alexa  

Zamarłam, teraz jedyne o co się bałam to o niego.Nie przeżyłabym jakby coś mu zrobił. Chciałam coś powiedzieć, ale poczułam jego dłoń na moich ustach, szarpałam się i poczułam szmatkę przy ustach, upadłam.Ocknęłam się w pustym mieszkaniu, pobiegłam do piwnicy i wypuściłam Mateusza, syn cały czas się trząsł, ale nic mu nie było.W mieszkaniu wszędzie były ślady krwi, ale żadnych ciał, żadnych ofiar i nawet nie wiedziałam czy ktoś z nich jest martwy, czy może jakimś cudem żyją.Dopiero w tej chwili dotarło do mnie, co tak naprawdę się stało i co chciał zrobić mi ten idiota.W mojej głowie miałam tylko dwa pytania co się dzieje z Ernestem i Alexem, nie chciałam wpakować go w sam środek moich kłopotów, nie zasługiwał na to. Chciałam tam jechać, ale nie wiedziałam gdzie.Wyciągnęłam telefon i zadzwoniłam do mamy, chciałam jej zostawić synka, bo tylko tam był bezpieczny.Nagle zadzwonił mój telefon to był Michał.  
  
-dziewczyno zaraz z Twoją mamą będziemy u ciebie-powiedział a po chwili usłyszałam trąbienie pod blokiem  

Nie zabierając żadnych rzeczy tak jak staliśmy uciekliśmy z mieszkania.Nie odwracając się za siebie zbiegaliśmy po schodach.Tuż przed wejściem do klatki zobaczyliśmy znajome auto, to był samochód Michała.  

-wsiadajcie! nie mamy czasu-rozkazał Michał  

Nie wiedziałam co się dzieje, ale z jego zachowania mogłam wyczytać, że nic dobrego. On nie należał do osób, którzy panikują a tak bardzo wystraszonego dawno go nie wiedziałam.Chciałam o coś go zapytać, ale przerwał mi.  

-nie chcesz nic wiedzieć-przerwał chłodno  

Zapadło kłopotliwe milczenie.Bez słowa podał mi paszport na fałszywe nazwisko i list od Alexa.W moich oczach pojawiły się łzy, tak bardzo chciałam tego uniknąć.Nie wiedziałam co mam powiedzieć, za wszelką cenę chciałam ukryć łzy.Nie chciałam, naprawdę nie chciałam, by do tego doszło, nie chciałam go narażać, kochałam go.  

-Michał dzięki-powiedziałam, gdy zatrzymaliśmy się przed lotniskiem  

Nie było czasu na żadne pożegnania, ani ciepłe słowa.Biegiem rzuciliśmy się w stronę lotniska.Ostatnie spojrzenie w oczy i nie oglądając się za siebie zostawialiśmy całe dotychczasowe życie za sobą.  

-zawsze cię kochałem-powiedział Michał  

Spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się.Staliśmy już kolejce do odprawy i wiedzieliśmy, że za chwile zmieni się nasze całe życie.Mama z Mateuszem byli w kolejce przede mną.Już ich obsłużyli i znikli gdzieś za rogiem, ja chciałam już wejść, gdy nagle go dostrzegłam.Stał celując w moje plecy pistoletem.Chciałam szarpnąć się, uciec, ale nie miałam jak.Kobieta stojąca przede mną chyba zauważyła, że coś jest nie tak, bo nacisnęła alarm.Po paru sekundach w naszą stronę biegło trzech  
ochroniarzy.  

-ty suko!-krzyknął facet strzelając jej prosto miedzy oczy.  

Jej szczupłe ciało upadło bezwładnie na podłogę a tłum zaczął panikować, każdy kto tylko mógł zaczął uciekać nie patrząc na kobiety czy dzieci.Modliłam się tylko by Mateusz nie usłyszał tego strzału i nie wrócił się do mnie.Nie przeżyłabym gdyby i jemu coś się stało.Kopnęłam faceta między nogi i ruszyłam pędem do ucieczki, nagle usłyszałam strzał i kolejny ochroniarz leżał martwy na podłodze.Poczułam mocne szarpnięcie i upadłam na podłogę.Po chwili poczułam mocny ból i leżałam płasko na zimnych płytkach. Usłyszałam odgłos odlatującego samolotu i poczułam ulgę, Mateusz z mamą wyjechali z miasta, chociaż oni byli bezpieczni.  

Obudziłam się w małej sali obok Alexa.Spojrzałam mu w oczy i czułam ulgę, on żył. Tak bardzo chciałam go objąć i przytulić, ale w tym momencie było to nie możliwe. Gdyby nie to, że byłam związana już dawno byłabym w jego ramionach.Coś mi tu nie pasowało, Alex nie miał ani jednego podrapania na twarzy, ani jednego skaleczenia.Nie był też związany i wyglądało tak, jakby był jednym z nich.Ale nie, to przecież nie było by możliwe.  
  
- Co obudziła się nasza księżniczka? - usłyszałam rozbawiony głos w kącie sali  
- Prosiłem byście jej tak nie pobili? - usłyszałam głos Alexa.Zamarłam z tego by oznaczało, że on jest w to zamieszany. - Braciszku spokojnie! - usłyszałam głos oprawcy  
Nie odezwałam się nic.Tylko z moich oczu popłynęły łzy, czułam się oszukana i zdradzona, ale dopiero w tym momencie dotarła do mnie gorzka prawda.Moja rodzina była w niebezpieczeństwie  
- Co z Mateuszem? gdzie on jest? - zapytałam próbując się odwiązać.Alex podszedł do mnie i odwiązał mi ręce.Spojrzał mi w oczy a w nich wyczytałam przepraszam.  
- Twój syn? bezpieczny - zaśmiał się koleś - Alex błagam powiedz, że on żyje - zapłakałam  
Alex podszedł do mnie i przytulił mnie.Chciałam się wyrwać, ale nie miałam na to szans.  
- Muszę coś załatwić zajmiesz się nią? - zapytał Aexa jego brat  
Chłopak kiwnął głowa i po chwili zostaliśmy sami.Odczekał kilka minut i po chwili odetchnął ulgą.  
- Nie bój się obiecuje Ci, że wyciągnę Cię i Mateusza z tego - usłyszałam jego głos  
Odwiązał mi ręce i pozwolił coś zjeść. - Dlaczego? - zapytałam sama siebie nienawidząc.Nie dostałam odpowiedzi.Bolało mnie to, bo kochałam go, zaufałam mu a on okazał się ostatnim sukinsynem.  
- Zrozum, że musiałem to zrobić dla twojego bezpieczeństwa.My chcemy tylko wiedzieć gdzie jest Ernest nic więcej - szepnął - Nie wiem - odpowiedziałam.Podszedł do mnie i spojrzał mi w oczy.Przewrócił na łóżko i zaczął mnie rozbierać.  
- Proszę cię nie - szepnęłam przerażona  
Alex uśmiechnął się i pocałował mnie.Byłam zła, że dałam się w to wszystko wpakować, nie powinnam się tak zachowywać i doskonale o tym wiedziałam.Byłam zbyt łatwowierna i teraz miałam za swoje.Leżałam na łóżku i rozmyślałam o tym jak mam uciec.Kochałam go, ale w tej chwili jednocześnie nienawidziłam.Byłam na niego wciekła za to co mi zrobił.Jego brata jeszcze nie było a my od paru minut leżeliśmy bez słowa na łóżku.Mimo jego ciągłych przeprosin, nie chciałam go znać.Byłam zła bardziej na siebie niż na niego za to, że tak mu bezmyślnie zaufałam, wpuściłam go do serca i pozwoliłam, by Mateusz też go pokochał.Usłyszeliśmy otwierające się drzwi, zamarłam, bo wiedziałam, że teraz będzie jeszcze gorzej.Mimo całej tej sytuacji wiedziałam, że cokolwiek się stanie to i tak Alex nie pozwoli mnie skrzywdzić, ale nie wiedziałam co mi grozi ze strony jej brata.  
- Jak tam sprawował się nasz gość? - usłyszałam drwiący głos oprawcy  
Spojrzałam w jego lodowate oczy i zamarłam.Teraz dotarło do mnie, że tak naprawdę mogę się wszystkiego spodziewać ze strony jego brata.Ani ja, ani Alex nie odezwaliśmy się do niego.Chłopak odpuścił i wyszedł z pokoju zostawiając nas samych, spojrzałam Alexowi w oczy błagalnym wzrokiem.  
- Nic Ci nie grozi - usłyszałam  
Usłyszałam strzały i zamarłam.Nie miałam pojęcia co się dzieje, ale moja kobieca intuicja podpowiadała mi, że nic dobrego.Do sali wbiegł Alex i odwiązał mi ręce  
. - Musisz uciekać! - krzyknął ciągnąc mnie za rękę  
Nie wiedziałam co się stało i czemu każe mi uciekać, czemu pomaga mi i gdzie jest jego brat.Chciałam zapytać co się stało, ale nie było na to czasu.  
- Co się dzieje? gdzie twój brat? - pytam wystraszona - Nie żyje - odpowiada  
Nie zadaje więcej pytań, nie chcę wiedzieć nic.Z jednej strony powinnam poczuć ulgę, bo wydostałam się z zamknięcia, ale z drugiej tak cholernie się bałam.  
- Gdzie jest Mateusz? co z nim zrobiliście? - pytam próbując dostać od niego te informację.  
Jednak chłopak nic nie odpowiada.Wciąż milczy próbując skupić się na prowadzeniu samochodu.Nagle zatrzymujemy się a ja wychodzę z samochodu.Siadam na polance i zaczynam płakać, boję się bo nie wiem co się dzieje.  
- Gdzie on jest! - rzucam się pięściami na Alexa - Wyjechał, on jest bezpieczny. Przysięgam Ci, że jest z twoją mamą za granicą, bezpieczny - mówi  
Patrze na niego zszokowana i jeszcze bardziej okładam go pięściami.Nie mieści mi się w głowie jak on mógł mnie tak okłamać?? jak mógł posunąć się do kłamstwa i to jeszcze uderzyć w mój najczulszy punkt?? Ale byłam mu wdzięczna, bo chronił mojego syna  
- Jak mogłeś! - krzyknęłam - Zrozum to dla twojego dobra! Ja musiałem dowiedzieć się gdzie jest Ernest, on nie jest taki jak myślisz - usłyszałam - Nie! mylisz się! To ty nie jesteś taki jak myślałam, rozczarowałeś mnie! - krzyknęłam wybiegając na jezdnie  
- Kamilo! - usłyszałam głos Alexa.  
Odwróciłam się, ale biegłam dalej.Zobaczyłam nadjeżdżający samochód.  

Z samochodu wysiadł Ernest z kilkoma nie znanymi mi osobami.Spojrzałam na nich i poczułam strach, bo nie wiedziałam co się teraz stanie.Nie wiem czemu, ale jakoś nie potrafiłam zaufać Ernestowi i coraz bardziej słowa Alexa wydawały mi się prawdziwe. Podeszłam bliżej Ernesta z sercem ściśniętym w gardle, tak bardzo nie wiedziałam co mam zrobić i jak wybrnąć z tej sytuacji.Nie byłam pewna, czy coś mi grozi z jego strony i co się teraz stanie z Alexem, sama tego nie rozumiałam, ale mimo tego wszystkiego bałam się o niego i nadal go kochałam.Ponownie spojrzałam na Ernesta, próbując z jego twarzy wyczytać coś co by mi pomogło, niestety jego twarz była bez jakichkolwiek uczuć, bez niczego.  
- Cześć - powiedziałam czując jak moje ciało trzęsie się ze strachu - Nic ci nie zrobili? - zapytał Ernest podbiegając do mnie  
Pokręciłam głową i wtuliłam się w jego ramiona.Delikatnie, ukradkiem sprawdziłam kieszenie jego spodni w poszukiwaniu broni.W prawej kieszeni miał schowana broń a ja zamarłam.W mojej głowie pojawiło się milion myśli na minutę, zastanawiałam się co teraz się z nami stanie.  
- Puść ją! - usłyszałam krzyk Alexa  
Odwróciłam się do chłopaka twarzą i mrugnęłam mu okiem.Próbowałam w głowię ułożyć plan ucieczki.Niestety czas nie był na nasz korzyść.Widziałam jak Alex małymi kroczkami zbliża się do nas a ja nie wiedziałam co mam zrobić, bałam się, że ktoś z nich wyciągnie broń i życie Alexa będzie zagrożone.Tak nadal go kochałam.  
- Może odwieziesz mnie do domu? - zapytałam Ernesta.Chłopak spojrzał na mnie i uśmiechnął się.Ruszyliśmy w stronę samochodu.  
***  
Siedzieliśmy w samochodzie i czułam na plecach dreszcze.Alex wciąż patrzył na mnie co chwila dotykając mojej reki, nie wiedzieliśmy gdzie jedziemy i co nam grozi, ale z pewnością nie wyglądało to na drogę do mojego mieszkania.Ucieczka z samochodu tez nie wchodziła w grę, bo po obu stronach siedzieli mężczyźni uniemożliwiając nam drogę ucieczki.Znów poczułam na kolanie dłoń Ernesta i po plecach poczułam dreszcze.  
- To nie jest ta droga - odezwałam się przełykając ślinę - Bo kochanie jedziemy skrótami.Dziękuje Ci za tamtą noc - powiedział Ernest.Alex spojrzał na mnie a w jego oczach zobaczyłam ból.Tak zdradziłam go.  
- Przepraszam - szepnęłam w ucho Alexowi  
Ten spojrzał na mnie i po chwili odwrócił wzrok, widziałam w jego oczach łzy, które tak bardzo próbował ukryć.Chwile później zatrzymaliśmy się przed jakimś mieszkaniem i wysiedliśmy z samochodu.Nie mieliśmy wyjścia, musieliśmy wejść z nimi.  
- Napijecie się czegoś? - zapytał Ernest  
Doskonale wiedzieliśmy, że to najprawdopodobniej jest pułapka, ale nie mieliśmy wyjścia.Musieliśmy zagrać w jego grę.Po kilku minutach zakołowało mi się w głowię i zachwiałam się na nogach.  
***  
Obudziłam się na łóżku a pierwsza moją myślą była heroina, nie wiedziałam ile tu leżałam, ale musiałam ją dostać, bez względu na cenę.  
- Cześć kochanie! obudziłaś się? - usłyszałam głos Ernesta  
Spojrzałam na kalendarz znajdujący się na biurku i zamarłam.Od tamtego wydarzenia minął tydzień.Po woli wracały do mnie wydarzenia i ponownie zamarłam.Przez tydzień faszerowano mną heroiną a teraz już byłam od niej uzależniona.Przechodziłam ten stan i doskonale wiedziałam jak to jest.Spojrzałam na Ernesta a on uśmiechnął się pod nosem.  
- Co zrobiłeś z Alexem? - zapytałam wstając z łóżka  
- Ja? Ja nic to ty go zabiłaś podczas jego snu - zaśmiał się Ernest  
Pokiwałam głowa nie wierząc w to co on mówi.Nie wierzyłam, że byłabym do tego zdolna, chociaż?? nie to nie było możliwe.Poczułam głód i sięgnęłam po strzykawkę znajdująca się na stoliku.Spojrzałam na sina od zastrzyku rękę i poczułam ból.Przed moimi oczami zobaczyłam twarz synka.Nie, nie wezmę tego-pomyślałam.Obijałam się o ścianę z jedną myślą pragnęłam tylko tej cholernej strzykawki.Spojrzałam na rozbawioną twarz Ernesta i przypomniałam sobie jego słowa to ty go zabiłaś podczas jego snu i zamknęłam oczy.Nie mogłabym zabić kogoś kogo kochałam-pomyślałam.  
W głowie miałam chaos a moje ciało domagało się narkotyku.To ostatni raz-pomyślałam wstrzykując w sobie zawartość strzykawki.Ten ostatni raz nie był tym ostatnim tak jak myślałam, doskonale wiedziałam, że nie ma dla mnie już szansy, przecież przerabiałam to już i wiedziałam jak trudno wyjść z uzależnienia. Wciąż nie wiedziałam co tak naprawdę stało się z Alexem i czy ja byłabym w stanie naprawdę go zabić? jego? miłość swojego życia?? Heroina! Tylko jej ufała, tylko ją kochałam. Trzymałam w ręku zastrzyk i poczułam błogi spokój, ciało już nie płonęło i nie obijałam się o szafki pokoju, byłam zaspokojona, na ten jeden dzień, na chwile, na dziś.  
***  
Z czasem pragnęłam tylko heroiny, każda poprzednia dawka następnego dnia była dla mnie za mała.Byłam więźniem własnego ciała, własnego umysłu.Tak mój umysł pragnął tylko jej, Heroiny!Nie mogłam patrzeć na lustro i na swoje odbicie a jeszcze bardziej na Ernesta.Nienawidziłam go za to co mi zrobił, nienawidziłam za to, że przez niego znów wpadłam w to świństwo.I chociaż wiedziałam, że to jest złe, nie potrafiłam przestać. Obraz mojego dotychczasowego, spokojnego życia rozwiał się.Nie interesował mnie już Alex, Michał ani Mateusz.To kim byłam kiedyś chciałam zapomnieć, wyprzeć się wszystkich bolesnych wspomnień i myśleć tylko o tym jak mam zdobyć kolejną działkę.Nie wiem co się ze mną działo, ale miałam już dość takiego życia.Wciąż trzymałam w ręku strzykawkę i postanowiłam nie brać działki.Chciałam coś zrobić, zmienić swoje życie, uwolnić się od Ernesta, uciec mu.Powoli przygotowywałam plan.  
***  
Spojrzałam na nie przytomnego Ernesta w ręku trzymając nóż.Chłopak leżał w kałuży krwi a ja zamarłam.Teraz doskonale wiedziałam, ze to ja go zabiłam.Zabiłam człowieka i nie usprawiedliwią mnie żadne narkotyki, czy porwanie, ja z pełną świadomością wsadziłam mu nóż w serce.Rzuciłam metalowy nóż na podłogę i pędem rzuciłam się w stronę wyjścia.Chciałam być jak najdalej stąd, nic innego się dla mnie nie liczyło, tylko to by stad uciec.W głowie wciąż miałam chaos.Biegłam ulicą wciąż przed oczami mając upadające ciało Ernesta.Spojrzałam na siną rękę i zapłakałam.Boże dlaczego znów to wszystko się dzieje? dlaczego? Już miałam wbiegać na komisariat, gdy za sobą usłyszałam znajomy głos.  
- Kamilo!!  
Odwróciłam się a za mną stał Michał.Rzuciłam się mu w ramiona i mocno do niego przytuliłam.Spojrzał na moją rękę i nie zdawał pytań.Nie mówił nic.Objął mnie i bez słowa wsadził mnie do swojego samochodu i odjechaliśmy piskiem opon.  
-co chciałaś zrobić?-zapytał, gdy już po chwili wchodziliśmy do jego dużego mieszkania  
- Przyznać się, Ernest nie żyje - powiedziałam siadając na łóżku - Okej, podaj mi adres zajmę się tym - powiedział zmęczonym głosem  
Bez namysłu podałam mu jego adres i padnięta położyłam się na łóżku.Obok mnie leżała strzykawka heroiny, przed chwilą rzucona przez Michała.  
-- Uważaj na siebie - powiedział wychodząc z mieszkania.  
Spojrzałam na małą strzykawkę znajdującą się w mojej prawej dłoni, tak to było to czego pragnęłam, o czym myślałam.Długo zastanawiałam się, czy zażyć, czy może lepiej nie.Przecież zawsze mogłam zgłosić się na odwyk i od nowa walczyć z uzależnieniem ale, czy tego chciałam?Czy miałam w sobie dość siły by od nowa przez to przechodzić? Przed oczami przeleciał mi widok martwego Ernesta i zesztywniałam. Wszystkie moje kości odmówiły posłuszeństwa a do mojej świadomości dotarło to co zrobiłam.Zabiłam człowieka.Nie wiem ile tak siedziałam i jak długo rozmyślałam nad własnym życiem, bo zanim się zorientowałam w pokoju stał już Michał.Spodnie miał poplamione krwią a na twarzy mały grymas.  
- Co ty zrobiłeś? - zapytałam przerażona  
Dopiero teraz dotarło do mnie to co się stało.Dopiero teraz zorientowałam się co on zrobił. - Nie! - załkałam.Nie mogłam pozwolić by stracić jedyną osobę, której ufałam.  
- Michał odpowiesz mi na jedno pytanie? - zapytałam siadając na łóżku.W ręku wciąż trzymałam strzykawkę z heroiną. - Czy Alex żyje? - zapytałam kurczowo trzymając się wersalki  
Tak bardzo bałam się jego odpowiedzi.Nie zniosłabym gdyby to co mówił Ernest okazało się prawdą.Policjant mi nie odpowiedział, wyciągnął z kieszeni telefon i zadzwonił pod jakiś numer.Usłyszałam krótkie za pięć minut u mnie i Michał rozłączył się.Przez pewien czas przyglądałam mu się, chłopak zachowywał się tak, jakby mnie nie zauważał, jakby nie widział tego jak mu się przyglądam.Patrzyłam na niego wyczekująco, wciąż żądając od niego odpowiedzi.Nie rozumiałam czemu nic nie mówi,  
musiałam poznać prawdę, musiałam wiedzieć, że Alexowi nic nie jest.Parę minut później zadzwonił domofon, Michał wpuścił gościa a w drzwiach stanął Alex.  
- Kochanie! - krzyknęłam wpadając mu w ramiona  
- Nic ci nie jest? nic ci nie zrobili? - zapytał odsuwając się ode mnie.Wziął moją rękę i zobaczył sine ślady.Zbladł a po jego policzku popłynęły łzy.  
- Dlaczego? - zapytał mocniej mnie przytulając  
Było tyle rzeczy o których chciałam mu opowiedzieć a przede wszystkim byłam zła na Ernesta za te jego kłamstwo.Czułam, że to nie może być prawda, nie wierzyłam w to co mówił, przecież nie mogłabym zabić kogoś kogo kochałam.  
- Muszę Ci coś powiedzieć - szepnął mocniej mnie ściskając - Czy chodzi o Mateusza? - zapytałam wystraszona.Nikt z nich nic nie odpowiedział.

Zapartym tchem słuchałam tego co mi mówią, boję się tylko jednego, że sytuacja znów się powtarza.Przecież to nie możliwe, by znów coś groziło mojemu synkowi.Jak to nie mają żadnych wieści? Jak to zaginęli? Gdzie do jasnej cholery jest moja mama z synkiem? czy coś im się stało? czy ktoś ich porwał? czy oni żyją? czy to sprawka Ernesta? w mojej głowie miałam milion nie wyjaśnionych spraw.Strzykawka z ręki wypadła mi i uświadomiłam sobie, że to wszystko moja wina.Gdybym wtedy wyjechała z nimi? gdybym nie puściła ich samych? Boże gdzie jest mój syn? Chciałam tam być, najchętniej już teraz pojechała bym tam i zaczęła ich szukać.  

- Uspokój się - usłyszałam słowa Alexa  

Spojrzałam na niego i dałam mu w twarz.Jak to mam się uspokoić? czy on sobie śni? mój syn zaginał, nie wiadomo gdzie jest, policja nic nie robi a ja jestem w innym kraju a oni mi każą się uspokoić? Chodzę zdenerwowana po całym pokoju i nie wiem co mam zrobić.Co tam mają za policję skoro ich nie szukają?  

- Czemu ich nie szukają? - pytam zapłakana  

- Bo nie wiadomo czy zaginęli, puki co nie ma ich tylko w hotelu - słyszę.Już chcę rzucić się na Michała, gdy słyszę telefon.  

- Cześć córeczko - słyszę głos mamy  

- Gdzie wy jesteście? - prawie piszczę do telefonu  

- Zatrzymaliśmy się u mojej koleżanki, zapisz sobie adres - mówi  

Patrzę na chłopaków ze łzami w oczach i głęboko oddycham.Staram się uspokoić, ale czuje jak mocno wali mi serce.Siadam na łóżku i słyszę głos mojego synka, płaczę.Nie mogę powstrzymać łez.  

- Nic im nie jest - odpowiadam po chwili.Czuje ciepłe ramiona Alexa i mocniej się do niego przytulam.  
***  
Siedzę przy małym okienku wzrokiem patrząc na Ankę, nie wiem czemu się na to zgodziłam, ale chyba zrobiłam to dla mojego synka.Tak minął już tydzień odkąd jestem na tym odwyku.Tydzień zamknięcia, tydzień rozłąki z Alexem.I chociaż lekarze są dobrej myśli i bardzo dużo pomaga mi ta terapia wciąż nie mogę wytrzymać bez heroiny.Są dni, gdy padam w doła i nie odzywam się do nikogo, nawet terapia mnie wtedy nie interesuje, ale wystarczy jedno spojrzenie niewinnych oczu dziecka bym znalazła w sobie siłę.  

- Czemu nie chcesz jeść? - pyta Anka  

Patrzę zmęczonym wzrokiem na piękną siedemnastoletnią niebieskooką koleżankę, która w tym więzieniu stała się moją przyjaciółką i uśmiecham się do niej w odpowiedzi. Nie jem bo widocznie nie jestem głodna, ale moje przemyślenia zostawiam tylko dla siebie.  

- Tęsknie za synkiem - szepcze  

Anka podchodzi i przytula mnie.Jak na tak młodą dziewczynę jest bardzo dojrzała i mądra.Patrzę na nią i uśmiecham się pod nosem, nie mogę uwierzyć, że mamy ze sobą aż tyle wspólnego.Jesteśmy prawie takie same i los nas obie bardzo doświadczył.  

- Była twoja mama? - pytam patrząc jak jej oczy smutnieją  

- Przyjdzie - odpowiada nieśmiałym głosem  

Milczymy, chociaż żadna z nas nic się nie odzywa oboje zdajemy sobie sprawę, że już nie przyjdzie.Zostawili ją jak bezpańskiego psa.  

-Będziemy walczyć, nie odbiorą Ci jej - mówię mocniej ją przytulając.Ania rozkleja się i mocniej mnie przytula.  

- A jak zabiorą? - pyta patrząc z uwagą mi w oczy  

- Nie zabiorą - odpowiadam łamiącym się głosem  

Staram się by mój głos był pewny siebie i zdecydowany, ale na samą myśl, ze ktoś mógłby zabrać mi Mateusza zamieram.Patrzę na smutne oczy nowej przyjaciółki i  
poważnieje.W tym samym momencie do sali wchodzi Alex.  

- Cześć kochanie - szepcze mi do ucha.Ania uśmiecha się i zostawia nas samych.  

- Byli? - pyta Alex przytulając mnie.Kiwam głową i siadam zmęczona na łóżku.  

- Jest tu aż tak źle? - pyta z uśmiechem Alex  

- Nie.Dziękuje Ci za tą terapie nie chcę już brać - szepcze mu do ucha  

- Nie będziesz - odpowiada  

Dwie godziny później żegnamy się z Alexem i chłopak wychodzi.Kieruje się pod sale na kolejną terapie grupowa.Wchodzę do sali i nerwowo rozglądam się po  
pomieszczeniu w poszukiwaniu Ani, jednak jej nigdzie nie widzę.Terapeutka wchodzi i wita się ze wszystkimi każąc zając nam wolne miejsce.Jednak mimo jej słów ja stoję przy parapecie zastanawiając się, gdzie ona jest.Drzwi otwierają się a ja patrze w nadzieją, że to ona, jednak do sali wchodzi ktoś inny.Terapia zaczyna się.Siedzimy w kółku i powoli wyczytują obecność, na liście jestem siedemnasta.Przy nazwisku Anki zamieram, zdaje sobie sprawę, że ona znów wzięła.Zamykam oczy by pozbyć się z głowy głupich myśli.Patrzę na zatroskaną twarz Grzegorza i uśmiecham się do niego.  

- Wróci? - pyta delikatnie dotykając mojej ręki  
  
Kiwam bezradnie głową i zdaje sobie sprawę, że już nic nie da się zrobić, podjęła decyzje.Terapeutka patrzy na nas a ja spuszczam wzrok, po raz kolejny czuje się jak w więzieniu.Chcę z stąd wyjść, ale zdaje sobie sprawę, że powinnam ukończyć tą terapie, nie chcę brać i narażać synka na niebezpieczeństwo.Nie chcę go stracić.Pani Monika sprawdza ostatnią osobę i terapia zaczyna się.Znów zaczynamy od zwierzeń.  
-poznaliśmy się, gdy miałam piętnaście lat, na jednym z majowych imprez.Był dużo straszy ode mnie, brat mojej przyjaciółki wiec byłam pewna, że mogę mu zaufać.Wtedy jeszcze nie sądziłam jaki on jest.Tak naprawdę żyłam w zakłamanym świecie i udawałam, że niczego nie dostrzegam, cała moja paczka brała maryche, ale ja udawałam, że tego nie widzę.Dopiero on otworzył mi oczy Patrzę na Brązowooką brunetkę i słucham jej opowiadania.Zdaje sobie sprawę, że tylko ja i Anka jeszcze o sobie nie opowiedzieliśmy.Co miałam im powiedzieć? opowiedzieć o swoim życiu? synku? powiedzieć co robiłam i z kim się zadawałam? powiedzieć o zabójstwach?-nie mogłam. Nie mogłam czy nie chciałam? Sama nie byłam tego pewna, ale niczego nie żałuje. Matka dla dobra swojego dziecka jest zdolna do wielu poświęceń i gdybym miała zrobić to dla synka, zrobiłabym to jeszcze raz.Z rozmyśleń przerwał mnie głos pani Moniki  

- Może ty Kamilo coś nam o sobie opowiesz? - zapytała.Spojrzałam na nią i pokręciłam przecząco głową, nie czułam się jeszcze na siłach.  
  
- No dobrze na tym kończymy tą terapie - powiedziała.Wszyscy wstali z podłogi i powolnym krokiem szli w stronę wyjścia.  

- Kamilo zaczekaj! - zawołała  

Przy drzwiach zatrzymałam się i spojrzałam na nią.Doskonale wiedziałam co zaraz będzie, ale nie-zamiast kazań spojrzała na mnie łagodnym wzrokiem i uśmiechnęła się.  
  
- Doskonale znam twoją historię Kamilo.Wiem, że to co przeżyłaś nie było wcale takie łatwe, ale dopóki nie podzielisz się z nami swoją historią nie ruszymy dalej i nie dokończysz tej terapii.Rozumiesz mnie? to dla twojego dobra - powiedziała  

Zawahałam się, nie byłam pewna skąd zna całą moją historię, ale domyśliłam się, że to musiała być sprawka Michała, albo Alexa.  

- Alex to mój przyjaciel, dlatego tak szybko masz miejsce - powiedziała zupełnie tak jakby czytała mi w myślach  

- Martwię się o Anię, nie było jej dziś - powiedziałam wahając się, czy dobrze robię Spojrzała na mnie a jej oczy posmutniały.Chyba podzielała moje obawy.  

- Tez to zauważyłam, jak sama pewnie już wiesz my jesteśmy trochę inną terapia.Nie zmuszamy nikogo na siłę, tak samo nie sprawdzamy nikomu rzeczy.Kto chce bez problemu może brać kolejną działkę - mówi  

- A nie można tego jakoś zmienić? - pytam siadając na wolnym krzesełku  

- A niby jak? przecież nie upilnujemy ich wszystkich - kończy.  

Patrze na nią smutno i chwile milczymy, już chcę się odezwać, ale na korytarzu słyszymy jakiś hałas.Otwieram drzwi a za nimi stoi Ania.Patrzę na młodą dziewczynę i zamieram bo uświadamiam sobie, że wzięła.Dziewczyna stoi i uśmiecha się do nas a w moich oczach pojawiają się pojedyncze krople łez.Nie rozumiem czemu to zrobiła, dlaczego poddała się i nie walczyła? patrzę smutno na kobietę, która też ma łzy w oczach i dopiero teraz inaczej ją dostrzegam.No tak to nie tylko nasza terapeutka, ale też przyjaciółka.Wciąż nie spuszczam z niej wzroku i zastanawiam się, czy ona czuje to samo co ja? czy dla niej też jest to przegrana?  

- Zajmę się nią - szepcze nie spuszczając z Ani wzroku  

- Dobrze, ale później przyjdź do mnie - słyszę głos terapeutki.Kiwam głową i otaczam Anię ramieniem, idziemy do naszego pokoju.  
***  
Chodzę od ściany do drzwi coraz bardziej się niecierpliwiąc.Od tego incydentu minął tydzień.Ania już więcej nie wzięła a dziś miała rozmowę z adwokatem, ciekawiło mnie jak jej poszło, ale nie tylko dlatego się niecierpliwiłam, chodziło jeszcze o coś.Dziś miał przyjechać do mnie Mateusz.Niby nie wolno tu przyprowadzać dzieci, ale ja dostałam przepustkę i mogę na weekend jechać do domu.Dziś po tak długim czasie miałam wreszcie zobaczyć synka.Wciąż nie spuszczałam wzroku z okna, próbując w ten sposób przyspieszyć czas.Drzwi otworzyły się a mój wzrok powędrował w ich stronę.  

- I jak? - zapytałam, gdy tylko zobaczyłam Anię w drzwiach.Dziewczyna spojrzała na mnie pustym wzrokiem i już wiedziałam, że nie jest dobrze.  

- Nie odbiorą ci jej zobaczysz - powiedziałam podchodząc do niej  

- Przyjechali? - zapytała zmieniając temat.Dobrze wiedziałam, że nie jest dla niej to łatwe, ale musiałam z nią o tym porozmawiać.  

- Nie, jeszcze nie - odpowiedziałam siadając na łóżka.Ania spojrzała na mnie nic nie mówiąc  

- Co zrobisz jeżeli ci ją zabiorą? - zapytałam dotykając jej przed ramienia  

Dziewczyna spojrzała na mnie, lecz nie zdążyła mi dopowiedzieć, bo do pokoju wszedł Alex.  

- A Mateusz nie przyjechał? - zapytałam podnosząc się z łóżka  

- Mamo! mamo! - podbiegł do mnie mój syn  

- Mateusz! - krzyknęłam rzucając mu się w ramionach  

Tuliłam dziecko i płakałam razem z nim.Boże! dopiero teraz zdałam sobie sprawę przez ile ten chłopczyk musiał przejść.Ile musiał się bać i ile wycierpieć.Tuliłam go z całych sił i oboje nie potrafiliśmy się uspokoić.  

-Wyjedźmy po terapii - szepnął Alex  

Spojrzałam na synka i uśmiechnęłam się do niego.Już miałam mu odpowiedzieć, gdy do pokoju weszła moja mama.Spojrzała na mnie a w jej oczach dostrzegłam łzy. Podeszła do mnie i mocno mnie przytuliła.  

- Oj moja mała Kamilo! tak się bałam - powiedziała  

Spojrzałam na mamę i zamarłam, dopiero teraz dostrzegłam jaka jest zmęczona na twarzy.  

- Aż tak bardzo dał ci w kość? - zaśmiałam się patrząc na zmęczoną twarz mamy  

Moja rodzicielka usiadła na łóżku i uśmiechnęła się.Pospiesznie spakowałam rzeczy i już chwile później żegnając się z Anią opuszczałam teren szpitala.Już miałam wychodzić, gdy zobaczyłam panią Monikę.Podeszłam do niej, by jej za wszystko podziękować.  

- Dziękuje za tą przepustkę - powiedziałam  

- Nie ma za co, dziecko potrzebuje matki, proszę o tym pamiętać - powiedziała uśmiechając się  

- Wiem i będę obiecuje, tylko martwię się o Anię - przyznałam  

-Przez weekend zajmiemy się nią - usłyszałam  

Przytuliłam się do terapeutki i uśmiechnięta wyszłam ze szpitala.Na wolności poczułam powiew świeżego powietrza, przytuliłam się do Alexa i trzymając Mateusza za rękę ruszyliśmy w kierunku samochodu Michała.  

-cześć-usłyszałam głos przyjaciela  

-cześć-szepnęłam wchodząc do auta  

Bez słowa ruszyliśmy w stronę mieszania.Odwróciłam się i spojrzałam na stary budynek, któremu tyle zawdzięczam nie wiedząc, że widzę go ostatni raz.Gdy ujechaliśmy kawałek od szpitala Michał zatrzymał się a ja zorientowałam się, że coś jest nie tak.  

-masz-podał mi sfałszowane dokumenty  

Spojrzałam na nich i zamarłam, chociaż nikt głośno tego nie powiedział znałam ich za dobrze by wiedzieć, że muszę wyjechać.  

-za trzy godziny macie samolot-powiedział w końcu Michał  

Spojrzałam na Mateuszka i mocniej go do siebie przytuliłam, uświadomiłam sobie, że znowu skazuje własnego synka na niebezpieczeństwo a tak bardzo tego nie chciałam.  

-przyznam się-powiedziałam patrząc w oczy Mateuszowi  

Dziecko spojrzało na mnie a w jego oczach dostrzegła strach, tak wielki strach, że poczułam dreszcze na plecach, on naprawdę się o mnie bał.  

-nie mamo!-powiedział błagalnym głosem  

Przytuliłam go i kołysałam, dopóki się nie uspokoił.Kiwnęłam głową i zdawałam sobie sprawę, że ucieczka to jedyny sposób by być na wolności.  

-musimy upozorować twoją śmierć-powiedział Alex  

Spojrzałam na niego i dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że oboje płaczemy.Wtuliłam się w jego ciepłe ramiona i na ułamek sekundy zamknęłam oczy.Chciałam chociaż na  
chwilkę poczuć się bezpiecznie.  

-uwierzą?-usłyszałam głos mamy.Nikt z nich nie odpowiedział.Plan był prosty a mimo to tak bardzo się bałam.  

-a co z Anią? co z terapią? nie mogę tak po prostu tego rzucić!-powiedziałam spanikowana  

Usłyszałam spokojny głos Alexa i poczułam spokój.Teraz dopiero przestałam się bać.Plan był prosty, ale nikt nie dawał gwarancji, że się uda.  
***  
Spojrzałam na synka jeszcze raz i poprawiłam mu kamizelkę.Tak bardzo modliłam się o to by nie strzelali w twarz ani w nogi.Chociaż wszyscy wiedzieliśmy, że dużo ryzykujemy zdawaliśmy sobie sprawę, że inaczej po prostu się nie da.Usłyszeliśmy z daleka sygnał policyjnych radiowozów, teraz przed nami było ostatnie, najtrudniejsze zadanie musieliśmy zaciągnąć ich nad wodę by w razie czego bez problemu odpłynąć łódką.Strzelać miał do nas miał Michał i wtajemniczony w wszystko jego partner. Mieli strzelać w plecy, bo chroniła nas kuloodporna kamizelka.  

-stać!-usłyszeliśmy głos trzeciego policjanta  

Spojrzałam na synka i dałam mu znać by uciekał, biegiem ruszyliśmy w stronę wody i usłyszeliśmy dwa strzały.Spojrzałam na Mateusza a jego bezwładne ciało spadło prosto do wody.Ja upadłam chwile później. Z daleka słyszałam tylko słowa policji zabiliśmy ich.Bałam się, że plan nie wypali bo jeden z policjantów stał, obserwując czy nie wypływamy.  

-choć już mamy drugą akcję!-usłyszałam głos Michała  

-zaraz-krzyknął policjant  

-Karol! musimy jechać!-krzyknął Michał podniesionym głosem  

Po chwili policjant znikł a ja wynurzyłam się spod wody, całe szczęścia, że umiałam pływać.Dokładnie tak jak się umawialiśmy pięć minut później była już łódka razem z Alexem. Wszystko było zgodne z planem, wszystko oprócz jednego, nigdzie nie widziałam Mateuszka.  

-Mateusz!-krzyknęłam ponownie zanurzając się pod wodą.Po chwili wynurzyłam się z nie przytomnym Mateuszem.  

-Alex pomóż mi!-krzyczałam kładąc Mateusza na łódce  

Alex przykrył chłopaka kocem i zaczęliśmy robić mu sztuczne oddychanie.Dwa wdechy i piętnaście ucisków nie wiem ile to trwało, bo dla mnie wydawało się nie mieć końca.W końcu udało się i Mateusz otworzył oczy.Założyłam mu suche ubrania i przykryłam kolejnym kocem  

-już dobrze-szepnęłam mocniej go przytulając  


-Kamilo musimy jechać, nie mamy czasu-usłyszałam głos Alexa.  
Ostatni raz spojrzałam się za siebie i westchnęłam, chociaż dopiero wsiadałam do samolotu to już tak bardzo za wszystkimi tęskniłam.Najgorsze było to, że nie zdążyłam pożegnać się z Ania, ale nie wiedziałam.Nie sądziłam, że tak po prostu wyjadę zastawiając tu bliskie mi osoby.Ponownie spojrzałam w tył i nie odwracając się za siebie wsiadłam do samolotu.Zajęliśmy wolne miejsce i razem z synkiem usiadłam na skórzanym fotelu, zapinając nam pasy bezpieczeństwa.Spojrzałam w okno i po chwili oparta o wygodny fotel, przysnęłam.  

Obudziłam się z początku nie bardzo wiedząc gdzie jestem, dopiero po chwili zorientowałam się, że nadal jedziemy.Zamknęłam oczy, po czym po chwili otworzyłam je, poczułam mocny ból głowy i spojrzałam na synka, spał.  
-życzy sobie pani coś?-zapytała młoda stewardessa, uśmiechając się do mnie  
Kiwnęłam głową i ponownie próbowałam zasnąć, niestety nadaremnie.W tej chwili przypomniał mi się Michał i zastanawiałam się, czy nie oskarżą go o współprace ze mną.Dawno nikt nie zrobił dla mnie tego co on, dlatego tak bardzo martwił mnie jego los. Chciałam za wszelką cenę mieć pewność, że został w Polsce bezpieczny.Nie bardzo uśmiechało wyjeżdżać mi się z kraju i rozdzielać Mateusza z wszystkimi bliskimi  
mu osobami, ale nie miałam innego wyjścia.No i Ania, tak bardzo ciekawiło mnie, czy uda odzyskać się jej dziecko.Pamiętaj jestem teraz Magda Szklarska a Mateusz to Marek, przypominałam sobie nasze fałszywe imiona i nie mogłam się do nich przekonać.Magda powtarzałam jak zaczarowana, próbując za wszelką cenę zapamiętać fałszywe imię.Spojrzałam w tył i uśmiechnęłam się do Alexa, nie rozumiałam czemu tylko on zachował prawdziwe imię.Alex według sfałszowanym dokumentów był moim mężem.Musieliśmy tylko wyglądać na szczęśliwą, zakochaną w sobie rodzinę, tylko tyle.Na początku mieliśmy zamieszkać w jego starej dzielnicy i zatrzymać się u Alexa rodziny.Później udając przed nimi szczęśliwą parę postanowiliśmy, że wynajmiemy coś swojego.Jego rodzina była wtajemniczona w nie które sprawy, chociaż nie wszystkie i postanowiła nam mimo wszystko pomóc.Parę godzin później, zatrzymaliśmy się na jednym z największym lotnisku i powoli bez pośpiechu wysiedliśmy z samolotu. Trzymając Mateuszka za rękę rozejrzałam się nerwowo naokoło, próbując odnaleźć wzrokiem Alexa, kilka minut temu zgubiłam go z oczu i teraz nie bardzo wiedziałam, gdzie on jest.  
-Magdo!-usłyszałam znajomy głos  
Nie zareagowałam.Przecież wciąż nie byłam przyzwyczajona do nowego imienia.  
Spojrzałam na matkę a ona uśmiechnęła się do nas.Tuż za nami stał Alex i dotknął delikatnie mojego ramienia.  
-są tam!-wskazał na mały parking nie daleko miejsca, w którym się znajdowaliśmy.  
-good morning-powiedziałam podchodząc do Alexa mamy  
Kobieta była grubo po czterdziestce i z uwaga mi się przyglądała.Wyglądało to tak jakby oceniała w tej chwili sytuacje.  
-Mom was a woman of my life Magda-powiedział Alex obejmując mnie w talii  
Nie bardzo rozumiałam co on powiedział, ale po jej wyrazie twarzy zorientowałam się, że na pewno coś miłego.Z początku stałą jak słup soli i z uwagą przyglądała się raz mnie, raz Mateuszowi.Jednak po chwili podeszła i przytuliła mnie.  
-My name is Magda and this is my son Marek.Cieszę is that I can meet you-powiedziałam  
Alex uśmiechnął się i łapiąc Mateuszka za rękę ruszyliśmy w kierunku domu.W samochodzie przedstawiłam sobie kobiety i pojechaliśmy do ich mieszkania.Dom Alexa był przepiękny, wyglądało na to, że jego rodzina pochodzi z dość bogatej rodziny, bo w mieszkaniu nie brakowało niczego.  
-hi-usłyszałam za mną młodą czarnowłosą dziewczynę.  
-Hey, you're Alis? Alex told me all about you telling-szepnęłam podchodząc do nieznajomej  
Alexa siostra podeszła do mnie i przytuliła mnie witając w rodzinie.Bardzo ucieszył mnie ten gest.Zmęczeni podróżą poszliśmy do naszej sypialni.Po woli rozpakowując się usłyszałam sygnał telefonu, zamarłam dzwonić na ten numer mogła jedynie jedna osoba-Michał.Wsłuchiwałam się w słowa rozmówcy i ledwo wstrzymywałam oddech.Patrzyłam na Alexa i nie bardzo wiedziałam co mam zrobić.Byłam wdzięczna Michałowi za to, że poinformował mnie, ale teraz jeszcze bardziej czułam, że wyjazd tutaj i ucieczka była pomyłka.Postanowiłam wrócić najbliższym samolotem.Spojrzałam na Alexa i poczułam ból, przecież nie mogłam Mateusza zabrać ze sobą, nie chciałam pozwolić, by stało mu się coś złego.Po kilku minut rozmowy rozłączyłam się i spojrzałam na Alexa.  
- Zaopiekujesz się nim? - zapytałam  
- Dobrze - odpowiedział  
Spojrzałam na niego i zaczęłam na nowo się pakować.Wzięłam tylko najpotrzebniejsze rzeczy bo wiedziałam, że wcześniej, czy później znów tu wrócę.Pożegnałam się z jego rodzicami wciskając im jakąś bajeczkę i już miałam wychodzić, gdy zobaczyłam synka.  
- Mamusiu! - krzyknął Mateusz  
Spojrzałam na niego i poczułam dziwny ból.Nie wiedziałam na jak długo tym razem go zostawiałam, ale nie wiedziałam innego wyboru.  
- Mamusiu nie jedź - powiedział Mateusz łapiąc mnie za rękę  
Spojrzałam na jego zapłakane oczy i przytuliłam się do niego, czując jakby to było nasze pożegnanie.Tak naprawdę wiedziałam, że wracam nie potrzebnie i tylko narażam się na niebezpieczeństwo, ale nie mogłam pozwolić by stało się coś Michałowi z naszej winny.Tylko co miałam zrobić? przecież nie mogłam iść na policję i powiedzieć im, że żyję.Nie mogłam przyznać się do morderstwa i trafić za kratki.Musiałam! Tylko tak mogłam uwolnić się od tamtego świata, od tych ludzi od nas.Całując synka w czoło bez słowa odeszłam i pojechaliśmy z Alexem na lotnisko.Piętnaście minut później byliśmy na lotnisku.Trzymając się za ręce poszliśmy do kawiarenki obok lotniska i zamówiliśmy po kawie.Do następnego samolotu miałam dwie i pół godziny.Siedząc na przeciwko siebie, trzymając się za ręce patrzeliśmy sobie w oczy, a ja płakałam.Nie chciałam ponownie zostawić synka, nie chciałam zostawić Alexa.  
- Pojadę z Tobą - powiedział Alex patrząc mi w oczy  
- Nie możesz! Mati traktuje Cię jak ojca, nie chce byś go zostawił - powiedziałam  
- Ale - nie dokończył  
- Proszę zaopiekuj się moim szczęściem - powiedziałam błagalnym głosem  
Alex kiwnął głową a ja zabrałam od niego dłoń.Spojrzałam na niego i pomału zaczęłam kierować się w stronę samolotu.  

Siedziałam w samolocie patrząc przez okno na łzy ukochanego.Tutaj tak daleko od domu, tak naprawdę z obcym mężczyzna zostawiłam swój największy skarb. Zostawiłam Mateusza, by go chronić, chociaż w gruncie rzeczy nic o niem nie wiedziałam.Ale nie myślałam o tym co robię, chciałam by Mateusz był jak najdalej od całego bagna w którym siedzę.Usiadłam wygodnie na fotelu i oparłam głowę. Zamknęłam oczy i samolot wbił się w górę.Nawet nie wiem kiedy zasnęłam.  

Siedziałam w małym pomieszczeniu bez okien, wciąż zastanawiając się jak długo tutaj będę.Nie wiedziałam co mnie czeka, ani kiedy zobaczę moje szczęście.Nawet przez chwile nie przestałam o nim myśleć, nawet teraz siedząc tutaj zastanawiałam się co teraz on robi.Kochałam synka najbardziej ze wszystkich osób i wiedziałam, że tylko oddając się w ręce policji mogę zapewnić synkowi bezpieczeństwo.Chociaż ukryłam jego i siebie daleko stąd, nie mogłam pozwolić, by niewinni ludzie cierpieli za moje winy.  

- Powiem Wam wszystko - powiedziałam spuszczając wzrok  

Chociaż czułam ogarniający mnie ból po tym jak sprzedawałam swoją rodzinę, nie mogłam postąpić inaczej.Nie to nie tak, że chciałam zrzucić z siebie winy, nie! Wręcz przeciwnie, ja chciałam odpowiedzieć za swoje błędy! Ja chciałam mieć już czyste sumienie.Zaczęłam opowiadać policjantom wszystko od samego początku a młoda policjantka, pisała moje zeznania na komputerze.Nie wiem ile to wszystko trwało, godziny a może dni.W tej sali straciłam poczucie rzeczywistości i poczucie czasu.  

- Dlaczego pani to zrobiła? - zapytał młody policjant  

- Z miłości do synka - odpowiedziałam  

Kilka godzin później wypuścili mnie, a ja wyszłam z sali opuszczając komisariat. Czułam się strasznie zmęczona tym wszystkim.Czułam się tak, jakby w jednej chwili zabrali mi wszystkie siły, całą chęć życia, wszystko to co kochałam.Szłam chodnikiem co rusz zatrzymując się, by znów podziwiać krajobraz za którym tak bardzo tęskniłam. Nie wiem czemu miałam tak bardzo złe przeczucia.Postanowiłam napisać list dla synka, tak na wszelki wypadek.Kochałam go najbardziej na świecie i chciałam tylko jednego-jego bezpieczeństwa.Przed moimi oczami przeleciały mi wszystkie poznane osoby.Martin i chwile wspólnie z nim spędzone, Ernest i jego morderstwo, oczy Mateuszka i Alex, najlepsze co mogło mnie spotkać.Weszłam do pustego pomieszczenia, w którym mieszkała mama i znalazłam jakiś stary zeszyt, wyrwałam kartkę i zaczęłam pisać list.  

Drogi Alexie!  
Wiem, że po przeczytaniu tych paru słów nie będziesz wiedział o co chodzi, ale proszę przeczytaj to do końca.Dziękuje Ci przede wszystkim za to, że opiekujesz się moim synkiem i za wszystkie wspólnie spędzone chwile.Gdy poznałam Cię byłam zagubiona i zraniona po tym jak potraktował mnie twój przyjaciel.To Ty kochanie zmieniłeś mnie i pokazałeś jak mam żyć.(...) Mam Do Ciebie jeszcze jedną prośbę:zaopiekuj się moim szczęściem i mamą, gdyby coś mi się stało i przede wszystkim przekaż jej list dołączony do tego, gdy ukończy 18 lat.Chcę, by wiedział kto go urodził i kto wychował, chcę, by pamiętał wspólnie spędzone chwile(...) Kamila.  

Wyszłam z mieszkania i poszłam prosto na pocztę, kupiłam kopertę i zaadresowałam list.Minute później wrzuciłam kopertę do poczty i wyszłam z budynku.Musiałam załatwić jeszcze jedną sprawę.Udałam się do tak bardzo znanego klubu i przywitałam się ze wszystkimi.Kilka minut później usłyszałam sygnał policji, chciałam im to wszystko wyjaśnić, ale nie miałam jak.Nie wiem kto pierwszy zaczął strzelać.Nie wiem jak do tego doszło, w ułamek sekundy na podłodze leżało kilka ofiar.Nie wiedziałam co zrobić:uciekać? nie, teraz już nie było szans.Poczułam ból i zobaczyłam czerwoną koszulkę.Upadłam na podłogę, a przez głowę przeleciało mi całe moje dotychczasowe życie.Nie tak wyobrażałam sobie moją śmierć, nie chciałam umierać jako kolejna ofiara gangu.Chciałam być otoczona miłością i opieką.Kochałam Mateusza i Alexa, Kochałam  
Mamę i żałowałam, że nie będę mogła się z nimi pożegnać.Zastanawiałam się jak będzie wyglądał mój pogrzeb? Kto przyjdzie? czy będzie dużo ludzi? czy tylko kilkoro  
najbliższych ludzi? Mimo tak wielu przeciwności losu, mimo tak wielu trudności przezwyciężyłam wszystko.Pokonałam nałóg narkotyków, wyszłam z tego złego towarzystwa, tylko po to, by teraz umrzeć jak zwierzę. Porzucona, samotna. Uśmiechnęłam się czując ból, z jednego byłam dumna, wiedziałam, że mój ukochany synek znalazł szczęśliwy dom.Ufałam Alexowi i wiedziałam, że będzie z nim kochany i bezpieczny.Resztkami sił wyjęłam z kieszeni zdjęcie trzech najukochańszych mi osób i czując jak ulatuje ze mnie życie pocałowałam fotografię.  

- Kocham Was - powiedziałam w myślach  
  
Tak! Teraz mogłam odejść z świadomością, że już im nic nie grozi.Koniec

agusia16248

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 35827 słów i 190153 znaków, zaktualizowała 27 lis 2018.

8 komentarzy

 
  • Znudzona

    Wszystko było by super gdybyś pisała 2 i je kontynuowała a nie ciągle nowe a na stare trzeba czekać po 2 tygodnie...

    23 sty 2015

  • Misia

    Em - odkrycie roku!

    17 gru 2013

  • Em

    Przecież to Eminem,

    17 gru 2013

  • Alka

    Dawaj dalej

    16 gru 2013

  • Anonimek

    Świetne jest. Proszę wstaw jak najszybciej

    16 gru 2013

  • Ala

    Bardzo intererujące opowiadanie, super:)

    16 gru 2013

  • Misia

    Pierwsze opowiadanie tutaj, które mnie serio wciągnęło. Oby tak dalej. ;)

    16 gru 2013

  • Misiaa

    Super ;)

    16 gru 2013