- Nie… nie… - protestowałam, ale bez złudzeń, że cokolwiek może odmienić mój okropny los. Mariusz po prostu przyciągnął mnie za pupę do siebie, a ja, mając ręce związane i naciągnięte linką, nie mogłam wykonać żadnego ruchu, który dałby, choć najmniejszą szansę na przeciwstawienie się samczej agresji tego okrutnego wykolejeńca… Nie pojmowałam, dlaczego ta sytuacja – skrajnej bezradności, tak niesłychanie mnie podnieca… Wręcz czekałam, aż łeb srogiego tarana zapuka do odsłoniętych i narażonych na ciosy bram, mej bezbronnej świątyni…
Nie musiałam czekać długo. Wkrótce go poczułam… Był twardy, naprężony. Starałam się zewrzeć nogi najsilniej jak mogłam, ale nie na wiele to się zdało… Czułam jak powoli, acz stanowczo, przekracza bezsilne wrota mej kobiecości…
Wiedziałam, że to jest ta chwila, kiedy ma cześć niewieścia legnie w gruzach…
Byłam głośna:
- Aaaaaa! Nie….. Aaaaa… nie… - te dwa słowa, wydobywały się ze mnie na przemian…
1 komentarz
Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.
Historyczka
Wiedziałam, że to jest ta chwila, kiedy ma cześć niewieścia legnie w gruzach… - czy ekscytują was panowie takie sytuacje?