Rok 2016.
Gosia siedziała na ganku przeglądając jakieś kolorowe czasopismo. Usiadłem obok z piwkiem w ręce.
-Oj, tego mi było trzeba. Cisza, spokój, żadnych kłopotów i tej ciągłej gonitwy – odezwałem się.
-Tak, tutaj na prowincji już tak jest – uśmiechnęła się do mnie.
-Może powinienem się tutaj przeprowadzić.
-Byłoby fajnie.
-A co robi nasza młodzież? - zainteresowałem się naszymi latoroślami.
-Siedzą tam, na ławce.
Rzeczywiście siedzieli nieco z boku, oboje z nosami w tablecie i coś przeglądali. Byli dość ożywieni.
Syn Gosi, Marcin i moja Sylwia.
Rzadko się spotykaliśmy. Głównie tak jakoś w przelocie, na różnych uroczystościach rodzinnych, ale nie
mieliśmy dla siebie tyle czasu, co teraz.
Gosia zaprosiła mnie na wakacje i wreszcie zdołałem się wybrać, bo wcześniejsze próby spełzały na
niczym. W tym roku uparłem się, że przyjadę i zabrałem Sylwię, niech pozna rodzinę, o której tylko
właściwie słyszała. Młoda nie za bardzo miała na to ochotę, ale teraz raczej nie żałowała.
Sylwia ma już szesnaście lat i swój świat, do którego należę pewnie tyle o ile i pewnie wolałaby spędzać
czas inaczej, ale tu nawet poparła mnie moja była Pani.
Z Marcina też był już kawał chłopa. Wysoki, przystojny, miły i kulturalny. Udał się Gośce nadzwyczaj.
Gdy tak na nich patrzyłem, pomyślałem, że nawet fajna z nich parka. Poza tym kogoś mi przypominali.
Gośka, jakby czytała w moich myślach.
-Przypominają nas z tamtych lat, co nie?
-Zgadza się.
Faktycznie. Jakbym widział Gośkę i mnie. Tyle, że nie mieliśmy laptopów, tabletów lub komórek.
Miejsce i ławka były jednak te same. Zamknąłem oczy i przywołałem wspomnienia.
Ech, stare dobre czasy...
Pamiętałem.
Pamiętałem wszystko. Szczególnie te niesamowity czas, gdy wydarzyło się między nami coś
wspaniałego, niesamowitego, niebosiężnego...
Uśmiechnąłem się do swych wspomnień.
Obudziłem się trochę „połamany z dnia wczorajszego”. Wspomnienia cudownych chwil sprzed ponad
ćwierć wieku nie pozwoliły mi długo usnąć. Wstałem wcześnie.
Zaaplikowałem sobie w kuchni swój zestaw obowiązkowy w porannych sytuacjach, czyli: kawę.
Siorbałem więc gorący napój, gdy Gosia zeszła do kuchni.
Ubrana była tylko w górę od piżamy, która sięgała jej do połowy ud i papucie.
-Cześć – zaszczebiotała radośnie – już wstałeś?
-Tak – odpowiedziałem nie spuszczając z niej wzroku.
Zgrabna Bestia, pomyślałem. Ciągle na topie. W sumie nie zmieniła się aż tak bardzo. Poznałbym ją
nawet wieczorem w ciemnej bramie.
-To ekstra, będzie się z kim napić kawy – ucieszyła się podchodząc do kuchenki i stawiając czajnik na
palniku – nie lubię pić sama kawy z samego rana.
-A masz z kim? - moje pytanie było uzasadnione, bo o życiu prywatnym Gosi praktycznie nic nie
wiedziałem.
-Czasem tak, czasem nie – odparła wymijająco.
Stała przy kuchni i sypała kawę do kubka.
Odkładając pudełko z kawą odwróciła się do mnie tyłem. Gdy zamknęła już szafkę, wyciągnęła ręce do
góry i przeciągnęła się. Ten ruch spowodował, że jej koszulka podjechała do góry odsłaniając tym samym
jej zgrabne nóżki i kształtny tyłeczek, na którym opięte były śnieżnobiałe majteczki z delikatnego
materiału.
Nie uszło to oczywiście mojej uwagi jako rasowego faceta i oglądacza, albo podglądacza.
Więcej takich widoków z samego rana – przemknęło mi przez głowę.
Widok, naprawdę był niesamowity. Miałem wrażenie, że moje oczy dosłownie przykleiły się do ciała
Małgośki.
Myślę, że zrobiła to z rozmysłem, bo gdy odwróciła się, to musiała zauważyć moje spojrzenie, którego
nie zdążyłem odwrócić lecz wcale nie była zmieszana. Siadła naprzeciwko i spojrzała na mnie.
-Cieszę się, że wreszcie przyjechaliście.
-Ja też – uśmiechnąłem się.
-Długo to trwało.
-Sama wiesz jak to jest, zawsze coś tam wypadnie, jak to w życiu.
-Fajnie, że wziąłeś Młodą.
Podciągnęła kolana pod brodę.
-Masz z nią dobry kontakt – kontynuowała – nie to, co ten mój.
Tak dla wyjaśnienia: małżeństwo Gośki zakończyło się burzliwym rozwodem po czterech, równie
burzliwych, latach. Mój związek też, ale w pokojowej i przyjacielskiej atmosferze.
-Szkoda, że nie wyszło wam z Alą.
-Wyszło – roześmiałem się – Sylwia... Tobie też Marcin wyszedł zupełnie nieźle. To fajny, ułożony
chłopak.
Do kuchni weszły właśnie wilki, o których była mowa.
-Ooo.., już nie śpicie – zdziwiły się prawie jednocześnie.
-A wy to pewnie przyszliście tu we śnie – odparowałem.
-Ale my jesteśmy młodzi i nie możemy przespać życia.
-A nam, starym, już niewiele zostało, więc łapiemy każdą chwilę.
-Dobra. Koniec dyskusji - Goska wstała z krzesła – wynocha mi z kuchni. Robię śniadanie...
Posłusznie wyszliśmy.
Wieczorem Marcin zabierał Sylwię na osiemnastkę kumpla. Nie miałem właściwie nic przeciwko, ale
uprzedziłem, żeby było wszystko ok. Uprzedziłem go lojalnie, że jakby coś nie teges, to mam broń, łopatę
i niepodważalne alibi.
To, oczywiście, był żart i tak został odebrany.
Zostaliśmy sami.
Siedzieliśmy w salonie przed telewizorem. Tyle nam zostało.
-Wiesz, tęsknię do tych naszych chwil, to było jak cudowny sen – powiedziała opierając głowę na moim
ramieniu.
-Ja też. To było niezwykłe i zawsze zostanie w naszej pamięci. Byliśmy swoimi pierwszymi kochankami
a pierwszego razu się nie zapomina – nie wiem jak to się stało, ale wylazł ze mnie filozof.
-I szkoda, że jakoś tak przeminęliśmy.
-Widocznie tak musiało być.
-Pewnie tak.
-Na szczęście odnowiliśmy kontakt i już tak łatwo ciebie, a raczej was nie wypuszczę.
-No i zostały wspomnienia.
-Wciąż jak żywe.
-Oj, gdyby tak wrócić do tych czasów.
-Zawsze można spróbować wrócić – powiedziałem spoglądając wymownie na Gośkę.
Odwzajemniła mi to spojrzenie. Przez chwilę patrzyliśmy tak na siebie, bez słów a ja chyba nawet
przestałem oddychać.
Nagle pojawił się między nami piorun. W jednej sekundzie zrozumieliśmy wszystko. Wszystko stało się
jasne, klarowne i czyste.
Gośka złapała mnie za rękę. Jednocześnie wstaliśmy.
-Chodź – powiedziała i pociągnęła mnie w stronę jej pokoju.
Całowaliśmy się gorąco i namiętnie zrzucając po drodze ubrania. Półnadzy opadliśmy na łóżko nie
odrywając od siebie ust. Leżałem na Gosi i całowałem jej szyję, ramiona schodząc w stronę piersi. Po
chwili wpiłem się w nie i ssałem różowe, twardniejące już sutki. Ona wczepiła palce w moje włosy i
dociskała do nich głowę. Zaczęła gładzic moje plecy i delikatnie drapać paznokciami.
A ja szedłem dalej ku pępkowi. Wsadziłem czubek języka w ten krater i drażniłem go lekko. Rekami
masowałem piersi Gosi. Nasze ruchy były pośpieszne, szybkie, może trochę nerwowe, ale byłem
świadomy każdej przepływającej sekundy i każdego uderzenia serca.
Zsuwałem się niżej. Złapałem palcami gumkę od jej piżamy i razem z majteczkami ściągnąłem w dół.
Całowałem jej obrośnięty wzgórek łonowy, by po chwili podnieść się i wrócić do ust Małgośki.
Muskałem ustami jej twarz. Usta, policzki, czoło, nos.
Odwróciliśmy się i teraz Gocha leżała na mnie przejmując inicjatywę.
Podobnie jak ja, zaczęła zjeżdżać z pieszczotami w stronę pasa.
Po chwili zsunęła ze mnie spodnie oraz slipki a mój nabrzmiały penis zakołysał się uwolniony z ciasnej
niewoli.
Ściągnęła mi całkowicie spodnie, potem pośpiesznie pozbyła się swego dołu od piżamy i położyła obok.
Przylgnęliśmy do siebie bardzo szczelnie całując się i pieszcząc dłońmi swe ciała. Gośka objęła mnie
nogami.
-Wejdź we mnie – wyszeptała w moje ucho – weź mnie.
Rozłożyła szeroko nogi. Zbliżyłem penisa do jej rozgrzanej do czerwoności szparki i jednym mocnym
pchnięciem znalazłem się w środku. Położyłem się na Gosi wykonując mocne pchnięcia.
-O tak, o tak, o tak, mocniej, mocniej, szybciej, tak, tak... - jęczała.
-Kocham cię, Gosiu – wydyszałem w jej ucho – zawsze marzyłem, że będziemy razem i jesteśmy,
jesteśmy...
Nasze oddechy i miłosne jęki splatały się ze sobą,, wypełniały wzajemnie wznosząc się i opadając wraz z
nami.
Co jakiś czas spoglądałem na Gośkę chcąc zobaczyć w jej oczach wielki płomień namiętności lub jak w
lustrze, zobaczyć ten, który płonął we mnie. Oczy jednak miała zamknięte a głowę zwróconą w lewo.
Jęczała w ekstazie z każdą chwilą głośniej i głośniej. Głęboko łapała powietrze. Obejmowała mnie mocno
nogami i nie wypuściła nawet gdy doszedłem strzelając nasieniem w jej wnętrze.
Doszliśmy oboje.
Leżeliśmy wtuleni w siebie uspokajając się powolutku.
Obudziłem się przed piątą. Wstałem i zabierając ze sobą papierosy chciałem wyjść na balkon. Już
łapałem za firankę, by ją odsunąć, kiedy zobaczyłem za oknem siadających właśnie na ławce Sylwię i
Marcina. Odsunąłem się nieco od okna..
Oni siedzieli przez chwilę obok. Potem Marcin przysunął się bliżej i objął Sylwię. Ona przytuliła się do
niego.
Zaczęli się całować.
Patrzyłem na to z mieszanymi uczuciami. Z jednej strony coś się we mnie burzyło a z drugiej pojawiło się
rozczulenie tym słodkim widokiem.
Obudziłem Gośkę.
-Chodź i popatrz – zaciągnąłem ją prawie siłą do okna.
-O kurczę – Gośka momentalnie odzyskała jasność i ostrość widzenia.
-Nieźle, co nie?
-Taa... - wyrzuciła z siebie obejmując mnie nagle - historia zatoczyła koło.
Patrzyliśmy sobie w oczy.
Sekundy gdzieś tam przepływały, ale dla nas czas zatrzymał się w miejscu.
Byliśmy tu i trwaliśmy, jakby było tak od zawsze i na zawsze.
-Robimy coś z tym? - Gośka postanowiła wrócić do rzeczywistości.
-Na razie, myślę, nie – odpowiedziałem - Zobaczymy, jak to się rozwinie i czy się w ogóle rozwinie. Na
razie, może, zatrzemy ślady zbrodni.
-I ubierzemy się .
Z tego wszystkiego nawet nie zajarzyłem, że stoimy przy oknie całkiem bez ubrań.
Szybko zbieraliśmy swoje ciuchy. Po chwili zniknąłem w pokoju. Wskoczyłem na szybko w piżamę i
rozmemłałem łóżko, aby przynajmniej zachować pozory.
-Jakby co, to ja dopiero wstałem i robię kawę.
-Ja poproszę także – uśmiechnęła się Gośka.
Zdążyliśmy wypić po kawce, a młodych jeszcze nie było.
Wreszcie się pojawili.
-No cześć...
-Hejka.
-Nie śpisz, tato – Sylwia była szczerze zdziwiona – tylko nie mów, że wcale nie spaliście
-Jak będziesz miała córkę i ona po raz pierwszy pójdzie na całonocną imprezę, to zrozumiesz. Jak się
bawiliście? - zręcznie zmieniłem temat.
-Fajnie.
-Ekstra – oboje potwierdzili.
-Ale może potem wam opowiemy, bo jesteśmy padnięci
-Jasne, jasne... Odpocznijcie...
-Nieźle wybrnąłeś – w głosie Gośki było sporo podziwu - „jak będziesz miała córkę i ona po raz
pierwszy...” - udanie mnie parodiowała – normalnie brawo chciałam bić...
-Chyba się nie kapnęli.
-Chyba nie.
-A zresztą choćby...
-Dobra – Goska klepnęła dłońmi w kolana – idziemy spać po całonocnym czuwaniu i niepokoju o nasze
latorośle.
Tak też uczyniliśmy.
Ja jakoś jednak nie mogłem usnąć. Przypałętała się do mnie piosenka Republiki pt. W końcu. Odnalazłem
ją w Internecie i słuchałem, słuchałem...
I takie przeróżne myśli przychodziły mi do głowy.
No cóż...
-Kurczę, tu niedaleko jest plaża naturystów – palnęła moja młoda, gdy siedzieliśmy przy kolacji – może
byśmy tam się wybrali?
Tak sobie czasem lubiła palnąć dla draki i dla wywołania jakiegoś tam efektu. Na moment zapadła cisza,
a potem śmiech. Uwielbiałem te momenty.
-Nie wiem czy przeżyłabyś widok swojego starego na golasa – odparowałem natychmiast – z tego
mogłabyś się nie otrząsnąć do końca życia.
-Wiecie co? Wpadłam na fajny pomysł – przerwała nam Gośka – rozmawiałam nawet z babcią. Krysią.
Może pojedziecie do niej na dwa lub trzy dni? Tutaj i tak za bardzo nie ma co robić, a tam Sylwia
przynajmniej trochę by pozwiedzała
-No, w sumie niezły pomysł – zgodziłem się.
-Możecie przyjechać nawet jutro.
Wszyscy zaakceptowaliśmy ten pomysł.
-Czyli z plaży golasów nici – Sylwia była lekko zawiedziona.
Już miałem się odezwać, że może tam jechać, bo od ciotki Krystyny było dużo bliżej, ale postanowiłem
jednak zamknąć ryja, aby nie kusić losu.
-Pozbędziemy się młodych na jakiś czas i będziemy mieli chatę tylko dla siebie – wyjaśniła mi potem.
-Coś właśnie tak czułem – uśmiechnąłem się – Oj, Gośka, ty zła kobieta jesteś i to mi się w tobie podoba.
Następnego dnia odwiozłem dzieciaki do L., gdzie mieszkała mama Goski.
-No, to mamy wolną chatę, sporo czasu tylko dla siebie i co robimy z tym faktem? – Małgorzata zarzuciła
mi ręce na szyję.
-Nie możemy marnować czasu – podchwyciłem – proponuję nie wychodzić przez ten czas z łóżka.
Musimy nadrobić karygodne paroletnie zaniedbania.
-Mhmm...
Przytuliłem ją mocno.
-Możemy ostro poszaleć, jak jeszcze w sumie nigdy – nakręcałem się.
-Jasne – uśmiechnęła się zagadkowo – tak ogólnie to nie jestem raczej tradycyjna, lubię pojeździć
czasami po krawędzi.
-Ja też – zrewanżowałem się podobnym uśmiechem – fajnie, że wciąż siedzi w tobie ten diablik, co
kiedyś... To będą to niezapomniane chwile... Jestem na ciebie konkretnie napalony... - wyznałem.
- Ja też... Czekałam na tę chwilę z niecierpliwością. Już myślałam, że wcale nie będzie nam dana...
Zaczęliśmy się całować.
To wspaniałe, że znów mogłem trzymać Goskę w ramionach.
Była tak blisko. Była moja.
Właśnie tu, w pokoju, gdzie byliśmy, znajdował się w tej chwili cały mój świat.
-Chodź – pociągnęła mnie w stronę fotela.
Usiadłem na nim a ona przykucnęła przede mną. Zaczęła rozpinać pasek i rozporek. Chwyciła za szlufki i
pociągnęła w dół. Uniosłem nieco swoje siedzenie, aby poszło sprawniej. Położyła dłoń na moim
sterczącym namiocie i masowała nią mojego ptaszka przez materiał.
Patrzyłem na to, co robi. To było naprawdę szalenie podniecające.
Nasze spojrzenia się spotkały.
-Zrobię ci loda – odezwała się szeptem.
-Tak, zrób to.
Zsunęła gumkę mych slipek i zaczepiła ją o jądra. Mój penis był już silny, zwarty i gotowy do dalszych
działań. Prężył się dumnie.
Goska odsłoniła jego głowicę. Złożyła na niej delikatny pocałunek Taki subtelny, delikatny, takie ledwie,
ledwie muśnięcie ustami. Potem jeszcze jedno.
Zaczęła kręcić językiem wokół niego. To dawało mi niezłego kopa.
Wreszcie wsunęła go sobie całego do buzi.
Aż jęknąłem z wrażenia. Widziałem dokładnie, jak znika w całości aż do nasady pomiędzy jej wargami.
A potem wysuwa się, by zniknąć ponownie. Niesamowita sprawa.
Uwielbiałem tak być pieszczony.
Głowa Goski podnosiła się i opadała. Włosy trochę łaskotały mnie nieco po brzuchu, a Goska
niezmordowanie ssała członka. Świetnie to robiła.
-Cudownie to robisz – odezwałem się wczepiając palce w jej włosy.
-Wiem – powiedziała patrząc na mnie.
Sunęła językiem po spodzie mojego członka. Całowała jądra a nawet brała je lekko do buzi.
A ja odpływałem z rozkoszy. Dawno nie czułem się tak wspaniale. Było niesamowicie.
Tak bardzo niesamowicie, że wkrótce doszedłem wytryskując na swój brzuch. Gośka trzymała w ręce
mojego ptaka i nie przestawała poruszać zaciśniętą dłonią.
Opadłem ciężko na fotel. Oddychałem chrapliwie i z trudem. Rozluźniałem się powoli a mój ptak kurczył
się w sobie.
Gosia oparła policzek o moją nogę wpatrując się w mojego żołnierzyka, chociaż ja wolałbym ukryć ten
fakt straty całej mocy tylko dla siebie, a dla jej oczu zostawić tylko momenty pełnej potęgi.
Położyła dłonie na moich kolanach.
Patrzyliśmy sobie w oczy. Uśmiechnęliśmy się jednocześnie.
-Idź się umyć – poleciła mi.
C. D. N.
1 komentarz
Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.
eksperymentujacy
Stale za zaskakujesz ! Brawo !
darjim
@eksperymentujacy Dziękuję. Staram się.