Deszcz cz 3

Czterdzieści sześć lata wcześniej.  

Obserwował z daleka swoje dzieło. Czy żałował? Nigdy. Ludzie krzyczeli, w koło leżały częściowo rozczłonkowane ciała. Kawiarnia płonęła. Dlaczego wybrano kawiarnię Rolando*? Znajdowała się blisko komisariatu policji w Madrycie. Joseph sądził, że zabił ponad sto osób. Dopiero po kilku dniach okazało się , że zginęło trzynaście osób, a osiemdziesiąt cztery zostały ranne.  
– Musisz uciekać z kraju – orzekł Alvarez Orca.
– Mam wiać jak szczur z tonącego okrętu? Wojna dopiero się rozpoczęła.
– Możesz nam pomóc inaczej. Istnieje siatka powiązanych gangów. Zarabiają na narkotykach, handlu bronią i prostytucji. Potrzebują człowieka w Londynie. Sam wiesz, że w samym ETA jest rozłam. Jedni wierzą w sens walki, inni nie. Dostaniesz wszystko, co potrzebujesz. Zabieraj swoją dziewczynę i znikaj. Przygotowaliśmy ci dokumenty.  
– Potrzebuje pieniędzy.
– Dostaniesz je. Zawsze chciałeś być kimś wielkim, a teraz masz szanse. Zrobiłeś swoje. Organizacja i lud basków nigdy ci tego nie zapomni.
     I tak został Josephem Parkerem. Jego narzeczona bała się go jeszcze bardziej. Tak naprawdę była jednym wielkim kłębkiem nerwów. Kiedy poznała go kilka lat temu, czuła się zakochana i szczęśliwa. Ale po trzech latach wspominała to tylko jako nieprawdziwy sen.
Za kilkanaście dni mieszkali już w Londynie. Ona została w wynajętym mieszkaniu, on z naładowanym pistoletem poszedł na spotkanie. Spodziewał się najgorszego, ale został miło zaskoczony. Zaoferowano mu wysokie stanowisko w przestępczej organizacji. Miał koordynować i pilnować, by zostały wykonywane zarządzenia z nowego świata, z samego Nowego Jorku. W owym czasie trwały walki między mafiami. Włoską, Irlandzka i Puertorykańską. Mieli też swój udział Żydzi, powiązani z Mossadem.  
– Jesteś właściwym człowiekiem, jakiego potrzebujemy – oznajmił mu chyba najważniejszy z czwórki ludzi. Prosił, by nazywać go Torres.  
– Co mianowicie mam robić? Przecież nie otworzę biura. Gangster z ETA.
– Zapomnij o ETA. To jest coś większego. Bez obrazy, wasze cele są bez sensu. Wasza działalność przynosi szkodę Baskom, a miała im służyć.
Joseph zacisnął pięści.
– Nie jesteśmy mordercami. Zabijamy, by zwrócić uwagę świata na nasze problemy.
– Macie starą kulturę, odrębny język i nawet zamiast słońca macie mgły w pobliżu Pirenejów. Zobaczysz, że będziesz zadowolony. Masz piękną żonę. Działaj i słuchaj wytycznych. Zostaniesz bogaty i silny, o czym nawet nie marzyłeś w Hiszpanii. Tu masz wszystkie początkowe zalecenia. Przeczytaj, zapamiętaj i spal. Zawsze tak rób. Jesteś odludkiem i nie mówisz wiele, to nam odpowiada. Ktoś z nas nauczy cię angielskiego, to ważne byś się nauczył tutejszego języka, nie zważaj na akcent. Mieszka tu wielu cudzoziemców – zakończył Torres.
Zaraz po jego wyjściu Joseph zaczął czytać kartki. Miał dobra pamięć. Po dwukrotnym przeczytaniu wszystko zapamiętał. Zgodnie z zaleceniem spalił wszystko, a popiół wrzucił do sedesu. Tak, wiedział, że ludzie będą się z nim liczyć. Po miesiącu został oficjalnym właścicielem firmy kupujące ziemię w Europie i Ameryce Południowej. Miał grono współpracowników na różnych szczeblach władzy. Czasami dostawał zlecenia. Sam nie musiał już zabijać. I tak co noc widział trupy i rannych z kawiarni Rolando.
Płynął czas. Land Industrial, prosperowało. Joseph kupił wielki dom w dzielnicy Harlow. Najpierw na ulicy Hobtoe, potem blisko pola golfowego na Elizabeth Way.  

Przyszedł rok osiemdziesiąty pierwszy. Clara zaszła w ciążę. Po kilku miesiącach wiedziała, że ma chłopca.
– Damy mu na imię Deszcz, bo w tym Londynie wciąż pada.
– Deszcz – odezwała się cicho.
– Nie Rain, idiotko. w końcu jesteśmy baskami. Euri. Że też nigdy nic nie rozumiesz.
Clara tylko skuliła się w sobie, postanowią zapamiętać. Gdzie podział się jej dobry Jose Carrera?
Czy jej mąż stał się potworem? Nie. Dbał o nią na swój sposób. Nakazał siedzieć w domu. Przywoził jedzenie, ubrania. Niczego jej nie brakowało, jednak tak naprawdę tylko jednej rzeczy. Miłości i ciepła. Kupił Jaguara a po kilku miesiącach, kiedy już miała wielki brzuch, Rolls Royce. Srebrny cień. Samochód niezwykle cichy i wygodny. Joseph nawet przestał krzyczeć. Zresztą nie miał powodu. Mało się odzywała i wypełniała wszystkie polecenia bez szemrania, ponieważ mieszkali blisko szpitala, tam urodziła Euri. Tego dnia oczywiście padało. Co nie zdarzało się często, mieli też burzę z piorunami. Clara wydała krzyk i po chwili płacz małego synka sprawił jej ogromna radość. Dokładnie w tym momencie niebo rozdarła wielka błyskawica. Zatrzęsła całym szpitalem, a to z powodu, że piorun walnął w sam budynek.  
W końcu miała swój kawałek tęczy. Czas spędzany z synem uważała za swój najlepszy. Ale Joseph chciał mieć więcej dzieci. Mimo że kochali się dwa razy w tygodniu, nie mogła zajść ponownie w ciążę. Kochali się? To słowo niezupełnie oddawało to, co się działo. Robił to krótko i szybko. Czasem kiedy skończył, ona dopiero zaczynała czuć początek swoistej przyjemności, rozbudzać. Najpierw zaspokajała się sama, oczywiście kiedy już zasypiał, potem zrezygnowała nawet i z tego. Miała dom, dziecko i wszystko, co chciał mąż. Najpierw był zły, że mimo starań nie może mu dać następnego potomka, potem nagle przestał zwracać na to uwagę. Nie rozumiała dlaczego, aż do czasu kiedy przypadkowo zobaczyła jego sekretarkę. Młodszą o dziesięć lat i bardzo piękna Betty Colman. O włosach jak len i oczach jak błękitne niebo w lipcu. Miała brzuch. Clara poczuła skurcz. Jej kobieca intuicja mówiła, że dziecko, które nosi pod sercem sekretarka jej męża, należy do niego. Jednak nigdy nie zapytała o to słowem.  
                                                                                  Cień
– To dwojaczki, Joseph.
– Dobrze, cieszę się. Czy coś jeszcze doktór mówił?
– Tak, to chłopcy. Bliźniacy.  
– W takim razie zostawię ci jednego, a drugim zajmie się Clara.
– Ależ kochanie?
– Jestem twoim kochankiem i szefem. Nie jestem twoim kochanie, zapamiętaj to sobie! Chcę, byś zajęła się jednym. Możesz wybrać, kiedy urodzisz. Przez trzy, a nawet pięć lat, będziesz go wychowywać. Mam pieniądze i niczego ci nie zabraknie. Nie bądź zła na mnie. Clara tak bardzo chciała mieć drugie dziecko, a nie może. Zrobisz to?
Betty poczuła coś miłego w sercu. Jeszcze minute temu sądziła, że Joseph jest potworem bez serca. Ale co będzie czuła? Jak bardzo będzie tęsknić za swoim dzieckiem?  
– Będę zostawiać mleko, przynajmniej na to pozwól, Joseph.
– Oczywiście. Zdobędę wszystko i dla ciebie i dla Clary. Tylko ze względu na moją pozycję, nikt nie może wiedzieć, że dzieci są moje. I dla wspólnego dobra, ten syn, którego zostawisz przy sobie, nigdy nie będzie wiedział, że ja jestem jego ojcem. Wiem, że wydaje ci się to złe i niesprawiedliwe, ale tak będzie lepiej zarówno dla niego jak i dla mnie.
Betty znała twardy charakter Josepha i nie chciała dyskutować. Z treści pomiędzy zdaniami i tak wiedziała, że Joseph lepiej ja traktuje niż własną żonę.  
Kiedy urodziła dwójkę ten, którego zabrał dla Clary, dał mu na imię Wiatr, czyli Hajze w języku baskijskim. Dziecku, które zostało przy niej dano na imię Itzala, co znaczy Cień. Betty nie chciała, ale Joseph nie znosił sprzeciwu. Kiedy chłopiec dorósł sam zaczął nazywać się Izarra ( Gwiazda po baskijsku). W prawdzie nienawidził słowa Cień. Po jakimś czasie jego nienawiść zaczęła obejmować coraz większe kręgi. Nienawidził ojca, którego nie znał. Po jakimś czasie kiedy miał już szesnaście lat, odnalazł dokumenty. Miał brata bliźniaka, ale z tych tylko podobnych, nieidentycznych. Mieszkał gdzieś indziej i miał na imię Hajze. Miał starszego o cztery lata brata o typowo londyńskiej nazwie, Deszcz. Jedyne co kochał Itzala to matka. Wszystko inne co go otaczało, nienawidził. Jednak nie był głupi, wręcz przeciwnie. Itzala cechowała wielka inteligencja. W wieku lat dwudziestu opanował trzy języki, poza rodzimym. Hiszpański, Baskijski i Francuski. Kiedy dowiedział się, że Deszcz został odesłany do Japonii, zaczął uczyć się i tego języka. Oczywiście już wiedział, kim jest najbardziej znienawidzona dla niego istota. Od tego czasu potajemnie zaczął uczyć się wszystkiego, co miało
jego plan. Świetnie strzelał, w walce nie ustępował mistrzom boksu, judo i jujitsu. Uczył się ken-odo. Mechaniki. Znał się na wielu rzeczach. Potrafił zbudować bombę, naprawić pralkę i tak ustawić mechanizm samochodowy, że nikt na świecie nie był w stanie poznać, że coś jest tam nie tak.  
Przyszedł jego wielki dzień. Pokonał zabezpieczenia. Pod osłoną nocy na parkingu Josepha Parkera, prawie pod jego nosem, majstrował trzy godziny w jego samochodzie.  
Następnego dnia matka płakała.  
– Teraz mogę ci powiedzieć, kochanie. Twoim ojcem był Joseph Parker. Miał wypadek. On i jego żona zginęli na miejscu. Jakaś wada układu kierowniczego. W prasie ukryto, że hamulce odmówiły posłuszeństwa, a twój ojciec lubił ostrą jazdę.
– Przykro mi mamusiu. Jakim był człowiekiem? Pewnie miał powody, że nie mogłem go poznać?
– Był trochę twardy, ale dbał o nas. Nigdy mi niczego nie brakowało.  
– Rozumiem. Teraz ja o ciebie zadbam. Mam dobrą pracę.
– Synu, on zostawił mi pieniądze i poprosił w testamencie, żebym nadal pełniła funkcje sekretarki. Do tej pory on piastował stanowisko szefa. Teraz został nim jego syn, Hajze.
– Wiatr? Ciekawe imię.
– Wkrótce wróci z Japonii jego starszy brat, Euri.
– Ciekawa kombinacja. Wiatr i Deszcz. Jeden ważniejszy niż drugi.  
– Być może.  
– A ja jestem Cień. Wszyscy go posiadają. Więc może jestem ważniejszy niż Deszcz i Wiatr.
– Z pewnością, synku.
– Czym zajmuje się jego interes?
– Kupują i sprzedają ziemie w różnych częściach świata. Kiedyś, nazywali się Land Incorporation, obecnie Eden.
– Ładna nazwa. Masz dobrą pracę?
– Tak, dobrą i dobrze płatną.  
– Dziękuje, że mi wszystko powiedziałaś.  
Itzala pocałował matkę w policzek. Poszedł do swojego pokoju. Zacisnął swoje mocne dłonie, aż jego palce zbielały.
– Wszyscy zapłacicie za to. Nie wiecie za co, prawda? Powiem wam. Za to, że jestem Cieniem. Włączył głośną muzykę i dopiero wówczas mógł zacząć się śmiać. Tragicznie i gorzko.
    Mężczyzna prowadził podwójne życie. Jedno normalne, jako syn i wzorowy pracownik, wysportowany, uczący się sztuk walki i strzelania. Drugie, prawdziwe tylko w jednym celu. Zemsty.
Długo się przygotowywał. Aż wiedział, że osiągnął doskonałość. W udawanym życiu popełniał czasem pomyłki i robił to specjalnie, w tym drugim, nigdy.
Zaczął od dwóch ludzi, których jego brat wysłał, żeby obserwowali dom Euri i Diany. Odwiedzał to miejsce dość często. Obserwował matkę i dwójkę dzieci, a czasem Euri, bo ten nie gościł często w domu.
Itzala miał pieniądze. Dobrze zarabiał jako programista.  
Ten opuszczony dom znalazł przypadkiem. Wiedział, że kiedyś będzie mu potrzebny. Zanim dokonał pierwszego, podwójnego morderstwa, upewnił się, że ze dom jest nadal niezamieszkały. Śledził facetów, widział zdenerwowaną twarz Euri i wymierzony w niego pistolet. Czuł, że tamci nie strzelą, ale tego dnia przekonał się, że jego przyrodni brat jest bardzo odważny. Jechał w odpowiedniej odległości za Terrym i Simonem. Potem czekał cierpliwie. Przewidywał ruchy innych. Towarzyszył samochodowi, w którym ludzie podlegli Euri zabrali ich na przesłuchanie. Nadal czekał, bo miał pewność, że najstarszy syn Parkera ich uwolni. Rozgryzł go dawno. Wysportowany, znający sztuki walki, a specjalnie drogę miecza, Euri miał w jego oczach słabość, która w jego wypadku, stanowił siłę. Euri był dobrym człowiekiem i nawet Itzala dziwił się, że taki człowiek może prowadzić tak zły interes. Kiedy wynajęci ludzie przez Hajze zostali uwolnieni, zaczął swój plan.  
   Obaj mężczyźni nie mieli rodzin, co znacznie ułatwiało. Pierwszego załatwił szybko. Otworzył drzwi jego domu i zabił go, zanim tamten zdołał zrobić jakikolwiek ruch. Z drugim zamierzał się pobawić. Dlaczego? Bo mógł.
Przygotował rurkę, podobną do tej, jakiej używają Indianie w południowej Ameryce do polowań. Syn Betty znał się na truciznach i środkach znieczulających, w końcu to należało do jego mocnych punktów. Facet mieszkał w małym domku, miał ogród z tyłu i altankę. Zdenerwowany całą sytuacją, wyszedł, aby zrelaksować się na powietrzu. Po chwili leżał nieprzytomny z małą igiełką w szyi. Itzala wziął go na ręce, oczywiście miał rękawiczki. Zaniósł do domu. Otworzył garaż i wjechał swoim kradzionym, drugim wozem z fałszywymi numerami rejestracyjnymi. Zapakował delikwenta i pojechał za miasto. Kiedy mężczyzna się obudził, siedział skuty do solidnego krzesła. Itzala wybrał Simona.
– Hej – zagadnął.
– Kim jesteś, Euri mnie uwolnił. Już wszystko wiecie.
– Nikt nie wie wszystkiego – odrzekł spokojnie syn Betty.
– Ale ja wykonywałem tylko co mi polecił Hajze.
– Wiem.
– To, czemu mnie porwałeś? Zadzwoń do Hajze lub Euri.
– Nie będę dzwonił.
– To, czego chcesz?
– Jesteś wybrany. Zapoczątkujesz niewyjaśnione sprawy.
– O czym ty mówisz?
– Informuję cię. Człowiek całe życie się uczy, a to są przeważnie informacje, które gromadzi. Dużo porznąłeś dzisiaj?
– Trochę – lekki uśmiech okrył twarz Simona.
– To dobrze, bo jutro już nie będziesz pobierał nauki. W zasadzie jeszcze tylko trochę poznasz dzisiaj, przez dwie godziny. Tyle mam czasu dla ciebie.
Simon popatrzył na mężczyznę poważnie.
– A co będzie potem? 
– Odnośnie ciebie czy mnie? 
– Mnie. Uwolnij mnie, ja tylko robiłem, co mi kazano.
– Posłuchaj Simonie, nie jesteś tu w związku z tamtą sprawą.
– To, czemu mnie więzisz?
– Chcę, byś doświadczył cierpienia. Ja cierpię, a ty tego doświadczysz. Proste.
– Nie chcę cierpieć – głos mężczyzny uległ zmianie, bo odczuł coś złowrogiego.
– Nikt nie chce. Zabiłeś kogoś?
– Kilka osób.
– Widzisz? Oni z pewnością nie chcieli umrzeć.
– Ale nie cierpieli długo.
– Nigdy nie jest tak samo. Ty będziesz cierpiał tylko dwie godziny. Wybrałem cię.
– Jesteś szalony.
– Może. Tu jest cicho i spokojnie. Do najbliższego domu jest z czterysta metrów, wiesz ile to metr, prawda?
– Tak.
– To dobrze. Nikt cię nie usłyszy, to znaczy twoich krzyków i jęków. Ale i tak muszę cię zakneblować. Trochę to skróci zabawę, bo niedotlenione ciało szybciej słabnie.
– Ratunku! – krzyknął Simon.
Itzala jak błyskawica znalazł się przy nim, zresztą przewidział taką reakcję. Silnym uderzeniem w twarz, pozbawił nieszczęśnika przytomności.
– Dureń – syknął sadysta.
Zakneblował nieszczęśnika i zaczął mu się przyglądać, a kiedy tamten odzyskał przytomność, czując kolejny ból w tym dniu, Itzala powiedział cicho.
– Jeszcze raz tak zrobisz, to zastosuję bardziej bolesne metody, wierz mi, że potrafię. Mam adrenalinę i inne środki, które cię utrzymają w przytomności. Nie zmuszaj mnie.
Zobaczył strach w oczach nieszczęśnika.
– Boisz się, wiem. Chcę, byś zrozumiał, że to, czego doświadczysz, jest moim cierpieniem. Nie powiem ci, dlaczego cierpię i co czuję, bo tego nie zrozumiesz.
Itzala widział, że facet rozpaczliwie próbuje coś powiedzieć.
– Zdejmę ci na chwilę knebel, ale pamiętaj, jeżeli krzykniesz, zastosuję specjalne metody sprawiające ból. Oglądałeś Maratończyka? Są jeszcze inne. Bardziej bolesne niż dotykanie zdrowego nerwu w zębie. Ja tylko trochę cię ponacinam. Znam się na medycynie i wiem, gdzie boli więcej, a gdzie bardziej. A potem rozetnę ci żyły na szyi i tchawicę. Wykrwawisz się w ciągu minuty, może krócej. Będę z tobą do ostatniej chwili.  
– Jesteś potworem i będziesz się smażył w piekle.
– Być może. A ty może uratujesz duszę, bo każde cierpienie zmniejsza winę.  
Zobaczył, że Simon przestał się bać. Co nie znaczyło, że nie będzie czuł bólu. Oprawca założył mu na powrót knebel i zaczął. Musiał go cztery razy cucić, bo nieszczęśnik mdlał z bólu, w końcu ostatnim cieciem rozciął mu tchawicę i aortę. Patrzył jak krew, leje się strumieniem. Obserwował spokojnie ostatnie drgawki umierającego ciała. Kiedy Simon umarła, wyszedł z garażu bez żadnej emocji. Wrócił do domu. Ukrył samochód w specjalnym schowku w garażu i poszedł się umyć. Oczywiście poprzednio spalił całe ubranie, w którym dokonał mordu. Wiedział, że nie zostawił żadnych śladów. Czekał. Odprowadził niewidzialny jak cień, Euri na lotnisko. Wszystko miał zaplanowane, ale przecież dobry scenariusz musi być elastyczny. W domu Hajze założył podsłuch. Wiedział już, co tamten planuje. Obserwował wszystko bez emocji. W pewnym momencie zrozumiał, że Euri jest mu bliższy niż ktokolwiek inny, oczywiście poza matką.  

* Nazwa kawiarni i ilośc ofiar jest prawdziwa, reszta to fikcja.
Winny wam jestem małe sprostowanie, dotyczące samurajskiego miecza. Głównia broni, czyli ostrze jest lekko skrzywione, dlatego według definicji, jest szablą. Skrzywienie można uzyskać kilkoma metodami. Zainteresowani mogą sprawdzić jak sie to odbywa.

Sapphire77

opublikował opowiadanie w kategorii dramat i obyczajowe, użył 2933 słów i 17759 znaków.

1 komentarz

 
  • Użytkownik Marigold

    Deszcz, Wiatr i Cień - trzeci brat. Niezłą intrygę wymyśliłeś, trzymasz czytelnika cały czas w napięciu. Przeczytałam z ogromnym zainteresowaniem. Super!

    7 godz. temu