Deszcz cz 5

Spośród zabitych wymieniono tylko nazwiska Kitaru i jego prawej ręki, Tomine Saro. Wiadomości dociekały, kto mógłby być powodem ataku. Na szczęście nie mieli pojęcia.
– I lepiej, że nie wiedzą – skwitowała to Rozalinda.
Poprosiła mnie i Koi do pokoju gdzie mieliśmy rozmawiać o planowanej przez nią akcji.
– Musicie odpocząć. To najważniejsze. Chodzi tylko o to czy pomożecie.
– Zabijałam, bo musiałam bronić mojego Amo-san – rzekła Koi.
– Rozumiem twój punkt widzenia. Jeżeli nie chcesz, nie musisz brać udziału. Podobnie i ty, Euri. Wiem, że to nie zmieni diametralnie zła na świecie, ale każdy z tych ludzi, zasiadający w podziemiach zamku jest sto razy bardziej winny niż przeciętny morderca.
– Coś takiego jak ja – rzekłem.
– Euri, do cholery! Kiedy w końcu zrozumiesz, że jesteś po jasnej stronie? Ja byłam po ciemnej, ale to już historia. Ty nigdy nie byłeś zły, rozumiesz! Koi wytłumacz mu, bo ja widocznie nie potrafię. Nawet to, co zrobił dla mnie, o tym świadczy.
– Tak i ja tak sądzę.
– Co macie na myśli? – zapytałem, nie przeczuwając naprawdę, o co chodzi.
– To, że z nią byłeś blisko – rzekła Koi bez złości, a nawet wyczułem pozytywny oddźwięk w jej odpowiedzi.
Poczułem gorąco. Czyli jej powiedziała! Oczywiście Koi wiedziała i tak, ale skoro Rozalinda to objawiła, wiedząc, co Koi do mnie czuje, to miało znaczenie. Brazylijka nie była typem kobiety, która chciała tą informacją się pochwalić lub tym bardziej nie miałaby serca załamywać moją Koi. Prawdopodobnie kiedyś się dowiem, dlaczego jej to powiedziała. Nie sądziłem, że tak szybko. Wyglądało na to, że Rozalinda odkrywa moje myśli.
– Dziwisz się, że jej powiedziałam? Jak bym mogła tego nie zrobić? Później wszystko przemyślałam. Nawet nie wiesz, co dla mnie tym zrobiłeś! Zmieniłeś mnie w lepszą istotę.
Ku mojemu i tylko mojemu zaskoczeniu podeszła do mnie i zanim się połapałem, pocałowała mnie krótko w usta.
– Rozalindo co robisz? – zawstydziłem się jak grzeczna panienka z dobrego domu.
– Pokazuję, Że cię kocham. To wszystko. Nie próbuje rywalizować z Koi, bo wiem, że masz do niej stałe uczucie. Po prostu cię kocham. Gdybym powiedziała, że nie chcę tego powtórzyć, kłamałabym. Ale wiem, że to się nie stanie. Bo jestem lojalna i uczciwa. Pomijając wszystko inne, nie mogłabym tego zrobić osobie, którą kocham.
– Koi jest miłością i trudno jej nie kochać – rzekłem, lecz pomyślałem, że Brazylijka mówi tak, jakbym nie nie miał nic do powiedzenia, czy tego bym chciał z nią, czy nie.
– To prawda. Pokochałam ją od razu. A Chloe i Aisha również. Chociaż w ten właściwy sposób. To nie moja sprawa, ale powiem wam. One są ze sobą, ale nie sądzę, że preferują kobiety. Mówią, że są dla siebie, ale obie czuja pociąg do mężczyzny. Na razie jednego, ale to o czymś świadczy, że być może kiedy spotkają tego właściwego, zostaną z nim, chociaż pewnie będą się kochać w sercach do końca. Tak to widzę.  
Znowu niepotrzebnie się odezwałem.
– Chyba przesadzasz, Rozalindo
– Jak to się mów,i sekret pozostanie w rodzinie. Dobrze, że nie próbujesz udowadniać, że tak nie jest. Byłam tym tak zdziwiona, kiedy to odkryłam, że musiałam zapytać Chloe.
– To już zostało wyjaśnione – rzekłem nieco zawstydzony – kiedy powiedziałem, że przesadzasz, miałem na myśli Aishe.  
– O tak! To porozmawiaj z nią. Kobiety cię uwielbiają, a ty tego nie widzisz.  
– Nie rozumiem dlaczego...
Obie zaczęły się śmiać.
– Biedny słodki miś – roześmiała się Koi.
– O co ci chodzi?
– O to, że jesteś super przystojny, czarujący i masz coś w sobie. Taki jesteś w ubraniu, bo jak jesteś bez to całkiem inna sprawa.
Szczerze mówiąc, nie spodziewałem się, że Koi to powie. Czy wpływ innych kobiet na nią tak wpłynął? 
– Właśnie – przytaknęła Rozalinda, chyba naprawdę czytała moje myśli.
– Słuchajcie, mieliśmy rozmawiać o akcji. A zanim to zrobimy, chciałbym, żebyś mi opowiedziała, jak to wszystko się stało. Z tego co wiem, postanowiliście pogodzić się z moim odejściem, a potem Hajze chciał mnie zabić i cała moją rodzinę, bo został zmuszony.  
– Naprawdę chcesz wiedzieć? A ty Koi? To nie będzie dla ciebie miłe, Euri i dla ciebie też może nie być, Koi.
– Chcę. Muszę wiedzieć, jak było naprawdę. – spojrzałem na Japonkę.
– Chciałabym też to wiedzieć – powiedziała cicho.
– Dobrze, powiem wam. W tej całej historii jest istotna moja zmiana. Muszę wam trochę opowiedzieć o sobie i to od samego początku. Mam czterdzieści dwa lata i jestem złą osobą.
Popatrzyłem na nią, nie mogłem się z tym zgodzić, ale nie chciałem jej przerywać na samym początku.
– Moje życie nie było łatwe. Mieszkałam w Sao Paulo i moja rodzina należała do biedoty. Od samego początku brakowało mi wszystkiego: jedzenia, ubrania a gównie miłości. Kiedy miałam pięć lat, zaczęłam pracować.  Dwanaście godzin dziennie przeszukiwałam wielkie wysypisko śmieci. Oczywiście nie sama, towarzyszyli mi rówieśnicy i starsi. Częściowo chroniła mnie starsza siostra i brat. Tam są prawa. Bardzo surowe. Nawet jak ktoś znajdzie coś cennego, nie może tego wziąć dla siebie. Musi oddać przełożonemu a ten szefowi rejonu. Złamanie prawa karane jest bardzo surowo ze śmiercią włącznie. Kiedy miałam siedem lat, pierwszy raz mnie zgwałcono. Bolało okropnie, ale nie mogłam i nie miałam komu się poskarżyć, ponieważ zrobił to ktoś wyżej ode mnie stojący w hierarchii. Jednak ze względu na wiek, ktoś miał odrobinę serca. Chłopaka zabito dwa tygodnie potem. Przez dwa lata nic się nie zmieniło. Mimo że brakowało mi jedzenia, wyglądałam dobrze. I to uważam za swoje przekleństwo. Tego dnia po pracy dostałam pół szklanki mocnego alkoholu i zaczęto się mną bawić. Tym razem było trzech chłopaków. Próbowałam się bronić, a nie powinnam. Zostałam dotkliwie pobita i zgwałcona przez dwóch spośród trójki. Tym razem dwa tygodnie pozostawałam na pograniczu śmierci. Dwóch moich braci zostało zabitych w przeciągu dwóch lat, a starsza siostra dostała się do burdelu i słuch o niej zaginął. Chciałam żyć i postanowiłam pomścić swoją krzywdę. Spotkałam odpowiednią osobę. Szef rejonu dostrzegł we mnie pewne cechy. Zaczął mnie lepiej traktować, ale nie za darmo. Mogłam odmówić i zginąć, albo żyć i być jego własnością. Poza tymi sprawami, które raczej nie sprawiały mi przyjemności, uczył mnie strzelać i walczyć na noże. Pozostałam pod jego skrzydłami trzy lata. Kiedy miałam dwanaście lat, doszło do wojny między grupami. Ponieważ bardzo dobrze strzelałam i umiałam posługiwać się nożem, przeżyłam. Z czternastu osób zostały trzy. Zginęli nasi szefowie. Wówczas zgarnęłam trzy żywe osoby i uciekliśmy z wysypiska. Byłam spośród nich najmłodsza, ale miałam największe zdolności bojowe. Dwa tygodnie potem zobaczyłam tego pierwszego, który mnie skrzywdził. Zabiłam go nożem. Pozbawiłam go właściwej części i patrzyłam, jak się wykrwawia. Coś się we mnie złamało. Kilka miesięcy potem uratowałam przypadkowo syna szefa wielkiej mafii. I wówczas nastąpił zwrot w moim życiu. Tamten facet docenił to co zrobiłam. Z biednej osoby stałam się bogatą, w ciągu kilku godzin, nawet nie dnia. Dostałam solidny trening. Miałam naturalne zdolności. Szybkość i refleks. Po dwóch latach zostałam prawą ręką szefa. Zabijałam po tuzin osób na tydzień. Zaczęłam to lubić. Przy okazji bycia zastępcą i głównym ochroniarzem Manola Cellavesa, wykańczałam wszystkich znanych mi ludzi, którzy krzywdzili dzieci. Znalazłam dwóch z tamtych trzech. Ten, który mnie nie ruszył, został kaleką, bo ucięłam mu osobiście dłoń. Pozostały, umierał powoli. Moja zła fama rosła. Kiedy skończyłam dwadzieścia lat, byłam najbardziej poszukiwaną osobą w Brazylii. I to trwało dziesięć lat. Już nie zabijałam osobiście, bo miałam ludzi. Moja pozycja tak wzrosła, że nie musiałam już oddawać ciał mężczyznom. Zaczęłam wybierać sobie kobiety. Oczywiście szramy na twarzy mnie szpeciły, ale nie chciałam robić operacji plastycznej. Uznałam, że nareszcie wyglądam tak, jaka jestem w środku. Zaczęłam zajmować się wielkim, ciemnym interesem. Zajmowałam się wszystkim, poza handlem dziećmi. Jest to najbardziej okrutny, ale również najbardziej popłatny proceder. Z tego względu nawet ja nie mogłam z tym walczyć, bo bym zginęła. W wieku trzydziestu lat zaproponowano mi stanowisko w Nowym Jorku. Zostałam jedna z trzech najważniejszych osób w Syndykacie X. Tylko Collins był tam dłużej. Po śmierci jednego z trójki chciano tę pozycję dać twojemu ojcu, ale zginął w wypadku. Wówczas wsadzono tam Morgana. Od początku go nie lubiłam. To był zły i chwiejny człowiek. Dla pieniędzy zrobiłby wszystko. Miał niesamowite poparcie właśnie tych, co porywają dzieci na organy i dla zboczeńców. Sam lubował się w młodych chłopcach. Byłam tak zła, że nie przeszkadzało mi to aż tak bardzo, ale czekałam na właściwą okazję, by go usunąć. Oczywiście kilkakrotnie odwiedziłam podziemia, gdzie zbierały się prawdziwe potwory. Ale najważniejsze miejsce tych spotkań to nie Nowy Jork, tylko małe miasteczko pod Londynem w podziemiach zamku Dawencort
Usłyszałam o tobie Euri. Oczywiście wcześniej o twoim bracie. Był wyjątkową kanalią. W mojej późniejszej liści plasował się bardzo wysoko w sensie zła. Oczywiście z pobudek osobistych Morgan stał wyżej. Nie wyróżniałeś się niczym i osobiście sądziłam, że jesteś podobny do brata, a tylko nie chcesz się zajmować tym najgorszym interesem, w którym twój brat miał prym. Zleciłam mu, by cię postraszył, a on sam wydał rozkaz, by postraszyć Dianę. Potem ci dwaj zginęli i podejrzewaliśmy o to Hajze. Zresztą kiedy zginął twój ojciec i matka też był najbardziej podejrzany, ale w obu wypadkach zdobyto dowody, że to nie on. Ani pośrednio, ani bezpośrednio. Kiedy podjąłeś decyzje odejścia, mieliśmy spotkanie. Początkowo Morgan był za zlikwidowaniem ciebie i ustanowieniem Hajze na twoje stanowisko
Collins się wstrzymał, a ja była skłonna również cię wykończyć, a tylko z powodu, że Morgan był za twoją likwidacją, wstrzymałam się i odłożyliśmy decyzję do następnego dnia. I w nocy miałam sen. Najdziwniejszy sen w życiu. Zobaczyłam piękną świetlistą postać, która mi powiedział, żebym nie podejmowała decyzji bez poznania ciebie. A kiedy przybyłeś, to już wiesz. Collins był za tym, żeby ci dać odejść, po dłuższej dyskusji Morgan również na to przystał.  
– Czyli to nie wy daliście rozkaz, by zabić wszystkich? – zapytała Koi.
– Powoli, wszystko wam powiem. Oficjalnie podjęto decyzję, by dać odejść Euri. Nieoficjalnie Collins i Morgan mnie zdradzili. Hajze przybył potajemnie i się z nimi spotkał. Powiedział, że Remi nadaje się idealnie na prowadzenie organizacji pod jego opieką. Do dojrzałości miał być pod jego skrzydłami. Mnie mieli się pozbyć i Hajze miał zająć moje miejsce. Sami stworzyli informację, że jeżeli Hajze ciebie nie zabije, to sam zginie.  
Poczułem ból. Czyli jednak był zły, a Remi?
– Ciężko mi to zaakceptować. Kiedy leżałem sparaliżowany, moje zmysły działały. Hajze zabił mojego syna, bo obawiał się, że jest na tyle zły, że kiedy będzie dorosły, z pewnością go nie oszczędzi. To było jeszcze dziecko. Nie mogę uwierzyć, że to zrobił. To pewnie moja wina, że zamiast być z nim, zajmowałem się złymi rzeczami.
 – Tak powiedział twój brat, nie sądzę, by miał powody, żeby nam kłamać.
Nastąpiła chwila ciszy.
– Chcesz powiedzieć, że zmaniłaś zdanie w stosunku do Euri tylko po tym śnie? – zapytała Koi.
Rozalinda spojrzała na mnie krótko.
– Wolałabym o tym nie mówić.
– Możesz, ja i tak czułam – szepnęła Koi.
Brazylijka wstała i objęła ciepło moją pierwszą miłość.
– Jesteś wyjątkową istotą. Obydwoje jesteście. Euri, mogę powiedzieć?
– Dosłałaś pozwolenie.
– Byłam szkaradna i sądziłam, że wszyscy tak uważają. Poza twarzą nic mi nie brakowało, ale przecież twarz jest najważniejsza. Kiedy Deszcz przyjechał, by porozmawiać o odejściu z organizacji, zrobił na mnie dobre wrażenie i od razu poczułam, że jest diametralnie inny niż Hajze, ale nieopatrznie wdaliby się w dyskusję słowną i Euri powiedział, że nie jestem brzydka. Uznałam to za głupi żart lub kpinę i byłam bliska wybuchnąć, ale on nadal stał przy swoim. Wówczas postawiłam wszystko na jedną kartę. Wiedziałam, że ma żonę, ale zmusiłam go niejako, by mi udowodnił, bo gdyby tego nie zrobił, nic innego by nie nie przekonało. Euri jest bardzo przystojny i atrakcyjny. Myślę, że każda kobiet by chciała mieć takiego mężczyznę i z tego co wyczuwam, wszystkie kobiety w tym domu są podobnego zdania. Proszę wybacz mi Euri, ale twoja córka ma do ciebie nastawienie nie tylko jak córka, więc czuję, że jej się też podobasz.  
– Czyli byliście blisko, tak właśnie czułam – rzekła Koi, chociaż już o tym wiedziała.
– Wybacz mi. O wybaczenie Diany już prosiłam. Ale to mnie zmieniło. Uwierzyłam w siebie, dzięki niemu. Poza tym to spowodowało jeszcze inne efekty. Zaczęłam widzieć, że jestem potworem i już nie chce być taka dłużej. Ale życie zawdzięcza mojemu staremu wspólnikowi, Paulowi. Gdyby nie on Collins i Morgan by mnie zabili, prawdopodobnie nie bezpośrednio. Zareagowałam natychmiast. W kilka godzin później moi ludzie zabili Collinsa i Morgana, a ja dałam rozkaz, by wysadzić cały ten pieprzony budynek. Chciałam uniknąć ofiar i dlatego ładunki wybuchły w nocy, ale niestety jeden ochroniarz zginął.
– Czy ty kazałaś zabić Hajze – zapytałem bez złości.
– Nie. I to jest dziwne. Chętnie zabiłabym go osobiście, jedyne co mnie powstrzymywało, że jest to twój brat. Co się stało w twoim domu, wiem tylko częściowo. Aisha czuła niebezpieczeństwo i z narażeniem życia uratowała sparaliżowaną trucizną Chloe, ale nie wiemy, co się stało z resztą.
– Diana odzyskała jakimś cudem władzę w ciele i chciała powstrzymać Remiego. On w szamotaninie wystrzelił i zranił śmiertelnie matką. Nie widziałem niestety skruchy i żalu. Sądziłem, że był to wynik stresu, teraz po wysłuchaniu ciebie, myślę, że jednak Remi nie był dobry. Hajze zastrzelił go na moich oczach i powiedział dokładnie to, co ty, że nie może ryzykować, bo skoro Remi to zrobił, nic go nie powstrzyma, później. Nie wiem kto zabił Hajze. Jest ktoś, kto mnie uratował, ale nie po to bym żył, tylko bym bardziej cierpiał. Przypuszczam, że ta sama osoba zabiła Terry’ego i Simona. Niestety nie mam pojęcia, kim jest ten osobnik i dlaczego to robi.  
– Skoro już wam wszystko opowiedziałam, powrócę do mojego planu. Aha, bym zapomniała. Paul, moja prawa ręka zebrał dowody. W gruzach twojego domu znaleziono tylko ciało Remiego. Co do zamku, chcę zabić tych prawdziwych złych ludzi, którzy zarządzają Syndykatem. Mam inne adresy w innych miejscach. Zacznę od najważniejszego, tutaj.
Pokazała na mapie Anglii, zamek.
– Będziesz najbardziej poszukiwanym terrorystą na świecie – odrzekłem.  
– Oficjalnie i tak nie żyję, więc wcale mnie to nie wzrusza. Mam możliwość wejść w posiadanie bomby atomowej o sile sześciu kiloton. Zamek jest w lesie i w promieniu pięciu kilometrów nie mieszkają ludzie. Spróbuję wejść i zostawić ładunek, jeżeli nie da się inaczej, sama zdetonuję na miejscu.
Pomyślałem, że jest prawie niemożliwe, by miała taką możliwość od tej samej osoby co ja.
– Nie chcesz żyć, po tym kiedy przekonałaś się, że nie pragniesz już czynić zła? – zapytała Koi.
– Tym oczyszczę częściowo swoje zbrodnie.
– Nie zgadzam się – rzekłem.
– I ja również nie jestem za tym – powiedziała Japonka.
– Powiedziałam, że jeżeli nie chcecie mi pomóc, zrobię to sama. Mam kilkanaście osób, którym mogę ufać. Pieniądze ich nie zmienią.
– Możesz zostawić to i wrócić z nami do Japonii. Zło i tak będzie istnieć, nawet jeżeli zabijesz wszystkich złych ludzi, inni ich zastąpią. Taka jest ludzka natura.
– Nie zdołam zabić wszystkich, ale chciałabym usunąć tych naprawdę złych.
– Przemyśl to. Pomogę ci – rzekłem.
Koi spojrzał na mnie zdziwiona. Odkryłem jej myśl i powiedziałem.
– Nie musisz tego robić tylko dla mnie.
– Chcę być z tobą. Gdzie ty tam ja. Wierz mi, nie chciałam cię stracić wtedy, ale takie było przeznaczenie. Teraz już się wypełniło i mogę robić, co nakazuje mi serce.
Poczułem dziwne odczucie w miejscu, o którym wspomniała.
– Czyli chciałaś mnie wtedy zatrzymać?
– Oczywiście, przecież cię kochałam.
– Kochasz go cały czas tak samo? – zapytała Rozalinda.
– Tak.  
– Ma facet szczęście. Wszystkie go kochamy, ale będzie spał tylko z jedną.
Zrobiłem minę. Nie bardzo chciałem o tym rozmawiać ani nawet o tym słyszeć.
– Jak się to stało, że wiedziałyście o mnie? – zapytałem.  
– Równolegle, nie znając siebie, próbowałyśmy cię bronić. Spotkałyśmy się miesiąc temu. Ja chciałam od razu działać, ale Koi mnie powstrzymywała. Powiedziała, że musisz sam postanowić.
– Co miałem postanowić?
– Że chcesz żyć. Przecież chciałeś umrzeć.
– Miecz mnie powstrzymał. Być może dusze wszystkich samurajów nie chciały, bym ginął jak słabeusz.
– Nie jestem mocna w te klocki, o czym mówisz, ale cieszę się, że żyjesz, Euri.
Rozalinda podeszła do mnie i przytuliła mnie mocno. Czułem, że chciała czegoś więcej, ale umiała się powstrzymać i nie tylko z powodu obecności Koi.
– A co z moją córką i Aishą? Musimy zapewnić im bezpieczeństwo – rzekłem.  
– Chloe była bezpieczna trzy lata, bo uznana jest za zmarłą. Na razie nikt nie szuka Aishy. Ahmed i Fatima wrócili do Egiptu. Wiemy, gdzie są, a oni raczej nie są u nikogo na celowniku. Porozumiem się z moimi ludźmi i będą mieli je na oku.
– Mam lepszy pomysł. Najbezpieczniejsze są w klasztorze w Nagano. Poza tym Yakuza nie da im zrobić krzywdy. Chodzi tylko o miecz. Oczywiście jest nadal twój, ale powinien być na ziemi, z której powstał.
– Mam do ciebie pytanie, Koi – zapytała Rozalinda – prywatnie też tak myślisz? Najważniejszy jest dla ciebie miecz?
– Nie. Nic i nikt nie jest dla mnie tak drogie jak Ame – san.
– Deszcz, jesteś szczęściarzem – szepnęła Brazylijka.
– Kocham go, ale jeżeli nie możesz bez tego żyć, a on się zgodzi, możesz go mieć jeszcze raz.
Chciałem zaprotestować, ale sama Rodriguez mnie wyręczyła.
– Wybacz mi Koi. Po prostu ciężko mi utrzymać moje hormony na wodzy. Oczywiście, że go chcę, ale jest twój i teraz tylko twój. Postaram się nie okazywać tego. Teraz mam ładną buzię i poza tym, dzięki niemu, nawróciłam się na chłopów. Tylko gdzie znajdę takiego jak on? – uśmiechnęła się uroczo.
– Nie wiem, co we mnie widzicie takiego – rzekłem.
– Ananta wa tengoku kara no tenshidesu, sore ge riyudesu.
– Coś tam jest z aniołem, ale nie zrozumiałam. – rzekła Rozalinda.
– Powiedziałam, że jest aniołem z nieba i dlatego tak jest.
– On nie jest człowiekiem? – zapytała Brazylijka.
– Z ciała tak, z ducha nie.
– Nie rozumiem – rzekłem.
– Pamiętasz, co powiedziałam kiedy otworzyłam oczy?
– Byłaś wówczas małym dzieckiem.
– To nic. Byłam tam i widziałam tam ciebie. Dlatego tak powiedziałam.
– Wiesz, że to ponad moje zrozumienie – odrzekłem.
– Wiem, ale pytałeś, to ci powiedziałam.
– Co tam robią nasze młode – zapytała Rozalinda – pójdę zobaczyć. – Miejcie czas dla siebie.
Wyszła. Koi bez słowa wtuliła się we mnie.
– Chce być znowu małą dziewczynką i puszczać z tobą latawce, pamiętasz, jak to robiliśmy, Ame – san?  
– Nigdy nie zapomniałem, watashi no ai.( moja miłości)
Delikatnie mnie pocałowała i siedzieliśmy tak kilkanaście minut, bez ruchu.
– Pójdę zobaczyć córkę – powiedziałem cicho do Koi.
– Oczywiście Euri, byliście tak długo w oddaleniu.
– Myślałem, że nie żyje. To tak jakby się urodziła na nowo, dla mnie.
– Rozumiem. Posiedzę i pomedytuję, a potem poćwiczę.
– Dobrze, Koi.  
Wyszedłem cicho, zamykając drzwi. Siedziały we trójkę, a kiedy mnie dostrzegły, Rozalinda wstała i wzięła za rękę Aishę.
– Chodź, pewnie chcą pogadać.  
Egipcjanka spojrzała na mnie miło i poszła z Rozalindą. Nie wyglądała źle w europejskim ubraniu. Pierwszy raz widziałem ją w spódnicy. Duża i mocna dziewczyna. Od czasu jak się zobaczyliśmy wczoraj, nieustannie miałem w sercu myśl, że zawdzięczam jej coś najcenniejszego,  
– Hej – szepnąłem, kiedy zostaliśmy sami.
– Hej – odrzekła Chloe i od razu wtuliła się we mnie.
– Nie mieliśmy jak pogadać – zacząłem.
–Tak, a mamy o czym.
– Tak, kochanie.
Popatrzyła na mnie.
– To taki nowy start, nie sądzisz?
– Tak, właśnie przed chwilą pomyślałem, że dla mnie narodziłaś się na nowo.
– To możemy zacząć od nowa. Kochałam cię, mimo że mi cię brakowało. A potem wiesz...
Nigdy nie powiedziałam mamie...
– To nic – kochanie.
Wzięła mnie za rękę.
– Ona wiedziała. Jakieś dwa tygodnie później, chciałam powiedzieć. Zdołałam tylko wydukać, że kiedy byli w kinie ja i ty i tyle dała mi powiedzieć. Stwierdziła, że czuje i wie, że dobrze się stało, że się nie stało. Dodała, że wszystko rozumie i mnie kocha.  
– Co za cudowna istota – poczułem, że mam w oczach łzy.
Chloe też miała wilgotne policzki.
– Czy musiało się to stać? Gdyby nie Aisha, nie byłoby mnie tutaj. Nawet jak znajdę kiedyś faceta, zawsze będziesz w moim sercu.
– Czyli ułożyło ci się to w środku?
– Tak, co nie znaczy, że coś się między nią a mną, zmieniło. Wiem, że ona też to czuje i niestety ty jesteś tym facetem.
Uśmiechnąłem się nieco zawstydzony.
– Ty się rumienisz, tato? – zapytała zdziwiona.
– Wszystkie mnie kochacie i pragniecie. Nawet ty.
– Może pogadam z Rozalindą i zrobimy to razem, podołasz?
Popatrzyłem na nią poważnie.
– Nie powinnaś tak żartować.
– Wiesz, że to możliwe. Tak, żartuje i wiem, że nie powinnam. Każda z nas jest inna. Koi jest najbardziej duchowa, a Rozalinda najbardziej fizyczna. Ale żadnej z nas nie przeszkadza cię kochać. Mam to gdzieś głęboko, ale oczywiście nie będziesz miał ze mną kłopotów. Czy naprawdę sądzisz, że w normalnych warunkach tamto wtedy, gdyby doszło do skutku, mogłoby zniszczyć nasze szczęście?
– Być może. Wiesz, co pomyślałem teraz?
– Chyba wiem. Pomyślałeś, że wolałbyś, by to się stało i żeby Diana i Remi żyli. Czy masz nienawiść do Hajze?
– Nie, ale on do tego doprowadził, co prawda największą winę ponoszę ja. Gdybym był dobrym ojcem, nigdy by się to nie stało.
Chwyciła mnie z ramiona.
– Tato, mylisz się.
– W czym?
– Byłeś dobrym ojcem. Diana cię kochała i ja. Tylko tak wtedy powiedziałam. Chciałam cię, bo was widziałam. To, że nie byłeś ze mną, kiedy inne spędzały czas z ojcami, nie miało znaczenia. Nie sądzę, że mogłabym cię więcej kochac gdybyś był wobec swojej oceny doskonały. Trudno mi to powiedzieć, ale być może Remi miał innego ducha niż my. Może odziedziczył geny po dziadku, te duchowe...
– Nie mogę się usprawiedliwiać...
– Nie możesz wciąż się oskarżać. Chciałeś mnie przekonać, że skoro pragnęłam mężczyzny to nie będę z Aishą. Wiem, że będę ją kochać do końca życia czy z nią będę, czy nie. Co do ciebie, ja ci mówię, że nie jesteś niczemu winny. Hajze był zły, a Remi to zaakceptował, bo nas nie kochał. Nic nie mogłeś zmienić.
– Chloe, wszystko ma wpływ na wszystko.
– Prawda, ale albo się mam miłość, albo nie. Stryj udawał fajnego faceta, a był zły. Możesz mówić, co chcesz, a jak tak uważam. Wcześniej nie widziałam, że Remi jest taki sam. Dałam mu miłość, a mama go naprawdę kochała nie mniej niż mnie, a może więcej. Ale nie umarła nieszczęśliwa. Nie miałam możliwości widzieć jej ostatniego spojrzenia, ale mam pewność co do tego.
Znowu poczułem łzy.
– To prawda. Umarła z miłością w oczach i nie tylko do mnie, ale i do Remiego.
– Tak naprawdę, ci co mają miłość, są szczęśliwi bez względu na wszystko, a ci, co jej nie mają, są ciągle w mroku.  
– Być może masz rację. Na razie czuje się winny, chociaż inaczej niż poprzednio. Koi mi pomaga i ty oczywiście też.
– Postaram się być już najlepszą córką na świecie.
– Jesteś.
– Dziękuję. Co myślisz o pomyśle Rozalindy?
– Jest szalony, ale rozumiem. Natomiast Koi się z nią, nie zgadza.  
– Czyli się przyłączysz? – zapytała z lekkim strachem w oczach.
– Jeszcze nie wiem.
– Nie chcę cię stracić. Mam Aishę, ale ty jesteś dla mnie specjalny. Może to dziwnie zabrzmi, ale jesteś najważniejszy. Mama była również, ale jej już nie ma. Dlatego wszystko, co czułam do niej, przelałam w ciebie.
– Człowiek musi być sobą. Nie może robić coś dla kogoś, nawet jeżeli jest to najukochańsza osoba.
Zobaczyłem jej łzy.
– Nie chcę cię znowu stracić.
– Nie stracisz, przyrzekam i dotrzymam.
– Ale i tak będę się bała.
– Strach wypływa z innego źródła. Jest w środku, nie na zewnątrz.
– Nie rozumiem.
– Albo się ma strach, albo nie. Człowiek nie powinien się bać. Wówczas się nie boi, bez względu na wszystko.

Sapphire77

opublikował opowiadanie w kategorii dramat i obyczajowe, użył 4644 słów i 26088 znaków, zaktualizował 17 mar o 19:08.

Dodaj komentarz

    LOL24 wykorzystuje technologie take jak cookies w celu umożliwienia poprawnego korzystania z serwisu. Cookies wykorzystują też nasi partnerzy, którzy za naszą zgodą emitują reklamy oraz analizują ruch, co jest kluczowe dla naszej strony. Przeczytaj więcej cookies i o danych osobowych w Polityce prywatności.