Deszcz cz 14

Jakieś trzydzieści kilometrów przed Edenburgiem śmigłowiec wylądował w szczerym polu. Wyniosłem ciało Melvilla. W wyposażeniu mieliśmy łopaty. Kopałem i pomagał mi Paul. Reszta stała w małej odległości.
– Dziękuję ci przyjacielu – rzekłem.
– To ja tobie dziękuję – odparł.
– Z jakiego powodu? – zapytałem cicho.
– Masz ją, a nie korzystasz.  
– Paul, wierz mi, że chciałbym byście ze sobą byli. Mam do niej uczucie, ale innego rodzaju niż większość ludzi – odrzekłem, nie przestając kopać.
– Może to i prawda, że jesteś aniołem z nieba, coś mi wspominała.
– Nic o tym nie wiem, chociaż wielu ludzi mi to mówi.
– Szkoda, że zginął. – Brazylijczyk zmienił temat.
– I mnie jest żal. Wyobraź sobie, że wspomniał mi wczoraj, że być może spróbuje być z kobietą.
– Tak, Roz mi o tym mówiła. Ciekawe, jakie ten zamach wywoła reakcję?
– Może być różnie. Albo te gady zrobią wszystko by nas złapać, albo przeciwnie, poczują strach a ludzie to wykorzystają i ich zaczną wykańczać. W końcu wszystkie kraje są zadłużone u nich. Choćby dlatego powinni przestać im służyć i ich wszystkich zabić.
– Ostry jesteś. Lubisz zabijać?
– Nienawidzę. Zabiłem kilka osób, kiedy miałem dwanaście lat i kilkanaście kilka miesięcy temu. Mam dług wdzięczności u Roz, bo uratowała Koi.
– Roz jest niesamowita. Ostra a tak delikatna w środku.
Chciałem potwierdzić, ale się powstrzymałem. Prawdę mówiąc, odebrałem to najmocniej podczas naszego zbliżenia jeszcze w Nowym Jorku. W końcu po prawie pół godzinie kopania dół był gotowy. Bohater, dzięki, któremu mogliśmy wykonać to prawie niewykonalne zadanie, spoczął w ziemi owinięty zwykłym materiałem. Zrobiłem z dwóch patyków prymitywny krzyż.
– Mogę powiedzieć kilka słów? – zapytałem wszystkich.
Popatrzyłem po ich twarzach, dostrzegłem ich skinienia głów. Mieliśmy trochę światła z helikoptera.
– Żegnamy człowieka, dzięki któremu powiodła się pierwsza w historii akcja wykończenia najgorszych istot zamieszkujących Ziemię. Wierzę, że to dopiero początek. Melvill spoczywaj w pokoju, a twoja dusza już pewnie puka do nieba bram. Amen.
Postaliśmy chwilę i musieliśmy opuścić to miejsce. Po chwili wszyscy poza pilotem, bo ten pozostał w maszynie, weszli do środka i wznieśliśmy się w górę. Za kwadrans wylądowaliśmy na lotnisku w Edenburgu. Małym, prywatnym. Ten sam pilot miał z nami lecieć do Francji. Przeprowadzka trwała około kwadransa. To było bardzo ryzykowne, ale zabraliśmy ze sobą broń. Wszyscy wyrazili zgodę, że w razie zatrzymania będziemy walczyć. Mieliśmy znowuu wylądować na małym prywatnym lotnisku około pięćdziesięciu kilometrów pod Paryżem, a tam miały czekać cztery samochody. Samuel, bo tak miał na imię pilot, wywiedział się, że nic na razie nikt nie wspominał o wybuchu. Jeżeli do jutra nic nie podadzą, oznaczać będzie, że pozostanie to tajemnicą i tylko wtajemniczeni będą wiedzieć. Nadal nie wiedziałem, jakie to wywoła reperkusje.
Roz do mnie podeszła.
– Zostanę w Paryżu. Być może potem pojedziemy do Hiszpanii.
– Z Paulem?
– Tak.
– Ciesze się.
– Odwiedzę was. Wiem gdzie jest Nagano, jak również ta malownicza wyspa w Polinezji. Odwiedzisz George i Camillę, prawda?
– Oczywiście. Jutro będziemy wiedzieć, czy to ujawnią, czy nie i potem zobaczymy co dalej.
– Dobrze by było, gdyby ludzie wzięli z nas przykład.
– To zależy od wojska. Mogliby ich wykończyć w ciągu doby.
– Tak, to może być wschód słońca. A my do końca pozostaniemy w cieniu.
– W cieniu? No tak. Nie potrzebujemy rozgłosu.
Wszyscy odpoczywali. Po trzech godzinach przekroczyliśmy granice Francji. Żadnych kłopotów. Idealnie. Jednak coś czułem pod skórą. I nie wiedziałem, co to może być.
Rozlokowaliśmy się w trzech hotelach. Pierwszy raz od dawna Rozalinda wynajęła z Paulem jeden pokój. Tylko ja leciałem do Japonii. Skontaktowałem się z Koi. Chloe i Aisha czuły się dobrze i Nagano im się podobało. W żadnych wiadomościach nie dano znaku o wybuchu bomby. Gdybym nie był świadkiem, mógłbym uważać, że mi się wszystko przewidziało. Czyżby nigdzie nie było żadnej reakcji? Wiedziałem, że uderzyliśmy w samo serce i najważniejsze gady zginęły. To musiało odnieść skutek.
W południe zadzwoniła Roz.
– Nie wiem, kiedy się zobaczymy, mam nadzieję, że niedługo. Na razie jedziemy z Paulem do Hiszpanii. Może będzie dobrze.
Wiedziałem, co ma na myśli.
– Cieszę się. Pobędę w Japonii, a za tydzień wybieram się na wyspę, żeby zobaczyć George i Camilę.
– Pewnie się ucieszą.
– Z pewnością. Brakuje mi ich, to już więcej niż trzy lata.
– Kupę czasu. Będziemy w kontakcie, trzymaj się... kocham Cię.
– I ja ciebie też. To na życie, prawda?
– Oczywiście.
Rozłączyłem rozmowę, ktoś musiał. Zostałem sam. Zrobiliśmy coś dużego, żałowałem Melvilla, ale nie mogłem mu wówczas pomóc. Mimo że próbowałem utrzymać jego funkcje życiowe. Widocznie dar działał tylko w odpowiednich warunkach. Nadal czułem się dziwnie i nie potrafiłem wytłumaczyć powodu. Następnego ranka miałem lot do Tokio.
Na lotnisku wszystko odbyło się bez żadnych kłopotów. Miałem fałszywe dokumenty na nazwisko Kevin Greatwool. Miałem miejsce przy oknie. Siedziałem obok starszego pana z rysami północnoafrykańskimi, prawdopodobnie z Maroka. Dalej siedziała europejka i Japonka kilka lat starsza ode mnie. Samolot miał lądować piętnaście minut po dziewiątej rano dnia następnego na lotnisku Narita w Tokio. Wylecieliśmy planowo z paryskiego lotniska imienia Charlesa de Gaulle. Lot miał trwać dwanaście godzin, a ponieważ przesunięcie czasu wynosiło siedem godzin, to taka godzina była w Tokio. Drzemałem i jadłem posiłki. Rozmyślałem o swoim życiu. Po odprawie celno paszportowej wypatrywałem trójki moich umiłowanych kobiet. Dostrzegłem Koi i Aishę, ale nigdzie nie widziałem mojej córki. Poczułem to samo odczucie, które towarzyszyło mi od dwóch dni, a kiedy zobaczyłe, że zarówno twarz Koi i Arabki są smutne wiedziałem, że coś złego się stało.
Dotarłem do nich pospiesznie.
– Gdzie jest Chloe? – zapytałem od razu.
Widziałem, że Koi powstrzymuje łzy.
– Zawiodłam, kochany.
– Co się stało – ścisnąłem jej dłoń w nadgarstku.
– Porwano ją. Została tylko kartka. Były z Aishą na spacerze niedaleko klasztoru. Rozpłynęła się w powietrzu. Kiedy Aisha zaczęła wołać i szukać, natrafiła na to.
Podła mi kartkę. Włosy na całym ciele mi się zjeżyły. Informacje napisano po baskijsku.
,, Jeżeli chcesz zobaczyć żywą córkę, przyjedź sam" I napisano adres.                                                                         Poznałem, że to nie pismo Hajze, chociaż podobne.
– Znasz ten adres – zapytałem Koi.
– To Nagano, stara część miasta.
– Euri, wybacz – szepnęła Aisha.
– To nie twoja wina.
Szliśmy do taksówki.
– Pojedziesz sam? Rozmawiałam z mistrzem, stwierdził, że ten, kto to napisał jest czystym złem.
– Pojadę sam. Nie wiem skąd, to wiem, ale to jest ta tajemnicza osoba, która mnie uratowała. Czego chce?
– Nie wiem, kochanie – szepnęła Koi.
Czułem ich ból.
– Chcesz pojechać do klasztoru i porozmawiać z mistrzem?
– Nie. Pojedziemy do klasztoru, a ja od razu tam pojadę.
– Chcesz broń?
– Ten ktoś jest geniuszem, nie będę ryzykował. Prawdopodobnie chce mojego życia za życie Chloe, ale skoro jest czystym złem, nie wiem.
– Odczuwam coś złego, Euri.
– To moje przeznaczenie. Przynajmniej się dowiem, kim on jest.
– Wiesz, że to mężczyzna?
– Tak, z całą pewnością.
Z lotniska pojechaliśmy na dworzec pociągów. W sytuacji jak ta, szybszym połączeniem był pociąg – pocisk, nawet od samolotu. Mimo że Shinkansen może osiągać ponad trzysta kilometrów na godzinę, droga dwustu dwudziestu dwóch kilometrów zajmuje sto minut. Do Nagano dotarliśmy kilka minut po południu. Nie czas było na przypominanie starych miejsc. Odwiozłem Koi i Aishę do klasztoru.
– Wróć z nią, Euri – szepnęła Aisha.
Koi tylko na mnie spojrzała. Zobaczyłem dwóch młodych mnichów w drzwiach. Kiedy kobiety weszły do środka jeden z młodzieńców o coś pytał Aishy.
Jechałem na spotkanie mojego przeznaczenia. Dom pod wskazanym adresem znajdował się blisko starego zamku w prefekturze Ueda. Sam zamek miał setki lat. Typowy dla architektury Japonii, utrzymany w ciemnym brązie z flagami przed wejściem, zatopiony w koronach drzew liściastych. Ponieważ osoba, z którą miałem do czynienia obdarzona była niezwykłą inteligencją i sprytem nie próbowałem żadnych sztuczek. Przed domem nie dostrzegłem żadnego samochodu ani sam dom nie wskazywał na obecność kogokolwiek. Drzwi były zamkniete, ale nie na klucz. W starych domach drzwi stanowiły zasuwane płaszczyzny, nie jak w Europie czy Ameryce drzwi na zawiasch. Wszedłem do typowego japońskiego domku. Wytężyłem słuch, żeby wychwycić najcichsze dźwięki i usłyszałem moją Chloe. Powoli poszedłem w tym kierunku. Siedziała na podłodze. Nie miała zakrytych oczu ani ust, ale za to wkoło pasa miała ładunki wybuchowe. Moja kochana córka bała się, ale nie wpadła w panikę.
– Czemu przyszedłeś, on zabije cię i mnie – szepnęła.
Stałem w odległości dwóch metrów od mojej córki.
– Nie podchodź bliżej – szepnęła.
Wskazała oczami prawie niedostrzegalny drucik.
– Widzę.
Ona uniosła oczy i skierowała je za mnie. Wiedziałem, że on wszedł.
– Możesz się odwrócić, ale bardzo powoli. Mam zapalnik i pistolet. Strzelam równie dobrze, jak Rozalinda.
Odwróciłem się. Był bardzo podobny do Hajze.
– Jesteś moim bratem, prawda? – zapytałem bez strachu.
– Brawo Euri. Tak, mamy to nieszczęście, że spłodził nas ten sam człowiek. Człowiek to niezbyt dobre określenie. Potwór będzie lepsze.
– Zabij mnie, a ją uwolnij.
– A nie chciałbyś odwrotnie? Może chcesz przed śmiercią zobaczyć, że odchodzi wolna?
– Tak byłoby lepiej. Ty zabiłeś Terry’ego, Simona i Hajze. Joseph dał ci jakieś imię?
– Oczywiście – uśmiechnął się szczerze, ale nie był to uśmiech radości. – Mam na imię Cień. Co za skurwysyn! Dać dziecku takie imię! I całe życie żyć w cieniu. Zapomniałeś jeszcze dodać, że zabiłem jego i twoją matkę.
– Kto jest twoją matką. – Patrzył mi prosto w oczy a jego Magnum nawet nie drgnęło trzymane pewnie pradą dłonią.
– Za dużo chciałbyś wiedzieć.
Doznałem olśnienia.
– Betty Colman a Hajze jest twoim rodzonym bratem. Teraz rozumiem, dlaczego na niego mówiła po imieniu. Ile musiała przez ciebie cierpieć.
– Przeze mnie? Chyba żartujesz. Winny był on. Tylko on. To jest zapalnik. Twoja córka jest wolna. Chloe możesz zdjąć ładunki. Obiecuję ci, że wyjdziesz stąd żywa, oczywiście zobaczysz najpierw trupa swojego ukochanego tatusia.
– Zabiję cię potworze – powiedziała cicho.
– Masz prawo próbować, ale wiedz, że wówczas wejdziesz na ścieżkę wojenną. Ja nie przegrywam i nie robię błędów. To tyle. Żegnaj Euri.
Czy człowiek widzi wszystkie obrazy, zanim umrze? Ja niczego takiego nie odebrałem, być może z prostego powodu, że nie było mi pisane umrzeć w tej chwili. Padł strzał, ale nic nie poczułem, za to na koszuli Itzala pojawiła się czerwona plama. Był szybki, to musiałem mu przyznać. Nie strzelił we mnie tylko w osobę, która go śmiertelnie zraniła. Właściwie dwa wystrzały zbiegły się w jednym czasie. Betty strzeliła o ułamek chwili wcześniej. Trafił ją, ale sam już miał policzone sekundy.
– Dlaczego mamusiu, zawsze cię kochałem?
– Ja ciebie też, Itzala, ale ktoś musiał to zrobić, a mogłam tylko ja.
Miała łzy w oczach, a on tylko patrzył. Mógł zabić mnie, mógł zabić matkę, ale nie zrobił nic. A ona nie dała mu więcej szans. Kolejne kule wchodziły w jego tors. Władowała w niego cały magazynek pozostałych piętnastu kul. To dziwne, że jeszcze żył, być może dlatego, że żaden pocisk nie trafił w głowę, serce i płuca, ale już pierwsza kula by go zabrała na drugą stronę.
– Jest tylko ciemność – szepnął, a jego oczy zaszły mgłą.
Podszedłem do Chloe i podniosłem ją z podłogi. Betty siedziała na drewnianej podłodze. Miał także kulę blisko serca. Od razu rozpocząłem leczenie, ale podobnie jak w przypadku Melvilla wiedziałem, że polegnę.
– Jest ktoś, kto umrze w ciągu trzech dni jeżeli jej nie uratujesz, kochanie. Mnie to nie jest potrzebne. Może po drugiej stronie mu przebaczę i będę z nim. Po tej nie mogłam. Uratuj ją.
Podała mi coś i odeszła. Szybko i cicho.
Chloe płakała.
– Dlaczego tak tatusiu?
– Nie wiem kochanie. Nie wiem.
Wyszliśmy z domku.
– Zostawisz ich tak?
– Tak. Policja się tym zajmie. Znając Itzala nie zostawił śladów.
Rozwinąłem kartkę. Niemożliwe! Tam? Zobaczyłem adres domu Camilli. Czyżby porwał ją i zostawił na pewną śmierć.
– To adres domu Camilli. Muszę natychmiast wracać do Londynu. Teraz już wiem, że jesteś bezpieczna.
– To był naprawdę twój brat?
– Tak, przyrodni, z tego samego ojca. Matka była Betty, nasza sekretarka. To on zabił Hajze a mnie wyniósł, zanim nasz dom został zniszczony. Nie wiem zupełnie kto tam czeka na mnie, chociaż najpewniej Camille. Gdybym zginął, ta osoba by także zginęła. Dlaczego Betty nie uratowała tej osoby?
– Może nie mogła póki Itzala żył?
– Może. Wrócisz sama do klasztoru?
– Tak. Spiesz się. Uratuj ją, kimkolwiek jest.
– Tak, kochanie. Zrobię to.
Pocałowałem ją delikatnie w usta i przytuliłem. Uświadomiłem sobie, jak bardzo ją kocham. Bardzo.
Nie musiałem dzwonić do Koi, bo wiedziałem, że Chloe zaraz to zrobi. Dałem jej pieniądze na taksówkę, sam zamówiłem drugą na dworzec.
Przez całą drogę myśłałem tylko, czy zdążę. Nie zastanawiałem się ani sekundy kim jest ta osoba. W samolocie nie zmrużyłem oka. Prosto z Heathrow wziąłem taksówkę i pojechałem prosto do dawnego domku Camili. Wszedłem do środka. Jak wiedziałem, że jest w piwnicy? Wiedziałem, ale kiedy wszedłem na dół, zaniemówiłem z wrażenia. Sądziłem, że zobaczę Camilę, ale zobaczyłem kogoś innego. Przypiętego łańcuchem. Wyglądającego na żywego trupa. Tylko woda i toaleta, żadnych innych sprzętów. Ze zrozumiałych powodów czułem smród. Gdybym miał wybierać w tej chwili to co czułem i zapach pola fiołków, wybrałbym to, co teraz. Na podłodze z prostych desek siedziała ona. Tak, ona!
Nie mogłem uwierzyć, kogo widzę. Była nieco tylko wychudzona, ale nadal piękna. Smutna, ale nie złamana. Nie miałem broni, żeby strzelić w łańcuch. Klucz co kłódki leżał dwa metry za obrębem łańcucha.
– Ty żyjesz – zdołałem wyszeptać.
Łzy ciekły mi po policzkach, a podobny potok łez widziałem na policzkach Diany.
– Czekałam na ciebie, kochanie.
Dałem jej pić. Otworzyłem kłódkę i uwolniłem moją ukochaną.
– Chcesz jechać do szpitala?
– Nie. Jestem słaba, ale czuję się dobrze. Chcę się wykąpać. Co z Itzala?
– Nie żyje.
– Zabiłeś go?
– Nie ja. Zrobiła to Betty. Gdyby nie ona, pewnie bym nie żył.
– Nie jestem taka pewna. Zobacz to. Napisał, zanim wyjechał do Japonii, pięć dni temu.
Przeczytałem kartkę. ,,Chcę go zabić, ale mam nadzieję, że mi się nie uda".
Czytałam kilka razy i spoglądałem na żonę po każdym przeczytaniu.
– Kiedy ostatnio jadłaś?
– Pięć dni temu.
Nie chciałem jej zostawiać, ale zrobiłem to i poszedłem na górę. W lodówce było trochę jedzenia. Z dobrą datą ważności. Dziwny facet. Miałem pewność, że Diana wie o nim dużo więcej. Zszedłem na dół i pomogłem jej wejść na górę.
– Pomogę ci się umyć, a potem zrobię coś do jedzenia.
– Dobrze kochanie.
Na samym dole gdzie ją więził, miała toaletę. Musiał to sam zbudować, bo tego nie było poprzednio. Patrzyłem jak Diana się rozbiera. Stałem w pogotowiu gotowy zareagować, gdyby straciła równowagę czy zasłabła. Zaczęła się myć. Potem nalała wodę i poleżała kilka minut w ciepłe. Co za ironia. Ja po trzech latach miałem wodę z pianą o zapachu jabłka, moja żona samą wodę.
Pomogłem jej się wytrzeć i ubrać.
– Zadzwonię do Chloe, że żyjesz.
– Dobrze, zrób to. Z pewnością się ucieszy. Aisha i Koi również.
– Wiesz, że tam są?
– Wiem wszystko. Ty nie wiesz wiele, więc ci powiem. Chcesz teraz czy jak zjem?
– Jak zjesz.
Rozmowialiśmy dziwnie, biorąc pod uwagę okoliczniści. Nie musiałem pytać, wiedziałem, że zawdzięcza życie Itzali. Kiedy się ubrała poszliśmy na górę, do kuchni.
– Pozwól, że zadzwonię do naszej córki.
Skinęła głową. Wybrałem numer i czekałem na połączenie.
– Tak? – usłyszałem głos.
– Kochanie, mama żyje.
Przez chwilę nic nie słyszałem. Czułem, że są tam emocje.
– Boże...cudownie. Czyli uratował również ją. Przylecicie, czy ja mam przylecieć?
– Przylecimy. Muszę tylko załatwić paszport i bilet. Znajdę kontakty i da się zrobić.
– Tak się cieszęę. Powiem Aishy i Koi.
– Jasne. Kocham cię
– Mogę z mamą porozmawiać?
– Oczywiście. – oddałem komórkę.
Nowe łzy napłynęły do jej ślicznych oczu.
– Kochanie – szepnęła.
– Mamusiu.
Milczały długą chwilę.
– Przyjedź, będę czekała – szepnęła Chloe. Wszystko mogłem słyszeć, bo Diana włączyła głośnik.
– Dobrze kochanie. Ucałuj wszystkich ode mnie.
Rozłączyła. Siedziała i patrzyła na mnie, a ja robiłem obiad dla mojej ukochanej żony. W szafce znalazłem ryż. Poza tym pastę pomidorową. Dlatego zrobiłem najłatwiejszą zupę. Dałem jedną marchewkę, mała pietruszkę i małą cebulę. W drugim garnku gotowałem ryż. W zamrażalniku znalazłem filet z łososia. Po chwili gotowałem ziemniaki. Zrobiłem surówkę z kapusty kiszonej, marchewkę i jabłka. Wszystko miałem, nawet cytrynę. Kiedy ryba się odmroziła zacząłem ją smażyć. Diana wciąż patrzyła. To nie dało się pojąć. Ona wiedział, że ja żyję a ja sądziłem, że ona nie.
– Mogę już zacząć? – zapytała.
– Oczywiście, kochanie.
– Powiem ci wszystko, a najważniejsze zostawię na koniec.
– Oczywiście, chociaż co może być ważniejsze ponad fakt, że żyjesz?
– Zobaczymy. Myślę, że nasza miłość jest większa niż to wszystko.
– Jest, kochanie.
– Dobrze to zacznę już. Wiem, że myślałeś, że nie żyję. On też nie powiedział mi od razu, że nie żyjesz. To był bardzo dziwny i nieszczęśliwy człowiek. Joseph go zniszczył. Może nie on, ale tak to Itzala odczuwał.
Popatrzyłem na nią i zapytałem.
– Byłaś z nim blisko?
Diana patrzyła bez strachu.
– Euri to miał być na końcu. Pozwól, że ci wszystko opowiem.
– Dobrze, kochanie.
– Ja też wiem, że byłeś z Rozalindą i Aishą i że chcesz być z Koi. No i wiem o Chloe. Tylko nie wiem jak Izala to wiedział.
Poczułem się obnażony. Faktycznie, jak on to mógł wiedzieć? Jednak w momencie jak pady te słowa wiedziałem, że nasza miłość jest silna i nic się nie zmieniło. Mogłem słuchać.
– Itzala mnie uratował. Podobno walczyłam ze śmiercią trzy tygodnie. Miał zdolności medyczne inaczej pewnie bym umarła. Kiedy odzyskałam przytomność, ponieważ trzy tygodnie pozostawałam w śpiączce, byłam mu wdzięczna. Zaraz jednak sprowadził mnie na ziemię. Powiedział, że nigdy cię nie zobaczę. Ja sądzę, że chciał mnie złamać. Jak wiesz, nie miałam nigdy nienawiści i nie mógł tego zrobić. Opowiadał mi wszystko o tobie. Jak żyjesz jako żebrak. Jak umierasz za życia. Musiał cię obserwować. Wiedział o Chloe. Mógł nas wszystkich zabić, ale tego nie zrobił. Oczywiście powiedział mi, że zabił tych dwoje. Terr'ego i Simona. Wiedziałam, też, że zabił Hajze, twoich rodziców. Nigdy nie pytałam, czy zabije mnie. Często mówił, że jak przyjdzie czas zabije ciebie. Sądził, że będę go prosić o twoje życie, ale nigdy tego nie zrobiłam. Kiedy uznał, że mnie nie złamie, zaczął traktować mnie inaczej. Powiedział, że jeżeli uda mi się uciec, zabije was wszystkich i mnie. Dlatego nie próbowałam, zresztą nie dał mi takiej szansy. W końcu, kiedy wiedziałam, że nigdy nie miał nikogo zapytałam czy mogę mu siebie zaofiarować. Zapytał, czy chcę to zrobić w zamian za wolność. Powiedziałam mu, że chcę mu dać ciało, ale jeżeli zechce dam mu miłość. Bo czułam, że jej brak jest powodem, że jest taki. Powiedział, że nie wolno mi o tym mówić, lecz ja to robiłam. Raz na tydzień czy dwa. W końcu złamałam go. To stało się przed wybuchem bomby.
– Wiedział nawet tym?
– Tak. Masz do mnie żal o to? Chciałam mu dać miłość. Myślałam, że go zmienię.
Zastanawiałem się czy zadać to pytanie, ale Diana mnie wyręczyła.
– Nie był dobrym kochankiem. Nie dał mi rozkoszy. Może nie zrozumiesz, ale chciałam żeby to odczuł, ale on chyba nie potrafił i dlatego to był krótki, chociaż nie bolesny sex. Sądzę, że nie udało mi się niczego zmienić, ale kiedy napisał tę kartkę pomyślałam, że jednak coś się zmieniło. On kochał, o ile tak można powiedzieć tylko matkę.
– Tak. Zabił ją w odruchu. Jak jej się udało go wytropić, przecież był dokonały? Powiedział przed śmiercią ,,Dlaczego?Przecież cię kochałem?
– Tak, bardzo tragiczna postać. Z początku mówił mi o swoim cierpieniu. Szkoda mi go było. Może teraz jest wolny.
– Może, nie wiem.
Diana jadła powoli.
– Dobrze gotujesz, kochanie.
– Dziękuję.
Patrzyła na mnie. Co za cudowna osoba. Ułatwiała mi wszystko.
– Wiem, że chcesz być z Koi i będziesz.
– Będę z tobą!
Tylko się usmiechnęła.
– Nie zostawisz więcej Koi. Będziesz z nią.
– Będę z tobą – powtórzyłem.
– W takim razie będziemy razem, o ile ona się zgodzi. Nie chcę mieszkać w Anglii. Nie wiem, czy będę chciała mieszkać e Japonii.
– Może zamieszkamy na wyspach, tam, gdzie Camila i George?
– W Polinezji?
– Skąd wiesz?
– Itzala wszystko wiedział. Dziwny człowiek. Genialny. Doskonały we wszystkim i bardzo nieszczęśliwy. Mówił mi, że był blisko wyzwolić się z tej nienawiści, kiedy zabił Josepha Parkera i twoją matkę, ale mu się nie udało. To prawda, że Rozalinda się zmieniła?
– Tak. Powiedział ci jak się to stało? Skąd mógł wiedzieć, że ja i ona...?
– On nie mógł wiedzieć, tylko się domyślił.
– Rozalinda przeżyła piekło. Miała twarz pełną blizn. To stało się, kiedy pojechałem do Nowego Jorku.
– Domyślałam się. Jak się to stało? Ty nie jesteś taki, jesteś dobry, jesteś aniołem. Nigdy nie zdołam być tak dobra jak ty.
Nie wytrzymałem i zacząłem płakać. Długo, może z dziesięć minut.
– Kochanie – szepnąłem, kiedy skończyły mi się łzy – przez te trzy lata żałowałem, że nie pokazałem ci jak bardzo cię jak bardzo dobra jesteś, ale to się zmieniło. Każdego dnia będę ci to mówił.
– Głuptas. Nic nie musisz zmieniać. Jestem bardzo szczęśliwa. Czy to prawda, że one wszystkie cię chciały i pewnie nadal pragną?
Poczułem się głupio i niezręcznie.
– Tak. I w sumie byłem bliski by zrobić to z Chloe, ale właśnie wówczas uświadomiłem sobie, że tego zrobić nie mogę.
– Tak, to miałeś ten kłopot. Nigdy bym nie miała do ciebie żalu, gdyby to się stało.
– Ona nas wówczas podglądała.
Diana pokiwała głową.
– Cóż, pewnie to nie tylko to.
– Kiedyś jej powiedziałem, że zrobiłbym to z nią setki razy, aby ci wrócić życie.

Sapphire77

opublikował opowiadanie w kategorii dramat i przygodowe, użył 4213 słów i 23951 znaków.

1 komentarz

 
  • Użytkownik Marigold

    Cień - trzeci brat, to postać mocno tragiczna. Szczerze, to mi go szkoda, mimo że zafundował rodzinie Euriego i samemu Euriemu prawdziwy koszmar.  Zemsta kusi, ale zazwyczaj płaci się za nią wysoką cenę.

    3 dni temu

  • Użytkownik Sapphire77

    @Marigold To prawda. Zemsta nie jest dobra. W jego wypadku to już nawet nie była zemsata, tylko sposób życia. Dziękuję za komentarz. ;)Nie cieszysz się, że Diana żyje?

    3 dni temu

  • Użytkownik Marigold

    @Sapphire77 Bardzo się cieszę, tylko co teraz zrobi Euri?

    2 dni temu

  • Użytkownik Sapphire77

    @Marigold Tego nawet on nie wie. Diana zadecydowała. To jednak nie wszystko. Jak obiecałem w kolejnym odcinku się wyjaśni. W ostatnim. Przekonasz się, że najbardziej wierna jest Chloe. No już teraz powinnaś wiedzieć. :rotfl:  :D

    2 dni temu