– Są i inni, ale faktycznie, jutro będzie sama śmietanka gadów. Wiesz, że nie są w pełni ludźmi.
– Nie? Sądziłem, że to po prostu bardzo bogaci i źli ludzie.
– Niezupełnie. Mają ujemną grupę Rh, ale to nie wszystko. W większości to gady w ludzkich powłokach.
– Skąd się wzięli?
– Są tu od tysięcy lat. Z tego co wiem przybyli siedemdziesiąt pięć tysięcy lat temu po zniszczeniu ich planety w gwiazdozbiorze Drako, tak oni wiedzą. Widziałem kilka razy, jak przeistaczają się w gada, na dwóch nogach. Mają prawie trzy metry. Jeżeli chcesz, pomogę ci.
– W czym mi możesz pomóc? – zapytałem zdziwiony.
– Wiesz, co to jest pole Szumana?
– Nie.
– To częstotliwość promieniowania Ziemi. Siedem i osiemdziesiąt cztery setne herca. Wytworzenie fali infradźwiękowej o częstotliwości sześciu herców spowoduje zakłócania u ludzi i będą pragnęli opuścić to miejsce. Teraz policja to stosuje do rozpraszania tłumów. Jeżeli twoi ludzie umieszczą dodatkowe nadajniki o mocy kilkuset wat przy wejściu z zamku, wszyscy uciekną poza promień rażenia. Jeżeli chcesz, możemy ograniczyć moc bomby. I w ten sposób wszyscy w środku zginą, a na zewnątrz, jeżeli szybko się oddalą, dostaną tylko wysoką dawkę promieniowania.
– To bardzo nowoczesna bomba. Już promieniowanie zostało ograniczone. Powstanie tylko fala uderzeniowa i błysk światła. Oczywiście impuls elektromagnetyczny na kilka sekund. Będą musieli wiać na piechotę, bo samochody zostaną uszkodzone. Jak zdołam zdobyć generatory wytwarzające te wibracje, brak czasu? Akcja jest jutro.
– Steve, ja mam takie generatory. I wiesz co? Skoro powiedziałeś prawdę, nie będziesz musiał wchodzić do środka. Ja to zrobię za ciebie.
Tego się nie spodziewałem. Jakie motywy nim kierowały? Czy mogłem na to pozwolić?
– Jakie motywy tobą kierują?
– Nie przepadam za nimi. Nie kieruje mną zemsta czy nienawiść. Chcę zrobić coś dobrego dla ludzi. Tym może zmniejszę swoją winę.
– Zapalnik jest manualny. W zamku jest wewnętrzna komunikacja, ale w–f nie działa. Będziesz miał trzy minuty na opuszczenie budowli.
– Czy pomożecie mi na zewnątrz jezeli mi sie uda wyjść?
Tego się nie spodziewałem. Jakie motywy nim kierowały? Czy mogłem na to pozwolić?
– Jakie motywy tobą kierują?
– Nie przepadam za nimi. Nie kieruje mną zemsta czy nienawiść. Chcę zrobić coś dobrego dla ludzi. Tym może zmniejszę swoją winę.
– Zapalnik jest manualny. W zamku jest wewnętrzna komunikacja, ale w–f nie działa. Będziesz miał trzy minuty na opuszczenie budowli.
– Czy pomożecie mi na zewnątrz jeżeli mi się uda wyjść?
– Z całą pewnością, przyleci helikopter. Będzie tylko sześć osób a z tobą siedem.
– Dziękuję za zaufanie.
–To ja dziękuje. Umiesz strzelać?
–Trochę.
– Potrafisz załadować kule? Tam można wejść z bronią?
– Nie, nawet ochrona nie ma. Może się boją, że ktoś ich ustrzeli.
Przyszedł mi pomysł. W ten sposób przekonam się całkowicie, że Melvill jest po naszej stronie.
– Pokażę ci.
Wyjąłem pistolet. Miałem Glucka 42. Wyjąłem magazynek. Usunąłem kule z komory i włożyłem je z powrotem. Pokazałem mu powoli, wszystkie czynności powtórzyłem, trzykrotnie i dałem mu pistolet. Tylko na mnie spojrzał. Robił to samo bardzo powoli. Ani razu nie skierował lufy w moim kierunku.
– Jak mi poszło? – oddał mi pistolet.
– Jak na pierwszy raz, nieźle.
Melvill miał szósty zmysł, lub być może to wyglądało zbyt otwarcie.
– Chciałeś mnie sprawdzić po raz kolejny?
– Raczej się przekonać, bo ci zaufałem już wczoraj.
– To już wiesz. Bierzmy się do pracy, bo czas ucieka.
Melvill okazał się inny, niż o nim mieliśmy informacje. Tylko zainteresowania seksualne... Ale gdyby ktoś wiedział o moich doświadczeniach? Fakt, nigdy, przenigdy bym nie kokietował córki. W życiu też nie miałem pragnienia do niej, ani do młodych osób. Tylko nie umiałem odpowiednio z nią postąpić, z Chloe. Z Aishą, całkiem inna historia, w sumie podobne motywy co i z Rozalindą. Spełnienie pragnienia. W wypadku córki pewnie też to miało miejsce, jedyne co mnie hamowało to właśnie fakt, że to moja córka. Facet miał smykałkę mechaniczną, popartą wiedzą. Zrobiliśmy próbę z tymi niskimi częstotliwościami. Nie było to przyjemne i faktycznie chciało się uciekać.
– Infradźwięki są szkodliwe?
– Skierowane i w zależności od mocy. Mogą spowodować uszkodzenia mechaniczne w ciele. W tej formie, którą wytwarza generator, działają na psychikę bardziej niż na ciało. Ich działanie jest bardzo zróżnicowane i różnica, czasem ułamku herca, ma znaczenie.
– Czyli twierdzisz, że działanie tych fal może zadziałać na ludzi, a na tamtych nie?
– Tak, ponieważ próbowałem. Mówiłem ci, że wpadłem w sidła. Sądziłem najpierw, że dzięki temu będę miał szanse poznawać chłopców, ale jak dokładniej zrozumiałem, co tamci robią, to mnie bardzo poruszyło i zacząłem myśleć, jak im zaszkodzić. Czy to możliwe, że dlatego się poznaliśmy?
– Nie wiem. Rozmawiałem z tą kobietą, która była ze mną wczoraj, że jeżeli nie wymyślę czegoś, by uchronić innych, to odwołamy akcję. Też nie byłem święty. Nie masz pojęcia, kim byłem.
– Nie będę wiedział, jak mi nie powiesz dokładnie, ale czuje jedno. Jesteś bardzo dobrym człowiekiem. Być może zacznę walczyć ze sobą, żeby pokonać to moje zboczenie.
– Uważasz, że jesteś zboczony?
Melvill popatrzył na mnie inaczej.
– Właśnie przed chwilą to sobie uświadomiłem. I stało się to dzięki tobie.
– Nie uważasz, że będziemy mordercami?
– Zabijając wcielone diabły? Nie sadzę. Pewnie ich jest wielu, ale przynajmniej osłabimy zło. Gdyby inni ludzie przestali być chciwi, łatwo by ich można było wyeliminować. Oni się wysługują innymi. Owszem są silni, ale ludzi jest więcej i by ich wybili co do jednego, gdyby chcieli. Myślę, że nie zło jest najgorsze na tym świecie tylko jego akceptowanie, a wynika ono z ignorancji.
Jego słowa mnie zaskoczyły. Diana i w pewien sposób Chloe dawały mi delikatnie do zrozumienia, że mógłbym być inny. Ale spokojnie czekały na moją decyzję. Dobrze, że ją podjąłem. Jak wielką miłość miała do mnie Diana!
Melvill pomógł mi zamontować bombę. Kiedy to zrobił, zaczął majsterkować, by zbudować te generatory. To nie wyglądało na cud, on musiał mieć już wcześniej plan, ponieważ miał wszystkie potrzebne zespoły. Doceniłem to co robił. Pozostała jeszcze jedna sprawa. Kolejny człowiek nazwał mnie dobrym. Czyżbym był jedyną osobą, niemającą o sobie takiego zdania? Oczywiście dostrzegłem różnicę pomiędzy poprzednim Euri Parkerem a obecnym. Czy w obecnym stanie postąpiłbym podobnie jak kiedy maiłem dwanaście lat? Prawdopodobnie tak. W walce się nie oszczędza, szczególnie tych, którzy chcą zabić czy zrobić jeszcze gorsza rzecz. Bo czy gwałt dziewięcioletniego dziecka nie jest czymś gorszym? Być może postąpiłbym troszeczkę inaczej w innych sprawach. Generalnie różnica między poprzednia wersja mnie a obecną dotyczyła tylko sprawy z Syndykatem X. Bez względu na to jak wielki był mój żal, nie mogłem wskrzesić ani Diany, ani Remiego. Pomyślałem o zwłokach. Wcześniej nigdy o tym nie myślałem. Gdzie ich pochowano? Bo musiały zostać jakieś kawałki. Być może Rozalinda coś o tym wiedziała, bo gdyby Koi miała jakieś informacje, z pewnością by mi powiedziała.
Wyglądało na to, że Melvill podejmie największe ryzyko. Musiałem o tym zawiadomić Brazylijkę.
Ponownie jak poprzednio, nie chciałem tego robić z domu.
– Muszę porozmawiać z ludźmi o zmianie planu.
– Ta kobieta jest szefem akcji?
– Tak.
– Myślę, że możesz dzwonić.
– Wolałbym nie z twojego domu.
– Nie bardzo rozumiem, dlaczego, ale masz prawo. Daj mi jeszcze z godzinę, to skończę generatory i wówczas zostawię je w garażu. Pomożesz mi przenieść?
– Oczywiście. Czy tamci co po ciebie przyjadą, nie będą węszyć?
– Wiedzą, że jestem naukowcem i mam różne graty. Mam nadzieję, że twój szef się zgodzi. Wszystko się układa idealnie. Essex nic nie odkryje, a ty będziesz bezpieczny.
– Mam nadzieję, że tobie się również uda. Tylko jak zareagują ludzie kiedy wszyscy wyjdą? I co się stanie jak spośród nich, jest ktoś człowiekiem w tym dobrym sensie.
Naukowiec się uśmiechnął.
– O to się nie musisz martwić, żaden z nich nie jest. Ktoś co robi takie rzeczy, nie powinien żyć.
Popatrzyłem na niego. Mówił całkiem poważnie. Coś, co wydawało się prawie niemożliwe, okazało się proste. Zawsze istniała szansa niepowodzenia, ale w tym wypadku, minimalna.
Po siedemdziesięciu minutach cztery generatory o mocy trzystu watta każdy znalazły się w garażu.
– Możesz iść. Przejdź kawałek, a potem zamów taksówkę. Kod jest 1378. Ostatnio nie włączałem, ale rano to zrobię – wręczył mi klucze.
– Dobrze, będziemy gotowi. Bomba wybuchnie piętnaście po dziewiątej. Włącz generator o dziewiątej. My włączymy nasze pięć minut później, inaczej nikt nie wyjdzie.
– Masz rację. Miałem ci to właśnie powiedzieć. Powiesz mi, jak masz na imię, bo może widzimy się po raz ostatni?
– Zabierzemy cię helikopterem.
– Mam nadzieję, ale jest różnie.
– Jestem Euri.
– Euri? Nietypowe imię. Coś oznacza?
– Po baskijsku deszcz.
– Deszcz. To dobre imię w Londynie. Ale są miejsca, gdzie więcej pada. W Wietnamie czy Malezji.
– Dzięki Melvill, powodzenia.
– To ja dziękuję, że dzięki tobie będę mógł zrobić coś dobrego. Chciałbym poznać kobietę, tylko jak ja odczuję. To chyba niemożliwe, żeby nastąpiła taka zmiana, co myślisz?
– Wszystko jest możliwe. Idę
Wyszedłem. Zostawiłem bombę atomową w domu człowieka, którego porwaliśmy. Dziwne, ale zaufałem mu całkiem. Za pięćdziesiąt minut byłem w domu. Rozalindy nie było. Zadzwoniłem
– Co się stało? – zapytała.
– Przyjedź do nas jeżeli możesz, albo ja dojadę tam, gdzie przebywasz.
– Przyjadę za dwadzieścia minut.
Nie miałem nic lepszego do roboty, więc zacząłem medytować. Moja córka, Aisha i moja Koi były w powietrzu. Prawdopodobnie dowiedzą się z mediów o tym co tu się stanie, chyba że nic nie powiedzą. Ale raczej to się nie da ukryć. Chociaż... To jest teren wojskowy. Ponad sto pięćdziesiąt najbardziej wpływowych gadów zginie. To powinno pociągnąć za sobą innych. Może wpadną na ten pomysł i wykończą resztę. Roz przyjechała wcześniej.
– Co tu robisz Euri?
– Zmiana planu. Melvill zabierze bombę. Zbudował cztery generatory po trzysta watt każdy. Wytwarzają fale niskiej częstotliwości, około sześciu herców. Jeden słabszy generator jest w wózku, gdzie jest bomba. Według Melvilla te fale działają na ludzi odstraszająco i nie mogą być blisko generatora, natomiast gady nie czują. Cztery generatory są w garażu. Rozmieścimy je w czterech wozach. Dzięki temu ludzie wyjdą z zamku, a potem uciekną dalej niż promień rażenia.
Patrzyła na mnie zaskoczona.
– Zaufałeś mu? Skoro tak, to pewnie miałeś powód.
– Miałem. Okrył sam, że to nie kamera. Potem pokazałem mu, jak się ładuje pistolet. Wyczuł, że to test. Zabierzemy go do helikoptera.
– Jestem w szoku. Ale akcja będzie kontynuowana. Mam nadzieję, że wszystko się uda.
– I ja tak myślę.
Delikatnie wyzwoliłem się z jej objęć.
– Roz, wiesz, że jesteś mi bliska, ale to nie jest dobry pomysł.
– Dlaczego?
– Bo Paul cię kocha. Powinnaś dać szanse, żeby to się rozwinęło. Wiem, że nie jest ci obojętny.
– Euri, działasz na mnie.
– Właśnie o to chodzi. Związek nie powinien opierać się na atrakcyjności fizycznej. Mam do ciebie uczucie, szanuję cię, ale nie powinniśmy ze sobą spać.
– Wiem, powiedziałeś to i złamałeś swoje słowo. Byłeś blisko z Aishą.
– Roz, mamy jutro akcję. Musimy zrobić wszystko, aby się powiodła. Proszę cię. Nie mówię, że żałuję tego z tobą. Zrozumiałem, że inaczej byś nie uwierzyła. Wiem, że nie grałaś. Ale ... wiem, ze ci trudno zobaczyć serce Paula, bo twoje jest zajęte mną. Ale zobacz to z innej strony. Zobacz nasze wzajemne uczucia inaczej. Seks to niszczy. Naprawdę.
Wtuliła się we mnie.
– Nie bądź zły. Może masz rację. Zabijałam i kochałam się z kobietami, bo miałam szkaradną pełną szram twarz, a poza tym mężczyźni mnie gwałcili, wykorzystywali i traktowali jak rzecz.
– Ale teraz wiesz, że nie wszyscy są tacy. Jak sądzisz, dlaczego Paul jest taki oddany, właśnie dlatego, że jest normalnym mężczyzną. Wie, że twoje serce jest zajęte i czeka. Daj temu szanse. Zobaczysz, że z nami będzie ci dobrze, a jeżeli pozwolisz rozwinąć się swojemu sercu, znajdziesz w nim partnera.
– Mamy jedno łóżko – uśmiechnąłem się do niej.
– Wiesz, o co pytam.
– W tym sensie co pytasz, nie.
– Umiesz to powstrzymać?
– Nie muszę powstrzymywać. To jest naturalne.
– Ja bym tak nie potrafiła.
– Dlatego nie będziemy spać w tym samym łóżku. Myjemy się i spać.
Przewróciła oczami i uznała, że chyba tak będzie lepiej. I tak zrobiliśmy. Po godzinie byliśmy w łózkach.
Wstałem kilka minut po wschodzie słońca. Dosłałem wiadomość od Koi, że doleciały szczęśliwie.
Roz była już na nogach.
– Hej, Euri. Spałeś dobrze?
– Tak. Mam nadzieję, że się uda.
Zjedliśmy krótkie śniadanie. Widziałem, że Brazylijka jest na właściwych obrotach.
Mamy kilka godzin, wyjedziemy o siódmej trzydzieści.
– Sprawdziłaś wszystkich?
– Oczywiście. Meldują się co godzinę.
– Mam nadzieję, że Melvill dobrze się sprawi.
Popatrzyła na mnie.
– Dziwnie się układa, cała akcja spoczywa w rękach dopiero co poznanego człowieka, którego
mieliśmy stracić.
– Tak, naprawdę dziwna.
– Pojadę do chłopaków, chcesz jechać ze mną?
– Wolałbym zostać. Zaniedbałem trening.
– Ok, Euri. Będę za kilka godzin.
Wyszła szybko. Zanim zabrałem się za trening, przemyślałem wszystko. Nie robiła wrażenia urażonej ani smutnej. Naprawdę chciałem, żeby dała szanse miłości Paula. Czułem, że poza pragnieniem, ma do mnie uczucie. Dlatego nie wiedziałem, czy faktycznie coś z ich związku będzie. Zacząłem od zwykłej rozgrzewki. Potem zacząłem kata z mieczem. Po godzinie usiadłem i kontynuowałem medytację. Próbowałem całkowicie wyciszyć umysł, ale nie za bardzo to szło. Jakby coś było nie w porządku. Chciałem znaleźć przyczynę, ale przed oczami stanęła mi tylko Chloe. Uznałem, że to przypadek. Wziąłem prysznic i czekałem na Rozalindę. Przyjechała za czterdzieści minut.
– Wszystko dobrze?
– Tak, wszyscy są podekscytowani. Do tej pory strzelaliśmy, ale nigdy jeszcze nie detonowaliśmy bomby atomowej.
– Zawsze jest pierwszy raz. Prawdopodobne są dwie wersje. Albo zatuszują wszystko, albo będzie nagonka.
– Sądzę, że nic nie podadzą, ale pozostałe gady ogarnie strach. Może być ciekawie.
Chcesz coś zjeść?
– Chętnie, lubię twoją kuchnię.
Pokiwała głową. Rzuciła mi miłe spojrzenie.
– Jak chcesz, to pomogę.
– Lepiej zostań w salonie, Euri.
– Dobrze, skoro wolisz.
– Wiesz co wolę. Trudno mi nie myśleć o tym wszystkim z tobą związanym jeżeli jesteś blisko.
– Rozumiem.
Podszedłem do niej i delikatnie pocałowałem jej w policzek. Usiadłem na kanapie i włączyłem muzykę. Za kwadrans wołała mnie z kuchni.
Obiad smakował jak zawsze. Każda z nich miała nieco inny styl. I każdej jedzenie mi bardzo smakowało. Gdybym mógł się rozdzielić... Nie myślałem o tym, że chciałbym być z Aishą, oczywiście nadal uważałem, że jest za młoda dla mnie. Pomogłem jej zmywać i o dziwo nie protestowała. Zrobiła się siódma. Sprawdziliśmy po raz kolejny broń.
– Szkoda czasu, Euri. Jedziemy.
– Znasz hasło?
– Za kilka godzin się dowiem. Mam zaufanego człowieka. Sprawdziliśmy broń i po chwili już jechaliśmy.
Rozalinda prowadziła dobrze. Po chwili dostrzegłem auta jej ludzi. Zamek znajdował się około sześćdziesięciu kilometrów za Londynem.
– Potrzebujemy trzy vany.
– A na tylne siedzenia się nie zmieści?
– Będzie ciężko.
Po chwili zadzwoniła i rozmawiała z Paulem. Przekazała mu informację. Zauważyłem, że jeden samochód odjechał. Prawdopodobnie właśnie po vany.
– Nie jesteś zdenerwowany?
– Nie. Nigdy się nie denerwuję.
To była prawda. Cierpiałem przez trzy lata, ale nawet wówczas się nie denerwowałem.
Wszytko szło jak w zegarku. Jechała ze mną wolno. Po kwadransie dołączyły cztery vany. Roz zatrzymała samochód.
– Musimy się zamienić.
Nie zapytałem o powód. Prawdopodobnie musiała dzwonić. Kiedy ruszyłem, wystukała sobie znany numer.
– To ja, mamy dzisiaj ładną pogodę.
Nie słyszałem odpowiedzi. Za chwilę przerwała połączenie.
– Hasło brzmi ,, Jesienne liście w Madrycie"
– Dziwne hasło – odrzekłem.
– Takie mi podano.
Jechaliśmy przepisowo i prawie wcale nie rozmawialiśmy. Po godzinie i piętnastu minutach dojechaliśmy do jednostki. Każdy wóz zatrzymywała się na chwilkę i jechał dalej. W końcu i my dojechaliśmy do wartownika. Brazylijka otworzyła okno i powiedziała hasło. Młody mężczyzna zasalutował i przejechaliśmy.
Do zamku prowadziła prosta droga przez las. Jechaliśmy jakieś dziesięć minut. Dziedziniec tonął w światłach. Ogromny parking zajmowały luksusowe samochody. Przeważały Rolls Royce i Bentleye. Dostrzegłem jednak kilka sportowych aut. Prawdopodobnie należały do młodszych gości, pewnie synów czy córek starszych gadów. Pośród super drogich samochodów widać było samochody ochroniarzy. Przeważały czarne Tahoe i Suburbany. Cadillac i Land Rovery.
Nie wiedziałem, czy Mevill wyjdzie, czy musimy sami podłączyć generatory niskich wibracji. Ale wszystko musiało być zsynchronizowane, ponieważ jakikolwiek błąd mógłby spowodować, że nikt z obsługi i ochronynie mógłby wyjść. Poza tym musieliśmy zwrócić uwagę na naszą grupę. W końcu i na nas wibracje by działały. Dlatego musieliśmy włączyć je dopiero kiedy znajdziemy się w okolicy lądowiska dla helikoptera. I umówiony pilot musiał przylecieć na czas.
– Za pięć minut zaczynamy – powiedziała Rozalinda.
– Czy ten pilot przyleci zgodnie z planem? – zapytałem.
– Musi, będzie dokładnie za pięć minut.
Wiedziałem, że Melvill nie zawiedzie. Patrzyłem, jak wskazówka sekundnika powoli dochodzi do dwunastki.
– Teraz – szepnęła Brazylijka.
Cztery SUV miały ustawione generatory infradźwiękowe na konkretny sygnał z naszego wozu. W zamku już coś się zaczęło, bo solidne, zdobione dwoma głowami smoków drzwi otworzyły się i zaczęli wychodzić ludzie. Wszyscy bez wyjątku trzymali się za głowy. Ruszyłem powoli. Faktycznie niesłyszalny dźwięk powodował okropny ból w środku czaszki i automatycznie, w jaki sposób, nie miałem pojęcia, zmysły kierowały nas z dala od źródła dźwięku. Jechaliśmy w kierunku, gdzie miała wylądować maszyna, a ja kątem oka już widziałem śmigłowiec. Dostrzegłem Melvilla. Biegł w kierunku naszego wozu. Miał może z dziesięć metrów, kiedy usłyszałem strzał. Twarz naukowca wykrzywił ból. Dostrzegłem tego, kto strzelał, bo nadal miał wycelowany pistolet w tym samym kierunku i strzelił po raz drugi.
– Euri, nie – szepnęła Roz.
Instynkt wojownika nie pozwolił mi jednak nie działać. Strzeliłem w szyje rosłego ochroniarza. Coś mi podpowiadało, że może mieć kamizelkę. Padł na ziemie. Wiedziałem, że trafiłem celnie. Melvill dobiegł do wozu. Rozalinda otworzyła tylne drzwi i wciągnęła rannego.
– Pospieszcie się, bo za dziesięć minut będzie bum. – powiedział cicho.
– Sprawiłeś się chłopie – powiedziałem.
– Zimno mi – szepnął mężczyzna.
– Wszystko będzie dobrze – powiedziałem. – Widzisz, jest już śmigłowiec. Dziewięciu ludzi Roz stało już przy helikopterze. Wziąłem Melvilla na ręce.
– Będzie dobrze – powtórzyłem, ale wiedziałem, że kłamię.
Melvill dostał blisko serca. Odchodził.
– Chyba nie zdołam poznać kobiety, Euri. – uśmiechnął się do mnie i chwycił mnie silniej za dłoń.
– Wytrzymaj – powiedziałem cicho, prawie do jego ucha.
Weszliśmy do helikoptera. Kilka osób biegło w naszym kierunku i zaczęli strzelać. Paul był dobry. Bez zastanowienia wygarnął do nich z automatu i położył trupem lub przynajmniej ciężko ranił czterech ludzi. Śmigłowiec powoli wznosił się do góry.
– Jeszcze trzy minuty.
Miałem zamek jak na dłoni. Nie mogłem mieć pewności czy wszyscy wyszli, ale na to liczyłem. Kiedy byliśmy około czterystu metrów nad ziemią wybuchła bomba. Oślepiający błysk, a potem ogłuszający huk. Po ułamku sekundy fala uderzeniowa dotarła do nas. Nie spodziewałem się, że aż tak daleko dojdzie. Szarpnęło maszyną, ale pilot wyrównał. W miejscu zamku pozostał wielki lej. Wznosiliśmy się wyżej i wyżej. Melvill się uśmiechnął.
– To zrobiłem wreszcie coś dobrego, prawda Euri?
– Tak, zrobiłeś – odrzekłem.
Dostrzegłem, że jego oczy zgasły.
– Cholera, że też jakiś ochroniarz musiał go trafić.
– Ale zabiłeś go, widziałam.
– To mogłem być ja. Facet zrobił wszystko, czego prawdopodobnie ja bym nie zdołał.
Lecieliśmy na północ w kierunku Szkocji. Tam mieliśmy drugi śmigłowiec z pozwoleniem lotu do Francji. Jutro z Paryża mieliśmy lecieć do Tokio.
– Umarł – powiedziałem smutno.
– Co zrobimy z ciałem? – zapytała Roz.
– Jak dolecimy do Szkocji, poproś pilota, aby gdzieś wylądował, na jakimś odludziu
– Chcesz go pochować?
– Oczywiście. Niestety będzie to bezimienny grób.
– Rozumiem – odrzekła Brazylijka.
Wszyscy mieliśmy nietęgie miny. Zabiliśmy wielu drani, demoniczne istoty, lecz nie było radości. W środku maszyny wszyscy oddawali w ciszy część bohaterowi.
Dodaj komentarz