Po chwili wróciła Koi.
– Porozmawiałeś z córką i Aishą?
– Tak, mieliśmy małą konwersację.
Koi podeszła i pocałowała mnie delikatnie w usta.
– Rozalinda zaczyna przygotowywać tę zaplanowaną akcje. Ona nie jest szalona, wszystko, co robi i mówi, ma sens. Jest niesamowita.
– Sądzisz, że mistrz Kenzi-Omura by pochwalił czy zganił nas za udział w takiej akcji?
– Cóż, niszcząc zło, pomagamy zwyciężyć dobru.
– I ja tak myślę. Każdy z tych ludzi pojedynczo jest odpowiedzialny za setki, a może tysiące cierpień. Zabójstwa, śmierć od narkotyków. Ale jedno jest najgorsze, dzieci. Nie mogę uwierzyć, że Hajze szczególnie tym się zajmował.
– Trzeba być pozbawionym sumienia, żeby robić takie rzeczy – szepnęła Koi.
– I ja tak sądzę.
Przytuliła mnie.
– Muszę ci coś wyznać Euri.
– To powiedz – powiedziałem cicho.
– Bardzo cię pragnęłam przez te lata. Niby trening i medytacje miały to zagasić, ale tylko trzymały w środku. Teraz kiedy jestem blisko, wszystko powróciło.
– To zróbmy to, kochanie.
– Jesteś trochę słaby.
Uśmiechnąłem się szeroko.
– W sensie fizycznym na pewno, ale te sprawy działają inaczej. Od trzech lat nie miałem kobiety. Jestem jak naładowany wulkan.
– Och! Czy sądzisz, że jedna erupcja lawy spowoduje, że będziesz osłabiony w tych sprawach?
– Raczej nie. Chcesz?
– Bardzo, ale ktoś powinien to otrzymać pierwszy.
– Kto? Aisha?
– Nie, ktoś, kto cię pragnie najbardziej.
– Och!
Nie mogłem zrozumieć, dlaczego one wszystkie mnie namawiają do czegoś, czego nie mogłem zrobić. Czy sądziły, że to wpłynie na moją decyzję? Nawet Koi?
– Kochanie, nie możesz z tym walczyć. Ona cię kocha jak mężczyznę. Jak przyjaciela. Jedną z jej miłości, jaką ma do ciebie, jest miłość ojca.
– Czy nie sądzisz, że ten jeden akt może zniszczyć naszą wzajemną miłość zwykłej relacji ojciec-córka?
– Pytasz mnie, ale sam znasz odpowiedź. Gdybyś miał, chociaż najmniejsze wątpliwości, nigdy byś tego nie chciał. Byłeś w organizacji i większość ludzi by to potępiła. Ale Diana ani Chloe nigdy tak nie pomyślały. Remi chciał cię usunąć, bo nie pozwoliłeś mu czynić zła, które on pragnął czynić. Nie rozmawiałam z Dianą i nigdy jej nie poznałam, ale wiem, że ona wiedziała. jak jest. To nie była matka, nawet z odrobiną perwersji. Gdyby tu była, nigdy by nie powiedziała nie. Być może świat by to potępił, ale nie ona. Miłość jest dziwna. Bardzo pragnęłam, byś mnie nigdy nie zostawiał, ale zrobiłam to, bo uwierzyłam, co mi powiedział mistrz. On zobaczył pełne spektrum twojej miłości i gdybym cię zatrzymała, nigdy by to nie zaistniało. A o Chloe się nie obawiaj, Euri-ojciec to jedna z form, które kocha.
– Właśnie przed chwilą o tym mi powiedziała. Dowiedziałem się również, że Aisha mnie kocha. I to już od dawna.
– To miłe, że wszystkie cię kochamy, prawda?
– Tak, ale jestem tym trochę skrępowany.
– My wszystkie jesteśmy, może Rozalinda najmniej, ale i ona cię kocha. Miłość fizyczna ma najmniej wspólnego z prawdziwą miłością, ale ma największą siłę przekazu. Każda z nas, gdyby cię spotkała pojedynczo, czułaby to samo. Na szczęście umiemy sobie z tym poradzić, że jesteśmy razem i tylko czekamy, aż ty to sam zrozumiesz. Wiesz, dlaczego Chloe jest najbardziej poszkodowana?
– Dlaczego?
– Bo jako jedyna z nas nie może zostać twoją żoną, a wszystkie chcemy.
Popatrzyłem na nią uważnie. Gdyby tego nie powiedziała, byłbym chyba w stanie zrobić wszystko, o czym mówiły.
– Potrzebujesz relaksu. Co myślisz o tym, żebyśmy wyszły we trzy na miasto, na kilka godzin. Ludzie Rozalindy mają nas na oku.
– Chcesz mnie zostawić z Chloe?
– Tak, inaczej nie czułbyś się komfortowo.
– Koi- san. To niczego nie zmieni. Ja nigdy z nią tego nie zrobię. – Wahałem się, czy powiedzieć jej co przed chwilą powiedziała mi Chloe, ale zrezygnowałem.
– Mamy tu komputer, prawda? Chciałbym coś sprawdzić.
– Potrzebujesz w tym pomocy?
– Nie, dam radę.
Popatrzyła na mnie chwilkę, podobnie jak każdej innej chwili, z ogromną miłością i wyszła. Po chwili przyniosła laptop.
– Nie będę ci przeszkadzać – pocałował mnie delikatnie w usta i wyszła z pokoju.
Zacząłem szybko. Wstawiłem swoją datę urodzin. Urodziłem się w Londynie. Zacząłem sprawdzać akcje złota, potem pogodę. Oczywiście tego dnia padał deszcz. No nie mogło być inaczej. Przeczytałem, że tego dnia była burza z piorunami i nawet piorun walnął w szpital, w którym się urodziłem. Coś mnie tknęło. Wstawiłem datę urodzin Chloe. Deszcz i pioruny. Podobnie stało się w przypadku Diany. Remi. Deszcz, ale bez burzy. Zamknąłem komputer i zacząłem myśleć. Zgodnie z umową one wszystkie miały wyjść, bym został sam z Chloe. Nie wiem, jak to sobie myślały, ale wyglądało, że one wszystkie akceptują fakt, że Chloe mnie pragnie i mamy to zrobić. Wiedziałem, że moja córka jest obok, w drugim pomieszczeniu, ale ona już wiedziała, że nie będzie tego. I nawet nie wiedziałem, czy nadal tego chce. Teraz jednak chciałem dowiedzieć się, czy moje odkrycie jest prawdziwe. Nie miałem pewności, czy potwierdzi. Otworzyłem drzwi. Siedziała na kanapie i patrzyła na ścianę.
– Chloe, coś odkryłem, pewną prawidłowość i chciałbym, żebyś się z tym zapoznała. Weszła i usiadła obok.
– Co odkryłeś, tatusiu? – wyczułem po raz pierwszy, że powiedziała to słowo nieco inaczej
Nie chciałem czekać i dlatego nie wspomniałem o tym co odczułem.
– Diana, ja i ty urodziliśmy się podczas deszczu, podobnie jak Remi, jednak co łączy dzień mojego urodzenia, twojego i mamy to pioruny. Spodziewałem się, że zareaguje w jakiś niesamowity sposób, ale nie zareagowała wcale.
– Tak? To interesujące. W Londynie często pada i czasami są wyładowania. Spojrzałem na nią zdziwiony.
– Przecież mi powiedziałaś, żebym sprawdził. Sprawdziłem i odkryłem.
– Ja coś takiego mówiłam, żebyś porównał co łączy nasze dni urodzin? – jej twarz nie objawiła niczego.
– Chloe, nie pamiętasz, co mówiłaś?
– Nie. Mówiłam coś takiego? Wiem, że cię kocham, to wiem. Sądziłem, że znowu zacznie podchody i postanowiłem zatrzymać jej starania, póki mogłem. Tak szczerze wiedziałem, że mam do niej słabość, chociaż wiedziałem, że z pewnością do niczego nie dopuszczę.
– Chloe, przecież wiesz, że nic z tego nie będzie, jesteś moją córką. Uśmiechnęła się subtelnie.
– Wiem. Już nigdy nie sprowokuje takiej sytuacji. Kiedyś zrozumiesz i będzie ci ciężko, ale dasz radę, kiedy wszystko zrozumiesz.
– Zupełnie nic nie rozumiem.
– Jesteś pewny, że Kenzi-Omura by wiedział, ale wierz mi, tego nie wie. Wszyscy ci coś mówią, a ty nie chcesz uwierzyć.
– Co masz na myśli? Że jestem dobry? Nie wiem, dlaczego tak wszyscy sądzicie. Chcę być, może kiedyś odpokutuję winy. Pogładziła mnie po policzku. – Jesteś dobry, ale nie o tym mówię. Jesteś aniołem z nieba, ale nie jedynym. Spojrzałem na nią inaczej. – Podobno jest miliony aniołów – próbowałem obrócić w żart jej słowa.
– Tak, ale ty jesteś specjalny. Koi-san cię tam widziała, pamiętasz ?
– Była mała i bardzo chora. Człowiek w czasie śmierci klinicznej ma różne wizje...
– Tak, tatusiu. Wasz rację – usiadła obok mnie i wiedziałem, że już więcej nic nie powie.
Siedziałem obok i myślałem o tym co powiedziała, ale miałem pustkę w głowie. Nie odczuwałem przepływu czasu. Usłyszałem, że kobiety wracają.
– Co kupiłyście dobrego? – zapytała Chloe, jakby to miało najważniejsze znaczenie
– Dużo dobrych rzeczy dla Euri – powiedziała Rozalinda i pogładziła mnie po policzku – zmizerniał przez te lata.
Zdziwiłem się trochę jej reakcją, chociaż wiedziałem, że Koi tak by nigdy nie zrobiła przy wszystkich. Podziwiałem jej zachowanie, bo znacznie odbiegało od tego jak by postępowała Japonka, a już, szczególnie że żyła praktycznie w buddyjskim klasztorze.
Wszystkie poszły do kuchni, tylko Koi została ze mną. Pocałowała mnie delikatnie.
– Dobrze?
– Tak.
– To się cieszę.
– Jesteś cudowna. Masz największe prawo mieć mnie dla siebie, a nie robisz nawet wrażenia, że o tym wiesz.
– Amo – san, jesteś tylko swój, że tak powiem. Twoja żona też taka była, prawda?
– Była cudowną istotą. Nigdy nie miała o nic pretensji. Kiedy ją poznałem, czułem się oszukany i odtrącony przez ciebie, dlatego uciekłem w jej ramiona. A potem podobnie jak z tobą, miałem chwilę zwątpienia, wówczas mnie zatrzymała.
Koi wtuliła się we mnie i szepnęła.
– Już wiesz, że nie mogłam, a bardzo chciałam cię zatrzymać, mimo że wiedziałam co będzie.
– To wszystko, bo uwierzyłaś mistrzowi?
– Nie tylko. Tego potrzebowałeś dla siebie.
– Myślę, że bez tego nie miałbym Diany, Chloe i Remiego, a teraz została mi tylko ona.
– Tak czasem jest na tym świecie. Ale dostrzeż i inne pozytywy. Uszczęśliwiłeś Chloe tym, że żyjesz, wpłynąłeś na Rozalindę...
– Jak się to skończy, wrócę do Japonii z tobą.
– A co z córką?
– Jest dorosła. Zrobi, co zechce.
– A jeżeli też zechce z nami mieszkać w klasztorze?
– Ma wybór.
– Wówczas będzie blisko.
Spojrzałem na nią.
– To nie jest żądza, teraz to wiem.
– Taka jak dzisiaj?
Spojrzałem na nią. Uśmiechnęła się.
– Japonka też czasem żartuje.
– Aha, bo trochę się zdziwiłem.
– Masz jeszcze inne zadania do spełnienia. Znaczy te same, tylko z innymi osobami.
– Sądzisz, że jestem aż tak atrakcyjny?
– Amo – san. Twoja atrakcyjność jest wielowymiarowa. Część fizyczna jest tylko częścią.
– Nie bardzo rozumiem.
Pocałowała mnie w nos.
– Bo nie jesteś kobietą.
– Aha, teraz rozumiem, dlaczego nie rozumiem.
Zastanawiałem się, czy jej powiedzieć, że nie doszło do niczego z Chloe i nigdy nie dojdzie, ale uznałem, że nie jest to najwłaściwszy czas. Być może nie zrozumiałaby, właśnie dlatego, że ja jestem mężczyzną. Prawdziwym mężczyzną.
– Od jutra zaczniemy ostrzej ćwiczyć. Musisz nabrać sił.
– Masz rację. Wygospodarujemy jeden pokój.
– Nasz. Oddamy im łóżko, a zostawimy tylko materac, co nam więcej potrzeba?
– Masz rację. Miałem piękny dom, dużo pieniędzy, trzy luksusowe samochody, fortepian. Teraz mam tylko Chloe.
– Masz dużo więcej. Masz naszą miłość i każda z nas oddałaby życie za ciebie.
– Poważnie mówisz?
– Najzupełniej. Poza tym jesteś nadal bogaty. Twoje pieniądze są tam, gdzie je zostawiłeś. I nie zapomnij o swoim przyjacielu i jego ślicznej żonie.
– Wzięli ślub?
– Rok temu. Rozalinda wie, gdzie mieszkają. Trójka jej ludzi ma na nich oko. Są bezpieczni.
– Wiedzą, że żyję?
– Nie wiedzą co z tobą, wiedzą, że żyjesz, ale nie wiedzą gdzie i jak. Niestety musi to jeszcze pozostać w ich niewiedzy dla naszego i ich bezpieczeństwa.
Aisha przyszła z kuchni.
– Zaraz będzie jedzenie. Zrobiłam sushi, jak mnie uczyłaś – zwróciła się do Koi.
– To dobrze, Aisha–san. W ten sposób codziennie Euri będzie zjadał z jedzeniem naszą miłość do niego i szybciej się wzmocni.
Odczułem to emocjonalnie, co powiedziała Koi. Naprawdę była kochana.
– Ma dodatkową miłość od Diany. Podwójną, bo jedną jej część ja daje, a drugą Chloe.
– Jesteś bardzo kochana, Aisho, dziękuję.
Uśmiechnęła się tylko.
Usiedliśmy i zaczęliśmy jeść. Nigdy nie czułem się tak dobrze jak teraz. Nie chodziło tylko o to, że moja córka żyje. Chodziło o to, że miałem obok siebie cztery kochające mnie osoby. Dbały o mnie i troszczyły się, jak najbardziej mogły. Do pełni szczęścia, jeżeli chodzi o wszystko, brakowało mi dwóch spraw. Chciałbym, żeby ty była Diana, moja kochana żona i para moich przyjaciół, George i jego ukochana Camilla. Pierwszy raz pomyślałem, że za swoje złe czyny nie powinni się tu znaleźć mój syn Remi i mój brat, Hajze. Bo coraz bardziej do mnie docierało, ze, pomimo iż Hajze namawiał i wpływał na młodego Remiego, to on, nawet jeżeli nie dostał wystarczającej dawki miłości ode mnie, z pewnością otrzymał ją od matki. Ale niestety nie miałem złudzeń, że kiedykolwiek zobaczę Dianę w jej ludzkim ciele, co do mojego byłego kierowcy i dozgonnego przyjaciela i subtelnej Camille, miałem nadzieję ich zobaczyć. Jakoś zacząłem wierzyć, że teraz mój los zacznie się odmieniać. Postępowałem źle, przez większość życia. Miałem małe wyrzuty sumienia z powodu tych bandziorów w Japonii, za to żałowałem całkowicie, że byłem szefem fili Syndykatu X w Londynie. Potem spadły na mnie nieszczęścia. Zginęła moja żona i syn i sądziłem, że córka również. Ktoś mnie uratował, ale tylko w celu, żebym więcej cierpiał. Z jakiś powodów niedane mi było się zastrzelić, mimo że próbowałem dwukrotnie. Potem przez trzy lata właściwie nie żyłem i kiedy w końcu postanowiłem zakończyć życie, wszystko się zaczęło odmieniać. Okazało się, że Koi jest ze mną. Chloe została uratowana przez Aishę i teraz wszystkie kochające mnie osoby były w promieniu kilku metrów.
– Bardzo wam dziękuję, że macie staranie o mnie. Postaram się dojść do swojej wagi i wezmę się solidnie za trening. Postanowiłem pomóc Rozalindzie. Jej jestem szczególnie wdzięczny, bo uratowała moją kochaną Koi, a teraz jej ludzie, na jej prośbę, roztaczają nad nami opiekę.
– Euri–san, mój ukochany – szepnęła Koi – ja też wezmę udział w akcji. Wiem, że dziewczyny będą bezpieczne. Sądziłam, że najlepiej będzie jeżeli polecą do Japonii i zamieszkają w klasztorze, a Yakuza otoczy je jeszcze większą opieką, ale jeżeli uznacie, że mają tu zostać, wierzę, że ludzie Rozalindy zdołają je i tu ochronić.
– Kochana Koi – zaczęła Rozalinda – ja również wszystko przemyślałam. Z uwagi, że rozpęta się tu niezłe piekło, jeżeli bomba wybuchnie i zabiję tych szubrawców, to jednak lepiej i bezpieczniej dla Chloe i Aishy będzie, jak jednak polecą do Japonii.
– A co na to dziewczyny? Jestem ojcem Chloe i mam praw decydować, ale chciałbym znać jej zdanie i tej osoby, dzięki której żyje, Aishy.
– Myślałyśmy o tym i zrobimy, co ustalicie. Skoro uważacie, że najbezpieczniej będzie dla nas w Japonii, tam polecimy. Ale chcę, byście nam coś obiecali. Wszyscy. Chcemy was widzieć żywych i w całości. Możecie to obiecać?
Zapadła cisza. Nikt nie chce umierać, a czasem się to zdarza zdrowym ludziom, przestrzegającym bezpieczeństwa. My byliśmy zdrowi, ale mieliśmy zrobić prawie samobójczą akcję.
– Zrobię wszystko córeczko, żebym przeżył.
– Postaram się nie zginąć – szepnęła Koi.
– Jeżeli uda mi się ocaleć, zrobię to – zakończyła Rosalinda.
– Tylko na tyle was stać? – zapytała Aisha.
– To tylko jest w Bożych rękach, czy zginiemy, czy nie. – powiedziała Rozalinda.
Zdziwiłem się, bo sądziłem, że jest niewierząca.
– Może Bóg będzie miał was w opiece – powiedziała Chloe.
– Kiedy chcesz to zrobić? – zapytałem.
Rozalinda popatrzyła na mnie wnikliwie.
– Nie wcześniej niż za trzy tygodnie. Pewnie za miesiąc. Kiedy dostanę bombę, będę musiała to zrobić w ciągu dwóch dni. Dlatego przygotowuje wszystko równolegle.
– Czy ten ktoś nie sypnie? – zapytałem.
– Nie. Porwano mu siedmioletnią córkę i poszlaki wskazywały, że zginęła w tym właśnie zamku. Nie kupią go za nic. Bo życie człowieka nie ma ceny. Być może nawet pójdzie z nami. Nie ma już nikogo. Żona załamała się i popadła w nałóg narkotyczny. Miesiąc temu umarła. Jemu pozostała tylko zemsta.
– Znam ten ból, chociaż nie miałem zemsty w sobie. Uznałem, że to moja wina i chciałem zrobić na koniec coś dobrego i odejść.
– Jeżeli mogę coś powiedzieć, to tylko to, że zemsta nie jest dobrą motywacją. Czy będę mogła z tą osobą porozmawiać?
– Nie wiem, wybadam. To pułkownik wojska. Odszedł z armii, kiedy córka zginęła. Jest na podglądzie. Mimo że tamci czują się bezkarnie, inni pomniejsi obserwują.
– Skoro odszedł, jak to zrobi? – zapytała Aisha.
– Dobre pytanie. Twierdzi, że w armii ma kilka bardzo zaufanych osób. Dowodził nimi i zawsze chciał służyć słusznej sprawie. Kiedy odszedł, uznano to za akt słabości. Ale ludzie, którymi dowodził, kochali go. W wojsku rzadko kto ma trochę serca, a on miał.
– Myślę, że z pewnością jest jakaś szansa, by uniknąć ofiar z naszej strony, chodzi o to, żeby nikt się nie poświęcał.
– W dużej mierze zależeć to będzie czy niczego nie odkryją. Najtrudniejsza sprawą jest, by bombę wnieść.
– Rozmawiałyśmy o tym, jedyna droga to przez kuchnię.
– Tylko że tego co wiem, oni mało jedzą zwykłego jedzenie. To kanibale.
– Rytualnie tak robią, ale jeden raz w roku mają jakieś specjalne święto i jest wówczas specjalny bankiet. Mają wtedy normalne jedzenie. Najlepsze wina i nawet desery. To właśnie wypada dokładnie za miesiąc bez jednego dnia.
– Jedzenie jest sprawdzane?
– Oczywiście, ale wyrywkowo. On mają zaufanych ludzi. Poza tym mało kto wie o tym miejscu.
– Jak duża jest bomba? – zapytałem.
– To nowoczesna technologia, jednak sama bomba jest wielkości dużej teczki i trzy razy grubsza.
– Ile będzie tam ludzi, chodzi mi o samych najważniejszych, nie obsługę i ochronę.
– Powinno być sto dwadzieścia osób. Z obsługą i ochroną około trzystu. Każdy z nich ma ochronę i nie wierzy innym. Kochają zabijać i męczyć, ale sami się boją o swoje tyłki.
– Och, to dużo! – zdziwiła sie Asha – i nikt z mediów nie wie?
– To sekret. Sam zamek jest w lesie. W promieniu dwóch kilometrów nikt nie mieszka. Większy krąg chroni wojsko, mają tam jednostkę. Do środka wjeżdżają tylko ludzie, którzy znają hasło. A hasło jest znane dzień wcześniej tylko wtajemniczonym.
– To jak wejdziecie.? – zapytała Aisha.
– Musimy zdobyć hasło. Jest jeszcze druga droga. Są tam podziemne korytarze. Istnieją setki a może tysiące lat. To jest ich droga ewakuacyjna. Niestety wejście jest silnie chronione. Zamyka jej brama ze stali o grubości pół metra. I otwiera się od wewnątrz. Otwarcie tej bramy jest sygnalizowane u każdego zaproszonego.
– Jednak warto to rozważyć – powiedziałem.
– Jasne, wszystkie opcje można. Problem jest w tym, że w środku nie działa elektronika. Jeżeli nawet uda się nam wprowadzić bombę, to trzeba będzie ją odpalić manualnie. Jeżeli ją odkryją, będą chcieli wynieść na zewnątrz i wówczas eksplozja zabije jedną trzecią, bo podziemie jest cztery piętra pod ziemią i chroni je w sumie trzy razy po osiem metrów zbrojonego betonu. W innym wypadku zaniosą bombę do korytarza i zamkną bramę. Wówczas znowu eksplozja da jeszcze mniejsze straty.
– Jest jedna sprawa, o której pomyślałam teraz – rzeka Rozalinda.
– Co takiego? – Koi popatrzyła na nią.
– Jest tam jeden, przez nich bardzo szanowany facet. Wyjątkowa kreatura, nawet jak na nich.
Ma prawie dziewięćdziesiąt lat, lecz jak każdy, obawia się umrzeć. Pewnie wie, gdzie trafi. Dwa miesiące temu miał wypadek. Wykluczono wpływ osób trzecich. Zawinił jego luksusowy wóz. Kierowca zginął, a on stracił nogę. Normalny sędziwy starzec by pewnie umarł, ale złego diabli nie biorą. Specjalnie dla niego zbudowano nowoczesną bioniczną nogę. Kosztuje majątek, a ponieważ jest w fazie prób, musi być obok niego wózek. Gdyby...
– Chcesz powiedzieć, że tam można by umieścić bombę.
– Teoretycznie tak. Zmieniają techników, bo stary jest okropnie upierdliwy. Może ty, Koi?
– To pedał, lubi co prawda młodych chłopców, ale takiego przystojniaka jak Euri z pewnością zaakceptuje.
– Ponoć jestem atrakcyjny dla kobiet – próbowałem się uśmiechnąć.
– Jesteś atrakcyjny dla dzieci również – Rozalinda posłała mi szczery uśmiech.
Nie podejrzewałem ją o uszczypliwość. Jednak lubiłem jasne sytuacje.
– Dla jakich dzieci jestem atrakcyjny?
– Euri, znasz mnie i moje uczucia do ciebie. Nie miałam nikogo konkretnego na myśli. Wiem, że tak jest. Masz coś w sobie, że każdy cię lubi i jesteś dla niego atrakcyjny w całym spektrum tego słowa.
Dodaj komentarz