Deszcz 15

Postanowiliśmy pojechać razem po dzieci. Chyba nigdy się to jeszcze nie zdarzyło
Dojechaliśmy pięć minut przed czasem. Samochodów przybywało.  
Nasze dzieci chodziły do prywatnej szkoły o wysokim standardzie. Obserwowałem wyjście z budynku. Jednocześnie część mojej percepcji pochłaniał dłoń Diany, bowiem nie tylko, że trzymała moją, ale delikatnie masowała wskazującym palcem, jej wierzch, blisko kostek. Dla kochających się ludzi nawet dotyk dłoni jest erotyzmem.
   Młodzież zaczęła wychodzić. Po mniej więcej trzech minutach dostrzegłem Remiego, a chwile później Chloe. Oczywiście i Aishę. Nie afiszowały się trzymaniem dłoni. Prawdopodobnie poza naszym synem nikt nie wiedział, jaka jest między nimi relacja. Mimo że w Anglii te sprawy nikogo nie dziwiły, moja córka i Aisha postępowały bardzo rozsądnie. Wiedziałem, że Chloe nie jest głupia. Nie traktowała swoich kolegów inaczej, raczej z lekkim, bardzo wyważonym dystansem. Ponieważ jedną z reguł tej szkoły było nieafiszowanie się z relacjami, nie musiała specjalnie udawać. Kiedyś rozmawiała ze mną o tej sprawie.
Spojrzałem na żonę i powiedziałem cicho.
– Wyjdę po nich.
Diana tylko delikatnie skinęła głową. Wyszedłem z samochodu i szukałem wzrokiem Ahmeda. Prawi nigdy, o tym wiedziałem również z relacji córki, jego zona, Fatima, nie przyjeżdżała po córkę. Wyjątkowo, bo niespotykane w arabskich rodzinach, Fatima i Ahmed mieli tylko jedną córkę. Zwykle arabskie małżeństwa posiadały liczne potomstwo. Dostrzegłem go i po kilku krokach podeszliśmy do siebie.
– Witaj Ahmedzie.
– Witam, panie Parker.
– Cóż za oficjalny ton! Proszę mówić mi po imieniu.
Spojrzał na mnie z małym smutkiem i rzekł cicho.
– Pewnie powinienem, w końcu któregoś dnia będziemy bliżej. Nie jestem zachwycony i jest to w pewnym sensie cios w moją wiarę, ale mamy tylko jedno dziecko i nie mogłem tego nie przyjąć.
Ponieważ usłyszałem takie wyznanie, przekonało to mnie, że poprzednią jego wypowiedź, u nas w domu, dobrze odebrałem.
– Cóż, podobnie i ja. W takich sprawach nie można naciskać. Nikt na tym nie wygrywa, przeciwnie, wszyscy stracą. W naszym wypadku może to ja zawiniłem, zbyt rzadko gościłem w domu.
Spojrzał na mnie.
– Co do mnie, popełniłem inny błąd. Zbyt mocno naciskałem na sprawy religii. w tym wszystkim nie dostrzegałem córki i kim jest. Ten reżim z mojej strony zrobi z niej twardą osobę.  
– One są szczęśliwe, być może czas to zmieni.
Spojrzał na mnie.
– Nie wiem, jaka do końca jest pańska córka, ale znam swoją. Jest twardsza niż ja...
Musieliśmy skończyć konwersację, bo nasze dzieci już dochodziły. Remi szedł nieco z dala za siostrą i jej przyjaciółką. Wolałem tak nazywać Aishę, nawet w myślach niż tytułowałem ją inaczej.  
– Tato! – podeszła szybciej i przytuliła mnie mocno.
– Witaj córko – usłyszałem z ust Ahmeda.
– Ojcze – odrzekła tylko Aisha.  
Delikatnie wyzwoliłem się z objęć córki i otworzyłem ramiona w kierunku syna. Niestety nie przytulił się, tylko skinął głową.
– Przyjechałeś – rzekł tylko.
Miał co prawda przyklejony uśmiech na twarzy, ale nie wyczułem specjalnej radości z faktu, że mnie widzi. Poczułem nieprzyjemny prąd w ciele. Czemu tak?
– Tak, wróciłem synu. I przywiozłem dobre wieści, ale o tym porozmawiamy w domu.
– Oczywiście – burknął tylko.
Odszedł i wszedł do Rolls Royce. Widziałem, że Diana zaczęła mówić coś do niego z uśmiechem, ale po chwili jej lico okrył smutek.
– To do zobaczenia Ahmedzie i Aisho. Pewnie niedługo was zobaczymy.
Jeszcze raz spojrzałem na Ahmeda.
– Proszę pozdrowić żonę.
– Dziękuję, pozdrowię.
– Fajnie, że pan już jest, panie Euri – rzekła Aisha i przesłała mi uśmiech.  
Nie miała burki. Po chwili poszła w kierunku Mercedesa.  
– To jedziemy, kochanie.
– Tato, jak poszło?
– Dobrze. Nie robili żadnych problemów.
– To super. Nareszcie mama będzie cię miała więcej.
– I wy również. Widzę, że z Remim jest mały problem. Jest taki zamknięty.
– On jest dziwny...
Spojrzałem na nią. Szliśmy spokojne do samochodu, a ja obserwowałem inne dzieci i rodziców.  
– Tak, jest inny – odrzekłem tylko – Dlaczego powiedziałaś, ze mama mnie będzie mnie miała więcej. Ty nie?
Uśmiech pokrył jej twarz i powiedziała coś, co mnie zelektryzowało.
– Nie mogę cię mieć już więcej.  
– W takim razie i mama nie będzie mogła...
– Tato, musisz wiedzieć, że istnieje takie coś jak poczucie humoru – rzekła.
Popatrzyłem tylko na nią, bo już dochodziliśmy do wozu i nie miałem czasu nic odpowiedzieć.
– Chcecie gdzieś pojechać? – zapytałem kiedy już wszyscy byliśmy w wozie.
– Do domu – rzekła Chloe.
– Również – dodał nasz syn.
Odwróciłem twarz i spojrzałem na niego.
– Coś nie tak Remi?
W zasadzie miał na imię Remigiusz. Razem z Dianą daliśmy mu takie imię, uznając je za bardzo dostojne, ale ponieważ nie za bardzo je lubił, używaliśmy skrótu.
– Wszystko dobrze. Jutro wraca stryj Hajze?
– Tak, koło południa.  
– Mógłbym z tobą pojechać po stryja na lotnisko?
Lekko mnie zaskoczył. Hajze nigdy po mnie nie przyjeżdżał.
– Dobrze, z pewnością się ucieszy.
– Być może.
Ruszyłem. Diana nadal trzymała swoją dłoń na mojej prawicy. Nie utrudniało mi to w niczym, w końcu prowadziłem automatyk.
Słyszałem, że Chloe próbowała zacząć konwersacje z bratem, ale ponieważ odpowiadał pojedynczymi zdaniami, zaprzestała. Wyglądało na to, że wszyscy  chcieli nawiązać z nim wspólny język, ale bez rezultatów.  
Po dwudziestu pięciu minutach dojechaliśmy do domu.
Dzieci poszły do swoich pokoi, a ja z żoną przygotowywaliśmy obiad.
– Jeszcze nie zupełnie do mnie dotarło, że będę cię miała więcej. Nie wiem, co będziesz robił, ale z pewnością znajdziesz coś odpowiedniego.  
– Może nic. Będę siedział w domu i patrzył na ciebie – uśmiechnąłem się.  
– Jak cię przyjęli?
– Najpierw bardzo chłodno. Prawdopodobnie specjalnie. Potem już wszystko poszło dobrze. To też są tylko ludzie. Okazało się, że osoba o najgorszych notowaniach, okazała się najlepszą. Ciekawe jak to Hajze przyjmie?
– Pewnie się ucieszy. 
Ale nigdy nie wspominałeś, że jest żądny władzy. Oczywiście domyślałam się że robicie coś innego, ale chodzi mi generalnie o jego nastawienie jako wspólnika.
– Też tego nie odczułem. Powinien być niezbyt zadowolony na samym początku, natomiast w przeszłości wówczas wręcz się ucieszył, że to ja mam prowadzić interes.  
– Może teraz nastąpi w nim zmiana i dzięki temu wasze stosunki ulegną poprawie. 
 – Nie wiem. Tak naprawdę nie znam go. Potrafi dobrze udawać. Zmieniając temat, najdziwniejsze jest to, że nikt zupełnie nie ma pojęcia kto i dlaczego zabił tamtych ludzi. Hajze nie czuje żadnej empatii z powodu tego morderstwa, ale też nie miał z tym nic wspólnego.
– Czyli istnieją morderstwa doskonałe.
– Nie sądzę. Najważniejsze są motywy. Z całą pewnością ci dwaj nie byli święci, być może komuś się narazili i ten ktoś właśnie wykorzystał tę chwilę, żeby rzucić cień na kogoś innego.
– Czy to mogła zrobić kobieta?
– Tak. Znam co najmniej jedną zdolną do takiego czynu, ale nie sądzę, by ta kobieta miała powód. To zrobił mężczyzna. Bardzo zdolny i bardzo zły. Z pewnością posiadający skłonności sadystyczne.  
– Skoro zrobił to raz, może zrobić ponownie.
– Tak, kochanie. Świat jest pełen szaleńców, ale nie mówmy o tym, bo jedzenie na tym straci.
– Masz rację, przepraszam. Powinniśmy świętować. Jakkolwiek zastanawia mnie nasz syn. Mówiłam ci, że chwilami mam obawy. To moje dziecko, ale czasem nie rozumiem, dlaczego taki jest. Dałam mu więcej ciepła i uczucia niż Chloe.
– Nie wszystko jest do wyjaśnienia. Można mieć tylko nadzieje, ze może to ulegnie zmianie.
– Tak, musimy mieć taką nadzieję.
Pomagałem jej przy sałatce. Przygotowała już super kluseczki, sos pomidorowy i klopsy. Zupę mieli z wczoraj. Diana starała się zmieniać jadłospis i raczej nigdy nie karmiła nas więcej niż dwa dni tym samym posiłkiem. Jak już wspomniałem, nie bywałem często w domu, ale wiedziałem o tym, bo po przyjściu, zaglądałem czasem do lodówki.  
W końcu po czterdziestu minutach obiad czekał na spożycie.
– Pójdziesz po dzieci? – zapytała.
– Jasne.
Pomyślałem, że będę miał moment, aby nawiązać do nieskończonej rozmowy z Chloe.
Po chwili wszedłem już na górę i pierwsze kroki skierowałem do jej pokoju. Zapukałem.
– Otwarte – usłyszałem.
Czegoś słuchała, ale na tyle cicho, że słyszała pukanie, a miałem prawie pewność, że rozmawia z Aishą.
– Obiad gotowy – powiedziałem w drzwiach.
– Super. Nie wejdziesz? Jesteś zawsze mile widziany w moim pokoju.
Nie wyczułem kontekstu, nie widziałem żadnych reperkusji tamtego wieczoru, co prawdę mówiąc, mnie ucieszyło, bo takie sprawy mają zwykle oddźwięk psychiczny lub duchowy.
– Idę jeszcze do Remiego, więc tylko na chwilkę.
Przymknąłem drzwi.
– Odnośnie niedokończonej rozmowy. Mam poczucie humoru, tylko nie wyczułem, że żartujesz.
– Bo nie za bardzo mi ufasz. Ja mówiłam, że to miał być raz. Nie obawiaj się. Wiem, że bardziej to przezywasz niż ja.
– Powiedziałaś Aishy?
– Coś ty! Nawet najlepsze związki mają sekrety. Ty też nie wszystko mówisz mamie.
Poczułem lekkie zdziwienie. Miała rację.
– Sądzisz, że to powinna być jednym z tych spraw?
– To zależy od ciebie. Wiem, że by zrozumiała, ale możesz nie mówić Dianie, chyba że musisz.
– Jeszcze nie wiem. Kocham ją bardzo i sądzę, że jest najlepszą osobą, którą mogłem spotkać.
Powiedziałem to i od razu pomyślałem o Koi. Ale zamilczałem. Zwróciłem uwagę, że nazwała mamę po imieniu, ale nie drążyłem.
– Zaraz schodzę. Idź do tego mruka. Tak bym chciała nawiązać z nim relacje, a jest taki niedostępny. I nie jest to niczyja wina. Z pewnością nie twoja.  
Wyszedłem i zapukałem do Remiego.
– Wejdź tato.
Znowu wiedział.  
– Hej, synu. Obiad gotowy. Mama naprawdę dobrze gotuje.
– Tak, całkiem dobrze. Zaraz zejdę.
– To się cieszę.  
Odczekałem chwilkę, ale odczułem, że nie ma zamiaru o niczym rozmawiać.  
– To do zobaczenia na dole. Tylko nie ociągaj się, bo wszystko jest przygotowane.
– Będę za trzy minuty – odrzekł.
Wyszedłem z jego pokoju i wróciłem do kuchni. Diana zanosiła wszystko do salonu.
– Pomogę ci kochanie.
– Dzięki, już w zasadzie jest wszystko. Zostały tylko widelce, noże i łyżki.
– To przyniosę, a ty siadaj. Dzieci zejdą za dwie minuty.  
– Chloe?
– Szczęśliwa.
– Remi?
– Jak zawsze, nie rozumiem. Poważny jakby mu całą rodzinę wybili.
Diana popatrzyła na mnie uważnie.
– Dość mocne porównanie.
– Och, bo wciąż taki poważny. Chłopiec w jego wieku powinien być radosny.
– Może mu przejdzie, to taki wiek przejściowy.
– Tak, być może...
Przerwałem rozmowę, bo właśnie otworzył drzwi i zaczął iść w kierunku schodów. Znalazł się w połowie, kiedy córka wyszła ze swojego pokoju.
Po chwili siedzieliśmy wszyscy razem i zajadaliśmy pyszności, które przygotowała żona.  
Zerkałem ukradkiem na syna w nadziei, że dostrzegę jakiś cień dobrego humoru i się doczekałem.
– Jutro szkoła, ale są też i pozytywy. Stryjek Hajze wraca.
Chloe spojrzała na niego.
– Więcej cieszy cię to niż, że tata wrócił i to z dobrymi wieściami?
– Wcale się nie cieszę więcej – zaparł się.
– Tak odebrałam – Chloe wycofała pytanie lub bardziej stwierdzenie, widocznie nie chciała sporów.  
– Kiedy już wszystko oddam w ręce Hajze, zacznę rozglądać się za innym zajęciem.
Remi popatrzył na mnie.
– To George już nie będzie nas zawoził i przywoził?
– Na razie nie. Nie lubisz, jak mama was wiezie?
– George lepiej jeździł.
– To zrozumiałe, przecież zdobył kilka razy nagrody w poważnych wyścigach.
– Chloe, czy też tak uważasz, że źle prowadzę Rolls Royce? – Diana zapytała córkę.
Chyba bardzo się nie przejęła uwaga syna, bo nie dostrzegłem smutku na jej buzi.
– Jeździsz ostrożnie, ale dobrze...
– Nie powiedziałem, że mama źle jeździ, stwierdziłem tylko, że nasz kierowca robił to lepiej – próbował się bronić Remi.
– Jest w porządku synu – odpowiedziała Diana – nie czuję się urażona. Być może George wróci i będziesz w pełni zadowolony.
Wyczułem jednak, że odrobinkę sprawił jej przykrość, ale nie zamierzałem niczego mówić.  
– Jutro pojadę z Remim po Hajze. Czy ktoś jeszcze chce jechać ze mną?
– Mam dużo lekcji – odparła szybko, Chloe.
– Sądzę, że będzie zmęczony, chyba nie potrzebujecie mnie w wozie.
Diana nie musiała odpowiadać, wiedziałem, że nie pojedzie.
– Tak, pewnie będzie chciał jechać do domu –  popatrzyłem na wszystkich.
Przypomniałem sobie słowa mistrza Kenzi – Omury odnośnie mojego brata i opinię lub raczej osąd Hajze o moim synu. Oba zdania nie sprawiły mi radości. Miałem próbować mu pomóc. I co zrobiłem? Rzuciłem nim o ścianę i chciałem uderzyć. Miałem zaufanie do mistrza, w końcu nie należał do zwykłych ludzi. Czy widziałem zło u syna? Czy Hajze miał racje odnośnie Remiego, a może w kolejny sposób chciał wprowadzić zamieszanie i poróżnienie? Nie miałem pewności. Ciekawiło mnie, jak przyjmie decyzję zarządu Syndykatu.  

Obiad dobiegł końca i dzieci poszły na górę, a ja zabrałem się do zbierania talerzy i wszystkiego ze stołu. Ogólnie Chloe trzymała porządek u siebie i często pomagała żonie w sprzątaniu domu. Nie mogłem niczego powiedzieć na Remiego. Zawsze skrupulatny i zorganizowany. Czy chciałem rywalizować z Hajze o względy syna? Raczej o tym nie myślałem w ten sposób. Sądziłem, że kiedy zacznę spędzać z nim więcej czasu, wszystko ulegnie poprawie. Inaczej widziałem relacje z Chloe. To, co mieliśmy, siedziało niby zadra i sądziłem, że do końca życia tego nie zapomnę. Na szczęście nie dostrzegłem nawet najmniejszej skazy na jej zachowaniu. Postępowała nienagannie. Z jednej strony chciałem powiedzieć o tym Dianie, z drugiej myślałem, że jednak tego nie zrobię. Nie zamierzałem również opowiadać jej o bliskim spotkaniu z Rozalindą. Co wiedziałem na pewno to, że nigdy więcej nie dojdzie do takiej sytuacji z żadną inną kobietą, poza Dianą. Oczywiście nie uważałem, że jestem w porządku, lecz również nie miałem głębokiego poczucia winy. Przy porównaniu, oczywiście bardziej wpłynął na mnie kontakt z córką niż Rodriguez. Czy Brazylijka się zmieni? Prawdopodobnie nie. Spotkała wyjątkowego mężczyznę na swojej drodze i dzięki niemu uwierzyła, że nie jest tak bardzo brzydka i nieatrakcyjna.  Tak pewnie pomyślała. W końcu chyba każda kobieta chce się chociaż raz czuć kobietą. I w tym momencie coś mną wstrząsnęło. Być może obie pragnęły tego samego. Jedna została lesbijką z powodu bardzo złych doświadczeń z mężczyznami, dodatkowo nie uważała siebie sama za ładna i atrakcyjną. Chloe przeciwnie. Dokonała wyboru, jakkolwiek chciała chociaż raz poczuć, być kobietą w ten właściwy sposób. Oczywiście na to wpłynęło wiele czynników i dlatego wybrała mnie, chociaż dokonała najgorszego wyboru.  Odebrałem już w trakcie, że w tamtej chwili pozostawałem dla niej mężczyzną, a nie ojcem, jednak nie zmieniało to faktu, że byłem jej ojcem i nigdy nie powinno dojść do takiej sytuacji.  Ze zrozumiałych względów nie chciałem jej o to pytać. Wyglądało, że to ja miałem większy problem z tego powodu, że byliśmy blisko, niż ona. Szczerze, wyglądało, że nie wpłynęło to na nią w najmniejszym stopniu. Co do mnie, wiedziałem, że dam radę. Nigdy nie robiłem planów na dalszą przyszłość, ale pierwszy raz od wielu lat, przyszłość zaczęła rysować się w różowych kolorach.
Do końca dnia zajmowały nas zwykłe sprawy. Ponieważ miałem czas,  wysprzątałem garaż, chociaż nie panował tam wcale totalny bałagan.
Koło dziesiątej pożegnałem dzieci i wraz z Dianą poszliśmy do sypialni. Tym razem umyci leżeliśmy blisko. Przytuliła się jak dziecko i zasnęła. Patrzyłem chwilkę na jej ciemne włosy i czoło. Spała tak spokojnie.

Ranek jak co dzień. Poranna toaleta, śniadanie i podróż do szkoły. Diana chętnie pojechałaby razem z nami, ale ponieważ miałem jechać do pracy, została w domu. Hajze przylatywał około trzeciej, wiec Remi wiedział, że musi wcześniej wyjść ze szkoły. Zamierzałem poinformować dyrekcję i wykładowcę około lunchu. Poprzedniego dnia ustaliłem z Ahmedem, że zabierze Chloe wraz ze swoją córką do swojego domu i przywiezie ją około dziewiątej.
Przeszła mi krótka myśl, kiedy to zrobiły i gdzie. Skarciłem się od razu w duchu. Nie powinienem nawet o tym myśleć. Z drugiej strony gdybym nie wiedział, nigdy nie pomyślałbym nawet, że zarówno Aisha i moja córka, są sobie bliskie w ten wyjątkowy sposób.
Pożegnałem żonę i ruszyliśmy.
– Chloe chyba patrzyła na swoim telefonie odnośnie lekcji, Remi obserwował uliczny ruch.
– Przyjedziesz po mnie wcześniej?
Czasem pytał bezosobowo. Nidy nie mówił mi po imieniu, ale czasem ,jak w tej chwili zapominał dodawać: tato. Być może silne przeżycia z dzieciństwa spowodowały u mnie to, że nie potrafiłem mu zwracać o to uwagi. W większości wypadków używał słowa ojciec lub tata. Bardzo rzadko tytułował mnie ojcem. Najprawdopodobniej tytułował mojego brata, stryju, lub stryju Hajze. Natomiast miałem prawie pewność, że gdy rozmawiali sami, mówił mu po imieniu.  
– Oczywiście, synu. Będę około drugiej trzydzieści. Zawiadomię dyrekcję i twojego prowadzącego nauczyciela koło południa.
– Dobrze – odrzekł.
Dostrzegłem w tylnym lusterku, że córka patrzy na mnie.
– Nie będzie mnie cały dzień, chcesz, żebym zadzwoniła?
Przez chwilę mieliśmy kontakt wzrokowy.
– Jasne, będzie mi bardzo miło. Do mamy też zadzwonisz?
Wydęła usta.
– Och, dzwonię codziennie. Myślałam, że wiesz. I mama też dzwoni czasem do mnie, też byś mógł od czasu do czasu.
– Dobrze, nie wiedziałem, że chcesz.
– To już wiesz, że chcę – uśmiechnęła się miło.
Dojechaliśmy
– Niezłe korki panują rano.  
– Mieszkamy w dużym mieście, tato – powiedziała tylko.  
Pożegnali się szybko. Remi mnie przytulił, Chloe pocałowała w policzek. Wsunęła mi karteczkę do dłoni. Dostrzegłem, że zwracała uwagę czy brat nie widział. Kiedy odprowadziłem ich wzrokiem do drzwi szkoły, zerknąłem, co mi napisała.
,,Jesteś najlepszym ojcem na świecie. Nie dlatego, że wtedy. Dlatego, że teraz".
Zrozumiałem. Moja decyzja stanowiła dla niej bardzo ważną sprawę. Intuicyjnie czułem, że Remi nie jest zbyt mocno zachwycony moją decyzją. Dlatego nie chciałem nawet pytać, czy się cieszy, bo wiedziałem, że nie. Cóż, nie mogłem mu zabronić w przyszłości wybraniu tego, o czym wspomniał, że chce robić to, co ja. Mogłem tylko właściwą postawą przekonać go do zmiany decyzji. Ruszyłem w kierunku pracy.
Jak co dnia, na twarzy naszej sekretarki nie panował uśmiech. Na szczęście nie widziałem jej totalnie smutnej, również nigdy. Z jakiś nieznanych mi powodów nie uzewnętrzniała uczuć.  
– Dzień dobry Betty. Około południa jadę po brata na lotnisko. Gdyby zdarzyły się nadzwyczajnie ważne rozmowy, proszę połączyć na moją komórkę. W innych wypadkach niech rozmówca zostawi wiadomość lub ja do niego później oddzwonię. Jestem zainteresowany wiadomością od porucznika Morrisona, gdyby zadzwonił, proszę powiedzieć, żeby połączył się ze mną na moją komórkę, chociaż on i tak zwykle dzwoni właśnie w ten sposób.
– Dobrze, proszę pana.
– Betty, czy wszystko dobrze? – spróbowałem raz jeszcze.
– Nigdy nie jest zupełnie dobrze – odrzekła.
Poczułem nadzieję.
– W takim razie może mógłbym pomóc?
– Nie sądzę panie Parker.
W tym momencie przypomniałem sobie, że tytułowała mojego brata po imieniu, a mnie po nazwisku i per pan. Pomyślałem szybko, że być może w tej chwili jest doskonała okazja, żeby zapytać o powód, dlaczego tak jest.
– Betty, mam małe pytanie. Dlaczego tytułujesz mnie przez pan lub po nazwisku, natomiast mojego brata po imieniu?
Kobieta zmieniła się nieco na twarzy, ale tylko na małą chwilkę. Już po jej minię wiedziałem, że nie dowiem się wiele.
– Robię to z pewnego powodu, ale dokładniej wyjawić nie mogę.
– Dobrze, Betty. Chciałbym tylko wiedzieć, czy nie jestem godny, by mnie tytułować po imieniu?
Znowu krótki grymas przebiegł po jej twarzy.  
– Ależ nie, Panie Parker. Jest pan jak najbardziej godny, ale jeżeli mogę, pozostanę przy takim tytułowaniu. Głównie chodzi mi o respekt, proszę wybaczyć.
Spasowałem.
– Dobrze, Betty. Niech tak będzie. Szanuje twój wybór.
Ponieważ po jej twarzy poznałem, że z jej strony rozmowa jest skończona, poszedłem do mojego pokoju.  
Usiadłem za biurkiem. Pomyślałem o tym co mi powiedział Japończyk. Czyżby Hajze zajmował się jednak handlem dziećmi i ludźmi? Osobiście tego nie robił, co do tego miałem pewność, jednak mógł to koordynować. A co gorsza nadzorować. Najwięcej na świecie zaginięć dzieci notowano w Ameryce, ale na jednego mieszkańca, właśnie Anglia dzierżyła prym w tym bardzo złym procederze. Nie chciałem zaglądać do sejfu, zresztą nie mogłem, o ile zmienił kod dostępu. Hajze twierdził, że wszystkie dokumenty odnośnie naszych gangsterskich przedsięwziąć wkłada we wspólnym sejfie, ale przecież miał swój miał swój własny, a ja nie znałem cyfrowego hasła otwierającego jego tajemnice.  
Rzuciłem okiem na miecz, kopia wyglądała niemal identycznie jak oryginał. Jakkolwiek po otwarciu szklanej skrzynki, znawca nie miałby trudu odgadnąć, że jest to tania podróbka. Na szczęście mój brat nie znał się dobrze na białej broni. Pomyślałem, że skoro zarząd syndykatu nie ma nic przeciwko mojemu odejściu, to wkrótce będę mógł przynieść mój miecz, z powrotem i oczywiście poprosić Georga o powrót. Jeszcze nie otrzymałem od niego żadnej zaszyfrowanej wiadomości, ale spodziewałem się ją wkrótce otrzymać.  
Posprawdzałem ważniejsze informacje. Wszystko szło normalnym torem. Dziwne, prawda?   
Do tej pory traktowałem to jak normalny interes. Moja świadomość pozostawała ślepa i głucha, na fakt, że za tym procederem stały czyjeś łzy, cierpienie i smutek. Bo w końcu czym jest kryminalność jak nie gwałtem na czyjejś wolności, własności czy uczuciu?  
Przeszła mi krótka myśl, kiedy to zrobiły i gdzie. Skarciłem się od razu w duchu. Nie powinienem nawet o tym myśleć. Z drugiej strony gdybym nie wiedział, nigdy nie pomyślałbym nawet, że zarówno Aisha i moja córka, są sobie bliskie w ten wyjątkowy sposób.
Pożegnałem żonę i ruszyliśmy.
– Chloe chyba patrzyła na swoim telefonie odnośnie lekcji, Remi obserwował uliczny ruch.
– Przyjedziesz po mnie wcześniej?
Czasem pytał bezosobowo. Nidy nie mówił mi po imieniu, ale czasem ,jak w tej chwili zapominał dodawać: tato. Być może silne przeżycia z dzieciństwa spowodowały u mnie to, że nie potrafiłem mu zwracać o to uwagi. W większości wypadków używał słowa ojciec lub tata. Bardzo rzadko tytułował mnie ojcem. Najprawdopodobniej tytułował mojego brata, stryju, lub stryju Hajze. Natomiast miałem prawie pewność, że gdy rozmawiali sami, mówił mu po imieniu.  
– Oczywiście, synu. Będę około drugiej trzydzieści. Zawiadomię dyrekcję i twojego prowadzącego nauczyciela koło południa.
– Dobrze – odrzekł.
Dostrzegłem w tylnym lusterku, że córka patrzy na mnie.
– Nie będzie mnie cały dzień, chcesz, żebym zadzwoniła?
Przez chwilę mieliśmy kontakt wzrokowy.
– Jasne, będzie mi bardzo miło. Do mamy też zadzwonisz?
Wydęła usta.
– Och, dzwonię codziennie. Myślałam, że wiesz. I mama też dzwoni czasem do mnie, też byś mógł od czasu do czasu.
– Dobrze, nie wiedziałem, że chcesz.
– To już wiesz, że chcę – uśmiechnęła się miło.
Dojechaliśmy
– Niezłe korki panują rano.  
– Mieszkamy w dużym mieście, tato – powiedziała tylko.  
Pożegnali się szybko. Remi mnie przytulił, Chloe pocałowała w policzek. Wsunęła mi karteczkę do dłoni. Dostrzegłem, że zwracała uwagę czy brat nie widział. Kiedy odprowadziłem ich wzrokiem do drzwi szkoły, zerknąłem, co mi napisała.
,,Jesteś najlepszym ojcem na świecie. Nie dlatego, że wtedy. Dlatego, że teraz".
Zrozumiałem. Moja decyzja stanowiła dla niej bardzo ważną sprawę. Intuicyjnie czułem, że Remi nie jest zbyt mocno zachwycony moją decyzją. Dlatego nie chciałem nawet pytać, czy się cieszy, bo wiedziałem, że nie. Cóż, nie mogłem mu zabronić w przyszłości wybraniu tego, o czym wspomniał, że chce robić to, co ja. Mogłem tylko właściwą postawą przekonać go do zmiany decyzji. Ruszyłem w kierunku pracy.
Jak co dnia, na twarzy naszej sekretarki nie panował uśmiech. Na szczęście nie widziałem jej totalnie smutnej, również nigdy. Z jakiś nieznanych mi powodów nie uzewnętrzniała uczuć.  
– Dzień dobry Betty. Około południa jadę po brata na lotnisko. Gdyby zdarzyły się nadzwyczajnie ważne rozmowy, proszę połączyć na moją komórkę. W innych wypadkach niech rozmówca zostawi wiadomość lub ja do niego później oddzwonię. Jestem zainteresowany wiadomością od porucznika Morrisona, gdyby zadzwonił, proszę powiedzieć, żeby połączył się ze mną na moją komórkę, chociaż on i tak zwykle dzwoni właśnie w ten sposób.
– Dobrze, proszę pana.
– Betty, czy wszystko dobrze? – spróbowałem raz jeszcze.
– Nigdy nie jest zupełnie dobrze – odrzekła.
Poczułem nadzieję.
– W takim razie może mógłbym pomóc?
– Nie sądzę panie Parker.
W tym momencie przypomniałem sobie, że tytułowała mojego brata po imieniu, a mnie po nazwisku i per pan. Pomyślałem szybko, że być może w tej chwili jest doskonała okazja, żeby zapytać o powód, dlaczego tak jest.
– Betty, mam małe pytanie. Dlaczego tytułujesz mnie przez pan lub po nazwisku, natomiast mojego brata po imieniu?
Kobieta zmieniła się nieco na twarzy, ale tylko na małą chwilkę. Już po jej minię wiedziałem, że nie dowiem się wiele.
– Robię to z pewnego powodu, ale dokładniej wyjawić nie mogę.
– Dobrze, Betty. Chciałbym tylko wiedzieć, czy nie jestem godny, by mnie tytułować po imieniu?
Znowu krótki grymas przebiegł po jej twarzy.  
– Ależ nie, Panie Parker. Jest pan jak najbardziej godny, ale jeżeli mogę, pozostanę przy takim tytułowaniu. Głównie chodzi mi o respekt, proszę wybaczyć.
Spasowałem.
– Dobrze, Betty. Niech tak będzie. Szanuje twój wybór.
Ponieważ po jej twarzy poznałem, że z jej strony rozmowa jest skończona, poszedłem do mojego pokoju.  
Usiadłem za biurkiem. Pomyślałem o tym co mi powiedział Japończyk. Czyżby Hajze zajmował się jednak handlem dziećmi i ludźmi? Osobiście tego nie robił, co do tego miałem pewność, jednak mógł to koordynować. A co gorsza nadzorować. Najwięcej na świecie zaginięć dzieci notowano w Ameryce, ale na jednego mieszkańca, właśnie Anglia dzierżyła prym w tym bardzo złym procederze. Nie chciałem zaglądać do sejfu, zresztą nie mogłem, o ile zmienił kod dostępu. Hajze twierdził, że wszystkie dokumenty odnośnie naszych gangsterskich przedsięwziąć wkłada we wspólnym sejfie, ale przecież miał swój miał swój własny, a ja nie znałem cyfrowego hasła otwierającego jego tajemnice.  
Rzuciłem okiem na miecz, kopia wyglądała niemal identycznie jak oryginał. Jakkolwiek po otwarciu szklanej skrzynki, znawca nie miałby trudu odgadnąć, że jest to tania podróbka. Na szczęście mój brat nie znał się dobrze na białej broni. Pomyślałem, że skoro zarząd syndykatu nie ma nic przeciwko mojemu odejściu, to wkrótce będę mógł przynieść mój miecz, z powrotem i oczywiście poprosić Georga o powrót. Jeszcze nie otrzymałem od niego żadnej zaszyfrowanej wiadomości, ale spodziewałem się ją wkrótce otrzymać.  
Posprawdzałem ważniejsze informacje. Wszystko szło normalnym torem. Dziwne, prawda?   
Do tej pory traktowałem to jak normalny interes. Moja świadomość pozostawała ślepa i głucha, na fakt, że za tym procederem stały czyjeś łzy, cierpienie i smutek. Bo w końcu czym jest kryminalność jak nie gwałtem na czyjejś wolności, własności czy uczuciu?

Sapphire77

opublikował opowiadanie w kategorii dramat i obyczajowe, użył 5083 słów i 29029 znaków, zaktualizował 24 lut o 8:59.

Dodaj komentarz