Deszcz 12

– Tak odczułem. Przeniosłaś się tutaj zaraz po tym kiedy ojciec cię skrzywdził. Miałaś dwadzieścia lat?
– Dziewiętnaście i mieszkam tutaj tak długo. Tak mu ufałam, nie rozumiem, dlaczego to zrobił i to we śnie. Czy umrę?
– Nie wiem. Mam pewne własności. Musisz się przebrać w coś, co nie ma chemii, ale obawiam się, że wszystko, co masz tutaj, jest napromieniowane.  
– Czyli nic z  ubrań, które mam tutaj, nie mogę użyć?
– Prawdopodobnie trująca dawka w odzieży jest minimalna, jednak odradzam.  
– Czy to coś nie przeszkodzi w terapii? Coś czytałam, że są uzdrawiacze.
– Dobre pytanie. Chcesz pojechać do hotelu?
– Czuje się dobrze psychicznie w tym domu. Co prawda tydzień temu zrobiłam badania, bo bolało mnie kolano.  
Camila zajrzała do skrzynki. Przejrzałą pocztę. Zastygła.
– To list ze szpitala, proszą o natychmiastowy kontakt...
Spojrzała na mnie.
– Wiesz, kiedy dotknęłam twojej dłoni w samochodzie, poczułam dziwny miły prąd.
– Ja nic nie odczułem kiedy mi podałaś rękę podczas naszego poznania. Prawdopodobnie jeszcze wówczas mi nie ufałaś.
– Teraz ci ufam jeszcze bardziej. Przez chwilę pomyślałam...
– Domyślam się. Odczułaś wcześniej, że jesteś dla mnie atrakcyjna. Tylko to byłoby niedorzeczne.
– To chyba dlatego, że na chwilę wszystko wróciło. Człowiek, którego kochałam i ufałam całkowicie...
Wtuliła się w moje ramiona i cicho płakała. Czekałem, aż skończy.  
– Mogę zobaczyć twoją szafę z ubraniami, muszę znaleźć coś z jedwabiu, lnu czy bawełny.
– Teraz ciężko dostać, a jeżeli już, to jest bardzo drogie. Mam starą lnianą sukienkę.
Weszliśmy do sypialni.
– Chyba to jest tam – pokazałem na podłogę, blisko łóżka.
– Tam jest piwnica.
– Zobaczę. Mogę?
– Oczywiście. Pójść z tobą?
– Raczej nie.
– Dalszego? – zdziwiła się kobieta.
– Powód jest taki, że radiacja zwiększa się do drugiej potęg w zależności od odległości. Od kiedy samoobrona twojego organizmu się załamała, jesteś dużo bardziej podatna. To cud, że się spotkaliśmy. Po każdym następnym dniu by ci się pogarszało.
Kobieta usiadła i uchwyciła głowę w dłonie.
– Nie chcę umierać. Zycie nie potraktowało mnie dobrze, a teraz gdy poznałam mojego wybranego, jestem chora i umrę... – zaczęła płakać.
Zrobiło mi się przykro. Chciałem pomóc i pewnie mogłem, tylko nie wiedziałem jak mocno. Nagle sobie coś uprzytomniłem. Miałem miecz i potrzebowałem go ukryć. Domek Camilli znajdował się przy małym lasku. Sądząc po okolicy, niewiele ludzi tu przychodziło.
– Camilo, czy zostawisz mi klucze, jutro przyjadę tu i sam znajdę tę truciznę. Być może będę mógł sam usunąć. Bo wy wyjedziecie, ale ktoś może tu zamieszkać i po jakimś czasie też zachoruje.
– Jak wyjadę jeżeli jestem chora i pewnie mam raka? Lekarze dają trucizny, które osłabiają, a w najlepszym razie utną mi nogę – znowu zaczęła płakać.
Podszedłem do niej i delikatnie ująłem jej ramiona.
– Camilo, postaram się ci pomóc. Pomyślałem... Masz klucze do domu Georga?
– Tak, a czemu?
– Bo tam nie ma radiacji, i pewnie znajdziemy coś dla ciebie do ubrania. Jeżeli zacznę ci pomagać, napromieniowanie w odzieży zacznie rosnąć.
– Rozumiem. Dobrze, to jedźmy od razu, bo mówiłeś, że obecność Georga by przeszkadzała...
– Nie o to chodzi, on by cię tylko rozpraszał. Ty powinnaś być wyciszona. Wiem, co zrobić, ale kiedy twój ukochany byłby blisko, byłoby ci trudno. Jedźmy.
Camila wciąż smutna i podłamana wsiadła do żółtego Lamborghini. Wiedziałem gdzie mieszka mój przyjaciel. Dochodziła druga trzydzieści, kiedy dojechaliśmy do domu Georga.
– Co teraz ? – zapytała.
– Poszukaj coś do ubrania, najlepiej z bawełny.  
– Sądzisz, że moje ubranie jest napromieniowane?
– Widzę – odrzekłem. Tu jest bardzo dobrze, ale dopiero kiedy zacznie płynąć energia przez ciebie, będę mógł wiedzieć, jak dalece ci pomogę.
Uśmiechnęła się smutno.
– Nie chce umierać.
Powiedziała to po raz drugi. Podszedłem do niej i delikatnie ja przytuliłem.  
– Zrobię wszystko, by ci pomóc.
– Wierzę.  
Poszła do sypialni mojego kierowcy.
– Nie ma tu damskich ciuchów. Znalazłam kilka koszulek i spodenek z bawełny.
– To wystarczy.
Poszła do łazienki i wróciła, mając na sobie za dużą na nią koszulkę i jego spodenki. Wyglądała trochę śmiesznie, ale nie było mi do śmiechu, a tym bardziej jej. Spoczęła na skórzanej kanapie.  
– Wybacz, Camilo. Georg ma specjalne łoże do ćwiczeń w swoim pokoju. Będzie najlepsze, bo być może będę musiał być z każdej strony.
Camila usiadła na kanapie, a ja poszedłem do jego siłowni. To trochę ważyło, ale nie chciałem jej tu zapraszać, ponieważ stal nie wpływa dobrze na tego rodzaju terapię. Wróciłem z pustymi rękami. Rzuciłem okiem po salonie i wziąłem wełniany koc.
– Wełna dobrze działa – rzekłem.
Camila popatrzyła na mnie wnikliwie.
– Jesteś dobrym człowiekiem, chyba najlepszym, jakiego spotkałam.  
– Och, nie mów tak. Robię tyle złych rzeczy.
– Kiedy poznałam Georga, dał mi promyk nadziei i się nie zawiodłam, lecz ty świecisz światem.
– Od małego mówiono mi w Japonii, że jestem dobry, a robiłem złe rzeczy, dlatego chcę z tym skończyć.
Popatrzyła na mnie swoimi ładnymi oczami. Pasowały do jej jasnej skóry i włosów.
– Czy ubranie zabiera część energii?
– Niewiele, a czemu pytasz?
– Jeśli chcesz, mogę być nago.
 Nieco mnie zaskoczyła tą propozycją. Musiała mieć do mnie całkowite zaufanie. Nie mogłoby być lepiej. Odizolowany od ziemi stolik, okryty wełnianym kocem i ona bez niczego. Tylko nie wiedziałem, czy mnie to mnie zdekoncentruje.
– Camilo, rozumiem, że mi ufasz całkowicie.
– Tak. Wiem, że mi chcesz pomóc, a ja chcę uzyskać maksymalną dawkę energii. Czytałam o tym, ale prawdę mówiąc, nie wierzyłam.
– Możesz pozostać w ubraniu – rzekłem.
– Zrobię, jak mówiłam.  
Zdjęła koszulkę i spodenki. Była trochę chuda, ale tylko odrobinę. Być może choroba sprawiała, że brakowało jej kilka kilogramów. Była piękna, pierwszy raz widziałem jasnozłote owłosienie. To mnie na moment zdekoncentrowało, w końcu byłem mężczyzną, ale dałem sobie z tym radę dosłownie po trzydziestu sekundach. Camila położyła się na plecach. Poszedłem umyć ręce. Wytarłam je w ręcznik i wróciłem. Leżała spokojnie.
– Może trochę boleć, jeśli tak będzie, nie miej obaw. To dobry znak.  
– Myślisz, że rak jest umiejscowiony w kolanie i tam będziesz trzymał dłonie?
– Nie. Ja pobudzę twoje wnętrze do walki z tym. To trochę mnie osłabi. Pamiętałem jak dzisiaj, kiedy pomogłem Koi. Byłem aż dwa dni zmęczony. Teraz już spróbuj się wyciszyć.
Zamknęła oczy. Dotknąłem jej skroni, potem położyłem jedną dłoń na sercu, drugą na czole. Sam przymknąłem oczy. Czekałem. Po jakimś czasie poczułem, że uchodzi ze mnie ta dziwna moc. Temperatura moich dłoni wzrosła z ciepłych do gorących. Musiałem zmieniać położenie rąk. Doładowywałem jej śledzionę i brzuch. Ona jęknęła z bólu, potem głośniej. Widziałem wewnętrznymi oczami, jak złota aura ze mnie zderza się z czarną u niej. Trwało to chwilę. Stałem, ale czułem, że słabnę. Nagle jęknęła przeciągle i zobaczyłem, że będzie żyć. Bardzo mocno chłonęła moją moc. Pewnie z powodu, że mi całkowicie ufała. Teraz tylko położyłem swoje dłonie na jej kolanach. Jedno było zdrowe, drugie lekko chore, ale źródło choroby już wyszło z jej ciała. Wiedziałem w jakiś sposób, że wszystkie choroby mają podłoże duchowe, niematerialne. Wiedziałem, że za dwa tygodnie poczuje zmianę.  
– Udało się Camilo, będziesz żyć i za dwa lub trzy tygodnie zaczniesz czuć wzrost witalności. I przez miesiąc dobrze by było gdybyście powstrzymali się przed zbliżeniem.
– Euri, my jeszcze nie...
– Och, doprawdy?
– Ja już chciałam, ale George troszkę jeszcze to odwlekał.
– Miał dobre przeczucie. W twoim stanie to by ci odbierało energie. Zdrowa kobieta dostaje coś od mężczyzny, o ile kochają w duchu.
Wstała i delikatnie pocałowała moje usta.  
– Dziękuję, już czuję różnice. To niesamowite.
– Tak, trudno to pojąć.
Straciłem równowagę i musiałem usiąść. Nie chciałem mówić Camilli, że jestem osłabiony.  
– To ubierz coś z jego ubrań. Ja mu przekaże wiadomość. Najlepiej jakbyś dwie godziny pospała. Załóż inne niż poprzednio.
– Musimy zrobić zdjęcia...
– Tak, ale kiedy wstaniesz, będzie dopiero piąta. Pracownia jest otwarta do siódmej. George dowiezie mi zdjęcia, a ja dalej wszystko załatwię. To nawet dobrze, że tak będzie.  
Poszła go jego sypialni i po chwili wróciła ubrana w długą bawełnianą koszulę i przytliła mnie ponownie.
– Nigdy ci tego nie zapomnę – szepnęła.  
Ułożyła swoje smukłe ciało na kanapie. Nakryłem ją pledem. Zasnęła prawie natychmiast.
Byłem słaby. A musiałem jeszcze dużo zrobić.
Zadzwoniłem do mojego kierowcy.  
– Camila jest w twoim domu. Wszystko ci opowie. Zrobicie zdjęcia i dostarczysz mi je, pewnie około dziesiątej. Nie krepuj się, że wpadniesz późno. Ja mam kilka rzeczy do zrobienia. Niestety nie możesz iść do jej domu po nic. Wszystko kupicie dla niej nowe.
– Rozumiem, że coś się stało. Czy z nią jest dobrze?
– Teraz już tak, muszę kończyć.
– Euri...
– Tak.
– Czy z tobą wszystko dobrze?
– Jestem trochę słaby, ale to minie. Do usłyszenia.
Kiedy skończyłem rozmawiać, chciałem pojechać do jej domku. Uznałem jednak, że nie mogę tego zrobić. Musiałem troszkę wzmocnić moją energię. Potrzebowałem sam pomocy, ale nie było w koło ani mistrza Kenzi – Omura ani Koi. Pomyślałem, że być może Diana mi troszkę pomoże. Chloe miała nieco więcej energii, ale ze zrozumiałych powodów nie chciałem jej pomocy. Po prostu wiedziałem, że kiedy zacznie mnie tulić, może zechcieć znowu. Młode niedoświadczone ciało nie potrafi odczuć różnicy energii.
Musiałem wrócić do domu. Dzieci przyjechały, a George odjechał.
– Co ci skarbie? – zapytała Diana.  
– Powiem ci później, teraz muszę odpocząć. Wieczorem poproszę cię o specjalny masaż. Powiem ci, co powinnaś zrobić.  
– Dobrze, kochanie.
Widziałem, że Chloe na mnie patrzy. Kiedy poszedłem do sypialni, zapukała i weszła.
– Tatusiu, czy coś nie tak?
– Muszę odpocząć.
– Czy to nie wiąże z tym... no wiesz?
– Nie skarbie, wszystko dobrze.
– Kocham cię i dziękuję. Będę pamiętać do końca życia.
Delikatnie pocałowała moje usta, ale inaczej niż poprzednio. To była czysta miłość bez minimalnego nawet pożądania. Kiedy wyszła, zasnąłem.
Obudziła mnie Diana.
– Przyszedł George i przyniósł zdjęcia.  
Wiedziałem, że sen mi pomógł. Byłem słaby, ale dużo mocniejszy niż trzy godziny temu.  
– Dobrze, za minutkę przyjdę.  
Diana odeszła, pewnie by George nie czuł się ignorowany.
Wstałem, przeciągnąłem kilkakrotnie dłońmi po policzkach, żeby usunąć resztki snu i poszedłem do niego. Stał w drzwiach.
– Wejdziesz?
– Camila jest sama. Dziękuję za to co uczyniłeś. Jesteś pewny, Euri, że musimy wyjechać?
– Tak, nie dam rady ochronić was wszystkich, w najgorszym  razie.
– Dobrze. Zatem pojedziemy i będziemy czekać na wiadomość. Na naszą utajoną skrzynkę pocztową przyślę adres lub kontakt.
– Dobrze.
Diana słuchała i była wystraszona.
– Euri, powiesz mi wszystko, czego nie wiem?
– Tak kochanie. Wy pojedziecie w inne miejsce.
– Nigdzie się nie ruszę. Jestem z tobą na dobre i złe. Nie pojadę.
– A dzieci?
– Kochanie, nie rozmawiajmy o tym teraz – poprosiła.
– Dobrze. George, napijesz się czegoś lub może jesteś głodny?
– Nie dziękuję. Muszę lecieć.  
– Jutro jak zawieziesz dzieci do szkoły, przyjedziesz do mojego biura. Wszystko powinno być gotowe. Tam, gdzie pojedziecie, są ubrania z bawełny, lepszej niż tutejsza. Kup Camili tylko coś na drogę. Nie powinna zabierać nic z tamtego domu.
– Jest tym zmartwiona, ale rozumie. Mówiła mi o tej terapii, z miejsca odczuła pozytywną różnicę. Gdyby nie ty...
Podszedł do mnie i przytulił mnie mocno i ciepło.
Zostawił sporą kopertę z dokumentami i wyszedł...
– Powiesz? – zapytała cicho.
– Jadę za dwa dni do Nowego Jorku. Wiedzą, że chcę odejść. Najbardziej liberalna osoba z trójki, która tym zarządza, przyjęła to sucho i źle. Chcę wysłuchać ich powody, dlaczego nie chcą, bym odszedł, ale i tak nie zmienię zdania.
– Czy zabija nas w najgorszym razie?
– W najgorszym zabija mnie. Dlaczego was by mieli?
– Abyś czuł ból...
– Nie zrobią tego – słaby i pewnie wymuszony uśmiech zastygł chwilę na moim licu.
– Wiem, że będziesz nas bronił. Ale i tak zostanę przy tobie. Powiedzieć dzieciom?
– Chloe, bo Remiemu i tak Hajze przekaże.
– Boże, dlaczego tak jest?
– Widzisz kochanie, może nie powinienem wyjeżdżać z Japonii, ale wówczas nie poznałbym ciebie i nie mielibyśmy naszych dzieci. Ale pamiętaj, że to jest najgorsza opcja, a ja chcę doprowadzić do najlepszej.  
– A co z Camilą, bo nie za bardzo zrozumiałam?
– Odkryłem, że ma raka. Potem byłem z nią w jej domu i mam prawie pewność, że jest tam, w piwnicy lub głębiej, substancja promieniotwórcza. Mam dar uleczania i pomogłem. Nie może jednak tam wrócić i zabierać czegokolwiek, bo wszystko jest tam napromieniowane.
– Znaczy, jest tam materiał radioaktywny jak w bombie atomowej?
– Nie. Dużo rzeczy promieniuje. Pary rtęci, azbest i jeszcze coś. Być może ma osłabiony system, lub ...
– Co?
– Została skrzywdzona przez osobę, której całkowicie ufała, uciekła i tam zamieszkała. Być może wówczas jej ciało straciło ochronę. Dopiero niedawno poznała Georga i to jest pierwszy mężczyzna, który jej zaczął dawać życie i szczęście.
– I dlatego byłeś taki wyczerpany?
– Tak, ale jest już lepiej. Muszę tam wrócić przed wyjazdem i ukryć w okolicznym lasku, miecz. Nie ufam do końca Hajze. On wraca w środę, a ja lecę do Nowego Jorku w czwartek rano. Muszę ukryć oryginalny, a wstawić za szkło podróbkę. To załatwię jutro, a potem ukryję miecz. Nie ufam bratu.
– Czemu to nas spotyka? Musisz wyjść?
– Tak. Oddam zdjęcia, a jutro rano odbiorę fałszywe paszporty dla Camilli i Georga. Potem kupią bilety i polecą w nieznane.
– Dasz im pieniądze?
– Tak, na długi czas. Jeżeli wszystko będzie dobrze, spotkamy ich. George jest uczciwy, to ja im zaproponowałem.
– Dobrze, to jedź. Jest coś...
– O co chodzi?
– Remi. Stał się dziwny. Zawsze zachowywał się tak zimno, mimo że dawałam mu nawet więcej uczucia niż Chloe, ale ostatnio przypomina lód.
– Każdy inaczej przeżywa. Będzie dobrze
Pocałowałem ją delikatnie w usta i wyszedłem.
Dopiero w samochodzie zacząłem uświadamiać sobie, jak byłem głupi. Mogłem zacząć inaczej. Poznałem Dianę, powinienem od razu z tym skończyć, a właściwie nie zaczynać. Wówczas jeszcze Hajze wszystkim zarządzał. Ale teraz mieliśmy taką sytuację i musiałem znaleźć rozwiązanie. Najlepsze możliwe i od tego momentu nie powinienem popełniać więcej błędów.
To dziwne, prawie nigdy nie używałem mojego najdroższego samochodu, który kosztował ponad pół miliona dolarów amerykańskich. Jeździł nim George. Ja płaciłem za wszystko i jeszcze oczywiście płaciłem mu pensję. Ogólnie lubiłem ładne i dobre rzeczy, ale naprawdę zależało mi na rodzinie. Jednakże po moich czynach nie można było tego poznać. Kiedy inne dzieci spędzały z rodzicami soboty, ja zawsze robiłem coś innego. Tylko w niedziele i to średnio raz na dwa miesiące, bywałem w domu.  
– Dojechałem do Hansa Kleina, pochodził z Izraela, a miał niemieckie nazwisko i imię. Prawdopodobnie posiadał najlepsze zdolności w mieście do fałszowania dokumentów. To, że chciałem im załatwić takie dokumenty, nie pozostawiało pytań. Z prawdziwymi mogliby być namierzeni w kilka dni. Chciałem zapewnić im bezpieczeństwo, a dopiero jak już wyjadą, dokładnie przemyśleć strategię jak uchronić najbezpieczniej własną rodzinę. Cieszyłem się w duchu, że pomogłem Camilli. W końcu ona i mój przyjaciel będą mogli się rozkoszować swoją miłością, o czym nie myślałem, że jako moi bliscy w duchu ludzie, będą się martwić o mnie. Ale podświadomie sądziłem, że moje obawy są wyolbrzymione, a cała sprawa wyjaśni się szybko i będę wolny. I nareszcie się stanę dobrym mężem i ojcem.  
– Witaj Hans. Mam prośbę. Potrzebuję na jutro rano dokumenty dla dwóch osób. Z wejściem do rządowych danych.  
– To będzie kosztować podwójnie.
– Czyli?
– Dziesięć tysięcy.
– Sporo.
– Od osoby?
– Nie da się taniej niż dwadzieścia tysięcy dolarów?
– Funtów, myślałeś panie Parker, że dolarów?
– Tak myślałem.
– Masz pan, panie Parker zdjęcia?
– Oczywiście.
– To o dziewiątej będą gotowe. Zwykle biorę połowę z góry, ale od takiego klienta jak pan, nie muszę. Do jutra panu, panie Parker. Dobry z pana człowiek, ale interes jest interes.  
Typowy Żyd, pomyślałem.  
– Do jutra.
Teraz miecz, przeleciało mi przez głowę. Kolejny spec od podróbek. Irlandczyk. Miał sklep z używanymi różnymi rzeczami. Sprzedawał też broń. Jego hobby i specjalność to właśnie podróbki starych mieczy. Miał na imię Derek Clayton. Zadzwoniłem i kiedy miałem pewność, że mi od razu pomoże, dopiero podjechałem.  
– Co tam mamy tym razem? Jakiś stary pistolet jak ostatnio?
– Miecz. Zrób, co trzeba, aby wyglądał identycznie,  
Kiedy mu pokazałem oryginał, aż gwizdnął.
– To ma parę setek lat.  
– Istotnie.
– Jeżeli chcesz sprzedać, to moja robota na nic, ale ty nie sprzedajesz...
Popatrzy na mnie.
– Rozumiem. Chcesz mieć, żeby inni myśleli, że to oryginał.
– Dokładnie.
– Taki miecz będzie kosztował dwieście funtów. Ostrze Mam prawie identyczne ostrze, muszę przerobić tylko uchwyt. Zobaczę tylko coś ważnego i mogę brać się do roboty. Na kiedy potrzebujesz?
– Jutro po południu.
– Nie ma problemu.  
Wszędzie za nim chodziłem, tak na wszelki wypadek. Pobrał próbkę rękojeści.
– To nie oryginalna, ma trochę więcej niż pięćdziesiąt lat.  
– Wiem o tym.  
– Dwieście funtów, przy odbiorze, tak?  
– Muszę trochę poszczerbić swój... Świetna broń – dodał.
– Dobrze.
– Możesz przyjść o czwartej.
– Będę o szóstej.
– Czy wszystko dobrze? Źle wyglądasz...
– Tak, troszkę, ale przejdzie.  
Pożegnałem go szybko. Pomyślałem przez sekundę, że wciąż jestem tak zajęty, że w zasadzie nie mam czasu żyć. Miałem nadzieję, że skończę ten interes i w końcu zacznę.
Po pięciu minutach jechałem już do domku Camilli. Kiedy dojechałem, wziąłem łopatę i poszedłem do lasu. Ciemniało, więc odczekałem jeszcze parę minut. Kiedy już zapadła ciemność, ruszyłem. Nie używałem latarki, dobrze poruszałem się w ciemności.
Na szczęście nie dostrzegłem nikogo. Poza mieczem chciałem zakopać czyste sztabki złota, o łącznej wartości około dwudziestu tysięcy dolarów. Po kwadransie wszystko ukryłem w brezencie, zasypałem i pokryłem liśćmi. Leżały tu od zeszłej jesieni i nikt ich nie zbierał. Większość zgniła, ale nie wszystkie. Mieliśmy koniec października i wkrótce nowe wszystko pokryją, pomyślałem.
Dopiero wówczas poszedłem do domku. Właściwie czy to konieczność, pomyślałem. Wartość posesji nie przekraczała dwustu tysięcy funtów. W czasie ich nieobecności, nikt tu nie będzie mieszkał, bo nie wspomniała ani o sprzedaży lub wynajmie. Camila miała pozytywne nastawienie do tego miejsca. A nie chciałem czekać, aż wrócą. Chciałem usunąć trucizny, nie pomyślałem, że wszystko jest napromieniowane, chociaż bardziej subtelnym promieniowaniem niż radioaktywnym. Powinienem od razu wiedzieć, że kobieta miała bardzo specjalne pole życiowe i nawet taka dawka promieniowania by jej mogła po czasie zaszkodzić. Miałem w planie przygotować im gniazdko zaraz po ich powrocie, aby mieli gdzie żyć. Dla delikatnej i artystycznej duszy Kamili centrum Londynu w kondominium nie stanowiło najlepszego wyboru. Być może potem sobie kupią coś innego, pomyślałem.  
Kiedy tylko wszedłem, odczułem złowrogie promieniowanie. Gdybym nie przyjął tej dawki kiedy ja leczyłem, prawdopodobnie te trucizny nie spowodowałyby niczego w moim organizmie. Teraz to działało na zasadzie przeciwnym do homeopatii. Otworzyłem drzwi i wszedłem do piwnicy. Mimo złowrogiego działania substancji zdołałem ją zlokalizować. Znajdowała się w piecu. I odkryłem dwie. Piec miał sporo lat i jako izolacje użyto azbestu. Codzienne podgrzewanie zrobiło swoje. Szukałem rtęci i też znalazłem. Stary termometr do mierzenia temperatury wody, miał pęknięcie. W takim miejscu, że ciepło pieca częściowo zamieniało ciecz w parę, by potem znowu się skroplić. To wszystko nie miało sensu. Przez tyle lat rtęć powinna wyparować. Czemu Camila nie wzięła fachowców? Gdyby całkiem pękł, mogła to odkryć. Małe pęknięcie powodowało, że od wielu lat minimalne opary wchodziły do wód cyklu zamkniętego, które ogrzewała mieszkanie. Zakrawało to na farsę, że przez tyle lat Camilla nic nie odkryła.
   Wyszedłem z budynku kompletnie wyczerpany i osłabiony. Pierwsze co musiałem załatwić jutro to wezwać specjalną grupę ludzi, żeby usunęli piec i całkowicie zmienili system nagrzewczy.
Ledwo doszedłem do samochodu. Dojechałem do domu kompletnie wykończony.
Diana na mój widok zrobiła smutną minę.
– Euri, nie powinieneś był tam jechać.
– Może masz rację, ale wiesz, jaki jestem. Już wiem, co trzeba usunąć i zmienić. Teraz już dojdę do siebie.
Chloe przyszła z góry.
– Tatusiu, co ci jest? – przytuliła mnie ciepło.
– Nic takiego, wszystko będzie dobrze.
Popatrzyła na nas.
– Wyczuwam coś niedobrego, mogę wiedzieć?
Diana popatrzyła na mnie i na nią.
– Ja jej powiem, a ty się połóż.
– Muszę się umyć, zapal mi kadzidełka w sypialni. Te z zielonego pudełku.
Dowlokłem się do kabiny. Mycie sprawiło mi trudność. Kiedy doszedłem do sypialni, roznosił się już woń dymu. To oczyszczało nie tylko powietrze, ale głównie wzmacniało czi, czyli energię. Weszła Chloe, ja stałem w bokserkach.  
– Nie zapukałaś.
– Wybacz, sądziłam, że jesteś ubrany. Widziałam, że zabrałeś szlafrok z łazienki. Mama mi powiedziała. Trzeba być dobrej myśli.
– Też tak myślę.
– Mogę cię przytulić, może cię wzmocnię.
– Dobrze – uśmiechnąłem się.
Poczułem się dobrze gdy mnie przytuliła. Dostałem potężną dawkę mocy. Tuliła mnie bez jakichkolwiek odczuć natury fizycznej. Miałem co do tego pewność.
– Wybacz córeczko, powinienem dawno to zrobić, zanim się urodziłaś.
Po chwili wyszła, a ja się położyłem i zasnąłem od razu jak zabity.
   Obudziłem się, a właściwie obudziła mnie żona.
– Jest siódma, jak się czujesz?
– Troszkę lepiej. Powinno być dobrze. Przyjdź do mnie za pół godziny.
Wyszła. Zwlokłem się z łóżka. Zrobiłem poranne czynności i dopiero usiadłem w pozycji do medytacji. Kenzi – Omura nauczył nas, mnie i Koi niezwykle wzmacniającej techniki oddechowej. Wiedziałem, że dopiero po powrocie z Nowego Jorku użyję akupunktury. Najpierw organizm musiał wyzbyć się wpływu toksyny. Gdybym teraz użył igieł, mógłbym umrzeć. Po dwudziestu minutach czułem poprawę. Przyszła żona i popatrzyła na mnie.
– Będzie dobrze, kochanie.

Sapphire77

opublikował opowiadanie w kategorii dramat i przygodowe, użył 4159 słów i 24023 znaków.

Dodaj komentarz