Szukałem cię cz.5

Szukałem cię cz.5Weszli do jego pokoju, który po brzegi wypełniała przyjemna dla uszu cisza. Dopiero w tym miejscu dziewczyna mogła wsłuchać się w głos swojego serca i odpocząć od długotrwałego zamieszania, chaosu myśli, teorii spiskowych, ciężkiej przeszłości. Jednakże po chwili spytała sama siebie: „Co ja tu robię?” i… nagle wszystkie przydzielone jej zadania ponownie ją nawiedziły. Przeniosła zamyślony wzrok na Alejandra, który patrzył na nią zniecierpliwiony:
-Mówię do ciebie! Co ci jest?
-Ymmm… Nic…- wzruszyła ramionami. Mocno potarła sobie skronie. Głowa jej pękała. Dziewczyna ledwo co wytrzymywała napięcie ciągnące się za nią od kilku ostatnich dni. Pragnęła odpocząć, lecz nie było na to czasu.  
-Chciałaś, żebym ci pomógł.
-I nadal chcę- westchnęła, ponownie wzruszając ramionami w geście zrezygnowania.- Co dla mnie przygotowałeś?
-Przede wszystkim- masz mnie dokładnie wysłuchać. Potem dam ci odpowiednie rzeczy…
-Dobrze- zgodziła się natychmiast, kiwając przekonująco głową.- Więc?
-Mam świadomość tego, że to wszystko dzieje się dla ciebie za szybko, ale nie można czekać. Jesteś najwidoczniej odpowiednią osobą na odpowiednim miejscu- zaczął chodzić wokół niej, starannie wypowiadając każde słowo.- Król Oktawiusz jest naszym wrogiem. Ma trzech synów. Jego celem jest nasz jedyny następca tronu- książę Miguel. Twoim zadaniem będzie ochrona królewicza nawet za cenę własnego życia i zabicie przeciwników.  
-Masz na myśli króla i jego synów?- spytała przerażonym głosem, głośno przełykając ślinę.
-Owszem. Inaczej to oni zabiją nas. Wyrżną nas wszystkich po kolei- szepnął, przybliżając się do niej niebezpiecznie blisko.  
    Nie wiedzieć, czemu, Tatiana przypomniała sobie Fernanda… Często mówił do niej szeptem, posuwając się do czynności, które sprawiały jej ból i wywoływały u niej obrzydzenie… Wzdrygnęła się na jego słowa i spojrzała przestraszona. Nie wiedziała już, o co pytać. Pozwoliła mu kontynuować.  
-Naszym sojusznikiem jest król Kacper. Obiecał pomóc wam w ucieczce, przydzielił kilku swoich ludzi, którzy zaprowadzą was do jego kraju. To daleko stąd, warunki nie są zbyt ciekawe, ale dasz sobie radę. W tobie cała nadzieja. Masz wszystkim kierować i dopilnować, by książę czuł się bezpiecznie.
-Z kimś, kogo nie zna?
-Ma trzydzieści lat!- zaśmiał się w głos.- To nie małe dziecko. Ma rozkaz rodziców, to jedzie. Tyle. Chcesz, żebyśmy wyginęli? Marzy ci się zginąć w torturach? Mnie nie.  
-Dlaczego to wszystko spadło na mnie?
-Twój ojciec…
-Jestem tylko jego córką i nie mam żadnych zdolności!- podniosła głos, przerywając mu wypowiedź.
-Zgodziłaś się…
-Bo musiałam!- przerwała mu, zdzierając sobie gardło.- Jeśli księciu coś się stanie, poniosę nie gorsze konsekwencje niż tortury, o których mówisz, a to i tak zbyt mała kara!
-Tak mi się odwdzięczasz?- spytał, patrząc na nią z ironicznym uśmiechem na twarzy.  
-Przepraszam…- zrobiło jej się głupio.
-Wcale nie musiałem cię tu przywozić. Mogłem cię tam zostawić.
-Tak to sobie tłumaczysz?
-Król jest tak zdesperowany, że każdemu zleciłby to zadanie, ale mając ciebie przed sobą, osobę pochodzącą z rodziny szlacheckiej, wpadł w niemały zachwyt i tak oto masz zadanie do wykonania! Proste? Banalne! Tu chodzi o życie ich jedynego dziecka i przetrwanie dynastii.  
-To zbyt duża odpowiedzialność- jęknęła zrezygnowana, wbijając wzrok w podłogę.
-Będziesz musiała ją udźwignąć- skierował się w stronę wielkiej szafy z wieloma szufladami.  
    Tatiana śledziła każdy jego ruch, chcąc zapamiętać charakter i postawę jego osoby. Był przekonujący i silny- to cechy, których jej brakowało, a w czasie wyprawy z pewnością będą przydatne. Bez mrugnięcia okiem obserwowała to, co robił. Dominującą cechą jego osobowości była zdecydowanie duma. Wiedział, kim jest i używał tego do własnych celów w każdej sytuacji. Często wystarczyło jedno krzywe spojrzenie, by ludzie zamilkli, jak grób. Alejandro dążył do tego miejsca odkąd trafił do wojska. Ono ukształtowało go na silnego, mądrego mężczyznę, pewnego swoich racji. Zapewne dlatego był taki nieugięty.  
    Mąż królewny postawił kilka rzeczy na biurku. Każda z nich była starannie, szczelnie zapakowana w lniane woreczki. Tatiana jeszcze bardziej zaintrygowała się tą sytuacją. Miała ochotę wypytywać go o funkcję, znaczenie i cel użycia tych przedmiotów. Ciekawość pożerała ją od środka.  
-Zaraz wszystko ci wyjaśnię- powiedział obiecująco, patrząc na nią kątem oka. Wziął ze sobą wszystkie rzeczy i spoczął na twardym, niewygodnym tapczanie.- Usiądź.
    Nastolatka powoli wykonała jego prośbę. Każdej kolejnej sekundy czuła do niego dziwną sympatię i wdzięczność za uratowanie życia. Z narastającym zaciekawieniem patrzyła na lniane worki. Alejandro spojrzał na nią ukradkiem i wziął pierwszą rzecz do ręki. Niedbałym gestem zdjął stary, trochę już zużyty materiał i pokazał jej piękny, starannie zaostrzony i wykonany nóż:
-Nikt nigdy go nie używał, bo nie było takiej potrzeby. To nie jest zwykły nóż. Ma w sobie truciznę- pokazał jej skrytkę na trującą substancję.- Tutaj. W każdej chwili możesz ją wylać, zmienić na inną. Chociaż… specjaliści mówią, że trucizna nigdy nie wyparowuje ani nie zmienia swojej funkcji…- rzekł niebezpiecznie zafascynowany tym faktem, patrząc z wyraźnym zainteresowaniem na ostro zakończoną broń.- Noś go zawsze przy sobie. To gwarancja życia i śmierci. Waszej egzystencji i klęski przeciwnika- spojrzał jej głęboko w oczy. Tatiana pochłaniała każde jego słowo, jak gąbka wodę. Wszystko było na wagę złota.  
-Dobrze- pokiwała głową. Z lekkim strachem sięgnęła po nóż.
-Nie bój się. Jest szczelnie zamknięty, nie zrobisz sobie krzywdy- powiedział, uwalniając kolejne przedmioty z uścisku lnianego woreczka.- Skoro o truciznach mowa…- pokazał jej trzy buteleczki z kolorowymi płynami- masz je tutaj. Sam zapach może zabić, dlatego pod żadnym pozorem nie otwieraj ich, jeśli nie musisz. Możesz ich użyć do zatrucia noża i strzał- sięgnął po ową broń.- Nauczę cię strzelać. To niezbędna czynność. Działa najszybciej, a że jesteś kobietą, miecz będzie dla ciebie za ciężki.  
-Mam nadzieję, że dam radę- prychnęła, patrząc na drewniane strzały i łuk.
-Będziesz z tym ładnie wyglądać- uśmiechnął się pod nosem.
-Nabijasz się ze mnie- stwierdziła, udając obrażoną.  
-Jutro zaczniemy naukę- urzędnik nie zareagował na słowa szesnastolatki.- To wszystko, co miałem ci do powiedzenia- rzekł niespodziewanie, wstając i wręczając jej przedstawione przedmioty.
-A… co z wojskiem?...- spytała nieśmiało, patrząc na podarowane na czas podróży rzeczy.- Będzie się słuchać szesnastoletniej dziewczyny?
-Bardziej niż mnie- prychnął rozbawiony jej słowami. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że mogło ją to zranić.- Przepraszam… Wybacz, nie chciałem.
    Tatiana tylko pokiwała głową i… wyszła czym prędzej z jego komnaty.
-Tatiano!- zawołał Alejandro, podbiegając do dziewczyny. Stanął przed nią i spojrzał jej w oczy. Były wypełnione łzami, które powoli spływały jej po policzkach.- Przepraszam. Oni tacy nie są. To wojsko, nie piraci.
-Wiem- rzuciła wściekła, próbując go wyminąć.
-Poczekaj- zagrodził jej drogę.-  Nie zrobią ci krzywdy. Wiem, że po tym, co przeszłaś, boisz się. Masz do tego pełne prawo. Mam tylko nadzieję, że nie stchórzysz podczas wyprawy.  
-Dam sobie radę- wycedziła przez zaciśnięte zęby, idąc szybkim krokiem przed siebie.  
    Szła długimi korytarzami, przeklinając pod nosem. Była wściekła. „Zebrało mu się na żarty!”-  warknęła w myślach, ocierając ukradkiem słone łzy spływające po policzkach. Widziała zdziwione miny wszystkich ludzi, których napotkała na swojej drodze, ale nie robiło to na niej żadnego wrażenia. Potraktowała ich jak powietrze, gnając przed siebie. Miała serdecznie dosyć ostatnich kilku dni, przez co powoli zaczęła doceniać obowiązek, który na nią spadł. Pomyślała, że przynajmniej ucieknie z tego zamku na dłuższy czas, pobędzie na świeżym powietrzu, pozna nowych ludzi, którzy może nie będą z niej kpili, jak Fernando, jego towarzysze i Alejandro. Jednak nadal miała do niego szacunek- w końcu zawdzięczała mu życie. Z drugiej strony była na niego wściekła. Powinien się zastanowić nad tym, co mówi. Nie każde jego zdanie było do końca przemyślane.  
-Tatiano!- zawołała Diana, widząc nastolatkę. Dziewczyna odwróciła się, oddychając ciężko, zmęczona biegiem i dźwiganiem ciężkiej, drewnianej broni.- Po co ci te wszystkie rzeczy?- zawołała podekscytowana.
-Ciii…- syknęła, próbując opanować emocje. Podeszła do niej i spojrzała na pokój, z którego wyszła jej koleżanka.- Więc to tutaj? Trafiłam?
-Tak. Już dostałam wiadomość, że będziemy razem mieszkać. Rozgość się- powiedziała sympatycznym głosem, uśmiechając się szeroko. Tatiana weszła do ciasnego pokoju na trzęsących się nogach i upuściła na ziemię łuk ze strzałami. Westchnęła ciężko, analizując, po ilu schodach musiała wejść, by w końcu dojść do właściwego miejsca. Powoli i starannie ułożyła na łóżku resztę podarowanych rzeczy.
-Mogę spać tutaj- ocknęła się- czy to twoje łóżko?
-Twoje, twoje- Diana zaparzyła gorącą herbatę i postawiła ją na małym stoliczku, stojącym na środku jasnego pokoju.- Po co ci to wszystko?- nie dawała za wygraną.
-Udaj, że tego tu nie ma, proszę- westchnęła wyczerpana, opadając bezsilnie na miękkie, ładnie pościelone łoże.
-Czujesz się zagrożona?
-Tak- skłamała, by dziewczyna dała jej spokój z ciągłymi pytaniami.- Wiesz, co przeszłam.
-Masz zamiar wrócić?
-Być może kiedyś tak.  
    Rozmowa w ogóle się nie kleiła, ale Diana emanowała tak pozytywną energią, że trudno było jej nie lubić. Szczególnie po nagłej sprzeczce z Alejandrem… Tatiana wzięła łyk herbaty. Nie pamiętała, kiedy ostatnio piła tak dobrze zrobiony napój. Uśmiechnęła się lekko do koleżanki, która ponownie spojrzała na nią z radością w oczach. Od zawsze mieszkała sama i była szczęśliwa, że w końcu ma, z kim porozmawiać. Całymi dniami była zajęta pracą i tylko wieczory miała wolne. Słońce powoli zachodziło, na dworze znacznie się ochłodziło. W takie dni Diana siadała na podłodze i zalewała się łzami. Miała ponad dwadzieścia lat, a nigdy nie zaznała szczęścia. Trafiła tu, mając zaledwie kilka wiosen, a potem zaczęła służyć księciu. Darzyła go ogromną sympatią i szacunkiem. Często, jako że sam czuł się samotny, przychodził do niej, by zabić nudę i rozmawiali na przeróżne tematy. Kiedy królewicz opuszczał jej komnatę, znowu nastawała rutyna i szarość jej egzystencji, dlatego doceniła samą obecność Tatiany w tym pomieszczeniu. Nareszcie nie czuła się samotna.  
-Tatiano… Podziwiam cię. Wiele o tobie słyszałam- zaczęła Diana.
-Od kogo?- zaintrygowało ją to. Usiadła naprzeciw rozmówczyni, patrząc na nią z zaciekawieniem.
-Od dziewcząt. Uwielbiają podsłuchiwać- ostrzegła ją, unosząc brwi i kiwając głową.- Radzę ci: bądź ostrożna. Ściany mają uszy.  
-Wiem. Ludzie słyszą wszystko, co chcą usłyszeć i gadają bzdury. Wiem coś tym…- upiła łyk herbaty.- Za co mnie podziwiasz?
-Za odwagę.  
-Jaką odwagę?- zaśmiała się całkiem poważnie.- Jestem największym tchórzem na tej ziemi. Tylko udawałam nieustraszoną, by przetrwać najgorsze i okłamać samą siebie, że będzie dobrze…- przygryzła wargi, patrząc ze smutkiem w swoją zranioną, zagubioną duszę.
-Ja nie wytrzymałabym czegoś takiego.
-Nie miałam drogi ucieczki, musiałabyś to przetrzymać... Nie było nawet jak popełnić samobójstwa…- wydukała.
-Zrobili ci krzywdę?
-Ta krzywda, którą mi wyrządzili, jest nieporównywalna z tym, co mogliby mi zrobić, gdyby nie to, że ktoś im zakazał…- odparła tajemniczo, patrząc tępym wzrokiem w pusty już kubek.  
-Kto nimi dowodził?
-Nie wiem- wzruszyła ramionami. Tymi dwoma słowami dała jej znać, że nie ma ochoty o tym rozmawiać. Diana pokiwała głową.  
-Wiesz… Odpocznij, ja pójdę do ogrodu. Róże powoli przekwitają… Jutro będę miała mniej pracy, jeśli dziś zacznę- powiedziała chaotycznie.
-Oczywiście. Miłej pracy- Tatiana uśmiechnęła się przyjacielsko.  
    Kiedy tylko Diana zniknęła za drzwiami, szesnastolatka zaczęła szukać miejsca, w którym mogłaby schować broń i trucizny. W pokoju nie było zbyt wielu kryjówek- mała szafa, jakaś niewielka półka. Szesnastolatka nie mogła się skupić. Wiedziała, że koleżanka była mocno zainteresowana jej pracą, dlatego musiała wszystko dobrze ukryć. Stwierdziła, że nóż i fiolki z truciznami schowa pod poduszką, a łuk i strzały- pod kocami na swoim łóżku. Wszystkie rzeczy chowała bardzo szybko, jednocześnie upewniając się, że nikt jej nie podgląda. Po ostrzeżeniu Diany jeszcze bardziej wytężała wzrok i zwiększyła czujność. Odetchnęła z ulgą, gdy żadnej z rzeczy nie było już widać gołym okiem. Modliła się, by nikt nie szperał w jej łożu, inaczej byłoby nieciekawie. Ktoś mógłby ją oskarżyć o chęć zabicia władców lub księcia, tym bardziej, że była tu nowa. Gdyby król miał jakieś wątpliwości, Tatiana źle by skończyła i nawet Alejandro nie byłby w stanie jej pomóc.  
    Z głębokich zamyśleń i ciągłego stresu wyrwał Tatianę niski, męski głos:
-Kim jesteś?
    Odwróciła się i zamarła…

Duygu

opublikowała opowiadanie w kategorii przygoda i dramaty, użyła 2501 słów i 13881 znaków.

2 komentarze

 
  • kaszmir

    Witam
    Ciekawie wygląda szkolenie Tatiany, a jeszcze bardziej rekwizyty budzą ciekawość przez jej współlokatorkę. Coś mi się wydaje, że Diana zechce poznać prawdę. Łapka i czekam na dalszy ciąg'
    Miłego wieczoru

    19 lip 2019

  • Duygu

    @kaszmir Witaj
    Tak, Diana nie daje za wygraną. Jest uparta  ;)  Dziękuję  <3  W najbliższych dniach wstawię kolejną część.  
    Pozdrawiam serdecznie i nawzajem  :)

    19 lip 2019

  • Somebody

    Kolejna fantastyczna część.  :bravo:

    18 lip 2019

  • Duygu

    @Somebody Dziękuję z całego serca  <3   :danss:

    18 lip 2019