Szukałem cię cz.14

Szukałem cię cz.14*Pół roku później…*

-Już nie mogę! Nie dam rady! Mam dość!...- Tatiana krzyczała ostatkami sił, mocno ściskając dłoń młodej lekarki. Łzy spływały po jej twarzy, na której malował się grymas bólu. Dziewczyna była wyczerpana. Wszyscy robili, co mogli, by poród stał się łatwiejszy: dodawali jej otuchy, trzymali za ręce, wachlowali, przykładali zimne okłady, lecz ich starania szły na marne. Szesnastolatka od kilkunastu godzin czuła ogromny ból i piekielne zmęczenie. Świadomość tego, że nie można zrobić już nic więcej, by jej pomóc, bolała ją jeszcze bardziej z każdą kolejną minutą.- Pomóżcie mi!- bezradnie opadała na poduszki, tracąc resztki sił i wiary, że to kiedykolwiek się skończy. Widziała jedynie kolorowe plamy przed oczyma. Nie było mowy o żadnych konturach, kształtach, rozpoznaniu twarzy. Co chwila mdlała, doświadczywszy największego zmęczenia w życiu.
-Nie możesz spać, słyszysz?- medyczki budziły ją, kiedy tylko zamknęła oczy. Otwierała je niechętnie, czując coraz silniejszy ból.
-Kiedy to się skończy?...- szepnęła, dając z siebie wszystko, by w końcu urodzić dziecko, którego narodzin nie mogła się doczekać. Pragnęła tulić je w ramionach, całować w malutkie czółko, spędzać z nim każdą wolną chwilę.
-Postaraj się. Dasz radę- motywowała ją akuszerka. Tatiana modliła się gorączkowo, mając nadzieję, że ktoś ją usłyszy i pomoże w tym trudnym, ale i najpiękniejszym dniu jej życia. Nie wiedziała, skąd miała jeszcze siłę wołać o pomoc i wykonywać polecenia lekarzy. Kierowała się radami pięciu kobiet, które stały dookoła łóżka i starały jej się pomóc, gdyż była to dla niej pierwsza taka chwila w życiu.

^^^^^^^^^^^^

-Ile to jeszcze potrwa?...- Miguel chodził niespokojnie po swojej komnacie. Powoli wschodziło słońce, ale nie miał ochoty na choćby najkrótszą drzemkę. Serce prawie wyskoczyło mu z piersi. Chciał wiedzieć, co się działo za ścianą.- Co to ma znaczyć? Kazano mi zostać i poczekać na odpowiedni moment. Kiedy Tatiana urodzi? Czy coś jest nie tak? Jak się czują? Dlaczego nie mogę tam wejść i być z nią, gdy ona tego potrzebuje? Jest tam kompletnie sama…
-Wasza miłość raczy się uspokoić- rzekł przyciszonym głosem, Daniel, podchodząc do księcia.- Dziewczyna jest w dobrych rękach, zajmują się nią doświadczone medyczki. Oboje mają się dobrze. Gdyby coś było nie tak, na pewno by ci oznajmiono.  
-Ona cierpi!...-wrzasnął, słysząc krzyki ukochanej.- Pomóżcie jej!- zawołał, uderzając pięściami o ścianę.
-Książę, musisz być spokojny. Oni to czują. Wspieraj ich. Pomódl się…
-Chcę tam pójść!- histeryzował, kompletnie nie zwracając uwagi na słowa służącego. Na drżących z emocji, nogach, dopadł do drzwi.
-Nie możesz wyjść!- Daniel stracił cierpliwość.- Sam zachowujesz się, jak dziecko! Zaraz urodzi ci się potomek, bądź poważny, jesteś ojcem!  
    Trzydziestolatek odsunął się od wejścia, wzdychając ciężko. Był bezradny. Chciał pomóc ukochanej, ale nie mógł. W tamtej chwili jeszcze bardziej żałował, że nie spędzał z nią czasu na początku wyprawy. Docenił samą jej obecność, gdy ta przeklęta ściana dzieliła ich od siedemnastu godzin. Czuł chłód, który ogarniał pomieszczenie i jego serce, obezwładniając je bezlitośnie. Płacz Tatiany doprowadzał go do szału. Miał ochotę wykrzyczeć to cierpienie razem z nią, lecz nie chciał wyjść na słabeusza. Załkał, czując bezsilność. Wpadł w ramiona Daniela, płacząc cicho:
-Jestem beznadziejny… Dlaczego istnieję? Po co oddycham i niszczę innym życie?... Będę okropnym ojcem. Nie dam rady…
-Książę…
-Powiedz mi prosto w twarz…- spojrzał na niego zmęczonymi, zaspanymi oczyma.
-Co takiego?- spytał z nutką strachu w głosie.
-Powiedz mi, kim jestem…
-Wasza książęca mość…
-Jestem skończonym kretynem!- wrzasnął, strącając niespodziewanie dzban z małego, ciemnego stolika. Podeptał już i tak rozbitą porcelanę, jakby chcąc dokończyć dzieła zniszczenia.  
-Nie mów tak- złapał go za ramiona.- Dlaczego mówisz coś, czego normalnie byś nie powiedział?
-Bo to bolesna prawda, do której nie mam odwagi się przyznać…- wyszeptał przez zaciśnięte zęby.- Oh, biedne moje dziecko i moja luba!- padł zmęczony na łóżko. Otarł łzy, starając się nie słuchać krzyków rozpaczy ukochanej. Zatkał uszy, szlochając głośno. Zmęczenie powoli dawało się we znaki- był bardzo senny, ale walczył z chęcią tego rodzaju odpoczynku, chcąc w końcu usłyszeć na własne uszy płacz swojego dziecka.  
-Śpij, książę. Powiem ci, gdy…
-Nie chcę- odparł oschle, przerywając mu wypowiedź.  
-Wasza miłość jest…- urwał Daniel, słysząc głośny płacz noworodka. Przeniósł niepewne spojrzenie na zamknięte drzwi. Miguel usiadł szybko na łóżku i również popatrzył w stronę wyjścia, nie będąc pewnym, czy naprawdę słyszy płacz dziecka.- Książę- uśmiechnął się sługa, patrząc rozpromienionymi oczyma na zszokowanego mężczyznę.  
-Już?...- spytał niepewnie, przyglądając się towarzyszowi. On tylko pokiwał głową z radością. Czym prędzej otworzył drzwi, widząc księcia kierującego się w stronę wyjścia. Wybiegł na nogach, jak z waty, z małego pokoju i wszedł powoli do sali, w której narodziło się nowe życie.  
-Wasza wysokość- akuszerka podała królewiczowi maleństwo owinięte w ciepły materiał. Dziecko miało burzę czarnych loków, na których widok Miguel zaśmiał się cicho. Wpatrywał się w malutkie paluszki noworodka. Ten widok wzruszył go do łez.  
-Jest… taki malutki…- chlipnął, pociągając nosem. Po chwili uświadomił sobie, że nie zna płci dziecka.- To książę, prawda?...- spytał, patrząc niepewnie po twarzach medyczek. Pokiwały potwierdzająco głowami, z uśmiechami na twarzach. Królewicz uśmiechnął się szeroko, czując, jak po jego policzkach spływają łzy wzruszenia. Ucałował syna. Pierwszy raz trzymał go w ramionach, w końcu zobaczył, po dziewięciu miesiącach oczekiwania oraz okazał mu czułość. Westchnął cicho, czując ogromną ulgę. Spojrzał na łoże… Tatiana spała, wyczerpana porodem. Była blada, a pot spływał z niej strumieniami.  
-Spokojnie, wasza wysokość- odezwała się jedna z kobiet, widząc zmartwienie i niepewność w oczach księcia.- Oboje mają się dobrze. Są zdrowi i silni. Muszą tylko odpocząć.
    Miguel pokiwał głową, wierząc medyczce na słowo. Jej głos był tak aksamitny i przekonujący, że nie można było jej nie uwierzyć. Wiedział, że nie kłamała.  
    Trzydziestolatek spojrzał na śpiące maleństwo i szepnął:
-Erick.
    Wszyscy obecni spojrzeli na niego z zaciekawieniem.  
-Tak będzie się nazywał mój syn- rzekł równie cicho, jak przed chwilą. Medyczki uśmiechnęły się, patrząc na dziecko.- Zajmijcie się nim. Spędzę czas z jego matką- powoli podał malutkiego księcia akuszerce. Wszystkie kobiety skłoniły się, po czym cicho opuściły pomieszczenie.  
    Miguel rzucił pełne troski spojrzenie na ukochaną. Leżała w bezruchu. Wyglądała, jak martwa… Podszedł do niej powoli, by jej nie obudzić. W jego oczach była niczym porcelanowa laleczka- krucha, blada i… nieco nieszczęśliwa, zmęczona życiem. Często tak, jak ta figurka, stała w bezruchu cały czas na tej jednej półce, w niezmiennie tym samym miejscu, które podobało się jej właścicielowi. Stawiał ją sobie tam, gdzie było mu najlepiej na nią patrzeć, zdejmował tylko wtedy, gdy chciał zetrzeć kurze i ponownie odstawiał na to samo nudne miejsce. Miguel poczuł ukłucie w sercu. Nie zasłużyła na ból, który jej zadał. Mocno ścisnął dłoń szesnastolatki. Była ciepła. Odetchnął z ulgą, czując, że żyła. Cały czas się wahał, widząc, w jakim była stanie jednak teraz już miał pewność- była z nim i nigdzie się nie wybierała.

^^^^^^^^^^^^^^^

     Leokadiusz stał przed lustrem i patrzył na siebie z dumą. Przymierzał najdroższe szaty, by wyglądać jak najlepiej w dzień swojej koronacji. Miał nadzieję, że ten długo wyczekiwany dzień nastąpi już niebawem…  
-Karolu- zwrócił się do służącego, który jako jedyny przebywał z nim w jednym pomieszczeniu- Wszystko już przygotowane?
-Tak, wasza wysokość. Dziś wieczorem wykonamy twój rozkaz- odparł drżącym głosem niski staruszek, odziany w ciemne szaty. Opierał się o starą, drewnianą laskę.  
-Doskonale…- odparł z satysfakcją, poprawiając kołnierzyk.-  Mam nadzieję, że wyniki waszej pracy będą zadowalające…- dodał ostrzegawczym tonem.
-Zrobimy wszystko, co w naszej mocy…- zaczął, lecz po chwili przerwał przerażony, gdy usłyszał krzyk następcy tronu:
-Żadne „co w naszej mocy”, tylko zabijecie ich i koniec! Tak się rozwiązuje takie sytuacje! Coś nie jest jeszcze jasne?
-Wasza…
-Ile razy mam powtarzać?!- wrzasnął, podchodząc do niego szybkim krokiem.- Moich braci ma tu już dzisiaj nie być…- wycedził przez zaciśnięte zęby, boleśnie wbijając palce w jego chude policzki. Staruszek tylko pokiwał głową, prawie schodząc na zawał serca.  

    Kiedy nadszedł wieczór, Thiago poszedł w umówione z zaufanym mu medykiem, miejsce. Wszedł na palcach do małego, ciemnego pomieszczenia, w którym paliła się zaledwie jedna świeczka. Wosk kapał na zimną, szarą podłogę. Mężczyzna powoli zamknął stare, skrzypiące drzwi i spojrzał na przybysza.
-Jesteś, Gabrielu- przywitał go Thiago. Podszedł szybkim krokiem do znajomego.- Daj, nie mamy czasu- pospieszał go, rozglądając się niespokojnie. Przyjaciel wręczył mu dwie fiolki z przezroczystą zawartością, mówiąc zachrypniętym, przyciszonym głosem:
-Jedna kropla potrafi zabić największego twardziela… Na wszelki wypadek wlej całą zawartość.
-Król jest ci wdzięczny.
-Przyszły król- poprawił go z cwanym uśmieszkiem na twarzy, wychodząc cicho z sali.  
     Thiago szybko schował truciznę do głębokiej kieszeni i wybiegł z pokoju. Skierował się w stronę kuchni. Znał ten zamek bardzo dobrze. Mieszkał tu od dzieciństwa i zdobył zaufanie samego króla Oktawiusza. Teraz postanowił wspierać najstarszego następcę tronu w drodze po koronę. Zatrzymawszy się przed wielkimi drzwiami pomieszczenia, które nieustannie kusiło wszystkich smakowitymi zapachami, uspokoił oddech i wszedł majestatycznym krokiem do środka.  
-Witaj, Thiago!- przywitał go kucharz. Mężczyzna miał widoczną gołym okiem nadwagę i pomarańczowy szaliczek na szyi. Założył czarne rękawiczki, po czym chwycił gorące naczynie.
-Jesteś dziś sam?- sługa musiał jakoś zacząć rozmowę.  
-Tak - odparł, nalewając gorącą zupę do dwóch talerzy. Jęknął, czując ból wszystkich mięśni.- Muszę sam nosić worki ziemniaków, gary oraz sprzątać i gotować… Jak tak dalej pójdzie, chyba tu zemrę- zaśmiał się cicho. Thiago zmusił się do uśmiechu. Kompletnie nie interesowała go wypowiedź kucharza.
-Kiedy skończysz? Książęta się niecierpliwią- skłamał, patrząc w sufit.  
-Niedawno jedli deser!- marudził, biegając po pomieszczeniu w poszukiwaniu przypraw. W końcu zaczął szukać ich w szafie znajdującej się na końcu sali. Sługa Leokadiusza wykorzystał moment jego nieuwagi i wlał jedną buteleczkę trucizny do jednego talerza i drugą zawartość fiolki- do drugiego naczynia. Szybko schował puste flakoniki do kieszeni. Westchnął ciężko, patrząc na narzędzie zbrodni, które nawet na nie nie wyglądało… Z pozoru była to tylko kolacja…
-Oooo, znalazłem!- podbiegł do stołu i dodał do potraw znalezione przyprawy.- Proszę, zanieś. Życz im smacznego ode mnie- uśmiechnął się, zadowolony z efektu swojej ciężkiej pracy. Thiago pokiwał głową, wziął tacę i poszedł do komnaty, w której dwaj następcy tronu spotkali się, by spożyć razem ostatni posiłek tego dnia oraz… prawdopodobnie ostatni posiłek ich życia…  
-Przyniosłem strawę dla książąt- powiedział, siląc się na spokój, gdy stał już pod właściwymi drzwiami. Serce mimowolnie zaczęło mu bić mocniej. Wiedział, że będzie ich miał na sumieniu… Strażnicy wpuścili go bez zbędnych ceremonii.  
-Witaj!- zawołał Maxymilian, najmłodszy z braci o jasnych włosach i szczupłej budowie ciała.  
-Miło cię widzieć- dodał Przemysław, ukazując piękne zęby w szerokim uśmiechu. Odgarnął długie blond włosy i spojrzał na poddanego.- Szczerze mówiąc, trochę już zgłodnieliśmy. Czy Leokadiusz dołączy do nas?
-Śpi. Nadal przeżywa śmierć waszego ojca. Niech mu ziemia lekką będzie- odparł beznamiętnym głosem. Synowie Oktawiusza westchnęli ciężko. Thiago postawił kolację na stole, przy którym siedzieli.
-Pięknie pachnie- Maxymilian uśmiechnął się lekko, czując intensywny zapach wina, sałatki i zupy.  
-Smacznego- rzekł z teatralnym uśmiechem na twarzy, sługa.
-Dziękujemy- chwycili starannie wyczyszczone łyżki.
-Kucharz…- zawahał się. Głośno przełknął ślinę- powiedział, byście koniecznie spróbowali zupy. Podobno jest przepyszna…
-Doprawdy? Rzeczywiście, nie przypominam sobie, byśmy kiedykolwiek ją jedli- powiedział Przemysław, skosztowawszy potrawy.  
-Za pozwoleniem…- Thiago skłonił się i na drżących nogach, opuścił komnatę…


**************


Wszystkim Uczniom, którzy we wrześniu powrócili do szkół, życzę samych sukcesów w nauce, pięknych ocen, wytrwałości, jak najmniej porażek i samych przyjaciół w środowisku szkolnym  :)  

Studentom natomiast dalszego, miłego odpoczynku  :)

Pozostałym Czytelnikom, również wszystkiego najlepszego! :D

Całuski, Kochani i do następnej części!  :kiss:

Duygu

opublikowała opowiadanie w kategorii przygoda i dramaty, użyła 2356 słów i 13868 znaków.

5 komentarzy

 
  • agnes1709

    Wiedziałam! "Kto się czubi...". I jeszcze bobas, księciunio nie próżnuje:lol2: Tylko czy on... nie jest dla niej trochę za stary?:D Buźka:kiss:

    7 wrz 2019

  • Duygu

    @agnes1709 Tak, jest bobas :D Eeee, tam... Takie były czasy :D Dziękuję, kochana  :kiss:

    7 wrz 2019

  • agnes1709

    @Duygu A tak se pomyślałam - a może Kacper, po ziomku? Ale to tylko luźna sugestia oczywiście:D Erick jest w porzo.

    7 wrz 2019

  • Duygu

    @agnes1709 Cieszę się bardzo, że takie sugestie powstają. Szczerze mówiąc, nie pomyślałam o tym  :lol2:  Aj, te imiona tak długo się wybiera... Czy... tylko ja tak mam?...  :woot2:   :lol2:

    7 wrz 2019

  • agnes1709

    @Duygu Oj, długo, ja mam zawsze z tym problem.

    7 wrz 2019

  • Duygu

    @agnes1709 Cieszę się, że nie jestem sama  :D   :lol2:

    7 wrz 2019

  • agnes1709

    Łapa, ale przeczytam jutro. Wybacz😘

    7 wrz 2019

  • Duygu

    @agnes1709 Dziękuję  <3  Nie mam, czego wybaczać. Opowiadanie nie zając, nie ucieknie  ;)   :przytul:

    7 wrz 2019

  • Somebody

    Aż mnie dreszcze przeszły po ostatniej części... Pięknie dziękuję za lekturę i udanego roku szkolnego <3 <3 <3

    4 wrz 2019

  • Duygu

    @Somebody Cieszę się  ;)  Ja również dziękuję, Kochana, za Twoją bezcenną obecność  <3   <3   <3  Przyda się, z pewnością  ;)

    4 wrz 2019

  • kaszmir

    Szczęśliwe narodziny przyszłego króla i dobre zdrowie Tatiany i maluszka. Książę tylko za bardzo neurotyczny i mocno napięty wewnętrznie, z poczuciem rozbicia i braku sil życiowych. W trudnych sytuacjach nie potrafi się odnaleźć i ucieka w liczne objawy psychosomatyczne.  
    W drugiej części chora rządza zdobycia korony prowadzi Leokadiusza do zabicia braci.  
    W trzeciej widzimy już sam zabieg podania trucizny do zupy... jeden próbuje, czy drugi zrobi to samo?:bravo:  

    Pozdrawiam i miłego wieczoru :kiss:

    4 wrz 2019

  • Duygu

    @kaszmir Witaj :)
    Tak, wszystko skończyło się dobrze. Miguel to zagadka dla samej autorki  :lol2:   :question:  Jest nieobliczalny. Niestety, Leokadiusz jest zaślepiony marzeniem o władzy. Zobaczymy...  ;)  
    Nawzajem, kochana  :kiss:

    4 wrz 2019

  • Speker

    A dla ludzi pracujących nie masz życzeń? XD
    Trucizna w zupie i korona w... u brata :lol2:
    Się porobiło, ładne imię dla chłopca.

    4 wrz 2019

  • Duygu

    @Speker "Pozostałym Czytelnikom" napisałam!  :lol2:   :przytul:  Haha, racja  :smiech2:  Dziękuję  :D

    4 wrz 2019

  • agnes1709

    @Speker No widzisz... :sad:

    7 wrz 2019

  • Speker

    @agnes1709 widzę i ubolewam

    7 wrz 2019

  • agnes1709

    @Speker Ale i tak ją kocham-😊

    7 wrz 2019

  • Speker

    @agnes1709 ja też:)

    7 wrz 2019

  • Duygu

    @agnes1709 Ja Was też  <3

    7 wrz 2019

  • Duygu

    @Speker Ja Was też  <3

    7 wrz 2019