Szukałem cię cz.1

Szukałem cię cz.1Tamten dzień miał być taki, jak wszystkie inne. Niczym się nie różnił. Ludzie przemieszczali się często szybkim krokiem, wyglądając okazji do zakupu czegoś potrzebnego za niską cenę, kiedy spotkali kogoś znajomego, podbiegali, by go uściskać i pójść razem na jakąś dobrą kawę, dzieci patrzyły na panujące zamieszanie zaspanym wzrokiem. Pogoda dopisywała i nikt nie mógł narzekać na zimno, deszczowe chmury, czy silny wiatr. Każdy miał coś do załatwienia. Tak samo i ona.
    Laura wyszła tamtego dnia na targ kupić świeże pieczywo. Wydała na nie swoje ostatnie pieniądze, ale nie czuła żalu ani smutku. Wiedziała, że są ludzie, którzy cierpią głód każdego dnia i w końcu umierają w cierpieniu, często będąc samotnymi bytami na tej bezlitosnej ziemi. Wzięła chleb i szybkim krokiem zaczęła podążać w stronę domu. Tam czekała na nią jej mała, ale wymarzona rodzina- mąż i córka. Laura była pozytywnie nastawiona do życia. Nigdy się nie buntowała, trzymała język za zębami i powstrzymywała się od złości. Nie miała powodów, by płakać. Jednak w pewnym momencie całe życie przeleciało jej przed oczami… To była chwila nagłego bólu i prośby, by pozwolić jej wrócić do domu. Napastnicy mordowali ją z zimną krwią, patrząc na jej bezbronne, zakrwawione dłonie unoszące się do góry chcące wyrwać z ich rąk ostre narzędzie. Laura padła martwa na ziemię, która zaczynała tworzyć błoto ze spadającym deszczem. Woda połączyła się również z krwią kobiety, rozmywając czerwoną ciecz, a spragnione rośliny szybko ją pochłonęły. Zbrodniarze spojrzeli po sobie. Zdecydowali, że zabiorą ciało. Jeden z nich chwycił Laurę za jej gęste, czarne włosy i pociągnął za sobą lekkie, jak piórko, martwe ciało. Pozostali dwaj wykopali głęboki dół, po czym wrzucili do niego kobietę. Zakopali ją z beznamiętnym wyrazem twarzy, wzięli chleb i uciekli w głąb lasu, by zaspokoić głód. Od tamtej pory mąż Laury uważał ją za zaginioną, gdyż pomimo poszukiwań i licznych tropów, na które się natknął, nie odnalazł żony. To był ogromny cios zarówno dla niego, jak i dla ich dziewięcioletniej córki- Tatiany.  

*** *** *** *** ***

    Siedem lat później córka Laury musiała patrzeć na coś, czego nigdy nie chciała widzieć. Jej ojciec znalazł sobie inną kobietę. Miała na imię Sol. Z wyglądu wcale nie przypominała zmarłej matki dziewczyny. Była wysoka jak na kobietę, miała jasną karnację, blond włosy i przenikające, mrożące krew w żyłach spojrzenie. Charakter też miała zupełnie inny niż Laura. Była znana z okrucieństwa, znęcała się nad Tatianą. Wiele razy traktowała ją gorzej niż służącą- kazała spełnić wszystkie jej zachcianki, wykonać domowe obowiązki, pluła na nią i biła ją, nie zwracając uwagi na łzy nastolatki.
-Gdyby ojciec to zobaczył…- zaczęła szesnastolatka drżącym głosem, wycierając brudną od krwi i kurzu, zapłakaną twarz.  
-Nie ma tu ojca!- wrzasnęła Sol, ponownie uderzając dziewczynę.- Jesteś nieposłuszna. Wynoś się!- rzuciła w nią brudną szmatę. Na dworze było zimno, wiał silny wiatr i padał deszcz.
-To nie jest twój dom, macocho- spojrzała na nią gniewnie swoimi zielonymi oczyma.- Prędzej umrę niż się stąd wyniosę! To ty weszłaś z butami w nasze życie, nie ja.
-Uważaj, co mówisz!- szarpnęła nią z całej siły.- Teraz to ja jestem twoją matką…
-Nie byłaś, nie jesteś i nigdy nią nie będziesz!- przerwała jej wypowiedź, wyrywając się z uścisku kobiety.- Co ojciec w tobie widział? Chyba oślepł!- wybiegła z chaty, trzaskając za sobą drzwiami. Sol spojrzała za nią z satysfakcją, czując smak zwycięstwa.  
    Tatiana biegła przed siebie, nie zwracając uwagi na ostre kamienie, chłodny wiatr i ogromny deszcz. Jeszcze nigdy nie miała planów, by uciec z domu jednak ta sytuacja ją przerosła. Miała dosyć zrzędzenia tej kobiety, jej obecności, twarzy, na której widok dostawała szału i kłamstw, które Sol wciskała ojcu każdego dnia i każdej nocy. W końcu poczuła się wolna! Ani przez chwilę nie pomyślała, że ojciec będzie się o nią martwił, za to doskonale wiedziała, iż Sol okłamie go i opowie wymyśloną historię, zamiast prawdę i nie pokaże się w złym świetle. Szesnastolatka odpędziła denerwujące ją myśli. Wbiegła do ciemnego lasu. Zawsze bała się chodzić tamtędy w samotności jednak wtedy strach całkowicie zniknął. Adrenalina i nerwy nie pozwalały jej logicznie myśleć. Nawet nie wiedziała, gdzie dokładnie idzie i co będzie dalej. Nie miała w głowie żadnego planu, w okolicy panowała totalna pustka, było cicho, jak nocą na cmentarzu. Dało się słyszeć tylko szum drzew i pioruny strzelające daleko od upiornego lasu.  
    Biegnąc przed siebie, Tatiana nawet nie zauważyła pięciu stojących przed nią ubranych w ciemne szaty, mężczyzn. Wyglądali przerażająco. Każdego z nich szpeciła obrzydliwa blizna. Wszyscy mieli opaski zasłaniające jedno oko. Patrzyli na nastolatkę z dziwnym zainteresowaniem. Kiedy do nich dobiegła, przyjrzeli się jej dokładnie. Utwierdzili się w przekonaniu, że to o nią chodziło...  
-Kim jesteście?...- Tatiana głośno przełknęła ślinę, spoglądając na nich z ogromnym przerażeniem w oczach. Nie dostając odpowiedzi, patrzyła na nich pytająco. Nie śmiała ponowić pytania. Cała trzęsła się ze strachu, ale miała nadzieję, że tego nie zauważą. Jednak jeśli któryś z nich dostrzegłby to, miała nadzieję, że za powód jej zachowania uważałby niską temperaturę, która wtedy panowała. Nie chciała wyjść na bojaźliwego człowieka, bez krzty odwagi. Czuła, jakby coś stanęło jej w gardle i nie pozwalało mówić. Miała wrażenie, że nogi przyrosły jej do ziemi, gdyż pomimo szybkiego biegu przez dłuższy czas, jaki odbyła od domu do lasu, nie czuła zmęczenia, a nagle opadła z sił i czuła się bezradna. Zmierzyła mężczyzn od stóp do głów. Nie puszczali z niej wzroku…  
    Dziewczyna stwierdziła, że musi cokolwiek zrobić, inaczej zacznie żałować, iż nie spróbowała uciec. Upewniła się, czy nadal stoją w bezruchu i niewiele myśląc, rzuciła się do ucieczki w przeciwnym do nich kierunku, biegnąc wydeptaną już przez siebie ścieżką. Deszcz padał coraz mocniej, błyskawice częściej przedzielały granatowe niebo na kilkanaście części, a wiatr spychał drobne ciało dziewczyny na boki mokrej i śliskiej od deszczu ścieżki. Serce Tatiany biło jak szalone. Nie pamiętała, kiedy ostatnio tak szybko biegła. Uciekała, nawet nie patrząc w tył. Nie miała czasu upewniać się, czy tamci już zostali w tyle i może być spokojna. W głowie miała czarne scenariusze, a zarazem nie wiedziała, czego ci mężczyźni od niej oczekiwali. Tracąc siły, zwolniła bieg. Śliskie wzgórze wcale nie pomagało jej w ucieczce. Nagle potknęła się o wystający kamień i runęła na ziemię. Nowa sukienka, którą dostała od ojca na urodziny, była cała brudna i poszarpana. Dziewczyna nie zdążyła się podnieść. Jeden z mężczyzn dopadł ją i związał sznurami, które miał owinięte wokół bioder.  
-Fernando- przedstawił się, ukazując obrzydliwe, żółte zęby w wrednym uśmiechu. Jego pomocnicy dobiegli do nich i pociągnęli za sobą Tatianę. Nie miała siły się przeciwstawiać. Nogi plątały się z wyczerpania, nie mogła złapać tchu, a obraz rozmazywał się jej przed oczami.  
    Kilka minut później dotarli do portu. Zobaczyła przed sobą ogromny, zaniedbany, stary statek. Spojrzała na swoich porywaczy. Teraz już miała pewność, że to byli piraci…  
-Pakuj ją, na co czekasz!- krzyknął Fernando, widząc pytające spojrzenia swoich przyjaciół.  
    Tatiana syknęła z bólu, gdy upadła boleśnie na kolana. Na statku było pełno pajęczyn, beczek wina i wystających ostrych gwoździ. Czarny maszt powiewał szybko na mocnym wietrze. Fale delikatnie potrząsały wielkim okrętem. Dziewczyna po raz pierwszy była na jakimkolwiek statku i widok, który tam zastała, przeraził ją do tego stopnia, że do oczu napłynęły jej łzy. Nie chciała tam być. Spojrzała błagalnym wzrokiem na Fernanda.  
-Co?- zaśmiał się, widząc zapłakaną twarz szesnastolatki.- Trzeba było nie uciekać.
-Gdzie mnie zabieracie?- zapytała ledwo słyszalnie, połykając słone łzy. Krztusiła się goryczą porażki.  
-Nie twoja sprawa- przeczesał jasne włosy i spojrzał na nią z zainteresowaniem. Tatiana dostrzegła to i poczuła ogromną ochotę, by zerwać się z podłogi i uciec. Nie chciała, by wrzucili ją do morza, zgwałcili, czy zabili. W tamtym momencie nie myślała o niczym innym. Błagalnym wzrokiem prosiła o litość.
-Nie róbcie mi krzywdy…- zaszlochała głośno.- Nic nie zrobiłam…
    Fernando wygonił towarzyszy. Zeszli po schodach do ciasnej komnaty, w której ledwo co się mieścili. Deski, z których zbudowany był statek, skrzypiały tak nieprzyjemnie, że Tatianą wstrząsnęły dreszcze. Jeszcze większe przerażenie ogarnęło ją, gdy znany jej z imienia pirat wyciągnął nóż. Spojrzała na niego. Mężczyzna był wysoki i dobrze zbudowany. Nie miała z nim żadnych szans. Patrzył na nią z góry jasnoniebieskimi oczami, w których kryła się wielka tajemnica. Tatiana zaszlochała ponownie, patrząc na ostrze skierowane w jej stronę. Fernando przykucnął i… przyciągnął szesnastolatkę do siebie.  Zadrżała, czując jego mocny, męski uścisk na jej chudych rękach. Mężczyzna przesunął delikatnie palcami po jej ramionach i chudej szyi. Przybliżył się do związanej dziewczyny niebezpiecznie blisko. Czuł jej ciepły, szybki oddech na swojej skórze. Patrzyła na niego zmęczonymi od płaczu oczami, nadal wierząc, że zostawi ją w spokoju i pozwoli jej wrócić. Jednak z sekundy na sekundę traciła tę nadzieję, widząc rosnące w jego oczach pożądanie.  
-Kazała mi ciebie nie dotykać…- szepnął jej prosto do ucha. Tatiana w tym samym momencie poczuła, jak sznury luzują się i opadają z jej chudego ciała. Zdjęła je z siebie powoli, patrząc na Fernanda. Ten niespodziewanie chwycił ją za włosy i pocałował mocno. Spojrzała na niego z obrzydzeniem. Zmarszczyła brwi, analizując jego słowa.
-Kto? Kto ci kazał?- spytała, opuszczając głowę. Blondyn schował nóż, patrząc na jej piękną twarz i wstał powoli. Nadal się w nią wpatrując, westchnął ciężko.
-Powinnaś mi dziękować- wskazał rozcięte sznury. Patrzył na Tatianę wyczekująco. To nie była odpowiedź na jej pytanie. Stwierdziła jednak, że lepiej jest być posłuszną.  
-Tak…- szepnęła, kiwając lekko głową.- Dziękuję.- to było ostatnie, co pamiętała, zanim zemdlała, czując uderzenie ciężkiego, tępego narzędzia.  



*************
To nie duchy, to ja. Prawdziwa ja!  

Wróciłam po mojej najdłuższej przerwie, Kochani. Wróciłam i nigdzie się nie wybieram ;)  Mówią, że tłumaczą się tylko winni, ale muszę się usprawiedliwić. Moja często zbyt wielka ambicja, jeśli chodzi o oceny i życie prywatne sprawiły, że nie miałam czasu/ochoty i, oczywiście- weny na pisanie. Teraz jednak wszystkie plany tego opowiadania mam spisane i będę je kontynuować. Mam nadzieję, że Was nie zawiodę.

Do następnej części! Buziaki! :*

Duygu

opublikowała opowiadanie w kategorii przygoda i dramaty, użyła 2096 słów i 11445 znaków, zaktualizowała 2 lut 2022.

4 komentarze

 
  • kaszmir

    Witam
    Ciekawa fabuła powieści poprzekładana mrocznymi i tajemniczymi obrazami. Niedopowiedzenia i nieodkryte karty w pierwszej części... ginie kobieta do końca nie wiadomo dlaczego i kto za tym stoi.  
    Myślę, że Sol - Słońce jest wplatana w te sprawy.
    Pozdrawiam

    12 lip 2019

  • Duygu

    @kaszmir Witam  :)  Dziękuję za miłe słowa. Zobaczymy, jak to będzie dalej z tymi zagadkami...  ;)  Pozdrawiam serdecznie  <3

    13 lip 2019

  • agnes1709

    Będzie ostro? :whip: Czekam na kolejną:kiss:

    24 cze 2019

  • Duygu

    @agnes1709 Będzie, będzie...  ;)  Wkrótce wstawię kolejną część  :kiss:

    24 cze 2019

  • AnonimS

    Interesujący początek. Też mam zamiar Ciebie odwiedzać. Pozdrawiam

    23 cze 2019

  • Duygu

    @AnonimS Dziękuję. Serdecznie zapraszam  :)  Również pozdrawiam!

    23 cze 2019

  • Somebody

    Bardzo się cieszę, że wróciłaś na stałe. Z przyjemnością zajrzę do kolejnych części twojego nowego opowiadania, ponieważ sam wstęp niezwykle mnie zaciekawił... Zresztą jak wszystko, co piszesz  <3

    22 cze 2019

  • Duygu

    @Somebody  Ja również się cieszę  :jupi:  Och, dziękuję za miłe słowa, kochana <3

    23 cze 2019