Problematyka jednej nocy
Ojciec Nikodema kończył już porządkować swój dom po wyprowadzce już byłej żony. Wyrzucanie pamiątek, wspólnych zdjęć i obrączki było zbyt bolesne i dotkliwe, ale musiał to zrobić. Wszystko, co miał spalił w piecu, kończąc pewien rozdział w swoim życiu. Kończąc na zawsze.
Wtedy zadzwonił jego telefon. Bardzo niechętnie i z wielkim ciężarem wyjął go z kieszeni i odebrał.
-Halo?
-Cześć braciszku.
-Ach... Eliasz. Dzwonisz zawsze, kiedy o tobie zapominam.
-Odkąd pamiętam, byłeś dosyć ironiczny i chyba się nie zmieniłeś.
-No ja nie, ale coś innego owszem.
-Słyszałem, że rozstałeś się z Magdą.
W jego głowie się zagotowało, pogłębiając skrywaną depresję.
-Taak... Wiem, że to twardy orzech do zgryzienia. Sam czułem to samo, kiedy rozwodziłem się ze swoją.
-Nie zamierzam rozpaczać nad czymś, co już nie wróci. Czego chciałeś?
-Chodzi o mój stary samochód.
-Aha? Mam Ci go wysłać do Stanów? – Zaśmiał się cicho.
-Nie, skąd. Dokładnie odwrotnie. Będę w Polsce za jakiś czas... Może was odwiedzę, jeżeli obowiązki mi pozwolą.
-Wciąż prowadzisz interes transportowy. – Westchnął, wyciągając paczkę papierosów z kieszeni.
-Oj, żebyś wiedział, jaka to irytująca praca, ale ma to swoje plusy. Stać mnie na to, żeby jutro być w Sztokholmie a wieczorem w Moskwie.
-I cała twoja firma zbankrutuje po nocy spędzonej w Warszawie.
-Oczywiście. – Zaczął się śmiać. – Rozpustność to moja cecha.
-Młody się od dłuższego czasu dobiera do tego samochodu. Mały gówniarz myśli, że nic o tym nie wiem, że wykrada go co dwie noce.
-Nikodem już może jeździć? To ile on ma lat? Osiemnaście?
-Skończył miesiąc temu, to mu kupiłem samochód za odłożone pieniądze... mimo to ma opór, żeby nim jeździć.
-Nie dziwie mu się. Sam taki byłem w jego wieku. Jako młody dzieciak marzyłem o czymś takim jak moja stara Toyota. Dokładnie pamiętam dzień przed moim odlotem do Holandii. Twój Maluch i moja Toyota w jednym garażu.
-I tak Cię objeżdżałem.
-Zapomnij, to był jeden jedyny raz, kiedy dałem Ci wygrać i temu kolesiowi.
-Taa... Wmawiaj sobie.
-Muszę kończyć... Jeszcze raz wyrazy współczucia.
-Okkejj... Wszystko w porządku.
-Do następnego, Błażejku.
-...Żejku?! – W słuchawce rozległo się *biip – biip – biip*. – Stary dupek, nic się nie zmienił.
Subaru wjechało na podjazd do pewnego starego domu na uboczu Bielska. Dom może i miał kilkadziesiąt lat, ale nadal prezentował się okazale i całkiem przypadł Nikodemowi do gustu. Diana odpięła pas bezpieczeństwa i przytuliła Nikodema tak mocno, że na moment odebrało mu oddech.
–Jezus... Jakie ona ma ję...
-Bardzo mi się dzisiaj podobało mój drogi kolego. – Powiedziała, patrząc mu w oczy.
-Kolego. – Zaśmiał się.
-Przyyyjjaaa...
-Nie, dobra. Mnie też się bardzo podobało, k o l e ż a...
-Nie kończ. – Odwzajemniła uśmiech. – Zobaczymy się po zakończeniu roku?
-No pewnie!
-To super. Do zobaczenia. – Powiedziała, po czym wysiadła z samochodu i nim przeszła przez furtkę, posłała Nikodemowi buziaka.
–Ładnie... A mogłem iść do śr... – Zadzwonił mu telefon. – Halo?... Radzio?
-Tak, to ja. Przyjedź do Stratosfery.
-Al... O nie, nie po tym, co było ostatnio.
-Przyjeżdżaj, musimy poważnie porozmawiać.
-O czym?
-O Tomku.
Siedzieli naprzeciwko siebie. Radosław pił drugie piwo, Nikodem tylko małą kawę. Słońce już powoli zachodziło. Niebo było pomarańczowe, a wiatr płynął przyjemnie. Stratosfera ledwo zbierała się po ostatniej bójce, jaka się rozegrała między uczniami klas dwa i cztery.
-To w końcu powiesz, o co chodzi?
-Stan Tomka się polepszył. Zapobiegnięto wylewowi krwi do mózgu.
-Ja pierdole... – Nikodem wylał kawę, której chciał się napić.
-Jezus... – Radzio złapał za serwetki i zaczął szybko wycierać powstałą plamę. – I Ty się jeszcze pytałeś, dlaczego ja tyle piję.
-Dobra dobra... nic mu nie grozi już?
-No nie... ubezpieczyczalnia nie chce wypłacić odszkodowania. Twierdzą, że sam spowodował wypadek i naraził na niebezpieczeństwo wielu uczestników ruchu.
-Gówno prawda.
-Zacząłem się zastanawiać nad tym Porsche, które widzieliśmy... Przejrzałem nagrania.
Nikodem upuścił filiżankę, rozbijając ją na blacie stołu.
-Jezuuuus... Ty ułomna istoto. – Radzio znów zaczął sprzątać po Nikodemie. – Ludzie się już patrzą.
-Chcesz mi powiedzieć, że zapomnieliśmy o nagraniach?
-Byłem na miejscu wypadku jeszcze przed przyjazdem policji i zabezpieczyłem go-pro zaraz po tym, jak wezwaliśmy karetkę.
-I co z tego wynikło?
-Mazdą zarzuciło na lewo na wyjściu z zakrętu. Bardzo gwałtownie... Do tego Porsche było podejrzanie blisko. Wydawało się tak, jakby w nią uderzyło.
-Ha! Mówiłem. Skurwiel chciał go zabić i prawie się mu to udało.
-No... I nie wiem, czy nie pójdę z tym na policję.
-Nie.
-Dlaczego?
-Zanim to zrobisz, sam muszę naprawić swój błąd.
-Jaki zaś błąd?
-To moja wina. To moja wina, że go nie zatrzymałem. On chciał, ale ja go blokowałem do pewnego czasu. Zrezygnowałem z przyjazdu i on darował sobie dalsze namowy. Chyba był zły, że nie chciałem z nim jechać... I z tej złości chciał udowodnić, że potrafi się ścigać. Jest idiotą, ale po części to też moja wina.
-I co teraz chcesz zrobić?
-Będę się z nim ścigać.
-Co?! – Krzyknął Radzio, upuszczając kufel piwa.
-No i kto tu jest ułomny... Dzisiaj nad jeziorem doszedłem do wniosku, że to jedyne rozwiązanie.
-Jesteś szalony.
-Nie, po prostu Nikodem. Poza tym... Jeżeli zaniesiesz to na policję, to wszyscy będziemy mieli problemy. On, bo się ścigał, my, bo na to pozwoliliśmy. Teraz, albo jedziesz ze mną albo sam to załatwię.
Wieczór. Godzina 22:30
Samochody stały jak zwykle, zaparkowane pod zaporą. Było ich mniej niż ostatnio, raptem kilka. Mazda, Ford, Mitsubishi z Istebnej i towarzystwo z okolic całego Bielska. Konrad oparty o swojego Cougara nie mógł się doczekać, żeby dopaść swojego przeciwnika i go upokorzyć. Marcin natomiast zachowywał zimną krew, grzebiąc pod maską swojej RX-8. Dalej znalazł się kierowca Mercedesa W201, który chciał się pojedynkować z właścicielem starego Galanta. Dwójka z Istebnej nie zwróciła na nich uwagi, czekając na eksperta od lokalnej drogi. Eksperta, którego mieli nadzieję poznać,
-Nie denerwuj się tak. – Szepnął Marcin. – Nie sprawiaj pozorów.
-To trudne... Jestem cały podekscytowany. Chcę się wypróbować na moich własnych warunkach.
-Mówisz o warunkach w obcej okolicy, to całkiem zabawne.
-Nie mów do mnie w ten sposób.
-Nie wiesz, co Cię tu spotka dzisiaj w nocy, więc lepiej nie nastawiaj się na zbyt wiele. Licz na najlepsze, szykuj się na najgorsze. Ostatnią rzeczą, jakiej chcesz to wypadek.
Wtedy na parking niepostrzeżenie wjechało szare Porsche 944.
-Nie ma opcji, żeby to Porsche tym razem wygrało. – Rzekł, kiedy samochód zaparkował na uboczu. Uśmiechnął się w duchu i pewnym krokiem podszedł do drzwi kierowcy. Ten wysiadł, rozglądając się swoim niepokojącym wzrokiem.
-Tym razem spotykamy się w cztery oczy. – Zaczął Konrad.
-Znamy się?
-Tak. Jechałem tym srebrnym Cougarem, kiedy mnie wyprzedziłeś dwa dni temu.
-Cougar... Nie przypominam sobie.
-Nad ranem, wcześnie. Może była czwarta, może piąta. Na samym wylocie do Andrychowa.
Kierowca Porsche spojrzał na Konrada jak na niepełnosprawnego człowieka. – Nie chcę Cię stary martwić, ale nie było mnie o tej godzinie tutaj.
-Nie kłam! Wiem, że to Ty.
-Odejdź.
-Nie wymigasz się.
-Jeżeli chcesz, to będziemy się ścigać.
-O to mi chodzi.
-Ale nadal... Nie było mnie wtedy.
-Jakie Porsche? To, co się ścigało z 323? – Zapytał Marcin, który podszedł do obu kierowców.
-Tak... To ono mnie nad ranem wyprzedziło. Ten cwaniak, który teraz twierdzi, że go tam nie było.
Marcin obejrzał się przez ramię na szare Porsche i odwrócił, będąc lekko zaskoczonym.
-Nie pamiętam żadnego Porsche nad ranem. – Rzucił.
-Hm? Musiałeś, jechało przecież w kierunku, w którym odjechałem. Pewnie grzebałeś coś na miejscu wypadku i nie widziałeś.
-Nie zszedłem niżej jednak.
-To co zrobiłeś? Zasnąłeś?
-Jestem pewien, że to nie było Porsche 944, ani 924, ani żadne inne z chowanymi reflektorami.
-Hm... – Zaniepokoił się. – To co to był za samochód?
Marcin zatrzasnął maskę swojego samochodu i docisnął, przecierając ubrudzone dłonie. -Jestem całkiem pewien, że to była stara Toyota MR-2 na tablicach z Małopolski.
Stara, czerwona Toyota MR-2 AW11 z roku tysiąc dziewięćset osiemdziesiątego dziewiątego, wyposażona w szyberdach, klimatyzację i fabryczne alufelgi Toyoty, lampy przeciwmgielne i zmodyfikowane zawieszenie, słynny na cały świat silnik 1.6 DOHC 4A-GE umieszczony na środku, generujący gdzieś ponad 130 koni mechanicznych zespolonych z pięciobiegową manualną skrzynią biegów, pozwalał rozpędzić małego potwora w 8.1 sekundy do setki i doprowadzić do 200km\h samochód, ważący 998kg. Toyota wyjechała z garażu domu Nikodema i ryknęła, skacząc do ośmiu tysięcy obrotów. Podniosła swoje światła, oświetlając podjazd jak dwa małe słońca i powoli wyjechała za bramę. Nikodem schował krzyżyk, który dostał dawno temu od pewnej bliskiej mu osoby do kieszeni, po czym wrzucił pierwszy bieg i wpadł na ulicę , szarżując w stronę Żaru.
-Nie powiesz mi, że trzydziestoletni, niestabilny złom z silnikiem na środku mógł tak jechać! – Konrad trzasnął pięścią w dach swojego Forda.
-Kierowca musiał być bardzo zaawansowany, skoro był w stanie opanować mały rozstaw osi i tak lekką konstrukcję. Silnik na środku daje dużo przewagi i frajdy, ale kiedy przesadzisz, to możesz być pewien, że to się źle skończy. To, kogo spotkałeś to, nie był po prostu jakiś góral z nadmiarem mocy. To albo był góral ze śpiącym potworem pod maską, albo ktoś, kto sam jest potworem.
-Nikodem powiedział, żebym pojechał za pierwszym czerwonym samochodem, który będzie mrugał długimi. – Mówił Radosław do Kacpra, kumpla z klasy.
-Jeez, nie mogłeś samemu jechać?
-Nie chciałem sam!
-Teraz mógłbym być u mojej loszki, a tak to siedzę w śmierdzącym Oplu i czekam na zbuntowanego nastolatka.
-Nie obrażaj mojej Astry!
-Pf...
-Oj... Jedzie coś.
Z daleka widzieli, jak z naprzeciwka pędzi mała, czerwona furia. Jej chowane reflektory co chwila mrugały, oślepiając przypadkowe zwierzęta i pieszych, którzy wracali do domu albo szli na imprezę.
-To chyba o... – Nie dokończył, ponieważ Toyota zdążyła ich minąć i wpaść w zakręt. – O Boże, jaki on jest szybki... To chyba nie było to śmieszne Subaru Justy.
-No... Co to jest Subaru?
-Boż... – Przekręcił kluczyk w stacyjce i gwałtownie zawrócił.
Diana siedziała obok swojego łóżka, oglądając zdjęcia, które zrobiła Nikodemowi dzisiejszego dnia.
-Dziołcha, skup się, halo.
-Ola, on jest przesłodki.
-Daj spokój w końcu.
-A Ty nie miałaś czasem odszukać tego gościa z Subaru?
-Miałam, ale doszłam do wniosku, że to za dużo zachodu. Nie będę latać po Bielsku i wypytywać się o niebieskie Subaru.
-Wcale bym się nie zdziwiła, gdybyś to zrobiła.
-Miałam już dość przygód, dalej mi się chyba nie chce.
-Chyba, zawsze to chyba. Zdecyduj się, walcz, cokolwiek.
-Nauczyłam się tego od Ciebie, lamusie.
-Bo co?
-Bo twój były chyba o tobie pamięta.
-Mój były? Oh... Zapomniałam.
-Noo widzisz, jakiś pato człowiek.
-Nie musiałaś mi przypominać... Co w tym złego, że lubię Nikodema?
-Bo to debil.
-Nie mów tak o nim... Jest uroczy.
-Dobra.
-No... No co?
-Bo to debs.
Radzio robił, co mógł, żeby dogonić Nikodema, jednak nic to nie dało. Toyota była za szybka. Opel Astra z końca lat dziewięćdziesiątych powoli zaczynał się dławić, aż silnik zgasł.
-O kurwa mać... Zapomniałem zatankować.
-Jezu... Jezu nie. Jezu, Ty idioto!
Samochód stanął na wysokości województwa Śląskiego.
Ojciec Nikodema, Bartosz, szedł w stronę domu, kiedy jego uwagę zwróciły uchylone drzwi od garażu. Podszedł do nich i zajrzał do środka.
Nie było Toyoty.
Na stercie opon leżał kask, który był repliką tego, w którym niegdyś jeździł Ayrton Senna.
–Czy on się do tego kasku modlił... Jezu. Co się z tobą dzieje, Nikodem. Jesteś jakiś inny... Inny niż zwykle.
-Coś jedzie! – Odezwał się głos w krótkofalówce.
-Kto? Co? Nasz? – Zapytał Marcin.
-Nie... To jakiś lokalny.
Konrad i kierowca Porsche spojrzeli na siebie i na Marcina.
-To stara Toyota... Jezus, jak on szybko jechał.
Wtedy na zaporze Tresnej zdało się usłyszeć dźwięk wysoko kręconego silnika. Wkrótce potem zza zakrętu wypadła pędząca Toyota MR-2, która zatrzymała się z piskiem opon i wtoczyła na parking.
–Ma jaja... W tak gwałtowny sposób zrobić wejście nawet ja nie mam tyle tupetu... Pfu. – Konradowi wyraźnie nie przypadł do gustu styl chłopaka.
Toyota zatrzymała się przy innych samochodach, stając w kierunku jeziora. Drzwi powoli się otworzyły. Ze środka wyszedł nawet wysoki brunet, który natychmiast zlokalizował szare Porsche.
–Więc to on... Strasznie młody.
W tłumie słychać było szmer rozmów i delikatnego śmiechu ludzi, którym nie podobał się specyficzny wygląd małej Toyoty.
Nikodem zamknął drzwi i spokojnym krokiem podszedł do grona, które zgromadziło się dookoła Porsche.
-Który z was tym jeździ? – Wskazał na 944.
-Ja.
Nikodem spojrzał na faceta i zamarł.
W ogóle nie przypominał tego, którego spotkał po południu.
Wtedy zrozumiał.
A przynajmniej tak mu się wydawało.
-Chcę się ścigać. Tu i teraz.
-A to czasem nie Ty byłeś właścicielem tego małego Subaru? – Zapytał.
-Tak, byłem i jestem.
-Heh... Okej... No... Mój plan w końcu powinien wypalić.
Nikodem uśmiechnął się w duchu, jednak poczuł, jak serce napływa mu do gardła. Znalazł się w dosyć dziwnej sytuacji, ale nie mógł się wycofać. Nie teraz.
To był jego ruch.
23:30
Samochody ustawiły się na wyznaczonej linii. Ruch był praktycznie zerowy. Noc czysta i bez chmur. Nikodem usadowił się głębiej w swoim siedzeniu, czując adrenalinę pędzącą przez jego żyły. Skupił się na tym, żeby wystartować z gazem w podłodze i nie stracić kontroli nad samochodem. Marcin pośpieszył się, wchodząc między samochody i stając na środku drogi.
Konrad trzymał w ręku krótkofalówkę, odbierając wiadomości.
-Tu meta, nic nie jedzie.
-W porządku. Dajcie znać, jakby coś się działo. - Machnął ręką do Marcina.
Nikodem czekał tylko na te dwa ostatnie słowa, które miał wypowiedzieć Marcin, zanim wystartują w normalnym wyścigu. Naciskał na pedał, skacząc do czerwonego pola. Kiedy w końcu usłyszał „jeden", wrzucił jedynkę.
-START!
Oba samochody zerwały się z miejsca tak szybko, że prawie przewróciły Marcina prosto na twarz.
-Wow... – Wyszeptał Marcin, widząc, z jaką niesamowitą prędkością jechał Nikodem.
-On się zabije. – Wykaszlał Radosław, który dobiegł do linii startu. - Albo przegra...
-Dlaczego tak mówisz? – Zapytała jedna osoba z grona zaparkowanych samochodów.
-Ups... Może nie powinienem im mówić, że jest absolutnym początkującym. – Tak po prostu... No zobacz, czym jedzie i jak!
W rzeczywistości biedny kierowca 944 miał spore problemy, żeby stworzyć przerwę między samochodami. Skupiał wszystkie swoje zmysły i umiejętności na tej jednej rzeczy, żeby nie pozwolić mu się wyprzedzić.
-Co to jest za gość? – Zapytał sam siebie, kiedy po zakręcie w prawo Toyota zbliżyła się mimo jego starań.
–Cholera... – Nikodem też miał kłopoty. Po nocnych eskapadach w góry jego opony były praktycznie zużyte. Nie miały już zbyt wiele przyczepności.
Kiedy w końcu Porsche zaczynało zwiększać przerwę, kierowca w końcu odetchnął, nie czując już oddechu na swoim karku. Westchnął ciężko i zmienił bieg, rozpoczynając prawdziwą walkę. Atakował zakręty swoim stylem, tak agresywnie, jakby nie było jutra.
Jeżeli miał pokonać kogoś, kogo spotkał pierwszy raz w życiu, kogoś, kogo nikt nie znał, to chciał to zrobić w mistrzowskim stylu. Ta myśl pozostała z nim, kiedy dojeżdżali do pierwszych dwóch poważnych zakrętów, prowadzących w lekkim uphillu.
W międzyczasie Nikodem pracował na pełny etat, starając się nadążyć za oddalającym się Porsche. Po wyjściu z zakrętu tuż za mostkiem jego samochodem lekko zarzuciło, co dało mu do myślenia. Ponieważ teraz ciężej się prowadził... – ... Wiem co mam robić, już wiem. – Docisnął pedał gazu, podskakując na wyboistym asfalcie.
-Muszę to zrobić. – Powiedział do siebie, widząc, jak Porsche jest o krok od pokonania pierwszego łuku w lewo, kilka metrów przed nim.
Toyota zjechała na prawą stronę drogi, po czym odbiła w lewo, ślizgając się do wewnętrznej strony jezdni. Nikodem operował gazem bardzo mocno, ale z umiarem. Przednie opony były praktycznie podsterowne. Wyszedł z zakrętu, pozostając w tej samej odległości do Porsche. Powtórzył manewr na łuku w prawo, nie pozwalając mu się oddalić.
-Hm... Toyota jakoś daje radę. Cóż, to jest ostatni moment, kiedy widzę Cię w lusterku.
Samochody wjechały w odcinek gęsto porośnięty drzewami i krzewami. Kierowca Porsche delikatnie muskał pedał gazu, nie chcąc stracić panowania nad samochodem posiadającym zbyt wielką turbinę, która w końcu wydawać by się mogło, działała jak należy. Działała aż za dobrze, generując nadmiar mocy. Toyota tymczasem pędziła z gazem w podłodze. Nikodem nie czuł strachu, tylko pożądanie.
Przejechali łuk w lewo i łuk w prawo, za którym asfalt się wyrównywał i łączył z nowo położonym. Toyotą w końcu przestało szarpać, co pozwoliło Nikodemowi na ostrzejsze branie zakrętów. Ostatniej nocy sporo się natrudził, żeby znaleźć odpowiednią linię do ataku.
W momencie, w którym ataku jego przeciwnik się nie spodziewał.
Asfalt znów zmienił swój stan na kilkaset metrów, by na prostej przejść w ten sam, czarny i pachnący świeżością.
Toyota złapała kawałek pobocza, podskakując po powrocie na jezdnię i zbliżyła się do Porsche, które miało problem z kontrolowaniem mocy.
–Niech to... Wiedziałem, że ten tępy mechanik przesadzi.
Samochody zbliżały się do miejsca, w którym doszło do wypadku.
Wtedy, Nikodem błysnął długimi.
Zaraz na szczycie wzniesienia.
-Skurwiel! – Krzyknął kierowca Porsche.
Na chwilę stracił panowanie, spoglądając raz po raz w swoje lusterko. Toyota była już kilka metrów za nim.
Nikodem dobrze zadysponował masą swojego samochodu, ustawiając się do łuku w prawo. Zjechał z lewej strony i mocno skręcił kierownicą, zmuszając opony do ostatecznej próby i zahaczając o pobocze w szczycie zakrętu. Auto znów podskoczyło, będąc już trzy metry za zderzakiem Porsche, które nie wykorzystywało nawet pięćdziesięciu procent swojej mocy.
-Jak on to zrobił...
Przejechali kilkanaście następujących po sobie łuków i zakrętów, których nawierzchnia się stale zmieniała z lepszej na gorszą, z gorszej na lepszą. Nikodem i jego praca na pełny etat z kierownicą nie dawały za wygraną, całując trzy metry, które utrzymywał za Porsche. Samochody zbliżyły się do kolejnego, poważnego zakrętu w lewo, dzielącego województwa śląskie z Małopolskim.
–Okej... Mam okazję na ... Kamikaze.
Porsche wyraźnie zwolniło, nie chcąc stracić panowania przez Turbo-lag.
Dwadzieścia metrów do zakrętu.
Toyota wjechała na lewą stronę.
–Co on robi... Przecież tu nie ma miejsca... Po tej długiej prostej jest gwałtowny zakręt w lewo... Prawie nawrót! Sukinsyn jest bardziej szalony niż ja!
-Teraz albo nigdy!
Zahamował gwałtownie, blokując na moment koła i wyrównując się z Porsche. Przez zblokowanie kół samochód ustawił się lekko bokiem do zakrętu. Nikodem puścił gaz, skontrował nagle swój tor jazdy, lewymi kołami wpadł na pobocze i ostro skręcił, pomagając oponom łapać przyczepność.
-O rzesz skurwiel! – To, co ujrzał kierowca Porsche, zaparło mu dech na tak długo, że zapomniał o zahamowaniu. Toyota oddaliła się na kilka centymetrów do przodu.
Zauważył, jak płot domu przy zakręcie zbliżał się zbyt szybko. Przerażony wbił pedał do podłogi i skręcił w lewo.
Toyota zdołała pokonać zakręt po wewnętrznej, trzymając się łapczywie pobocza. Samochód znów podskoczył po powrocie na asfalt, kierując się w dół Małopolski .
Porsche obróciło się, wbijając się przodem w nieszczęsny, drewniany płot. Zrobiło pełny obrót o trzysta sześćdziesiąt stopni i zgasło zaraz po uderzeniu. Lampy zostały rozbite, zderzak wgniótł się wyraźnie. Był w szoku, nie wiedział, co się stało. Zaczął gwałtownie naciskać na pedał gazu i zrestartował silnik, pośpieszając się i zdając sprawę, że to on teraz był chaserem.
Jednak nic już nie mógł zrobić.
Nikodem był za daleko.
-TOYOTA WYGRAŁA! MŁODZIAK Z MR-2 DAŁ RADĘ! – Głos po drugiej stronie krótkofalówki oszalał.
Radosław wstał na równe nogi. Nie mógł uwierzyć w to, co usłyszał.
–Sukinsyn... Dobry jest. – Zawiść Konrada dała się we znaki. – Powiedz, że jest jeszcze jedna osoba, która chce się ścigać. – Polecił Marcinowi.
-Tu start... Jest ten młody jeszcze?
-MR-2 odjechała... Dlaczego?
-Hmm... – Spojrzał na Konrada, który złapał się za głowę. – Nic. Co z Porsche?
-Nie ma go jeszcze... Nie, zaraz! Coś jedzie!
Zza zakrętu wyłonił się podły widok. Małe Porsche, które miało poturbowaną twarz, toczyło się w dół drogi, pełne zrezygnowania. Zatrzymało się tuż za metą.
-Przyjechał... Miał wypadek.
-Wypadek?! – Rozległ się szmer wśród ludzi.
Toyota jechała już w stronę domu. Silnik mruczał cicho za plecami Nikodema. Opony jeszcze się nie poddały, prowadząc i piszcząc lekko. Sam Nikodem... Wypełnił swój obowiązek. Dał radę. Udało mu się zemścić na osobie, która prawie zabiła jego przyjaciela.
Ale...
Z jakiegoś powodu nie był usatysfakcjonowany
Był szczęśliwy
Ale nie spełniony
Czuł jak serce mu bije
I nie chciał, żeby tylko na tym się skończyło.
-I znowu odlatuje... Jak kiedyś... Dzisiaj jestem jakiś inny
Dodaj komentarz