Ridge Chaser - Akt 5

Ridge Chaser - Akt 5Jezioro, południe, północ... i czarny GT-R



Przez przełęcz Kubalonki przedzierał się szum wiatru, niosącego ze sobą wspomnienia i zwiastującego przyszłość... Która kiedyś spotka każdego. Marcin i jego RX-8 nie mogli stać w miejscu, chcąc uciec... Ale dokąd? Od tego, co go spotkało, nie dało się tak po prostu uciec.  
On był naznaczony.  
On i jego samochód.  
Podobnie jak człowiek, którego spotkał przed laty.  
Człowiek? Nadczłowiek.  
I jego błękitny Ford Sierra.  
Ten ryk walecznego rumaka, który swoją niską moc rekompensował wielką odwagą i męstwem...  
Ten ryk potwora, przywróconego do życia po porażce...  
Ryk, który nadal gdzieś objawiał się pomiędzy drzewami... Niczym karoseria, wbita w twardo stojące drzewo, przez niebieskie Subaru.  
-Te czasy już nie wrócą... Ale mogę napisać nowe. Jeszcze wszystko przed nami.  
Za zakrętem...  
Za zakrętem szum wiatru zmieszał się z warczeniem Godzilli...  
-Jedzie... Lecz czy to on? Czy to moja wyobraźnia? Godzilla... Mistyczne stworzenie... Mistyczny kierowca... Który jest jękiem wydawanym przez nostalgię.  
Godzilla pędziła w dół drogi, przekraczając barierę dźwięku i wchodząc w zakręt z niesamowitą prędkością, wychodząc jeszcze szybciej.  
-Nissan Skyline GT-R 32 Legenda nie umarła. Ona po prostu ucichła. Czas napisać nową.  
Czarny Nissan Skyline R32 GT-R pędził w dół drogi z niesamowitą prędkością, balansując między utratą przyczepności i niezwykle gładkim pokonywaniem zakrętu. To był wręcz nierealny widok. Wydawało się, jakby lewitował nad drogą, prowadzony niczym kolejka górska. Kierowca? On nie był człowiekiem, on był częścią samochodu, niczym kierownica. Jego białe światła ostatni raz strzeliły długimi, nim wpadły na Marcina, który nie mógł uciec.  
Obudził się cały zlany potem, siedząc przy swoimi biurku i trzymając długopis w dłoni.  
-Cholera. – Powiedział, zdając sobie sprawę, ile pracy mu jeszcze zostało. Cała sterta kartek do wypełnienia przypomniała rząd trzech cegieł, ułożonych jedna na drugiej. Spojrzał na nie z wyraźnym grymasem, zostawiając długopis na biurku i wychodząc z pokoju. Po drodze zajrzał do sypialni, żeby spostrzec, że jego dziewczyna wolała iść do domu.- Chyba nie będzie zła. Ah, ta cała chora praca... Muszę pomyśleć o zmianie. D u ż ej zmianie.  
Była trzecia nad ranem. Noc była bardzo chłodna, wręcz sprawiała wrażenie wczesnej wiosny. Marcin potarł dłońmi i wszedł do łazienki, obmywając swoją twarz w umywalce, chcąc zmazać atrament z odbitej kartki.  
–Nissan mi się śni drugi tydzień... Co się znowu dzieje?  
Woda była gorąca. Lała się bez przerwy, powoli napełniając umywalkę.  
–Nie mogę o nim zapomnieć. Dlaczego tylko ja mam ten problem? Przecież to było ku... rwa, siedem lat temu, może wcześniej. Co się dzieje? Za chwilę zacznę słyszeć głosy...  
Woda docierała już do połowy głębokości umywalki, powoli parząc dłonie Marcina.  
–Najgorsze w tym wszystkim jest to, że to j a byłem kierowcą z Białego Krzyża. Czy to fałszywe poczucie winy sprawia, że nie mogę myśleć o niczym innym? Dlaczego ten idiota wtedy uderzył w tego Forda? Nie mógł po prostu się poddać? Ta cała sytuacja z Porsche sprzed dnia... Wszystko się powtarza. Świat się niczego nie nauczył, tylko miejsce i czas zmieniło.  
Woda już się zaczęła wylewać z umywalki.  
  

-Naciśnij sprzęgło do oporu.  
Diana wcisnęła pedał małego Subaru Justy najmocniej, jak mogła.  
-Myślałam, że opór będzie większy.  
-Teraz trochę, ale tylko trochę go podnieś.  
Samochód zaczął powoli toczyć się do przodu.  
-Jezu, ja jadę!  
-Dodaj gazu.  
-Tak od razu? – Zapytała zaskoczona, jadąc po pustym parkingu.  
-Nie bój się, tylko trochę.  
Diana nacisnęła na pedał gazu trochę za mocno. Samochód zerwał się z piskiem opon do przodu, natychmiastowo przyśpieszając do dwudziestu na godzinę. Przeraziła się, wbijając pedał hamulca tak, jakby zobaczyła pająka. Subaru zatrzymało się w miejscu i zgasło, szarpiąc nią i Nikodemem.  
-No i widzisz, trochę za szybko. – Uśmiechnął się.  
-To jest zbyt skomplikowane! Nie mogę mieć wyczucia w ogóle w tym samochodzie.  
-Spokojnie, spokojnie. Wszystkiego się nauczysz.  
-Może lepiej Ty prowadź, co? Zanim ja to opanuję, to będzie wieczór.  
-Już myślałem, że nigdy nie zapytasz.  
Diana zmierzyła go złowrogo.  
Samochód jechał w górę drogi numer 781, prowadzącej przez Żar. Jednym ze zbawień małego Subaru było działające radio. Nie miało klimatyzacji, ale miało szyberdach. Miało klimat. Diana wystawiała ręce za okna, łapiąc wiatr w swoje skromne dłonie. W oczach Nikodema wyglądała jak małe dziecko, które pierwszy raz jedzie samochodem w słoneczną pogodę. Nie jechał szybko, ciesząc się chwilą. Nawet się nie spodziewał, że osoba, z której istnienia nawet sobie nie zdawał sprawy dwa dni później będzie siedzieć w jego samochodzie i cieszyć się chwilą. Było w tym coś, co sprawiało mu radość. W końcu mógł zapomnieć o problemach.  
Wjechali w województwo śląskie, pokonując ostry zakręt w prawo i zmierzając ku dowhillowi.  
-To naprawdę fajny samochód. – Stwierdziła po dłuższej chwili. – Jest stary, powolny i zabawny, ale jest w nim to coś.  
-Powolny samochód, powolny kierowca.  
-Myślałam, że to Ty byłeś ten, co lubił gokarty.  
-Kto Ci tak powiedział? – Zaśmiał się.  
-Rozmawiałam już z kilkoma osobami z klasy. Chyba nie jestem mile widziana w waszym gronie.  
-Czujesz się jak...  
-Obca?  
-Chciałem powiedzieć obcokrajowiec.  
-Może nie aż tak, ale sam fakt, że żadna dziewczyna ze mną nie chce rozmawiać, mnie strasznie przygnębia.  
-To dlatego zdecydowałaś się na wypad z najnudniejszym chłopakiem w klasie?  
-Najnudniejszym?  
-Noo... Nie mam zbyt wielu zainteresowań.  
-Czytałeś fantasy, to już jest u mnie potrójny plus.  
–Czytałem...  
-Jakiej muzyki słuchasz?  
-Weselnych biesiad, którymi jestem katowany na przyjęciach u dziadków.  
-Weselne biesiady? Jak one brzmią?  
-Jak fortepian spadający ze schodów... Nigdy nie mogę tego wytrzymać.  
-I dlaczego akurat weselne?  
-Bo to dziadkowie, babcie... Tylko to znają. No bo chyba nie Metalikę. – Zaśmiał się.  
-Nie lubię Metaliki.  
-Zawsze wolałem kpop.  
-O Boże moja przy... – Nie skończyła, kiedy zauważyła mrugania w lusterku.  
Nikodem spojrzał do tyłu, widząc jak na prostej drodze, bardzo szybko zbliżał się szary i niski samochód.  
-Co za... Niech wyprzedza. – Wystawił rękę za okno i pomachał.  
Samochód nie wyprzedzał. Zbliżył się do zderzaka Subaru na tyle, że Nikodem mógł rozpoznać markę.  
–Porsche...  
Słyszał świst nieregularnej turbiny i gardłowy wydźwięk wydawany przez dziurawy wydech.  
-Czego on chce?  
Porsche ponownie przyświeciło długimi, wcale nie zamierzając wyprzedzać.  
-Diana, pytałaś się o gokarty.  
-Tak, ale co to ma do... – Przyśpieszenie wcisnęło ją w fotel.  
Subaru oddaliło się od Porsche, które zaczęło go ścigać. Nikodem wrzucił czwórkę i wjechał na szczyt wzgórza, gdzie asfalt był bardzo równy i gładki. Mała moc Subaru nie dawała przewagi w takim miejscu.  
-Złap się czegoś. – Rzucił.  
Ostrożnie zjechał na lewą stronę drogi, jadąc sto na godzinę. Porsche powoli wjechało za nim. Nikodem odskoczył na prawo, kierowca Porsche powtórzył manewr, nim go jednak skończył, małe Subaru przesunęło się z powrotem na lewo. Nikodem, mając otwartą furtkę za sobą, wcisnął hamulec do podłogi, blokując koła. Małe Subaru zatrzymało się po pięćdziesięciu metrach w tumanach dymu z opon.  
Kierowca Porsche musiał być w lekkim szoku, ponieważ spóźnił się z hamowaniem. Samochód obrócił się w poprzek drogi i nie zdołał zatrzymać się przed zakrętem, wpadając w żwirową drogę prowadzącą do lasu.  
Serce Nikodema biło coraz szybciej, będąc praktycznie pewnym, że jest to ten sam samochód, który ścigał się z Mazdą 323. Natychmiast wrzucił jedynkę i z piskiem opon wystrzelił w jego stronę. Zatrzymał się gwałtownie, ześlizgując się na prawą stronę drogi i ostatecznie zatrzymując na poboczu.  
-Co Ty robisz... Uciekajmy!  
Nikodem nie słyszał. Zaczął się zastanawiać czy takie rozwiązanie problemu było właściwe.  
Porsche stało na wlocie w żwirową drogę, nie ruszało. Wiedział, że kierowca widzi jego twarz. Trzymając wciśnięte sprzęgło, dodał gazu, wyjąc silnikiem. W końcu jednak sobie o czymś przypomniał, spoglądając w swoje odbicie w lusterku.  
-Nikodem? Co Ci jest?  
Porsche wystartowało pierwsze, wjeżdżając w poślizgu na drogę i uciekając w dół wzgórza, pozostawiając nic tylko zapach niedopalonej benzyny i kurz z pobocza.  
-Jeszcze się z nim policzę.  
-Znacie się?  
Nikodem spojrzał na Dianę, która była o krok od wysiadki z samochodu.  
-Nie do końca.  
Zaczęli zjeżdżać w dół góry, jadąc powoli i nie śpiesząc się. Ona jeszcze łapała oddech, on z każdym omijanym słupkiem miał ochotę przyśpieszyć i dogonić drania. Jego modły w połowie zostały spełnione. Na parkingu przy zbiorniku wodnym stało srebrne Porsche 944.  

-Nikodem...  
-Zostań w samochodzie. – Rzucił, po czym zaparkował zaraz za nim i wysiadł.  
Porsche było upiorne w nocy, ale w dzień wydawało się jeszcze bardziej nieludzkie. Przypominało twory, jakie doktor Frankenstein musiał tworzyć w swoim laboratorium. Nikodem postawił dwa kroki, czując narastające uczucie niepokoju bijącego od obcego samochodu. Wiatr przeczesał mu włosy, kiedy powoli popukał w tylną szybę, która była cała zakurzona.  
-Jesteś tu? Wysiadaj. – Powiedział do samochodu, jednak nikt nie wyskoczył z wnętrza, ani żadna mistyczna kreatura nie wypełzła spod nadwozia.  
Nikodem zbliżył się do drzwi kierowcy, powoli zdając sobie sprawę, że całe Porsche było jednym, wielkim ulepem. Trzymało się na słowo honoru. Zaczął się zastanawiać, jak w ogóle może się poruszać po drodze, bez rozlecenia się w drobny mak.  
Diana wysiadła z Subaru, będąc gotową na wszystko. Spojrzała pytająco na Nikodema, który nie wiedział co zrobić. Pociągnąć za klamkę czy czekać na reakcję.  
Powoli wsunął palce pod metalową klapkę, która poraziła go prądem.  
-Kuźwa... – Jęknął, odrywając palce.  
-Co się stało?  
-Wyładowanie elektryczne... - Zrobił przerwę-Widziałem to już w jednym filmie.  
Znów włożył palce pod klapkę, tym razem mocno na nią naciskając.  
Diana podeszła bliżej, stając przy tylnym błotniku Porsche. Zjechała wzrokiem na dół drzwi, do progów. Coś przykuło jej uwagę.  
Coś sączyło się spod progów.  
Podeszła jeszcze bliżej, kucając obok Nikodema i przecierając palcami.  
Wzrok Nikodema nieuchronnie powędrował w dół.  
Na jej palcach znalazła się krew. Czysta, czerwona ciecz.  
  
Przewróciła się, gwałtownie odsuwając od samochodu. Wybałuszyła oczy na Nikodema, który nadal nie pociągnął za klamkę.  
-Nie otwieraj!  
-Co to jest?  
Diana spojrzała na palce, po których spływała czerwona substancja. Lepka i nieprzyjemna.  
-To...to...  
Nikodem przykucnął, pocierając palcami w tym samym, intrygującym miejscu. Wkrótce przyjrzał się cieczy, która spoczęła na czubkach jego palców.  
-To nie krew głuptasie. To olej.  
-Co olej robi w progach samochodu?!  
-Nie wiem... Może ktoś coś robił przy tym samochodzie, dosyć nieudolnie... I pomazał progi... Trochę to jest jak farba antykorozyjna... Ale nie do końca... Ah, zaraz się dowiem. – Rzekł, po czym pociągnął za klamkę.  
Zamknięte.  
-Ah... Czyli nie siedzi w środku.  
-Nie, stoi tutaj. – Rzuciła osoba stojąca za Subaru.  

Szczupły, mocno średniego wzrostu z bardzo krótkimi włosami. Kości policzkowe wyraźnie mu wystawały, tworząc wygląd młodego dorosłego o aparycji anorektyka.  
Nikodem spojrzał na niego tak, jakby właśnie ujrzał nowego męża swojej rozwiedzionej matki.  
-Możesz mi powiedzieć, co robisz?  
-Chciałem zapytać o to samo.  
-Ja? Dzwoniłem po pomoc drogową z restauracji.  
-Ahhh... Pooomoc droogową?  
-Coś nie gra w moim Porsche.  
-Coś nie gra z twoim stylem jazdy, drogi kolego.  
-Nie wiem, o co Ci chodzi...  
-Dziesięć minut temu, siedem kilometrów wcześniej.  
-Twoje to Subaru?  
-Tak się składa, że to ja jestem jego kierowcą.  
-Ah. Wybacz, chyba pomyliłem samochody. – Podszedł bliżej.  
-Nie rozumiem.  
-Ktoś mi powiedział, że jeżeli natknę się na niebieskie Justy w tych okolicach, to mogę być praktycznie pewien, że będzie się chciał ścigać... No a Ty przyśpieszyłeś.  
Pięści Nikodema się zacisnęły. Diana wstała, łapiąc go za prawą rękę.  
-A taranować też lubisz?  
-Taranować?  
-Czyżbyś już o czymś zapomniał? Wpadłeś i ja tego dowiodę.  
-Teraz już naprawdę nie wiem, z jakim wariatem rozmawiam.  
-Wyścigi nie są dla Ciebie, jeżeli nie potrafisz zaakceptować przegranej.  
-To musi być jakaś fatalna pomyłka, nie ścigałem się w tym miesiącu.  
-Ah tak?! A mam Ci coś pokazać?  
-Nikodem... – Diana przeciągnęła go w swoją stronę.  
-Słuchaj swojej dziewczyny, lepiej na tym wyjdziesz.  
-O, wiem! – Krzyknął Nikodem. Podszedł do przodu samochodu, szukając śladów zadrapań, odprysków lakieru, wgnieceń.  
Nic.  
Przód był tylko brudny.  
-No co?  
-Co... To niemożliwe.  
-Chodź Nikodem... Idziemy nad jezioro.  
-Miłej zabawy kochasie...  
Nikodem jeszcze raz obejrzał samochód, po czym Diana pociągnęła go już bez większych oporów.  
Kierowca Porsche spokojnie patrzył, jak odchodzą w dół, do przystani. Obrócił się i przyjrzał się Subaru.  
-Takie małe, a takie szybkie?  
  

Płynęli w wypożyczonej łódce, która czasy świetności miała już dawno za sobą. Mimo że był weekend, ruch na jeziorze był wyjątkowo mały. Dryfowali we wszystkie strony, co jakiś czas poprawiając kurs i uważając, żeby nie wypłynąć za daleko. Diana zrobiła ostatnie wspólne zdjęcie, po czym odłożyła rozładowany telefon i rozciągnęła. Nikodem zdążył zapomnieć o nieszczęsnym samochodzie, bo skupił się na swojej koleżance. Wydawała się tajemnicza i chyba taka była. Niewiele o niej wiedział, ale zdawał sobie sprawę, że rozmawiają od niedawna. Jeszcze wszystko było przed nim.  
-Pięknie tu. – Skomentowała, rozglądając się dookoła.  
-Wielka Brytania nie jest taka ładna?  
-UK jest nudne. Większość czasu leje deszcz i chodzenie po łąkach jest zbyt ryzykowne. Kto by marnował nowe buty, żeby chodzić w błocie... Daj spokój.  
-Zawsze chciałem zobaczyć, chociaż jej kawałek.  
-Na swój sposób jest ładna, ale tutaj jestem może drugi raz, do tego spontanicznie. Coś w tym jest, że krajobrazy Polski należą do jednych z najpiękniejszych.  
Nikodemowi zrobiło się cieplej na sercu, widząc, jak Diana jest szczęśliwa.  
-Diana... Co byś zrobiła, gdybyś była świadom, że osoba, która zraniła twojego przyjaciela pozostała bezkarna?  
-Co masz na myśli?  
-Jakbyś się zachowała?  
-Hmm... Pewnie zrobiłabym wszystko, co w mojej mocy, żeby chociaż przez moment poczuła to, co mój zraniony przyjaciel... A dlaczego pytasz?  
-A... Tak po prostu. Zastanawiałem się.  
-Martwisz się czymś?  
-Nie, skąd! Wszystko jest super. Ptaszki śpiewają, słońce świeci...  
-Ale coś Cię trapi, widzę to.  
-Wszystko w najlepszym porządku. – Uśmiechnął się, zapierając dech.  
-W takim razie wierzę Ci na słowo.  
-Chcesz zostać na dłużej?  
-Jeszcze moja przyjaciółka się zacznie martwić. Już i tak nie odpisuje na jej wiadomości.  
-Radzio chyba się nie obrazi, jak mu też przestanę odpisywać.  
-Radzio to ten zabawny człowiek?  
-Taaak. Wiecznie coś mu jest. Trochę się dziwnie zachowuje, no ale to mój przyjaciel.  
-Jak dziwnie?  
-Jak byliśmy mali, to pojechaliśmy rowerami nad to samo jezioro, łowić ryby. Po godzinie udało mi się złowić jakiegoś słabeusza, a on podskakiwał z radości i o mało nie wywrócił łódki, krzycząc "Patrzcie jaka wielka!", a w rzeczywistości miała dziesięć centymetrów.  
-O Boże...  
-Zawsze taki jest, wszystko wyolbrzymia.  
-Moja by-fy-fy jest podobna... Czasami zachowuje się jak małe dziecko.  
-Jak ma na imię?  
-Aleksandra.  
–MOJA BYŁA TO ALEKSANDRA - Pomyślał.  
–Częęsto miewa przypałowe akcje, ale zawsze się z tego śmieje. Śmieje się ze wszystkiego... No prawie. Ostatnio byłyśmy w tej dużej galerii w centrum Bielska... Jak jej to...  
-Sfera? Gemini?  
-Sfera! Raz na nas wpadł jakiś tępy gościu w niebieskim Subaru i się z nim zaczęła kłócić, a potem obczajać.  
-To wy samochodem jeździłyście?  
-No tak, ma Malucha.  
-M a l u c h a? – Puścił wiosło.  
-O Jezu, to też zabawna historia... W ogóle to jest samochód jej chłopaka... Chyba, nie pamiętam już tych jej układów... Albo to kupiła od swojego byłego...  
-Jak wygląda?  
-No właśnie! Jest fioletowy i ma czarne alufelgi. – Zaczęła się śmiać.  
Nikodem uśmiechnął się tępo i przewrócił z głupoty, która na niego spłynęła.  
  

Konrad pędził w dół przełęczy Kubalonka swoim Fordem Cougarem. Kompresor gwizdał szybciej niż zawodowy sędzia na boisku, podczas meczu Reprezentacji Polski. Pasażer u jego boku siedział skulony, trzymając na kolanach małego i poręcznego netbooka. Zahamował mocniej i wjechał na słynną "patelnię", zbliżając się do linii oddzielającej pasy jezdni.  
-Jezu, jakie to musi mieć dobre opony i hamulce. – Pasażer wyraźnie był pod wrażeniem stanu, w jakim jest samochód.  
Wóz trzymał się swojego pasa jak mucha lepu, nie chcąc się oderwać i połykając zakręty. W końcu, kiedy zjechali z przełęczy, zatrzymał się na poboczu, pozwalając hamulcom ostygnąć.  
-I jak wyszła telemetria?  
-Wszystko wskazuje na to, że jesteś o jakieś półtorej sekundy szybszy.  
-Heh... Ile mogą dać drobne zmiany w zawieszeniu... A te opony, warto było wydać tysiąc złoty na komplet, który jest tak idealnie wyważony. Trafiłem w dziesiątkę... Teraz muszę tylko uważać, żeby ich nie zużyć.  
-Słowem, żadne stare Porsche nie ma prawa nadążyć za samochodem, tym bardziej, jeżeli driftuje. – Zdjął druciane okulary. – Nadal nie mogę uwierzyć w to, że jakiś rzęch cię mógł wyprzedzić.  
-Ja też nie, ale jeżeli będzie tam w następną sobotę to może być pewien, że będzie oglądać moje tylne światła.  
-Jest tylko jedno, ale.  
-Ale jakie?  
-Samochód ostrzej jeździ, ale Ty się nie poprawiasz.  
-W sensie?  
-W sensie takim, że Anna ze swojego Camaro mogłaby Cię wyprzedzić.  
-Camaro? Daj spokój. – Zaśmiał się. – Ona jest piątym kierowcą, nie ma szans, żeby...  
-Potrafi wykorzystać pełny potencjał swojego ciężkiego samochodu. Sama go dostraja i modyfikuje wraz z postępem w ulepszaniu swoich umiejętności. Ty po prostu zmieniasz ustawienia, kiedy Ci nie idzie. Powinieneś dostrajać siebie do samochodu, nie samochód do siebie. Inaczej niczego się nie nauczysz...  
Za ich plecami zaparkowało właśnie czerwone Mitsubishi Legnum.  
-Fabiański... To, co mówisz, może ma sens, ale w tym momencie na szali leży moja duma, a nie...  
-Twoja duma zależy od twoich umiejętności. Przykro mi. Tak czy inaczej, dobrze modyfikujesz swój samochód, jest zrywniejszy niż ostatnim razem.  
-Wiem. – Odpowiedział zimno.  
-Zobaczymy się jutro. – Powiedział, szykując się do wysiadki.  
–Kierowco tego tajemniczego samochodu... Nie wiem kim jesteś i skąd jesteś, ale możesz być pewien, że Cię pokonam.

2 komentarze

 
  • Użytkownik AuRoRa

    Fajnie dobierasz słowa, kiedy opisujesz jazdę samochodem, ciekawe metafory, porównania, które pasują do klimatu. Dobry tekst z tą Metaliką :D

    19 lip 2018

  • Użytkownik Kati

    świetne!!! nie interesuje sie samochodami ale to opowiadanie jest tak świetnie pisane, ze nie moge sie doczekac kolejnych czesci!

    17 gru 2017