Niepozorne początki
Następny dzień w szkole był wyjątkowo sielski. Połowy uczniów nie było, ponad połowy. Grubo ponad połowy. Klasy drugie nadal gdzieś się szwendały, przychodząc raczej dla samej obecności, niż z chęci nauki. Wielki dzień opróżniania szafek przez osoby, które w ogóle z nich korzystały.
Tomek kręcił się gdzieś, targając swój plecak po podłodze i odliczając czas do dzwonka. Nauczyciel nie przyszedł na lekcje, zostawiając jedną czwartą klasy na korytarzu.
-Wy... ści gi... Wy... ści... gi... – Powtarzał.
-Nudzi Ci się? – Rzucił jeden z jego kumpli, Remek.
-Jezuu... Już nie mogę się doczekać dzisiejszego spotkania.
–Spotkanie? O cholera – Nikodem siedział na ławce, będąc zamyślonym jak zwykle. – Zaraz... Dzisiaj nie widziałem Diany... Cholera.
-Jakie znowu wyścigi? – Kontynuował Remek.
-Dzisiaj zabieram się na Żar zeby trochę pojeździć.
-Wyścigi... huh?
–Mogłem od niej wziąć numer telefonu...
-Downhill, uphill... Touge.
-Te dwa pierwsze to znam... Rajdy rowerowe czy coś... Togua... Togue?
-Touge. – Poprawił go. – Wyścigi po górskich drogach... Samochodami.
-Samochody? Pf...
-Coś nie tak?
-Taa... Ty i ta twoja Mazda 323.
-Nie liczy się samochód, liczy się kierowca.
-A od jakiego czasu to Ty masz prawo jazdy, że tak zajebiście jeździsz?
Kłócili się dalej. Nikt na nich nie zwracał uwagi.
-To jak, Nikodem? – Zapytała Monika, najstarsza osoba z klasy. – Wyskakujesz dzisiaj?
-Miałem, prawdę mówiąc, pewne plany po szkole... Trochę zajęty jestem.
-Ady weź, to pod wieczór dopiero.
–Fuck – Pomyślał.
-Nie daj się prosić. – Zrobiła wielkie, kryształowe oczy. – Nigdy nie wychodzisz.
-Wychodzę! Tylko akurat nie z osobami z klasy...
-Najwyższy czas zacząć. – Wtrącił się Tomek.
Nikodem pod naporem swoich znajomych przytaknął głową niechętnie.
Na placu stał kalejdoskop samochodów. Małych, dużych, kompaktów, sedanów, kombi. Nikodem chodził między nimi z kamienną twarzą, jakby myślał o kompletnie czymś innym.
Nieokreślona ilość Opli, Fiatów i Volkswagenów sprawiła, że chciał wracać do domu i zapomnieć o posiadaniu czterech kółek. Aż tak bardzo ich nie potrzebował. Wsadził ręce do kieszeni i stanął w miejscu, wpatrując się w dal i nie myśląc o niczym. Wyłączył się.
Przypomniał sobie o kimś, kiedy kątem oka zauważył znajomy kształt, gdzieś na środku placu, ale nie podszedł. Myślał o osobie, którą poznał bardzo, bardzo dawno temu. Instynktownie jednak zaczął iść pomiędzy samochodami, ocierając się o karoserię i zahaczając o lusterka, będąc coraz bliżej swojego dziwnego spostrzeżenia.
-Ciekawe co się z nią stało... – Zadawał sobie to pytanie w głowie, kiedy potknął się o wąż ogrodowy, którego nie zauważył. Odruchowo wyjął dłonie z kieszeni i w ostatniej chwili złapał się za samochód po jego prawej stronie.
-No, drugi raz dzisiaj bym się wypieprzył. – Wtedy spojrzał na to, o co się opierał. – O...
Zdjął dłonie z maski Nissana Sunny GTi-R.
W jednej chwili podszedł do przedniej szyby, żeby sprawdzić cenę.
„SPRZEDANE".
-Ale... jak to? – Zasmucił się. To był jeden z tych ostatnich, ekstremalnych japońskich hot-hatchbacków, jakie kiedykolwiek zbudowano. Przeminął mu właśnie obok nosa. – Ah, o czym ja myślę. Przecież nie stać mnie na takie cuda. – Poklepał się po tyle głowy. – Gdzie to ja byłem... A no tak.
Kontynuował spacer, widząc znajomą posturę przy niebieskim kształcie. Im bliżej był, tym bardziej się rozczarowywał.
-Tata?
-Fajny, co nie?
-Co... nie...
Stali właśnie przy małym, starym, czteronapędowym Subaru Justy, na felgach szesnastkach i światłami przeciwmgielnymi dodanych przez właściciela.
-Kosztuje trzy tysiące.
-Aż trzy?! – Wybałuszył oczy z orbit.
-To rozsądna cena jak na egzemplarz w takim stanie.
-Tam stał Nissan Sunny...
-Widziałem.
-Był wspaniały.
Spojrzał na Nikodema. – Nie stać Cię, snu.
Niko skrzywił się i odwrócił głowę. – Ale marzeń mi nie odbierzesz.
-Co myślisz o tym Subaru?
-Jest... – Zmierzył je wzrokiem z góry na dół. – ... Niebieskie.
Wtedy podszedł do nich dealer. Podstarzały facet z łysiną na głowie. Niski i drobny, ubrany jak typowy dziadek, luźno, ale schludnie. – Chętni na to małe cudeńko?
-Noo...
-Tak. – Odpowiedział ojciec.
-Napęd na cztery koła... – Myślał Nikodem.
-Może mała jazda próbna? – Zaproponował dealer.
-Okej. Po prostu go kupię. – Odparł Niko, zaskakując ojca.
Stratosfera przepełniona była nastolatkami z lokalnego technikum, którzy nadzwyczaj dobrze się bawili. Jak się okazało, nie imprezowała tylko jedna klasa, ale cały rocznik. Nikodem zdał sobie z tego sprawę, kiedy stanął w wejściu i go wmurowało. W tle zdało się słyszeć "Footloose" Kennyego Logginsa, nagranie, które w lokalnej rozgłośni było puszczane aż za często. Kluczyki małego Subaru dyndały na jego palcu, a podmuch wiatru przeczesał mu włosy. Kątem oka zauważył smutne twarze w narożniku, które siedziały przy stole i popijały bliżej nieokreślony napój. Obrócił głowę i spostrzegł Remka. Podszedł do nich, wchodząc w duszną od upału salę.
-Hej. – Machnął ręką.
Nie odezwał się. Podobnie jak jego dwaj kumple, Bazyl i Waldek.
-Co z wami?
-Ojebali nas.
-Kto? – Zaśmiał się.
Bazyl, krzepki koleżka wypalił przed Remkiem. – Jakieś autostradowe buce.
-To znaczy kto?
-Przyjechali wczoraj na żar i rzucili nam wyzwanie.
-Ale kto to był?
-Kierowcy.
-I co? Ścigaliście się?
-Ścigać? Kurwa... – Wziął głęboki łyk, jak się okazało, piwa. – Kiedy zacząłem gonić jednego z nich, to zostawił mnie po kilku zakrętach. Tu nie było mowy o ściganiu.
Nikodem oparł się o krzesło i spojrzał w szklankę.
-Dużo już wypiłeś?
-Wystarczająco, żeby utrzymać resztki dumy. – Znowu się napił. – Za chwilę przyjdzie czwarta klasa i się zacznie wymiana wiązanek.
-Oni też tam byli?
-Przyjechali godzinę po nas.
Niko złapał się za głowę i machnął ręką, kiedy ktoś go złapał za ramię.
-Tu jesteś! – To była Monika. – Myślałam, że nie przyjdziesz.
-Przysze...przyjechałem.
Pociągnęła go w głąb Sali.
Wtedy do stolika podeszły cztery osoby z czwartej klasy.
-Czego chcecie? – Odezwał się Remigiusz.
-Porozmawiać... – Uśmiechnął się przewodniczący grupy. Wziął krzesło i usiadł na nim, stawiając swoją szklankę obok innych. – Co robiliście wczoraj wieczorem na naszych okolicach?
-Waszy... Kurwa, waszych? To wolna droga.
-Wystarczy, że mieszkamy najbliżej, żeby była nasza. Wy jesteście pionkami z drugiej strony góry. Oczywiście, możecie sobie jeździć swoimi motorowerkami, ale jeżeli będziecie organizować wyścigi na pieniądze, to ja mam o tym wiedzieć.
-A chuj Ci do tego?
-Bo to nasz dom.
-Wczoraj nie miałeś problemów, żeby jechać obok mnie, a dzisiaj się przypierdalasz?
-Obok ciebie? Zostałeś pozbawiony głosu na pierwszej prostej.
-Masz lepszy motocykl, tylko tyle.
-Motocykl, od tego zacznijmy. Na motorowerze i tak bym Cię wyprzedził. Zresztą nieważne. – Remigiusz zacisnął pięści pod stołem. – Kim byli Ci kierowcy?
-A skąd ja mam kurwa wiedzieć?
-Panoszą się tam od dwóch dni, myślałem, że wy ich tam ściągnęliście.
-My? I ściganci?
-Ściganci?
-No a po co by przyjeżdżali, skoro robią próby czasowe? Przygotowują się do czegoś, jestem tego pewien.
Tymczasem Nikodem, Monika, Tomek i kilka innych osób stało przy stole bilardowym, próbując rozegrać w spokoju partię.
-Tej, Nik. – Zapytał Radosław. – Ty czasem kiedyś nie jeździłeś gokartami?
Niko, lekko stuknął piątą bilę, wbijając ją i zarabiając punkt. – Może, a co?
-Tak się zastanawiam, bo podobno na Żarze dzisiaj ma być imprezka.
-W sensie?
-Spotkanie fanów motoryzacji, coś takiego. Wiesz, grupy typu „nocna jazda bez celu", tylko w górach. Pomyślałem, że mógłbyś z nami pojechać.
-Z wami? To kto jeszcze?
-No ja, Tomek, Kacper.
-A od kiedy to Kacper lubi samochody? – Wsparł się na kiju. – Przecież zawsze wolał komputery.
-Ale jego dziewczyna lubi, więc to właściwie on jedzie z nią.
-No nie wiem, obawiam się problemów.
-Problemów? – Zapytał Tomek. – Chłopie, jak Ty się chcesz cieszyć z życia?
Nikodem wiedział, że to żart, ale rozmyślał o tym coraz poważniej i coraz częściej. – Nie wiem. – Udał, że się uśmiecha.
-Radek bierze Opla swojego ojca, a ja... – Nie dokończył.
-Opla? – Parsknął. – Już nie muszę, od rana mam swój samochód.
-Serio? Jaki?
-Hondę Prelude.
-Prelud? – Zaczął się śmiać. – VTEC?
-Zapytaj mnie o VTEC... Ty i ta twoja Mazda.
-Ma podnoszone światła!
-Mazda 323 i gość, który słucha Ewy Farny. – Zaczął się śmiać. – Co za idealne połączenie. Gej i samochód na zakupy.
-H a h a... Tak. Spierdalaj. – Pokazał mu środkowy palec.
-Czekaj, czekaj. Chcesz się ścigać?
-A pewnie! Zawsze chciałem to zrobić.
Nikodem spojrzał na Tomka, jakby był niesprawny umysłowo.
-A Ty co się tak lampisz Niko? Trzeba korzystać, póki się jest młodym.
-Boże, gadasz jak mój stary.
-To Ty nad morzem wolałeś zostać w łódce, niż z nami popływać.
-Bo mam lęki. – Zacisnął kij i podniósł na znak buntu. – Jeszcze jedno słowo a będziesz prowadził z kołkiem w dupie.
Tomek wziął swój i wymierzył w jego stronę. – Twoje udziały w tym mieście się skończyły, hombre.
-To miasto jest za małe dla nas dwóch.
-Dla waszych ego. – Odparła Monika.
-Trzęsidupa z ciebie i tyle, Nikoś. Boisz się dorosłości, a zachowujesz się jak dorosły.
-Po prostu... nie mam ochoty.
-Czekaj... a czy Ty czasem tej panny nie wyrwałeś?
Nikodem zamarł.
-Jakiej panny? Uuu... Niko. Dlaczego ja nic nie wiem? – Trącił go Radzio.
-To długa historia. – Odwrócił głowę.
-Jak jej tam? Coś na D...?
-Tak, D.
-I co, razem spędzicie ten wieczór? Temu nie chcesz z kolegami wyjść?
-Powiedzmy, że tak właśnie jest.
-Mhmmmm – Mruknęli obaj jednogłośnie.
-... Dobra, nie jest.
-Ha! Wiedziałem. – Odparł Tomek.
-Dobra, przymknij się. Przyjadę.
Przy stoliku atmosfera robiła się napięta. Remigiusz wytrzeźwiał w moment, a jego dwaj kumple zaczęli odsuwać swoje krzesła i naprężać się, jakby się szykowali na najgorsze. Tymczasem herszt bandy z czwartej klasy siedział spokojnie. Praktycznie leżakował na krześle.
-Mój brat, zakompleksiony dupek, dał mi cynk, że w nocy ma się coś dziać.
-Zakompleksiony?
-Skurwiel myśli, że jak mu starzy dali pieniądze na samochód, to jest lepszy ode mnie, ale i tak mi zazdrości motocykla. Moje piękne Ducati i jego pierdołowaty kompakt.
-A to czasem nie było tak, że to tobie rodzina poskąpiła pieniędzy, bo za ósmym razem oblałeś egzamin na prawo jazdy? Kurwa, Ty nawet nie masz prawka na motocykl, a wozisz się jak panicz.
-A nawet jeżeli, to co? Sprawiam mniejsze zagrożenie niż dziadki w swoich Cintkach. Policja nie ma prawa mnie zatrzymać.
-Nie pierdol, bo znajdzie się jeden fotoradar i tyle wystarczy, żeby na adres twojej starej przyszło piękne zdjęcie.
-Jeżdżę zgodnie z ograniczeniami prędkości.
Remigiusz wybuchł śmiechem. – A gówno, masz Ducati 998 i mówisz o ograniczeniach. No przyznaj się, że musiałeś do niego dorabiać. Starzy mają Cię w dupie, bo twój młodszy lepiej się uczy i ma lepsze perspektywy na życie, ale tobie jeszcze jakoś pomagają. Inaczej w dupie byś był i na rowerze pedałował.
W tym momencie nie wytrzymał i rzucił się w kierunku Remigiusza z pięściami. Obaj się przewrócili na podłogę. Czwartoklasista wstał, złapał go za kurtkę i wymierzył prawy sierpowy. Remigiusz odleciał głową do tyłu w ramiona swoich kumpli, których przybyło na znak bójki.
Do czwartoklasistów też dotarło kilka osób, strony były mniej więcej równe. Stali teraz naprzeciwko siebie.
-Łap skurwiela. – Rzucił jeden z najmniejszych w całej czwartej klasie.
Zaczął się taniec, kiedy któryś złapał kufel i rozbił o głowę czwartoklasiście. Stół został przewrócony, kiedy cała druga klasa runęła na starszych, naparzając się rękoma i nogami.
-Panowie, bójka! – Krzyknął Radzio, który złapał za kij i podbiegł do roju. Kiedy Nikodem się odwrócił, ujrzał lecącą w jego kierunku bilę, zrobił natychmiastowy unik i upadł na podłogę. Przeturlał się pod stół bilardowy i przykucnął, obserwując, co się dzieje.
Remigiusz i jego nemezis okładali się nawzajem pomiędzy chaosem, jaki wokół nich się rozpętał. Jeden przyłożył drugiemu krzesłem, drugi zaś złapał za metalową tackę i z całej siły dosłownie „pizdnął" w podbródek, i tak w kółko, aż nie zjawił się właściciel lokalu.
-Wzywam policje! – Krzyknął na cały głos, lecz nikt nie usłyszał w tym hałasie.
Nikodema złapał za nogi jeden z większych drągów i wysunął spod stołu.
-Co ja? Co ja?! – Krzyknął, kopiąc go w krocze. Nie zrobiło to na nim jednak większego wrażenia, kiedy go postawił na nogi i wręcz podniósł do góry.
– No dobra, może się jakoś dogadamy. – Powiedział Nikodem. Drąg uśmiechnął się i rzucił nim za barek. Wylądował na półkach i rozbił większość alkoholi, szklanek i kufli, po czym upadł obok skulonej w kącie barmanki.
Powoli wstał i nim się obejrzał, na blacie wylądował jeden z drugoklasistów.
Wtedy zdało się usłyszeć syreny policyjne.
Nagle wszyscy zaczęli zwalniać, aż w końcu się zatrzymali.
-Psiarnia! – Krzyknął któryś z tłumu. Wszyscy zaczęli szarżować do wyjścia. Na placu boju został Remigiusz ze swoim nowym przyjacielem. W tłumie Nikodem zdołał zobaczyć Radzia, którego wynosili na plecach i wyrzucali przez drzwi. Przeskoczył nad blatem i wdarł się między nich, żeby jak najszybciej się wydostać. Zdążył zachłysnąć się powietrzem, kiedy syreny zaczęły być coraz głośniejsze i jak się wydawać mogło, coraz bliżej.
Na trawniku zobaczył Tomka, który podnosił Radka, chcącego nadal walczyć. Nikodem podbiegł do nich nieco rozkojarzony, z głową pękającą w szwach.
-Gdzie Monika?
-Uciekła pierwsza. – Odparł Tomek.
-Dajcie mi ich, po...pokażę im Brazylijskie Fu...fujitsu. – Mówił, lekko otępiały.
-Jak Ty się mogłeś najebać przed wieczorem? – Wykrakał Nikodem.
-Nie najebał się, tylko mu najebali.
-Zabierajmy się stąd.
-Czym? Mój samochód jeszcze nie jeździ, a on zaraz przestanie mówić.
-Ugh... – Wyjął z kieszeni kluczyki i wskazał nimi na pojazd na parkingu. – O tam.
-Jaja se robisz...
-A czy ja byłem kiedyś zabawny? Lepiej Moniki poszukajmy. – Wzięli Radosława we trzech i zaprowadzili do Subaru. – Dzwoń do niej.
Tomek wyjął z kieszeni smartfona i z listy kontaktów wybrał Monikę, po czym przystawił telefon do ucha.
-Halo? Halo?... Nie krzycz... No nie krzycz kuźwa... My już na parkingu... Co? W środku dalej?
-O Bożenko. – Na ulicy widać już było radiowozy. – Niech tu przylatuje.
-Monika, policja przyjeżdża... Jak to biją się w kiblu?
-Japierdole. – Nikodem wrócił do środka, szukając damskiej toalety. Zlokalizował ją dosyć szybko, kiedy usłyszał niepokojące dźwięki mordobicia. Podbiegł, kopnął drzwi i zauważył dwóch motocyklistów, wymieniających się bliżej nieokreślonymi ciosami z bliżej nieokreślonych podręczników tajskich sztuk walki. Remigiusz robił, co mógł, żeby pokonać starszego rywala, więc złapał wcześniej oszołomionego czwartoklasistę za głowę i z całej siły uderzył nią w drzwi do kabiny, które były tak cienkie, że pękły w pół.
-Monik! – krzyknął Niko.
Monika podskoczyła i pomachała dłonią, która wystawała ponad kabinę.
-Ja Ci kurwa dam, pedałować. – Czwartoklasista oderwał plastikową deskę klozetową i uderzył nią w głowę Remigiusza.
-Ty chujcu. – Odparł, szarpiąc go za ubranie i wyprowadzając z toalety.
Nikodem podszedł do kabiny i po otwarciu drzwi zobaczył Monik, która skulona w kącie czekała na koniec.
-Chodź ze mną, jeżeli chcesz żyć.
-Już gorszego cytatu nie mogłeś powiedzieć.
Złapał ją za rękę i pociągnął za sobą. Przebiegli przez zdewastowaną salę i wybiegli na podwórze, widząc, jak radiowozy podjeżdżają pod restaurację. W trymiga znaleźli się przy Subaru.
-A kto to?
-To? – Spojrzał na Radzia. – Bruce Lee, karate mistrz.
Wsiedli do małego samochodu. Silnik zagrał bez problemu, jednak Nikodem go zdusił.
-Jezu... Jak Ty jeździsz – Skomentowała Monika
-Spokojnie.
Ponownie go uruchomił i dodał nieco więcej gazu. Powoli wytoczyli się z parkingu i wjechali na główną drogę. Nikodem skręcił obok parku w prawo i upewniwszy się, że nikt za nimi nie podąża, zmienił bieg i wcisnął gaz do podłogi. Skręcił jeszcze kilka razy i po kilku minutach byli już daleko.
Tomek wszedł do swojego prowizorycznego garażu, zrobionego z blachy falistej i nieotynkowanych cegieł. Stały tam półki zebrane po rodzinie, na których leżały klucze francuskie, nasadki, pudełka po olejach, wszystko, co potrzebne w garażu.
I mała, niepozorna Mazda 323. Uśmiechnął się w duchu, wiedząc, że nadchodzący wieczór może być ziszczeniem jego marzeń. Nie zamierzał żałować ani opon, ani paliwa. Przejechał się już kilka razy i wiedział, jak pewne rzeczy wyglądają.
A przynajmniej tak mu się wydawało.
Wszystko już było gotowe. Opony letnie założone, felgi wypolerowane. Światła wymienione na modele z nowoczesnymi halogenami, ponieważ stare reflektory były już przepalone i jazda w nocy przypominała przedzieranie się przez basen wypełniony coca-colą.
Kluczyki do samochodu zawirowały w jego dłoni, wraz z breloczkiem, który dostał od Moniki. Małym, pluszowym misiem. Uśmiechnął się szeroko, wyobrażając sobie, jak razem suną samochodem w stronę słońca i włożył kluczyki do kieszeni. Niefortunnie.
Breloczek na słabym łańcuszku zahaczył o krawędź spodni i się oderwał. Miś upadł na zabrudzoną podłogę garażu.
Zły omen.
1 komentarz
AuRoRa
Przyjemnie się czyta. Podoba mi się, że jest akcja. Teksty chłopaków są zabawne Nie bardzo się znam na samochodach, ale twoje opowiadanie ma w sobie fajny klimat, łapka
MozartInAGoKart
@AuRoRa Samochody to takie tło, motor motywacyjny wszystkich bohaterów. Staram się, żeby tylko takie pozostały. Bardzo mnie cieszy twoja opinia!