raca! A co ja mam z tej pracy? Ty masz pracę satysfakcjonującą, ja nie!!! dlatego poszłam na studia, bo chcę to zmienić. Chcę po prostu żyć. Nawet jeśli obok ciebie. Skoro nie możemy już liczyć na siebie, to trudno, ja już nie mam siły walczyć o naszą miłość, bo na popiołach nie da się już nic zbudować. Ty tego nie chcesz zmienić, no to trudno, ale proszę cię, nie stawaj na drodze do realizacji moich marzeń. Nie pozwolę ci ich zniszczyć! Teraz już nie!
– Malwina, to ty się zmieniłaś! W ogóle nie liczysz się z moim zdaniem!
– A ty z moim się liczysz? Ja mam ciebie tylko słuchać? Nie, jest równouprawnienie! Mamy takie same prawa i obowiązki. Ja swoich nie zaniedbuję, pomimo, że ty dawno zapomniałeś, że masz żonę. I w innej sytuacji o wycieczce do Włoch porozmawialibyśmy przed rezerwacją, ale przecież ciebie to wcale nie obchodzi. To jest poza twoim wyobrażeniem uległej żony!
– Ciekawe za co pojedziesz? Weźmiesz następną fuchę?
– Tę wycieczkę funduje mi babcia, zadowolony? Ty ze swojej kasy nic nie musisz mi dać, nie doczekasz się, abym błagała cię o kasę! Nigdy!!!
– A to co innego. Tylko ciekawe, jak będziesz wyglądać wśród innych z tą swoją garderobą? Przecież ty nie masz nic na wyjazdy tego typu!
– I nie potrzebuję! To prawda, ty zwracasz uwagę na powierzchowność, a nie na to, kto jakim jest. Dla mnie szata nie gra roli. I zapewniam cię, że odpocznę super. A co najważniejsze, to zobaczę rzeczy, o których tylko czytałam.
– Ja też wyjeżdżam do Stanów na cały kwiecień.
– O, to ciekawe! Kiedy chciałeś o tym powiedzieć? Bo ja słyszałam o tej delegacji już 3 miesiące temu.
– No właśnie, delegacji, a o pracy ja nie rozmawiam w domu. Przynajmniej nie będziesz głupio dzwonić, tak jak ostatnio. Koledzy śmieli się, że jestem kontrolowany: codziennie telefon!
Malwinę zamurowało. Mogła sprzeczać się na wiele sposobów, ale ten ostatni argument pozbawił ją wszelkich sił. Faktycznie, trzy lata temu Robert był w Stanach, faktycznie dzwoniła do niego , może nie codziennie, ale prawie. Przecież dla niej to było normalne: kochali się, brakowało jej męża, jego bliskości. Dlatego chciała usłyszeć jego głos, dowiedzieć się, czy wszystko w porządku. To przecież takie ludzkie. Ot, chociażby teraźniejsze jej stosunki z Krzysztofem. Są przyjaciółmi, a naprawdę tęskni za rozmowami z nim, za jego żartami, za jego obecnością. Właśnie teraz zdała sobie sprawę, że teraz za Krzyśkiem tęskni tak, jak kiedyś za Robertem. Z tą różnicą, że Roberta kochała, a Krzysztof jest jej przyjacielem. Jej rozmyślanie przerwał głos Roberta:
– Ty mnie słuchasz czy nie?
– Zamyśliłam się, ale...
– A masz później pretensje, że nie rozmawiamy. Mówiłem, że na weekend jadę do rodziców, bo nie będzie mnie miesiąc, chcesz jechać ze mną?
– Nie mogę, mam zaliczenie. Kiedy jedziesz?
– Jutro po pracy.
– To pozdrów rodziców. Idę do ogrodu, bo trzeba zrobić porządek.
I wyszła. Nie zdziwiła się, jak szybko został zamknięty temat Włoch. I podejrzewała, że nie byłoby całej dyskusji, gdyby od razu powiedziała, że to babcia sponsoruje wycieczkę. Jakże inną osobą okazał się Robert od tej, w której się zakochała 5 lat temu. Przecież wtedy to Robert dbał o nią tak samo jak Krzysiu teraz... I znowu porównanie do Krzysztofa... Właściwie to nie mogła porównywać obu mężczyzn. Oni różnili się między sobą jak piekło różni się od nieba. Na takim rozmyślaniu minęła jej praca do wieczora. Kiedy wieczorem zadzwonił Krzysztof, zapytała go w pewnym momencie:
– Krzysiek, czy ty gniewałbyś się na swoją żonę, na osobę, której mówiłbyś, że ją kochasz, za to, że dzwoni do ciebie, kiedy jesteś w trasie? Że martwi się o ciebie? Czy to byłoby tematem kpin kolegów?
– O czym ty mówisz? Opowiedz mi od początku, proszę.
I opowiedziała przebieg rozmowy popołudniowej z mężem, którą Krzysztof skomentował tak:
– Przede wszystkim, jak ty się czujesz po tej rozmowie?
– Jak? Gdybyś zobaczył mój ogródek, to wiedziałbyś jak się czułam. Teraz już dobrze.
– Nie zdziw się, gdy kiedyś twój mąż przyjdzie z podbitym okiem. I nie mów mi, że on jest twoim mężem i wolno mu ciebie tak traktować. Nikogo nie można tak traktować, a już na pewno nie osobę, którą się kocha. Moi koledzy mają żony, dziewczyny i nikt z nich nie śmieje się, kiedy dzwonią do siebie. To jest potrzebne jak powietrze, szczególnie, kiedy dzieli ludzi wielka odległość. Po co ty w ogóle z nim na ten temat rozmawiałaś?... och, przepraszam, wybacz mi, nie powinienem tego mówić. Jeszcze raz przepraszam.
– Masz rację, Krzysiu, rozmowa z Robertem poszła w inną stronę, i niepotrzebnie ją kontynuowałam, ale on jest przecież moim mężem. Powinniśmy rozmawiać o wszystkim, tak jak rozmawiam z tobą o wszystkim. Dlaczego ty potrafisz mnie zrozumieć a on nie? Dlaczego?
– Naprawdę chcesz to wiedzieć? Powiem ci, ale jak przyjadę w niedzielę. Szkoda, że nie ma cię tutaj ze mną. Miałbym ochotę cię przytulić i nigdy nie wypuścić ze swych ramion. Malwinko, dlaczego my musimy tak cierpieć?
– Przeczytałam w gazecie, że sztuka miłości jest w znacznej mierze sztuką cierpliwości. Zmieńmy to na: sztuka przyjaźni jest w znacznej mierze sztuką cierpliwości. Musimy być cierpliwi, a może Bóg nas kiedyś wynagrodzi?
– I jak tu cię nie kochać?
– Zagalopowałeś się, panie Krzysztofie. Jesteśmy przyjaciółmi, i na razie nic tego nie zmieni.
– Cieszę się, że powiedziałaś „na razie”. Daje mi to nadzieję na więcej.
– Teraz ta rozmowa nie idzie tam, gdzie chcę. Może ją skończymy? Jutro muszę wcześnie wstać, bo na siódmą mam do pracy. Ty też jesteś pewnie zmęczony.
– Ja mógłbym tak odpoczywać rozmawiając z tobą, ale skoro musisz wcześnie wstać, to rozłączę się, aczkolwiek niechętnie. Do jutra, Malwinko, całuję!
– Pa!
I faktycznie, Krzysztof nie dał się zwieść i po powrocie z Zakopanego zjawił się u Malwiny w niedzielę po 18.00. Od razu chciał nawiązać do czwartkowej rozmowy, ale Malwina wymigała się. Robert jeszcze nie wrócił od rodziców, teoretycznie mogli więc spędzić ten wieczór u Malwiny, ale bała się tego. Krzysztof zaproponował, aby na lekcje matmy udać się do jego siostry, Basi, na co też nie chciała się zgodzić. W ogóle to był kiepski dzień Malwiny. Wolałaby, aby Krzysztof wcale nie przyjeżdżał tego dnia. Od pół godziny siedzieli w samochodzie nie mogąc się na nic zdecydować. W końcu Krzysiek zapytał się:
– Czy chcesz abym pojechał do domu?
– Jakoś od pół godziny próbuję ci to dać do zrozumienia. Wyjątkowo jesteś dziś niedomyślny. To lecę już, powinieneś odpocząć.
Nie czekając na odpowiedź wybiegła z samochodu i uciekła do domu, gdzie rozpłakała się. Nie wiedziała, co się z nią dzieje. Przecież czekała na powrót przyjaciela, ale kiedy wieczór zbliżał się, nastrój Malwiny pogarszał się z godziny na godzinę. Może było to wynikiem rozmowy telefonicznej z teściową, która wysunęła masę argumentów na to, że jej syn jest nieszczęśliwy w tym małżeństwie i że to ona jest temu winna. Malwina nie chciała o tym rozmawiać z Krzyśkiem i zapewne dlatego go tak potraktowała. Dodatkowo teraz pojawiły się wyrzuty sumienia z tego powodu. Targały nią sprzeczności: raz chciała zadzwonić do Krzyśka, aby wrócił, po chwili jednak bała się, że jeżeli i o tym opowie, to będzie to przekroczenie następnej granicy. Motała się między powinnością żony a przyjaciółki. Za wszelką cenę zależało jej na zachowaniu przyjaźni. Kiedy doszła do tego wniosku zrozumiała, że zrobiła krok w przeciwnym kierunku. Nie wyobrażała sobie sytuacji, kiedy Krzyśka nie byłoby na horyzoncie, już nie! Szybko wykręciła numer do niego i modliła się w duchu, aby odebrał, bo zdawała sobie sprawę, że mógłby tego nie zrobić. Ale na szczęście tak się nie stało. Usłyszała posępny głos przyjaciela:
– Nie obawiaj się, nie będę cię nachodził. Twój wybór.
– Krzysiu, przepraszam. Nie gniewaj się na mnie, tylko postaraj się mnie zrozumieć. Zaszły okoliczności, o których nie chciałabym mówić, ale to nie dotyczy ciebie. Jednak to na tobie skupiła się moja złość. Przepraszam.
– Spotkamy się dzisiaj? Nie nalegam, ale jest to nam potrzebne, uwierz mi.
– Boję się... boję się swoich uczuć, boję się skrzywdzić ciebie... dobrze, przyjedź do mnie. Robert przyjedzie po północy, a więc...
– Zaraz będę. Jestem niedaleko.
Kiedy po około 10 minutach Krzysiek stanął w drzwiach domu Malwiny ujrzał zapłakaną dziewczynę. Nic nie mówiąc, wszedł do środka, zamknął drzwi, objął dziewczynę i skierował się do otwartego pokoju, gdzie posadził ją na kanapie a sam kucnął przed nią:
– Już jestem, a więc poproszę o uśmiech. Nie mogę patrzeć na ciebie w takim stanie, co mam zrobić?
– Wystarczy, że jesteś! Tylko proszę, nie pytaj mnie teraz o nic. Nie chcę rozmawiać na przykre tematy.
– Tym bardziej, że mamy matematykę.
– O, zdecydowanie wolę teraz zająć się matmą, ale najpierw zrobię kolację. Jak cię znam, to nie zajeżdżałeś do domu, mam rację?
– Jak mogłem zajeżdżać, skoro tęskniłem za tobą? To idziemy do kuchni, bo szkoda czasu.
Pomału napięcie mijało. Po zjedzeniu kolacji, pozostając w kuchni, wzięli się do matematyki. Malwina stwierdziła, że Krzysiek ma anielską cierpliwość, co zresztą przyniosło skutek. Przebrnęli przez tematy najbardziej niezrozumiałe. Umówili się jeszcze na piątek, na lekką powtórkę, a na sobotę Krzysztof ofiarował się na kierowcę.
– I proszę cię, nie mów mi, że pojedziesz sama, bo nie ustąpię, a po zaliczeniu udamy się na zakupy.
– OK!
– Tak po prostu?
– Krzysiu, nie rozumiem cię. Nie zgadzam się na twoje pomysły – jest źle; zgadzam się – też jest źle! Stajesz się bardziej marudny niż ja.
– Po prostu zaskoczyłaś mnie. Ale teraz już jadę do domu, a ty grzecznie idziesz spać, dobrze? Zero rozmyślań, zero analiz – po prostu grzecznie do łóżka! Zostałbym przypilnować, ale pewnie komuś to by się nie spodobało.
Przeszli do drzwi. Krzysiek wziął dłonie dziewczyny w swoje. Spojrzeli sobie w oczy. Jedno u drugiego wyczytało bezgraniczne oddanie, zaufanie, miłość. Malwina zrozumiała, że nie potrafi już inaczej tego nazwać. Zapragnęła pocałować Krzysztofa, ale wtedy zdała sobie sprawę, że nie wolno jej tego zrobić. Krzysiek zauważył zmianę w jej oczach, widział jej walkę. Podobnie jak Malwina, tak i on pragnął oddać się pocałunkom, ale wiedział dobrze, że dziewczyna nie jest jeszcze na to gotowa. Objął ją mocno przytulając do siebie, a następnie pocałował zwyczajowo w policzek.
– Zadzwonię jutro, bo już dzisiaj nie będę cię męczył. Zapewne szybciej zaśniesz niż ja dojadę. Miłych snów, kochanie.
– Daj tylko znać, że dojechałeś.
Jeszcze tylko całus na pożegnanie i Krzysiek odjechał.
Dodaj komentarz