Tam się wszystko zaczęło - cz.3

–     Malwinko, możesz zajść dzisiaj po pracy do mnie?
–     Oczywiście, babciu. Wpadnę na chwilkę, bo za dużo czasu nie mam.
–     Będę czekać.
Jak powiedziała, tak i zrobiła. Kiedy tylko weszła do babci, ta od razu postawiła obiad na stole. Nie było żadnej wymówki, musiała zjeść.
–     Nie chcę nic słyszeć, jedz. Wyglądasz jak po jakiejś chorobie. Masz, dziecko, jakieś problemy?
–     Nie babciu. U mnie wszystko w porządku.
–     Wiem, że nie mówisz mi wszystkiego. Odkąd poszłaś do tej szkoły, pojawił się uśmiech na twej twarzy, ale to nie jest jeszcze to. Próbuję cię rozgryźć, ale nie udaje mi się.
–     Babciu, stajesz się detektywem? Niepotrzebnie. Faktycznie, odkąd poszłam na studia mam jakiś cel w życiu. Poznałam nowych ludzi, jest dobrze.
–     A twój mąż? Przecież nigdy nie chciał, abyś uczyła się dalej. Co on na to?
–     Robert nie może mi zabronić nauki. Po prostu postawiłam na swoim. I chyba pogodził się z tym.
–     Nie obraź się, ale jesteście dziwnym małżeństwem. Jestem starą kobietą, ale pamiętam początki mojego małżeństwa z twoim dziadkiem. Nie tak ono wyglądało. Czy ty jesteś szczęśliwa, Malwinko?
–     A co to jest szczęście, babciu? Podobno szczęście jest wtedy, kiedy ma się dobre zdrowie i słabą pamięć. Jeśli tak, to ja jestem szczęśliwa. Mam ciebie, babciu, mam przyjaciół, co mi więcej potrzeba?
–     A gdzie jest miejsce Roberta?
–     Jest moim mężem...Ale babciu, co cię dzisiaj naszło?
–     Bo martwię się o ciebie, kochanie. Ty jesteś jeszcze młodziutką dziewczyną. Twoje życie nie może kończyć się na pracy i domu. Gdzie miejsce na przyjemności?
–     Babciu, nie można mieć wszystkiego. Czasami myślę, że ja już wszystko od życia otrzymałam. Popatrz, inni nie mają pracy, nie mają zdrowia. A ja to wszystko mam. Mam też męża. Co mi potrzeba?
–     A dzieci? Pamiętam, że kiedyś pragnęłaś je mieć.
–     Przyjdzie jeszcze czas na dzieci, obiecuję ci, zostaniesz jeszcze prababcią.
–     Wnusiu, powinnaś bardziej zadbać o siebie. Zrozum starą kobietę, martwię się o ciebie! Mam ciebie jedną, więc o kogo mam się martwić? Nawet teraz widzę, że Robert nie dał ci szczęścia, mówisz o nim, jak o osobie obok ciebie a nie o kimś, kogo się kocha. Pięć lat temu inaczej was zapamiętałam. Byłaś tak bardzo zakochana. Co się stało?
–     Nie można być całe życie zakochanym. Przyszła codzienność i bańka mydlana pękła... Ale teraz robię to, co chciałam – uczę się, myślę o zmianie pracy. Przecież wiesz, babciu, że zawsze chciałam pracować w księgowości, muszę coś znaleźć w tym kierunku. Idzie wiosna, czas wziąć się za ogród. Więc widzisz, nie mam czasu na nudę. Co do Roberta – to faktycznie, przechodzimy obok siebie. Widocznie nasza miłość nie mogła trwać wiecznie. Chyba nic w życiu nie trwa wiecznie. Ale też przecież rzadko miłość trwa aż do grobowej deski. Tak jest tylko w hollywoodzkich filmach... Ja miałam to szczęście, że wychodziłam za mąż z miłości, inni nie mają i tego.
–     Co ty za bzdury opowiadasz? Jakbyś miała po sześćdziesiątce, a nie 29 lat! W życiu nie liczy się tylko praca i dom. A gdzie jest miejsce na uczucie? Przecież wy młodzi powinniście korzystać z życia! Nie powiesz mi, że Robert mało zarabia, bo będąc dyrektorem MEBLOPORTU musi mieć dobre dochody. A wy siedzicie w domu, żadnych wakacji wspólnych... Marzyłaś o wakacjach we Włoszech, stać was na to...
–     Nie wiem ile Robert zarabia i nic mnie to nie obchodzi. Ja sobie dam radę sama...Przepraszam, babciu za ten wybuch, ale nie rozumiem o co ci chodzi?
–     Właśnie o to, co w tej chwili zrozumiałam. Jesteś sama, chociaż nie samotna...
–     Nie, nie jestem sama... Mam przecież ciebie, babciu, mam przyjaciół...
–     I znowu się oszukujesz! Przecież wiem dobrze, że z nikim nie utrzymujesz kontaktów. Odizolowałaś się.
–     To tylko tak wygląda. Jest jednak ktoś, na kogo zawsze mogę liczyć... tak myślę...
–     O, widzę błysk w twoim oku, Malwinko. Czy znam tę osobę?
–     To ...Kasia, na niej mogę polegać. Załatwiła mi dodatkową pracę, a pani Jola następną. Dzięki temu mam na studia. Dzięki temu wierzę w przyjaźń.
–     Kasia jest daleko i nie o niej chyba myślałaś, prawda? Pamiętaj, że jestem twoją babcią, ale i twoją przyjaciółką. Robert nie dał ci szczęścia, więc czas chyba coś zrobić w swoim życiu. Malwinko, nie jestem zwolenniczką rozpadu małżeństwa, ale widzę dobrze, że twoje już dawno nie istnieje. To już nawet nie jest stan agonalny – to już oczywista śmierć. Ty jesteś młodą osobą, zrób coś! Istnieją przecież rozwody. I bardzo chciałabym porozmawiać z tym twoim przyjacielem, na którym tak polegasz. Pamiętaj, słuchaj głosu serca, ale i kieruj się rozsądkiem.
–     Nie wierzę, że to właśnie ty ,babciu, mówisz o rozwodzie. I jak ewentualnie miałoby wyglądać moje życie? Jak miałoby wyglądać życie tej drugiej osoby? Ślubu nam nikt nie da, a sama mnie uczyłaś, że nie można pogrążać się w grzechu! Ja nie mogłabym żyć na kocią łapę. Przecież wtedy wszystko rozsypałoby się! Cały mój świat. Nie wezmę na siebie takiej odpowiedzialności, ja nie mogłabym zmarnować komuś życia. Więc sama widzisz, że sytuacja jest patowa. Nie mogę nawet o niczym myśleć, a więc  nie ma sensu niczego zmieniać...ale mi zrobiłaś sieczkę w głowie. A tak miałam wszystko poukładane...
–     Ktoś musi ci oczy otworzyć na świat. Może zabolały niektóre moje słowa, ale trudno, mi wolno mówić wszystko, co myślę. Nie będę dalej biernie patrzeć na to co robisz ze swoim życiem. Twoi rodzice nie wybaczyliby mi tego. A teraz sprawa, o której chciałam z tobą porozmawiać.
–     To jeszcze nie jest wszystko? Oj, babciu!!!
–     Ta sprawa będzie przyjemna. Dotyczy spełnienia twoich marzeń. Znajdź jakąś wycieczkę do Włoch, a ja ci ją chcę sprezentować. Odmowy nie przyjmuję.
–     Babciu, co ty się uparłaś na te Włochy? Toż to masa pieniędzy!
–     O to niech cię głowa nie boli. Jak sama nie znajdziesz, to ja wezmę się do tego, obiecuję.
–     Babciu, jesteś kochana, ale to jest za duży wydatek...
–     Nie chcę nic słyszeć!!! Wiesz co, Malwinko?  Widzę, że życie nic złego ci nie zrobi, bo ty potrafisz żyć chwilą i tak troskliwie cenisz każdy kwiateczek przydrożny, każdą najdrobniejszą, najdziecinniejszą radość chwili. Inna na twoim miejscu robiłaby awanturę za awanturą, już by 10 razy rozwodziła się a ty? Ty cieszysz się z takiej drobnostki.
–     To nie jest drobnostka.
–     Chcę zobaczyć wreszcie uśmiech na twej twarzy. Mi nie potrzeba już wiele w życiu, ale mam jeszcze jedną rzecz do zrobienia: uczynić cię szczęśliwą. I niech twój mąż ze mną nie zadziera, bo zobaczy jeszcze, co potrafi stara kobieta.
–     Na jego miejscu już bym się bała. Dziękuję ci babciu, nie wiem, co mam powiedzieć. Muszę to przemyśleć. Może masz rację? Ale teraz już muszę iść. Mam jeszcze wieczorem spotkanie w drugiej pracy. Jeszcze raz ci dziękuję, za wszystko.
Pożegnała się z babcią i poszła do domu. Faktycznie, babcia zburzyła poukładany świat Malwiny. Wmawiała sobie, że jest jej dobrze, ale to tylko zasłona dymna. Coraz częściej zaczynała myśleć o poważnej zmianie w swoim życiu. Dziś postanowiła porozmawiać o zmianie pracy z Krzysztofem. Może ktoś z jego znajomych potrzebował księgowej. Mogłaby nawet dojeżdżać, przecież tu od dawna nie miała do kogo wracać, a tak przynajmniej nie musiałaby robić tych codziennych obiadków i usługiwać Robertowi. Miałaby wymówkę. Męża akurat nie było w domu, więc puściła cynka, dając znak Krzysztofowi, że może zadzwonić. Jakoż po chwili telefon zadzwonił.
–     Witaj  Malwinko, właśnie o tobie myślałem.
–     Witaj, ale ty masz myśleć przede wszystkim o drodze, a nie o mnie.
–     Wiesz dobrze, że zawsze pierwsza jesteś ty. I jak minął dzień?
–     O, dzisiaj działo się, i to dużo!
–     Co się stało? Coś przykrego cię spotkało?
–     Spokojnie, nie martw się, bo nie będę ci nic mówić, jak jesteś w drodze. A tak a propos, to możesz teraz rozmawiać?
–     Mogę, jesteśmy na postoju. No opowiadaj.
–     Wyobraź sobie, że moja babcia zabawiła się w psychologa -detektywa. Otóż...
I opowiedziała przebieg całej rozmowy z babcią. Nie ukrywała niczego, bo nieraz przekonała się już, że na Krzysztofie może polegać, musi tylko być szczera, bo on i tak jakoś potrafił zawsze ją rozszyfrować. Na koniec dodała:
–     Aż boję się ciebie zapytać, co o tym sądzisz?
–     Stwierdzam, że masz bardzo dobrą babcię. I cieszy mnie to, że ona chce mnie poznać, chociaż myślę, że w obecnej sytuacji, nie jesteś jeszcze gotowa na to, zgadłem?
–     Jak zwykle masz rację. Pomożesz mi wybrnąć z tej sytuacji? W końcu to ty poruszasz się po świecie.
–     Miałbym pewną propozycję, ale nie będzie to rozmowa na telefon. Zjeżdżam dzisiaj około 21,00, myślę, że około 23.00 będę mógł się spotkać z tobą.
–     Bój się Boga, Krzysiek, o tej godzinie pójdziesz grzecznie spać. Nie będziesz tułał się po nocy tylko dlatego, że ja coś wymyślam. Możemy porozmawiać o tym kiedy indziej.
–     Już ja wiem co mam robić, ale teraz, kochanie, muszę kończyć, bo ruszamy. To do zobaczenia. Pa!
–     Pa! Jedź ostrożnie.
Jakież było jej zdziwienie, kiedy 15 minut po dziesiątej dostała sms: „Czekam!”. Na  szczęście mąż już spał, jak zwykle zresztą, i mogła się ulotnić. Na gwiazdkę dostała od Krzysztofa małego pekińczyka, aby mogła swobodnie wychodzić z domu. Także teraz wzięła Pepika i udała się na spacer. Zobaczyła zaparkowany nieopodal samochód, więc udała się w jego kierunku. Podchodząc zrobiła groźną minę i wsiadła do BMW.
–     Ja też cię nie będę słuchać, zobaczysz, jak to fajnie!
–     To tak mnie witasz po całych 24 dniach niewidzenia? Zapamiętam to sobie, zobaczysz! A buzi gdzie?
Zawsze nie wiedziała jak ma postąpić w tych sytuacjach, pomimo, że pocałunek na powitanie i pożegnanie stał się ich zwyczajem. Lekko rumieniąc się pochyliła się w stronę kierowcy, cmoknęła go w policzek i cofnęła się.
–     Odjedź już stąd.
–     Linuś, gniewasz się na mnie? Naprawdę stęskniłem się za tobą. Pan Stasiu rozchorował się i muszę jutro jechać do Zakopanego.
–     No nie! Dziś wracasz po tygodniu jazdy, jutro znowu wyjeżdżasz. I ty jedziesz dodatkowe 50 km, aby tylko ...
–     Ciii... Wiem, że masz rację, ale nie mogłem zrobić inaczej.
Odjechali kilka kilometrów na Stargard i zatrzymali się na leśnym postoju. Krzysztof skierował się w stronę Malwiny, wziął jej dłonie w swoje i powiedział:
–     Coraz bardziej ciąży mi brak spotkań z tobą.
–     Mi  też, ale nie możemy przecież niczego zmienić. Dobrze oboje o tym wiemy, nie o tym jednak chcieliśmy rozmawiać. Nie słyszałeś  o jakiejś wycieczce do Włoch? Wiem, mogłabym przez biuro podróży, ale myślę, że gdybym dołączyła się do jakiejś organizowanej, to wyniosłoby mnie taniej. W zasadzie to babcię wyniosłoby taniej. Ona nie odstąpi, jest tak samo uparta jak ty.
–     To cieszę się, że mam coś wspólnego z twoją babcią. A co do wyjazdu to czemu nie wiedziałem o tym twoim marzeniu? Już byś tam była. Akurat za dwa tygodnie jest wyjazd, ale nie wiem, czy mają komplet, i nie wiem kto jedzie.
–     Krzysztof, czy to ważne do kogo dołączyłabym się? Dla mnie nie...
–     Chodzi mi o kierowcę, bo przecież to oczywiste, że chciałbym tam być z tobą.
–     Nie pytałeś się, czy ja chcę ten czas spędzić z tobą? Ale znowu niebezpiecznie zbaczamy... to co, dowiesz się?
–     Rano będziesz wiedzieć, ale ty na kiedy dasz radę wziąć urlop? Mówiłaś, że sytuacja jest niewesoła w pracy.
–     Tak, masz rację, jest niewesoło, ale dlaczego to zawsze ja mam wszystkim ustępować? Dziewczyny mają urlopy, kiedy tylko zechcą, ja od dawna nie brałam nawet tygodnia, tylko po 2,3 dni. A tak w ogóle to postanowiłam definitywnie zmienić pracę. I w tej sprawie także miałabym do ciebie prośbę. Może znasz kogoś, kto by potrzebował do księgowości... może do jakiejś książki przychodów?.. No co się tak patrzysz? Czy powiedziałam coś śmiesznego?
–     Myślę! I na pewno coś wymyślę. Proszę cię, nie szukaj już nigdzie pracy, zostaw to ma mojej głowie.
–     Boję się, kiedy tak mówisz. Nawet nie potrafię wyobrazić sobie, co knujesz. Mam wobec ciebie coraz więcej zobowiązań...
–     Masz tylko jedno zobowiązanie: być moją przyjaciółką! I to wszystko! Reszta to tylko dodatek do tej przyjaźni. Proszę cię, nie myśl o tym w kontekście zobowiązań, bo to ja byłbym ci zobowiązany.
–     Ty? o czym ty mówisz?
–     O tobie. To, że cię spotkałem, to największe szczęście w moim życiu. Do tej pory nic nie miało wielkiego znaczenia. Nie miałem celu w życiu, więc co wobec tego znaczy jakaś drobna przysługa? Malwinko, wiemy oboje, że nie wolno nam przekroczyć pewnej granicy naszej przyjaźni, ale ja mam taką nadzieję, że jeszcze wszystko przed nami. Nie możemy już stanąć w miejscu.
–     Wiesz co, Pepik chciałby wyjść pospacerować sobie, pójdziemy?
Malwina wymyśliła to na poczekaniu, bo atmosfera gęstniała z każdą sekundą. Czuła, że za moment przestanie logicznie myśleć, a na to nie mogła sobie pozwolić. Wyszli z samochodu, piesek zaczął wesoło biegać koło swojej pani. Było im dobrze bez żadnych słów. Przedłużającą się ciszę przerwał Krzysiek:
–     Malwinko, a powiedz mi jak tam zaliczenie z matmy?
–     Ty umiesz człowieka przywrócić do rzeczywistości, o tak! Ale czy to musiała być matma?
–     Oj, czuję, że niewesoło, zgadłem?
–     Skąd taki wniosek?
–     Ilekroć pytam się ciebie o to, zawsze zejdziesz na inny temat. Więc jak?
–     Kiepsko, mam poprawkę za tydzień. Niech ktoś mi powie, po co mi taka matma? Toż to wcale nie ma zastosowania w życiu.
–     Słuchaj, wrócę w niedzielę wieczorem, spotkamy się wtedy?
–     A ty będziesz nadal zmęczony, tak? Krzysiek, obiecaj mi, że zaczniesz więcej dbać o siebie. Przecież ty nie możesz tak zaharowywać się. Ten twój pracodawca, to jakiś wyzyskiwacz. Obiecaj mi, że coś z tym zrobisz, OK?
Gdyby spojrzała na mężczyznę, to ujrzałaby zagadkowy uśmiech na jego twarzy, ale Malwina wpatrzona była w baraszkującego pieska, zresztą dochodziła już północ, a więc i widoczność była słaba.
–     A co miałbym robić sam w domu? Sprawa miałaby się inaczej, gdybym wiedział, że po powrocie do domu czeka na mnie ktoś taki jak ty. Wtedy zredukowałbym godziny na maksa. Co ty na to?
–      O czym ty mówisz? Nie chcesz chyba dać do zrozumienia, że mielibyśmy razem zamieszkać?
–     Ty nie chciałabyś?
–     Nieraz nieważne jest co chcemy, my po prostu nawet nie możemy o tym myśleć. Raczej ja nie mogę o tym myśleć, ale dość tego, Krzysiek. Ty chyba z tego przemęczenia nie wiesz co mówisz. Odwieź mnie do domu i sam wracaj. Przecież ty nawet nie zdążysz się wyspać. Jedziesz sam czy ze zmiennikiem?
–     Sam, ale to jest nieważne. Znowu zmieniasz temat, ale...
–     Proszę, nie kontynuujmy tego tematu. Wiem, że przyjdzie dzień, kiedy już nie będziemy mogli go obejść, ale jeszcze nie dziś, dobrze, Krzysiu?
Kiedy to mówiła położyła dłoń na jego piersi, wtedy została objęta. Podniosła głowę do góry i spojrzała w oczy Krzysztofa. Chwilę trwała ta niema rozmowa. Uśmiech pojawił się na ustach Krzyśka:
–     Wiem, że proszę o dużo, ale zrozum mnie...
–     Ale pod jednym warunkiem: chciałbym poznać twoją babcię, dobrze?
–     I jako kogo mam cię przedstawić?
–     Jako tego, kim jestem dla ciebie. Da się zrobić?
–     Będę miała unię: babcia i ty! Fajnie, nie ma co. Toż ja nie będę miała życia.
–     Może nie będzie tak źle? Z tego co mi dzisiaj mówiłaś, to miałbym wiele wspólnego z twoją babcią.
–     I tego właśnie się obawiam. Jest mi z tobą tak dobrze, że nie mam ochoty wracać do domu, ale musisz już mnie odwieźć. Bo następnym razem nie wyjdę, zobaczysz!
–     Zrobię jak zechcesz za to co powiedziałaś przed chwilką. Linuś, musimy coś zrobić...
Przytulił mocno dziewczynę do siebie. Nie opierała się, bo także chciała poczuć ciepło bijące od przyjaciela. Nie ciepło fizyczne, ale tę płynącą energię, poczucie bezpieczeństwa, spokój. Stali tak dłuższą chwilę, w końcu Malwina odchyliła głowę do tyłu i powiedziała:
–     No, naładowałam się twoją energią na następny tydzień, a teraz już jedźmy. Proszę!.
–     OK, bo widzę, że jesteś zmęczona, a muszę przecież dbać o ciebie. To teraz jeszcze buziaczek i jedziemy.
Spojrzała mu głębiej w oczy, lekko wspięła się na palce i pocałowała w usta, po czym szybko odsunęła się.
–     A teraz już zawieź mnie do domu. Przecież ty powinieneś dawno już spać.
–     Chodź, Pepik, ta twoja pani jest niemożliwa.
Szybko, bez słów dojechali do domu Malwiny, jeszcze tylko expresowy buziak w policzek i już jej nie było. Nie starała się nawet rozmyślać o tym, że znowu zrobiła mały kroczek do przodu. Pomału rzeczy zakazane dla nich stawały się nieważne. Ważne było, aby dać choć odrobinę radości drugiemu. I cieszyły ich właśnie te drobne radości. Coraz częściej myślała, jaką przyjemność zrobić właśnie Krzyśkowi, a nie Robertowi.  Dla tego ostatniego stała się tylko żoną od  dbania o dom, obiady. Seks między nimi praktycznie nie istniał. Jeszcze zanim rozwinęła się przyjaźń z Krzysztofem, to Malwina inicjowała intymne chwile. Brakowało jej tego bardzo, przecież była młodą dziewczyną, a z każdym miesiącem zdawałoby się, że Robertowi coraz mniej na tym zależy. Jednak od kilku miesięcy, wraz z rozwijającymi się uczuciami między nią a Krzysiem, zanikała potrzeba uzewnętrzniania jakichkolwiek uczuć wobec męża. Wolała usłyszeć przez telefon  głos Krzyska, niż odebrać jakąkolwiek oznakę uczuć od Roberta. Może dlatego pozwalała sobie i Krzysztofowi na coraz częstsze posuwanie się dalej w ich wzajemnych stosunkach. Bywały dni, kiedy jej samej zaczęły ciążyć jej przekonania religijne, ale że wiarę miała głęboką, to jeszcze nie była gotowa na pójście na całość. Idąc następnego dnia do pracy także rozmyślała o wczorajszym krótkim spotkaniu z Krzysztofem. Jakby w odpowiedzi na jej myśli zadzwonił on sam:
–     Jak się  spało, Malwinko?
–     Mi  bardzo dobrze. Ty za to chyba nie jesteś za bardzo wypoczęty. Jedziesz już, czy też jeszcze nie?
–     Zaraz wyjeżdżamy, ale chciałabym ci przekazać najpierw dobrą nowinę.
–     O, co to będzie?
–     Musisz załatwić sobie urlop od 28.03 do 10.04, nie muszę mówić w jakim celu?
–     Nie powiesz chyba, że już załatwiłeś Włochy?
–     Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem. No jak, zadowolona?
–     Krzysiu, toż to za dwa tygodnie niecałe!  A jeszcze ta poprawka z matmy! Nie było nic późniejszego?
–     O nic się nie martw, damy sobie radę ze wszystkim. Załatwiaj urlop, a w niedzielę przyjadę i zobaczymy co z tą matmą. Teraz już muszę kończyć, ale zadzwonię później, OK?
–     No niech ci będzie, nie mam na ciebie nerwów. Ale teraz masz się skupić na drodze, bo mi nauczyciel naprawdę jest potrzebny.
–     Tylko nauczyciel?
–     Ty mi jesteś potrzebny, Krzysiu. Zadowolony?
–     Bardzo, no to do usłyszenia, zadzwonię wieczorem, całuję!
–     Pa!
Jakaś nowa energia wstąpiła w Malwinę po tym telefonie. Postanowiła zrobić wszystko, aby pojechać na tę wycieczkę. Skoro Krzysztof tak się postarał, to ona zrobi wszystko, aby nie zniszczyć tego. I faktycznie, nie bez trudu, ale udało jej się uzyskać urlop. Przed nią była jeszcze przeprawa z mężem, która oczywiście zakończyła się awanturą:
–     Nie, Malwina, to już szczyt wszystkiego!
–     Co jest szczytem? To, że chcę spełniać swoje marzenia, czy to że żyjemy obok siebie?
–     Jakie marzenia? Przecież twoim marzeniem było wyjść za mąż!
–     I to ma być już koniec? Nie chciałabym, aby tak wyglądało moje życie na następne kilkadziesiąt lat. Nie tak miało być, Robert! Co się z tobą stało?
–     Co się z tobą stało? Kiedyś wystarczył ci dom i praca...
–     Nie, zawsze marzyłam o posiadaniu pełnej rodziny, dobrze o tym wiesz, wiedziałeś o tym już przed ślubem... Mówisz :praca! A co ja mam z tej pracy? Ty masz pracę satysfakcjonującą, ja nie!!! dlatego poszłam na studia, bo chcę to zmienić. Chcę po prostu żyć. Nawet jeśli obok ciebie. Skoro nie możemy już liczyć na siebie, to trudno, ja już nie mam siły walczyć o naszą miłość, bo na popiołach nie da się już nic zbudować. Ty tego nie chcesz zmienić, no to trudno, ale proszę cię, nie stawaj na drodze do realizacji moich marzeń.  Nie pozwolę ci ich zniszczyć! Teraz już nie!
–     Malwina, to ty się zmieniłaś! W ogóle nie liczysz się z moim zdaniem!
–     A ty z moim się liczysz? Ja mam ciebie tylko słuchać? Nie, jest równouprawnienie! Mamy takie same prawa i obowiązki. Ja swoich nie zaniedbuję, pomimo, że ty dawno zapomniałeś, że masz  żonę. I w innej sytuacji o wycieczce do Włoch porozmawialibyśmy przed rezerwacją, ale przecież ciebie to wcale nie obchodzi. To jest poza twoim wyobrażeniem uległej żony!
–     Ciekawe za co pojedziesz? Weźmiesz następną fuchę?
–     Tę wycieczkę funduje mi babcia, zadowolony? Ty ze swojej kasy nic nie musisz mi dać, nie doczekasz się, abym błagała cię o kasę! Nigdy!!!
–     A to co innego. Tylko ciekawe, jak będziesz wyglądać wśród innych z tą swoją garderobą? Przecież ty nie masz nic na wyjazdy tego typu!
–     I nie potrzebuję! To prawda, ty zwracasz uwagę na powierzchowność, a nie na to, kto jakim jest. Dla mnie szata nie gra roli. I zapewniam cię, że odpocznę super. A co najważniejsze, to zobaczę rzeczy, o których tylko czytałam.
–     Ja też wyjeżdżam do Stanów na cały kwiecień.
–     O, to ciekawe! Kiedy chciałeś o tym powiedzieć? Bo ja słyszałam o tej delegacji już 3 miesiące temu.
–     No właśnie, delegacji, a o pracy ja nie rozmawiam w domu. Przynajmniej nie będziesz głupio dzwonić, tak jak ostatnio. Koledzy śmieli się, że jestem kontrolowany: codziennie telefon!
Malwinę zamurowało. Mogła sprzeczać się na wiele sposobów, ale ten ostatni argument pozbawił ją wszelkich sił. Faktycznie, trzy lata temu Robert był w Stanach, faktycznie dzwoniła do niego , może nie codziennie, ale prawie. Przecież dla niej to było normalne: kochali się, brakowało jej męża, jego bliskości. Dlatego chciała usłyszeć jego głos, dowiedzieć się, czy wszystko w porządku. To przecież takie ludzkie. Ot, chociażby teraźniejsze jej stosunki z Krzysztofem. Są przyjaciółmi, a naprawdę tęskni za rozmowami z nim, za jego żartami, za jego obecnością. Właśnie teraz zdała sobie sprawę, że teraz za Krzyśkiem tęskni tak, jak kiedyś za Robertem. Z tą różnicą, że Roberta kochała, a Krzysztof jest jej przyjacielem. Jej rozmyślanie przerwał głos Roberta:
–     Ty mnie słuchasz czy nie?
–     Zamyśliłam się, ale...
–     A masz później pretensje, że nie rozmawiamy. Mówiłem, że na weekend jadę do rodziców, bo nie będzie mnie miesiąc, chcesz jechać ze mną?
–     Nie mogę, mam zaliczenie. Kiedy jedziesz?
–     Jutro po pracy.
–     To pozdrów rodziców. Idę do ogrodu, bo trzeba zrobić porządek.
I wyszła. Nie zdziwiła się, jak szybko został zamknięty temat Włoch. I podejrzewała, że nie byłoby całej dyskusji, gdyby od razu powiedziała, że to babcia sponsoruje wycieczkę. Jakże inną osobą okazał się Robert od tej, w której się zakochała 5 lat temu. Przecież wtedy to Robert dbał o nią tak samo jak Krzysiu teraz... I znowu porównanie do Krzysztofa... Właściwie to nie mogła porównywać obu mężczyzn. Oni różnili się między sobą jak piekło różni się od nieba. Na takim rozmyślaniu minęła jej praca do wieczora. Kiedy wieczorem zadzwonił Krzysztof, zapytała go w pewnym momencie:
–     Krzysiek, czy ty gniewałbyś się na swoją żonę, na osobę, której mówiłbyś, że ją kochasz, za to, że dzwoni do ciebie, kiedy jesteś w trasie? Że martwi się o ciebie? Czy to byłoby tematem kpin kolegów?
–     O czym ty mówisz? Opowiedz mi od początku, proszę.
I opowiedziała przebieg rozmowy popołudniowej z mężem, którą Krzysztof skomentował tak:
–     Przede wszystkim, jak ty się czujesz po tej rozmowie?
–     Jak? Gdybyś zobaczył mój ogródek, to wiedziałbyś jak się czułam. Teraz już dobrze.
–     Nie zdziw się, gdy kiedyś twój mąż przyjdzie z podbitym okiem. I nie mów mi, że on jest twoim mężem i wolno mu ciebie tak traktować. Nikogo nie można tak traktować, a już na pewno nie osobę, którą się kocha. Moi koledzy mają żony, dziewczyny i nikt z nich nie śmieje się, kiedy dzwonią do siebie. To jest potrzebne jak powietrze, szczególnie, kiedy dzieli ludzi wielka odległość. Po co ty w ogóle z nim na ten temat rozmawiałaś?... och, przepraszam, wybacz mi, nie powinienem tego mówić. Jeszcze raz przepraszam.
–     Masz rację, Krzysiu, rozmowa z Robertem poszła w inną stronę, i niepotrzebnie ją kontynuowałam, ale on jest przecież moim mężem. Powinniśmy rozmawiać o wszystkim, tak jak rozmawiam z tobą o wszystkim. Dlaczego ty potrafisz mnie zrozumieć a on nie? Dlaczego?
–     Naprawdę chcesz to wiedzieć? Powiem ci, ale jak przyjadę w niedzielę. Szkoda, że nie ma cię tutaj ze mną. Miałbym ochotę cię przytulić i nigdy nie wypuścić ze swych ramion. Malwinko, dlaczego my musimy tak cierpieć?
–     Przeczytałam w gazecie, że sztuka miłości jest w znacznej mierze sztuką cierpliwości. Zmieńmy to na: sztuka przyjaźni jest w znacznej mierze sztuką cierpliwości. Musimy być cierpliwi, a może Bóg nas kiedyś wynagrodzi?
–     I jak tu cię nie kochać?
–     Zagalopowałeś się, panie Krzysztofie. Jesteśmy przyjaciółmi, i na razie nic tego nie zmieni.
–     Cieszę się, że powiedziałaś „na razie”. Daje mi to nadzieję na więcej.
–     Teraz ta rozmowa nie idzie tam, gdzie chcę. Może ją skończymy?  Jutro muszę wcześnie wstać, bo na siódmą mam do pracy. Ty też jesteś pewnie zmęczony.
–     Ja mógłbym tak odpoczywać rozmawiając z tobą, ale skoro musisz wcześnie wstać, to rozłączę się, aczkolwiek niechętnie. Do jutra, Malwinko, całuję!
–     Pa!



I faktycznie, Krzysztof nie dał się zwieść i po powrocie z Zakopanego zjawił się u Malwiny w niedzielę po 18.00. Od razu chciał nawiązać do czwartkowej rozmowy, ale Malwina wymigała się. Robert jeszcze nie wrócił od rodziców, teoretycznie mogli więc spędzić ten wieczór u Malwiny, ale bała się tego. Krzysztof zaproponował, aby na lekcje matmy udać się do jego siostry, Basi, na co też nie chciała się zgodzić. W ogóle to był kiepski dzień Malwiny. Wolałaby, aby Krzysztof wcale nie przyjeżdżał tego dnia. Od pół godziny siedzieli w samochodzie nie mogąc się na nic zdecydować. W końcu Krzysiek zapytał się:
–     Czy chcesz abym pojechał do domu?
–     Jakoś od pół godziny próbuję ci to dać do zrozumienia. Wyjątkowo jesteś dziś niedomyślny. To lecę już, powinieneś odpocząć.
Nie czekając na odpowiedź wybiegła z samochodu i uciekła do domu, gdzie rozpłakała się. Nie wiedziała, co się z nią dzieje. Przecież czekała na powrót przyjaciela, ale kiedy wieczór zbliżał się, nastrój Malwiny pogarszał się z godziny na godzinę. Może było to wynikiem  rozmowy telefonicznej z teściową, która wysunęła masę argumentów na to, że jej syn jest nieszczęśliwy w tym małżeństwie i że to ona jest temu winna. Malwina nie chciała o tym rozmawiać z Krzyśkiem i zapewne dlatego go tak potraktowała. Dodatkowo teraz pojawiły się wyrzuty sumienia z tego powodu. Targały nią sprzeczności: raz chciała zadzwonić do Krzyśka, aby wrócił, po chwili jednak bała się, że jeżeli i o tym opowie, to będzie to przekroczenie następnej granicy. Motała się między powinnością żony a przyjaciółki. Za wszelką cenę zależało jej na zachowaniu przyjaźni. Kiedy doszła do tego wniosku zrozumiała, że zrobiła krok w przeciwnym kierunku.  Nie wyobrażała sobie sytuacji, kiedy Krzyśka nie byłoby na horyzoncie, już nie! Szybko wykręciła numer do niego i modliła się w duchu, aby odebrał, bo zdawała sobie sprawę, że mógłby tego nie zrobić. Ale na szczęście tak się nie stało. Usłyszała posępny głos przyjaciela:
–     Nie obawiaj się, nie będę cię nachodził. Twój wybór.
–     Krzysiu, przepraszam. Nie gniewaj się na mnie, tylko postaraj się mnie zrozumieć. Zaszły okoliczności, o których nie chciałabym mówić, ale to nie dotyczy ciebie. Jednak to na tobie skupiła się moja złość. Przepraszam.
–     Spotkamy się dzisiaj? Nie nalegam, ale jest to nam potrzebne, uwierz mi.
–     Boję się... boję się swoich uczuć, boję się skrzywdzić ciebie... dobrze, przyjedź do mnie. Robert przyjedzie po północy, a więc...
–     Zaraz będę. Jestem niedaleko.
Kiedy  po około 10 minutach Krzysiek stanął w drzwiach domu Malwiny ujrzał zapłakaną dziewczynę. Nic nie mówiąc, wszedł do środka, zamknął drzwi, objął dziewczynę i skierował się do otwartego pokoju, gdzie posadził ją na kanapie a sam kucnął przed nią:
–     Już jestem, a więc poproszę o uśmiech. Nie mogę patrzeć na ciebie w takim stanie, co mam zrobić?
–     Wystarczy, że jesteś! Tylko proszę, nie pytaj mnie teraz o nic. Nie chcę rozmawiać na przykre tematy.
–     Tym bardziej, że mamy matematykę.
–     O, zdecydowanie wolę teraz zająć się matmą, ale najpierw zrobię kolację. Jak cię znam, to nie zajeżdżałeś do domu, mam rację?
–     Jak mogłem zajeżdżać, skoro tęskniłem za tobą? To idziemy do kuchni, bo szkoda czasu.
Pomału napięcie mijało. Po zjedzeniu kolacji, pozostając w kuchni, wzięli się do matematyki. Malwina stwierdziła, że Krzysiek ma anielską cierpliwość, co zresztą przyniosło skutek. Przebrnęli przez tematy najbardziej niezrozumiałe. Umówili się jeszcze na piątek, na lekką powtórkę, a na sobotę Krzysztof ofiarował się na kierowcę.
–     I proszę cię, nie mów mi, że pojedziesz sama, bo nie ustąpię, a po zaliczeniu udamy się na zakupy.
–     OK!
–     Tak  po prostu?
–     Krzysiu, nie rozumiem cię. Nie  zgadzam się na twoje pomysły – jest źle; zgadzam się – też jest źle! Stajesz się bardziej marudny niż ja.
–     Po prostu zaskoczyłaś mnie. Ale teraz już jadę do domu, a ty grzecznie idziesz spać, dobrze? Zero rozmyślań, zero analiz – po prostu grzecznie do łóżka! Zostałbym przypilnować, ale pewnie komuś to by się nie spodobało.
Przeszli do drzwi. Krzysiek wziął dłonie dziewczyny w swoje. Spojrzeli sobie w oczy. Jedno u drugiego wyczytało bezgraniczne oddanie, zaufanie, miłość. Malwina zrozumiała, że nie potrafi już inaczej tego nazwać. Zapragnęła pocałować Krzysztofa, ale wtedy zdała sobie sprawę, że nie wolno jej tego zrobić. Krzysiek zauważył  zmianę  w jej oczach, widział jej walkę. Podobnie jak Malwina, tak i on pragnął oddać się pocałunkom, ale wiedział dobrze, że dziewczyna nie jest jeszcze na to gotowa. Objął ją mocno przytulając do siebie, a następnie pocałował zwyczajowo w policzek.
–     Zadzwonię jutro, bo już dzisiaj nie będę cię męczył. Zapewne szybciej zaśniesz niż ja dojadę. Miłych snów, kochanie.
–     Daj tylko znać, że dojechałeś.
Jeszcze tylko całus na pożegnanie i Krzysiek odjechał.

Minka227

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 5612 słów i 31907 znaków.

Dodaj komentarz