Tam się wszystko zaczęło - cz.1

No, nareszcie wszyscy znaleźli miejsca. Z tak marudnymi pielgrzymami to jeszcze nie jechała. Teraz miała tylko nadzieję, że to na sam początek, że później pójdzie lepiej. Zresztą czemu ona tak się tym przejmuje? Przecież to nie ona jest organizatorką tego wyjazdu. Ona została tylko poproszona o prowadzenie modlitewne. Organizatorką była pani Zosia, przyjaciółka babci Heleny. Właśnie poprosiła o mikrofon i powitała wszystkich. W kilku słowach przedstawiła program 3-dniowego wyjazdu. Na końcu przedstawiła Malwinę i poprosiła ją o modlitewne rozpoczęcie pielgrzymki. Ta ostatnia przejęła mikrofon, przywitała się ze wszystkimi i wpadła w przygotowany wcześniej scenariusz. Podróż upływała im bez problemów. Po około 3 godzinach jazdy zatrzymali się na pierwszy postój. Kierowca zarządził 30-minutową przerwę. Pani Zosia poprosiła Malwinę, aby zajęła się kierowcą, ponieważ ona coś źle się czuła.
-  Kochanie, zaproś pana kierowcę na kawę i co tam będzie chciał, zwrócę ci pieniążki, mnie                potwornie rozbolała głowa.
–     Nie ma sprawy, pani Zosiu. Zajmę się panem kierowcą. A może pani przynieść gorącej herbatki?
–     Dziękuję, dziecko. Ja mam wszystko, co mi potrzeba.
Wyszła z autokaru i zwróciła się do kierowcy:
–     Panie kierowco, zapraszam na kawę.
–     O nie!  To ja muszę zaprosić tak piękną prowadzącą. Pani ma na imię Malwina, dobrze zrozumiałem?
–     Zgadza się, ale może po prostu Malwina? Nie lubię jak mi paniują.
–     Krzysztof – przedstawił się kierowca – to co, idziemy?
–     Idziemy, ale to ja stawiam.
Weszli do baru, gdzie Malwina zamówiła kawę i ciastka. Rozejrzała się wokół, poszukując kierowcę. Ujrzała go w rogu sali, więc udała się tam. Na rozmowie o byle czym upłynęło im te  pół godziny. Jak zapowiedziała tak i dopięła swego – za rachunek zapłaciła sama. Krzysztof zapowiedział, że następny postój jest jego. Wśród żartów i wesołych rozmów z towarzyszami podróży wrócili do autokaru. W czasie dalszej podróży w pewnym momencie zauważyła, że jest  obiektem  obserwacji prowadzącego pojazd. Speszyło to ją cokolwiek. Już dawno odwykła od takich sytuacji, wszakże była mężatką z 4-letnim stażem. Ktoś by powiedział: co taka młoda dziewczyna, mężatka robi na pielgrzymce z grupą emerytów i rencistów? Może nie zdawała sobie sprawy, ale była to jakaś ucieczka. Nie znaczy to, że nie była osobą wierzącą – wprost przeciwnie- co było też powodem jej coraz częstszych sprzeczek z mężem. Robert miał ciągle pretensje, że za często chodzi do kościoła, że za dużo czasu spędza na modlitwie. Dla niego modlitwa ograniczała się jedynie do nieuzasadnionych wezwań Boga. A Malwina po prostu lubiła wyciszać się w rozmowie z Bogiem. Często Robert zarzucał żonie, że zamiast modlić się powinna usługiwać mu. Na ten wyjazd zdecydowała się, ponieważ chciała w końcu gdzieś wyjechać z domu. Miała dość ciągłego wyczekiwania na Roberta, kiedy wróci z pracy, kiedy wróci z ryb, kiedy wróci z piwka z kolegami. Ona miała zawsze czekać w domu. Nie tak sobie wyobrażała małżeństwo, ale cóż, słowo się rzekło. Przysięgła przed ołtarzem i nie było odwrotu. Teraz pragnęła tylko, aby w jej życiu pojawił się ktoś dla kogo mogłaby żyć, a nie chodzi tu bynajmniej o kochanka. Pragnęła dziecka, ale i tego Robert nie chciał jej dać. Mąż uważał, że mają na to jeszcze czas, że nie dorósł do roli ojca. Po części i tak było. Dla dziecka to i  może lepiej, bo pewnie nikt nie życzyłby sobie takiego ojca jakim byłby obecnie Robert. Takie i inne myśli kłębiły się w głowie dziewczyny, kiedy przymknęła oczy. Znużenie podróżą w końcu spowodowało, że usnęła i dopiero obudził ją czyjś dotyk. To Krzysztof, który zatrzymał się na kolejnym postoju.
–     Śpiochu, pora rozprostować nogi.
–     Gdzie jesteśmy?
–     Jak to gdzie? W podróży!
–     Tyle to i sama wiem. Czy musiałeś mnie budzić?
–     Wszak masz się mną zajmować, czyż nie tak?
–     I zgodzić się zrobić komuś przysługę, to zaraz zostanie to wykorzystane przeciwko tobie.
–     Chodź, porozmawiamy przy jakimś obiedzie, bo czas ucieka, a już zamówiłem.
–     Nie jestem głodna, mam przecież całą torbę jedzenia.
–     To ci później pomogę, ale teraz chodźmy.
Faktycznie, Krzysztof zamówił już obiad dla siebie i dla Malwiny, a więc czekali tylko chwilkę.
–     Jak ci udało się tak szybko dostać?
–     To jest przywilej kierowcy, a tak naprawdę to zamówiłem telefonicznie.
–     Ale ja naprawdę nie jestem głodna.
–     Mam poskarżyć na ciebie pani Zosi? Ze mną nie ma żartów!
W  tak miłej, beztroskiej atmosferze dojechali do Częstochowy. Pani Zosia poprosiła ponownie Malwinę, aby pomogła jej rozlokować uczestników pielgrzymki, a że byli to głównie starsi ludzie to i miała co robić. Dodatkowo nie znała obiektu, w którym mieli nocleg. Na szczęście pomyślała o sobie i zabunkrowała jeden z trzech jednoosobowych pokoi. O drugiej jedynce pomyślała dla kierowcy, ale ten gdzieś zniknął wraz z autokarem. Na domiar złego zapomniała o swoim bagażu, a co najgorsze to nie miała telefonu do Krzysztofa a nieuchronnie zbliżała się godzina apelu. Pospieszyła się więc na Jasną Górę. Po wejściu do Kaplicy Matki Bożej wstąpił w nią spokój. Łzy szczęścia z powodu możności pokłonienia się w tym cudownym miejscu napłynęły do jej oczu. Przeciskając się pomiędzy ludźmi doszła aż do samych stopni ołtarza. Wpatrzona w obraz zapomniała o całym świecie. Mogłaby tak stać godzinami, gdyby nie nacisk pchających się ludzi i spowodowana tym duszność. Postanowiła zdjąć kurtkę, ale i z tym miałaby trudności, gdyby nie pomoc kogoś z tyłu. Nie odwracając się podziękowała skinieniem głowy. Po chwili jakieś dłonie objęły ją od tyłu i jednocześnie usłyszała szept:
–     Oprzyj się o mnie, to będzie ci wygodniej.
Przestraszyła się w pierwszej chwili nie wiedząc co się dzieje. Odchyliła głowę  i rozpoznała Krzysztofa. Strach zastąpiła konsternacja. Także szeptem odpowiedziała:
–     Nie  trzeba, dam radę.
–     Ci iii...
Zwróciła swe oczy na obraz, lecz jakoś nie mogła zebrać myśli. Po prostu była wpatrzona  w oczy Matki Bożej. Tak dotrwali do  końca apelu. Wychodząc z kaplicy Krzysztof nie puszczał ręki Malwiny tłumacząc, że nie chce, aby zgubili się. Na zewnątrz owionął ich zimny wiaterek.
–     Dziękuję. Mi było wygodnie, ale tobie to chyba nie. Nie dość, że gorąco, to jeszcze mnie miałeś na karku.
–     Dla mnie to przyjemność. Gdzie się teraz udajemy?
–     Gdzie ty idziesz to nie wiem, ale ja chcę przejść teraz drogę krzyżową. Wieczorem to jest spokój i cisza, a mnie to jest bardzo potrzebne.
–     Wobec tego idziemy na wały.
–     Idziesz ze mną?
–     Nie chcę, aby później pani Zosia posądziła mnie o to, że zaginęłaś.
–     No, nie wiem kto tu gubi się! O właśnie! Gdzieś ty podziewał się, kiedy lokowałam ludzi? Przecież dla ciebie też jest pokój.
–     Musiałem zaparkować autokar. I oczywiście nigdzie w pobliżu nie było miejsca. Dopiero na końcu Barbary sercanki pozwoliły mi wjechać na dziedziniec, pod warunkiem, że wezmę u nich pokój. To co miałem robić?
–     To trzeba było nas powiadomić. Nie wiem, czy pani Zosia ma na to jeszcze fundusze.
–     Nie uważasz chyba, że nie stać mnie na pokój za 25 złoty? Ale teraz załóż kurtkę, bo rozchorujesz się.
Mówiąc to pomógł jej założyć kurtkę, po czym nie zdjął ręki z jej ramienia. Skierowali się w stronę wałów, ale po paru krokach Malwina zatrzymała się.
–     Nie Krzysztof, tak być nie może. I chociaż miło mieć na kimś oprzeć się, to ja nie mogę oprzeć się na twym ramieniu. Może ci nie mówiłam, ale jestem mężatką, a ty nie jesteś moim mężem...
–     Co nie znaczy, że nie mogę nim być.
–     To znaczy?
-     To nic nie znaczy. Po prostu nie dorabiaj sobie scenariusza. Czy nie może dwoje ludzi iść na drogę krzyżową?
–     Może, ale nie w taki sposób, w jaki ty chciałeś.
–     Jednak jesteś marudna, a myślałem, że nie. Idziemy?
–     A ty jesteś uparty. I skoro uparłeś się to chodźmy.
Udali się w stronę wałów. Tym razem Krzysztof nie próbował objąć Malwiny, szedł obok w ciszy.
Dołączyli na koniec jakiejś grupy rozważającej mękę pańską. I ponownie Malwinie trudno było skupić się na rozważaniach. Jakiś mętlik panował w jej głowie. „Co się dzieje? Dlaczego on uparł się na towarzyszenie mi? Przecież oznajmiłam mu, że jestem mężatką!” automatycznie odpowiadała na wezwania modlitewne. Jakże by teraz chciała, aby to Robert był przy niej. Byłaby wtedy najszczęśliwszą mężatką na świecie. Jednak dobrze zdawała sobie sprawę, że nigdy nie będzie to możliwe. Nie z Robertem, a wobec tego z nikim innym. Nie była jednocześnie tak naiwną, aby nie zdawać sobie sprawy do czego dąży Krzysztof. Wszakże był kierowcą, z dala od domu, przygodny romans to dla niego chyba chleb codzienny. A w domu pewnie czekała żona, być może z dziećmi. Tak zatopiła się w myślach, że gdyby nie Krzysztof, to spadłaby ze schodów. W ostatnim momencie schwycił ją za ramiona. Wyrwana jakby ze snu nie wiedziała co się stało. Szepnęła:
–     przepraszam, zamyśliłam się.
–     A więc dobrze, że byłem obok ciebie.
–     Nie mogę zaprzeczyć. To z powodu tej ciemności. Dziękuję. Teraz już będę uważać.
–     Teraz to Cię nie puszczę.
Spuściła głowę zgadzając się na kontynuowanie w objęciu Krzysztofa. Coś było w nim takiego, że nie była w stanie mu odmówić. Ale także nie do końca chciała. Gdzieś podświadomie było jej po prostu dobrze. Czuła się bezpiecznie. Chociaż przez ten krótki czas. Kiedy po skończonej drodze zeszli z wałów Krzysztof nie zwolnił uścisku. Malwina nie wiedziała jak ma postąpić. Zachowywała się jakby była na pierwszej randce. Z zamyślenia wyrwał ją cichy głos:
–     Jesteś bardzo śpiąca, czy też zgodzisz się na spacer?
–     Jestem zmęczona. Ten dzień był jednak męczący.
–     Nie wytarguję nawet pół godzinki? Plis!!!
Zrobił taką minę, że nie mogła utrzymać powagi. Roześmiała się pełnym, szczerym śmiechem, jaki Krzysztof po raz pierwszy usłyszał z jej ust.
–     I co ja mam powiedzieć? Wypada mi tylko zgodzić się. A tak a propos, zostawiłam w autokarze moją torbę, będę Cię później prosiła o jej przyniesienie.
–     To się zobaczy. Jak będziesz grzeczna, to może ci przyniosę.
–     Ale jesteś rozkapryszonym dzieckiem. Wszakże zgodziłam się na spacer.!!
–     I to jest plus dla ciebie.
Kawałek szli w ciszy, która przerwał Krzysztof:
–     Może opowiesz mi coś o sobie?
–     Po co? Moja historia nie jest ciekawa.
–     Pozwól, że ja to ocenię. Na razie wiem tylko, że jesteś mężatką. Niezbyt szczęśliwą, ale jednak mężatką. Jesteś osobą bardzo skrytą, jesteś osobą spragnioną czułości, bliskości drugiego człowieka. Starasz się ukryć swoje cierpienie, ale nie zawsze to wychodzi...
–     Przestań. Nie masz prawa wyciągać takich wniosków!!! Nie są zgodne z prawdą!
–     Czy na pewno? Spróbuj być choć raz ze sobą szczera... No dobrze, zacznę ja od siebie.
–     Wcale nie musisz. Myślę, że ten spacer był błędem. Jesteśmy daleko od domu, ale ja nie jestem osobą, która szuka przygód. Być może błędne  wysnułeś wnioski z mojego zachowania, a może to ja zapomniałam się na moment. Przepraszam cię za to. Szukałam zapewne tego, co nigdy nie było mi dane... Może się mylę, ale ujrzałam w tobie coś, co być może chciałam odnaleźć w moim mężu... Ale ty nim nie jesteś i nic tego nie zmieni. Nie powinnam być z tobą w takiej sytuacji. Nie powinnam być z nikim w takiej sytuacji... przepraszam...
–     Malwina, ja nie jestem takim, za jakiego mnie uważasz. Nie postępuję tak z każdą zapoznaną dziewczyną. W tobie jest coś, co mi nie pozwala przejść obojętnie. Nie robimy przecież nic złego. Pragnąłbym, abyś została moją przyjaciółką. Taką od serca – prawdziwą. Czyż proszę o dużo?
–     ..............
–     Nie odpowiesz czy też nie chcesz odpowiedzieć?
–     Nie mogę... Proszę, skończmy ten spacer, to jest ponad moje siły... Może jutro spojrzę na to innym wzrokiem? Widzisz, ja nie potrafię zaprzyjaźnić się ot tak sobie. Na pewno jesteś wartościowym człowiekiem, na którego przyjaźń ja nie zasługuję. Proszę, nie zaprzeczaj. Nie wiesz o mnie nic i tak niech już zostanie. A na przygodny romans ja się nie piszę.
–     Tak nisko mnie oceniłaś? Przykro mi, ale postaram się udowodnić, że się mylisz. A skoro jesteś naprawdę zmęczona, to odprowadzę cię do domu.
–     Dziękuję. Będę miała prośbę jeszcze względem torby...
–     Która  już czeka na ciebie u twoich sióstr. Zlecę ci bardzo poważne zadanie na dzisiejszą noc...
–     O nie! Ja już na nic nie mam siły.
–     I dlatego zaraz ładnie pójdziesz spać, bez żadnego rozmyślania i analizowania tego co się stało dzisiaj. Powierzmy Bogu nasze losy, a myślę, że on nie będzie chciał skrzywdzić żadnego z nas. No, już jesteśmy. Zrozumiałaś wszystkie polecenia?
–     Tak jest, szefie. Myję się, idę spać i o niczym dzisiaj nie myślę. Jutro też jest dzień. Na dodatek pani Zosia dała mi trochę zajęcia. Nie wiem, czy zdążę zjeść śniadanie.
–     Pomogę ci. O której mam być?
–     Krzysztof, proszę, nie rób tego. Za dużo stało się dzisiaj, nie chcę tego kontynuować!
–     Ja chcę ci tylko pomóc! Nie zrobię nic, na co nie wyrazisz zgody, czego oboje nie zaakceptujemy. To o której?
–     Śniadanie jest o 7.30. O właśnie, na śniadanie przychodzisz do nas. Wymówki nie przyjmuję! A teraz już idę, dobranoc.
Chciała wywinąć się z objęcia mężczyzny, ale została zatrzymana za rękę. Chwilę stała ze spuszczoną głową. Zdawała sobie sprawę z tego, czego oczekuje w tej chwili Krzysztof. W pewnej chwili wiedziona jakimś wewnętrznym impulsem wspięła się na palce i pocałowała  go w policzek a następnie wyrwała się ze starających się ją objąć ramion i uciekła. Krzysztof uśmiechnął się. Widział walkę Malwiny ze sobą. Faktycznie, nie był człowiekiem, który w każdym wyjeździe poszukiwał przygód tego rodzaju. Praktycznie stało się to dopiero pierwszy raz, a kierowcą był od 15 lat. Na dziewczynę zwrócił uwagę już u progu podróży. Było w niej coś fascynującego, coś, wobec czego nie potrafił przejść obojętnie. Wdzięczny był pani Zosi za to, że poprosiła Malwinę o zajęcie się kierowcą na postojach. To ich do siebie mogło zbliżyć. Nie był psychologiem, ale zdawał sobie sprawę, że nie ma ona łatwego życia. Trochę zbiła go z tropu wiadomość o tym, że jest ona mężatką. To mogło ograniczyć pole jego działania, ale przecież nie chciał tylko zaciągnąć    Malwiny do łóżka. O tym w tej chwili w ogóle nie myślał. Z nadzieją na przyszłość udał się do swojej kwatery. Malwina tymczasem prowadziła ze sobą wewnętrzną walkę. Była zła na siebie za to, że pocałowała Krzysztofa. Nie wiedziała, dlaczego to zrobiła. W tej chwili czuła się podle. I wobec siebie i wobec Krzysztofa. Nigdy nie powinna tego zrobić. Co dziwne, nie czuła się winna wobec Roberta, co ją trochę niepokoiło. Przecież kochała go mimo wszystko. Nigdy nie dopuszczała do siebie myśli o zdradzie. Teraz też stanowczo to odrzucała, a przecież ,według niej, do tego ostatecznie dążył Krzysztof. Każdy facet chciał tylko jednego: dobrego seksu z ładną dziewczyną. Krzysztof był bardzo przystojnym mężczyzną, na pewno mało która mu odmówiła. Nie pomyślała nawet o tym, że łóżko nie jest jego celem. Przecież on nawet nie zwrócił uwagi na to, że nie jest stanu wolnego. To były argumenty przeciwko kontynuowaniu tej znajomości, ale w głowie Malwiny rodziły się także argumenty za. Musiała przyznać rację Krzysztofowi, że przecież nic złego nie robili. Zachowywali się faktycznie jak dwoje przyjaciół, którzy potrzebują siebie. Przecież  Krzysztof nie zrobił nic, czego by nie chciała. Ostatecznie ona sobie wszystko wyolbrzymia. Taka konkluzja pozwoliła jej zasnąć. Nie była to jednak spokojna noc. Twarze Krzysztofa i Roberta na zmianę w sennych marach nie dawały jej odpocząć, tak że obudziła się zmęczona, co mimo nałożonego dyskretnego makijażu i tak było widoczne dla bystrego obserwatora, jakim był Krzysztof. Na śniadanie ledwo zdążyła:
–     Przepraszam wszystkich za spóźnienie, nie mogłam wygrzebać się, ale obiecuję, pani Zosiu, że uporam się ze wszystkim.
–     Przykro mi, dziecko, że zrzuciłam na ciebie tyle obowiązków. Właśnie rozmawialiśmy o Tobie z panem Krzysztofem. Sam zaoferował pomoc. Nie chciałabym zamęczyć cię.
–     Pani Zosiu, dam sobie radę, przecież pan Krzysztof jest naszym kierowcą i jemu potrzebny jest największy odpoczynek. Chyba chcemy wrócić cali do domu?
–     No przecież wyjeżdżamy dopiero jutro, a zresztą te obowiązki to dla mnie przyjemność. Teraz jedz już tą jajecznicę, bo zaraz wystygnie. A pani, pani Zosiu, niech o nic się nie martwi, tylko ma pani dbać o siebie. Czy ma pani z kim iść na błonia? Jak nie, to zaprowadzimy panią, a później pozałatwiamy resztę.
–     Nie martwcie się o mnie, ja pójdę z Jadzią i panią Szramską. Aha, Malwinko, nie mam drugiej osoby do delegacji z darami. Może pójdziesz z panem Józkiem? To ostatnia moja prośba, przyrzekam!!!
–     Oczywiście, pani Zosiu, to dla mnie żaden problem.
Przez całe śniadanie miała spuszczoną głowę, po prostu bała się spojrzeć na Krzysztofa, jednocześnie cały czas czuła na sobie jego wzrok. Teraz postanowiła jakoś go spławić. Nie wyobrażała sobie całego dnia  spędzonego w jego towarzystwie . Nie miała na to siły. Obecnie usilnie próbowała znaleźć sposób na ucieczkę. Kiedy Krzysztof udał się z zebranymi talerzami do okienka, skwapliwie wstała i prawie biegiem skierowała się do pokoju. Nie przewidziała jednego, a mianowicie, że Krzysztof jej nie odpuści. Zaledwie po chwili drzwi pokoju uchyliły się:
–     Mogę?
–     Spieszę się. Naprawdę nie mam czasu.
Na nic to się zdało. Krzysztof wszedł do środka i zamknął drzwi za sobą. Malwina nagle poczuła, jakby pokój gwałtownie zmalał. Nie wiedząc co ma zrobić chwyciła za torebkę.
–     Krzysztof, ja naprawdę muszę już iść.
–     Pani Zosia powiedziała mi co masz do załatwienia. Zdążymy spokojnie. Ale najpierw musimy porozmawiać.
–     Nie!!! Nie chcę żadnej rozmowy. Chcesz, to sobie tu siedź, ale ja idę. Przepuścisz?
–     Nie. Nie tak wczoraj rozstaliśmy się. Co się stało? Malwina?
–     Nic się nie stało, po prostu chcę być sama. Czy to tak trudno zrozumieć? Krzysztof, ciebie tu nie powinno być! Ok, wczoraj trochę zapomniałam się, przepraszam cię za to, to już się nie powtórzy, obiecuję!.
–     Może usiądziemy? Przy drzwiach tak niewygodnie stać.
–     Jednak nie chcesz mnie zrozumieć... A skoro nie zgadzamy się, to trudno.
Wziął ją za ramiona i siłą posadził na tapczan. Następnie przekręcił klucz w drzwiach.
–     To dlatego, abyśmy mogli spokojnie dokończyć tę rozmowę. Słuchaj mnie uważnie, bo nie będę powtarzał kolejny raz tego samego. Nie wiem co urodziło się w twojej pięknej główce tej nocy, ale jest to sprzeczne z tobą. Wszak wczoraj wyjaśniliśmy sobie parę spraw. Szkoda, że nie wszystko. Dziś byśmy mieli to już z głowy, a tak teraz musimy wracać do tego. Nie jestem kobieciarzem. Nie czeka na mnie w każdym porcie dziewczyna. Nie jestem także żonaty, nie mam dzieci. Ty wpadłaś mi w oko już wczorajszego ranka. Zaintrygowała mnie twoja ucieczka przed światem. Zbudowałaś wokół siebie potężny mur, w którym zapewne nie ma nawet furtki. Spotkało cię w życiu coś bardzo złego, ale zapewniam cię, że mi uda się wyciągnąć cię z tej pułapki. Ja na pewno nie będę chciał cię skrzywdzić. Jesteś mężatką, to trudno, pozostanie nam być  tylko przyjaciółmi. Osobiście uważam, że prawdziwa przyjaźń jest trwalsza od miłości. Moi rodzice są ze sobą już 40 lat. Czy łączy ich teraz namiętna miłość? Wątpię, ale zapewniam Cię, że są najlepszymi przyjaciółmi, jakich widziałem. A wracając do wczorajszego: uważam, i powtarzam po raz kolejny NIE ZROBILIŚMY NIC ZŁEGO!!! Przyjmij to w końcu do wiadomości. Zaakceptuj to. Co widzisz złego w tym, aby dwoje ludzi spędzało ze sobą czas na rozmowie, modlitwie, spacerze? Objąłem cię? To przecież nic takiego. Nie zdradziłaś tym swojego męża. Chcę być tylko twoim przyjacielem, i chcę, abyś ty była moją przyjaciółką. Pocałowałaś mnie na dobranoc. To było piękne. To był przyjacielski pocałunek. Powtórzę jeszcze raz: TO NIE BYŁO NIC ZŁEGO!!!  mam wyciągać kolejne argumenty, czy też dotarło już do ciebie to, co powiedziałem?
Siedziała na tapczanie, jak ją posadził Krzysztof. Głowę miała spuszczoną. Nie chciała patrzeć na swego rozmówcę, zrozumiała, że czyta w niej jak w otwartej księdze. W zasadzie to nie mogła mu nie przyznać racji. I jedna część jej osobowości zgadzała się z tym, lecz drugie „ja” walczyło. Krzysztof zostając jej przyjacielem spełniłby najgorętsze jej pragnienie: posiadanie przyjaciela. Odizolowując się od otoczenia pozrywała wszystkie znajomości. W tej chwili nie miała nawet bliskiej koleżanki. Nie mogąc z nikim porozmawiać, nikomu zwierzyć się ze swoich trosk i kłopotów rzeczywiście budowała wokół siebie coraz grubszy mur. Jednocześnie z drugiej strony nie wyobrażała sobie Krzysztofa jako powiernika. Nie jego. Nie mogłaby mu przecież opowiedzieć o problemach z Robertem! Nikomu tego nie mogła powiedzieć. To był jej błąd życiowy i tylko ona będzie niosła ten krzyż. Krzysztof obserwował jej wewnętrzny dialog. Dobrze zdawał sobie sprawę z biegu jej myśli. Nie przerywał, bo wiedział, że to musi dokonać się samoistnie. Dopiero po kilkunastu minutach ciszy przykucnął przed Malwiną, wziął jej dłonie w swoje, złożył na nich delikatny pocałunek i powiedział:
–     Już wszystko w porządku? Pozwolisz mi być twoim przyjacielem?
–     Nie wiem... trudno mi uwierzyć w naszą przyjaźń. Masz rację w wielu sprawach, ale w jaki sposób mamy  być przyjaciółmi? Czy ktoś w to uwierzy? Nasza przyjaźń mi na pewno nie pomoże...
–     Stop, Malwinko. Zachodzisz za daleko. Jesteśmy tutaj i teraz. Musimy na razie poradzić sobie z dzisiejszym dniem. Następne pokonamy później. Wiem, że muszę walczyć, aby być twoim przyjacielem. Razem musimy walczyć o tę przyjaźń, a razem dokonamy cudów. Zgadzasz się ze mną?
–     Trudno nie przyznać ci racji... Kolejny raz masz rację.
–     A więc teraz możemy iść już na Jasną Górę? Czekają nas obowiązki.
–     Ty zawsze postawiasz na swoim?
–     Jeśli mi na czymś bardzo zależy to tak, a więc?
–     OK! Nie  mam już więcej sił na walkę z tobą. Idziemy?
–     Nareszcie, ale poproszę o uśmiech.
Sposób, w jaki Krzysztof to powiedział spowodował, że Malwina roześmiała się. Jakiś ciężar spadł jej z ramion. Wzięła torebkę i udali się na Jasną Górę. Oboje szybko uporali się ze wszystkimi obowiązkami. Krzysztof robił wszystko aby Malwina nie mogła mu nic zarzucić. Tego wieczoru nie udali się a spacer, Krzysiek nie chciał wprowadzać w zakłopotanie dziewczyny. Postanowił dać sobie i jej trochę czasu. Dobrze zdawał sobie sprawę z tego, że ta ich przyjaźń to ma inny charakter, że gdyby nie małżeństwo Malwiny, to uczucie to nabrałoby innego charakteru.  Oboje niechętnie wracali do domu. Krzysztof  prawie siłą wydębił od Malwiny numer telefonu na ostatnim postoju. Malwina wiedziała, że to już prawie koniec podróży, że przyjdzie jej wrócić do normalnego życia, do życia u boku Roberta. Nie bardzo widziała  Krzyśka jako przyjaciela, chociaż z drugiej strony to pragnęła utrzymania tych kontaktów. Wolałaby   jednak, aby to jednak była jakaś przyjaciółka, a nie przyjaciel. Bała się przyszłości. Bała się samej siebie. Bała się swoich uczuć. Wszak była  tylko samotną kobietą, zamężną, ale samotną. Nie chcąc żegnać się z Krzysztofem  chciała niepostrzeżenie wziąć bagaż i rozpłynąć się w ciemnej nocy, chociaż do domu miała naprawdę daleko. Także i to nie udało jej się. Krzysztof obserwował jej poczynania, i kiedy tylko wszyscy pasażerowie opuścili autobus, szybko odpalił silnik i skierował się w kierunku, w którym udała się Malwina. Szła pomału, co chwilę przystając z powodu ciężkich bagaży.
Zatrzymał się, wybiegł z auta  i dopiero wtedy dziewczyna go zauważyła.
–     Podwiozę cię do domu.
–     Nie trzeba, Krzysiek, mam już blisko.
–     Wiem, że nieraz jesteś małym kłamczuchem, dlatego nie do końca ci wierzę. Zresztą to nie jest temat do dyskusji. I może powiesz mi jeszcze, że chciałaś iść przez ten park?
–     Nie odpowiem, skoro to nie jest temat do dyskusji. Powiem ci tylko, że nic mi nie ułatwiasz, ale proszę, skoro jesteś nieustępliwy, to podwieź mnie i niech ta podróż już się skończy. Po prostu jestem bardzo zmęczona i nie potrafię już logicznie myśleć.
Krzysztof wziął bagaże dziewczyny i weszli do autokaru.
–     Gdzie karzesz się odwieźć?
–     Przecież ty jesteś wszystkowiedzący. Nie wiesz?
–     Ja wiem, gdzie chciałbym cię zawieźć, choć to jeszcze nie jest możliwe. No więc?
–     Jedź na Bema, to jest wylot na Świebodzin.
–     I ty chciałaś tam iść na piechotę? Oj, nieładnie.
Malwina nic nie odpowiedziała. Faktycznie była zmęczona. Może nie fizycznie, ale więcej psychicznie. Nie wiedziała dlaczego, ale nie chciała wracać do domu. Bała si swoich uczuć, bała się zdrady uczuć przed mężem. Bo niewątpliwie Krzysztof był już dla niej kimś ważnym. Zdawała sobie sprawę, że nawet jeżeli mieliby zostać  przyjaciółmi, to także to musiałaby zachować głęboko w tajemnicy. Ona nie mogła mieć przyjaciół. I jak w tej sytuacji chętnie wracać do domu? W kompletnej ciszy dojechali do ulicy, na której mieszkała Malwina, po kilkudziesięciu metrach powiedziała:
–     To tutaj. Dziękuję bardzo... Za wszystko. Proszę, nie wysiadaj, dam sobie radę sama, jak zwykle...
Chciała przejść koło kierowcy nie patrząc na niego, ale nie dała rady. W tym momencie Krzysztof wziął jej dłoń w swoją i pocałował.
–     Pamiętaj, że ja istnieję. Dzwoń zawsze, kiedy będziesz miała potrzebę wygadania się przed kimś. Wiem, że to jest tobie bardzo potrzebne. Spotkamy się wkrótce.
–     Chciałabym, ale wiemy oboje, że to jest niemożliwe. I niech tak zostanie.
–     W życiu wszystko jest możliwe, jeśli tylko się chce. A ja chcę być twoim przyjacielem, i chcę, abyś ty była szczęśliwa. A teraz idź, połóż się, bo widać, że jesteś wykończona. To moja wina, prawda?
–     Nie zaprzeczę, ale jest mi z tym dobrze. Puść mnie, bo zaraz rozkleję się, a nie chcę tego. Do zobaczenia gdzieś na trasie.
Krzysztof otworzył drzwi i pozwolił Malwinie wyjść. Rozumiał ją aż nadto. Sam czuł się podobnie. Oboje potrzebowali czasu na przeanalizowanie tego wszystkiego, co się stało. Odjechał spod domu dopiero wtedy, kiedy ujrzał światło w oknie budynku, w którym znikła dziewczyna. Skończył się dla nich ten etap ich znajomości według Malwiny pierwszy i ostatni, według Krzyśka to dopiero początek. A jak będzie ? To dopiero życie pokaże.

Minka227

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 4912 słów i 27852 znaków.

Dodaj komentarz