Tam się wszystko zaczęło - cz.2

Minęło kilkanaście dni od powrotu z pielgrzymki. Malwina powróciła do życia codziennego, ale podświadomie na coś czekała. I pomimo, że wmawiała sobie, że jest inaczej, czekała na telefon, ale ostatecznie kiedy zadzwonił – to bała się odebrać. Krzysztof dzwonił systematycznie co dwa dni, ale ona ani razu nie odebrała telefonu. Bała się. Jedna jej osobowość pragnęła utrzymywać  ten kontakt, natomiast druga – bała się swojej reakcji. Przez to wszystko stała się jeszcze bardziej cicha, skuliła się w sobie. Zarówno w pracy, jak i w domu wykonywała swoje obowiązki mechanicznie. Nikt jednak z otoczenia nie zwrócił na to uwagi, ponieważ już od dawna nie była duszą towarzystwa. Natomiast jej zaczęło to ciążyć. I to bardzo. Chciała być potrzebną, chciała, aby ktoś ją zauważył. Zapewne było to wynikiem trzydniowej adoracji ze strony Krzysztofa. Pracowała u urzędzie miasta jako referent ds. ewidencji ludności. Także ta praca nie dawała jej satysfakcji. Od dawna jej pragnieniem była praca w księgowości. No, niestety, posiadała tylko średnie wykształcenie, a w firmach, w których rozglądała się za posadą oczekiwali kogoś z wyższym wykształceniem. I to właśnie było powodem kolejnej sprzeczki z Robertem. Malwina chciała omówić z nim temat podjęcia studiów. Miała wszak dopiero 28 lat. Czuła, że mogłaby dać sobie radę z pracą i nauką. Tym bardziej, że nie miała jeszcze dzieci. Robert absolutnie nie chciał rozmawiać z nią na ten temat. Dla niego do garów nie potrzebowała wyższego wykształcenia. A na głupoty on nie miał zamiaru tracić pieniędzy. I tu tkwił problem. Pensja  Malwiny nie była zbyt wysoka, a musiała jej starczyć na bieżące wydatki. Opłaty i ekstra wydatki pokrywał Robert, wydzielając żonie każdy grosz. Na swoje zachcianki i przyjemności zawsze miał pieniążki. Malwina postanowiła, że musi coś z tym zrobić, że musi uskubnąć jakiś grosz, aby miała na czesne. Nie chciała iść z tym problemem do babci Heleny, bo ta zadawała za dużo pytań, na które nie chciała odpowiadać, nie chciała babci przyznać racji. Babcia już na początku znajomości Malwiny z Robertem przewidziała to, co działo się teraz. I chociaż była osobą bardzo wierzącą, to wspominała wnuczce o rozwodzie, bo według niej to było lepsze wyjście niż jej obecne życie. Jednak na to Malwina nie była jeszcze gotowa. Wciąż wierzyła, że nadejdzie chwila, w której Robert zmieni się. Coraz rzadziej, ale wierzyła w to. Ufała ponadto Matce Bożej, której zawierzyła swój los. Wierzyła, że wszystko, co nas spotyka ma swój sens.

Wracała właśnie z pracy. Po drodze zrobiła zakupy w NETTO. Z zamyślenia wyrwał ją głos dawno niewidzianej koleżanki:
–     Cześć Malwina! Wieki cię nie widziałam!
–     Cześć Kasia. To prawda. Nie widziałyśmy się chyba ze trzy lata. Słyszałam, że byłaś we Francji?
–     To prawda, ale może spotkamy się gdzieś na kawie i pogadamy dłużej?
–     Bardzo chętnie zapraszam cię do siebie. Nie wiem, czy będzie mój mąż, ale ja zawsze jestem w domu. To kiedy?
–     Mogę dzisiaj? W zasadzie to jestem tutaj tylko przez kilka dni i wracam do siebie. To co, dzisiaj mogę o 18.30?
–     Oczywiście. Mieszkam na starych śmieciach, a więc trafisz.
Szybko udała się do domu, przygotowała obiad dla męża, bo sama to już nie miała kiedy zjeść.
–     A ty co, odchudzasz się?
–     Nie mam z czego, a za dwie godzinki przyjdzie Kasia Kupicz. Pamiętasz ją?
–     To nie jest ta, co wyjechała za granicę, siostra „Bareja”?
–     Ta sama. Spotkałyśmy się koło NETTO  i zaprosiłam ją na kawę. Nie masz chyba nic przeciwko?
–     Na ładną dupę zawsze przyjemnie popatrzeć. Ona jest sama czy ma kogoś?
–     Nie wiem, ale ciebie to chyba nie powinno obchodzić. Pomożesz mi?
–     Chyba zwariowałaś! To przecież należy do ciebie. Zrób mi kawę, idę odpocząć.
I już go nie było. Tak było zawsze, ilekroć Malwina prosiła o pomoc. A zdarzało się to naprawdę rzadko. Nie zwracając na to zbytniej uwagi zabrała się do pracy. Upiekła szybko ciasteczka, zrobiła deser cappuccino, posprzątała kuchnię i kiedy Kasia zadzwoniła, Malwina była gotowa.
–     Jestem!.
–     Cieszę się. Wejdź, mojego męża pamiętasz?
–     Oczywiście. Kto by nie pamiętał Roberta? Mój brat co chwila o tobie ma jakieś nowinki.
–     Kasiu, wyładniałaś na tym zachodzie. Usiądź, Malwina nas zaraz obsłuży.
Robert zdominował cały wieczór. Znalazł od razu tysiąc wspólnych tematów, jakby to Kasia była jego dawną koleżanką. Tej ostatniej to chyba odpowiadało, bo wcale nie zwróciła uwagi na to, że Malwina została odizolowana od towarzystwa. Tak myślała , ale było inaczej. Kiedy po dwóch godzinach Kasia wychodziła do domu, poprosiła koleżankę, aby ją odprowadziła. Wtedy ją zagadnęła:
–     Słuchaj Malwina, twój mąż zawsze jest taki towarzyski?
–     Lubi być duszą towarzystwa.
–     A twoje miejsce jest w kuchni?
–     To nie jest tak, Kaśka...
–     A jak? Przyszłam do ciebie, ale wcale nie miałyśmy okazji pogadać. Czy ty jesteś szczęśliwa?
–     .......
–     No właśnie, nie potrafisz na to odpowiedzieć, albo nie chcesz. Dziewczyno, obudź się. Jesteś jeszcze młoda, nie biegnie za tobą gromadka dzieci, możesz jeszcze być szczęśliwa. Małżeństwo chyba nie polega na tym, czym jest twoje. Wyrwij się z tego zaklętego kręgu!!!
–     Łatwo ci mówić, ale życie nie jest takie proste.
–     Wiem, ale ty możesz to jeszcze zmienić. Są różne wyjścia z każdej sytuacji. Nie mogłam patrzeć, jak on ciebie traktuje, jak służącą!
–     Rola żony polega chyba na usługiwaniu, czyż nie tak?
–     Jeśli tak miałoby być, to ja nigdy nie wyjdę za mąż, ale wiem, że tak nie jest. Jestem w tej chwili związana z świetnym facetem. Kochamy się, ale ja nie jestem jego służącą, ani on moim sługą. Jesteśmy partnerami. Nie poznaję ciebie! Czy nie posiadasz już żadnych marzeń? Realizuj je!!!
–     Teraz to chciałabym pójść na studia, ale nie stać mnie na to. Szukam jakiegoś zajęcia dodatkowego, ale teraz to nie jest takie proste... Dziękuję ci Kasiu za te słowa, ale ja nie mogę nic zmienić.
–     Przestań! Wszystko jest w twoim ręku. A pracę może będę miała. Słyszałam, że moja ciocia szuka kogoś do prowadzenia firmy. Nie chce dawać do biura podatkowego, bo oni ściągają grubą kasę, a Jolka dopiero rozwija się. Pogadam z nią, chciałabyś?
–     No pewnie! To byłoby coś, co lubię robić! Kasiu, byłabym ci bardzo wdzięczna za tą pracę!
–     Stop! Zrobię to pod jednym warunkiem!
–     Jakim?
–     Zmienisz swoje życie! Nie będziesz już kurą domową. I twój Robert musi to zaakceptować. Więc jak?
–     O ile uda mi się coś zrobić.
–     Nie uda się, a zrobisz wszystko na pewno. To kiedy zapisujesz się na studia? Jak nie masz teraz kasy na pierwszy semestr, to ci pożyczę. No to jak?
–     Aleś ty w gorącej wodzie kąpana!  No dobrze, postaram się to wszystko zrealizować.
–     I będziesz dbała od tej pory o siebie, a nie tylko o swojego męża, OK?
–     OK!
–     To czekaj na telefon. Jeszcze dziś pójdę do cioci i jak nie znalazła nikogo, to będziesz miała tę pracę. Teraz już muszę lecieć, ale nie zapomnę o tobie. A ty pamiętaj: koniec niewidocznej Malwinki!!!!
Pożegnały się i rozeszły do swoich domów. Po powrocie Malwina nie przestawała myśleć o rozmowie z koleżanką.
Niewątpliwie Kasia miała rację, podobnie jak Krzysztof. Jego wspomnienie ponownie wprowadziło zamieszanie w „poukładany” świat. Od razu pytanie: jak by zareagował Krzysztof, gdyby to on był jej mężem, na chęć kontynuowania nauki? Może w jego świecie kobieta też powinna siedzieć w domu i oczekiwać powrotów męża? Wszakże miał już zapewne grubo po trzydziestce, a jak mówił, nie posiadał żony. Może tak tylko mówił? Może to był tylko bajer na wyjazd? Chociaż nie. Chyba nie można być aż tak fałszywym. Z drugiej strony Robert dawniej też ładnie mówił, po ślubie jednak zmienił się o 180 stopni. Może to spowodowane było tym, że wiedział, iż Malwiny nikt nie obroni, bo nie miała już przecież rodziców, a jego rodzice mieszkali na drugim końcu Polski. Na babcię nie zwracał nigdy uwagi. W takiej sytuacji mógł do woli jeździć po żonie.


Północ dawno minęła, niebo pokryło się milionem gwiazd, a Malwina siedziała w ogródku i nie miała ochoty wracać do łóżka. Kolejna kłótnia, kolejne łzy, w dodatku teraz to Robert posunął się jeszcze dalej. Za to, że obiad był pół godziny później oberwała siarczysty policzek. A ona spóźniła się tylko 30 minut! Miała po południu pójść do pani Joli, w celu omówienia ewentualnej współpracy, ale nie miała na to siły.  Dalej nie odbierała telefonów od Krzysztofa, który dzwonił niestrudzenie codziennie. Bała się, że jak raz odbierze, to już nie oprze się kontynuowaniu tej znajomości. Jednocześnie coraz częściej czuła, że już dłużej tego nie wytrzyma. To co usłyszała od Krzyśka i Kasi uzmysłowiło jej, że jej obecne życie musi zmienić, że dłużej już nie wytrzyma w tym zamku bez furtki, jak powiedział Krzysztof. Jakże teraz miała jechać następnego dnia na festyn , zorganizowany przez powiat dla pracowników  administracji podległych gmin? I w dodatku miała jechać tam razem z mężem. Jak miała jechać, uśmiechać się i robić dobrą minę do złej gry? Na nią oczywiście nikt nie zwróci uwagi, ale Robert to będzie robił furorę. Wszakże miał i kolegów z urzędu, kolegów od piwka i rybek oczywiście. No cóż, musiała i to przeżyć. Zrezygnowana udała się na krótki sen, jaki jej pozostał. Następnego dnia Robert jakby o niczym nie pamiętał. Rzucił żonie tylko, aby umalowała się, aby niczego nie było widać. Żadnego „przepraszam”. Niby powinna przyzwyczaić się do tego, ale było inaczej. Udała się pod urząd z rezygnacją, co dla bystrego obserwatora było widać. Nikt jednak z jej towarzystwa niczego nie zauważył, a Malwina była tak pochłonięta we własnych myślach, w chaosie własnych myśli, że za bardzo nie wiedziała, co się wokół dzieje. Ot, szara, cicha myszka. Jakże wielkie było jej zdumienie, kiedy wchodząc do autokaru usłyszała znajomy głos:
–     Dzień dobry, pani Malwino!.
Podniosła oczy i ujrzała Krzysztofa. Zmieszała się. Nie wiedziała jak ma zareagować. Po prostu bała się swojej reakcji. W tej chwili to najchętniej rzuciłaby się mu w ramiona. Jeszcze bardziej przestraszyła się samej siebie. Odpowiedziała tylko zdawkowo 'dzień dobry” i udała się na pierwsze wolne miejsce. Jak zwykle Robert siedział w tyle pojazdu w towarzystwie znajomych, o miejscu dla żony nawet nie pomyślał. Pierwszy odruch był taki, że najchętniej uciekłaby stąd, ale przecież nie mogła tego zrobić. Dotarło do niej, że ktoś szarpie ją za rękę. Podniosła głowę.
–     przepraszam, zamyśliłam się.
–     Pytałam się, czy przesiądzie się pani, bo chciałam usiąść koło koleżanki.
–     Nie ma sprawy. Mi jest wszystko jedno, gdzie siedzę.
Z przodu odezwała się organizatorka, pani Krysia:
–     Pani Malwino, tu z przodu jest miejsce, chyba  że chce pani bliżej męża?
–      Wszystko jedno gdzie, pani Krysiu, toż to tylko godzinka jazdy.
Przeszła do przodu, gdzie jedyne wolne miejsce to było to samo, które miała jadąc dwa miesiące temu do Częstochowy. Usiadła, nie mając innego wyjścia. Ani razu nie spojrzała w kierunku kierowcy, bo i tak czuła na sobie jego spojrzenie. W tej chwili oddałaby wszystko, aby uciec stąd. Niepewność, strach, konsternacja, obawa to uczucia, jakie można było odczytać z jej twarzy. Zamknęła oczy, udała, że śpi. Na szczęście szybko dojechali na miejsce i Malwina niczym oparzona wyskoczyła z autobusu. A tam była kolejna pułapka. Wszyscy przyjezdni połączyli się w grupki, Robert gdzieś znikł, Malwina nie wiedziała, co ma robić, a impreza miała być przynajmniej do północy. Przysiadła się koło koleżanek z działu, ale nie mogła jakoś wejść w temat rozmowy. W którymś momencie Basia zwróciła się do niej:
–     A ty męża gdzie zapodziałaś?
–     Pewnie gdzieś piwkuje.
–     I ty tak puszczasz go samego? Taki przystojny facet nie może obyć się chyba bez towarzystwa kobiety?
–     Basiu, nie wszystko złoto, co się świeci. A jesteśmy przecież na imprezie, ufamy sobie, to co będę za nim latać? A po drugie to faceci nie lubią ciągnąć za sobą ogonów.
Po jakimś czasie odeszła od stolika i skierowała się do stoiska z kiełbaską. Stanęła w dość długim ogonku. Po chwili usłyszała za sobą głos Krzysztofa:
–     Musimy porozmawiać.
–     Nie chcę. Proszę, zostaw mnie... nie mogę...
–     Ale ja nie odstąpię. Nie po tym, co zobaczyłem.
–     Wysnuwasz fałszywe wnioski...
Nie dokończyła myśli, bo przed sobą ujrzała towarzystwo Roberta i jego samego.
–     O, żonka się znalazła! Kup 5 porcji z rusztu i piwo. Zajmiemy miejsce.
I już go nie było. Malwina nie wytrzymała już tego. Ten rozkazujący ton, a dodatkowo towarzystwo Krzysztofa, który był tego świadkiem spowodowały, że dziewczyna  rozkleiła się. Tylko siłą  woli powstrzymała napływające do oczu łzy. Po chwili ciszy Krzysztof odezwał się:
–     Fałszywe? Oj, zdaje mi się, że nie. Pomimo twojej ucieczki ja nadal pozostaję  twoim przyjacielem. I bardzo cię proszę, nie odrzucaj mnie. Mi naprawdę zależy na tobie.
–     Krzysiek, nie rozumiesz tego, że nasza przyjaźń ściągnie na mnie tylko kłopoty? Jak dowie się o tym Robert, to będę miała piekło.
–     Dlatego musimy porozmawiać. Teraz czy później? Chcesz spełnić życzenie męża?
–     Nie chcę, ale muszę...przepraszam, nie powinnam tego mówić...Krzysiek, nie mogę...proszę, daj mi spokój!
–     Czy naprawdę chcesz, abym zapomniał o Tobie?
–     ........
–     No widzisz, nie możesz tego potwierdzić.
–     Ok, możemy porozmawiać, ale później...jak ci się uda.
Podeszli już do lady i Malwina zrealizowała życzenie męża. Sobie kupiła także kiełbaskę i piwo. Nie lubiła za bardzo tego napoju, ale dziś zdawało jej się, że bez tego nie wytrzyma. Po tym jednym piwie poszła po następne. I w momencie, kiedy z kuflem szukała wolnego miejsca, znowu pojawił się Krzysztof. Nic nie mówiąc odstawił kufel na pobliski stolik, wziął Malwinę za rękę i pociągnął za stragany.
–     Puść mnie, proszę. Ktoś może zobaczyć!
–     Nie pozwolę ci tak spędzić tego dnia. Upicie się niczego nie rozwiąże. A do tego dążysz, i nie mów mi, że tak nie jest.
–     Krzysztof, ktoś może nas zobaczyć... OK, idź w stronę rzeki, są tam chyba jakieś ławki i na razie nie ma za dużo ludzi. Ja chyba oszalałam robiąc to co robię.
Rozeszli się w przeciwnych kierunkach, by po kilkunastu minutach spotkać się nad rzeką. Pierwszy był Krzysztof.
–     Już myślałem, że nie przyjdziesz. Mam ustronną ławeczkę, chodź.
–     Co my robimy, Krzysiek? Tak przecież nie można!
–     Nie można nikogo tak traktować, jak cię traktuje twój mąż. My nie robimy nic złego.
–     Nic? To nie chowalibyśmy się przed ludźmi. Ja nie chcę tak postępować! Nie chcę!!! Dlaczego życie musi być takie skomplikowane? Przecież ja nie żądam od życia chyba niczego nadzwyczajnego?  Chcę mieć normalną rodzinę, normalny dom! Czy to jest dużo? Powiedz!
–     To jest tylko minimum. Ty zasługujesz na dużo więcej. Nie możesz być tak traktowana, jak jesteś przez swego męża. Ja na to nie pozwolę...
–     Nie Krzysztof, ty nic nie możesz zrobić i nic nie zrobisz. Proszę o to. Moje życie jest i tak bardzo skomplikowane, nie potrzebuję niczego więcej...
–     Malwinko, opowiedz mi co było powodem dzisiejszej sytuacji. Miałaś jakąś kłótnię z mężem? Obserwuję cię od samego początku, kiedy przyszłaś na miejsce zbiórki. Tak nie wygląda szczęśliwa mężatka. Gdzie się podziała tamta wesoła dziewczyna sprzed dwóch miesięcy? Wtedy potrafiłem przywołać uśmiech na twoją twarz, teraz nie mam na to sposobu. Widzę przecież, że dzieje się coś złego. A wiesz już dobrze, że każdą rzecz trzeba wyjaśnić, że zawsze jest jakieś wyjście. Pamiętasz sytuację z Częstochowy? Tam wyjaśniliśmy sobie wątpliwości i atmosfera oczyściła się. Uwierz, że nieraz wystarczy, że komuś się wyżali, a problemy stają się mniej ważne.
–     Nie w moim przypadku, ale dobrze, skoro chcesz to proszę bardzo...
I pomału opowiedziała co stało się poprzedniego dnia, oraz  nakreśliła zarys swoich stosunków z mężem. Krzysztof nie przerywał jej. Zdawał sobie sprawę ile kosztują Malwinę te wyznania. Bo oto właśnie teraz przyznawała się do porażki w swoim życiu małżeńskim. Nie nazwała tego w ten sposób, ale była już blisko zrozumienia tego. Jej opowieść była długa, przerywana ciszą. Dla dodania otuchy Krzysztof przykucnął przed Malwiną, wziął jej dłonie w swoje i słuchał. Nie obeszło się oczywiście bez łez. Malwina po prostu dała upust swoim emocjom, faktycznie wyrzuciła z siebie wszystko, co ją bolało. W całej jej opowieści przebijało się to, że winną za prawie wszystko czyniła siebie. Roberta chciała usprawiedliwić za wszelką cenę. Na końcu zapadła cisza, którą po chwili przerwała Malwina:
–     No, panie doktorze, jaka jest recepta?
–     Znajdę receptę, tylko daj mi czas. Ale przyznaj sama, czy nie ulżyło ci, jak wyrzuciłaś wszystko z siebie?
–     Troszeczkę. Ja przecież wiem, że nic nie da się zrobić. Aż tak naiwna to nie jestem. Postanowiłam jednak coś, o czym ci jeszcze nie wspomniałam... Niezależnie, czy to spodoba się Robertowi, czy też nie... Od października podejmę studia...Chociaż w tym kierunku spełnię swoje marzenia... Bo wiesz, ja zawsze chciałam pracować w księgowości, a dobrze wiem, że ze średnim będzie mi coraz trudniej coś znaleźć... Zresztą  u nas w urzędzie też coś wspominają o tym, że muszą mieć personel z wyższym wykształceniem. Co myślisz o moim pomyśle?
–     Jest wspaniały! Zobaczysz, że na studiach odżyjesz. Przyznam ci się, że ja w tej chwili też studiuję. Jestem na drugim roku politechniki. Malwinka, widzisz, sama znalazłaś wyjście z sytuacji.
–     Nie wiem, czy to jest wyjście. Z tego powodu też mam awantury. Robert twierdzi, że nie muszę wcale pracować, że on nas utrzyma, ale ja nie chcę siedzieć w domu, bo zwariuję całkowicie. Koleżanka załatwiła mi małą fuchę, a więc myślę, że zarobię na czesne...
–     O to nie martw się, pomogę ci.
–     O nie! Krzysztof, możemy być przyjaciółmi, ale takich zobowiązań nie chcę. Przecież i tak zrzuciłam ci na głowę wszystkie moje problemy. Miałeś rację, wygadanie się faktycznie mi pomogło. Teraz chyba będę już odbierać telefony od ciebie.
–     Chyba? Prawdziwych przyjaciół nie ignoruje się. Będziesz NA PEWNO odbierać telefony ode mnie. Teraz nie dam ci umknąć. Nie tym razem...
W oddali usłyszeli muzykę. Krzysztof wstał i powiedział:
–     Pragnąłbym teraz zatańczyć z tobą, chodź.
–     Ej, nie możemy przecież! Robert...
–     Zrobię tak, że twój mąż niczego nie zauważy. Podejdź do grupy koleżanek i tam cię wyrwę. Chyba że nie chcesz?
–     Nie odpowiem na to.
Udali się w kierunku parku, gdzie Malwina dołączyła do grupy koleżanek. Zabawa rozkręciła się na całego. Rozejrzała się za Robertem, ale jakoś nigdzie go nie było widać. Nie przejęła się tym wcale. W ogóle całe towarzystwo było już lekko podchmielone. Na stole, przy którym siedziały dziewczyny, także piętrzyły się kufle od piwa, a także flaszki po alkoholu. Odmówiła, kiedy chciały ją poczęstować:
–     Nie, dziękuję, strasznie boli mnie głowa. Najchętniej to położyłabym się, ale do domu daleko.
–     Mam Panadol, chcesz?
–     Bardzo chętnie, ale nie wiem, czy pomoże.
Kiedy brała tabletkę, przechodził koło nich Krzysztof, którego zaczepiła Krysia:
–     O, pan kierowca! Zapraszamy do nas.
–     Nie chciałbym paniom przeszkadzać, ...
–     Pan nigdy. Brakuje nam męskiego towarzystwa. Tak ładnie grają, zatańczy pan ze mną?
–     Jakże bym mógł odmówić.
Krysia poszła z Krzysztofem na miejsce przeznaczone na tańce. Malwina nieznacznie uśmiechnęła się. Już niejednokrotnie przekonała się, że Krzysztof zawsze doprowadzi wszystko do wyznaczonego sobie celu. Przez moment nie wierzyła, że uda im się razem zatańczyć, ale teraz wierzyła. Po Krysi poprosił jeszcze jedną koleżankę, a następnie już porwał na parkiet Malwinę. Jakby na życzenie była to wolna melodia, tak że musieli tańczyć blisko siebie.
–     Malwinka, nie myśl teraz o niczym, wsłuchaj się w muzykę i poddaj rytmowi.
–     Chyba działa na mnie to wypite piwo, bo jest mi z tobą bardzo dobrze, chciałabym, aby tak było zawsze.
–     Jeszcze kiedyś będzie...obiecuję ci!
–     Nie, Krzysiu, nic mi nie obiecuj. Jest dobrze jak jest i niech tak już zostanie. I tak, odkąd ciebie poznałam, moje życie zmieniło się diametralnie. W tej chwili nie mogłabym oczekiwać od losu nic więcej: mam przyjaciela, na którym mogę polegać. A to jest chyba najważniejsze.
–     Dziewczyno, ty zasługujesz na dużo więcej.
–     Wiesz, zasłyszałam kiedyś takie zdanie: CZŁOWIEK DOPIERO WTEDY JEST W PEŁNI SZCZĘŚLIWY, GDY MOŻE SŁUŻYĆ, A NIE WTEDY, GDY MUSI WŁADAC. Ja nie chcę władać, a więc spełniam warunki bycia szczęśliwym. W tej chwili mi to wystarcza. Krzysiu, nie mówmy teraz o trudnych tematach, proszę!.
–     Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem.
Zapadła między nimi cisza, ale faktycznie, nie potrzebowali w tej chwili żadnych słów. Było im teraz wspaniale ze sobą. Trochę to przekraczało granice przyjaźni, co przebiegło przez myśl Malwinie, ale nie chciała nic zmieniać. Przez moment przebiegła jej myśl, że pragnie, aby tak było już zawsze, że weźmie rozwód z Robertem, jednak po sekundzie sama zganiła się za takie myśli. To tylko chwila słabości. Nie może na nią sobie pozwolić. Nie może przecież przekroczyć granicy przyjaźni z Krzysztofem. A to mogłoby być końcem tej przyjaźni.   Wkrótce melodia skończyła się. Krzysztof obiecał, że następna wolna także jest ich. Jednak nie dane im to było. Pomimo wziętej tabletki ból głowy nasilał się. Chciała  to ukryć, ale nie dało się. Dziewczyny poprosiły kierowcę, aby pozwolił koleżance odpocząć w autokarze. Gdyby nie spojrzał na Malwinę, pomyślałby, że chce z nim porozmawiać, albo po prostu być z nim sam na sam. Wyczuł wszakże że coś głębszego stworzyło się między nimi. Ale nie było to to. Grymas bólu nie był udawany.
–     Ok. Zaprowadzę panią Malwinę do autokaru, zaopiekuję się nią. Niech się panie nie martwią.
Objął dziewczynę i pomału skierowali się na postój. Gdyby nie ból Malwina czułaby się wspaniale będąc w objęciu kogoś, komu na niej zależało. Kiedy doszli, Krzysztof okrył ją kocem.
–     Siedź  tu, ja zorganizuję coś od bólu..
–     Nie, już brałam Panadol, myślałam, że mi przejdzie. To chyba po prostu wychodzi stres... Nie idź nigdzie, to musi samo przejść.
–     Często masz takie bóle?
–     To zależy od sytuacji... Proszę, nie mówmy o tym, chcę tylko być tu, nie zniosłabym chodzenia po placu. Jednak to dobrze, jak ma się znajomego kierowcę, mam rację?
–     Ty jesteś jednak niemożliwa, ale jak chcesz. Możemy posiedzieć. Też wolę być tu z tobą, niż tam.
–     Nie powiesz, że nie było ci przyjemnie być adorowanym przez moje koleżanki?
–     Najprzyjemniej to jest mi teraz, kiedy jestem tylko z tobą.
–     Stop, Krzysiek. Posuwamy się za daleko. Ja zwalam to na wypite piwo, ale ty przecież nic nie piłeś, prawda? Proszę, nie chciałabym niczego żałować. I tak robisz ze mną, co zechcesz, nie potrafię tobie się sprzeciwić!
–     Bo rzuciłem na ciebie urok! Ale skoro chcesz posuwać się do przodu małymi kroczkami, to proszę bardzo. Będziemy szli do przodu tip topami. Ze mną jak z dzieckiem. A jak z twoją główką, lepiej?
–     Tak szybko mi nie przejdzie, ale nie martw się, od tego nie umiera się.
–     To przymknij teraz swoje śliczne oczki, może sen ci pomoże.
–     A ty mnie wywieziesz gdzieś w nieznane? Ale OK!.zgadzam się na wszystko.
Przymknęła oczy, położyła głowę na ramieniu Krzysia, i faktycznie, nie minęło wiele czasu, a usnęła. Spała tak dobrze, że musieli ją obudzić  po powrocie. Miała tak dobre koleżanki, że żadna nie pomyślała o niej, nie mówiąc już o mężu. Dopiero kiedy wszyscy wysiedli Krzysztof delikatnie obudził dziewczynę:
–     Obudź się. Jesteśmy na miejscu.
–     Już? Tak długo spałam?
–     No właśnie! I co ja miałem z twojego towarzystwa?
–     Na następny raz poprawię się. A gdzie podział się mój mąż?
–     Wysiadł z kolegami koło Medium.
–     To jeszcze mu mało... ale to nic. Pójdę już.
–     Nie pójdziesz, bo podwiozę cię do domu. Obiecasz mi tylko jedną rzecz, dobrze?
–     To zależy co.
–     Będziesz odbierać telefony ode mnie. OK?
–     OK! Nie wiem jak to robisz, ale zawsze stawiasz na swoim, niech będzie tak i teraz. Jedź już.
Podjechali pod dom Malwiny, ale tym razem nie miała ochoty wysiąść. Chciała, aby te chwile spędzone z Krzysztofem trwały w nieskończoność. Kiedy to sobie uzmysłowiła, przestraszyła się sama siebie. Przecież nie mogła tak postępować. Nie byłoby to uczciwe ani wobec siebie ani wobec Krzysztofa.
–     Hej, obudź się. Znowu natłok myśli? Znowu walka pomiędzy tym czego pragniesz a co powinnaś?
–     ...
–     Malwinko, proszę, bądź zawsze szczera wobec siebie. Przede wszystkim wobec siebie. Nie możesz...
–     Stop, nie chcę o niczym rozmawiać, nie dzisiaj, panie doktorze.
–     A więc teraz zalecenie doktora: biegusiem do łóżka!
–     Robi się! To do następnego razu?
–     Do jutra! Zadzwonię.
Już skierowała się w stronę furtki, ale nagle odwróciła się, wróciła do mężczyzny, pocałowała go w policzek i uciekła. Krzysiek nie chciał jej zatrzymywać, bo wiedział, że ten krok i tak ją dużo kosztował. Wieczór ten dużo zmienił w ich wzajemnych stosunkach. Wyznanie Malwiny pozwoliło w części poznać dziewczynę i jej problemy. W części, bo zdawał sobie sprawę, że na stu procentową szczerość to musi jeszcze zapracować. Był wdzięczny losowi i za to. Przecież jeszcze do wczoraj nie wiedział jak ma do niej dotrzeć. Zero odpowiedzi na telefony, brak jakiegokolwiek dojścia do jej otoczenia. A za bardzo mu zależało, aby zrezygnować z tej znajomości. Kiedy ujrzał ją podchodzącą do autokaru serce mu zabolało. To nie była ta wesoła dziewczyna, jaką poznał. Nie mógł rozgryźć stosunków panujących pomiędzy Malwiną a jej mężem. Zero zainteresowania się żoną podczas całego wieczoru. To nie było normalne. A z drugiej strony zamykanie jej w czterech ścianach domu, nie pozwalanie na żadne przyjemności, kontakty. Do tego jeszcze zakaz podejmowania dalszego kształcenia! W jakich czasach on żyje!. A ten podział wydatków. Wszyscy wiedzą przecież, że płaca w urzędzie jest na niskim poziomie. To się nie mieści w głowie. Musi coś zrobić, aby życie Malwiny uległo poprawie. Najchętniej to siłą porwałby ją do siebie. Zależało mu na niej coraz bardziej. Może by zdusił zarodek rodzącego się uczucia, gdyby Malwina była szczęśliwa w swoim małżeństwie. Ale tak przecież nie było. Mogła mówić co chciała, on dobrze wiedział, jaka była prawda. Z drugiej strony wiedział, że cokolwiek by nie zrobił, to i tak na nic się zda: Malwina była osobą bardzo wierzącą, zapewne i rozwodów nie uznawała. U niego wiara też była na pierwszym miejscu, ale wszystko miało swoje granice. Nie można unieszczęśliwiać się na całe życie, tylko dlatego, że raz popełniło się błąd. No, ale to problem na dalszą przyszłość. Teraz były bieżące problemy. Teraz musiał pomóc Malwinie w rozpoczęciu studiów, i postanowił zrobić wszystko, aby spełnić jej marzenie. To był problem na najbliższe dni.



Jako się rzekło tak się stało. Od tego dnia rozmowy pomiędzy Malwiną i Krzysztofem stały się codziennym punktem dnia. Malwina z niecierpliwością już każdego ranka oczekiwała tych telefonów. Nie chcąc wzbudzać podejrzeń męża poprosiła Krzysia, aby to on dzwonił do niej. Każdą  radością od razu dzieliła się z nim, smutki sam wyciągał, bo znał już na tyle dziewczynę, że poznawał po tonie głosu, że coś jest nie tak. Przeważnie zawsze starał się znaleźć dobrą stronę we wszystkim. Tylko temat stosunków z mężem nie był podejmowanym przez Malwinę, zawsze zbywała go milczeniem. To nie był zresztą temat na telefon, a spotkać się nie mieli kiedy. No, raczej to Malwina nie chciała znaleźć czasu. Tęskniła za obecnością Krzysia, ale bała się uzależnić od jego obecności, tak jak już uzależniła się od rozmów z nim. Krzysztof dotąd nie dawał Malwinie spokoju, aż zapisała się na studia. Podjęła się jednocześnie prowadzenia księgowości u pani Joli, która obiecała Malwinie, że jak tylko będzie miała kogoś na oku, to poleci  ją. Wszystko zaczynało układać się. Jesień zbliżała się wielkimi krokami.

Minka227

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 5266 słów i 29537 znaków.

Dodaj komentarz