Tam się wszystko zaczęło - cz.4

Drzwi od sali wykładowej wreszcie się otworzyły i stanęła w nich Malwina. Szybko wzrokiem poszukała  oczekującego Krzysztofa i biegiem rzuciła się w jego stronę.
–     Zdałam, nareszcie zdałam!
Krzysztof objął  dziewczynę i mocno przytulił do siebie.
–     Wiedziałem, że tak będzie! Miałaś przecież super nauczyciela!
–     O tak! To się zgadza. Jestem ci bardzo wdzięczna, kolejny już raz...
–     Ciiii... Wystarczy tylko, że pozostaniesz taka wesoła. Widzieć uśmiech na twej twarzy to dla mnie najlepsza nagroda. A więc teraz  idziemy na dobre śniadanie, a później na zakupy.
–     Zakupy?
–     No przecież chciałaś kupić coś przed wyjazdem, czyż nie tak?
–     Tak myślałam, ale zmieniłam zdanie. Powiesz mi tylko, co mam zabrać a na pewno znajdę coś w swoich szafach.
–     Linuś, kochanie, nie przeczę, że nie znajdziesz, ale chciałbym ci zrobić prezent.
–     Ciekawe z jakiej okazji?
–     A z takiej, że super zaliczyłaś matmę! To chyba wystarczy? A po drugie  to chyba można zrobić komuś prezent bez okazji?
–     I oczywiście ciebie nie przegadam?
–     Bo mam rację.
–     A rób co chcesz, nie mam siły na kłótnie z tobą. Zresztą jestem dzisiaj tak szczęśliwa, że nie chcę niczym zaprzątać sobie głowy.
–     I to mi się podoba! Idziemy!
Objął Malwinę i udali się do samochodu. Było jej tak dobrze z Krzysztofem, że nie zwracała wcale uwagi na to, że zachowywali się nie tak, jak powinni. Teraz dla niej nie było to ważne. Po raz kolejny przekonała się, że może na nim zawsze polegać. Po niedzielnym nieporozumieniu nie dał po sobie niczego poznać chociaż czuła momentami, że jest bacznie obserwowana. Była mu wdzięczna za to, że nie wrócił do tamtego tematu. Jeszcze do dziś było to za bolesne, aby o tym rozmawiać. W  ARKADZIE odwiedzili chińską restaurację. Zamówili oczywiście danie chińskie, przy którego jedzeniu śmiechu nie było końca. Malwina po raz pierwszy miała do czynienia z pałeczkami. I gdyby nie Krzysztof, to wyszłaby głodna. Została po prostu przez niego nakarmiona. W którymś momencie przebiegła jej myśl, że coraz bardziej staje się zależna od Krzysia, ale było jej z tym dobrze. Po śniadaniu udali się na zakupy. Poddała się całkowicie gustowi i oczekiwaniom swego przyjaciela, bo jak zauważyła, znał się na rzeczy. W którymś jednak momencie  zdrowy rozsądek dał o sobie znać, ponieważ do jakiegokolwiek sklepu  by nie weszli to wychodzili z pakunkiem.
–     Krzysiek, może już zakończymy tą wędrówkę? Zaraz zabraknie miejsca w samochodzie. Poddałam się tobie, ale chyba przeginasz. Zrobiłeś mi nie jeden, ale kilkanaście prezentów. Ja przecież nie mogę tego przyjąć, a wiesz w jakiej jestem sytuacji finansowej...
–     Malwinko, jeszcze tylko kilka punktów, proszę!
–     Mam już wszystko, litości!
–     A czy masz coś na plażę?
–     Coś się znajdzie, na pewno. Zresztą jest marzec i nie pora na plażę.
–     Proszę, zgódź  się, nie wiesz, jak dla mnie to jest ważne! Wreszcie mam komu sprawić przyjemność. Linuś?!.     
–     I jak ja mam tobie odmówić? Muszę zacząć trenować silną wolę. Ale pójdziemy pod jednym warunkiem, ja będę płacić za zakupy. Ty pewnie majątek już wydałeś?... ja nie mogę tego wszystkiego przyjąć!
–     I zaczyna się! Malwinko, proszę, nie teraz! Odłóżmy tę dyskusję na wieczór, dobrze?
–     A wieczorem oczywiście nie będę miała nic do powiedzenia. Znam to, ale dobrze, skoro chcesz zbankrutować, to proszę bardzo. Szybko odechce ci się takich wypadów.
Spędzili w ARKADZIE jeszcze dwie godziny, a że owocnie, to niech świadczy fakt, że bagażnik BMW został zapełniony. Malwina machnęła tylko ręką i zrezygnowana wsiadła do samochodu. Zanim ruszyli Krzysiek zwrócił się do dziewczyny:
–     Malwinka, mam dwie propozycje: jedziemy na obiad do restauracji tutaj, czy też na kolację do mnie? Nadmienię, że mam wszystko przygotowane.
–     Wiesz dobrze, że chciałabym pojechać na kolację do ciebie, ale chyba nie powinnam.
–     Dlaczego?. Mówiłaś, że Robert jest na rybach, wróci jutro, a więc nie będzie robił ci awantury z powodu późnego powrotu,...
–     Krzysiu,tu już nie chodzi wcale o Roberta. Nie chcę o nim myśleć, nie w tej chwili.
–     A więc?
Spojrzała w oczy Krzysztofowi. I to był błąd. Teraz nie mogła się nie zgodzić. Mężczyzna odczytał to z oczu przyjaciółki. Uśmiechnął się, pochylił się ku jej twarzy i delikatnie pocałował w usta, po czym odchylił się, uśmiechnął, a widząc minę Malwiny roześmiał się.
–     Wiem, powiesz, że nie powinienem, ale nie mogłem tego nie zrobić.
–     I tego się obawiam...
–     Malwinko, nie wykorzystam sytuacji, przyrzekam. To był przyjacielski pocałunek.
–     Ja nie obawiam się ciebie ale siebie. Obiecaj, że jak zrobię coś głupiego, to przywrócisz mnie do porządku, dobrze?
–     Nie ma sprawy, kochanie. Aha, zapomniałem o jeszcze jednej rzeczy...
–     O Boże! Co jeszcze?
–     Na 18.00 jesteśmy umówieni w sprawie pracy.
–     Słucham? Ty nie mówisz tego poważnie?
–     Chyba nie zmieniłaś zdania? Najważniejsze do tej pory było zaliczenie, nie chciałem zawracać tobie głowy jakimiś rozmowami, bo znając ciebie, to zamartwiałabyś się, a tak masz tylko godzinę, no może półtorej.
–     Odwołaj to, proszę!.
–     Co? Przecież chciałaś!
–     Krzysiek, do takiej rozmowy trzeba się przygotować. A ja nie jestem gotowa ani psychiczni, ani fizycznie. A zresztą jest sobota, nie możemy zajmować komuś czasu wolnego. Jak ja wyglądam, nie tak idzie się na rozmowę do być może przyszłego pracodawcy.
–     Ten facet jest podobnym pracoholikiem do mnie. I przecież oczekuje nas. A skoro chodzi o wygląd, to nie potrzeba lepszego. Wyglądasz cudownie. I tak w ogóle, to przestań już marudzić. Jedziemy i bez gadania.
Odpalił samochód i ruszyli. Kiedy wyjeżdżali z miasta odezwał się:
–     Gniewasz się na mnie? Ja chciałem tylko, abyś się nie martwiła niepotrzebnie. Gdybym powiedział ci to wcześniej, to na pewno byłyby nici z zakupów.
–     Skoro jesteś wszystkowiedzący, to idź za mnie na rozmowę. Dla ciebie to przecież pikuś!
–     Ok!. jutro będziesz miała umowę o pracę bez rozmowy. Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem...
–     Przestań błaznować, Krzysiek. Powiedz mi chociaż, co to za firma?
–     Firma transportowa „POTYRALSKI”, w której ja pracuję. Za rok odchodzi księgowa na emeryturę, chciałaby kogoś przyuczyć, przekazać wszystko jak trzeba. Wymarzona posada dla ciebie. Troszkę kłopotów będziesz miała z dojeżdżaniem, ale rozwiążemy ten problem, o ile tylko podpiszesz umowę.
–     Mam wrażenie, jakby wszystko było już ustalone.
–     Wszystko zależy od ciebie, chociaż przyznam się, że bardzo chciałbym, abyś podpisała tę umowę.
–     To jest odpowiedzialne stanowisko, nie wiem, czy podołam temu...
–     Przecież jeszcze rok pracowałabyś z księgową, a zapewne zawsze posłuży ci radą. Jest to bardzo fajna babeczka, ale decyzja należy do ciebie, Malwinko.
–     Jeśli przeżyję ten dzisiejszy dzień, to czeka cię poważna rozmowa, to nie jest żart, a teraz daj mi pomyśleć, co mam powiedzieć na rozmowie.
Zapadła cisza, której towarzyszyła cicha muzyczka z radio. Faktycznie, była zła na Krzysztofa. Powinien jej powiedzieć o rozmowie kwalifikacyjnej  wcześniej, ale prawdą były również  jego argumenty. Kolejny raz musiałaby przyznać   mu rację. Im bardziej zbliżali się do Człuchowa, tym Malwina stawała się bardziej nerwowa. Wróciły poranne nerwy sprzed zaliczenia. Na dodatek rozbolała ją głowa. Kiedy Krzysztof zatrzymał samochód przed siedzibą firmy Malwina straciła całą odwagę.
–     Nie, ja dzisiaj nie mam siły. Możesz to odwołać?
–     Co się stało? Źle się czujesz? Ja naprawdę chciałem dobrze.
–     Dobrymi chęciami jest piekło wybrukowane, a...
Nie dokończyła, bo w drzwiach budynku pojawił się przystojny, pięćdziesięciokilkuletni mężczyzna robiąc gest zapraszający.
–     To twój szef?
–     Tak, naprawdę nie dasz rady dziś?
–     Nie lubię robić z siebie idiotki, idziemy. Wejdziesz ze mną?
–     Myślę, że na samą rozmowę powinnaś wejść sama. Tak będzie lepiej. Na pewno dasz sobie świetnie radę!
–     Daj Boże. A ciebie później zabiję za to wszystko.
Wysiedli z samochodu i skierowali się do oczekującego mężczyzny.
–     Dzień dobry, szefie. Trochę spóźnieni, ale jesteśmy. Poznaj moją przyjaciółkę, o której rozmawialiśmy: Malwina Kabacka, Malwinko, oto jest być może twój przyszły pracodawca – Jacek Potyralski.
Malwina wyciągnęła dłoń na powitanie.
–     Witam panią, bardzo mi miło.
–     Dzień dobry, panu. Przepraszamy za to spóźnienie oraz za zajmowanie czasu wolnego, ale to nie była moja inicjatywa umawiać spotkanie na dzień dzisiejszy.
–     Pani Malwino, jak się chce, aby firma dobrze prosperowała, to nie ma dni wolnych, ale zapraszam panią do siebie. Krzysiek, nie idziesz?
–     Nie, zajrzę na warsztat. Nie będę wam przeszkadzał.
Malwina z panem Potyralskim udała się do gabinetu szefa.
–     Może napije się pani kawy lub czegoś innego?
–     Nie będę robić panu kłopotu. I tak czuję się głupio, że to nastąpiło dzisiaj.
–     Naprawdę proszę się niczym nie przejmować. A więc, pani Malwino, może przejdziemy do meritum sprawy.
–     Przepraszam, że przerwę, ale chciałabym uprzedzić o czymś, zanim zaczniemy dalszą rozmowę. Praca w księgowości to jest to, co chciałabym robić w przyszłości, ale niestety, na dzień dzisiejszy nie mam ku temu kwalifikacji. Rozpoczęłam studia, ale jestem dopiero na pierwszym roku, a z pełną księgowością nie miałam do czynienia. Z drugiej strony to mogę pana zapewnić, że o ile otrzymałabym tę posadę, to zrobiłabym wszystko, aby pan nie żałował. Nie zareklamowałam się może najlepiej, ale chciałabym sprawę postawić uczciwie.
–     W takim wypadku myślę, że ja ze swojej strony mogę podpisać umowę choćby i dzisiaj.
–     Słucham?
–     Postawiła pani sprawę jasno, a syn chyba pani wspominał, że nasza księgowa będzie...
–     Przepraszam, co pan powiedział? Syn?
–     Tak, Krzysiek jest moim synem, nie powiedział pani?
–     Nie...
–     Ale to chyba niczego nie zmienia? Otóż nasza księgowa odchodzi gdzieś za rok, będzie pani miała czas wdrążyć się w te wszystkie arkana księgowe. Uważam, że najważniejsza jest uczciwość, pracowitość, zaangażowanie, a u pani widzę te wszystkie cechy. Stawiamy w naszej firmie na ludzi, którzy chcą czegoś w życiu dokonać, dlatego nikomu nie stoimy na przeszkodzie podnoszenia kwalifikacji, wprost przeciwnie – pomagamy, o ile to jest w interesie firmy. Wspomniała pani, że jest na pierwszym roku studiów. Myślę, że da się to połączyć z pracą, a jako dla przyszłej głównej księgowej, jak najbardziej byłby to uzasadniony koszt. To co, chce pani przemyśleć to wszystko, czy też już dzisiaj możemy podpisać umowę? Ojej, zapomniałem o rzeczy najważniejszej, a mianowicie o wynagrodzeniu. Czy na początek, powtarzam: na początek, satysfakcjonowało by panią wynagrodzenie w granicach 2000,00, netto oczywiście?
–     ... Mogę się o coś spytać?
–     Ależ oczywiście, słucham panią.
–     Zaskoczyło mnie to, że jest pan ojcem Krzysztofa. Nie chciałabym, aby była to posada po znajomości...
–     Cały Krzysiek!. On lubi robić niespodzianki, ale tej nie pochwalam. Jednak zapewniam panią, że nie stosuję tu żadnej taryfy ulgowej. Po prostu zaproponowałem pani stanowisko i wynagrodzenie na tyle, na ile panią w tej chwili oceniłem. To, że jest pani przyjaciółką mojego syna w niczym nie wpłynęło na moje stanowisko. A więc?
–     W największych marzeniach nie myślałam o takiej pracy tak szybko. Oczywiście, zgadzam się i zapewniam pana, że zrobię wszystko, aby pan nie żałował tej decyzji.
–     Wobec tego cieszę się bardzo! A od kiedy by pani mogła rozpocząć? Ja chciałbym panią mieć w mojej ekipie choćby od poniedziałku.
–     W urzędzie mam trzymiesięczny okres wypowiedzenia. Nie wiem, czy poszliby na porozumienie stron.
–     Według mnie to może pani mieć i porzucenie pracy. Proponuję jednak, aby porozmawiała pani z przełożonymi, lepiej zawsze rozstać się po dobroci.
–     Właśnie nie chciałabym odejść nie zostawiając nikogo na moim miejscu... Jeszcze ten wyjazd...
–     Prawda, jedziecie do Włoch. A więc byłoby super, aby po powrocie udało się pani rozpocząć pracę u nas. No to mamy wszystko ustalone. Proszę się dowiedzieć w poniedziałek, jak rozwiąże pani tamten stosunek pracy  i będziemy myśleć, co dalej. Te Włochy to chyba w odpowiednim momencie – nabierze pani sił do nowej pracy. Na dzisiaj to chyba już koniec, nie będę pani już dłużej zatrzymywał, tym bardziej, że Krzysiek czeka pewnie z niecierpliwością.
–     Czeka pana syna poważna rozmowa. Przegiął na całej linii. Jeszcze raz dziękuję, że poświęcił mi pan swój wolny czas. Obiecuję, że zrobię wszystko, aby był pan ze mnie zadowolony. Do widzenia panu.
Podała dłoń na pożegnanie i wyszła z gabinetu. Na pozór wyglądała na spokojną, ale w środku to wszystko gotowało się w niej. Przestawało już to ją bawić. Za dużo niewiadomych. Właściwie to ona niczego nie wiedziała o Krzysztofie. Nie miała nawet pojęcia jak on się nazywa. Nie do końca uwierzyła w słowa pana Potyralskiego o tym, że została przyjęta nie ze względu na syna. Kiedy wyszła z budynku ujrzała Krzyśka opartego o samochód i rozmawiającego przez komórkę.
–     ...muszę kończyć. No trudno, jakoś będę musiał sobie poradzić... Jesteś już Malwinko, i jak?
–     Zawieź mnie do domu.
–     Ale przecież mieliśmy jechać do mnie?
–     .....
Nic nie odpowiedziała, tylko wsiadła do samochodu, zapięła pasy i czekała na odjazd. Głowę miała spuszczoną. Nie chciała, aby Krzysiek po raz kolejny wyczytał wszystko z jej twarzy. Tym bardziej, że byli jeszcze przed firmą, a w oknie ujrzała przyszłego szefa. Nie chciała robić publicznie żadnych awantur. Krzysiek także zobaczył ojca w oknie. Wsiadł do samochodu i odjechali. Ledwo jednak minęli granice Człuchowa stanął na poboczu i skierował się do dziewczyny:
–     A teraz słucham?
–     ..........
–     Malwina?
–     Zawieź mnie, proszę, do domu. Ten dzień był jednak bardzo męczący. Proszę.
Mówiła to wszystko prawie szeptem, ze spuszczoną głową.
–     Nie, nie pojedziemy, dopóki nie dowiem się o co chodzi?
–     Jeśli zwiesz się moim przyjacielem, to zawieź mnie do domu, tak będzie na dziś najlepiej.
–     Słucham? Co ty powiedziałaś? „Jeśli zwiesz się moim przyjacielem?”  Nie uczyniłem chyba nic takiego, abyś wątpiła w moją przyjaźń. Co się mogło stać przez te pół godziny?
–      Nieraz wystarczy sekunda, aby ...
–     Aby co?
–     Nieważne, to wszystko nie ma znaczenia. Proszę po raz ostatni, zawieź mnie do domu... Jeśli nie chcesz, to złapię stopa...
Nie czekając na odpowiedź, schwyciła kurtkę i wysiadła z samochodu. Nie zastanawiając się gdzie idzie udała się przed siebie, czyli leśną ścieżką w głąb lasu. Krzysztof także schwycił kurtkę, zamknął samochód i udał się za dziewczyną. Szedł kawałek za nią, chcąc dać jej czas do przemyśleń. Domyślał się, o co miała pretensje. Właśnie o tym powiadomił go ojciec, kiedy Malwina wychodziła z firmy. Faktycznie, może źle zrobił nie mówiąc jej o tym, że jest to rodzinna firma. Myślał jednak, że wtedy Malwina odmówiłaby podjęcia pracy. Ale to nie mogło przecież zniweczyć ich  przyjaźni. Chciał, aby to ona powiedziała, o co ma pretensje. Zobaczył, jak idąca przed nim dziewczyna przykucnęła pod drzewem, wtuliła twarz w dłonie i rozpłakała się. Tego było już za dużo, jak na niego. Podszedł do Malwiny, przykucnął przed nią, podniósł jej twarz do góry i powiedział:
–     OK, wiem o co masz pretensje. I przyznaję, masz po części rację, ale ja chciałem dobrze. Pozwól mi to wytłumaczyć, nie niszczmy tego, co nas łączy! Przecież zawsze idzie się porozumieć. Dajmy sobie szansę, Malwinko!
–     Zawieziesz mnie do domu?
–     Pojedziemy do mnie, tam porozmawiamy o tym, co się stało. Wtedy zdecydujesz, czy mam cię odwieźć, zgoda?
–     Nie. Nie chcę jechać do ciebie. Chcesz mnie tu więzić?
–     Ok, zawiozę cię, ale nie tak miał się skończyć ten dzień...
–     A jak? Miałam ci wskoczyć do łóżka? Tego chciałeś? Zostaw mnie!
Chciała się wyrwać z jego rąk ale  nie puścił jej, tylko mocno chwycił Malwinę za ramiona , przycisnął do drzewa. Podniosła wzrok i przeraziła się. Twarz Krzysztofa to jedna chmura gradowa. W tej chwili zdolny był do wszystkiego, ogarnął ją strach. Jeszcze ani razu przez te dziesięć miesięcy znajomości nie widziała go takim. Zrozumiała, że przeholowała. Krzysiek ujrzał na twarzy Malwiny strach i niepewność. Puścił ją i całą swoją złość wyładował na pobliskim drzewie, czego efektem było mocne rozcięcie dłoni i rozerwany rękaw kurtki. Malwina przez chwilę stała oniemiała, jednak zaraz odzyskała zdrowy rozsądek. Podeszła do Krzysztofa, wzięła jego dłoń w swoją, wyjęła chusteczkę z kieszeni i przyłożyła do rozcięcia. Wiedziona jakimś impulsem, a może wyrzutami sumienia, że to z jej powodu stało się to, co się stało, nie puszczając dłoni Krzysztofa ze swojej podniosła ją do ust i pocałowała w miejscu rozcięcia, a następnie, cały czas trzymając jego dłoń, skierowała się w stronę samochodu. Otworzyła drzwi od strony pasażera, jednak nie wsiadła, lecz przeszła na miejsce kierowcy i dopiero wsiadła do samochodu. Wyciągnęła rękę po kluczyki. Czuła na sobie wzrok Krzyśka, ale sama bała się spojrzeć na niego. Kiedy Krzysztof podawał jej klucze próbował zatrzymać jej dłoń w swojej, ale nie pozwoliła mu na to. Odpaliła samochód i ruszyła w stronę Chojnic. Jednak po kilku kilometrach zatrzymała samochód i nie patrząc na Krzysztofa powiedziała:
–     Jak dojechać do ciebie?
–     Trzeba zawrócić i przed Człuchowem skręcić w lewo.
Jakoż po kilkunastu minutach zaparkowała  przed jego domem. Kiedy weszli do środka Krzysztof pomógł zdjąć kurtkę Malwinie, zatrzymując na końcu jej dłoń w swojej. Dalej trwając w ciszy zaprowadził ją do salonu i posadził na kanapie. Sam usiadł obok. Po kilku minutach przerwał ciszę:
–     Przepraszam,... za wszystko...
–     Nie, to ja...
–     Proszę, pozwól mi pierwszemu...Domyślam się, że jesteś zła na mnie za to, że nie powiedziałem ci o tym, że pracuję w firmie ojca. Ale od momentu, kiedy powiedziałaś mi o planach zmiany pracy, myślałem tylko o jednym, przekonać tatę, aby to ciebie przyjął na miejsce pani Honoraty. Kiedy to się stało, nie chciałem ci mówić, bo zapewne wyciągałabyś tysiąc argumentów przeciwko podjęciu choćby próby. Temu na pewno nie zaprzeczysz. Ale teraz widzę, że zrobiłem źle, że powinienem tobie bardziej zaufać, że na pewno znalazłbym sposób na przekonanie cię do podjęcia tej pracy. ... wiem, że proszę o dużo, ale wybacz mi ... jeśli dasz mi szansę, to przyrzekam, że zrobię wszystko, abyś na powrót mi zaufała... ja cię nie mogę stracić!...
Po twarzy Malwiny płynęły łzy. To prawda, miała żal o zatajenie powiązań rodzinnych, ale jego tłumaczenie uznała za logiczna. Gdyby była na miejscu  Krzysztofa postąpiłaby zapewne tak samo. Było jednak coś, z czego powodu cierpiała bardziej. Były to słowa jej samej wypowiedziane w gniewie w lesie. Przecież tak nie myślała. I jak z tego miała się wytłumaczyć? Na to nie było wytłumaczenia. To jej słowa były przyczyną późniejszego zachowania się przyjaciela. „O Boże, czy on nadal zechce być moim przyjacielem? „. To wszystko kotłowało się w jej głowie, w końcu odezwała się:
–     Masz rację, zabolało mnie to, że nie zaufałeś mi... ale teraz widzę, że odpłaciłam ci jeszcze gorszą monetą... przynajmniej tak mogło wyglądać... ja naprawdę nie myślałam, że chcesz mnie zaciągnąć do łóżka... jednak to powiedziałam... bardzo żałuję tego i przepraszam cię...  Myślałam, że nie można skrzywdzić kogoś, kogo się ko.... komu się ufa, ale zrobiłam to...
–     Nie, Malwinko, nie obwiniaj się. Przecież gdybym ja nie ukrywał prawdy, to nie byłoby tego wszystkiego, co się stało później. Przyrzekam, kochanie, że od dziś żadnych tajemnic, żadnych niedomówień. Dasz mi jeszcze jedną szansę? Myślę, że nas za dużo łączy, aby jedno nieporozumienie mogło to zniszczyć.
–     Masz rację. Ja także nie chciałabym, aby to był koniec... Krzysiek, co my najlepszego zrobiliśmy? Nigdy nie zapomnę wyrazu twej twarzy po tej mojej niefortunnej uwadze... bałam się ciebie...wiedziałam już wtedy, że to moja wina...Byłam przygotowana na to, że mnie uderzysz...i miałbyś rację...
–     Przestań! Nigdy tego nie zrobiłbym i nigdy nie zrobię! Po prostu przez moment straciłem panowanie nad sobą. Te słowa naprawdę zabolały. Jak mogłaś tak pomyśleć, Malwinko? Czy kiedyś zrobiłem coś, co ci pozwoliło tak pomyśleć? To fakt i nie będę tego dłużej ukrywać, że pragnę, abyś była tylko moją! Jednak póki co tak nie jest i łóżko jest dla nas obojga nieosiągalne. Nigdy nie wolno ci już tak myśleć! Nigdy!!!
–     Obiecuję!... Już tyle razy przekonałam się, że na tobie mogę polegać, a dziś postąpiłam podle. Chciałabym, aby ktoś sprawił, abym znalazła się na schodach waszej firmy, wtedy tylko oberwałbyś za niedomówienia i nie zepsułabym tego cudownego dnia. Naraziłam ciebie na niebezpieczeństwo, o właśnie, masz wodę utlenioną?
–     Chodź do kuchni, tam mam apteczkę, chociaż myślę, że to nie potrzebne. Przecież nic się nie stało, małe zadraśnięcie...
–     Już ja wiem co mam robić... Ojej, ale ty masz wspaniałą kuchnię! Tylko pozazdrościć. O takiej kuchni marzyłam.
–     A więc od dzisiaj jesteś gospodynią tej kuchni, właśnie chciałem powiedzieć, że brakuje tu paru rzeczy, a przede wszystkim pani domu.
Nic nie odpowiedziała, bo co miała odpowiedzieć? Że chciałaby tu zostać na zawsze? Wzięła się za przemycie rozcięcia. Delikatnie zmywała zaschniętą krew, jakby jej pacjentem było jakieś dziecko a nie dorosły facet. Następnie przykleiła plaster. Skończyła, ale nie wypuszczała opatrzonej dłoni. Po chwili podniosła wzrok na Krzyśka. Jakże inną ujrzała teraz twarz od tamtej z lasu. Szczęście, radość, oddanie to były uczucia jakie rozszyfrowała, może jednak jakie chciała rozszyfrować., bo było coś jeszcze, czego nie chciała nazywać. Sama też była szczęśliwa, że jednak niczego nie straciła. W tej chwili nieważne było to, że nie wiedziała o firmie. Najważniejsze było to, że się pogodzili, że miała dalej przyjaciela, a może znacznie więcej niż przyjaciela? Może babcia ma rację? Może czas coś z tym zrobić? Pomału twarz Krzysztofa pochylała się nad twarzą Malwiny, aż połączył ich usta delikatny pocałunek, którego nie można już było nazwać „przyjacielskim”. Trwało to chwilkę, a następnie mocno przytulili się do siebie. Myśl, że nie powinni się tak całować przemknęła Malwinie, ale zaraz zrodziła się następna: „Przecież oboje tego potrzebowaliśmy, widocznie tak miało być”. Odchyliła się i lekko się uśmiechając powiedziała:
–     Nie chcę być natrętna, ale obiecałeś mi kolację, a więc?...
Napięcie prysnęło jak bańka mydlana, oboje roześmieli się.
–     Ale ze mnie kiepski gospodarz, nie ma co!  Ale daj mi kilka minut, postaram się naprawić ten błąd.
–     Razem to zrobimy, dobrze?
–     Nawet nie puściłbym cię nigdzie.
Śmiejąc się wesoło przygotowali kolację, a nie były to zwykłe kanapki. Krzysiek przygotował coś w rodzaju zapiekanek. Po kolacji obejrzała cały dom. Po raz drugi stwierdziła, że w takim domu można było zamieszkać. Ona też robiła wszystko, aby jej dom odzwierciedlał jej marzenia, ale pomijając braki finansowe, nie da się zbudować nic pięknego bez miłości, bez ciepła. We wszystkich pokojach, a w sypialni szczególnie zauważyła, że nie jest to dom kawalera, osoby samotnej. Ten dom był dla rodziny. Smutek pojawił się na jej twarzy, co nie uszło uwadze Krzysztofa:
–     O, chyba tu coś się nie podoba mojej pani?
–     Nie Krzysiu, tu także jest wszystko wspaniałe! Jesteś po prostu chodzącym skarbem, tylko..., nie to nieważne...
–     O nie! Wiesz dobrze, że musisz mi powiedzieć, co wymyśliła twoja piękna główka! Słucham?
Podeszła do okna, wyjrzała na zadbany ogród i powiedziała:
–     Urządziłeś piękny dom, dom dla rodziny... Mnie tu chyba nie powinno być!. Ty zasługujesz na kogoś, kto pomoże ci stworzyć rodzinę w pełnym tego słowa znaczeniu. Ja nigdy nie będę tym kimś... Mnie tu nie powinno być!.. musimy to zmienić...
–     O czym ty mówisz?
–     Nie wyobrażam sobie, aby zabrakło cię koło mnie, ale musimy zaprzestać tego co robimy obecnie. My możemy być tylko przyjaciółmi! Powinieneś sobie znaleźć dziewczynę, która mogłaby zostać twoją żoną. Masz w sobie ogromne pokłady miłości... przecież to widać w każdym szczególe urządzenia tego domu... ja nie zrobiłabym tego lepiej...
–     Wiesz, ten dom praktycznie wykończyłem w zeszłym roku, kuchnia powstała dwa miesiące temu. Szczegóły dekoracji, ustawień mebli przychodziły mi do głowy po spotkaniach z tobą. Zawsze zadawałem sobie pytanie: co ty byś powiedziała? Jak ty byś zrobiła to czy tamto. Ja to robiłem, ale ty byłaś inspiracją tego wszystkiego. Innej opcji nie widzę, komuś innemu urządzenie pewnie nie pasowałoby... Wiem, że jeszcze nie możemy być razem, ale to się kiedyś zmieni...Musi się zmienić... Malwinko, chciałbym ci ofiarować dużo więcej...
–     Proszę, nie kończ. Chyba tego obawiałam się nie chcąc tu przyjeżdżać. My naprawdę przekroczyliśmy wszelki granice przyzwoitości. Przecież nawet gdybyśmy się przespali, to już by wiele nie zmieniło... Najbardziej bałam się przed ślubem, że Robert kiedyś mnie zdradzi, ale to ja go zdradziłam... Myślą, mową, uczynkiem... Brakuje tylko uczynku... Krzysiu, co my robimy? Przecież nasze szczęście nie może długo trwać, jeśli je zbudujemy na nieszczęściu kogoś innego? !.  Chodźmy z tej sypialni, bo stała się bardzo ciasna i duszna.
Chciała podejść do drzwi ale znalazła się w ramionach mężczyzny. Nie oponowała temu, tylko mocno się przytuliła do niego. Zapewne gdyby Krzysiek dążył do czegoś więcej, to poddałaby się wytwarzanej atmosferze, ale wiedział, że jeszcze nie czas, że jeszcze Malwina nie jest gotowa. Po chwili skierowali się do wyjścia z sypialni. W salonie usiedli na kanapie nadal przytuleni do siebie. Panowała cisza, ale im to nie przeszkadzało. Po jakimś czasie usłyszeli dźwięk komórki Malwiny.
–     Ktoś przywraca nas do rzeczywistości.
–     To nie odbieraj. Przecież jest sobota, minęła 21.00, a więc...
–     A więc to może być coś ważnego, skoro ktoś dzwoni.... O, babcia, muszę odebrać. Napiłabym się czegoś, zrobisz?
–     Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem.
–     Cześć babciu, stało się coś?
–     Malwinko, bój się Boga, gdzie ty się podziewasz? Wydzwaniałam do domu setki razy, byłam sprawdzić, ale cię nie ma. To ja się pytam, co się stało?
–     Przepraszam babciu, powinnam wcześniej zadzwonić, że się spóźnię. Będę za jakąś godzinę. Jestem taka szczęśliwa, że czas przestał dla mnie istnieć. Zdałam matmę...
–     I tylko dlatego?
–     Babciu, nie tylko, ale... nie chcę teraz o tym rozmawiać.
–     A więc jesteś jutro u mnie na obiedzie...
–     Dobrze, samej mi nie chciałoby się robić, a Roberta znowu nie ma...
–     Nie skończyłam, a więc jesteś jutro na obiedzie z tym kimś, kto uczynił cię szczęśliwą. Chcę poznać  twego przyjaciela  i nie chcę słyszeć żadnych sprzeciwów...a dzisiaj nie musisz wracać...
–     Babciu!!!
–     Do jutra, dobranoc!
I babcia rozłączyła się. Nie poznawała babci. To do niej niepodobne, jawnie namawiała do grzechu, i to w takiej chwili, kiedy Malwina była o krok od złamania wszelkich barier. Nie, musi babcię przywołać do porządku. Tak dłużej być nie może. Krzysiek wszedł z tacą:
–     Pozwoliłem sobie zrobić herbatkę, bo na kawę już za późno, może być?
–     Oczywiście, że może. Wiesz Krzysiu, nie poznaję swojej babci. Wychodzi na to, że to ja jestem z kosmosu, że to ja mam jakieś zasady, których nie chcę złamać. Babcia namawia mnie do rozwodu, do...
Zacięła się. Przecież nie może powiedzieć, że babcia dała przyzwolenie na pozostanie na noc. Jednak znowu powiedziała o słowo za dużo i  teraz ze wzroku Krzyśka wyczytała to coś, co pewnie doprowadzi do opowiedzenia wszystkiego. I faktycznie, Krzysiek  usiadł koło niej i powiedział:
–     To do czego namawia cię twoja  babcia? Kocham ją za to, co już usłyszałem, a zatem, co jeszcze powiedziała babcia?
–     Nie, nic takiego. Czyż namowa do rozwodu to nie jest wystarczające?
–     Nie znam twojej babci, ale myślę, że nie chciałaby uczynić cię nieszczęśliwą. Czy uważasz, że babcia nie widzi, jak ty męczysz się w dotychczasowym związku? Przepraszam, nie mi robić takie oceny, ale skoro już o tym rozmawiamy to mówię co myślę. Ciebie przecież tak łatwo uczynić szczęśliwą! Nie jesteś wymagająca.
–     To mnie jeszcze nie znasz, Krzysiu.
–     Znam cię wystarczająco dobrze. Potrafisz cieszyć się każdą drobnostką. Ale pod jednym warunkiem: musisz czuć się kochaną. Widzisz, wtedy w Częstochowie nie znalazłem się obok ciebie w kaplicy przypadkowo. Szukałem cię, bo twoje oczy wołały o pomoc. Zauważyłem obrączkę na twym palcu na pierwszym postoju, dodatkowo potwierdziłaś, że jesteś mężatką, ale zrobiłaś to bez błysku. Kiedy o tym mówiłaś, nie było radości z tego powodu. I ręczę, że gdybyś była szczęśliwa, to nie stałaby się ani jedna rzecz wtedy, jaka się stała. Nie bylibyśmy teraz razem. Ze szkodą dla siebie, ale nie rozbijałbym twego małżeństwa...
–     Ty go nie rozbiłeś, ono nie istnieje od dawna... Może nie powinnam tego mówić, a tym bardziej nie tobie, ale taka jest prawda. Zastanawiam się, czy kiedykolwiek istniało... My nie jesteśmy małżeństwem, ale łączy nas więcej, niż mnie i mojego męża połączyło przez te 5 lat od kiedy się poznaliśmy. Taka jest niestety gorzka prawda... Nigdy nie pozwoliłabym rozbić czegoś, co czyniłoby mnie szczęśliwą, nigdy nie pozwolę nikomu nas zniszczyć, chyba że zrobimy to sami...
–     Ależ Malwinko, wiem wracasz do dzisiejszego popołudnia,...
–     Nie, Krzysiu, to nie chodzi o to co się stało kilka godzin temu. I jak teraz o tym myślę, to wydaje mi się, że gdyby nam nie zależało na sobie, to nie zabolałoby nas wzajemne krzywdzenie się. To był tylko objaw...
–     ...miłości! To chciałaś powiedzieć?
–     Yhy, chociaż to nie jest łatwe. Ja jeszcze nie jestem gotowa.
–     Nie szkodzi, przyjdzie czas będzie rada, jak mówią. Linuś, kochanie, ja czekałem całe 35 lat na ciebie, tak chyba musiało być. Byłem kiedyś związany z pewną dziewczyną, miałem 24 lata, koledzy zaczęli się wykruszać, każdy zakładał rodzinę, więc ja też chciałem. Basia była młodsza o 2 lata ode mnie. Na pozór pasowaliśmy do siebie. Były już nawet rozmowy o ślubie, ale w którymś momencie zaczęło mi czegoś brakować. Basia lubiła życie bardzo towarzyskie, ja  z racji swojej pracy nie zawsze mogę pozwolić sobie na wyskoki. Dodatkowo jakieś uwagi, że skoro nie chcę z nią iść na imprezę, to na pewno mam jakąś w trasie...
–     Ja też tak z początku pomyślałam, przyznam się bez bicia.
–     Ale to nie był początek, wybieraliśmy się już do księdza. Kochałem ją, zamieszkała nawet u nas, z czego rodzice to nie cieszyli się. Dopiero później zrozumiałem, że mają rację. Widzisz, rodzice już od dawna mają wszystko, nie musieliby tak pracować, ale oni nie umieją siedzieć. Basia nie była stworzona do pracy, tylko imprezy i seks. W pewnym momencie zauważyłem, że zacząłem się cieszyć, kiedy ojciec mnie gdzieś wysyłał. Zrozumiałem, że to koniec i rozeszliśmy się. Od tamtej pory nie potrafiłem nikomu zaufać, aż pojawiłaś się ty. Widocznie tak miało być. I naprawdę nie żałuję tego, żałuję tylko, że nie spotkaliśmy się wcześniej.
Siedzieli zwróceni do siebie z podkulonymi nogami, trzymając się za ręce. Temat był trudny, ale jedno drugiemu dodawało siły i energii.
–     Ja też żałuję. Przecież nie musiałam wychodzić za Roberta. Oddałam mu to, co miałam najcenniejszego. Jak teraz pomyślę o tym, to nie wiem, dlaczego pobraliśmy się. Tak naprawdę to nie było chyba między nami nic. On był moim pierwszym chłopakiem, mimo że miałam 23 lata. Właściwie to chyba rzuciłam się na szeroką wodę tylko po to, aby nie zostać starą panną. Robert jest przystojnym facetem, nie zaprzeczę temu, ale to wszystko. Zachowywał się zawsze przyzwoicie, nie ciągnął mnie do łóżka, dopiero po ślubie skonsumowaliśmy nasz związek. Byłam wtedy szczęśliwa, tak mi się wydawało. Jednak szybko oprzytomniałam. Widzisz, na pozór to Robertowi nie mogłabym nic zarzucić, oprócz tego, że nic nas nie łączy... tylko w oczach teściowej jestem potworem, bo nie dbam o jej syna. Ale co ja mogę jeszcze zrobić? Nie dałam mu dziecka? To przecież on nie chce dzieci. Ja marzę o tym od pięciu lat. Nie jeżdżę z nim na wypady rybne? Przecież on mnie nigdy nie poprosił o to. Jak kiedyś się zapytałam jak było, to odburknął, że nie jest to babska sprawa. Więc dałam spokój.... Musiał chyba coś mamie nagadać, bo nawet miała pretensje o to, że nie zaspokajam go w łóżku. Ale to przecież ja zawsze byłam tą, która zaczynała, on nigdy nie dał znaku, że chce być ze mną...Jakbym miała bujną wyobraźnię to pomyślałabym, że ma gdzieś kochankę. Ale tak było od pierwszego dnia!... Faktycznie, może to moja wina, może powinnam się bardziej starać? Wiem, że sprawa łóżka jest dla niektórych priorytetową,  ja też miałam jakieś potrzeby, a on  nigdy nie zadbał o to, nawet po ślubie było to spełnianie obowiązku małżeńskiego i tylko to....
Krzysztof wiedział, że wypowiedzenie tego wszystkiego dużo kosztowało Malwinę. Tego typu sprawy są skrywane głęboko w sercu. Mocno przytulił dziewczynę do siebie. Przez chwilkę nie mówił nic. Bo i słowa nie były im potrzebne. Siedzieli tak dość długo, na tyle długo, żeby Malwinie opadła powieka. Wzdrygnęła się.
–     Co jest, kochanie?
–     Tak mi dobrze z tobą, że nie chciałabym od życia już nic innego, ale niestety, wszystko co dobre musi się kończyć. Odwieziesz już mnie do domu?
–     Koniecznie?
–     Wiesz dobrze, że tak. Aha, zapomniałam ci powiedzieć, że jesteśmy zaproszeni na jutro na obiad do babci. Zaproszenie dotyczyło szczególnie ciebie. Ja zwariowałam, ale moja babcia bardziej.
–     Czy mam rozumieć, że ty nie  chcesz mnie wziąć  do babci?
–     Ja uważam, że to za wcześnie. Ja wciąż jestem mężatką. Zawsze uważałam, że zdrada to jest coś najpodlejszego, a jednak zdradzam...
–     Nie, Malwinko, ty nikogo nie zdradzasz, jeszcze nie. Wciąż jesteśmy tylko przyjaciółmi.
–     Nie zgadzam się z tobą, ale nie mam siły kłócić się. Proszę, odwieź mnie.
–     Koniecznie? Przecież u mnie jest gdzie spać. Obiecuję, że będę grzeczny!.
–     Tobie wierzę ale nie sobie. Wiem, jest bardzo późno, ale nie mogę tu zostać. Obiecałeś!
–     I co ja mam z tobą zrobić? Chodźmy, bo nie dasz mi żyć.
Umówili się do babci następnego dnia na 13,30 nieopodal bloku, w którym mieszkała babcia. Jak przystało na pierwszą wizytę Krzysztof zaopatrzył się w piękną wiązankę  oraz likier SHERIDANS. Przed wejściem do bloku Malwinę obleciał strach, co oczywiście od razu wyczuł Krzysiek:
–     Co jest, kochanie?
–     Po prostu boję się. Wiem, że to jest głupie, ale...
–     Wszystko będzie dobrze, zobaczysz. Wchodzimy?
–     Ok, nie mamy wyjścia.
Zapukali do drzwi, które po chwili babcia im otworzyła. Malwina przedstawiła Krzysztofa:
–     Babciu, chciałaś poznać tego, kto sprawił, że pojawił się uśmiech na mej twarzy, to ci go przyprowadziłam: to jest Krzysiu. Krzysiu, to jest moja najlepsza przyjaciółka, i niestety dla ciebie – nigdy nie zajmiesz jej miejsca.
–     Nawet nie śmiałbym tego robić. Miło mi panią poznać. Słyszałem od Malwinki wiele dobrego o pani i doszedłem do wniosku, że mam z panią jeden wspólny cel: jej dobro.
–     Cieszę się, że wreszcie pozwoliła mi cię poznać. Byłeś skrzętnie ukrywany! Jestem babcią Malwiny, a więc nie paniuj mi, po prostu mów babcia. Widzę że jesteś dżentelmenem  w pełni, ale wystarczyłyby tylko kwiatki.
–     I tego się obawiałam. Wasza unia mnie zniszczy, ale mówi się trudno. Co dobrego babciu przygotowałaś na obiad? Muszę się przyznać, że ostatnimi czasy wypadłam z rytmu gotowania.
–     To minie, wnuczuś. Krzysiek, ona jest wspaniałą gospodynią, jeśli tylko ma dla kogo to robić.
–     Przestań, babciu, to nie jest wymówka. Usiądź sobie z Krzysiem, podam obiad.
–     O nie, moje dzieci! Wy jesteście moimi gośćmi  i to wy usiądźcie...
–     Babciu, jesteś nieznośna, ale nie ustąpię. Będziecie mieli okazję mnie obgadać.
Krzysiek został zaakceptowany przez babcię w 100 procentach.  Spędzili super 3 godziny i żadne z nich się nie nudziło,  nie tak, jak bywało, kiedy zdarzało jej się wyciągnąć Roberta w odwiedziny do babci. Jak przewidziała Malwina tak się i stało: została zawiązana nić porozumienia pomiędzy babcią a Krzyśkiem. Kiedy już mieli wychodzić babcia zwróciła się właśnie do niego:
–     Wiesz co chłopcze?  Powierzam ci mój najdroższy skarb. Może nie powinnam tego robić, bo Malwina już raz zdecydowała o swoim życiu, ale nie mogę patrzeć, jak dziewczyna marnuje się. Wezmę na własne sumienie ten wasz grzech, ale Bóg chyba zrozumie, przecież każdy ma prawo do szczęścia.
–     Babciu, przestań...
–     Nie, Malwinko, nie będę już milczeć. Mówicie, że jesteście przyjaciółmi. To dobrze, bo miłość oparta na przyjaźni pokona góry. Jako stara kobieta widziałam dużo, na tyle dużo, aby stwierdzić, że wy się kochacie. Musicie tylko walczyć o tę miłość. Wiecie oboje, że droga nie będzie łatwa. Pomogę, na ile będę w stanie. Mój dom jest zawsze dla was otwarty. Możecie się spotykać u mnie, dopóki jeszcze nie rozwiązałaś swojego problemu. A zrób to szybko, dziecko, dla własnego dobra.
–     Dziękujemy babciu za tak szczere słowa. Faktycznie, Malwinka ma w Tobie super przyjaciółkę. Co prawda nie padły jeszcze deklaracje słowne o naszych uczuciach, ale chyba nam nie potrzebne są słowa, prawda Linuś?
–     Wam tak łatwo wszystko przychodzi... Mi nie... sytuacja byłaby inna, gdybym nie była mężatką. Babciu, to nie jest bagaż, który tak sobie można wyrzucić przez okno. To będzie się za mną ciągnęło jeszcze długo, ale skoro zaszłam już tak daleko, to nie zawrócę. Chciałabym tylko mieć w was oparcie i wiem, że będę miała. Dziękuję wam za to. Ale teraz już zakończmy ten temat. Chodź, Krzysiek, zmyjemy się, bo z babcią nie jest łatwo.
–     Babciu, jesteś kochana. Obiecuję ci, że zrobię wszystko, aby uczynić Malwinkę szczęśliwą.  Mając w Tobie sprzymierzeńca na pewno nam się wszystko uda. Teraz w piątek wyjeżdżamy do Rzymu to chociaż na trochę zapomni o tym, co złe...
–     Halo, ja tu jestem! Będę musiała popracować nad wami, bo naprawdę nie będę miała życia, ale teraz jeśli mam jechać do tych Włoch, to musimy już iść. Babciu, zajrzę do ciebie jeszcze przed wyjazdem.
Pożegnali się z babcią, która poprosiła Krzyśka o częste odwiedziny. Krzysztof miał ochotę jeszcze pobyć  z dziewczyną, ale ze względu na wyjazd Malwina miała sporo roboty, a poza tym chciała wyprowadzić dokumenty swoich klientek. Oczywiście było to powodem niezadowolenia z jego strony, ale mając w krótkiej perspektywie cały tydzień spędzony wspólnie odpuścił. Kiedy Malwina doszła do domu Robert już był. Zdawkowe „cześć” i pytanie o obiad to było wszystko, co usłyszała od męża. Szybko coś rozmroziła i zabrała się za dokumenty. Jednak nie mogła się na nich skupić. Jakiś wewnętrzny niepokój ogarniał ją coraz bardziej. Słowa babci, aby szybko rozwiązała problem, nurtowały ją coraz bardziej. Około 21,00, kiedy weszła do pokoju, Robert jeszcze nie spał, oglądał telewizję. Zachowywał się tak, jakby żony nie było w pobliżu, albo jakby była powietrzem. To ostatecznie zdecydowało, że Malwina odezwała się:
–     Robert, możemy porozmawiać?
–     Musimy teraz? Jest fajny film.
–     Tak, musimy teraz, bo ty nigdy nie masz czasu...widzisz, to właśnie jest problemem między nami.
–     O czym ty mówisz?
–     O nas, Robert. A raczej o braku nas. Nie zauważyłeś, że nasze małżeństwo już nie istnieje?
–     Ale...
–     Nie przerywaj, pozwól mi skończyć, jeśli już  zdecydowałam się na tę rozmowę, która powinna odbyć się kilka lat temu!...Robert, nasze małżeństwo nie istnieje!!! Z perspektywy czasu widzę, że praktycznie ono nie istniało nigdy! Ja robiłam wszystko, ale dłużej już nie mogę! Już nie mam siły!!! Widzę, że i ty męczysz się w tym związku, dlatego najlepiej będzie, kiedy rozstaniemy się. To naprawdę już nie ma sensu!
–     Słucham??? Ty mówisz o rozstaniu?
–     Dziwisz się? Ile można udawać, że wszystko jest w porządku? Ciebie to nie męczy?
–     No bo jest w porządku. Czego ty jeszcze chcesz?
–     Rozwodu! Chcę rozwodu. Nie chcę orzekania o winie, chcę tylko szybko skończyć tę farsę.
–     Masz kochanka?
–     Nie, kochanka jeszcze nie mam. Ale chcę w końcu zacząć normalnie żyć. Chcę mieć normalną rodzinę, normalny dom, w którym biegają dzieci. Takie było moje wyobrażenie o rodzinie od zawsze. Ty nigdy nie chciałeś mieć dzieci.
–     Jesteśmy jeszcze za młodzi. Zresztą jak chcesz, to możesz sobie adoptować...
–     Słucham? Nie, Robert, nie wierzę własnym uszom! Czy ty słyszysz sam siebie? Jak ja chcę? Mówisz, jakbyśmy rozmawiali o kolejnej bluzce, kolejnym meblu, który zachciało mi się kupić.
–     Moi rodzice nie uważają rozwodów.
–     A co mnie to obchodzi? Szanuję twoich rodziców, ale to za ciebie wychodziłam za mąż. Przez ciebie nie będę mogła już nigdy być w sakramentalnym związku małżeńskim. Robert, naprawdę to już nie ma sensu. Po powrocie z Włoch złożę pozew. I nieważne, czy ty wyrazisz zgodę, czy też nie!
–     Co ci to da? Przecież ja się stąd nie wyprowadzę! Ten dom jest także moim, pamiętasz o tym?
–     A więc chodziło ci tylko o to?  Robert, nie wierzę! Nie upadłeś aż tak nisko! Za tym kryje się coś więcej. I gdyby nie twoi rodzice to pomyślałabym, że masz gdzieś jakąś żonę, kochankę, rodzinę... Ale to chyba nie jest to....Przecież nasz związek już nie istnieje, nie widzisz tego?
–     Tak, widzę, jak od jakiegoś czasu zmieniłaś się. Dom dla ciebie stał się więzieniem. Kiedyś wystarczyło ci to co mieliśmy. Teraz studia, wyjazdy za granicę, dzieci...
–     Tego wszystkiego pragnęłam od zawsze, tylko sobie to przypomnij. Przed ślubem nic nie wspomniałeś o tym, że nie chcesz posiadać dzieci. Gdybyś to powiedział wtedy, to na pewno  nie bylibyśmy razem. Nawet  twoja mama dopytuje się, kiedy będziemy mieli potomka, co mam jej odpowiadać? Że seks między nami nie istnieje, to mam odpowiedzieć twojej mamie?
–     Tylko nie waż się!!! Rodzice o niczym nie mogą wiedzieć. Nie mogą!!!
–     Robert, teraz widzę, że ty coś ukrywasz, ale to już nieważne. Ja swojej decyzji  nie zmienię.
–     Malwina, nie wierzę, że nie masz kochanka. Nie posunęłabyś się tak daleko, gdybyś nie miała jakiegoś celu.
–     Wiesz dobrze, że nie potrafię kłamać i powtórzę jeszcze raz: nie mam kochanka. Nie zaprzeczę jednak, że pojawił się ktoś, z kim chciałabym spędzić resztę życia, ale jesteśmy tylko przyjaciółmi.
–     Wiedziałem! A jednak puściłaś się!!! I ty chcesz rozwód bez orzekania o winie? Nigdy!!! Dobrze się zastanów, bo będzie cię to drogo kosztować. Nie odpuszczę ci niczego!!!.
–     Tak nisko upadłeś? Nie rób tego. Przecież widzę, że ty także nie jesteś szczęśliwy. Na pewno inaczej wyobrażałeś sobie to małżeństwo. Przecież my obecnie nie mamy nawet o czym rozmawiać, Robert. Nie mamy żadnych wspólnych tematów, znajomych, niczego. Nawet łóżko już od dawna nas nie łączy. Dlaczego mamy się męczyć?
–     Mi rozwód do niczego nie jest potrzebny. Skoro chcesz odejść to proszę bardzo, ale rozwodu ci nie dam! Nadal będziemy również mieszkać w tym domu...
–     Nie, nie zgadzam się. Robert, dlaczego chcesz trwać w tym chorym związku? Nie rozumiem tego! Zresztą nieważne, ja pozew złożę. To, czy rozstaniemy się po dobroci czy też nie zależy tylko od ciebie.  Chcesz podziału majątku? Proszę bardzo, chociaż dom odziedziczyłam po rodzicach, więc nic ci do tego. Samochodu nie chcę, więc co tu dalej dzielić? Przecież nie wyprzesz się, że na dom nic nie dawałeś, nic nie robiliśmy w nim przez te 5 lat... Po prostu tu po tobie nie ma żadnego śladu... Tak samo, jak nie ma śladu po naszym małżeństwie. W każdym bądź razie, obojętnie jaka podejmiesz decyzje, ja zdania już nie zmienię. Długo biłam się z tym zamiarem, ale teraz już nie zawrócę. Tylko żałuję, że podjęłam decyzję tak późno. Oboje zaprzepaściliśmy te 5 lat. Takie są Robert fakty. I uwierz, że gdybym widziała chociaż 1 procent szansy na naprawę naszego związku, to wykorzystałabym ją. Jednak w obecnej sytuacji nie widzę takich możliwości... Tylko jedno mnie zastanawia, Robert: co ty powiedziałeś rodzicom, że ostatnio twoja mama wyskoczyła do mnie z pretensjami, że zaniedbuję ciebie, że nie daję ci dzieci, nie jeżdżę z tobą na ryby. To było nie fair z twojej strony. Nie umiesz przyjąć na siebie odpowiedzialności za swoje czyny? Dałeś mi kolejny argument za rozwodem... Nie masz nic do powiedzenia?
–     Ja już swoje powiedziałem. Dodam tylko jedno, że gdybym wiedział na początku jaka jesteś, to znalazłbym sobie inną. Gdzie twoja rodzina jako świętość? Po co biegasz do kościoła?
–     Robert, to bez sensu, nie wciągniesz mnie w te gierki. Już nie. Nie widzę sensu dalszej dyskusji, mam zresztą  dużo roboty przed wyjazdem.
Odwróciła się i wyszła z pokoju. Niespodziewanie dla niej samej poczuła jakąś ulgę. Była przekonana, że skoro przebrnęła przez tę rozmowę, to reszta już pójdzie z górki. Miała ochotę powiadomić Krzyśka o tym co się stało, ale ostatecznie postanowiła zaczekać z tym do jutra.

Od  niedzielnej rozmowy wszystko Malwinie zaczęło się układać po jej myśli. Najbardziej była zadowolona z przebiegu rozmowy z kierowniczką. Obowiązywało ją trzymiesięczne wypowiedzenie, ale że pojawił się ktoś  chętny do pracy, tak więc Malwina mogłaby odejść z końcem kwietnia. Z tą wiadomością już nie mogła czekać. Szybko wysłała Krzyśkowi sms, na co on równie szybko oddzwonił:
–     Witam, kochanie, czy to naprawdę jest prawda?
–     Oczywiście, ale mam jeszcze jedną niespodziankę, lecz nie na telefon. Powiadomisz  tatę o mojej decyzji czy też ja mam sama do niego dzwonić?
–     Dowiem się i dam ci znać, ale nie naprowadzisz mnie chociaż? Jak tego nie zrobisz, to zaraz wsiadam w samochód i zjawię się u ciebie w pracy!
–     Nie zrobisz tego, a nie mogę teraz mówić, a w dodatku muszę kończyć, bo mam petenta. Pogadamy później, OK?
–     Całuję, pa!
Po kilku minutach dostała sms informującego, ze będzie czekać na nią o 15,00, jak też i się stało. Jeszcze wcześniej w pracy wybuchła afera, kiedy koleżanki dowiedziały się o jej decyzji. Próbowały dojść powodu takiej decyzji. Dodatkowo przysłowiowy kij w mrowisko wsadził Robert, który próbując dowiedzieć się kim jest przyjaciel  żony zadzwonił do kolegi z drugiego pokoju. Jego pytanie było jasne dla wszystkich: kogo znalazła sobie Malwina? Rozeszło się to lotem błyskawicy. Przyjęła taktykę nie odpowiadania na żadne zapytania. Z ulgą  przyjęła koniec pracy, szybko wybiegła z budynku i wsiadła do BMW Krzyśka, po czym również szybko odjechali. Po wyjeździe z miasta Krzysztof zatrzymał się na poboczu i zwrócił się do dziewczyny:
–     A teraz proszę najpierw o buziaka..., o ładnie, tak chciałbym cię witać każdej godziny. Co się stało?
–     Krzysiu, jak kiedyś mnie skrzywdzisz, to ja nie przeżyję tego. Wczoraj postawiłam wszystko na jedną kartę: powiedziałam Robertowi, że złożę pozew o rozwód po powrocie z Włoch.
Krzysiek nic nie odpowiedział, tylko wziął twarz Malwiny w swoje dłonie, ich oczy zatopiły się w sobie nawzajem, po chwili pochylił się do jej ust i po raz pierwszy połączył ich tak gorący pocałunek.
–     Kochanie, obiecuję, że nigdy nie pożałujesz tego kroku. Powiesz mi co on na to czy też nie chcesz o tym rozmawiać?
–     Chyba go zaskoczyłam, ale na dzień wczorajszy to nie wyraża zgody. Nie rozumiem go. Przecież nasze małżeństwo nie istnieje. Robert nie miał żadnych argumentów przeciwko oprócz tego, że przecież mam wszystko oraz że rodzice nie mogą o niczym wiedzieć. Ale posłuchaj, jak to było...
I opowiedziała o wczorajszym wieczorze a także o dzisiejszym dniu w pracy.
–     Wiesz, podejrzewam, że to Robert wywołał tę burzę. Skąd nagle zaczęliby pytać się, czy mam kogoś? I to Bogdan, kumpel Roberta? Dobrze, że tylko trzy dni zostały do wyjazdu, chociaż trudno będzie i to przeżyć. Myślałam, że to będzie łatwiejsze...
–     Ale nie żałujesz niczego?
–     Nie, nie żałuję. Teraz, kiedy zdecydowałam się zmienić swoje życie, żałuję jednego, że robię to tak późno. Ale mieliśmy chyba jechać do twego taty, prawda?
–     Tak, bardzo ucieszył się, kiedy mu powiedziałem o rozmowie z tobą. Pani Honorata ma zostać dziś troszkę dłużej, aby jeszcze raz nakreślić ci ewentualny zakres obowiązków.
–     Krzysiu, to na co my czekamy? Jedźmy już.
Po kilku minutach jazdy Malwina zadała pytanie, które ją nurtowało od jakiegoś czasu:
–     Krzysiu, odpowiesz mi szczerze na jedno pytanie?
–     Odpowiem szczerze na każde twoje pytanie, ale co się stało?
–     Czy twoi rodzice wiedzą o mnie? Wiedzą o łączących nas stosunkach? I nie chodzi mi o bycie w przyjaźni, bo o tym twój tata wie.
–     Moi oboje rodzice wiedzą, że się pojawiłaś i wiedzą, że nie jest to tylko przyjaźń. Znają mnie za dobrze, abym mógł przed mini to ukryć.
–     A ...a wiedzą, że jestem mężatką?
–     Wiedzą. Wiem o co ci chodzi,  Malwinko. Nie powiem, że na początku byli zachwyceni moją postawą, ale z czasem zacząłem mieć w nich oparcie. Tata zadziwiająco dużo wie na twój temat, myślę, że przeprowadził małe śledztwo. Obecnie mam ich całkowite poparcie. Mama ostrzegała mnie wczoraj, abym nigdy nie skrzywdził cię, bo już dużo w życiu przeszłaś oraz abym był cierpliwy.
–     Masz wspaniałych rodziców. I cieszę się, że są twoimi przyjaciółmi. Nie chciałabym stać na drodze między wami... Moi też tacy byli, myślę, że , podobnie jak babci, im też przypadłbyś do gustu. Tata na pewno chciałby mieć takiego syna jak ty.
–     Linuś, czy wiesz, gdzie chciałbym z tobą teraz pojechać?
–     Wiem, ale jedź do firmy.
Jakoż po kilku minutach zaparkowali przed budynkiem firmy, oboje też poszli do dyrektora.
–     Jesteśmy już, szefie.
–     Dzień dobry. Znowu przepraszamy, ze tak długo to trwało.
–     Dzień dobry, pani Malwino. Krzysiu, poproś panią Honoratę, a panią zapraszam do siebie. Bardzo się cieszę, że udało się pani tak pozytywnie załatwić sprawę w urzędzie. To od kiedy konkretnie możemy panią powitać w naszym gronie?
–     Do 11 kwietnia mam urlop związany z Włochami. Pozostało mi jeszcze 13 dni. Kierowniczka ma mi jutro dać znać czy dostanę urlop, czy też będę musiała przychodzić do pracy. Po dniu dzisiejszym wolałabym już tam nie chodzić, ale zobaczymy.
–     O, jest już Honorata. Przedstawiam ci twoją następczynię: Malwina Kabacka. Myślę, że znajdziecie wspólny język.
To jest nasza ostoja – Honorata Bracka.
–     Miło mi panią poznać. Obiecuję, że postaram się być dobrą uczennicą. Pan dyrektor wspomniał pani, że mój zasób wiedzy jest zerowy?
–     Z tego co wiem to ma pani przede wszystkim ochotę do nauki. Poza tym myślę, że nasz Krzysiu nie  nasłałby nam nikogo kto nie nadawałby się do naszego zespołu, prawda Jacku?
–     Masz rację. Tak więc, pani Malwinko, witamy w naszych progach. Myślę, ze umowę przygotujemy po waszym powrocie z Włoch, a teraz niech pani idzie z Honoratą rozejrzeć się cokolwiek. Dopóki nie ma umowy może pani się wycofać.
–     Tato, nie ma takiej opcji. Mówiłem Malwinie, że po wpadnięciu do naszego gniazda nie ma już odwrotu. Starczy wam pół godziny? Skoczę do mamy po walizkę.
Pani Honorata pokrótce tylko opowiedziała o pracy, bo nie miało sensu szczegółowe omawianie tylko po to aby gadać. Malwina stwierdziła, że jest to faktycznie dobry fachowiec, który potrafi przekazać swoją wiedzę. Miała szczęście, że trafiła na taką osobę. Pani Honorata traktowała ją bardzo ciepło. Już cieszyła się na myśl współpracy w takim zespole. Kiedy skończyły omawiać to co najważniejsze przyszedł pan Jacek i oznajmił, że dostał polecenie od żony przywiezienia Malwiny na obiad. Chciała się wymigać, ale wszelkie wymówki zostały ucięte stwierdzeniem, że przecież to wymysł jego żony, która zapewne zatrzymała syna w tym samym celu. Co miała robić? Zgodziła się, ale przyrzekła sobie, że jeśli był w tym palec Krzysztofa, to będzie miał kolejną burę. Jednak już przed wejściem do domu państwa Potyralskich  czekała pani domu z synem, który podszedł do wysiadającej dziewczyny i powiedział:
–     Malwinuś, to naprawdę nie moja sprawa. To jest pomysł mojej mamy.
–     Mam nadzieję, bo inaczej oberwałbyś.
–     No moi kochani, przedstawiam wam dziewczynę, która zmieniła moje życie...
–     Krzysiu,... - próbowała oponować, ale nie pozwolił jej.
–     Malwinka nadała sens mojemu życiu. Myślę, że pokochacie ją tak jak ja . Kochanie, tatę znasz już, czas abyś poznała mamę. Myślę, że znajdziecie wspólny język.
–     Bardzo cieszę się, że wreszcie mogę cię poznać. Krzysztof tyle opowiadał o tobie, poza tym na Jacku też zrobiłaś wrażenie, że wymusiłam na panach, aby cię sprowadzili dzisiaj na obiad.
–     Bardzo dziękuję za zaproszenie, ale ja naprawdę nie zasługuję na takie fanfary. Obaj panowie przesadzili.
–     Pozwól, że ja to ocenię, ale teraz chodźcie na obiad. Krzysztof, spraw, aby Malwina czuła się tu jak u siebie w domu.
–     Mamo, zaraz wejdziemy... Malwinko, naprawdę nie miałem wyjścia. Zajechałem do mamy po walizkę dla ciebie, bo zapewne nie masz odpowiedniej, i mama nie pozwoliła mi już nawet wyjść z domu. Uwierz  mi!
–     Wierzę, na dodatek teraz widzę po kim masz  zdolności do knowań, ale mimo to jest mi teraz głupio. Wiedziałam, że kiedyś to nastąpi, ale nie spodziewałam się, że dzisiaj.
–     Kochanie, nie obawiaj się niczego. Gdybym miał jakiekolwiek wątpliwości co do  rodziców, to nie byłoby tu nas. Oni już dawno namawiali mnie, abym cię przywiózł, ale teraz chodźmy, bo obiad wystygnie. Sam pomagałem mamie w dokończeniu.
Weszli do środka gdzie faktycznie w pięknej jadalni obiad stał już na stole. Kiedy młodzi weszli od razu wszyscy usiedli do posiłku. Z początku skrępowana, jednak po kilkunastu minutach Malwina już czuła się jakby znała rodziców Krzysztofa od bardzo dawna. Byli to wspaniali ludzie. Podobne wspomnienia miała o swoich rodzicach. Pani Ania udzieliła kilku wskazówek na nadchodzący wyjazd, co będzie jej niezbędne podczas podróży. Znali się od niecałej godziny a Malwina czuła się jakby traktowali ją jak córkę. Po obiedzie, mimo sprzeciwów, pomogła sprzątnąć. Kiedy obie znalazły się w kuchni pani Ania wyczuła, że dziewczyna chce o czymś porozmawiać. Zagadnęła:
–     Dziecko, może się mylę, ale wydaje mi się, że coś cię dręczy? Wiem, że twoje życie nie jest usłane różami. Ale nieraz wystarczy z kimś porozmawiać, aby problemy nabrały mniejszego wymiaru.
–     Dziękuję pani. Teraz widzę po kim Krzysiu ma ten dar czytania moich myśli, ale nieraz to mi nie pomaga... Ja jestem jaka jestem. Nie potrafię bagatelizować niektórych problemów.  Jeśli Krzysiek opowiadał o mnie to wiecie też zapewne, że jestem jeszcze mężatką. Proszę mi uwierzyć, że nie myślałam, że kiedyś moje życie tak się potoczy... I zapewne, gdyby Krzysiu nie stanął na mojej drodze, to nigdy nie zdecydowałabym się na rozwód. Wiem, że możecie mnie potępić, że dałam się omamić temu uczuciu, które nas połączyło, ale to było mocniejsze ode mnie... Naprawdę, ja nie chciałam i nie chcę skrzywdzić pani syna. Nie chcę skrzywdzić państwa... Wczoraj poprosiłam mojego męża o rozwód, ale jeśli tylko macie państwo jakiś żal do mnie, do Krzysia, to proszę powiedzieć. Ja przecież nie mogę stanąć na drodze między wami. Wiem dobrze, jak ważna jest nić porozumienia z rodzicami. Moi niestety zmarli dawno, ale mam kochaną babcię, która jest moim sumieniem. I to babcia od dawna namawiała mnie do rozwodu, a jest osobą bardzo wierzącą. Nieraz sama nie chcę wierzyć w to, do czego posuwa się moja babcia... Pani Aniu, proszę mi powiedzieć  szczerze, czy nie uważacie, że Krzysiu zasługuje na kogoś lepszego? Przede wszystkim na kogoś, z kim będzie mógł stanąć przed ołtarzem? Wiem od niego, że jesteście osobami wierzącymi, to zapewne was będzie tak samo to boleć jak mnie, że nie będziemy mogli w pełni uczestniczyć we wszystkich sakramentach.
–     Malwinko, przeżyłam już trochę lat, ale takiej osoby nie spotkałam. Czy naprawdę, gdybyśmy byli przeciwni waszemu związkowi, to zerwałabyś go? Przecież się kochacie?
–     Ale czy nasza miłość miałaby być oparta na kłótni z rodzicami? Tak, kocham Krzysia i dlatego nie zrobiłabym nic, co by mogło go poróżnić z państwem.
–     Jacek mówił mi, że zareklamowałaś się w pracy tym, czego jeszcze nie potrafisz. Tu też przedstawiłaś na początek naszej znajomości swe minusy, jeśli pozwolisz, że tak nazwę. Oj, będzie musiał Krzysiek popracować nad podniesieniem twojej samooceny. Dziewczyno, nie mogłabym wymarzyć lepszej synowej! Myślę, że mój syn wreszcie ułoży sobie życie. Nie powinnam go zachwalać, ale on zasługuje na kogoś takiego jak ty. Wam powinno się udać, a że są jakieś przeszkody? Trudno, jakoś to przeżyjemy. A kto wie, co życie nam jeszcze przyniesie? Może kiedyś jeszcze zatańczymy na waszym weselu? Teraz nie martw się tym. Jest jak jest i cieszmy się tym, co nam Bóg daje, a myślę, że za bardzo to nie będzie się gniewał na tę waszą miłość. Najważniejsze, abyście wy darzyli się szacunkiem i miłością nie tylko na początku. Wierz mi, Malwinko, wielka miłość z czasem przeminie, pozostanie przyjaźń, wzajemny szacunek i to co wspólnie zbudujecie. Bardzo dobrze, że wyjeżdżacie razem do Włoch, szkoda tylko, że Krzysiek jako kierowca, ale było już tylko jedno miejsce. Zapomnij o wszystkim, co tu zostawiasz. Wróć odmieniona, pełna optymizmu na przyszłość.
–     Dziękuję pani bardzo. Pytałam się Krzysia, co państwo sądzą, ale on nie był obiektywny, więc musiałam z panią o tym porozmawiać. Proszę mi wierzyć, że zrobię wszystko, aby Krzysiu był szczęśliwy.
Pani Ania podeszła do Malwiny i mocno przytuliła ją do siebie.
–     Pamiętaj, że masz we mnie przyjaciółkę. Jak mój syn coś zmaluje, to obie postawimy go do pionu, OK?
–     Krzysiek nie jest zdolny do takich rzeczy. On jest tak kochany, że momentami myślę, że nie zasługuję na niego.
–     Nie waż mi się tak więcej myśleć! Jeszcze mój syn obrośnie w piórka, a mężczyznom bardzo szybko one rosną...
W drzwiach kuchni pojawił się właśnie Krzysiek, więc pani Ania przerwała.
–     Ej, co wy tutaj spiskujecie? Ładnie to tak nas zostawić na tak długo?
–     Mamy swoje babskie sprawy, synu.
–     Krzysiu, może już odwieziesz mnie? Chciałabym jeszcze dzisiaj pójść do pani Joli i powinnam się chyba zacząć pomału pakować. Jeszcze raz dziękuję pani za cenne wskazówki. Sama nie pomyślałabym pewnie o wielu rzeczach, a przede wszystkim dziękuję za tę rozmowę.
–     A nie zostaniecie jeszcze na kawie? Chcielibyśmy ciebie poznać jeszcze bardziej.
–     Pani Aniu, bardzo chętnie, ale nie dziś. Już i tak jest bardzo późno a przede mną jeszcze dużo pracy. Obiad był wspaniały, dziękuję.
Pożegnali się z rodzicami i wsiedli do samochodu. Krzysztof chciał bardzo dowiedzieć się o czym była rozmowa z mamą, ale wymigała się od ujawnienia tematu.
–     Krzysiu, masz wspaniałych rodziców.  Nie chciałabym ich nigdy zawieść. Myślę, że znalazłam wspólny język z twoją mamą, ale wybacz, nie powiem ci o czym rozmawiałyśmy. To są takie babskie sprawy, rozterki... Teraz już wiem po kim masz dar czytania myśli. Pani Ania rozszyfrowała mnie jeszcze szybciej niż ty. Jacyś szamani czy co?
–     Tego ci nie zdradzę. Malwinka, nie dasz się na godzinkę porwać do mnie?
–     Przecież za cztery dni będziemy spędzać ze sobą bardzo dużo czasu. Jeszcze będziesz miał mnie dość.
–     Nie doczekasz się nigdy. No więc jak z dniem dzisiejszym?
–     Jesteś uparty, ale nie. Zrozum mnie. Gdyby to o mnie tylko chodziło, to zgodziłabym się, ale zapewne czeka mnie jeszcze rozmowa z Robertem, bo myślę, że po akcji w urzędzie to nie będzie koniec, ale trudno, przeżyję to jakoś.
–     Kochanie, jakby co to dzwoń a przyjadę. Nie możesz przez to przechodzić sama.
–     Wystarczy mi świadomość tego, że mam ciebie... Krzysiek, nie podwoź  mnie pod dom, wysiądę wcześniej.
–     I będziesz niosła walizkę?
–     Nie jestem z porcelany, ale walizkę zawieź do babci, o ile mogę cię o to prosić.
–     Chętnie odwiedzę starszą panią. Tu będzie dobrze?
–     Tak. Trzymaj za mnie. Trochę się boję... Przytul mnie, to mi zawsze pomaga...
Mocno  przytulił dziewczynę do siebie. Jak zwykle i tym razem Malwina naładowała się jego energią, poczuciem bezpieczeństwa. Jeszcze tylko przyjacielski pocałunek i wysiadła z samochodu. Dobrze przewidziała zachowanie się męża. Czekał już na nią. Takiego Roberta to jeszcze nie widziała. Nie potrafiła odczytać nic z jego twarzy – po prostu kamienna płyta.
–     O, wreszcie pani raczyła wrócić do domu. Długa ta droga z pracy!
–     I po co ten sarkazm? Nie robi to już na mnie wrażenia.
–     To może przeprowadzisz się do niego? Jesteś jeszcze moją żoną i masz wracać po pracy do domu!
–     A ty nie jesteś moim ojcem, aby mi rozkazywać. Tym tonem to nawet rodzice nie zwracali się do mnie. Nie życzę sobie tego. Poza tym nasze małżeństwo już nie istnieje – od dawna!!! Ja chciałam postąpić z tobą uczciwie. Po co nam te utarczki? Robert, nie widzisz, że krzywdzimy siebie nawzajem? Po co? Czy nie możemy rozstać się jako przyjaciele?
–     Jednego przyjaciela już masz!
–     My kiedyś też byliśmy przyjaciółmi. Nie niszcz chociaż tego.
–     W czym on jest lepszy ode mnie? W  łóżku?
–     Nie wiem, bo nie to jest dla nas najważniejsze. Robert, nie spałam z nim, ja nie potrafię tak sobie przechodzić z łóżka do łóżka. Przecież nie seks nas rozłączył. On w naszym związku nie istniał, nie zaprzeczysz temu. Każde z nas żyło własnym życiem, nie chcę już tak. Chcę mieć normalną rodzinę: męża, dzieci, wspólne przeżywanie zarówno kłopotów jak i radości. Nasz związek taki nie był.
–     Jak jesteś w ciąży, to...
–     Czy do ciebie nie dociera co mówię? Nie jestem w ciąży, nie spałam z nim, nie uprawialiśmy seksu. A zresztą to chyba nie powinno ciebie już obchodzić...
–     A więc to BMW? Pewnie jest bogaty i...
–     Dobrze wiesz, że nigdy nie kusiło mnie bogactwo. A więc zrobiłeś rozeznanie? To niczego nie zmieni. Już nie!
–     Miałabyś chociaż trochę godności i nie umawiała się z nim pod urzędem. Już całe miasto będzie o tobie plotkować!
–     Dzięki tobie! Po co dzwoniłeś? Myślałeś, że coś się dowiesz? Jesteś żałosny, Robert. Żałuję, że nie rozmawiałam z koleżankami o tobie, o tym, jak ty mnie traktujesz! Wtedy na pewno nie użalali by się nad tobą, ale mi na tym nie zależy. Nie będę publicznie prała naszych brudów. Robert, dalsza dyskusja w tym tonie nie ma sensu. Niczego nie zmieni. Nie zmieni przede wszystkim mojej decyzji. Podjęłam decyzję o zmianie mojego życia i nie cofnę się. Ty też za jakiś czas przyznasz mi rację. Na pewno jest gdzieś osoba, która cię uszczęśliwi. Mi się to nie udało, trudno. Dobrze się składa, że wyjeżdżamy oboje. Uspokoi się atmosfera, bo wierzę, Robert, że potrafimy rozstać się po ludzku.
–     To kiedy wyjeżdżasz? Zaplanowałaś to już dawno, prawda?
–     Mylisz się, to zbieg okoliczności a wyjeżdżam w piątek. Prosiłeś mnie, abym nie mówiła twojej mamie. Dobrze, ja nie powiem, zrób to sam.  Podczas naszej ostatniej rozmowy dała mi się we znaki, nie chcę z nią rozmawiać... Wiesz co? To ta rozmowa z twoją mamą przeważyła chyba o naszym rozstaniu. Nie pozwolę się obrażać, nawet twojej mamie. A teraz pozwól, że wezmę się do pracy, bo tej mi nigdy nie zbywa.
Odwróciła się i wyszła do kuchni, gdzie zaczęła przygotowywać kolację. Rozstawali się z Robertem, ale nie potrafiła nie być żoną.

Minka227

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 11606 słów i 66521 znaków.

Dodaj komentarz