Siedziała na dachu wpatrując się w nocne niebo. Uwielbiała widok ciemnego niebie i migoczących świateł miasta. Odgłosy metropolii przypominały jej o dawnym życiu, tym przy mamie. Usłyszała jak ktoś zbliża się do niej, poczuła jak jej ciało zostało otulone kocem:
-Dziękuje. – wyszeptała wpatrując się w oczy Tylera. Dopiero teraz zauważyła, że są koloru nocnego nieba. Za dnia, te oczy, były czarne i jedynie gdy wpatrywał się w słońce można było zauważyć ciemne odcienie niebieskiego koloru. Zaś w nocy były granatowe. Jego oczy ozdabiały długie, jak na chłopaka, rzęsy. Wpatrywała się, teraz, w jego twarz zauważając co raz więcej szczegółów. Najpierw wypatrzyła wysokie kości policzkowe, mocno zarysowane usta, dołeczki w policzkach i prosty nos. – Tęsknię za gwiazdami. – westchnęła.
-Przecież są tutaj. – wskazał samotnie świecącą gwiazdę. Uśmiechnęła się, dla niego gwiazdy nie miały żadnego znaczenia. Przecież nie wychował się na wsi, to nie on codziennie wracał od przyjaciół w świetle gwiazd, to nie on pierwszy ze wszystkich zauważył spadającą gwiazdę… To przecież były jej wspomnienia.
-Nie rozumiesz. – odwróciła wzrok ku miastu. – Patrząc w niebo widzimy gwiazdy o cztery lata młodsze od nas. – wskazała palcem ku górze zmuszając go tym samy, by tam spojrzał. – Będąc daleko od domu jest to moje jedyne wspomnienie, które wydaje się być mało istotne, ale w rzeczywistości jest bardzo ważne. – spojrzała na niego, napotkała jego wyczekujący wzrok. – Patrząc na nie widzisz swoje radości i smutki, gorsze i lepsze chwile. Gwiazdy są naszymi ukrytymi uczuciami, które nas nigdy nie opuszczą…To co przeżywałam cztery lata temu w domu jest wypisane na niebie. Patrząc na gwiazdy mam nadzieję, że tam na drugiej półkuli, ktoś patrzy na gwiazdy i tęskni równie mocno jak ja.
-Gwiazdy? –w jego pomruku było słychać kpinę – Kuliste ciało niebieskie stanowiące skupisko powiązanej grawitacyjnie materii. – śmiech wyrwał się z jego ust, gdy Lidia uderzyła go w bok.
-Co ja sobie myślałam mówiąc ci to. – powiedziała po czym cicho zachichotała – Jesteś naukowcem, wy nie jesteście romantyczni. – westchnęła opierając głowę na jego ramieniu. – Mógłbyś obliczyć mi odległość słońca od ziemi z dokładnością co do milimetra, ale na pewno nie wiesz nic o miłości. – prychnęła.
Nie odpowiedział nic, siedział tylko i rozmyślał nad jej słowami. Może i miała rację, ale nie musiała o tym tak otwarcie mówić:
-Mogę się założyć, że większość twoich kolegów z roku to prawiczki. – zaśmiała się po wypowiedzeniu tych słów. Chciała rozluźnić atmosferę.
-Te… te… – powiedział szturchając ją łokciem. – Wielce doświadczona, chcesz poznać jednego z nich? – zakpił z niej otwarcie.
-Nie dziękuję – odpowiedziała dumnie – jestem mężatką. – oboje wybuchli śmiechem.
Siedzieli w ciszy wpatrując się w gwiazdy, atmosfera z przyjacielskiej zrobiła się melancholijna, romantyczna. Lidia wtuliła się mocniej w Tylera, który objął ją ramieniem. Poczuła jego zapach; pachniał wiśnią i czymś jeszcze, czymś czego wżyciu jeszcze nieczuła. Ciepło jego ciała sprawiło, że przez jej ciało przeszedł dreszcz:
-Zimno ci? – wyszeptał do jej ucha i mocnej przycisnął jej ciało do siebie. Pokręciła przecząco głową. Po chwili zrobiła się senna, powieki miała co raz cięższe i w końcu zasnęła wtulona w "swojego męża”.
Ze snu wyrwała ją głośna muzyka dochodząca z kuchni. Wstała i łapiąc za koc okryła się nim szczelnie. Wyszła z pokoju zmierzając do kuchni, kiedy jej bose stopy dotknęły zimnych kafelków, jęknęła cicho:
-Wyspałaś się? – spytał się i powolnym krokiem zbliżył do niej – I wciąż ci zimno? – dociekał. – Może jesteś chora? – dotknął chłodną ręką jej rozgrzanego czoła. Zimny dotyk sprawił, że poczuła się lepiej, zbliżyła się do Tylera. – Masz gorączkę, wracaj do łóżka. – nakazał, po czym zaprowadził ją do jej pokoju.
Małe pomieszczenie w kolorze liliowym sprawiło, że od razu poczuła się lepiej. Posadził ją na metalowym łóżku, zabrał koc i przykrył puchową kołdrą:
-Gdzie masz termometr? – spytał, delikatnie dotykając jej skroni.
-W łazience, w szafce pod zlewem. – odpowiedziała.
Przez chwilę słyszała jak wyzywa ją i inne kobiety, za uwielbianie składowania dużej ilości kosmetyków:
-Znalazłem. – powiedział pokazując termometr – Otwórz buzię. – nakazał łagodnym tonem. – Trzydzieści dziewięć – wymamrotał do siebie. – Leż zaraz ci coś przyniosę. – głos miał spokojny i jednocześnie władczy.
Wyszedł z pokoju zostawiając ją sama z myślami. Gdy był dla niej czuły coraz bardziej się w nim zadłużała, kiedy omijali się szerokim łukiem było dobrze. Teraz nie wiedziała co dla niej lepsze: zdobycie jego miłości, czy zabicie własnej.
Wrócił do pokoju trzymając w ręku czerwony kubek i pudełko z różnymi tabletkami. Podszedł do łóżka i przysiadł na jego skraju przeszukując pudełko. Lidia złapała za kubek i trzymała go, czekając na lekarstwo:
-Masz. – powiedział podając jej pastylki – Nie mamy nic innego. – powiedział lekko zdenerwowany. – Pójdę coś kupić, a ty się stąd nie ruszaj. – wstał i ruszył w stronę wyjścia.
Gdy drzwi zamknęły się za Tylerem westchnęła głośno i powtarzała sobie w głowie "przecież on cię nie kocha. Jest twoim przyjacielem, nie pamiętasz? Odkochaj się póki jeszcze masz siłę” mówiła do siebie. Powtarzała to sobie jak mantrę gdy nie było go w pobliżu.
Do małego pokoju leniwie przedostaje się światło. Na dużym łóżku, stojącym przy oknie, leży Lidia. Z jej dużym niebieskich oczy wypływają łzy, ma poprzegryzane wargi, a w ustach czuje metaliczny smak. Podniosła się na łóżku, które po jej ciężarem delikatnie skrzypnęło. Rozejrzała się po pokoju. Ściany mają liliowy kolor, meble są czarne, łóżko ma metalową ramę, a dodatki są w jasnych kolorach. Na ścianach wiszą zdjęcia. Dziewczyna ostrożnie podniosła się z łóżka, szła powoli i niepewnie, jakby robiła to po raz pierwszy. Kiedy stanęła koło drzwi, szybkim ruchem złapał klamkę i pchnęła drzwi do przodu. Pewniejszym krokiem ruszyła w stronę łazienki. Przemywając twarz zimną wodą, poczuła ulgę. Spojrzała na siebie w lustrze. Prostokątna twarz, długie czarne włosy spięte w kok, duże niebieskie oczy pod, którymi widać ślady zmęczenia, lekko zadarty nos i pełne usta. Zabrała kilka kosmyków z twarz, wytarła ją ręcznikiem i wróciła do pokoju.
Dźwięk otwieranego zamka wyrwał ją z lekkiej drzemki, leniwie otworzyła oczy i ujrzała Tylera opierającego się o framugę jej drzwi. Wpatrywał się w nią, w jego twarzy ujrzała troskę. Przełknęła ślinę oglądając jego ciało. Pociągła twarz, krótkie ciemne włosy, szerokie ramiona, wąskie biodra:
-Kupiłem kilka tabletek, syrop i … – przerwał, by zamknąć jej buzię. Złapał ją za podbródek i delikatnie złączył jej wargi. – Coś się stało?
-Nic. – zarumieniła się. Wydawało jej się, że na prawym przedramieniu zauważyła tatuaż. Rozzłościła się na myśl, że zrobił sobie tatuaż mimo, iż ostrzegała go przed tym.
-Weź teraz to – wskazał na pudełko tabletek. – Ja idę zadzwonić po Alex. – powiedział po czym wyszedł z pokoju.
Słuchała każdego jego słowa, wykonywała każde polecenie. A on nie wziął pod uwagę jej zdania w sprawie jednej, głupiej kwestii. Siedziała teraz z rękami skrzyżowanymi na piersi, a usta wydęła w złości :
-Alex zaraz będzie. – wrócił i przysiadł przy niej. – Ja jestem umówiony. – uśmiechnął się do niej i odgarnął kilka kosmyków z jej twarzy. – Wrócę przed północą. – nachylił się i ucałował ją w policzek. Oparł czołem o jej czoło – Zostawię otwarte drzwi. – Odsunął się od niej i wyszedł z mieszkania.
Co raz szybciej wciągała powietrze, złapała się za policzek. Pocałował ją, pocałował. Teraz była pewna co zrobi.
Siedziała i czekała na przyjedzcie Alex. Po piętnastu minutach pojawiła się jej przyjaciółka:
-Cześć. – powiedziała Alex i podeszła do łóżka. – Posuń się. – odłożyła torebkę i położyła się obok Lidii – Co tak szczęśliwa? – spytała.
-Zdaje ci się. – wymamrotała Lidia uśmiechając się szerzej.
-No przecież widzę. – wtuliła się w dziewczynę – Mów! Zakochałaś się w chłopaku, któremu też się podobasz?
-Tak. I wiesz co? Prawnie jest mój. – powiedziała sięgając po wodę.
-Zwariowałaś?! – odebrała jej butelkę – Przecież on… on. – wykrzykiwała.
-Pocałował mnie. – zabrała jej wodę – Więc chyba coś do mnie czuje. – powiedziała i przyłożyła butelkę do ust.
-Uwierz mi, będziesz tego żałować. – wymachiwał rękami chcąc przywrócić koleżance rozum. Jednak na nic się to nie zdało, Lidia była zakochana. Mimo wszystko Alex musiała ją wspierać, wiedziała przecież, że Lidia będzie potrzebować jej pomocy. – Ale i tak cię kocham. – wyciągnęła do niej rękę i przytuliła ją z całej siły.
Alex poczuła lekkie szturchnięcie i czyjś głos szepczący jej do ucha:
-Wstawaj. – nakazał Tyler. – Odwiozę cię.
-Nie trzeba. – wyszeptała wychodząc z łóżka. Posłał jej pytające spojrzenie. –Umówiłam się w klubie z Meg.
Tyler odprowadził Alex do drzwi nakazując przy tym, ze ma uważać na siebie i zadzwonić gdy tylko dotrze do domu. Dziewczyna zgadzała się na wszystko i gdy tylko znikła za winklem, Tyler wrócił do domu. Swoje kroki skierował do pokoju Lidii.
Spała spokojnie, oddychała miarowo, postanowił więc poprawić jej tylko kołdrę:
-Tyler. – spytała wpatrując się postać nad nią.
-Tak.
-Zostań ze mną. – chłopak odszedł kawałek od łóżka. – Idziesz sobie?
-Nie.
-To co robisz? – spytała unosząc się na łokcie.
-Ściągam buty. – odpowiedział śmiejąc się pod nosem.
Ułożył się koło niej na łóżku. Leżeli twarzami do sobie, jedną rękę miał pod jej głową, drugą zaś odgarniał kosmyki z jej policzka. Przyjemny, zimny dreszcz przeszedł przez jej ciało:
-Dobranoc. – powiedziała co raz mocniej przytulając go do siebie.
-Śpij. – wyszeptał.
4 komentarze
^^
Boskie, idealne, piękne.. Można by wymieniać godzinami ^^
moosiek150
Świetne opowiadanie. :3
wow
Bardzo mi się podoba.
czytelniczka
niesamowite...