W małej śródmiejskiej podstawówce była klasa (czywiście nie tylko ta jedna).
W klasie o której mówimy nie było wcale cicho, nie różniła się tym od większości klas na Ziemi. Kiedy następny przeraźliwy wrzask rozdarł powietrze, zgrabna postać próbująca się właśnie bez skutku ukryć w kącie, za stertą starych krzeseł drgnęła i zgarbiła się jeszcze bardziej.
Klaudia Weksl nie mogła dłużej lekceważyć tych piskliwych głosików, ponieważ była nauczycielką. Żałośnie westchnęła i spytała cicho:
- Czy wszyscy mają na dziś swoje prace domowe? - Jak to bywa w takich sytuacjach, w odpowiedzi usłyszała pytanie:
- A co było zadane? - Tym razem Klaudia nie miała sił ani ochoty na próbę rozpoznawania śmieszka. Spokojnie wyjaśniła, że mieli przypomnieć sobie i opowiedzieć dzisiaj swój najciekawszy sen. Wystarczy sklecić kilka zdań, żeby dostać ocenę – Dodała zachęcająco.
Tak więc okazało się, że małej Joli widzi się kolega z klasy goniący ją z łyżeczką do ciasta. Robertowi przyśniło się, że uczestniczył w wyścigu, z tym że na siedzeniu pasażera. Tłumaczył, że był „pilotem”, cokolwiek to znaczyło. Seweryn
(o ile nie zmyślał) ma poważne problemy, bo od miesiąca kiedy tylko zasypia słyszy głosy każące mu wstać i iść nad rzekę. Dała mu wizytówkę swojego psychiatry i nakazała przekazać rodzicom wraz z wyjaśnieniami. Potrząsnęła głową, przy czym jeden z blond włosów dziabnął ją w (teraz jeszcze bardziej) błyszczące niebieskozielone oko.
- To może teraz pani opowie jakiś swój sen? - Spojrzała przez łzy na chłopaka w szarej bluzie, który zawsze obserwował ją dziwnym wzrokiem.
Dlaczego nie - pomyślała. Czemu miałoby to zaszkodzić, skoro minie przy tym trochę czasu dzielącego jej od domu i wina. Zaczęła więc opowiadać swój ostatni sen po raz drugi tego dnia:
- Zasnęłam w przedpokoju na kanapie, ponieważ wypiłam wcześniej mnóstwo whisky.. - Zaczekała aż ucichną śmiechy i mówiła dalej. - Kiedy się obudziłam byłam zdziwiona i mokra. Jak się okazało powodem tego był fakt, że leżałam na plaży a do tego coś uwierało mnie w tyłek. Wstałam wściekła na wszystkie księżyce saturna i swojego chłopaka, który nie oddzwaniał od trzech dni. Na piasku leżało coś podłużnego (i jak się okazało ostrego). Nie miało żadnej osłony, ani na białej klindze ani drewnianej rękojeści. Oczywiście podniosłam go (a wy co byście niby zrobili znajdując miecz leżący jak gdyby nigdy nic na plaży, na której się obudziliście???) i wetknęłam za pasek.
Z braku lepszego planu udałam się ożywionym krokiem (no, kurde mam miecz!) w kierunku od morza (a wspomniałam, że obok było mnóstwo prawie czarnej wody, która zdawała się pochłaniać światło zachodzącego słońca?). Tak w ogóle to całe „morze” cholernie głośno szumiało i działało mi na nerwy. Nie wiem czy tak powinno być, bo nigdy nie widziałam prawdziwego.
Może tak, może nie, niemniej nagle (hej, to przecież był sen!) znalazłam się w zimnym, ciemnym i dziwnie nieprzyjaznym miasteczku. Wszędzie były szubienice, kury i różne inne średniowieczne rzeczy.
Nie wiem, czy ulice były brukowane, czy tylko leżały na nich kamienie, bo wszystko się lepiło i śmierdziało od płynącego powoli błota.
A wtedy przyjechał rycerz na białym koniu i zabrał mnie stamtąd! - Zakończyła ze śmiechem zła na siebie, że tak się otworzyła przed dzieciakami.
Nie było oczywiście żadnego rycerza. Było za to mnóstwo krwi, którą opowiadając zamieniła na niczemu niewinne błoto. Wibrujący dźwięk dzwonka wyrwał ją z zamyślenia. Wszyscy się zmyli, zanim zdążyła znów coś im zadać. Małe spryciarze. Zostawiając klucz do klasy, starała się nie budzić koleżanki, która słodko drzemała oparta o stojak na płaszcze. Zeszła po schodach. Wsiadła w swoją Hondę Accord (jedyny samochód na parkingu) i przekręciła kluczyk w stacyjce. Dwudziestoletni silnik zaskrzeczał, po czym zdecydował się zaryczeć, zdając sobie widocznie sprawę jaką wiązanką przekleństw zostałby potraktowany w przeciwnym razie. Zanim dojechała do domu krople deszczu zaczęły tłuc w szyby. Nie włączyła wycieraczek. Nie zauważyła samochodu z naprzeciwka. Ona przeżyła. Drugi kierowca nie.
Dodaj komentarz