Takie tam, rozdział trzy ;D

Restauracja wyglądała na całkiem miłą. W tle pobrzmiewały skrzypce (nigdzie nie było skrzypków, więc pewnie ze stereo), przy stolikach spokojnie rozmawiali niezbyt podejrzani ludzie, a kelnerzy nie odszczekiwali się za bardzo. Ogólnie świetne miejsce, dla kogoś kto sam jest niezbyt podejrzanym człowiekiem (w innym wypadku zbyt by się wyróżniał). Umówiła się z nim przez telefon, chociaż nalegał żeby została w szpitalu na wieczór to wróciła do domu, nakarmiła kota  
(miał na imię Sfinks i był cholernie futrzasty) oraz wypiła mnóstwo whisky (jak co wieczór). Kiedy już była wystarczająco pijana wyszła z domu i pojechała taksówką w umówione miejsce. No i czekała. Minęło prawie dwadzieścia minut, a oni nie mieli niczego mocniejszego niż wino, więc zamówiła całą butelkę (teraz do połowy pustą).
- Za dużo pijesz. - Ktoś dotknął jej ramienia.
- A ty za dużo się wtrącasz i za dużo się spóźniasz. - Kiedy go zatkało, zapytała ze śmiechem. - Co wygrałam?
- Wcale się nie spóźniłem. Umówiliśmy się na szóstą, nie na szesnastą. - Teraz to ją zatkało. Faktycznie trochę się jej pomieszało, ale żeby zaraz robić z tego aferę?
Ech, faceci… Rozmowa niezbyt się kleiła, kiedy zapytał czy chciałaby stąd wyjść.
No jasne, że tak! To miejsce było jednak całkiem do niczego.  
     Na dworze natomiast było chłodno (tak w ogóle był 31 września) i ze wszystkich stron szczekały psy (no skąd ich się nagle tyle wszędzie wzięło).  
Obok przejechał czerwony sedan (taki jakim na filmach jeżdżą tajniaki) z lekko opuszczonymi szybami.
Z głośników samochodu można było usłyszeć „muzykę” pewnego bezimiennego przećpanego murzyna, który mówi, że rapuje (a ci, którzy mu wierzą namiętnie go słuchają). Klaudia rozejrzała się jeszcze uważniej. Nigdy nie była na tej ulicy. Pełno dzieciaków i różnych..
- A może panienka ma trzy dyszki? Za trzy dyszki dobre loty… - Nie dokończył, kiedy podszedł jej chłopak i popatrzył się na niego krzywo. Powiedział tylko jedno słowo. - Spadaj. - Dzieciak odszedł rozbujanym krokiem pogwizdując pod nosem.
- Nie powinieneś być niegrzeczny, pewnie ma twój portfel i już go nie odzyskasz.
- Co?! Cholera, rzeczywiście. Pieprzony… - Nie słuchała go dłużej.
- Wiesz co? Ja już sama trafię stąd do domu. Cześć. - Na szlag mi taki nieporadny chłopak, dał się okraść dzieciakowi – pomyślała. Nawet nie oglądała się za siebie. Była pewna, że po prostu wzruszył ramionami (o ile chciało mu się wzruszać ramionami) i odszedł. Hej, możesz sobie pomyśleć „co za naciągana sytuacja”. Ale to MOJA historia (a takie sytuacje się zdarzają), więc cicho…
     Wracając nie rozglądała się już zbyt uważnie na boki, ponieważ doskonale wiedziała, że na takich ulicach to niezdrowe zachowanie. W końcu na podobnej się wychowała. W międzyczasie wstąpiła do baru, gdzie usiadła przy ladzie i wypiła szklankę Jack’a. To jest coś. Kiedy możesz zrobić wszystko, dosłownie (no ale siadasz i pijesz whiskey). To uczucie wolności, aż serce trzepocze w piersiach  
(a żołądek wywraca się od pochłoniętego alkoholu). To jest dokładnie powód, dla
którego dzieci tak bardzo chcą być dorosłe. Nie rozmyślała w spokoju długo. Obok usiadł wysportowany dżentelmen w garniturze kupionym za jakąś obłędną ilość zielonych papierków i zaczął się jej przyglądać pogodnym wzrokiem sugerującym, że również był już tego wieczoru na granicy pomiędzy „lekko podpity” a „najebany”.  
     Wyraźnie mu się podobała (gdyby tak nie było podejrzewałaby, że milsze jest mu towarzystwo innych mężczyzn). Nie traciła więc czasu, od dłuższego czasu czuła się samotna. Nie zastanawiała się jak zacząć (czy to w ogóle ważne?).
- Co pijesz? - Głupie pytanie, przecież widziała, że czystą.
- Ja piję czystą, a ty chyba jakąś brudną. - Zażartował sugerując się kolorem (żartowniś jeden). Spodobało jej się to jednak więc odpowiedziała.
- Czy to jakaś różnica? - Znowu ta jej elokwencja, faktycznie była pijana. Nie miał na to przygotowanej odpowiedzi, więc spróbował ją pocałować. Zdziwiona, przyłożyła mu szklanką (ałć!). Krew pociekła po policzku i zaczęła kapać na garnitur. Zaśmiał się i machnął na barmana. Następną kolejkę wychylili w milczeniu. I kolejną.  
Nie wiedziała, czy była kolejna, ale następnego ranka obudziła się sama w łóżku (no, w końcu przywaliła mu w łeb, to pamiętała) i trochę bolała ją głowa. Zneutralizowała ból dwoma tabletkami aspiryny i dwiema szklankami Jim Beam o słodkim jagodowym posmaku. Mogła sobie na to pozwolić, bo miała wolne, był piątek i pięknie świeciło słoneczko. Życie jest jednak czasem przyjemne. Szczególnie kiedy możemy sobie pozwolić na alkohol z samego rana bez żadnych konsekwencji.  
     Umyła zęby, wzięła prysznic i umalowała się, chociaż zazwyczaj tego nie robiła (mam na myśli makijaż, głupku), po czym zaplanowała sobie cały dzień.
Nie mogła oczywiście wiedzieć, że jej plany rozminą się z rzeczywistością, chociaż była na to przygotowana tego i każdego innego dnia.

czyzia

opublikowała opowiadanie w kategorii kryminał i miłosne, użyła 964 słów i 5250 znaków.

1 komentarz

 
  • Kmicic

    Ona zdecydowanie za dużo pije  :O  
    Fajne opowiadanie, osobiście wolę czytać z jednej perspektywy ale to może być miła odmiana. Pozdrawiam i życzę weny, i niech ograniczy ten alkohol  :lol2:

    3 paź 2018