Osiem lat

PROLOG
"Podniosłam wzrok i ujrzałam Ciebie. Miałeś niecałe 170 cm wzrostu. Włosy w kolorze ciemnego blond, z jaśniejszymi przebłyskami. Po bokach wygolony, na środku dłuższe. Dodawało Ci to ogromnej urody. Nos lekko przekrzywiony na bok. A oczy? Oczy koloru niebieskoszarego. Tak, dokładnie. Nie szare, nie niebieskie, a niebieskoszare. Dziwne, ale zniewalające. No i usta? Czerwone, średnie i symetrycznie ułożone do całej twarzy. Spojrzałeś na mnie, a ja spaliłam buraka (chyba tak się kiedyś mówiło). Lekko zawstydzona, przestępowałam z nogi na nogę, nie spuszczając z Ciebie wzroku. I wtedy stało się coś wspaniałego i nadzwyczajnego - uśmiechnąłeś się. Zastanawiasz się co w tym niesamowitego, zatem spróbuje ci to opisać. Nie obiecuje jednak, że uda mi się oddać to wszystko co wtedy poczułam. Kiedy to robisz, promienieje Ci twarz i cały Ty. A osoba patrząca w tym momencie, czuje ciepło biegnące wzdłuż kręgosłupa. Nie mija sekunda, a rozlewa się ono wokół serca.  
     Tak właśnie było tamtego letniego dnia. Odwzajemniłam uśmiech zdając sobie sprawę, że wyglądało to bardziej jak grymas. Pierwszy raz Cię ujrzałam, a jednak coś mnie ciągnęło. Postanowiłam podejść i zagadać, ale ty się odwróciłeś. "Jednak nie" podpowiedział mi rozum i zmieniłam kierunek podziwiania krajobrazu. Zrobiło mi się jakoś tak smutno, jakbym straciła coś ważnego. Spuściłam wzrok i po policzku pociekła mi pojedyncza, maluteńka łza. Głupie, co? Otarłam zdradliwą małpę. Następnie uniosłam wysoko i dumnie głowę. Przecież nie mogłam pokazać, że coś poczułam. Stałam więc tam, patrząc się w jeden punkt. Miałam cichą nadzieję o niezwłocznym przybyciu tramwaju, który spóźniał się już dobre piętnaście minut. Zdrętwiały mi nogi, postanowiłam więc je rozruszać. Nie zrobiłam nawet jednego kroku gdy poczułam lekki dotyk na nadgarstku. Spojrzałam na rękę, za którą ktoś delikatnie mnie trzymał. Następnie mój wzrok powędrował ku drugiej dłoni, która opatulała moją. W końcu uniosłam głowę wyżej i spojrzałam w te Twoje cudne, niebieskoszare oczy. Nie mogłam wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Wtedy wypowiedziałeś jedno krótkie, ale niezapomniane zdanie:
- Coś mi kazało podejść - i znów wypłynął ten niesamowity uśmiech. A ja? Stałam jak głupia, zahipnotyzowana twoim wzrokiem, uśmiechem i głosem. Głosem, który był ukojeniem dla skołatanych nerwów. Głosem, dzięki któremu rozkwitały kwiaty. Głosem, który dźwięczał mi w uszach przez długi, długi czas. Spojrzałeś niepewnie - Czy ja cię przeraziłem?
- Nie... tylko... no... ten...tego... - "Idiotko, przemów" pomyślałam sobie."
     Sebastian odłożył pożółkłą kartkę papieru i przetarł oczy. Nie mógł uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. Przed nim leżał list napisany osiem lat temu przez Anetę. Tą, której dziś w księgarni wpadła mu książka w rękę zatytułowana "Nigdy więcej". Miał kupić siostrzenicy jakiś prezent na ósme urodziny. Kiedy przechodził pomiędzy półkami jego oczom ukazał się duży, czerwony napis Aneta Kącik. Wziął książkę do ręki i otworzył na pierwszej stronie z dedykacją "Tobie - Ja". Na kolejnej był prolog, który zaczynał się identycznie jak list. Nie mógł się oprzeć i kupił ją. Do tego wyczytał, że jutro o godzinie trzynastej będzie podpisywała je. Wrócił do lektury. Wziął ją do ręki i przeszedł na przed ostatnią kartkę:
     " Nie wiem nawet co Ci napisać. Pewnie zastanawiasz się, po co pisze o naszym pierwszym spotkaniu. Po co opisuje nasze wspólne chwile. Otóż pragnę byś zrozumiał dlaczego odchodzę. Inni nazywają to ucieczką. Dla mnie zaś to omijanie bólu. Jestem przekonana, iż pewnego dnia będę mogła stanąć obok Ciebie. Śmiało spojrzeć w Twoje niebieskoszare oczy nie bojąc się cierpienia.
     Właśnie sobie zdałam sprawę, że trochę to zagmatwane. A więc prosto z mostu: Sebastian,  
kocham Cię. Kocham cię od chwili, w której spojrzałeś na mnie tymi niebieskoszarymi oczami. Od momentu, w którym wypowiedziałeś to pierwsze, niezapomniane zdanie. Od kiedy śmialiśmy się i płakaliśmy razem - kocham Cię. Od kiedy śpiewaliśmy i tańczyliśmy wspólnie w deszczu - kocham Cię. Kiedy spacerowaliśmy wzdłuż morza licząc gwiazdy na niebie - kocham Cię. Teraz już sama nie pamiętam jak długo Cię kocham. Wiem jedno, Ciebie i tylko Ciebie kocham. Darzyłam Cię również uczuciem w momencie, w którym przedstawiłeś mi Elwirę. Tak, tą Elwirę, z którą planujesz ślub.
     Teraz doszła do mnie szczera prawda. Uciekam... uciekam przed cierpienie i bólem, przed Tobą i nią. Przed Waszym szczęściem. Ale pamiętaj, ja życzę go z całego serca. Wierzę, że jesteście dla siebie stworzeni.
     Mocno Cię proszę - nie szukaj mnie. Za bardzo moje serce obdarowało Cię uczuciem. Zbyt mocno ten głupawy narząd wybija rytm Twojego imienia. Wiem, że kiedy będę gotowa wrócić to zrobię to. Stanę wtedy przed Tobą z uśmiechem na twarzy i powiem "Coś mi kazało podejść".
A teraz żegnaj, i pamiętaj że choć będę daleko to jednocześnie blisko.
                                        Tobie - Ja"
     To było osiem lat temu, a miał wrażenie jakby zdarzyło się wczoraj. Usiadł wygodniej na łóżku i oddał się wspomnieniom.
     Wracając z pracy miał zahaczyć o jej dom. Ponoć popsuła jej się pralka i chciała, żeby zerknął. Napisała mu wieczorem sms-a. Posiadał własne klucze, więc nawet nie zapukał. Otworzył drzwi, zapalił światło i stanął jak wryty. W mieszkaniu nie było żadnej żywej duszy, żadnych mebli. Tylko na wprost wejścia, na turkusowej ścianie wisiała duża, biała koperta z jego imieniem. Zerwał ją i zaczął czytać. List składał się z kilku stron. Na początku opisany było ich pierwsze spotkanie, potem kilka wspólnych chwil. Na końcu napisała, że odchodzi. Z niedowierzaniem zsunął się wzdłuż ściany. Przeczytał go po raz kolejny. Tym razem wolniej, jakby liczył, że to tylko senny koszmar. Skończył, ale nadal był w tym samym miejscu. Siedział, wpatrzony przed siebie. Minęło dobre pół godziny. Podniósł się z podłogi, a jego serce złapał mocny skurcz. Zabrakło mu oddechu i doszła do niego prawda. Kochał Anetę. Nie mógł uwierzyć w to co sobie właśnie uświadomił. Usiadł ponownie na podłodze i przypomniał sobie moment, w którym ją dostrzegł. Stała na przystanku tramwajowym. Uśmiechnął się do niej, a ona odwzajemniła się tym samym. Swoje małe usta złożyła w coś cudownego. Chciał podejść, ale ktoś go zawołał. Spojrzał za siebie i zdał sobie sprawę, że się przesłyszał. Odwrócił się spowrotem, a Aneta stała tyłem z głową uniesioną ku górze. Coś go wtedy tknęło i bez namysłu podszedł do niej. Był blisko i zdążył w ostatniej chwili chwycić ją za rękę. Była zszokowana, gdy na niego spojrzała. "Coś mi kazało podejść" - wypowiedział słowa, które pierwsze przyszły mu na myśl. A ona tak słodko się wtedy jąkała. Polubił ją, nawet bardzo. Po jakimś pół roku uzmysłowił sobie, że coś go do niej ciągnie. Ale gdy chciał wykonać pierwszy krok, poznał Elwirę. Zwariował na jej punkcie po tygodniu znajomości. Przekonany, że to ta jedyna związał się z nią.
     Po odejściu Anety, postanowił mimo wszystko stworzyć dom z Elwirą. Niestety im bardziej się starał, tym mniej mu wychodziło. Jakiś czas później ich związek się rozpadł. Pamiętał do dziś jej słowa:
- Sebastian, ja tak nie mogę. Od kiedy jej nie ma, odsunąłeś się ode mnie. Powiedz szczerze, czy ty ją kochasz?
- Tak - nie zastanawiał się nad odpowiedzią.
- Więc to już nie ma sensu. Odchodzę - odwróciła się i wyszła z mieszkania.
     Nawet nie próbował jej zatrzymywać. Nie potrafił nie kochać Anety i wyrzucić jej ze swoich myśli. Zalegała w jego głowie i wymawiała te dwa słowa "Kocham cię". Wiedział zatem, że nie ma sensu bycie z Elwirą.
     Otrząsnął się z tych myśli i powrócił do teraźniejszości. Postanowił nie iść do tej księgarni. Jej widok na pewno by poruszył jego serce. Głęboko skrywane uczucie, ujrzało światło dzienne. Nie chciał cierpieć i Anecie zadawać ból. Zdecydowała osiem lat temu za niego. Teraz on zrobi to samo. Po za tym jeśli będzie chciała go zobaczyć to go znajdzie. Spróbuje się z nim skontaktować.
     Po uzgodnieniu ze sobą wszystkiego, jego brzuch upomniał się o swoje. Poszedł do kuchni i zrobił sobie kolację. Nabrał ochoty na zwykłą jajecznicę z pomidorami. Do tego gorącą herbatę z cytryną. Był początek września i na dworze robiło się coraz chłodniej. Dziś miał wrażenie, że jest zimniej niż zwykle. Kaloryfery jeszcze nie grzały więc założył długie spodnie dresowe i bluzę z kapturem. Usmażył jajka i zasiadł z jedzeniem przed ekranem. Przełączał z kanału na kanał w poszukiwaniu czegoś ciekawego. W końcu odłożył pilot i oglądał jakiś teleturniej. Przy brzęczeniu telewizora konsumował. Godzinę później wziął prysznic i położył się do łóżka.
- Nie pójdę tam jutro i tak będzie najlepiej - powtórzył sobie jeszcze raz, a chwilę później zapadł w sen.

malutenka52

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1704 słów i 9396 znaków.

2 komentarze

 
  • pola251990

    Mega <3

    8 sty 2016

  • zwariowana0o0

    super :P czekam na kolejną część  :lol2:

    4 sty 2016