Happyendów nie ma: rozdział trzynasty

-Nie mówiłaś, że chcesz zamieszkać w Londynie na stałe!- krzyczy, a mi jest trochę głupio.  
Może faktycznie powinnam jej o tym wspomnieć, ale wcześniej w ogóle o tym nie myślałam. Ale teraz przyszedł czas, żebym wszystko powiedziała Kim. Wiem, że mnie wysłucha i nie będzie, jak prawdziwa przyjaciółka.
Wiem, że przeze mnie rezygnuje z zajęć, jestem jej z tego powodu niezmiernie wdzięczna. Siadamy w salonie na kanapie, z ciepłymi kubkami w rękach. Przez chwilę między nami panuję niezręczna cisza, a ja nie mam pojęcia od czego zacząć. Powiedzenie jej o wszystkich moich problemach jest o wiele trudniejsze niż na początku.
W końcu jednak udaje mi się przełamać, a z moich ust wydobywa się lawina słów. Mówię i mówię, aż zasycha mi w gardle, a potem biorę łyk herbaty i opowiadam dalej. Choć Kim nie powiedziała jeszcze ani jednego słowa, w jej oczach widzę współczucie.
-Dobrze, że przyjechałaś, my się tobą zajmiemy, w końcu będziesz szczęśliwa- jej uśmiech jest tak szeroki i krzepiący, że zaczynam się śmiać, a później płakać. Wiem, że w tym momencie zachowuje się jak skończona idiotka, ale nie mogę robić nic innego jak śmiać się przez łzy.  
Kimberly patrzy na mnie chwile, zupełnie zdezorientowana, ale w końcu mnie przytula. Tego mi właśnie było trzeba. Dzięki jej mocnemu uściskowi uspokajam się.
-Nie powiem ci, że pójdziemy na imprezę, bo nie jesteś już tu na wakacjach. Teraz musisz znaleźć pracę!- kładzie moją głowę na swoich kolanach, a ja ją słucham bez słowa.
Mówi coś o tym, że nie muszę szukać mieszkania, a jedynie mogę zacząć dokładać się do rachunków, ale to dopiero w tedy, kiedy zacznę zarabiać. Proponuje mi, żebym poszła na studia, a ja kiwam głową, sama miałam taki plan.
Nie jestem do końca pewna ile tak siedzimy, ale w pewnym momencie do salonu wchodzi Leo. Nie ma na sobie koszulki, przez dyskretnie i mimowolnie, patrzę na jego umięśniony tors. Chłopak przygląda nam się przez chwilę, wzrusza ramionami, a potem siada na fotelu.
-Bella- wiem, że mówi do mnie, ale przytulam się do Kim.- Nie zachowuj się jak dziecko- jęczy, widząc, że nie chce z nim rozmawiać.
To nie tak, że go nie lubię. Zrobił na mnie świetne pierwsze wrażenie, a nawet towarzystwo w jakim się obraca mi nie przeszkadza. Sama nie raz imprezowałam w taki sposób i z takimi ludźmi. Raczej po prostu nie pasuje mi jego stosunek do życia i do innych ludzi. Ma wszystkich za nim, nikim się nie przejmuje. Wiem, że sama, przez krótką chwile byłam taka sama, ale zmieniam się.
-Zostaw ją, ma trudny okres w życiu- upomina go Kim, a ja jeszcze mocniej się do niej przytulam.  
Już dawno się tak nie zachowywałam, jak mała dziewczynka, potrzebująca ochrony. Byłam pewna, że potrafię sama o siebie dbać, ale najwyraźniej nadal jestem bezradna, jak w wieku pięciu lat.
-Biedna Bella- głos Leo jest pełen wyrzutu i sarkazmu, a ja zaczynam myśleć, czy nie jest taki sam, jaka ja byłam.
Zagubiony, niepewny siebie, pragnący więcej uwagi. A, że nie może tego zdobyć, pije, imprezuje, myśląc, że mu to pomoże. Niestety chyba nie wie, że to może tylko pogorszyć sprawę. On potrzebuje kogoś bliskiego, a nie piwa i dziewczyn na jedną noc. Co za idiota! Wiem, że nim jest, ale i tak obiecuję sobie pomóc mu. Dla jego dobra, chyba też dla siebie, może dzięki temu zapomnę o Kubie.
-Masz rację, jestem biedna- siadam i patrzę mu twardo w oczy. Jest zaskoczony moją nagłą zmianą zachowania.- Chłopak w którym jestem zakochana, ma dziewczynę! Żeby tego było mało, myśli, że chcę być tylko jego przyjaciółką i tak się zachowuje: jak mój przyjaciel. Dlatego właśnie tu jestem. Uciekłam przed nim i przed tym uczuciem do Londynu- uśmiecham się na końcu, widząc jego minę. Jest zupełnie skołowany, nie wie co ma ze sobą zrobić.
-Super, więc dlaczego się ze mną całowałaś?
-Zupełnie proste- wzruszam ramionami.- Żeby zapomnieć.
Wiem, że zachowuję się okropnie i jak ostatnia suka, ale wiem, że będzie to dla niego jak zimny prysznic, nie pierwszy jaki ode mnie dostanie. Wierzę jednak, że mu to pomoże, musi pomóc.
Widzę jak Kim na mnie patrzy, nie podoba mi się to, a jej to co usłyszała. Właśnie przyznałam, że bawiłam się jej bratem. Z tej całej historii nie powiedziałam jej tylko o Leo i naszych pocałunkach.
Chłopak wychodzi z salonu, zupełnie wkurzony, a Kim zaczyna na mnie krzyczeć. Jest mi tak głupio, że przepraszam ją, do plecaka pakuje potrzebne rzeczy i wychodzę z domu. Chcę jej dać czas do namysłu, czy nadal mogę u niej mieszkać i przyjaźnić się z nią.
Idę w kierunku domu Natana, wcześniej wszystko opowiadając mu przez SMSy, łącznie z planem dotyczącym Leo. Jest do tego sceptycznie nastawiony, ale ostatecznie przyznaje, że zrobię to co uważam za słuszne.
Zanim staję przy jego drzwiach, otwiera mi je, wpuszczając do środka. Jest ubrany w czarne, dresowe spodnie i biały podkoszulek. Przytulam się do niego mocno i rozglądam się, czy nigdzie nie ma jego rodziców.
-Wyszli jakiś czas temu, będą późno w nocy- mówi, jakby czytał mi w myślach.
-Czyli salon i wielki telewizor jest nasz?
-Oczywiście- uśmiecha się, a ja jeszcze raz się do niego przytulam i biegnę do dużego pokoju.
Włączam telewizor, a na nim internet, żeby poszukać jakiegoś dobrego filmu na ten wieczór. Wiem, że Natan zgodzi się na wszystko, żeby poprawić mi humor i wykorzystuje to, choć nie jest to najlepsze zachowanie.
Po chwili chłopak siada obok mnie, a na wyświetlaczu jego telefonu widzę już mi dobrze znany numer: do jego ulubionej pizzerii, która jednocześnie stała się moją ulubioną. Przytulam się do niego, robię ładne oczy i proszę o ostrą z salami. Od razu się zgadza.
-Co ty ze mną kobieto robisz- mówi, kiedy w końcu kończy składać zamówienie.- Przez ciebie zachowuje się  jak skończony pantoflarz.
-Oj nie mów tak o sobie. Jesteś po prostu wspaniałym przyjacielem- mrugam do niego, a on z niedowierzaniem zaczyna kręcić głową.
Naprawdę lubię Natana, choć czasem boje się, że może się we mnie zakochać. I to wcale nie dlatego, że jestem wspaniała i niepowtarzalna, ale ponieważ sam kiedyś przyznał, że ma nadzieję na coś więcej. Jednak od razu mu wytłumaczyłam, iż nie ma na co liczyć, z prostej przyczyny: nie szukam związku. Na tą chwilę wolałabym taką relację jaką mam z Leo. Jestem jednak pewna, że ja i Natan nie możemy sobie pozwolić na coś takiego. Oboje za bardzo nawzajem się szanujemy, żeby traktować się jak zabawki.
Mój przyjaciel na filmie zasypia, a ja kończę go do końca, jednak na napisach końcowych wyłączam telewizor, przytulam się do Natana i szybko zasypiam. Jak zwykle budzi m nie cholerne słońce, które zawsze wstaje nie w czas. Albo za wcześnie, albo za późno.
Otwierając oczy zauważam, że chłopaka już przy mnie nie ma, a z kuchni wydobywa się zapach naleśników. Oczywiście... Pewnie rodzice Natana wrócili już do domu, a jego wspaniała matka szykuje śniadanie.
Zanim pójdę na śniadanie, biorę mój plecak z podłogi i idę się trochę ogarnąć. Biorę szybki prysznic, bo wiem, że nikt w tym domu nie będzie miał mi tego za złe, a później wkładam na siebie ubrania, które wzięłam na przebranie. Jasne jeansy mocno przylegają mi do ud, a bordowy podkoszulek opina mi brzuch. Maluje jeszcze rzęsy, myję zęby i wychodzę z łazienki.
Zostawiam moje rzeczy na w przedpokoju, a potem z dużym uśmiechem na ustach wchodzę do najładniejszej kuchni w jakiej byłam. Witam się z rodzicami Natana, którzy jak zwykle są bardzo uprzejmi i ciepli, jak i również eleganccy. Mama chłopaka ma na sobie luźną, szarą sukienkę oraz czarne szpilki, a na głowie ciasno związanego koka. Jej mąż jest ubrany w dobrze skrojony, czarny garnitur i niebieski krawat, który idealnie pasuje do jego oczu.  
-Zjesz tosty z szynką i serem?
-Jasne- siadam obok taty Natana i uśmiecham się do niego szeroko, a on podaje mi gazetę. Dziękuję mu skinieniem głowy, zaczynając czytać.
Na jedzenie nie czekam długo, ale jestem zdziwiona, kiedy zauważam, że mojego przyjaciela nie ma przy stole. Nie martwię się, bo raczej nie zrobiłby nic głupiego, zwłasza, kiedy jego rodzice są w domu.
-Poszedł na zakupy, na targ- mówi pani domu, kiedy widzi, że uparcie wpatruję się w wolne miejsce obok niej.
Patrzę na zegarek i wydaje mi się dziwne, że o tej porze poszedł na targ. Jest dopiero dziesiąta rano.  
Ostatecznie nie czekam aż Natan wróci do domu. Po prostu dziękuję jego rodzicom za gościnę i wychodzę od nich z domu.
Do "siebie" wracam okrężną drogą. Nie jestem pewna, czy już mogę tam wrócić. Wiem, że Kim nie umie się długo na mnie złościć, ale co innego Leo, a on w końcu też tam mieszka. Wzdycham ciężko i sprawdzam telefon, żadnych wiadomości. Coś kuje mnie w sercu na myśl, że Kuba nawet nie próbował się ze mną kontaktować, a potem wkurzam się sama na siebie, że znów zaczynam o nim myśleć. Jestem niesamowitą idiotką... nawet jeśli od niego uciekam, nie mogę od niego uciec. Kiedy tylko zostaje sama, moje myśli znów krążą wokół jego osoby, jest to tak denerwujące, a przy tym prawie nie do wytrzymania.
Na podjeździe nie ma samochodu Kim, ale jest auto Leo. Otwierając drzwi wzdycham głęboko i idę prosto do siebie, mając nadzieję, że chłopaka zignoruje dźwięk otwierających się. Jednak kiedy mam już wchodzić do sypialni, słyszę kroki za sobą, odwracam się i widzę jego. Jest parę kroków ode mnie i wpatruje się we mnie intensywnie.
-Nie było cię na noc- mówi. Zaskakuje mnie. Nigdy mi nie wypominał, ze "nie było mnie na noc". Co go to w ogóle obchodzi?
-No nie było- prostuję się.
-Kim się martwiła. Myślała, że coś ci się stało- milknie na chwilę. Teraz to ja patrzę na niego uważniej niż zwykle, zastanawiając się do czego zmierza. W końcu opuszcza wzrok.- Ja też się martwiłem.
Zaczynam się śmiać. Sama nie wiem dlaczego, chyba po prostu nie mogę uwierzyć w jego słowa, które wydają mi się zupełnie nieprawdopodobne. W końcu to on jest "Panem myślącym tylko o sobie" i choć chcę mu pomóc, wątpię, żeby w jeden wieczór zmienił się w "Pana dbającego o biedne Polki". Może mój tok myślenia jest okrutny i niesprawiedliwy, ale nie umiem go zmienić.
Śmieję się nadal, a Leo patrzy na mnie zdziwiony, a później robi wkurzoną minę. Najwidoczniej nie jest przyzwyczajony do tego, że ktoś go nie bierze na poważnie. Biedny, ale musi się przyzwyczaić do tego, że ludzie nie zawsze będą robić, myśleć i mówić tak jak on sobie tego rzeczy.
-Skończ!- krzyczy, a ja faktycznie przestaje. Chcę usłyszeć to, co ma mi jeszcze do powiedzenia.- Co było w tym takiego śmiesznego? Nie wierzysz mi, że się o ciebie martwiłem?
-No właśnie nie do końca, inaczej nie próbowałabym cię naprawić- krzyżuję ręce na piersiach i patrzę na niego wyzywającym wzrokiem, chcę, żeby przyjął moje wyzwanie, żeby udowodnił mi, że potrafi się zmienić.
-Jak to "naprawić"?
-Och, przyznaj w końcu, że jesteś po prostu zagubionym, młodym facetem, który uważa, że jest pępkiem świata i ma wszystkich za nic. To jest złe, ale można się zmienić, byłam taka jak ty- kładę mu dłoń na ramieniu.
-Co ty pieprzysz? Gadasz jak mój psycholog- krzyczy, a po chwili jego twarz robi się biała jak ściana, kiedy uświadamia sobie do czego się właśnie przyznał.

Dobry wieczór wszystkim!
Zacznijmy od tego, że niezmiernie się cieszę, że udało mi się dodać tą część w sobotę, a do tego Wigilię! Mam nadzieję, że choć niektórzy z Was uznają to za mały prezent i będą zadowoleni z tego rozdziału. Wiem, że nie dużo się w nim działo, ale nie chcę, żeby akcja za szybko pędziła do przodu, sami rozumiecie co nie?
A co poza tym? Chciałabym życzyć Wam magicznych świąt, pełnych dziecięcej radości i zachwytu! Żebyście spędzili je w takim gronie o jakim marzycie, żeby było wesoło i pełno śmiechu! Wszystkiego dobrego moi kochani!
                                                                                           Przesłodzone

Przeslodzone

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 2291 słów i 12339 znaków.

1 komentarz

 
  • Ewcia:D

    O Boże! Cudowna część ;) czekam na kolejną :D

    25 gru 2016