Happyendów nie ma: rozdział dwunasty

Nie mam pomysłu na własne życie. Zawsze byłam kreatywna i gotowa do działania, ale przez ostatnie kilka dni mam ochotę tylko leżeć w łóżku i zajadać się moją ulubioną czekoladą z orzechami. Zakupy robię przez internet, żeby nie wystraszyć więcej niż osoby dziennie, wydaje mi się, że jest to bardziej moralne, niż wychodzenie na miasto. Wyglądam jak trup i obawiam się, że mogę wystraszyć wszystkich wokół mnie.
- Halo?- po raz kolejny zamawiam do domu chińszczyznę.- Poproszę sajgonki- mówię cicho.
Jedzenie dostaję po pół godzinie i jem je przy dźwiękach mojego ulubionego zespołu. Och, naszego ulubionego zespołu. Przez chwile zapomniałam, że Kuba też uwielbia "Dżem".
Przy kolejnej piosence z płyty, powoli zasypiam z talerzem na kolanach. Kiedy się budzę boja pościel jest nieco brudna od sosu z ryżu, który jadałam z sajgonkami. Słyszę też dzwonek mojego telefonu, więc niechętnie po niego sięgam.
-Rezydencja Izy- mówię, choć nie mam nastroju do żartów, ale przecież Kuba nie musi o tym wiedzieć.  
Nadal nie wytłumaczyłam mu dlaczego zachowałam się tak okropnie, kiedy ostatnio mnie odwiedził. Moja odpowiedź była z dawkowana: hormony i okres. Te dwa magiczne słowa sprawiały, że Kuba nigdy nie drążył tematu, ponieważ wiedział, że nie warto.
- Jaka rezydencja?- śmieje się, a ja przewracam oczami. Zupełnie zapomniałam, że jego szczęście mnie denerwuje.- Raczej kawalerka.
- Jedno i to samo- mówię, a raczej warczę.
- Ktoś jest chyba nie w humorze.
- No co ty nie powiesz, a ktoś jest inteligentny- błagam się w myślach, żeby przestać do niego tak mówić, ale nie umiem się powstrzymać. Od jakiegoś czasu jestem dla wszystkich wredna, nawet dla biednej Kim, która zupełnie niepotrzebnie się o mnie martwi. Ja mam po prostu złamane serce.
Słyszę jak chłopak cicho wzdycha do słuchawki. Ma mnie już dość, a ja o tym doskonale wiem.
- Dobra, chciałem cię gdzieś wyciągnąć, ale słyszę, że znowu jesteś nie w humorze.
-Masz rację, więc teraz po prostu się rozłącz i zostaw mnie w spokoju do końca mojego, beznadziejnego życia- zaczynam krzyczeć, a łzy same cisnął mi się do oczu. Sama nie wiem dlaczego, w końcu to ja jestem nie miała dla Kuby, a nie on dla mnie. Z drugiej jednak strony nikt, nigdy nie powiedział, że jestem zrównoważona psychicznie.
-Iza- ma błagalny ton, ale ja się rozłączam, nie chce go już więcej słuchać.
Rzucam telefon w kąt pokoju, słyszę charakterystyczny dźwięk i już wiem, że muszę sobie kupić nową komórkę. No pięknie, jakbym nie miała na co wydawać pieniędzy. Wzdycham cicho i podnoszę się z łózka, żeby wziąć to co zostało z mojego ukochanego telefonu. W tym momencie modlę się, żebym mogła jeszcze odzyskać wszystkie dane. Choć z moim szczęściem jestem co do tego sceptycznie nastawiona.  
Następnego dnia niechętnie wstaje z łóżka, jem normalne jedzenie i ze sztucznym uśmiechem na ustach przypatruję się sobie w lustrze. Nie ma co ukrywać, wyglądam beznadziejnie. Jeszcze nigdy tak źle nie wyglądałam. Mam wory pod oczami, jestem blada, a oczy same mi się zamykają, co jest dziwne, bo przez ostatnie trzy dni nie robiłam nic innego, jedynie spałam.
Wychodzę w domu, wyglądając bardziej jak człowiek niż zombie, co uważam za naprawdę duże osiągnięcie. Tramwajem jadę w stronę galerii, ale wysiadam dwa przystanki dalej, żeby przejść się i łyknąć trochę "świeżego" powietrza. Czuję na sobie wzrok ludzi i bardzo mi to nie pasuje.
-Dzień dobry- wchodzę do sklepu z telefonami komórkowymi, lekko uśmiechając się do pierwszego sprzedawcy, który żuci mi się w oczy.- Potrzebuję pomocy w znalezieniu dobrego telefonu.
-Czy ma może pani jakiś model na oku?
-Nie, ale dobrze gdyby był dotykowy i nie za duży- tłumaczę, a mężczyzna prowadzi mnie do działu z komórkami.
-Ma pani jakiś limit cenowy?
-Raczej nie, ale zależy mi, żeby cena była porównywalna z jakością.
-Oczywiście- sprzedawca posyła mi grzeczny uśmiech, który mówi: "klient, nasz pan".
Po pół godzinie wychodzę z telefonem i o tysiąc sześćset złotych biedniejsza. Nie fajne uczucie, ale muszę się z nim pogodzić. Od razu wkładam do środka moją kartę sim, którą wzięłam ze sobą i idę na kawę, żeby całkiem się rozbudzić.
O tej godzinie Starbuks jest pełen klientów, więc zamawiam tylko kawę i wychodzę z galerii. Na dworze jest w miarę ciepło, a ja postanawiam się przejść po parku. Wiem, że niedaleko mieszka Kuba i w każdej chwili mogę go spotkać, ale nie szczególnie mi to przeszkadza. Siadam na ławce i rozkoszuję się przedpołudniowym słońcem, kiedy ktoś zaczyna mną lekko szturchać.
-Przepraszam, proszę pani, czy wszystko w porządku?- jakaś dziewczyna, na oko w moi wieku, patrzy na mnie z góry. Kiedy otwieram oczy, wypuszcza powietrze, jakby w przypływie nagłej ulgi.
-Tak wszystko w porządku- zbywam ją machnięciem ręki i zaczynam bawić się moim nowym telefonem, uważam tą rozmowę za zakończoną.
Młoda kobieta patrzy na mnie przez chwile, a później zaczyna do kogoś machać. Dyskretnie patrzę w tamtą stronę i ze zgrozą zauważam, że w naszą stronę idzie Kuba. Uśmiecha się odo ucha do ucha i z iskierkami w oczach patrzy na dziewczynę. Mnie nawet nie zauważa. Auł.  
Wstaje z ławki i odchodzę w drugą stronę, pozbawiając się możliwość takiego miłego spotkania, nie mam na nie humoru. Liczę, że Kuba mnie nie pozna.
Oczy zachodzą mi łzami i zrywa się mocny wiatr, a niebo nagle staje się pochmurne i zaczyna kropić. W tej chwili nienawidzę mojego życia, przeklinam je w myślach, najchętniej zapadłabym się pod ziemię. Zamiast tego robię najbardziej spontaniczną oraz najgłupszą rzecz w moim życiu: kupuję bilet do Londynu i postanawiam się tam przeprowadzić.  
Może pójdę na studia, pójdę do jakiejś dobrej pracy, choć z pieniędzmi nie będzie problemu. Wystarczy, że powiem rodzicom, iż postanowiłam zacząć znów się uczyć, a oni dadzą mi to co tylko chcę. Wiem, że to nie dobrze takich ich wykorzystywać, ale czuję taką niechęć do tego wszystkiego co mnie otacza, że nawet nie mam wyrzutów sumienia.
Wieczorem piszę do Kim, czy znów mogę u niej pomieszkać przez jakiś czas. Dziewczyna nawet nie ukrywa, że jest zachwycona tym pomysłem, przez chwile wydaje mi się, że to jej bardziej zależy niż mi.
Muszę tylko jeszcze napisać e-maila do rodziców, że oddaje im kluczyki do mieszkania i, że wylatuje do Londynu. Z grzeczności dodaję wzmiankę o ich odwiedzinach u mnie, choć nawet na nie liczę. Ostatnią rzeczą o jakiej myślę jest poinformowaniu o wszystkim Kuby.
Po mojej spontanicznej decyzji czuję się o niebo lepiej i dopiero na lotnisku łapią mnie wątpliwości, czy na pewno robię dobrze. "Nic cię tu już nie trzyma, idiotko"- przypominam sobie i uśmiecham się sama do siebie, żeby dodać sobie otuchy.
Lot mija mi naprawdę szybko, jestem z tego powodu bardzo zadowolona, bo już po pół godziny po odebraniu walizek, tulę się do Kim i Natana. Leo z nimi nie przyjechał, ale nie dziwię się, tak naprawdę nigdy, nic dla niego nie znaczyłam.
-Spałaś?- dziewczyna ciągnie mnie w stronę samochodu, a chłopak walizkę. Oboje są naprawdę podekscytowani, a ja tylko się śmieję. W tym momencie jestem naprawdę szczęśliwa, a myśl, że zrobiłam błąd wyjeżdżając, zupełnie znika mi z głowy.  
-Tak, przez chwilę. Jednak nie lubię długo spać w samolocie, lubię podziwiać widoki- uśmiecham się i siadam z tyłu, tuż obok Natana. Kim robi minę typu: "O ty szujo, a maiłaś usiąść obok mnie!".
- Co za romantyczka!- śmieje się jednak, w odróżnieniu od oczu, jej głos nie sugeruje, że najchętniej by mnie zbiła za moją zdradę.  
-Ja już od dawna to wiedziałem- Natan przytula mnie lekko do siebie, a ja opieram moją głowę na jego klatce piersiowej.
Przez całą drogę do domu Kim śmiejemy się i żartujemy. Nie rozmawiamy o tym jak było w Polsce, bo oboje wiedzą dlaczego tak naprawdę wyjechałam. Jestem im niezmiernie wdzięczna, że nie poruszają tego cholernego tematu, choć wiem, że prędzej, czy później wszystko im opowiem.
Natan pomaga mi się rozpakować, a Kim za ten czas robi kolację. Leo nie ma, więc makaron z serem jemy we trójkę, oglądając "Przyjaciół", a potem "Dwóch i pół". Te seriale są tak śmieszne, że w końcu brzuch zaczyna mnie boleć od śmiechu, a oczy zachodzą mi łzami.
-Ej, Iza, wszystko dobrze?- pyta Kim, pomiędzy jednym, a drugim wybuchem śmiechu.
-Tak, myślę, że tak- dukam, zakrywając roześmianą twarz w klatce piersiowej Natana.
-Ej, mała, to nie jest takie śmieszne- mówi chłopak, a ja patrzę na niego jak na nienormalnego.
-To ty nie jesteś śmieszny- wystawiam mu język i przysuwam się bliżej Kim, żeby jego zły gust filmowy przypadkiem mnie nie zaraził. Byłam pewna, że najchętniej teraz oglądałby mecz i pił piwo. Typowy facet.
Natan wychodzi koło dwudziestej drugiej, a ja pomagam Kimberly pozmywać naczynia.Przez chwilę się wygłupiamy, ale w końcu kończymy pracę i każda rozchodzi się do swojego pokoju. Kładę się na miękkim łóżku i momentalnie zasypiam.  
Rano budzi mnie blask słońca i czyjś oddech nad moim uchem. Otwieram oczy, a obok mnie leży Leo. Jest tylko w jeansach, a jego koszulka wala się gdzieś na podłodze. Ma zmierzwione włosy, a jego ręka leży na mojej tali. Nie wiem czy to jakiś głupi żart, ale bez skupowania budzę go, krzycząc mu do ucha.
Nagle otwiera oczy i zrywa się z łóżka, jakby ktoś wylał na niego kubeł zimnej wody.
-Pojebało cię?- krzyczy, a ja uśmiecham się pod nosem.
-Miałam o to samo zapytać ciebie. Dlaczego śpisz w moim łóżku?- nachyla się nade mną, ale ja odpycham go jednym ruchem ręki, .
-Stęskniłem się za tobą- robi smutną minę, ale Oskara ze aktorstwo bym mu nie dała.
-Daj mi jeden powód, żebym ci uwierzyła- staję na przeciwko niego, a on skanuje mnie wzrokiem. Dopiero teraz przypominam sobie jak cholernie fajne jest to uczucie.  
-Masz najsłodsze usta, jakie kiedykolwiek całowałem- mruga do mnie i wychodzi, zostawiając mnie zupełnie skołowaną.
Kiedy już dochodzę do siebie po porannym spotkaniu z Leo, biorę zasłużony prysznic i ubieram różową, bawełnianą sukienkę. Włosy spinam w wysokiego koka, nie maluję się, tylko szybko zbiegam na dół po schodach, żeby zjeść śniadanie.
Nie wiem jak Kim to robi, ale za każdym razem kiedy przychodzę do kuchni, śniadanie jest już praktycznie gotowe albo na mnie czeka. Gdybym była facetem nie pogardziłabym taką żoną: miła, ciepła, opiekuńcza, a do tego świetnie gotuje. Idealna kobieta dla każdego faceta. No i do tego jest ładna.
-Kim, jesteś aniołem, a nie człowiekiem- puszczam jej oko, kiedy podaje m ciepłą owsiankę bez rodzynek tak jak lubię. Nie mogę wyjść z podziwu, że naprawdę zapamiętała taki szczegół.
Jestem trochę zawiedziona, kiedy dowiaduję się, że Kim wychodzi dziś na uczelnie, bo wiem, że będę się okropnie nudzić. Przecież Natan też studiuje i jest tak dobrym uczniem, że rzadko wyrywa się z zajęć, a ja na pewno nie chcę być powodem dla którego to robi.
-Nie mam dziś dużo zajęć- uspokaja mnie, a ja kiwam głową.
-Nie ma sprawy, ja za ten czas poszukam jakiegoś mieszkania i pracy- uśmiecham się, nie chcę żeby moja obecność do czegokolwiek ją zobowiązała, a już na pewno nie do siedzenia w domu i opiekowania się małą, biedną Polką.
Kimberly patrzy na mnie zdzwiona, a ja przypominam sobie, ze nie powiedziałam jej całego, planu ona nie wie, że mam zamiar zostać w Londynie na stałe.
-Po co?- pyta w końcu, a ja lekko się rumienię.
-No wiesz...

Hejo!
Oto i nowy rozdział! Jak Wam się podobał? Nie wiem jak Wy, ale ja jestem dumna z głównej bohaterki, która w końcu postanowiła coś ze sobą zrobić, a nie tylko użalać się nad swoim losem. A co Wy myślicie na ten temat?
                                                  Przesłodzone

Przeslodzone

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 2185 słów i 12206 znaków.

1 komentarz

 
  • Nataliiia

    Jak dla mnie super, nareszcie akcja się rozkręca. Kiedy next?

    19 gru 2016

  • Przeslodzone

    Jeśli mi się uda to dodam w sobotę w Wigilię????????

    19 gru 2016