Happyendów nie ma: rozdział osiemnasty

Leże na łóżku, kolejny dzień czekając na telefon odnośnie pracy. Mam wielką nadzieję, że ją dostanę, bo jest to dla mnie naprawdę duża szansa.

Kim co jakiś czas przychodzi do mnie pogadać i upewnić się, czy jest ze mną wszystko w porządku. W odpowiedzi zawsze się śmieję i mówię, że tak, co jest zupełną prawdą. Po prostu za bardzo denerwuje się brakiem odzewu ze strony redakcji, by robić co innego niż czekać.

Słyszę pukanie do drzwi, a za nimpozwolę tej sobie wejść, wchodzi, uśmiechnięta od ucha do ucha.  

-Chcesz iść ze mną dziś na przedstawienie?- pyta Kim, a ja siadam, robiąc jej miejsce na łóżku.- I już nie wywiniesz się czekaniem- śmieje się i podaje mi list.

Otwieram szwroko oczy, ale od razi go otwieram i wręcz sakcze z radości, kiedy kończe go czytać. Kimberly patrzy się na mnie wyczekująco, chcąc usłyszeć potwierdzenie dobrej nowiny. Podaje jej korespondencje i znowu zaczynam skakać po całym pokoju, a Kim dołącza po paru chwilach.

-Udało ci się! Teraz już nawet nie musisz iść na studia!- piszczy mi do ucha.

-No nie muszę- zaczynam się śmiać. Chwilę rozmawiamy na temat mojej nowej pracy i, że już następnego dnia powinnam iść do biura dopytać się o wszystkie szczegóły.

Potem leżymy w milczeniu, a ja przytulam się do Kimberly i dziękuję jej za tą szansę. Wiem, że to głownie dzięki niej dostałam tą pracę, więc jestem jej niesamowicie wdzięczna. Po raz kolejny mi pomogła, udowadniając, że jest naprawdę wspaniałą przyjaciółką.

Kim czerwieni się lekko na moje podziękowania i tłumaczy, że to naprawdę nic takiego i każdemu by pomogła. W to akurat nie wątpię, bo ta dziewczyna jest jednym z najlepszych, najmilszych oraz najbardziej uczynnych osób jakie poznałam. Jestem skłonna uwierzyć, że dla czyjegoś dobra jest w stanie poświęcić własne. A przy tym wszystkim nie zachowuje się jak bohater, nie unosi się nad innych. Jest wesoła, zabawna i lubi korzystać z życia.

-No dobra, dobra, ale co z tym wyjściem- zmienia temat i prawie spada z łóżka z podekscytowania.

-No nie wiem- mam ochotę się z nią chwilę podrażnić, ale widząc jej smutną minę, zaczynam się śmiać.- Oj oczywiście, że z tobą pójdę. Gigi znowu reżyseruje?

-Nie tym razem inna osoba, ale to zostaje w tajemnicy, przynajmniej dla ciebie mruga do mnie, a ja nie wiem czy mam się bać, czy cieszyć.

Kim popycha mnie do pokoju, chcąc pożyczyć mi swoje ubrania. Stajemy przed jej szafą, a ja spoglądam na nią niepewnie. Co prawda Kimberly ma świetną figurę, mieści się w moje rzeczy, ale są one na nią nieco, a nawet trochę bardziej za krótkie. W końcu dziewczyna jest ode mnie znacząco wyższa.

-Ja wrócę do siebie i wrócę ubrana, twoje rzeczy będą na mnie o wiele za długie- uśmiecham się do niej, a ona kiwa głowa.

Biegnę na dół, żeby założyć buty, a potem wybiegam na ulice. Jest dość chłodno, a ja chce jak najszybciej znaleść się w domu.

Wbiegając do środka nie ściągam nawet kurtki, tylko ruszam do siebie do pokoju, wołając przy okazji Natana. Chłopak szybko przychodzi do mojej sypialni i siada na moim łóżku, przyglądając się mi.

-Czego tak szukasz w tej szafie?

-Sukienki, ty też powinieneś ubrać się w coś ładniejszego, wychodzisz ze mną i z Kim na sztukę- patrze na jego reakację w odbiciu lustra.- Kimberly bardzo zależało żebyś być- uśmiecham się do niego, a on kiwa głową.

W końcu Natam uśmiecha się pod nosem i pyta, czy to prawda, że Kim chce się z nim zobaczyć. Ja wszystko potwoirdzam i po taz kolejny od jakiegoś czasu zastanawiam się, czy ich coś nie łączy. Choć to może za dużo powiedziane. Raczej zastanawiam sie, czy nie mają się ku sobie, bo wyraźnych kroków do bycia razem nie widze od rzadnej ze storn.

-No już, leć się ubierać- śmieję sie, a on wychodzi, zamykając za sobą drzwi.

Znowu zaczyam grzebać w szafie, aż w końcu wyciągam czarną, długą sukienkę. Dawno jej na sobie nie miałam, ale z tego co pamietam to jest dopasowana na górze i ładnie uwydatnia dekolt. Dół natomiast jest z deliaktnego, przeźroczystego materiału, który delialtnie spływa do kostek. Jest to raczej letnia kreacja, ale decyduje się zaryzykowac i włożyć ją na siebie. Do tego zakładam czarne szbilki, a włosy upinam w luźnego koka, którego spinam moją ulubioną spinką z małymi diamencikami. Nie wiem, czy nie przesadzam z tym wyglądaem, ale czuje, że dzisiejszy wieczór będzię wyjątkowy, że coś się wydarzy.

Kiedy kończę się malować przychodzi Natan, a na mój widok otwira buzie ze zdziwienia.

-Wiedziałem, że mam ładną przykacìółkę, ale nie, że aż tak- śmieje się i podaje mi ramie, a ja je przyjmuje.

Jedziemy po Kim, do której piszę SMSa, żeby czekała pod domem. Dzirwczyna wygląda tak dobrze jak ja, jeśli nie lepiej. Ma na sobie krótką, białą sukinkę, pasującą do jej ciemnej karnacji. Na stopach ma srebrne jazzówki, a na głowie wianek z białych kwiatków. Wygląda ślicznie i słodko, a Natan patrzy na nią jak zaczrowany.

-Hej- uśmiecha się do niego i macha do niego, a do mnie uśmiecha się niewinnie.

-Wyglądasz ślicznie- przytulam ją lekko, a potem daje znak przykacielowi, że możemy jechać.

Kimberly podaje mu jeszcze adres, a potem jedziemy dwadziescia minut do wyznaczonego celu. Tym razem przedstawienie jest w budynku, który wygląda na stary, ale jest wyremontowany i zadbany. Wchodzimy do środka, a tam jest już pełno ludzi. Zauważam Emilio oraz Gigi, a pare innych osob znam z wygladu. Mam ochotę podejść do kogoś i po prostu z kimś pogadać, ale widząc speszonego Natana postanawiam z nim zostać.

-Idę się przywitac z ludźmi, a zaraz po was wróce, żeby iść zająć miejsca- już chce odejść, ale mój przyjaciel chwyta ją za rękę i pyta się, czy może iść z nią. Kimberly czerwini się lekko, ale się zgadza.  

Zostaję sama, stoję jak kołek na środku wielkiego hallu, gdzie zgromadziło się podnad piędziesiąt osób. Nagle moja pewność znika, a ja czuje się malutka. Siadam na krześle pod ścianą i czekam, aż wrócą po mnie moi przykaciele.

Wcześniej jesnak zaczyna grać muzyka jak do walca, a ja słysze nad sobą znajomy głos:

-Czy zechcesz ze mną zatańczyć?

Podnosze głowę i patrzę mu w oczy. Podaję mu rękę, a on bierze mnie na środek hallu, który zmienił się w parkiet i zaczyamy tańczyc. Jego ręka jest na moich plecach i ani na chwile nie zjerzdża w dół. Leo zachwuje się nienagannie, czym zupęłnie nie przypomina tego chłopaka z którym całowałam się na blacie w kuchni.

-Gdzie nauczyłeś się tak tańczyć?

-Mama zapisała mnie na lekcję, nawet to lubiłem. Chodziłem na taniec towarzyski do ostatniej klasy liceum- uśmiecha się i przyciąga mnie do siebie, lekko caluje w policzek i znowu się odsuwa.

-Liczę, że dasz mi kiedyś lekcje- mrugam do niego, a potem przykladam usta do jego ucha.- Oczywiście tańca, a nie całowania się, te lekcje już od ciebie dostałam- śmieję się, odsuwając się od niego.

-Możesz na mnie liczyć, a jeśli chodzi o tamte lekcje, możemy jeszcze poćwiczyć- oblizuje usta, a potem oboje wybuchamy śmiechem.

-Może się zgodze- patrze na niego wiglarnie, a potem odchodze, bo taniec już się skończył.

No cześć!

Kolejna część i ojej jak się cieszę, że ją dodałam! Jak tam u Was? Kto ma ferie, kto skończył, a kto będzie dopiero mieć?

       Przesłodzone

Przeslodzone

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1388 słów i 7536 znaków.

Dodaj komentarz