Happyendów nie ma: rozdział jedenasty

Nie chcę się żegnać z Natanem, ale muszę. Ciągle coś ciągnie mnie do Polski. Podświadomie wiem, że to Kuba, ale nie chce się do tego przyznać.
-Pozdrów go ode mnie- uśmiecha się do mnie, kiedy znowu leżymy u niego na sofie. Co dopiero zjedliśmy pizzę, więc nie mogę się ruszyć, bo zjadałam zdecydowanie za dużo jak na moje możliwości, choć Natan i tak zjadł więcej.
-Kogo?- pytam, choć doskonale wiem o kogo mu chodzi.
-Twojego chłopaka- mruga do mnie, a ja biję go poduszką, zdecydowanie zbyt lekko, ale tego wieczoru nie mam dużo siły.
-Nie jest moim chłopakiem- śmieję się.  
-Tylko ostatnio jak cię odwiedziłem, namiętnie całowaliście się w kuchni, aż ode chciało mi się cokolwiek u ciebie jeść- krzywi się, ale zaraz potem zaczyna chichotać.- I pomyśleć, że kiedyś miałem nadzieję, żeby z tobą być.
-Jestem lepszą przyjaciółką niż dziewczyną, więc nic nie straciłeś, gwarantuję ci to- trzepoczę zalotnie rzęsami, żeby podkreślić mój żart. Udaje mi się, a Natan wybucha niepohamowanym, zabawnym śmiechem, który z czasem udziela się również mi.  
-Jak nie? Ten cały Leo mógł cię chociaż całować- jego ton jest sarkastyczny, ale jestem pewna, że tak naprawdę nie ma mi za złe, że nie jesteśmy razem.
-Ale teraz nie będziesz chociaż tęsknił za moimi słodkimi ustami, a on tak.
-Dobra! Skończmy gadać o twoich ustach! To niemoralne się tak nade mną znęcać! Mimo, że jesteśmy przyjaciółmi, ja jestem facetem i od czasu do czasu mam ochotę cię pocałować.
-No to okay, nie będę ci już o nich gadać- układam usta w dziubek i całuję Natana w policzek.
Tego wieczoru wychodzę od niego wyjątkowo wcześnie, bo nie jestem jeszcze do końca spakowana, a samolot mam już o piątej rano. Chłopak obiecał mi, że po mnie przyjedzie i weźmie jeszcze Kim, żebym mogła się z nią pożegnać jeszcze na lotnisku. Zapytałam też Leo czy jedzie z nami, ale on mi odmówił. Nie mam mu tego za złe, nie jestem dla niego nikim wyjątkowym, tylko kolejną dziewczyną z którą się całował. I on też nie jest dla mnie nikim specjalnym, jedynie odskocznią, żeby zapomnieć o moich problemach miłośnych.
Budzę się o północy i wiem, że wyglądam jak zombie, dlatego od razu idę do łazienki i przemywam twarz zimną wodą, która pomaga mi się rozbudzić. Za ścianą słyszę, że Kim też już się obudziła, żeby przyszykować się do wyjazdu na lotnisko. Mam tylko nadzieję, że nie wpadnie jej do głowy popłakać się na lotnisku.
-Ostatnie wspólne śniadanie?- pytam, kiedy wchodzę do kuchni. Kimberly stoi już przy kuchence i miesza coś na patelni.
-Dla mnie jajecznica, dla ciebie omlet- uśmiecha się promiennie.  
-Chyba cieszysz się, że wyjeżdżam- żartuję, a ona marszczy brwi, jakby mój kawał wcale jej się nie spodobał i może faktycznie tak jest.
-Gdybym tylko mogła to być cię adoptowała- wygląda jakby mówiła całkiem poważnie, ale po chwili zaczyna chichotać. Uderzam ją lekko w ramie i siadam na krześle, cierpliwie czekając na śniadanie, które już po chwili kładzie przede mną Kim.
-Smacznego- życzy mi i sama zabiera się za jedzenie.
Pod czas śniadania prowadzimy głośną dyskusję na temat jak to będzie, kiedy wyjadę. Kim od razu karze mi do siebie codziennie pisać, a raz na trzy miesiące przylatywać chociaż na tydzień. Ja śmieję się i delikatnie przypominam jej, że bilety samolotowe nie są za darmo.
-Racja- wzdycha.- To przyjedź chociaż na święta.
-Kusząca propozycja- poruszam zabawnie brwiami, przez co obie zaczynamy się głośno śmiać.
Natan jest po nas już o drugiej trzydzieści i jak na dżentelmena przystało, pomaga mi z walizkami. W samochodzie siedzę obok niego na miejscu pasażera, a usta mi się nie zamykają, ciągle mam coś do powiedzenia.
-Wiesz czego mi nie będzie brakować? Twojego gadania- śmieje się, a gdyby nie to, że prowadzi, dostałby ode mnie po głowie.
Do odprawy mam trochę czasu, więc idziemy na kawę i po raz ostatni wspominamy wszystko co się działo przez ostatnie tygodnie. Już widzę łzy w oczach Kim, która próbuje zatuszować je śmiechem, ale marnie jej to wychodzi.
W końcu wybija odpowiednia godzina, a ja staje w kolejce do odprawy. Za swoimi plecami widzę Natana i Kimberly, którzy czekają, aż oddam bagaż oraz odbiorę bilet, żeby ostatni raz mnie uściskać. Ludzie posuwają się wolno do przodu, a ja jestem praktycznie ostatnia, przez co zawsze się denerwuję.
W końcu udaje mi się odstać bilet i podbiegam do przyjaciół. Przytulam ich mocno, i jak nigdy, parę łez kapie mi po policzku. Natan też jest smutny, ale zaczyna się ze mnie śmiać, że jestem mięczakiem, a Kim po prostu się do mnie przytula i prosi, żebym nie wyjeżdżała. Byłaby to bardzo dobra propozycja, gdyby nie to, że Londyn nie ma czegoś, a raczej kogoś, kogo potrzebuję. Nie chcę im tego tłumaczyć, ale domyślam się, że sami wiedząc dlaczego nie mogę zostać. Natan wie to na pewno i chyba doskonale mnie rozumie.
W końcu nasze uściski stają się lżejsze, a ja odchodzę, co jakiś czas oglądają się za ramię, żeby zobaczyć czy nadal stoją za moimi plecami. Są tam i za każdym razem, kiedy na nich patrzę, machają mi i wysyłają buziaki, jakby byli moimi rodzicami.
Lot mija szybko, głównie dlatego, że śpię. Nie wiem, czy Kuba będzie na mnie czekał, bo kiedy napisałam mu o której ląduje, nawet mi nie odpisał. Pewnie był ze swoją dziewczyną.
Moja walizka pokazuje się jako pierwsza, więc szybko ściągam ją z taśmy i wychodzę z lotniska. Dzwonię do mojego przyjaciela, żeby powiedzieć mu, że już jestem w Polsce i może być najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Niestety Kuba nie odbiera, a ja klnę cicho pod nosem i zamawiam taksówkę, ze którą później zapłacę majątek.
Gdy już siedzę na miejscu pasażera, dzwoni mój telefon, a ja odbieram go szybko.
-Przepraszam za spóźnienie- słyszę głos Kuby i przewracam oczami.- Gdzie jesteś?
-W taksówce- odpowiadam chłodnym tonem, mając szczerą nadzieję, że go to urazi.- Dzwoniłam do ciebie, ale nie odbierałeś.
-Ach, tak, przepraszam- wzdycha ciężko.- Wczoraj razem z Hanią oglądaliśmy film, więc wyciszyłem telefon i zapomniałem go pogłośnić.
-Mniejsza już o to, po prostu wracaj do domu albo do swojej dziewczyny, nieważne, jak wolisz, ja muszę odpocząć, pa!- rozłączam się, nie dając mu dojść do słowa.
Jadę do mieszkania, wchodzę, a potem zamykam za sobą drzwi. Nie mam na nic siły, więc zostawiam walizkę w przejściu i idę położyć się na kanapie w salonie, bo w tej chwili droga do mojej sypialni wydaje mi się za długa i męcząca. Ledwo kładę głowę na poduszce, a już zasypiam.
Przez pierwszy tydzień kiedy jestem w Polsce nie odbieram od nikogo telefonów, nawet od Kuby, wróć, zwłaszcza od Kuby, który w tym momencie jest ostatnim człowiekiem z którym chcę się widzieć, czy rozmawiać. Już chętniej spotkałabym się z rodzicami i wysłuchała ich monologu jaka to ja jestem beznadziejna. O tak, ta perspektywa wydaje się tysiąc razy ciekawsza oraz lepsza.
Cały czas boję się, ze chłopak będzie chciał mi przedstawić swoją dziewczynę, a ja nie wytrzymam i zacznę na niego krzyczeć. Wtedy na pewno wyzwałabym go od dupków, idiotów oraz paru gorszych wyzwisk, których będę później żałować. Dlatego jak na razie wolę unikać go szerokim łukiem.
Moje życie w Krakowie znacznie różni się od tego w Londynie. Główną różnicą są imprezy, na które nie chodzę jak jakaś walnięta, a poza tym pracuję. Przyjmuję łatwe zlecenia fotograficzne, a czasami, żeby sobie dorobić opiekuję się dziećmi.  
Natana i Kim brakuje mi tak naprawdę już drugiego dnia. Rano nikt nie robi mi śniadania, a wieczorem nie mam się na kim położyć i z kim zjeść pizzy. Ogólnie czuję się samotna, bo Tina, Tomek, Zuza i jej chłopak studiują, więc nie chcę im przeszkadzać i zabierać czasu na naukę. Za to ja mogę chodzić codziennie na siłownię, spacer, basen, czy ściankę. W Londynie brakowało mi tego typu ruchu, więc z tym większą przyjemnością idę na pierwsze zajęcia z crossfitu.
Niespodziewanie dwa tygodnie po moim przyjeździe do mojego mieszkanie przychodzi Kuba. Znaczy przed moim wyjazdem nie było to dziwne, bo spędzaliśmy ze sobą całe dnie, ale od kiedy ma tą dziewczynę, coś się zmieniło, na gorsze.
-Kuba- otwieram szerzej oczy, ale wpuszczam go do środka. Idziemy razem do kuchni, a on d razu zaczyna robić sobie kawę. Ja już prawie zapomniałam, że on u mnie czuje się jak u siebie.
-Unikasz mnie?- pyta prosto z mostu, a ja nie jestem pewna, czy chcę być z nim do końca szczera. Pewnie powinnam, bo w końcu, jakby nie patrzeć, jesteśmy przyjaciółmi. Wybieram jednak wygodniejszą i, moim zdaniem, lepszą opcję, czyli kłamanie mu prosto w oczy.
-Jasne, że nie, dlaczego miałabym to robić?- patrzę na swoje paznokcie, byleby nie na niego, bo wtedy szybciej zorientuje się, że kręcę.  
-Nie odbierasz moich telefonów.
-Wybacz, mam mnóstwo pracy- kolejne kłamstwo. Mam parę sesji i prac do wykonania, ale nie aż tak dużo, żeby nie odbierać od niego telefonów. Przecież często się zdarza, że pod czas pracy piszę z Natanem, Kim, a czasem nawet z Leo.
-Aż tyle, że nie możesz poświęcić mi dziecięciu minut?
-Nie wiem- wzruszam ramionami.- Nie zastawiałam się nad tym.
Kuba przygląda mi się uważnie. Raz na jakiś czas barszczy brwi, później czoło albo krzywi usta. Wiem, że mi nie wierzy, ale nie mam zamiaru przyznawać się do mojego kłamstwa. Chłopak zalewa sobie kawę i dopiero teraz zauważam, że przygotował dla mnie kubek z herbatą. Słodzi mi dwie łyżeczki i podaje.
-Dziękuję- rumienie się lekko.
-Kłamiesz- mówi oskarżycielskim tonem.
-Nie, naprawdę dziękuję ci za tą herbatę.
-Nie mówię o tym! Ja po prostu wiem, że mnie unikasz, tylko nie mam pojęcia to zrobiłem źle. Brakuje mi ciebie. Jesteś moją ukochaną przyjaciółką, z którą uwielbiam gadać, imprezować i oglądać tandetne filmy. Ale ty się ode mnie odcinasz.
-To nie tak...- jęczę, nie chce mu nic mówić. Niech się ode mnie odczepi i zostawi w spokoju, tylko tego mi teraz potrzeba do szczęścia.
-W takim razie jak?
-Nie powiem ci- wdycham.  
Widzę, że Kuba jest już zirytowany, ale ja tak samo. Nie chce mu mówić, że jest miłością mojego życia, bo wiem, że on woli Hanię. Zresztą tu nie ma nic do gadania "woli, nie woli", on mnie w ogóle nie kocha. I to boli, naprawdę bardzo boli, dlatego karzę mu wyjść z mojego mieszkania, zanim popłaczę się na jego oczach.
-Iza?- patrzy na mnie pytająco, ale ja odwracam od niego wzrok.
-Wyjdź!- mówię głośniej, a kiedy jest już za progiem, zamykam mu z trzaskiem drzwi pod nosem.
Wracam do kuchni i daje oba kubki do zmywarki, żeby późnej położyć się na łóżku u mnie w sypialni i po prostu płakać. Dopiero teraz zauważam, że od czasów licem stałam się bardziej miękka oraz płaczliwa, a wszystko od razu zwaliłam na Kubę i moje uczucia do niego. Zanim go poznałam nie chciałam mieć chłopaka, a on tak zawrócił mi w głowie, że nie wiedząc kiedy zakochałam się w nim. Na początku z wzajemnością, ale jak to ja, musiałam wszystko popsuć. Teraz sama jestem sobie winna moich łez. Głupia idiotka.  

Hejo!
Jest jeszcze sobota, a rozdział w miarę długi, więc mam dzieję, że Was nim nie zawiodłam. I mam takie malutkie pytanko do tych, którzy czytali moje poprzednie opowiadanie: które jest lepsze? To nowe, czy to stare? A wszystkich Was się pytam, czy mogę coś zmienić, żeby Wam czytało się lepiej moje opowiadani?
                      Przesłodzone

Przeslodzone

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 2174 słów i 11845 znaków.

1 komentarz

 
  • Ewcia:D

    Świetna część, wybacz, że dopiero teraz komentuję, ale dopiero teraz przeczytałam, bo wcześniej nie miałam jak. Jak dla mnie to opowiadanie jest cudowne, jeszcze takiego nie czytałam, bardzo mi się podoba :) czekam na kolejną część

    16 gru 2016

  • Przeslodzone

    @Ewcia:D bardzo dziękuję za miłe słowa, to naprawę motywuję  <3

    17 gru 2016