Happyendów nie ma: rozdział piętnasty

-Jak idzie szukanie pracy?- do kuchni wchodzi uśmiechnięty Natan.

-Chyba skończy się na tym, że będę pracować jako kelnerka- wzdycham i patrzę w stronę lodówki. Od rana nic nie jadłam i jestem niemiłosiernie głodna. Przyjaciel widząc mój wzrok oraz punkt na którym go zawiesiłam, zaczyna się śmiać.

-Na co masz ochotę?

-Naleśniki, proszę?- mój uśmiech jest tak szeroki, że bolą mnie usta, a Natan powoli kiwa głową i robi się za obiad dla mnie.

Po pół godzinie siedzimy w salonie, oglądając mecz, bo tym razem chłopak postawił na swoim. Najbardziej podoba mi się koniec, kiedy ci wszyscy piłkarze zdejmują koszulki, żeby się wymienić lub tylko dlatego, że jest im gorąco. Dla takich widoków warto poświęcić 90 minut swojego i tak marnego życia.

W końcu pilot dostaję ja, przełączam na film i biorę telefon do ręki. Czuję na sobie badawczy wzrok Natana, aż w końcu przyjaciel wyrywa mi moją własność z ręki i zaczyna przeglądać. Robi złą minę, a ja wiem, że zaraz zacznie na mnie krzyczeć.

-Wiem, co powiesz, ale daj sobie wytłumaczyć- patrzę na niego błagalnie. Chce mu jeszcze raz wyłożyć całą sprawę, choć już wcześniej się ze mną nie zgodził. Ja jednak mogę próbować do skutku.

-Bella, ale ja nie chce, żebyś się wyprowadzała, moje życie dzięki tobie jest ciekawsze.

-To słodkie co mówisz, ale nie mogę kolejnym osobom zwalać się na głowę, muszę moje życie, wziąć w moje ręce. Innej rady nie ma. Muszę w końcu stanąć na swoim, wynająć mieszkanie, moje, nie rodziców i przestać żyć na kogoś rachunek. No i może powinnam przestać wszystkich dookoła ranić oraz użalać się nad sobą- wyliczałam, a Natan patrzył na mnie z dezaprobatą.

Chłopak chyba sobie wyobrażał, że do końca moich dni będę mieszkać z nim i jego rodzicami albo tylko z nim. Problem był z przyszłością. Co jeśli znalazłby sobie dziewczynę? Przecież nie mogłabym z nimi mieszkać, biedaczka mógłby czuć się nieswojo. Mój przyjaciel musiał też przewidzieć przypadek naszej kłótni. Mogło by się przecież zdarzyć tak, że między nami wywoła się jakaś wojna, a ja zostanę bez dachu nad głową, ponieważ dom będzie jego?

Dla mnie jedynym i najlepszym wyjściem był własny dom lub własne mieszkanie. Miejsce z którego nie miałabym ochoty wychodzić, tylko leżeć w łóżku.

Chłopak patrzy na mnie przez chwilę i nic nie mówi. Chyba nie spodziewał się takiej stanowczej odmowy z mojej strony. Żeby przerwać niezręczna ciszę, uśmiecham się do niego i proponuje, żebyśmy pojechali obejrzeć "Zmianę Warty", przed pałacem.

Natan posyła mi ostatni zły wzrok, a potem kiwa głową i zaczyna się śmiać. Nie wiem dlaczego to robi, ale jestem już w stu procentach pewna, że nie jest normalnym człowiekiem.  

Przy pałacu jesteśmy już godzinę później, bo Natan musiał sobie jeszcze kupić kawę na stacji i dopiero wtedy mogliśmy obrać docelowy kierunek.

-Będę do widzieć chyba czwarty raz w tym roku- chłopak przewraca oczami, ale wiem, że nie żałuje, iż jest teraz ze mną.

-Jak to?- pytam i biorę go pod rękę. Jestem całkiem podekscytowana.

-Za każdym razem, kiedy moi zdajomi przyjeżdżają do Anglii, chcą zobaczyć "Zmianę Warty", przecież to nic fantastycznego.

-Oj, Natan... gdyby tal było to co ci wszyscy ludzie by tu robili?

Przyjaciel rozgląda się dookoła i wzrusza ramionami, co uznaje za przyznanie mi racji, więc uśmiecham się zwycięsko. Natan widząc moją minę, szturcha mnie lekko i mówi, żebym się tak nie cieszyła, bo wyglądam na nienormalną.

Ceremonia przed pałacem robi na mnie nie małe wrażenie i z satysfakcją zauważam, że wartownicy naprawdę są ubrani w czerwono czarne mumdury.

Po wszystkim wsiadamy do auta i jedziemy na kolację, bo Natan wymyślił sobie, że powinniśmy uczcić podjęcie mojej decyzji o wyprowadzce. Wiem, ze nie jest zachwycony, ale jestem mu wdzięczna, że tak, i tak mnie wspiera.

Mała restauracja jest bardzo ładna i przytulna. Jak zwykle siadamy w rogu lokalu, przez co czuje się nieco bardziej odseparowana od reszty ludzi. Natan odsuwa mi krzesło i posyła idealny uśmiech, który szybko odwzajemniam.

-Pod czas uroczystości dostałam e-maila, zaproszono mnie na rozmowę o prace- cieszę się jak małe dziecko.

-A gdzie?

-Na stanowisko asystentki dyrektora gazety- zaczynam się śmiać.

Zdaje sobie sprawę, że dla Natana, który studiuje i pochodzi z bogatej rodziny, nie jest to wymarzona praca, ale ja się cieszę. Ja też nie mogę narzekać na pieniądze, które dostawałam od rodziców, jednak nawet taka praca jest dla mnie prawdziwą szansa.

-A co z fotografią?- Natan robi nieodgadnioną minę, a ja milkne. Nie zastanawiałam się, czy nie lepiej poszukać pracy, żeby robić to co lubię, raczej zależało mi na znalezieniu ogłoszeń z dobrze płatnym etatem. Najwidoczniej mój przykaciel bardziej przejmuje się moimi pasjami i przyjemnościami, niż ja sama.

-Zobacze, może kiedyś do tego wrócę- patrzę w bok, bo wiem, że kłamię. Jeśli moja praca mi się spodoba, będę dostawała awanse i dobre wynagrodzenia- nie widze powodu, zeby chociaz do końca studiów nie zostać na posadzie.

Jeszcze chwile rozmawiamy o jutrzejszym dniu, a Natan wymusza na mnie obietnice, że po wywiedzie o pracę pojade z nim na kawę i wszystko mu opowiem.

-A nie moge ci "wszystkiego", opwiedziec w domu?- prosze, a on przecząco kiwa głową i mówi, że przecież będziemy musieli jakoś świętować mój sukces.

-Nie wiem, czy mnie przyjmą- czerwinię się i biorę łyka gorącej czekolady, a potem biore kawałek ciasta do ust.

-Masz niska samoocenę.

-Nie prawda, jestem realistką- uśmiecham się, a potem sobie coß przypominam.

-Dzwoniła do mnie Kim- mówię i patrze na jego reakcje. Przyjaciel doskonale wie, że od jakiegoś czasu unikam dzoewczyny, do dlatego u niego zamieszkałam.-Chce się spotkać.

-I co teraz zrobisz?

-A co mam zrobić? Wieczorem do nich idę, od razu wezmę resztę moich rzeczy.

Widze po minie Natana, ze jest zadowolony z mojej odpowiedzi, już od dawna przekonywał mnie, że powinnam to zrobić. Ja jednak przez długi czas upierałam się na swoim. Nie chiałam spotkać się z Leo, choć przecież tak niedawno chciałam mu pomóc.

-To wracajmy już, musisz się jeszcze przygotować- Natan podnosi się z ktzesła, a ja robię to samo, wyciągając z portfela pieniądze, żeby zapłacić.

-Ja płace- mówi ostro, a ja przewracam oczami, cicho mrucząc pod nosem, że to dyskryminacja.

Stojąc pod tak dobrze znanymi mi drzwiami, denerwuje się jak nogdy. Nie jestem pewna co się teraz wydarzy, a może zdarzyć się dosłownie wszystko. Mogę pokłócić się z Kim, normalnie pogadać albo obie się poplaczemy. Z nami po prostu nigdy nic nie wiadomo.

Dzwonię do drzwi, a chwila którą czekam, wydaje mi się wiecznością, a z drugiej chwili jest za krótka. Przede mną staje Leo w białym podkoszulku i czarnych, dresowych spodniach, a mnie dech zapiera. Nie mogę oddychać, nie wiem co robić, a moje serce bije ze wzdwojoną siłą. Nie spodziewałam się, że to on otworzy mi drzwi, a miałam nawet nadzieje, iż tego wieczoru jedynie miniemy się, patrząc na siebie.

-Wchodzisz, czy nie?- pyta zniecierpliwiony, a ja kiwam głową i robię krok w jego stronę. Leo chwyta mnie za ręke i ciągnie do środka, do kuchni, a tam zaczyna całować.

Jestem tak zaskoczona, że po prostu staje, a dopiero po chwili oddaje pocałunek.

-Gdzie Kim?

-Na zakupach, kazałem jej kupic dużo rzeczy- uśmiecha się i znów mnie całuje.- Tęskniłem.

-Właśnie widać- śmieję się, a Leo podnosi mnie na blat. Zaczyna mi robić malinki na obojczku, a ja wiem, że powoli za bardzo się rozpędza. Nic jednak z tym nie robię, bo w tej chwili jest to to co najbardziej chce robić. Całować się w kuchni, na blacie z Leo.



Hejo, hejo!

Co tam? Witam Was i pytam jak się podobała część? Znowu trochę krótksza niż zwykle, ale usprawiedliwię się i pochwalę, że po prostu byłam w 7 godzinnej podróży do Warszawy. Jest tu ktoś z Warszawy?

     Przesłodzond

Przeslodzone

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1483 słów i 8219 znaków.

1 komentarz

 
  • Użytkownik wikax

    suuper kiedy nastepna część ?

    7 sty 2017

  • Użytkownik Przeslodzone

    @wikax w sobotę????????

    8 sty 2017