Happyendów nie ma: rozdział piąty

-Iza to jest Gigi, moja najlepsza przyjaciółka, Gigi to jest Iza, dziewczyna, która mieszka u mnie w domu.
-Sztuka była piękna- komplementuje ją od razu, a jej policzki robią się czerwone.  
-Dziękuję, ale to nic takiego. To tylko moja pasja- śmieje się i bierze drinka od kelnera. Dopiero teraz zauważam,  że w altenie rozłożono stoły z jedzeniem, a elegancko ubrani mężczyźni rozkoszą przekąski i alkochol. Zatrzymuje jednego z nich i biorę szampana.
Gigi już rozmawia z kim innym, śmiejąc się cicho. Gestykuluje rękami i żywo kręci głową. Wygląda tak zabawnie, że robię jej kilka zdjęć, a potem odchodzę pod ładnie oświetlone drzewo. Nie chce nikomu przeszkadzać, zwłaszcza Kim i Emilio, którzy flirtują że sobą obok sceny. Nie do końca wiem, czemu jeszcze nie są razem, ale jestem pewna, że zapytam ją o to.
Nagle przypominam sobie o Kubie, więc włączam telefon i sprawdzam czy nie napisał. Moja skrzynka jest pusta, a ja zaczynam czuć lekką irytacje oraz zawód. Już sobie wyobrażam dlatego mi nie odpisał, pewnie spotkać się z jakąś dziewczyną i jest zbyt zajęty, żeby pomyśleć o przyjaciółce. Czasami mam ochotę zerwać z nim tą chorą przyjaźń, bo wiem, że niszczy mnie od środka. Nienawidzę tego, że go kocham, a nie mogę go mieć. Tylko, że to ja jestem sobie winna, to ja zaproponowałam, żebyśmy zostali przyjaciółmi. Wtedy wydawało mi się, że tak będzie lepiej, ponieważ przez moje wyjazdy ciągle się kłóciliśmy. A teraz nie mogę znieść myśli, że jest z inną. Są chwilę kiedy zastanawiam się czy nadal mnie kocha, czy nadal możemy być razem, choć ostatecznie i tak stwierdzam, że to wszystko głupie . Od początku naszej znajomości powtarzaliśmy sobie, że happyendów nie ma, mieliśmy wtedy rację. Jednak jako młodzi i głupi ludzie, nie posłuchaliśmy swoich zasad, a ja teraz cierpię, bardziej niż kiedykolwiek.
Pewnie użalałbym się nad sobą dalej, gdyby nie mój telefon, który zaczyna dzwonić. Odbieram go, nie patrząc nawet kto to.
-Halo?- pytam i zauważam, że mam łamiący się głos, dopiero teraz zauważam, że płacze.  
-Iza, co się stało?- ciepły głos Kuby sprawia, że czuję się jeszcze gorzej. Obwinałam go, że się mną nie interesuje, a jednak zadzwonił. Jestem głupią idiotką i dobrze o tym wiem.
-Nic się nie stało- próbuje brzmieć trochę weselej, ale mi nie wychodzi, wiem, że mi nie wierzy.  
Słyszę jak wzdycha do słuchawki i wiem, że zaraz zacznie mi mówić, żebym nic przed nim nie ukrywała. Jednak gdyby wiedział to co ja wiem, nie nalegałby, przynajmniej tak myślę.  
W końcu uświadamiam sobie, że Kuba coś do mnie mówi, a ja nie wiem co. Szczypię się w rękę i proszę go, żeby powtórzył.
-Poznałem dziewczynę- mówi, a mi serce staje. Mam ochotę rozłączyć się albo rzucić telefonem. Czuję jak coraz bardziej kręci mi się w głowie i mam nadzieję, że nie zwymiotuje. Osuwam się na ziemię i opieram głowę o drzewo, muszę być silna. Muszę być dobrą przyjaciółką i udawać, że nic mi nie jest.
-Jak ma na imię ta biedna dziewczyna?- śmieje się cicho, może akurat nie usłyszy, że jest on udawanyny.  
-Hania- jest taki szczęśliwy, a ja chciałbym się cieszyć jego radością, ale nie umiem i nic nie mogę na to poradzić.  
-Powiedz mi coś o niej- proszę, jakby zrobiła to dobra przyjaciółka, którą nie jestem, nie potrafię. W końcu nie jestem z nim szczera i udaje, a bliscy sobie ludzie nie powinni niczego udawać.  
-Idę czego by tu zacząć. .
-Od początku- zachęcam go, choć wiem, że nie powinnam, bo mogę w końcu nie wytrzymać i rozpłaczę się na dobre.
-Hania jest inteligentna i w tym roku zaczęła chodzić ze mną na zajęcia. Jest naprawę zabawna i miła, myślę, że ją polubisz- mówi, a ja wiem, że tak się nie stanie. Będę o niego zazdrosna, tak jak zawsze. Już czuję, że jej nienawidzę i jest mi z tym źle, bo nawet jej nie znam. To okropne, że taka jestem, ale nic na to nie poradzę. Na szczęście Kuba jest na tyle ślepy, że nie widzi co się ze mną dzieje, jak bardzo nie znoszę jego widoku z innymi dziewczynami.
-Na pewno się dogadamy- kłamie, a on zaczyna opowiadać mi jeszcze więcej faktów o tej całej Hani. Ona jest dla niego idealna, nie to co ja. Ja i Kubą to dwa przeciwne bieguny. On, choć czasem roztrzepany i leniwy, nie co chce robić w przyszłości, planuje mieć żonę z którą stworzy prawdziwy dom. A ja? Ja niby tak dobrze zorganizowana o pracowita, kocham się bawić, nie myśląc o konsekwencjach, nie mam żadnych planów, moja przyszłość to jedna, wielką niewiadoma, ale ja nie chcę się zmieniać.  
-Wiesz co, Izu?- zaczyna, a ja wiem co chce powiedzieć "muszę kończyć bo jestem umówiony z Hanią" albo cóż podobnego.
-Twoja dziewczyna przyszła?
-Jeszcze nie dziewczyna- poprawia mnie.
-Ale przyszła?
-Tak- śmieje się z zażenowaniem do słuchawki, żegna się i rozłącza.  
Ja zdruzgotana nadal siedzę pod drzewem, nie oczekując, że ktokolwiek się mną przejmie. Dlaczego miałby to zrobić, skoro nawet mój przyjaciel nie jest zainteresowany tym co mnie.
Postanawiam wrócić do domu, więc łapie taksówkę i podaje adres domu. Dopiero pod drzwiami łapie się na tym, że nie mam kluczy. Zła i smutna, zaczynam z furią kopać drzwi, aż w końcu słyszę  za sobą śmiech. Odwracam się szybko i widzę jakiegoś chłopaka. Stoi oparty o niski  murek i uśmiecha się do mnie. W świetle lamp ulicznych prawie go nie widzę, tylko ten uśmiech i prawie czarne oczy, które mają w sobie szczęśliwe iskierki.  
-Co ci te biedne drzwi zawiniły?- pyta, a ja siadam na schodku i chowam twarz w dłoniach. Nie mam siły na rozmowy.
-To nie one- szepcze i słyszę jak furtka się otwora i ciche kroki chłopaka.  
-A co?
-Moje życie- śmieje się smutno, a nieznajomy siada obok mnie. Nie wiem dlaczego to robi, ale nie jest to do końca normalne.  
-Nie może być tak źle- szturcha mnie lekko, chyba po to, żeby poprawić mi humor.
-Dlaczego to robisz?- pytam, a on patrzy na mnie zdziwiony.  
-Co robię?
-Siedzisz obok nieznajomej osoby, która prawdopodobnie jest niezrówoważona psychicznie, a do tego ją pocieszasz, to nie ma sensu.
-A czy wszystko co robimy musi mieć sens?- obserwuje niebo i gdyby nie to, że pomysłałby, że jestem do końca nienormalna, zrobiłabym mu zdjęcie.  
-Nie musi, w sumie nic nie ma- wzdycham. Jestem już zmęczona tym dniem, zbliża się północ, a ja nadal nie śpię, choć mam na to wielką ochotę. Te kilkanaście godzin było dla mnie zbyt emocjonalne, żebym miała na cokolwiek jeszcze siłę, a tym bardziej nad zastanawianiem się, czy życie ma sens.
-Dlatego nie pytaj mnie dlaczego tu siedzę. Po prostu zobaczyłem wściekłą, elegancko ubraną  dziewczynę , kopiącą drzwi i nie ma co, zaintrygowała mnie- uśmiecha się do mnie, a potem znów patrzy na gwiazdy. Jestem prawie pewna, że studiuję filozofię i dużo czyta. Wydaje mi się, że zawsze lekko stąpa po ziemi i nie lubi brać życia na poważnie.  
-Szkoda, że ją jej  nie widziałam- żartuję i zaczynam się śmiać.- Musiała wyglądać żałośnie.
-Nie żałośnie, ładnie, nawet pięknie- puszcza mi oko, ja czuję jak się rumienie, choć to głupie. To zwykły chłopak, którego słowa nie powinny robić na mnie większego wrażenia.  
-Hmm, szkoda, że nie ma jak dostać się do swojego tymczasowego domy- wzdycham i patrze na drzwi za moimi plecami. Nieznajomy pyta mnie dlaczego tylko tymczoway i stwierdza, że nie jestem z Anglii. Że śmiechem przyznaje mu rację, mówię, że jestem Polką, a potem tłumacze dlaczego jestem w Londynie i na jakich warunkach.
-Robisz się coraz bardziej ciekawa i jeśli chcesz, możesz dziś przenocować u mnie.  
-No nie wiem...- waham się. Przecież go nie znam, nie jest rozsądnie iść do domu chłopaka, którego się poznało o północy i rozmawiało jedyne czterdzieści minut.
-Sama mówiłaś, że nie znałaś tej całej Kim, a jednak przyjchałaś- zauważa słusznie, choć nie chce mu tego przyznać.  
-Ale rozmawiałam z nią przez internet.
-A ze mną rozmawiasz teraz- uśmiecha się, a ja wiem, że nie przestanie nalegać, aż się nie zgodzę.  
Wzdycham ciężko i kiwam głową, ostatecznie zgadzając się iść z nim do domu. Chłopak podnosi się i podaje mi rękę, którą przyjmuje. Jego dłoń  jest duża, ale zimna, zresztą nie jestem zdziwiona. Na dworze jest już dość zimno, a on jest w samym podkoszulku z samym którym rękawem.  
Idziemy jakiś czas w zdłóż ulicy, nic nie mówiąc, aż w końcu skręcamy w lewo. Na tej ulicy są duże domy, bogato zdobione i zadbane. Dochodzimy do jej końca, a chłopak zatrzymuje się przy furtce i otwora ją na oścież, puszczając mnie przodem.
Wchodzimy do domu, a on zaświeca światło, które jest pięknie rozstrzepiane przez duży żyrandol. Patrzę na niego przez jakiś czas, aż w końcu zdejmuje buty i czekam, aż nieznajomy coś powie.
-Rodzice wracają dopiero jutro rano- mówi mi, a ja szerzej otwieram oczy.
-Mieszkasz z rodzicami?
-No tak- uśmiecha się do mnie przepraszająco.- Na taką chatę mnie jeszcze nie stać.
Przeprasza mnie, że mi nie powiedział, a ja zapewniam, że nic się nie stało. Jestem mu naprawdę wdzięczna i zmęczona, nie mam siły przejmować się teraz takimi sprawami.  
Chłopak prowadzi mnie do pokoju gościnnego, który okazuje się wielki i elegancki. Uśmiecham się do niego, dziękując, a potem prosząc, żeby wyszedł, bo jestem naprawdę zmęczona oraz zdołowana.  
-Dobrze- kiwa głową, podchodząc do drzwi.- Dobranoc piękna nieznajoma.  
Wychodzi, a ja ściągam sukienkę i buty, a potem wchodzę do łóżka i szybko zasypiam.  
Rano budzi mnie pukanie do drzwi, przez które wchodzi nieznajomy. Jest ubrany w szare dresowe spodnie i biały podkoszulek. Siada na krańcu łóżka i uśmiecha się do mnie promiennie. Trudno mi nie odwzajemnić jego gestu, więc już po chwili sama uśmiecham się od ucha do ucha.
-Jak się spało?- pyta.
-Masz bardzo miękkie łóżko- śmieje się.
-Och, a już myślałem, że poczujesz ziarnko i okażesz się moja księżniczką- wzdycha.
Ja przewracam oczami, ale tak naprawdę chłopak mnie śmieszy. Jest naprawdę zabawny i miły, choć może tylko udawać. Wolę jednak myśleć, że jest fajny i gdyby nie to, że za mniej niż miesiąc wyjeżdżać, moglibyśmy się zaprzyjaźnić.
W końcu proszę go o jakiś podkoszulek i spodnie, choć wiem, że będą na mnie zadłuże. Chłopak śmieje się i wychodzi z sypialni, a po jakimś czasie wraca z głupim uśmiechem oraz ciuchami w rękach. Wszystko co przyniósł rzuca na łóżko, a ja zabieram to szybko, a potem zakładam na siebie pod koudrą.
-Jestem głodna- mówię bez ogródek, a on kiwa głową, widocznie rozbawiony i zaprasza mnie na dół, do kuchni.
Przy stole siedzi jakąś kobieta i mężczyzna, którzy mają około 5o lat. Oboje są elegancko ubrani, czytają gazetę. Kiedy wchodzimy do środka, podnoszą na nas wzrok, uśmiechając się. Nie wydają się zdziwieni moim widokiem, więc albo chłopak już im o mnie powiedział, albo często zaprasza dziewczyny do domu. Nie wiem czemu, ale wolę, żeby to pierwsze okazało się prawdą. Może po prostu nie chce być jedną z wielu. Nigdy tego nie lubiłam.  
-Ty jesteś tą piękna dziewczyną z ulicy?- uśmiecha się do mnie kobieta, a ja sobie myślę jak głupio brzmi "piękna dziewczyna z ulicy".
-Tak to ja- kiwam głową i siadam przy stoliku, a nieznajomy robi mi kawę.  


No hejo!
Jak tam u Was? Czy tylko ja tak bardzo cieszę się na długo weekend?
Co myślicie o zachowaniu Izy? Czy powinna powiedzieć prawdę Kubie? I czy dobrze zrobiła przychodząc do domu nieznajomego chłopaka?
Komentujcie i czytajcie dalej!

                            Przesłodzone

Przeslodzone

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 2192 słów i 11892 znaków.

Dodaj komentarz