Reguła zabijania cz. 7

– Do zobaczenia – rzekł Ronald.
– Być może.
Wyszedłem z jego pokoju i wszedłem do sekretariatu. Rzuciłem okiem na wszystko jeszcze raz.
– Do zobaczenia, Claro.
– Do zobaczenia, panie Siena.
   Wyszedłem z budynku. Z całą pewnością służby bezpieczeństwa nie miały tu nasłuchu, ale Clara pewnie była bardzo ostrożna. Zachowała się idealnie.
Pojechałem do domu. Ramzes już od progu chodził koło moich nóg.
– No stary, nie mogę zmieniać harmonogramu, dlatego wybacz, że nic ci nie dam  jedzenia.
Kot potowarzyszył mi jeszcze chwilkę i usiadł w rogu kanapy. Wszedłem do mojej pracowni. Usiadłem przy konsoli. Wysłałem wiadomość do Ottona. Prawdopodobnie będzie mocno zaskoczony jego treścią. Wróciłem do salonu, a kiedy usiadłem na kanapie, kot od razu znalazł się na moich udach. Miałem już plan. Wejście z bronią raczej nie wchodziło w grę, a poza tym lubiłem wykorzystywać swoje ciało. Zawsze, gdziekolwiek się znajdowałem leżało mnóstwo przedmiotów, które mogły stać się narzędziem zbrodni. Obejrzałem sobie plac przed biurem Ito Usinoko. I w tym momencie coś sobie uświadomiłem. Jaką miałem pewność, że w tej rzeczywistości mają identyczny plan? Deermil przyszedł w naturalnej postaci, czy to świadczyło, że Usinoko i Xsi – Ming nie planują czegoś złego? To nie świadczyło o niczym. Może tylko potwierdzało teorie, że jest inna sytuacja niż w poprzedniej rzeczywistości. I znowu pewnie tylko ja wiedziałem, że jest inna rzeczywistość i tylko dzięki nadzwyczajnemu darowi pamiętania rzeczy, których pamiętać nie powinienem.
Postanowiłem wykorzystać tylko swoje ciało, by zabić zarówno Xsi– Minga jak i Ito Usinoko. Kwadrans przed zakończeniem pracy Clary pojechałem po nią.
– Witaj – rzekłem na niej widok.
– Witaj Scott. Naprawdę chcesz to zrobić?
– Oczywiście. Zawiozę cię do zakładów gdzie jest szefem Michael Jones. O osiemnastej zabiję Xsi – Minga i Ito Usinoko. Powinnaś zabić Michaela Jonesa o tej samej porze.
– Zupełnie nie wiem jak to zrobię.
– Wystarczy, że się z nim spotkasz. Będzie zaskoczony, a następnie będzie cię chciał aresztować i potem zabić. Wówczas to uruchomi, co masz w sobie. Zobaczysz.
– Mówisz z takim przekonaniem. Zupełnie tego nie widzę.
– Zawiozę cię i zobaczysz. Nie musisz, możesz odmówić. Nie mogę cię zmusić.
– Zrobię to, bo cię kocham. Wierzę, że mnie nie zawiedziesz.
– Nigdy, Claro.
– Możemy jechać, Scott.
Ruszyliśmy. Zakłady, których właścicielem był Jones znajdowały się po przeciwnej stronie Calfy. Wyleciałem na wysokość dziesięciu kilometrów. Oczywiście wiedziałem, że czujniki zarejestrują jednego obywatela Calfy, który opuścił miasto bez zezwolenia. Nie powiedziałem Clarze, o tym. Być może zdawała sobie sprawę, że i tak pakuje się w większe kłopoty. W międzyczasie postanowiłem nie lecieć z nią do NX tylko zaraz po zamachu zamierzałem lecieć do Thomas Bramsa i jego żony. Usiedliśmy łagodnie przed głównym budynkiem. Z powietrza widziałem wielkie, ciągnące się kilometrami hale. Pocałowałem krótko Clarę.
– Powodzenia.
Nie wyglądała na zaskoczoną. Ruszyłem ostro. Mieliśmy piętnaście minut do osiemnastej.
Wróciłem za pięć szósta pod inną część Remixu. Dom Ito znajdował się wiele mil za Calfą, tam maiłbym minimalne szanse. Nie dysponowałem bombą wodorową o mocy sto pięćdziesiąt milionów ton.
Wszedłem do wielkiej sali. Znajdowało się tu około czterech tuzinów ochroniarzy. Podszedłem do głównego blatu. Siedziała tam młoda kobieta, bardzo piękna brunetka, ale nie tak ładna, jak Clara.
– Czym mogę służyć? – zapytała
– Nazywam się Scott Siena. Mam ważną osobistą informację dla pana Ito.
– Pan Ito ma teraz spotkanie.
– Wiem, jest z panem Xsi – Mingiem.
– Tak własne – odrzekła zdziwiona – zapytam. – Proszę poczekać.
   Szedłem na ostro. Liczyłem, że pozwolą mi wejść. W końcu przed kilkoma godzinami dano mi ofertę za dwadzieścia milionów kredytek.
Czekałem tylko minutę. Dziewczyna się uśmiechnęła.
– Proszę wejść, pan Usionoko i Xsi–Ming Pao, czekają.
Minąłem dodatkowy tuzin ochrony. Ubrani jak dawne grupy antyterrorystyczne tylko od tamtego czasu technologia poszła bardzo do przodu. Wiedziałem, że dwaj panowie w życiu nie przypuszczają co ich czeka. Sprawdziłem czas. Miałem dokładnie szóstą. Clara powinna również zacząć ostatnią rozmowę z Jonesem.
Usinko trzymał się dobrze, chociaż nie tak jak mój przybrany ojciec, Baxter. Co prawda, liczył dziesięć lat więcej od Ottona. Siedzieli przy stole z naturalnego hebanu, dekorowanym złotem. Pili dobry szampan. Czułem aromat. Xsi– Ming się uśmiechnął, ale niezbyt szczerze.
– Cóż za spotkanie. Właśnie rozmawiałem z panem Ito o panu. O ile wiem, mamy zjeść o siódmej w NX i chciałem pana poznać, ale okazja nadarzyła się już teraz.
– Gratuluje wyboru. Czy Clara Wilkinson jest warta milion kredytek? – zapytał Ito.
– Clara jest bezcenna. Ciekawe jest to, panie Usinoko, że wynajął mnie pan bym zabił Bramsa i sam mu pan zamierza o tym powiedzieć. I zaplanowaliście we trójkę zabić nas bombami wodorowymi. Chodzi o maszynę czasu, prawda?
Jeżeli ktokolwiek kiedykolwiek zdziwił się mocno, to taki wyraz twarzy dostrzegłem na ich twarzach.
– Skąd pan to wie? – rzekł powoli Usinoko.
– Właśnie z powodu maszyny czasu. Miliard androidów z mózgiem geniusza i duchem Kuby Rozpruwacza.
– Cóż, skoro to wiesz, mamy dla ciebie propozycję. Dołącz do nas. W sumie kolejna dwójka niczego nie zmieni.
– Co za hojność. Czy pan Usinoko ma młodszą wersję swojej żony? A tak na marginesie. Nie zabije pan Mikao Tagano. Czekać tyle lat na zemstę, niebywałe! W tej sytuacji... No tak, te rakiety miały zabić tylko ją.
Twarz Usinoko przybrała wyraz jakby zjadł coś bardzo gorzkiego.
– W takim razie musimy zrezygnować z pana usług – rzekł stary Japończyk.
Widziałem, że wyciągnął rękę w kierunku przycisku alarmowego.
Zwykle w czasie prywatnych spotkań wyłączano wszelkie kamery i inne czujniki. Gdybym miał broń z pewnością ochrona nie pozwoliłaby mi wejść. Miałem tylko ręce. Dość sprawne i szybkie odruchy ciała. Mogłem złapać go za rękę i nie pozwolić dotknąć przycisku, ale nie przybyłem negocjować czy dyskutować o czymkolwiek. Przybyłem ich zabić. Autentycznych ludzi, a nie doskonałe androidy. Zanim dłoń Japończyka dotarła do przycisku już nie żył. Uderzyłem go precyzyjnie w skroń dużej wielkości podręcznym ekranem. Nawet się nie roztrzaskał. Xsi Ming krzyknął, ale chyba wiedział, że dźwiękoszczelne pomieszczenie nie przepuści jego głosu. Zerwał się z fotela i próbował dostać się do wyjścia. Nie mogłem na to pozwolić. Tym samym ekranem zbudowanym z ciekłych kryształów, ale obudowanych tytanem trafiłem go w prawe kolano. Upadł na dywan. Dotarłem do niego po ułamku sekundy.
– Dlaczego? – zdołał zapytać.
Nie otrzymał odpowiedzi. Uderzyłem precyzyjnie w tchawicę. Zdołał zacharczeć i koniec. Przemknęła mi myśl jak Clara sobie radzi. Wyrzuciłem dysk w kierunku okna. Niestety nie zadziałał. Nawet w tym czasie i świecie czasem urządzenia zawodziły. Zamiast próbować, odwróciłem dysk siedmiocentymetrowej średnicy i odczytałem kto go wykonał. Korporacja Michaela Jonesa. Zbieg okoliczności?
Teraz znalazłem się w kłopotach. Mimo że nikt z tego pokoju nie zdołał zawiadomić ochrony, zrobiły to inne maszyny. Wszyscy ludzie mieli w swoich systemach detektory funkcji życiowych. Z pewnością i Usinoko i Xsi Ming mieli i to super klasy. Po ułamku chwili drzwi wejściowe wyleciały, po użyciu siły taranu. Nie miałem czasu patrzeć ilu jest przeciwników. Zaczęli strzelać. Wyuczono mnie podczas treningu jak schodzić z linii strzału. Bardzo trudna sztuka, szczególnie jeżeli kilka osób jednocześnie do ciebie strzela. Oddalanie się lub chowanie za osłaniające przedmioty, niewiele daje. Tylko zbliżenie do strzelającego daje szanse. Często ludzie posiadali indywidualną broń, z której tylko oni mogli strzelać, jednak cena takiego pistoletu czy karabinu była bardzo wysoka. Na szczęście strażnicy pana Usinoko takich nie posiadali. Dotarłem bez szwanku do najbliższego prywatnego agenta. Teraz on stał się żywą tarczą. Po chwili pozostali czterej jego kompani, nie żyli. Moje szanse przeżycia malały. Na szczęście nikt nie użył na razie gazu, bo chcieli mnie po prostu zastrzelić. Teraz miałem broń. Nie chybiałem, a pistolet miał praktycznie nieograniczony magazynek. Tak działo się w systemie. Ktoś musiałby odłaczyć główny komputer by kule przestały się materializować w jakimkolwiek magazynku. Dostrzegłem i słyszałem jak zamykają się wejścia i w końcu ktoś odłączył komputer. Zostawiłem dwa tuziny trupów, ale do akcji weszły roboty obronne. Tym nie mogłem dać rady. I pomyśleć, że zginę przez głupią, wadliwą maszynkę obronną. Widocznie jednak szczęście mi dzisiaj sprzyjało. Zamiast pomóc Clarze, ona pomogła mnie. Jak tu się dostała, pozostawało zagadką? Salwa z podobnego do mojego Błysku pojazdu wyłączyła z działania sześć robotów obronnych i oczywiście rozwaliła tę pancerną szybę, przez którą jeszcze parę minut temu Ito i Xsi mogli podziwiać bezludną okolicę. Wleciała do środka.
– Pospiesz się Scott – usłyszałem jej miły głos.
Wskoczyłem do środka.
– Tam jest mój Błysk – pokazałem ręką.
– To prywatny pojazd Jonesa, nie podoba ci się?
– Nie wiem jak ci się udało nim przylecieć, ale z pewnością bez właściciela nie utrzyma się więcej niż kwadrans.
– Mam oko, inaczej bym nie uruchomiła i nie wsiadła.
Wszędzie słychać się dało syreny alarmowe.
Wylądowaliśmy po kilku sekundach przy moim pojeździe.
– Zaraz poczęstują nas rakietami – rzekła.
– Nie, jeżeli zniszczę wieżę naziemnego postrzegania. Ponowne połączenie z kosmicznymi satelitami też trochę im zajmie.
Usunąłem historę lotu w pojeździe Michaela, a sami wsiedliśmy pospiesznie do mojego cacka. Pierwsze co zrobiłem to rozwaliłem wieże kontrolną. Intuicyjnie wiedziałem gdzie się znajduje. Bardzo skomplikowaną trajektorią zaczęliśmy się wznosić do góry.
– Gdzie lecimy, Scott?
– Do Thomasa Bramsa.
Wiedziałem z poprzedniej przeszłości, że Clara wytrzyma przyspieszenie dochodzące do dziesięciu G. Szliśmy szybko i wysoko. Jednocześnie wysyłałem do systemu zakłócenia. Otton też robił co mógł. Liczyłem, że nie powitają nas rakiety jak poprzednim razem. Mieliśmy trochę czasu i jak na razie nikt nas nie atakował.
– Jak ci poszło, kochanie?
– Dobrze. Martwię się o Ramzesa.
– Wszystko będzie dobrze. Będzie miał jedzenie i picie do czasu naszego powrotu.
– O ile wrócimy.
Spojrzałem na nią.
– Dlaczego tak mówisz? Zabiliśmy ludzi, którzy nam zagrażają. Zapomniałem podziękować za uratowanie tyłka. A tak w ogóle, jak to zrobiłaś?
– Chcesz szybką wersję czy dokładną?
– Ze wszystkimi szczegółami.
– W takim razie słuchaj. Nie sądziłam, że jestem do tego zdolna. Słuchałam co mówisz, a z drugiej strony nie wierzyłam, że zdołam cokolwiek. Najpierw w jego budynku nie chcieli mnie wpuścić. Musiałam użyć fortelu i poprosiłam by zapytali Jonesa. I on mnie sam zaprosił. Kiedy wszłam do jego biura wpatrywał się we mnie i rzekł, że jestem zbyt ładna aby zginąć i nie mógł się zgodzić w tej sprawie z szefem. Sądziłam, że chodzi mu o Usionoko. Wyobraź sobie co potem chciał zrobić. Oświadczył mi, że spróbuje wynegocjować moje życie za przysługę. Zapytałam co ma na myśli i powiedział, że jestem atrakcyjna i że rozumiem. Zapytałam, czy dlatego mnie wpuścił, a on się roześmiał i rzekł, że i tak już nie żyję tylko o tym jeszcze nie wiem i tylko on może mnie uratować. I to ostatnie co zarejestrowałam jako Clara Wilkinson, jaką znam. Resztę zobacz na filmie, bo się nagrał.
Zapomniałem ją poinformować, że w wyposażeniu dysku, który jej dałem, była kamera.
– Przynajmniej twój zadziałał.
– Twój zawiódł i wiem dlaczego. On to wszystko ukartowali.
– Swoją śmierć?
– Ktoś jest nad nimi. Tak sądzę, tylko kto? Szefem jest Chińczyk.
– Był – odrzekłem.

Jak wiedziała, gdzie należy podłączyć nagranie, nie zapytałem. Nastawiłem automatycznego pilota i układ obronny i patrzyłem na nagranie. Zaczęło się od tego, że Michel wyciągnął dłonie by ją przytulić, ale chyba nie mógł wiedzieć, że Clara nie jest seksownym kociakiem, przynajmniej dla niego. Złamała mu kark jak zapałkę i po chwili wyjęła oko. Sam widok raczej nie wyglądał na miły. Rozwaliła mu głowę o kant biurka, wyjęła oko i włożyła do opróżnionej buteleczki po jakiś pastylkach, która znalazła na jego biurku. Zamiast rozwalić okno i uciec usiadła na jego fotelu i czekała. I to, co zobaczyłem potem, mocno mnie poruszyło. Clara z pewnością była człowiekiem, ale chyba jeszcze czymś, albo ten zalogowany w niej program czynił ją taką. Najpierw otworzyła drzwi i stała jakby czekając na odstrzał. Kule mijały ją jakby wiedziała gdzie lecą. Poruszała się dziesięciokrotnie szybciej niż zwykły człowiek, a potem jeszcze szybciej, bo musiałem zwolnić dwadzieścia razy prędkość odtwarzania filmu, by wiedzieć gdzie się przemieszczała. Podobnie jak u Ito Usioko, kiedy ludzie zawiedli, weszły do akcji roboty obronne. I tego już zupełnie nie rozumiałem. Podbiegła z nadludzką prędkością do jednego z nich, coś mu zrobiła i po chwili roboty wzajemnie się wykończyły. Dopiero wówczas rozwaliła okno i wylądowała tuż przy pojeździe Jonesa. Kula ją chroniła, ale jak Clara nią kierowała by znalazła się tam gdzie trzeba, nie miałem pojęcia. A ja nawet nie wiedziałem, że tak można. Potem uruchomiła pojazd i przybyła mi na pomoc.
Popatrzyłem na nią i zapytałem.
– Jak to wszystko możliwe?
– Pytasz mnie? Nie mam pojęcia.
– Co zbroiłaś robotom?
– Nie wiem, ważne, że posłuchały. Martwi mnie co innego. Polubiłam to, cholera. Zabiłam sporo ludzi i powinnam płakać, a sprawiło mi to przyjemność.
– Nie wiem co powiedzieć. Może jak dolecimy do Thomasa on coś znajdzie u ciebie.
– Pamiętam co robiłam, tylko nie wiem jak. Co oni mi zrobili i kiedy. I kto?
– Nie wiem skarbie.
Mimo kombinezonu próbowała mnie przytulić.
– Może zdejmę?
– Nie rób tego. Lecimy na wysokości trzydziestu pięciu kilometrów i w kabinie nie ma za dużo tlenu.
– Twój Błysk nie jest hermetyczny?
– Nie wiem. W sumie może i jest, bo pływałem nim kilka razy pod wodą.
Nigdy o tym nie pomyślałem. Clara zdjęła hełm i zaczęła majstrować przy moim.
– Jak się czujesz Scott?
– Normalnie. Dziwne.
Delikatnie mnie pocałowała. Popatrzyła w swoisty sposób.
– Claro nie. To nie jest dobry pomysł.
– Niech ci będzie. Ale hełmu nie zakładam.
– Jak będzie trzeba to zrobisz to. Na razie lecimy jednostajnie. Jakkolwiek jesteś człowiekiem, przynajmniej tak czuję i gdybyśmy musieli być narażeni na wielkie przyspieszenie niechciałbym aby ci się stała krzywda.
Clara popatrzyła na mnie uważnie.
– Co to znaczy jak jestem człowiekiem? Przecież nie jestem androidem?
– Nie gniewaj się kochanie. Jesteś jak najbardziej naturalna, ale ten program... człowiek nie porusza się z taką szybkością a jeszcze nigdy nie słyszłaem by ktoś tak załatwił roboty obronne.
– To nie moja wina, zrobiono mi to bez mojej zgody.
– Czuję się z tobą bezpiecznie.
– To dobrze. Wiesz, że cię kocham.
– Ludzie zakochują się po tygodniu, miesiącu, ale i od pierwszego wejrzenia.
– I tak pokochałem ciebie.
– A ja, kiedy cię zobaczyłam, od razu wiedziałam, że to ten, na którego czekałam na całe życie.
– Ja pamiętam oba razy. Ponieważ pamiętałem cię z tamtej rzeczywistości drugi raz odczułem inaczej. Właściwie nie mogę powiedzieć, że były dwa razy, bo dla mnie był jeden.
– Masz wyjątkowy dar z tą pamięcią.
– Tak – kiwnąłem głową – najbardziej realny jest ten najdawniejszy.
– Chodzi ci o mamę?
– Tak. Cudowne odczucie. Czułem się tak bezpiecznie a jedyny odgłos, to bicie jej serca. Czasem słyszałem inne, ale nie odbierałem tego źle.
– No cóż, wszystkie czynności dają odgłosy. To są tylko odgłosy.
– Całe dojrzałe życie szukałem, kto kazał ją zabić. Jestem zły, że nie mogę tego odkryć.
– Gdybyś odnalazł tę osobę, zabiłbyś ją?
– Oczywiście, jestem zabójcą, ale w tym wypadku chciałbym przede wszystkim zapobiec zabiciu mamy. Nazywała się Emma Henrix. Może tego nie rozumiesz, ale to była moja pierwsza cielesna relacja. Unikalna, mimo że wszyscy taką mają tylko nikt nie pamięta.
Clara popatrzyła na mnie.
– Pamiętasz jak to odczuwałeś?
– Najsilniej i dokładnie. Tak jakby to było wczoraj. Kochałem ją i bardzo chciałem ja poznać. Nie zastanawiam się jakby to przyjęła, to znaczy moje oświadczyny, bo w końcu bym jej powiedział. Jesteś z kimś i jestem w nim. W zasadzie jesteście jednością. Połączony przez krew. To nie ważne, że jest inna krew. Nie potrafię tego opisać. Jedyne słowo, które jest bliskie opisu, to cudowne.
– Z pewnością masz rację. Chciałbym mieć z tobą dziecko. Nie jedno a czwórkę. Chłopca i dziewczynkę następnie chłopca, potem dziewczynkę.
Spojrzałem na nią.
– Czyli bliźniaki, potem chłopca, a potem dziewczynkę?
– Dokładnie.
– W tym świecie rządzą inne prawa, wiesz o tym.
– Teraz powoli zaczynam rozumieć, że ten świat nie jest dobrym światem.
– To prawda. Co nie znaczy, że trzeba zabić ten świat. Powinno się go zmienić, ale to długotrwały proces.
– Dlaczego Xsi–Ming, Ito Usinoko i Michael Jones chcieli zniszczyć ten świat?
– Nie wiem dokładnie. Wiem, że oni by się pozabijali. Być może Xsi-Ming coś skrywa i zostałyby w końcu same androidy.
– To życie by się skończyło.
– Tego też nie wiem. Być może androidy znalazłyby drogę, aby dawać życie, chociaż to domena Boga. Bo powielanie by im z pewnością nie wystarczyło. Już dawno niektórzy trans humaniści doszli do przekonania, że kiedy roboty zaczną tworzyć roboty, ludzkość zginie.
– To uratowaliśmy ludzkość.
– O ile ktoś inny za tym nie stoi. Niestety mam takie przeczucie.
– Tym razem widzę przyszłość w różowych barwach.
– Tym światem rządzą korporacje. Teraz największą i najważniejsza, Remix straciła szefa. Co zrobi Deermild jest ważne. Nie mogę wszystkich zabijać. Powinni skończyć proceder z dziećmi i puścić ludzi z mega–miast.
– Sądzisz, że wiele dzieci jest niewolnikami?
– Miliony. Najsmutniejsze jest to, że tylko z powodu ceny. Są tańsze niż androidy. To jest w tym najbardziej tragiczne.
– Dlatego spróbuję nakłonić Bramsa by wyprodukował androida, który stworzy rewolucje i wyzwoli ten świat. Ilość wojowników ma znaczenie. Ponieważ wówczas może dojść do sytuacji, że roboty będą walczyć z robotami, trzeba wprowadzić program dla wszystkich, żeby wszystkie były po naszej stronie. Po stronie ludzi.
– Czy to możliwe, kochanie? – wtuliła się we mnie.
– Wszystko jest możliwe co możesz sobie wyobrazić i jeżeli w to wierzysz.
– Czy chciałbyś tego dla naszych dzieci?
– Dla wszystkich dzieci. Wszystkich. Tylko zawsze są źli. Niestety. Ale dobrych ludzi jest więcej, tylko nigdy nie mieli władzy. I to właśnie trzeba zmienić. Tylko to.
Lecieliśmy dłuższy czas bez słów. Minęliśmy dawną Ziemię Ognistą i ocean. Daleko przed nami dostrzegłem lody Arktyki.
– Jeszcze kwadrans. Mam nadzieje, że nie przywita nas rakietami.
– Czy zaatakowano NX?
– Z tego, co wiem od Baxtera, to nie.
– Czyli za tym stali ci, których zabiliśmy.
– Na to wygląda.
– Scott, czy mogę po pilotować.
– Jasne, dałaś sobie radę z pojazdem Jonesa to i z moim sobie dasz.
– Tamtego nie mogłam dobrze wypróbować – założyła hełm.
To mogło znaczyć tylko jedno, zechce poszaleć. Chyba jednak nie znałem do końca tej kobiety.
Ustawiłem prowadzenie na automatycznego pilota i zamieniliśmy się miejscami. Clara nie omieszkała skorzystać z okazji by nie wymienić ze mną dość miłego pocałunku.
– Obiecaj mi, że jak się to skończy, zrobisz mi ślicznego chłopczyka i dziewczynkę.
– Obiecuję – szepnąłem.
Wzięła stery w swoje smukłe dłonie. Przełączyła na manualne prowadzenie. Odwróciła do mnie swoja śliczną buzię i szepnęła.
– Trzymaj się skarbie.
No i się zaczęło. Spadła ciągle dodając ciągu. Potem tuż nad wodą zaczęła robić korkociągi. W końcu wzbiła się w górę. Momentami widziałem ciemne plamki. Prawdopodobnie ona tego nie odczuwała, bo w słuchawkach słyszałem tylko jej radosne piski.
– Ale jazda – rzekła, kiedy w końcu wyrównała lot na dziesięciu kilometrach.
– Gdzie to jest? – zapytała.
– Pozwól, że wprowadzę dane.
– A ja mogłabym?
– Spróbuj.
Podałem jej współrzędne, ale Błysk nie chciał jej słuchać.
– Czemu mnie nie słucha?
– Ma zabezpieczenie. Pracowałem nad tym kilka miesięcy. Chodzi o miejsca lądowania. Tylko mnie słucha.
– To niesprawiedliwe – widziałem niezadowolenie na jej buzi.
– To da się zrobić, o ile będziesz miła.
– Przecież cię kocham i jestem miła i grzeczna.
Uśmiechnąłem się serdecznie.
– Nie chodzi o mnie tylko o Błysk.
– Co mam zrobić? Pogładzić go po obudowie?
– Porozmawiaj z nim na spokojnie.
Zrobiła zdziwioną minę.
– Żartujesz, prawda?
– Wcale.
– Ok, zrobię co będę mogła, skoro mówisz.
– Żartowałem.
Posłała mi burzowe spojrzenie.
– Oberwiesz.
Jednak po chwili się udobruchała.
– Jesteś mi to winny – uśmiechnęła się ślicznie.
Wiedziałem co ma na myśli. Podałem współrzędne i zaczęliśmy schodzić w dół na białą pustynię, gdzie w ukryciu stał dom Thomasa Bramsa.
Nie przywitały nas rakiety, czyli Thomas nie wiedział o tym, że dostałem kontrakt aby go zabić. Oczywiście wiedziałem kim jest i zamierzałem wszystko jemu i jego żonie wyjaśnić, głównie to, że Clara jest siostrą Thomasa. Tego właściwie nie musiałem wyjaśniać, istniało zbyt duże podobieństwo między nimi. Dziwne, że w dobie takiej siły mediów społecznościowych nikt na to nie wpadł, a może specjalnie ktoś to utrzymywał w tajemnicy. Ale kto i dlaczego. Jeżeli mógł, miał ogromną siłę i wpływy.
– Scott Siena – podałem dane.
– W jakiej sprawie, zostałeś szefem ochrony w Remixsie? Słabo się popisałeś. Był tam zamach i w mojej firmie również.
– Wpuścisz mnie czy nie, numer dwadzieścia sześć? To ja, siedemdziesiąt trzy.
Po chwili dostałem kod dostępu. Wylądowałem i od razu zeszliśmy kilka poziomów w dół. Drzwi się otworzyły, za nim stał Thomas i jego żona Corsa. Thomas spojrzał na Clarę i kilka sekund na siebie patrzyli.
– Czy my....
– Tak bracie.
Po chwili tulili się w ciepłym uścisku.
– Witaj numer trzy – rzekłem do żony Thomasa.
– Skąd... skąd wiesz. Jesteś Scott, tak?
– Tak.
Thomas i Clara podeszli blisko.
– Mamy trochę do opowiadania. Clara zabiła Michaela Jonesa i ludzi z jego ochrony, ja wykończyłem Xsi–Ming Pao i Ito Usinoko.
– Co? Dlaczego to zrobiłeś, zrobiliście? Kim jesteście? – zapytał zaskoczony Thomas.
– Zanim ci powiem wszystko, chciałbym wiedzieć, czy maszyna czasu jest gotowa. Byliśmy tu dwa dni temu, w innym czasie i spadły na nas dwie bomby wodorowe. Drugiej nie przetrzymaliśmy. Tylko ja to pamiętam.
– Boże, wiedziałem, że to zły pomysł z tą maszyną czasu – szepnęła Corsa.
– Czyli miałem dobrego nosa – rzekłem.
– Tylko ja się z tym nikomu nie chwaliłem. Z pewnością Corsa też nikomu nic nie powiedziała.
– Najciemniej jest pod latarnią, Tom.
Pokrótce opowiedziałem im wszystko, co się stało w tamtym czasie, a czego nie wiedzieli.
Clara siedziała blisko Thomasa i widać było, że promieniowała radością.
– To prawdopodobnie wyeliminowaliście złych i co teraz? – zapytała Corsa.
– Wciąż nie wiem, kto kazał zabić moją matkę i ojca. Ten świat nie jest dobry. Mega-miasta to nie jest to, czego ludzie pragną w głębi duszy. Totalna kontrola i nieprawdziwa wizja wolności.
– To jest właśnie powód, dla którego zbudowałem tę maszynę. Dzisiaj miałem właśnie rozszerzyć ilość pasażerów w czasie do czterech. Cieszę się, że ci się udało wrócić dwa dni wcześniej. Ocaliłeś ludzkość. Ci szaleńcy chcieli zabić wszystkich.
Spojrzałem na Thomasa uważnie.
– Chcesz powiedzieć, że maszyna jest teraz na jedną osobę i jej jeszcze nikt nie testował?
– To powinno mi zająć koło dwóch godzin, gdybym ci to powiedział w tamtym czasie, to byś wiedział. Jak na teraz sądzę, że powinienem się zmieścić w tym przedziale czasu.
– To może my sobie porozmawiamy, a ty kochanie weź się za robotę – rzekła Corsa.
– Już nam nic nie grozi – uśmiechnął się Thomas.
Twarz Clary zmieniła się gwałtownie, jakby ją zabolał ząb lub coś innego, ale odczułem, że jest to raczej natury duchowej.
– Coś czuję, że jednak nie jesteśmy bezpieczni.
Chwile potem alarm nam to potwierdził. Blondyn skoczył do konsoli i jego twarz wykrzywił grymas.
– Leci coś bardzo dużego.
Widziałem, że uruchamia system anty rakietowy. Po chwili osiem rakiet wyleciało z wyrzutni. Staliśmy i patrzyliśmy w ekran. Clara uścisnęła mi mocniej dłoń.
– To nic nie da, to koniec.
– Dwieście Mega ton, nic z nas nie zostanie.
Patrzaliśmy ze smutkiem jak jego rakiety zostają spalane promieniami laserów.
– Mówisz, że działa dla jednej osoby? – zapytałem.
– Tak, ale limit był na jeden dzień. Skoro ktoś wysłał tak wielką bombę, to odkrył nasz sekret.
Po chwili na jego ekranie pojawił się napis.
,, Bóg jest tylko jeden, a nie w trzech osobach".
Clara spojrzała na mnie.
– Tylko ty będziesz pamiętał, idź.
Teraz i Thomas i Corsa zrozumieli.
– Muszę wrócić do czasu, zanim się urodziłem, tylko w ten sposób mogę to odwrócić.
Blondyn zaprzeczył głową.
– System nie jest gotowy.
– Odnajdę was – szepnąłem i pobiegłem do pokoju gdzie stała maszyna.
Naturalnie, że powinienem ratować Clarę lub Corse, tylko jaką mieliśmy pewność, że to pomoże? Gdyby to była kwestia dni, byśmy się odnaleźli, ale to nie rozwiązywało problemu. Miałem jedną jedyną szansę to zmienić, wracając do korzeni. Tylko nie miałem najmniejszego pojęcia czy zadziała i w jakiej formie dotrę, o ile mi się uda. Czy wrócę do łona mojej matki? Nie miałem wiele czasu, by myśleć. Nastawiłem datę dokładnie dwadzieścia siedem lat wcześniej. Czyli nawet zanim zostałem poczęty. Czemu tak zrobiłem, nie miałem najmniejszego pojęcia? Wcisnąłem czerwony przycisk i przestałem istnieć.

Nie mogłem tego wiedzieć, że rakieta z ładunkiem dwustu Mega ton zamieniła w parę posesję Thomas i zabiła w ułamku chwili trzy drogie mi osoby. Rakietę wysłał nie kto inny tylko Jonas, a Chińczyk i Japończyk to z nim obserwowali. Dwa dni potem miliardy superandroidów z genialnym umysłem zabójcy unicestwiły ludzi, ale plan twórcy zawiódł. Zmyślne maszyny udaremniły swoje unicestwienie. Zabiły wszystkich, łącznie z ich twórcą. A potem nie mając kogo zabijać, zaczęły zabijać się nawzajem. Pojedynczo i w grupach. Po tygodniu zostały tylko zwierzęta. Mega-miasta pozbawione właściwego nadzoru zaczęły eksplodować i palić się zwykłym ogniem powstałym z różnych powodów. Ziemia przestała być planetą ludzi. Maszyny zaczęły zabijać i zwierzęta, ale uznały, że im nie zagrażają i zaprzestały.
Jak się to stało, że Jones, Ito Usinoko i Chińczyk przeżyli? Mózgiem wszystkiego okazał się Xsi-Ming. Ja i Clara zabiliśmy prawdziwych ludzi, tylko że Xsi- Ming Pao nas przechytrzył. Stworzył lub raczej skopiował ich  trójkę z młodszymi modelami żon i zostawił ich w innych miejscach. Jonas zadowolił się doskonałym androidem wyglądającym jak... Clara. Za to jedno powinienem był go zabić po raz któryś, gdybym mógł. Z odzyskanych nagrań wynikało, że tamci czuli ból, kiedy ich wzory naprawdę umierały. Podobnie jak działo się to u bliźniaków jednojajowych, tylko ja tego wszystkiego nie wiedziałem. Oczywiście nic im to nie pomogło, androidy ich znalazły i zabiły. Zostawiły androida-Clarę, ale w końcówce i ona stała sie jak oni i zginęła. Zabiły wszystkich z tego czasu, poza dwoma osobami. Oczywiście jedną z nich byłem ja. Drugą? No właśnie... kim była ta osoba i gdzie się ukryła?

Sapphire77

opublikował opowiadanie w kategorii fantasy i miłosne, użył 5039 słów i 29137 znaków, zaktualizował 13 maj o 3:58.

Dodaj komentarz