Reguła zabijania cz.13

– Właśnie czuję, że coś mi się może stać.
   Poczułem delikatne prądy w całym ciele. Jak mogła to czuć? Liczyłem wciąż, ze zabicie Russella wszystko zmieni. Nie mogłem mu wierzyć w jego słowa, a jeżeli jednak mówił prawdę?.
  Karen przyjechała punktualnie. Miała około czterdziestki i była szczupłą szatynką. Delikatny makijaż, właściwie prawie niedostrzegalny. Podkreślony kontur ust i czarna kreska przedłużająca linie rzęs. Brak biżuterii, z wyjątkiem gwiazdy Dawida. Czyli był Żydówką. Wytrenowano mnie nie tylko w dostrzeganiu detali. Jej oczy... Lubiła pewne sprawy i to na ostro.
– Emma mówiła, że mąż pewnie nie przyjedzie i się sprawdziło. Jesteście przyjaciółmi, tak?
– Tak, znamy się już trochę.
– Freda widziałam raz. Nie za bardzo dobra partia. Pan robi lepsze wrażenie.
– Pomagam – próbowałem wyjaśnić niedomówienia.
– Ja rozumiem. Jestem lekarzem, ale i kobietą – uśmiechnęła się tak, że głupi by się domyślił, co miała poprzednio na myśli.
– Źle pani ocenia, ale z pewnością zajmę się Emmą, jeżeli będzie potrzebowała czegokolwiek.
– To dobrze, bo najbliższy rok będzie miał pan dużo do roboty. Dziecko wymaga całodobowej opieki. Przez trzy miesiące proszę być ostrożnym, właściwie proszę unikać.
  Wyczułem znowu, co miała na myśli. Czyżby była jasnowidzem? Wyraźnie skreśliła już Freda z jej życia. Szansa na to, że była zamieszana w jego śmierć, miała się sto razy gorzej niż najbliższa wygrana w totka. Znałem się na ludziach. Lubiła różne ciekawe rzeczy, ale z przestępcami nie miała kontaktu.
– Czy będę mógł uczestniczyć w porodzie? Emma pytała.
Znowu ten uśmiech.
– Przykro mi, tylko rodzina. Będziesz mógł być blisko – przeszła na ty.
– Czyli nie da się nic zrobić?
– Niestety – dotknęła mojej dłoni.
   Nie wyglądała źle na swoje czterdzieści, ale tak nachalnego zachowania po niej się nie spodziewałem. To, że lubiła ostre gierki w łóżku, odkryłem po pierwszym spojrzeniu. Podobno niektóre kobiety jak samice pewnych gatunków ssaków wyczuwają super-samce po kilku sekundach. Musiałem dać jej sygnał, żeby zapomniała o mnie, ale na tyle delikatnie, by nie poczuła urazy i nadal zajmowała się jak najlepiej Emmą.  
Dlaczego miałem pewność co do niej? Dotyk. Można dotykać w różny sposób. To jak ona to uczyniła, nie dawało mi złudzeń.
– Karen, przestań – powiedziałem cicho
Zrobiła oczy i zmieniła się na twarzy.
– Przepraszam – jednak umiał się znaleźć.
Wyjątkowo rzadka cecha.
– Mogę zobaczyć Emmę?
– Tak, oczywiście. Prawdopodobnie poród zacznie się za czterdzieści minut. Jest silna i rozwarcie się powiększa, powinno być dobrze. Peter się odpowiednio ułożył. Wiem, że byście chcieli być blisko, co by pewnie i jej pomogło, ale nie mogę ryzykować posady. Wybacz mi, Scott.
– Oczywiście, nie ma sprawy – wyczułem, że to ostanie zdanie, dotyczyło jej zachowania, a nie tego, że nie mogę być blisko Emmy.
Poszedłem do mojej mamusi.
– Nie będę mógł być z tobą, ale będę obok.
Krzyknęła i uchwyciła oparcie – widziałem cierpienie na jej ładnej buzi.
– Przepraszam, ale zaczęło się wcześniej – Karen znalazła się obok. – Proszę wyjść. Sąsiedni pokój ma szybę – wskazała ręką.
   Wyszedłem posłusznie i stanąłem przy szybie. Oczywiście nie widziałem jej z przodu tylko z boku. Emma mimo bólu co jakiś czas spoglądała na mnie. Słyszałem jej krzyki. Poza nią była jedna pielęgniarka. Karen powtarzała, że wszystko dobrze idzie, że ma przeć i kiedy przestać. Po kwadransie czułem pot na ciele. Cóż nawet wytrenowany zabójca ma uczucia. Rozległa się nieco inny krzyk Emmy, a potem... ciche kwilenie Petera.
   I wówczas poraził mnie zapach. Mimo płynów i krwi, poczułem jego. Pachniał jak ja. Musiałem przytrzymać się szyby, by nie stracić równowagi. Czy Emma to też poczuła? Może z powodu bólu i stresy jeszcze nie, ale skoro ja to poczułem, ona to też będzie wiedziała. Ucieszyłem się tylko, że nie będzie zamachu.    
Przedwcześnie. Podobnie się stało, kiedy dotarłem po raz drugi z Clarą do domu Thomasa i sądziłem, że jesteśmy bezpieczni. Byłem zbyt zafascynowany maleństwem, które pokazywano Emmie. Wzięła go na ręce. Miałem jednak podzielność uwagi. Odczułem zamieszanie. Dwóch gości ubranych normalnie weszło do przedsionka, gdzie za ladą siedziała dziewczyna z recepcji.
– Tam nie wolno, co panowie robią!
Tak! Mogłem sobie wyrzucać, że widzę dziecko, że czułem jego zapach. Jednak fakt, pozostawał faktem. Nawaliłem. Co za porażka!
   Jeden z nich strzelił.
   Teraz już byłem tylko maszyną do zabijania. Wchodzili do pokoju, gdzie ja nie mogłem. Karen w odruchu zasłoniła Emmę i dziecko. Napastnik strzelił, a ona się zachwiała. Drugi raz nie zdołał strzelić. W zasadzie nasisnąłem spust równo z nim, inaczej by strzelił ponownie. Wycelowałem przez szkło prosto w jego głowę. Skoczyłem przez miejsce, które jeszcze nie do końca się rozpadło. Dla bezpieczeństwa robiono takie szyby jak w samochodach, by szkło pękało na małe kryształki. Drugi zbój był wytrenowany, ale moje wtargnięcie rozproszyło jego uwagę. Zamiast strzelić drugi raz do Karen, lub Emmy, strzelił do mnie. Poczułem kulę blisko policzka. Musiał być niezły, bo znajdowałem się w ruchu. Zwykle człowiek wstaje lub przynajmniej przyjmuje postawę, by strzelić. Mnie wytrenowano, bym umiał strzelać w jakiejkolwiek pozycji, nawet wyglądająca na niemożliwą. Strzeliłem dwa razy.      
   Pierwszy pocisk z pewnością mu wyłamał palce, bo celowałem w jego Magnum. Druga kula trafiła go w szyję. Stałem już na nogach. Emma była przerażona, ale nic jej się nie stało. Tuliła Petera. Rzuciłem okiem na Karen.
– Dostałaś blisko wątroby. Wyjdziesz z tego, bo jesteś w szpitalu. Dziękuję za uratowanie Emmy i dziecka. Ja nie nigdy nie zapominam przysługi, jestem ci dłużny.
– Wiedziałam, że jesteś silnym typem mężczyzny – mdlała.
– Emmo, musimy wiać. Może jest ich więcej.
– To ci, co zabili Freda?
– Nie sądzę. Możesz iść – zadałem najgłupsze pytanie na świecie.
– Nie dam rady. Wybacz. Nawet nie ustanę. Uratowałeś nas i Karen. Policja ci nic nie zrobi.
– Nie uratowałem Kathy – pokazałem głową dziewczynę z recepcji – musimy iść. – Trzymaj Petera.
   To nie był dobry pomysł, ale nie miałem lepszego. Wziąłem ją na ręce, a ona trzymała dziecko. Usłyszałem krzyki ochroniarzy.
– Proszę stać!
Nie mieli broni, tylko paralizatory i nic więcej. Zaczęli się zbliżać, we trójkę.
– Odejdźcie. Nie chce wam robić krzywdy. Może być ich więcej – pokazałem głową dwa trupy.
   Widok broni podziałał. Jeden z nich okazał się mądry inaczej. Idiota lub nadgorliwy. Podszedł do zabitego. Wiedziałem, że chce zabrać broń od zabitego. Sam się prosił. Dostał powyżej stopy. Reszta nie próbowała zgrywać bohaterów.
   W każdym dużym szpitalu są dwa czy trzy wozy policyjne. Musiałem się spieszyć. Wiedziałem, że najpierw przyjdą tutaj.  
   Z Emmą na rękach dotarłem do wózka, posadziłem ją i dojechałem do windy. Po chwili byliśmy na pierwszym piętrze. Wyszliśmy i pojechaliśmy wózkiem do schodów i tu go zostawiłem. Szedłem spokojnie i widziałem spojrzenia innych. Patrzyli na mamę, dzidzie i szczęśliwego ojca. Przy wejściu do innych schodów zostawiłem wózek i z Emmą na rękach zacząłem wchodzić. Wszedłem z nią i dzieckiem na drugie piętro, przeszedłem korytarzem do wyjścia na schody w przeciwnym kierunku i dopiero zacząłem schodzić.
– Kim jesteś Scott?– zapytała spokojnie. – Być może byłeś komandosem, ale dlaczego miałeś pistolet?
– Tak na wszelki wypadek – powoli czułem, że moje kłamstwa już mnie męczą.
Patrzyła na mnie z miłością. Większa niż wczoraj.
– Uratowałeś mi życie i Petera. Miałeś pistolet. Czy wiedziałeś?
Jak na ładunek ogromnego stresu reagowała super. Może i to po niej odziedziczyłem.
– Wszystko wyjaśnię – chyba po raz ostatni dałem jej wymijającą odpowiedź.
   I stało się. Sądziłem, że to będzie później. Pewnie tak by się stało, gdyby nie jej zmysł zapachu. Ciekawe czy ten argument ją przekona w kwestii, czyją jest matką.
– Pachnie jak ty. To nie jest możliwe.
– Jest dużo rzeczy, które wyglądają na niemożliwe. Potem, Emmo.  
Zszedłem nieco zziajany na parter. Byliśmy z tyłu szpitala.
– Posłuchaj. Muszę cię tu zostawić. Za chwile podjadę samochodem. Nie chcę policji, bo ona nam nie pomoże, tylko zaszkodzi.
– Zostawisz mnie? A jak tamci wrócą?
– Szansa, że będą wiedzieli, że jesteś tu, jest zerowa. Widziałaś, że zostawiłem wózek gdzie indziej. To miał być mylący ślad. Nie wiem, czy jest ich więcej, może nie. Policja dotrze za kilka minut na miejsce zbrodni, zabójcy nie będę ryzykować, o ile są inni. Będę za pięć minut. Z wami nie dojdę do parkingu. Oni wiedzą, że jest kobieta z maleństwem.
   Czułem się źle z powodu, że nie zdołałem uratować Kathy. Odróżniałem zapachy w sposób specjalny i umiałem strzelać, ale nie dosiadałem daru przewidywania przyszłości. Teraz dodatkowo odczuwałem jej strach i stres. Sama z nowo narodzonym maleństwem! Nie mogłem zawieść. Czy zostałem uchwycony przez kamery? Intuicyjnie je wyczuwałem i pochylałem głowę. Emma otulona tylko szpitalnym fartuchem i maleństwo zupełnie gołe.    
   Wiedziałem, że go przytuli i osłoni, choćby sama czuła chłód. Dobrze, że nie znajdowaliśmy się w Chicago w zimie. Na dworze było teraz około dwudziestu stopni. Mogłem pomyśleć i zaopatrzyć się w inne ubranie. Kolejny błąd. Widać jednak, ze w tym nieszczęściu miałem dobre chwile. Uratowałem Emmę. Co jakiś czas w pamięci pojawiała się kwestia Clary i dwójki przyjaciół. Co z moim światem?    
   Skoro posłali rakiety, musieli przeżyć, ale jak? Zabiłem oryginalnych ludzi, a nie doskonałe androidy z zapachem właścicieli. Czy Jones, Usinoko lub Xsi Ming wiedzieli o moim unikalnym darze?
   Na ziemi leżała czyjaś koszula. Nie zastanawiałem się sekundy. Uznałbym za cud, gdybym znalazł jeszcze spodnie. Założyłem granatową koszulę na swoją. Nie pachniała dobrze, pewnie należała do biedaka czy bezdomnego. Przed wejściem głównym stały dwa policyjne Fordy z migającymi niebiesko–czerwonymi światła.    
   Minąłem ich z daleka i skierowałem się do parkingu. Nikt nie stał przy mojej Impali. Zapaliłem i ruszyłem normalnie. Objechałem szpital, ale nie mogłem dojechać, gdzie zostawiłem Emmę i Petera. Dobrze, że schody znajdowały się blisko rogu, gdzie znalazłem parking dla personelu. Zostawiłem samochód.
– Och, jesteś – szepnęła, kiedy do nich dotarłem.
Wziąłem ją na ręce i zaniosłem do samochodu. Dwie osoby nas zauważyły. Ruszyłem spokojnie.
– Co teraz? – zapytała.
Jej głos był słaby, ale nie tak bardzo, jak sądziłem, że może być.
– Odjedziemy i muszę zadzwonić. – Oczywiście pomyślałem o jedynej osobie, o której mogłem.
   Tylko czy nadal jest aktualny jego numer, czy żyje? Znowu pomyślałem o Russellu. Czemu? Czemu?
Miałem nie tylko pamięć do takich spraw, pamiętałem szczegóły. Zapamiętałem numer Rozena. Po pięciu minutach zatrzymałem się przed sklepem z odzieżą.
– Jedna sekundka. Muszę ci kupić coś do jedzenia i ubranie. Ze zrozumiałych względu nie możemy jechać do ciebie.
   Nie zapomniałem i włączyłem ogrzewanie, więc w samochodzie było na pewno dwadzieścia sześć czy więcej stopni. Obok małego sklepu znajdował się podobny, mały całodobowy. Została mi gotówka. Kupiłem mleko, kanapkę wielkości bułki i butelkę wody. Poszedłem z tym do sklepu obok. Wziąłem dwie sukienki z bawełny, koc i kilka ręczników. Wróciłem do samochodu. Okryłem Emmę pledem. Siedziała z tyłu. Dałem wody i kanapkę. Ugryzła kilka małych kęsów. Peter kwilił.
– Będzie dobrze – powiedziałem, ale sam nie wiedziałem, czy tak się stanie.
   Pozostawało kilka opcji. Tani hotel. Potem wyjazd do Meksyku. Oczywiście, gdybym nie złapał kontaktu z Samuelem. Nie odbierał. Pamiętałem adres, nie gdzie mieszkał, tylko ten, który mi dał. Przecież mieszkał w Nowym Jorku. Dojechałem tam po godzinie. Dom wyglądał dobrze i nie stały na parkingu żadne samochody. Oddzwonił Samuel.
– Halo. Kim jesteś? – głos niewiele mu się zmienił.
– Scott – powiedziałem.
– Scott? Gdzieś się podziewał? To z dziesięć lat!
– Wiem. Jestem przed domem, wiesz którym.
– Tak. Daj mi kilka minut. Zadzwonię do mojego człowieka. Przyjedzie z kluczami. Dolecę do ciebie jutro rano. Może dam rade dziś późnym wieczorem. Tu jest południe, lot trwa osiem godzin z dojazdem do lotniska i odprawą trzy. U ciebie jest wcześniej o trzy godziny. I muszę pozamykać pewne sprawy. Chcesz, żebym przyjechał?
– Pytasz, a wiesz.
Nastąpiła chwila.
– Znalazłeś swoją przeszłość?
– Tak.
Przewałem połączenie.
– Twój przyjaciel?
– Tak. To jego dom. Bezpieczny.
– Rozumiem, że musimy poczekać.
– Tak, Emmo. Widziałem go dziesięć lat temu.
Moja mamusia z poprzedniej rzeczywistości musiała chwytać wszystko idealnie. Biorąc pod uwagę sytuacje, byłem pełen podziwu.
– Dziesięć lat temu czułam ciebie. Powiedziałeś, że mi się musiało pomylić.
– Wszystko ci wyjaśnię w domu.
Z pewnością była zgodną osobą. Mogłem to wywnioskować z jej relacji, kiedy była z Fredem.
– Skąd wiedziałeś, że Karen przeżyje? Nawet nie patrzyłeś?
– Mówiłem ci. Byłem komandosem.
– Powiedziałeś tak, ale chyba nie oddaje to całej prawdy o tobie.
– Nie. Musisz wypocząć. Razem musicie. Obiecuję ci powiedzieć wszystko.
– Dobrze. Wszystko jest wytłumaczalne poza jednym. Dlaczego Peter pachnie jak ty? Wiem.
– Też to wiem. To nie będzie dla ciebie łatwe do przyjęcia.
– Wyczuwam coś dziwnego od chwili, jak zacząłeś jeść gulasz. Chcę, żebyś wiedział jedno. Cokolwiek mi powiesz, nie zmienię do ciebie nastawienia. Ufam ci i nie rozumiem dlaczego, ale coś do ciebie czuję. I to nie jest to, że mi pomogłeś. Policja będzie cię szukać.
– Nie, Emmo. Policja będzie szukać tylko ciebie.
– Aha! Nie rozumiem.
– Wiem, kiedy ci wytłumaczę, zrozumiesz. Co nie znaczy, że uwierzysz.
– Chyba trochę mi nakłamałeś – powiedziała ze smutkiem.
– To też wytłumaczę. Zjedz coś.
– Nie bardzo mam ochotę na kanapkę. Może ty zjedz.
– Masz ochotę na coś innego?
– Powiem ci, chociaż sama jeszcze nie wiem. Maluszek musi dostać pokarm. Czuję, że piersi wypełniają się mlekiem. Dobrze, że jest ciepło. Koc wiele pomógł.
– Nie wiem, co jest w domu, lecz z pewnością będziesz mogła się umyć.
– Pomożesz mi? Kobieta po porodzie nie może wchodzić do wanny, a stać będzie mi trudno. Może jutro już będę mogła stać o własnych siłach.
– Rozumiem. Mam nadzieję, że ten ktoś, kto przywiezie klucze, kupi kilka rzeczy. Resztę kupi Samuel.
– Czy jest Żydem?
– Tak, skąd wiesz?
– Nie wiem. Karen jest. Spodobałeś się jej.
– Lubi młodszych mężczyzn.
– Raz odczułam, że lubi silnych mężczyzn. Nie chodzi tak o siłę fizyczną. Żeby tylko przeżyła.
– Gdyby stało się to na mieście czy w domu i tak miała szanse. Gorzej by się sprawy miały, gdyby dostała w wątrobę. Ten drugi był dobrej klasy zabójcą, prawie mnie trafił.
Znowu nastąpiła chwila milczenia.
– Chyba już rozumiem. Nie byłeś komandosem.
No cóż, Emma z pewnością mogła, by być niezłym detektywem.
– Nie byłem. Nigdy nie byłem w wojsku.
– Wybacz, że nadal pytam, chociaż powiedziałeś mi, że mi powiesz wszystko w domu. Chcę spać, jestem zmęczona, a nie chcę zasnąć w samochodzie.
– Jesteśmy bezpieczni, chociaż bardziej będziemy w domu. Co być chciała wiedzieć?
– Skoro znasz Samuela dziesięć lat, dlaczego przybyłeś do mnie dopiero teraz?
Znowu idealna dedukcja.
– Nie powiedziałem, że go znam dziesięć lat.
– Tak, to prawda. Powiedziałeś, że widziałeś go dziesięć lat temu.
– Emmo. To wszystko się łączy z tym, co ci powiem. Nawet Samuel tego nie wie.
– Powiedz mi tylko jedno. Straciłeś kochaną osobę?
– Tak.
– Znaczy, że nie żyje?
   Właściwie nie powinienem się jej dziwić. Chciała wiedzieć, bo nie pasowało jej jedno. Zapach Petera, miałem co do tego pewność, lecz tego nawet ja nie rozumiałem. Właściwie była jedyna logiczna odpowiedź, która logiczna być nie mogła.
– Ona jeszcze się nie urodziła.
Odpowiedziałem jej i zastanawiałem się co na to powie. Do tej pory rozumiałem, że jest inteligentna i łączy fakty, ale nie sądziłem, że jest genialna.
– Jesteś z przyszłości?
– Można tak powiedzieć. Naprawdę wszystko ci powiem.
Zareagowała dziwnie na taką wiadomość. Może jednak ja tak tylko myślałem. Może po prostu przyjęła moją odpowiedź.
– Wierzę. Chcę, żebyś wiedział jedno. Nie pytałabym cię o nic, bo ci ufam, ale nie rozumiem jednego. Dlaczego Peter pachnie jak ty? Zapach jest unikalny. Jak tęczówka oka czy DNA. Tak... Tylko to jest oczywiste dla mnie.
– Pewnie masz rację, też tego nie rozumiem, dlaczego dziecko tak pachnie.
– Wzięła mnie za rękę i mimo zmęczenia w oczach dostrzegłem jakąś iskierkę.
– Scott, czy ty też czujesz jak ja? Potwierdziłeś, że Peter tak pachnie. Ludzie tego nie mają.
– Tak. Czułem, gdzie jest ciało Freda.
– To wiele tłumaczy.
  Podjechał Mercedes. Facet wyglądała na wczesne czterdzieści lat i z pewnością był albo Włochem, albo Żydem. Stawiałem na to drugie.
– Jesteś Scott, prawda?
– Tak.
– Jestem znajomym Samuela. Mam na imię Izaak.
– Miło mi. Scott – wyciągnąłem rękę.
– Och dziecko! Dopiero po porodzie – po twarzy przeszedł mu dreszcz. – Była strzelanina w Szpitalu Generalnym. Poszukują Emmy Hendrix.
– Możemy wejść do domu?
– Och, wybaczcie. Otworze garaż.
Po chwili wjechałem, on zaparkował obok i zamknął wrota.
– Pomóc?
– Dam radę. Poproszę cię o kilka drobiazgów, będziesz mógł kupić?
– Oczywiście. Pokażę dom. Nie ma nic w lodówce, poza piwem.
– Rozumiem.
Otworzyłem drzwi i wziąłem Emmę na ręce. Ona oczywiście tuliła noworodka. Po dwóch minutach byliśmy w sporym salonie.
– Nie musisz mówić co potrzebujecie, sam miałem pięć lat temu małe dziecko. Druga żona – uśmiechnął się naturalnie.
,,Pewnie młodsza” – pomyślałem.
– Masz też starsze dzieci, prawda? Z pierwszego małżeństwa.
– Zgadza się. To nie była moja wina. Ona mnie zdradziła.
Skoro mi powiedział, nie mogłem wątpić.
– Przepraszam – rzekłem.
– Emmo, masz na coś ochotę?
– Jakieś owoce, reszta co będzie.
– Kupię wszystko dla dziecka i jedzenie na dwa dni. Melon, arbuz, banany i truskawki. Może mandarynki i morele.
– Tak będzie dobrze – uśmiechnęła się do niego.
– Będziesz potrzebować dobrą pompę, prawda?
– Nie wiem. Na razie chyba nie.
– Mam kilka ubranek, też był chłopiec. Przywiozę. Teraz już jest małym urwisem – uśmiechnął się znowu.
Napisał coś na kartce.
– Tu jest hasło na alarm i internet. Resztę powie ci Sam.
– Dać ci pieniądze, Izaak? – zapytałem.
– Nie musisz. Uznajcie to za prezent ode mnie. Sam mówił, że jesteś wyjątkowy. Przyjaciele mojego przyjaciela są moimi – powiedział.
   Uśmiechnął się do Emmy i wyszedł. Usłyszałem, że wyjeżdża z garażu.
– Łóżeczko się nie przydało, trzeba będzie kupić drugie – powiedziała.
– Tego jeszcze nie wiemy. Samuel ma duże znajomości. Może będzie mógł zabrać coś z twojego domu. Zobaczymy, jaka jest sytuacja.
– Nie mam tam wiele, ale gdyby było można... Pewnie tam nie wrócę. Teraz rozumiem, dlaczego powiedziałeś, że cię nie będą szukać. Ty nie istniejesz w tej teraźniejszości.
– Niezupełnie. To znaczy, nie rozumiem, czy to możliwe. Skoro jesteśmy już w domu, zrobię wam miejsce do spania. Pomogę ci się umyć lub po prostu cię umyję i pójdziesz spać.
– Dobrze. Potem mi powiesz, prawda? Teraz jestem zbyt zmęczona. Boże, jaki ty jesteś kochany.
   Spojrzałem na nią i poczułem, że jest mi bliska. Nie dlatego, że mnie urodziła, bo tego nie rozumiałem. To nie było możliwe, ale jak już wspomniałem, innej mamusi nie miałem. Gdybym nie miał daru rozpoznawania zapachu, nie miałbym problemu, tyle tylko, że wówczas nigdy bym jej nie znalazł. Emm Hendrix było pewnie sporo. Zanim bym ją odnalazł normalną drogą, już by nie żyła.
   Poszedłem do drugiego pokoju. Zdjąłem okrycie z łóżka. Wyglądało na king size. Prześcieradło zrobiono z bardzo dobrej bawełny. Z łazienki wziąłem ręcznik. Nie chodziło o to, że chciałem, by się nie ubrudziła pościeli. I tak musiałem umyć Emmę i dzidzię. Nadal na ciałku miał krew i płyn z jej macicy. Dobrze, że Karen odcięła pępowinę i wyjęła łożysko. Na spokojnie przypomniałem sobie, że mniej więcej tyle czasu żyła tamta Emma. I doznałem olśnienia. To nie mogła być tamta Emma, bo tamta zginęła, lecz moje olśnienie nie trwało długo. To była ta Emma. Co prawda nadal nie mogłem zrozumieć, jak mogła mnie urodzić. Te podróże w czasie były trudniejsze do wytłumaczenia, niż by się pozornie wydawało. Wróciłem do łazienki i wziąłem kilka małych, białych ręczników. Zmoczyłem je w ciepłej wodzie, potem pomyślałem, że wezmę miskę, którą dostrzegłem i nalałem do niej ciepłej wody. Wróciłem do salonu.
– Wytrę Petera i położymy go do łóżka. Śpi, prawda?
– Tak – spojrzała na maleństwo.
– Jesteś pewna, że nie będziesz potrzebować pompki?
– Może i tak. Najwyżej poprosisz tego Samuela. Jest pewnie starszy niż Izaak?
– Tak dokładnie nie wiem, ile ma lat jeden ani drugi. Oceniłem Izaaka na czterdzieści, może czterdzieści dwa. Samuel ma pewnie teraz blisko sześćdziesiąt. Może troszkę mniej. Skąd wiedziałaś, że Sam będzie starszy?
– Zwykle starszy jest ważniejszy.
– Też prawda.
   Zacząłem delikatnie myć Petera, jednak i tak się obudził. Nie płakał tylko kwilił. Emma mi pomagała. Po chwili przystawiła go do piersi i zaczęła karmić. Nie krępowała się mnie zupełnie. Czy to było naturalne? Nie miałem pojęcia. Miałem ją myć, a najbardziej zakrwawiony miała intymny rejon. Peter ssał może dwie minuty i zasnął z naturalnym smoczkiem w buzi. Emma odczekała i dała mi go, jakby wiedząc, że go ułożę wygodnie. Zaniosłem go do drugiego pokoju i położyłem, następnie nakryłem cienkim prześcieradłem. Izaak pewnie podwyższył temperaturę. Prawdopodobnie mieliśmy w domu dwadzieścia trzy stopnie Celsjusza.
Wróciłam do Emmy. Przysypiała.
– Zaraz cię położę obok niego. Łóżko jest wielkie. Będę z wami spał. Mam bardzo czuły sen. Jeżeli zechcesz, będziesz z nim spała lub od razu będzie spał w łóżeczku. Chyba lepiej jest, kiedy dzidzia jest blisko matki. Z brzucha pamięta rytm jej serca.
– Tak, masz rację. Będę z nim kilka dni, potem zobaczymy.
– Kupimy monitor, chociaż mam bardzo wyczulony słuch.
– Umyjesz mnie? Przepraszam.
– Emmo, proszę! Już ci mówiłem. Jesteś mi bliska. Nawet nie wiesz jak bardzo.
– Czuję – odrzekła – może dlatego tak ci zaufałam i nie czuję wstydu. Na początku tego nie rozumiałam.
   Zacząłem ją myć. W niektórych miejscach krew lub mieszanina krwi z wydzielinami zaschła i musiałem pocierać kilka razy. Z jej łona ciekła jeszcze krew i pewnie coś innego, ale bardzo mało. Znajdowały się tam małe kawałki wyglądające jak galaretka. Mycie tego rejonu było nieco trudne. Oczywiście ze zrozumiałych powodów nie dotykałem samego miejsca, gdzie miała nabrzmiałe płatki swojej intymności. Zrobiła to sama, ja wówczas nie patrzyłem. Ona tylko się subtelnie uśmiechnęła, ale nic nie powiedziała.
– Zachowujesz się jak czuły mąż, którego nigdy nie miałam.
– Skoro tak czujesz, to się cieszę. Nie mam doświadczenia. Powiem ci wszystko, jak pośpisz, dobrze?
– Tak, jestem senna. Mam nadzieję, że mi wybaczysz, że muszę pospać.
   Była już czysta. Niestety w domu nie było kobiecej bielizny ani podpasek. Miałem nadzieję, że Izaak to kupi. Właściwie nie wiedziałem, co jest lepsze dla kobiety po porodzie. Pewnie, jeśli wszystko było dobrze, to miejsce w środku powinno się zagoić. Nie miałem pojęcia, ile to trwa, ale postanowiłem uzupełnić wiedzę, kiedy zaśnie. Położyłem ją obok maleństwa. Pochyliłem się i pocałowałem jej czoło. Uniosłem tors i chciałem wstać, gdy usłyszałem jej cichy głos.
– Możesz pocałować moje usta? Tak delikatnie.
   Przypomniałem sobie, że sama już mnie tak pocałowała. Z pewnością mogłem i to zrobiłem. Nie pytałem, czemu tego chce.  
   Oczywiście, że to pojmowałem. Zastanawiałem się jak przebiegać będzie nasza relacja, kiedy powiem jej prawdę. Jak na teraz czuła do mnie uczucie zbliżone do męża czy kochanka, chociaż nie czułem od niej pociągu. Ja z co najmniej dwóch powodów tego nie odczuwałem. Pierwszym był jej zapach, drugim Clara.
Zasnęła szybko.

Sapphire77

opublikował opowiadanie w kategorii fantasy i miłosne, użył 4502 słów i 25523 znaków.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.