Będąc samemu, ma się dużo czasu na rozmyślanie, wprawdzie sama jestem przez większość mojego, jakże nie zbyt krótkiego życia, ale po odprawieniu łowcy i późniejszym pozbyciu się Lucyfera, w domu zrobiło się dziwnie cicho, co sprawiło, że zamiast skupić się na składnikach alchemicznych leżących przede mną, miałam przysłowiową głowę w chmurach. Chciałam przygotować miksturę, która pomogłaby mi ocalić nieszczęsne roślinki trafiające do moich rąk przez przypadek. Jednak przez brak skupienia prędzej powstanie coś, co je szybciej zabije, niż pomoże odżyć.
Porzuciłam tamto zajęcie i tak nic z tego dobrego nie wyniknie. Poszłam do swojej sypialni, ubrałam się trochę cieplej i wyszłam z domu. Zabrałam jeszcze konia i udałam się w głąb lasu. Chciałam znaleźć jakąś polankę przy stawie, położyć się na trawie wpatrując się w niebo i pomyśleć nad wszystkim. Gdzie chciałam się udać, tam też dotarłam. Pozwoliłam Aresowi poskubać trawy, chwilę później wbiegł do wody, rozchlapując ją na wszystkie strony. Usiadłam na trawniku, wpatrując się w zwierzę. Intrygowało mnie co się teraz dzieje w siedzibie Rady. Jakie decyzję podjął mój niedawny gość i jak zareagowali jego współpracownicy. Czy będę zmuszona do walki z nimi, czy może uda się im dogadać? Cokolwiek by się stało, ja sobie z nimi poradzę.
W czasie gdy Ares wychodził ze zbiornika wody, podbiegł do mnie wilk. Spojrzał mi prosto w oczy, otoczył ciemnozieloną mgłą i zmienił się w leszego. A jego to się nie spodziewałam spotkać.
- Cathrino, dobrze cię widzieć. Jak możesz się domyślać, odszukałem cię, by powiedzieć ci coś ważnego. Mianowicie dość duża grupa łowców podzielona na mniejsze oddziały przeszukuje las, nic nie robiąc sobie z naszych przeszkód. Próbujemy na wszystkie możliwe sposoby ich powstrzymać, wystraszyć, ale to na nic.
- CO?
********
- CZY WAS JUŻ DO RESZTY POJEBAŁO!? Kto wpadł na ten genialny pomysł, by ignorować moje polecenia?! Co jest trudnego w zrozumieniu zdania nie zbliżać się do lasu?!
- Rip, uspokój się trochę. To było zaplanowane już wcześniej, jak ciebie nie było. Widocznie ktoś zapomniał odwołać polecenia po twoim powrocie.
- Nie wytrzymam. Eliasz, chodź ze mną. - przeszliśmy do mojego biura. - I jak ja mam to teraz rozegrać, co? Mieliśmy się trzymać z dala do czasu dogadania się, a tu taki cyrk i to zaraz po moim powrocie.
- Zawsze możemy zebrać kolejną grupę i iść po tamtych, zanim coś wywiną.
- Zrób tak. Zbierz kilku najbardziej ogarniętych chłopaków i idziemy. - Eliasz wyszedł z pomieszczenia. Co za bajzel się zrobił.
********
Miałam szczerą nadzieję, że Rip jednak dogada się z innymi i dadzą mi spokój, ale jak to mówią nadzieja matką głupich. Minął jeden dzień, a on już robi polowanie.
- Dziękuję ci za informację. Jak możecie to, uprzykrzajcie im drogę na każdym możliwym kroku. Ja wracam do siebie, a ty też nie rzucaj się w oczy. - Wsiadłam na Aresa i ruszyliśmy w drogę powrotną do domu.
Jechałam powoli, przejeżdżając przez różnego rodzaju ścieżki. Jakiś czas po opuszczeniu polanki była w dobrze znanym mi miejscu. Mijałam cmentarz, na którym to wszystko się zaczęło i do moich uszu dotarł dźwięk męskich głosów. Rozmawiali o czymś wesoło, dopóki nie wyszli na czołowe spotkanie ze mną i moim koniem, zatrzymałam go. Przez chwilę patrzyli na nas w ciszy, a następnie podnieśli broń i wycelowali w moją stronę.
- Zejdzie pani z tej bestii - wskazał na Aresa. - To zwierzę jest opętane. Trzeba się go pozbyć. - wykrzyczał jeden ze starszych łowców. Jego twarz i głową porośnięta była siwymi włoskami. Zeszłam ze zwierzęcia i stanęłam obok.
- Panowie, a może by tak trochę grzeczniej. To nie żadna bestia.
- Jego ślepia mówią co innego. - odezwał się jakiś młodszy. Wyglądał na jakieś 25 lat.
- To taka rasa, fryz rubinowy. - oby to przeszło.
- Paniusiu, nie istnieje coś takiego. Odsuń się od potwora, a nic ci się nie stanie. - kurwa, nie przeszło.
- Nie pozwolę go skrzywdzić. - powiedziałam, wysuwając ręce przed siebie, które rozbłysły czerwonym płomieniem.
********
Zebraliśmy się przed wyjściem z budynku. Było nas piętnastu. Podzieliliśmy się na pięć grup po trzy osoby i wyruszyliśmy do lasu po resztę. Zaraz po minięciu pierwszej linii drzew, rozeszliśmy się każdy w inną stronę.
Szedłem z Eliaszem i Lucasem. Byliśmy na drodze, która biegła w okolicy domu wiedźmy i mniej więcej w stronę starego cmentarza. Będąc niedaleko miejsca spoczynku skazanych za czarnoksięstwo, słychać było rozmowę między mężczyzną a kobietą. Spojrzałem na chłopaków, którzy również przysłuchiwali się głosom. Zerwaliśmy się biegiem do miejsca, z którego dochodziła rozmowa.
- Nie pozwolę go skrzywdzić. - powiedziała Cathrina, przygotowując się do odparcia ataku moich ludzi. Z jej dłoni wychodziły płomienie.
- STAĆ! - Łowcy na dźwięk mojego głosu odwrócili się w naszą stronę, a wiedźma zgasiła swoje dłonie i schowała je za siebie.
- Po pierwsze, kto wam pozwolił iść do lasu?! Po drugie co tu się dzieje?!
- Rip, ciebie nie było, to wpadliśmy na pomysł, by iść i cię poszukać, a że nikt nie odwołał rozkazu, to poszliśmy szukać śladów wiedźmy. W końcu trzeba się z nią rozprawić. - powiedział najstarszy z tamtej grupy, Alvin. - A ta tu, - wskazał jedyną kobietę tu obecną. - ma bestię zamiast wierzchowca. Jeszcze próbuje nam wpoić, że to taka rasa, a ewidentnie to stworzenie jest opętane. Jakby nie patrzeć pozbycie się go to nasz obowiązek. - dodał.
- Nie! Macie odstąpić od tej kobiety i jej konia. Cokolwiek dziwnego by z nim nie było, macie się zebrać i wracać do naszej siedziby.
- Gdyby ci umknęło, Rip, ta kobieta ma moce. Przed chwilą jej dłonie rozbłysły się czystą czerwienią.
- Wiem, Alvin, widziałem, ale mamy teraz co innego do załatwienia. Ją zostaw w spokoju. Nie masz szans, mierząc się z nią. Nie wiesz, na co się porywasz, więc odstąp i pozwól im odejść.
- O czym ty bredzisz? Jakie nie mam z nią szans? Widziałeś ją? Jaka ona drobna jest?
- Alvin, jako twój dowódca rozkazuję ci odstąpić i wrócić do naszej siedziby.
- Dobrze, ale wiedz, że nie odpuszczę ci tego tematu. - minęli nas i ruszyli wzdłuż ścieżki. Spojrzałem na Cathrinę.
- Dzięki, łowco. Uratowałeś właśnie kilku swoich ludzi. - powiedziała, wsiadając na konia i odchodząc w tylko jej znanym kierunku. Razem z Eliaszem i Lucasem, udaliśmy się za resztą łowców do wyjścia z lasu.
Dodaj komentarz