Czarownica część 12

       Siedzieliśmy zebrani wszyscy przy wielkim stole. Na razie panowała grobowa cisza. Nikomu nie śpieszno było zaczynać rozmowę. Czekaliśmy, aż Eliasz przyjdzie z wodą, by móc zacząć dyskutować. Dyskutować... Dobre raczej się kłócić. 
     Po kilku minutach przyszedł mój zastępca wraz z Alvinem, którego nie miało tu być. 
- Droga starszyzno, to niegodne by nasz dowódca spiskował z wami beze mnie. - No oczywiście, że musiał się odezwać, bo inaczej by nie wytrzymał.
- Alvinie, z całym szacunkiem, ale to ty powodujesz większość sporów w tym miejscu. - Jeden ze starszych członków sprowadził go na ziemie, co widocznie mu się nie spodobało.
- Ja? Ja próbuję wam udowodnić, że przez tego tu - wskazał na mnie - tracimy nasze tradycje! 
- Nie, nie tracimy żadnych tradycji. Są osoby, które potrafią myśleć i owszem tradycje są ważne, ale nie gdy się za nimi ślepo podąża. 
- Odezwał się ten, co akurat łamie wszystkie możliwe zasady!
- Może i łamię zasady. Może i chcę zawrzeć sojusz z wrogiem, ale chcę w ten sposób nie dopuścić do wojny z siłą, której nie pokonamy! 
   Po sali rozszedł się dźwięk dzwoniącego telefonu. Wszyscy spojrzeli na urządzenie, a ja odebrałem. W słuchawce rozbrzmiał głos naszej sekretarki. Uważnie wsłuchiwałem się w to co mówi, ale nie docierało to do mnie. Do momentu, w którym drzwi od sali otworzyły się z trzaskiem, a w nich stały dwie ludzkie sylwetki. Jedna męska, a druga damska. Patrzyłem w ich stronę osłupiały. Ktoś z zebranych w końcu się odezwał.
- Przepraszam bardzo, ale państwo nie ma prawa tu wchodzić i nam przerywać. - ich obecność może jedynie pogorszyć wszystko. 
- To jest ta ruda wiedźma, z którą ten się spotykał! - dla niewtajemniczonych ten to ja, bo Alvin nie może sobie odpuścić. 
- Tak, to ja, a to mój dobry przyjaciel Lucek. Szerzej znany jako Lucyfer. - po co oni przychodzili? - Będę z wami szczera, bo widzę, że nie chcecie chwycić po rozum do głowy. Wasz dowódca ma rację. Nie dacie nam rady. Wasza garstka kontra my i piekło na skinięcie palca. Przekalkulujcie to sobie dobrze. 
- Milcz duszo nieczysta! Wdzierasz się na nasz teren i stawiasz nam warunki! Za kogo ty się uważasz!? - Cathrina nie wytrzymała. Z jej palców wyłonił się jasny promień. Wystarczył jeden gest by łowca, który podniósł głos, spotkał się ze ścianą przed nim. Jedno trzeba przyznać, była to skuteczna metoda na uciszenie. Gdyby tylko zrobiła to z Alvinem. 

******** Jakiś czas wcześniej ********
          Nie siedzieliśmy jakoś długo w domu, ale widać było, że nuda doskwierała nam obojgu. Zmieniłam pozycję i zamiast siedzieć obok diabła, usiadłam naprzeciw. 
- Jak myślisz, długo będziemy tak siedzieć?
- Nie mam pojęcia. Pewnie tyle ile będzie im potrzebne.
- Hmmm... A gdyby tak jakoś pomóc im się dogadać?
- A czy nie dałaś temu łowcy czasem czegoś, co ma im pomóc?
- Niby tak, ale... A w sumie nie wiem.
- Chciałabyś tam pójść i zrobić małe zamieszanie. Nie patrz tak, widzę to po twoich oczach. I z całym szacunkiem, ale nie.
- No weź, dobrze wiesz, że lubię robić zamieszania.
- Tak i to cię w końcu doprowadzi do grobu.
- Nie zachowuj się, jakbyś połknął kij od szczotki. Dobrze wiem, że jak chcesz, to umiesz się bawić. I przyznaj, że sam chciałbyś zobaczyć, co oni tam robią.
    I wygrałam. W taki sposób znaleźliśmy się przed drzwiami głównymi budynku łowców. Luckowi się to nie podobało, ale on taki zawsze jest. Weszliśmy i prawie od razu przywitała nas kobieta siedząca w recepcji. 
- Dzień dobry państwu, bardzo mi przykro, ale w tej chwili większość łowców jest na radzie i muszą państwo poczekać.
- Nie szkodzi, znajdziemy ich. 
- Ale pani chyba nie usłyszała...- już chciała powtarzać kiedy ją uprzedziłam.
- Nie, doskonale wszystko rozumiem. - recepcjonistka chwyciła za telefon i wystukała jakiś numer. 
       Z pomocą umiejętności Lucyfera do wykrywania sygnatur cieplnych, szybko trafiliśmy do miejsca, w którym było ich najwięcej. Najwyraźniej udało nam się to szybciej niż skarżącej się kobiecie z recepcji, gdyż  Rip dalej miał przy uchu słuchawkę telefonu. Wszyscy patrzyli na nas trochę zdziwieni, ale tak to już jest. 
       Chwilę sobie pogadałam z panami, przedstawiłam nas i zagwarantowałam jednemu łowcy krótki lot i spotkanie ze ścianą. 
- To za zniewagę. Przychodzę tu we własnej osobie. Nie chcę robić sobie z was wrogów a wy i tak swoje. Nie ładnie z waszej strony.
- Z naszej nie ładnie?! Wdzierasz nam się na obrady jak gdyby nigdy nic i sobie rządzisz! Nie dość, że namąciłaś naszemu dowódcy we łbie, to jeszcze myślisz, że my też damy się tak łatwo!? Trzeba się ciebie pozbyć! - rozejrzałam się na spokojnie po sali. Rip siedział na swoim miejscu w ciszy i taki podłamany. Reszta, nie licząc krzykacza, coś tam dyskutowała. Za mną stał Lucyfer, zrobiłam krok do tyłu i zrównałam się z nim, by szepnąć mu do ucha coś. Spojrzał na mnie z pytaniem w oczach, a ja skinęłam głową na potwierdzenie swoich słów. Lucyfer skupił się, wziął lekki zamach i wzniósł w powietrze krzykacza. W tym momencie, zamiast wykrzykiwać słowa, zaczął krzyczeć z czystej agonii. 
- Co ty mu robisz?! - ktoś inny krzyczał
- Dochodzę z wami do porozumienia. Jeśli zależy wam na tym człowieku, w tym momencie wszyscy podpiszecie się pod naszą ugodą. Inaczej ten człowiek spłonie od środka.
- To niehumanitarne!
- Bo nie ma takie być. Ma zadziałać. 
- To jakieś kiepskiej jakości przedstawienie! Z kiepsko dobranymi aktorami do ich roli!
- Nie wiem, być może. Ej mój ty źle dobrany aktorze, pokaż im swoją ostateczną formę. Niech podziwiają.
- Nie podoba mi się to, Cathie. 
- Wiem, ale zrób to, proszę. - zlitował się i z jego pleców wyrosły dwa, wielkie i ciemne skrzydła, do tego pojawiły się też rogi na czole, a jego skóra zmieniła kolor na czerwoną z czarnymi przypaleniami. Łowcy patrzyli przerażeni na Lucyfera i tego biedaka wrzeszczącego pod sufitem. - To jak? Wiecie już z kim macie odczynienia. Teraz jedynie szybka decyzja. Rozejm, dacie mi spokój i ten tam na górze skończy swoją katorgę, albo wojna i giniecie tu wszyscy, tak jak stoicie. Daje wam chwilę do namysłu. 
- Dobra, rozejm tylko daj mu już spokój. 
- Interesy z wami to przyjemność. Lucyferze, możesz go już puścić i wrócić do bycia człowiekiem.

********
          Nie powiem. Jej metoda była brutalna, ale zadziałała. Przy okazji Alvin trochę oberwał, reszta łowców dowiedziała się, z kim zadzieramy i być może dadzą sobie spokój z nią już na zawsze. Wypuścili Alvina, Lucyfer wrócił do swojej ludzkiej formy i jakiś czas po tym podpisaliśmy sojusz i zawieszenie broni. Nasi niezapowiedziani goście wrócili do siebie, a my do swoich zajęć. Niby wszystko teraz ma się skończyć dobrze, ale mam wrażenie, że to nie koniec naszych przygód.

Aleksa

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 1302 słów i 7020 znaków. Tagi: #czarownica #łowcy #las #lucyfer #magia #czary #śmierć #cmentarz

1 komentarz

 
  • emeryt

    Aleksa, masz nie tylko talent, lecz bardzo dużo poczucia humoru. Noje gratulacje. Coraz mniej takich autorów jak Ty trafia się na LOL. serdecznie pozdrawiam i życzę dużo zdrówkka oraz ciągle wspaniałej weny.

    14 paź 2021

  • Aleksa

    @emeryt Dziękuję 😊

    15 paź 2021