Czarownica część 10

       Wróciłam do domu i muszę przyznać samej sobie, że interesujące rzeczy dzieją się teraz u łowców. Mimo że w pewnym sensie jestem dla nich łupem, szczególnie teraz jak pokazałam im, że posiadam moce, dałabym naprawdę wiele by wiedzieć, co oni tam robią. Niby mogę spróbować rzucić jakieś zaklęcie, które pozwoli mi zajrzeć do nich, ale to nie to samo. Najchętniej znalazłabym się samej w środku i zobaczyła to na własne oczy. No cóż, nie wszystkie zachcianki można spełnić, ale, tak czy inaczej, w najbliższym czasie dowiem się, jakie podjęli decyzje. Zdecydowanie jest jakiś spór między tym starszym, siwym łowcą, a znanym mi Ripem. Nie pozostaje mi nic innego jak czekanie. Czas pokaże.

********
                Nie zapowiadały się dobre czasy. Dotarliśmy do budynku Rady. W międzyczasie spotkaliśmy całą resztę grup, które wyruszyły do lasu. Alvin nie był zadowolony z mojego postępowania, nie żeby kiedykolwiek wcześniej był. Po minięciu głównego przejścia, od razu zażądał zwołania narady. Chcąc nie chcąc zrobiłem to i tak znalazłem się w pomieszczeniu przy dużym, drewnianym stole. Ja i mój zastępca, Eliasz siedzieliśmy obok siebie, a reszta miejsc była zajęta przez łowców, którzy doświadczeniem przewyższali nasz wiek.
- Więc Alvin twierdzi, że spotkali wiedźmę, tą, której szukamy, a ty jako nasz dowódca, ten, który powinien dawać przykład, pozwoliłeś jej odejść. Tak po prostu. Dobrze rozumiem? - spytał jeden z zebranych. Mężczyzna miał tak na oko około 60 lat. Potwierdziłem jego słowa jedynie kiwnięciem głowy. - Co się stało, że taki młody i dobrze aspirujący człowiek puścił wolno czarownice?
- Owszem ta kobieta jest wiedźmą, ale wierzcie mi, że nie chcemy z nią zadzierać. Wykażecie się zdrowym rozsądkiem, którego zabrakło Alvinowi. Ona ma po swojej stronie cały las. Cały ten las i wszystkie stworzenia żyjące w nim przeciwko nam. Nie mamy szans. 
- Nie bredź, Rip. W tym lesie nic takiego nie żyje. Babsztyl wpadł ci w oko i tyle. Trzeba jej się pozbyć. - wtrącił się Alvin.
- Co? Nie! Ty nic nie rozumiesz. Byłaby dobrym sojusznikiem. Jest potężna, a jej znajomi jeszcze potężniejsi.
- Chłopcze, uspokój się. Wygadujesz bzdury. Jej trzeba się pozbyć. A ciebie proponowałbym zawiesić w prawach do wykonywania obowiązków dowódcy na pewien czas. - spojrzałem z czystą nienawiścią w oczach na Alvina.
- Tu masz rację Alvinie. Wiedźmy trzeba się pozbyć. - stwierdził jeden z zebranych.
- Ja bym proponował głosowanie w sprawie zawieszenia obecnego tu Ripa. Alvin ma rację, że chłopak nie myśli racjonalnie. - zaproponował kolejny, którego reszta poparła. Eliasz spojrzał na mnie. Wiedział, że jeśli mnie zawieszą, cały ten bajzel spadnie na jego barki. W końcu on zabrał głos w tej sprawie.
- Chcę powiedzieć i dotrzeć do rozumu wszystkich tu zebranych, że nie jesteście jakąś starszyzną rady czy coś w tym stylu. Nie macie mocy sprawczej do zawieszania kogoś, bo jeśli nawet byście sobie coś takiego wymyślili to ostatnie słowo zawsze należy do Ripa lub mnie i nikogo więcej.
- Ty gówniarzu mały...
- Może i tak. Może i jesteśmy młodsi od was o dużo, ale Eliasz ma rację. To my tu ustalamy zasady. I jako wasz dowódca daje wam czas na zastanowienie się nad moją propozycją. Zostawiamy wiedźmę w spokoju i zyskujemy sojusznika, albo wypowiadacie jej wojnę i ginięcie wszyscy.
- Jako zastępca, popieram jego słowa.
        Zabrałem się i wyszedłem z sali. Z tego co wiem, Eli zrobił to samo. On poszedł do siebie, a ja do siebie. Kiedy skończy się mój dzień roboczy, wiem, gdzie będę musiał się udać.
********
              Siedziałam sobie spokojnie w salonie w fotelu, popijając kawę z mojego nie tak małego kubka i czytając książkę. Kolejną część serii o jakimś detektywie co poluje na morderców. Swego rodzaju zabawa w kotka i myszkę. Jedna osoba się chowa, ukrywa, nie wychyla a druga, tak czy inaczej, po jakimś czasie ją znajduje. Inna oprawa historii mojego życia. Wieczne skrywanie i chowanie się przed ludzkimi oczami, by tylko nie rzucić się komuś za mocno w oczy. Wróciłam myślami do książki i czytałam dalej. 
           Jak w chyba większej części takich lektur, nagle na ostatnich pięćdziesięciu stronach główny bohater wpada na genialny trop, który prowadzi go wprost do mordercy. W prawdzie nie było mi dane doczytać do tego momentu, bo rozległo się pukanie do drzwi. Zdziwiona odłożyłam, co miałam w dłoni, wstałam i podeszłam do drzwi. Otworzyłam je, w jednej ręce szykując zaklęcie do obrony. Nie było ono potrzebne, bo jak się okazało, po drugiej stronie stał pewien łowca.
- W czym mogę pomóc? - spytałam, nie kryjąc zdziwienia jego widokiem.
- Słuchaj, musimy porozmawiać. Najlepiej w środku, bo nie wiem, czy ktoś mnie nie śledził. - wpuściłam młodego mężczyznę do salonu, zamykając dokładnie za nim drzwi. - Możesz mi wierzyć, lub nie ale staram się namówić ludzi do odpuszczenia tobie. Chciałbym zawrzeć sojusz, ale pewna grupa członków tego nie chcę. Młodzi nie mają nic przeciwko temu, ale problem zaczyna się z ludźmi starymi. Chcą się ciebie pozbyć, przy okazji odsuwając mnie od mojej funkcji.
- No dobra, ale co ja mam z tym zrobić? Pójść do was i się przywitać, mówiąc, że nie zrobiłam nic złego? Coś mi się wydaje, że to może nie zadziałać. - zaśmiałam się z samej myśli o tym.
- Nie. Chodzi mi o to, że jest pewien człowiek, którego już spotkałaś, który chce się mnie pozbyć ze stanowiska i zabić cię. Nie zdziwiłbym się, jakby okazało się, że mnie śledził. 
- Ten siwy co chciał mi Aresa zabić? - dostałam odpowiedź skinieniem głowy. 
- Tak ten, więc słuchaj mnie uważnie, bo sam nie wierzę w to co robię i mówię. Poproś Lucyfera, by był z tobą w razie czego. Tak do pomocy, a ja zobaczę, w jaką stronę pójdą moje negocjacje z resztą.
- Nie układa wam się tam zbyt cukierkowo, co?
- Żebyś wiedziała. Starsze pokolenia łowców nie chcą sojuszu z wiedźmą, tak wiem, nie lubisz być tak nazywana, dla nich liczy się tradycja. 
- Poczekaj, zaraz wrócę - wstałam i szybko poszłam do swojej pracowni. Tam poprzekładałam kilka małych fiołek z różnymi płynami, sprawdzając, co w nich jest. Po chwili znalazłam to czego szukałam i wróciłam do salonu. Postawiłam przedmiot na stole przed łowcą. - To jest mikstura, która pozwala wpłynąć na czyjeś myśli. Wystarczy, że dolejesz dwie krople do kubka i możesz komuś wpoić, co tylko chcesz. Ewentualnie wlać całość do dzbanka i rozlać wszystkim. To już zależy od ciebie. 
- No nie wiem. A jeśli to nie zadziała na nich tak jak twoje niektóre czary na mnie?
- Czary są bardziej skomplikowane. Mikstury i eliksiry zazwyczaj działają na większość organizmów żywych. Jeśli bardzo zależy ci, by poparli twoje zdanie, zrób to co powiedziałam.
- Dzięki, ja już pójdę. - doprowadziłam go do drzwi.
********
          Wyszedłem od niej, zastanawiając się, czy ta fiołka to jedyne moje rozwiązanie. Na zewnątrz było ciemno, więc stwierdziłem, że nikt mnie ani nie śledził, ani nie obserwował. Jak się mogło wydawać, byłem w błędzie i to dużym.

1 komentarz

 
  • Użytkownik emeryt

    @Aleksa, popieram zdanie AlexAthame w całej rozciągłości. Głupców i nawiedzonych nigdzie i nigdy nie brakowało, lecz czy idioci mogą wygrać z magią? Na zawsze pozostaną głupcami. Przesyłam najserdeczniejsze pozdrowienia życząc dużo zdrówka, oraz ciągle wspaniałej weny.

    26 wrz 2021

  • Użytkownik Aleksa

    @emeryt Jak to mówią, głupi ma zawsze szczęście. 😂 Również życzę zdrówka.

    27 wrz 2021