Czarownica Część 2

       Rada zaczyna węszyć w nie swoich interesach. Staruszek ze cmentarza musiał im donieść o niepokojącym spotkaniu. A jeśli Rada węszy, to nie znaczy niczego dobrego. 

       Siedziałam u siebie w biblioteczce, wpatrując się w las za oknem. Popijałam sobie przy tym kawę. Umysł zaprzątała mi myśl o moich niedawnych gościach. Nie spoczną, puki nie złapią swojej ofiary. Z zamyślenia wyrwał mnie Lucyfer.

- Cathrino? Musimy porozmawiać. - odwróciłam się w jego stronę.

- Co chcesz?

- Rada węszy. Moi informatorzy na razie blokują twoją magiczną aurę ale jeśli nabiorą podejrzeń do twojej osoby, to jesteś martwa. 

- Wiesz co? Tyle to wiem. Na razie myślą, że jestem tu przejazdem, na urlopie. I tego będę się trzymać. 

- A jak przyjdą się dopytywać co i jak?

- Wtedy nazywam się Catherine Rose, przyjechałam z Orleanu, mam 25 lat, a domek odziedziczyłam po prababce. Z zawodu jestem kwiaciarką.

- Serio, kwiaciarką? Na nic lepszego cię nie stać?

- Zamknij się albo odeślę cię tam, skąd przyszedłeś. A jeśli zaczną coś zbytnio podejrzewać, poczęstuję ich naparem, który spowoduje utratę pamięci. Przez parę dni będą zdezorientowani, ale potem wrócą do normy. A teraz możesz już iść. Ja mam swoje obowiązki.

- Odezwę się jeśli coś wymyślimy na nich bądź oni zaczną za bardzo myszkować.

       Lucyfer się rozłączył, a ja stwierdziłam, że muszę pójść, się przewietrzyć. Niedaleko od mojej chatki jest rzeczka, która w pewnym momencie tworzy małe jeziorko. Tam właśnie skierowałam swe kroki. Po dotarciu nad brzeg usiadłam i z torby wyjęłam swój szkicownik. Kreśliłam sobie w nim stwora, aż ktoś mi znowu przerwał. Odwróciłam głowę i nie powiem, że się nie zdziwiłam. Jak gdyby nigdy nic stał tam jeden z członków Rady, który do mnie ostatnio przyszedł. 

     Był młody, miał może z 30 lat. Wysoki blondyn o włosach do ramion. Ubrany był w strój Rady, czyli jest na patrolu. A skoro jest jeden, to reszta kryje się gdzieś w lesie. 

***

Na polanie, przy jeziorze siedziała kobieta, która mieszkała sama pośród lasu. Nie zauważyła mnie, była zajęta chyba książką. Stwierdziłem, że muszę z nią porozmawiać. Zawsze istnieje jakaś szansa, że ma nowe informacje, ale najpierw chcę się dowiedzieć, co tu robi. Rzadko mieszkańcy zapuszczają się sami do lasu. A przyjezdni omijają go szerokim łukiem. Podszedłem do niej.

- Przepraszam, że nie pokoję, ale prowadzimy tutaj poszukiwania. Nie powinno tu pani być.

- Proszę się mną nie przejmować, jest to miejsce publiczne. Nie było ogrodzone. Znaku zakazu też nie widziałam. 

 - w takim razie mogę wiedzieć, co pani tu robi?

- W dawnych, bardzo dawnych czasach ludzie przychodzili tu by składać dary dla ich boga. Las, w którym się znajdujemy, według podań ludowych, był nawiedzony. Można w nim było spotkać kilka duchów tragicznie zmarłych osób. Jeśli pokopałby pan głębiej w archiwum, znalazłby pan informację, że to miejsce było zamieszkiwane również przez różne stwory. Chyba najbardziej znanymi są chochliki. 

- Mieszkańcy miasta twierdzą, że czarownice. 

- Czarownice nie są stworami. Są ludźmi tak jak ja i pan. To, że przypina, im się miano zła, wynika tylko z tego, że za czasów średniowiecza kobieta, która umiała więcej niż praca w polu, była posądzana o współprace z diabłem. Ziemia, na której stoimy czy jezioro przed nami, widziało rzeczy, o których pan nawet nie śmiał myśleć. Może jeśli się pan dokładnie obejrzy, zauważy pan totem leszego obrośnięty mchem. 

                              Ta kobieta wydaje się być podejrzana. Mieszka sama pośród lasu, twierdzi, że jest na wakacjach. Zastanawia mnie czy taki zwykły przyjezdny wiedziałby o przeszłości tego miejsca. Wydaje mi się, że nie. Ale co tu dużo mówić, sam mieszkam w miasteczku od urodzenia i nie wiedziałem o takich rzeczach. Ale to jej przekonanie, że czarownice są po prostu zwykłymi kobietami. Widać po niej, że wierzy w to całym sercem. Odszedłem od niej. Gdy wrócimy do budynku Rady, będę musiał porozmawiać z innymi na temat tej kobiety.

***

                      Mężczyzna odszedł. I dobrze. Mam tu umówione spotkanie. Przede mną zaczęły zbierać się kruki, a po chwili pojawił się leszy w towarzystwie dwóch wilków. Nie kłamałam łowcy. W tym lesie żyje dużo pradawnych istot. Jedną z nich jest mój znajomy, leszy. jeśli ktoś ma szczęście może spotkać, rusałki, utopce, bagiennika, biesa, czarta, wampiry, wilkołaki i innych a lista jest długa. 

- Cathrino, chciałaś się widzieć, więc oto jestem. Jak zdążyłem zauważyć, Rada coś węszy na naszym terenie. 

- Tak, właśnie. I z tym do ciebie przychodzę. Jako że jesteś zarządcą tego lasu, proszę cię, byś utrudniał im całe to ich śledztwo, jak najbardziej się da. Przekaż też innym, że ich też proszę o pomoc. Macie nie robić im krzywdy, bo wtedy uwezmą się jeszcze bardziej. 

- Mam rozumieć, że w takim razie chodzi o jednego z nas.

- Tak. O mnie. Doniesiono na moją osobę, a oni w zamian mają się bać, chodzić po lesie. Mają się obawiać, że krok, który właśnie postawili, będzie ich ostatnim. Mają się obawiać, że po rozdzieleniu już nie wyjdą z lasu, że nie spotkają reszty, że wpadną gdzieś do dziury i nikt im nie pomoże. 

- W tym momencie musimy trzymać się razem. Będzie, jak zechcesz. Będą się bać, a reszta z nas usłyszy o tym jeszcze dzisiaj.

- Dziękuję, Leszy.

- Jesteś jedną z nas. Wprawdzie najmłodszą, ale dalej rodziną, a o najmłodszych troszczymy się najbardziej. Tylko pamiętaj, Cathrino, jeśli zbliżą się zbytnio do ciebie, przychodź do nas. Zabierzemy cię tam, gdzie oni nie mają wstępu. Ty jak i twoje zwierzęta będą bezpieczne, masz moje słowo. A teraz żegnaj. 

                       Leszy odszedł, a ja zadowolona wróciłam do domu. Moje pupile były już na swoich miejscach i szykowały się spać. Wieczór zbliżał się wielkimi krokami, a za oknem słychać było wszystkie zwierzęta jak i istoty mistyczne, budzące się do życia. Rada z nami nie wygra. Albo zmieni swoje nastawienie do nas, albo zginie w tym lesie. 

***
         Po powrocie do budynku Rady zwołałem na szybko małe posiedzenie. Przybyli wszyscy zainteresowani łowcy i cały mój zespół.  

- Dziękuję wam za przybycie. Od jakiegoś czasu w domku w lesie mieszka młoda kobieta. Jak twierdzi, jest tu na urlopie.  

- Wiesz, Rip, mimo wszystko ludzie tu przyjeżdżają.

- Tak, tak wiem. Słuchajcie tego, kobieta twierdzi, że jest tu dopiero od chwili. I ja to rozumiem, ale kto z przyjezdnych zna historię naszego lasu. Kto ma pojęcie, jakie stwory tam teoretycznie chodziły.

- Czyli chcesz nam powiedzieć, że mamy mieć ją na oku, bo wydaje ci się być podejrzaną? Dobrze rozumiem?

- Tak, dokładnie. Musimy na nią uważać. Kobieta jest pewna, że wiedźmy były dobre. Jeśli jest w jakiś sposób związana z nimi, to musimy się tego dowiedzieć.  

      

1 komentarz

 
  • Użytkownik emeryt

    @Aleksa, przeczytałem to twoje opowiadanie z przyjemnością, według mnie, to typowe opowiadanie fantazy, które na dodatek przyjemnie się czyta. Przesyłam pozdrowienia i oczywiście cały zestaw na tak.

    1 lut 2021