Tylko Ty. Rozdział 9

Duszno mi. Otwieram oczy. Słyszę miarowy oddech. Przez ułamek sekundy… Nie. Na tapczanie obok śpi Artur. Zerkam na budzik, jest prawie dziesiąta. Spodnie i marynarka wiszą na oparciu krzesła. Okrył się kocem. Nie mogę oderwać oczu od jego twarzy. Tak spokojnie oddycha. Siadam ostrożnie na łóżku, żeby go nie obudzić, ale sprężyny tapczanu brzęczą przy każdym poruszeniu. Otwiera oczy i natychmiast się do mnie uśmiecha.
- Chyba powinieneś już iść – mówię cicho.
     Siada, pociągając za sobą koc.  
- Olu, ja…
- W porządku – przerywam mu – nie wracajmy do tego.
     Wstaję i idę do łazienki. Kręci mi się w głowie, choć wypiłam dwa drinki i łyk szampana. Kiedy wracam, Artur jest już ubrany i gotowy do wyjścia.
- Zadzwonię… – stoi niezdecydowany przy drzwiach.     
- Dziękuję, że zostałeś – wspinam się na palce i całuję go w policzek. Artur onieśmielony! Nigdy bym nie uwierzyła, gdyby ktoś mi to powiedział. Nawet mu z tym do twarzy.
- Czy mogę? – muska delikatnie moją dolną wargę.
- Lepiej nie… – odsuwam się, ale staram się uśmiechnąć – ja też zadzwonię, jeśli się czegoś dowiem.
     Kiwa głową i posyła mi jeszcze jeden delikatny uśmiech, taki, jednym kącikiem. Kiedy wychodzi, wracam do łóżka i naciągam kołdrę na głowę. Dlaczego nie można się tak po prostu schować i przestać istnieć? Jak byłam mała, to myślałam, że życie toczy się tylko tam, gdzie ja jestem. Wydawało mi się, że jak wychodzę ze sklepu, to tam się wszystko zatrzymuje, zastyga w bezruchu i wraca do akcji, jak tam wchodzę. Ze zdumieniem odkryłam pewnego dnia, że tak nie jest… Nie pamiętam, jak to było? Mama opowiadała o kimś…
     Zrywam się przestraszona. Gdzie ja jestem? U siebie, w pokoju… Dlaczego się przestraszyłam? Dzwoni telefon. TELEFON! Wyskakuję z łóżka i boso pędzę na korytarz. Dopadam go chyba w ostatniej chwili.
- Halo, tu akademik… - dyszę.
- Ola? – damski głos brzmi niepewnie.
- Babcia Kasia! – gdyby zadzwonił do mnie sam papież, nie zdziwiłabym się bardziej i na pewno tak bym się nie ucieszyła – Boże, przepraszam. Jak się cieszę, że panią słyszę.
- Nie przepraszaj, to jest nawet miłe – jej głos brzmi dziwnie, jakoś słabo – Słuchaj dziecko, jestem w szpitalu. Jest może z Tobą Adam? Dzwonię od wczoraj do domu, ale nikt nie odbiera. U pani Mai to samo!
     Czuję, jak świat wali mi się na głowę. Jest w szpitalu, co ja mam jej powiedzieć?  
- W jakim szpitalu? Co się stało? – próbuję zyskać na czasie.
- Głupstwo – słyszę w jej głosie zakłopotanie – pogotowie mnie zabrało, bo zasłabłam. Potem Ci opowiem. Co z tym moim wnukiem? Rozumiem, że się stęsknił, ale to do niego niepodobne.
- Wszystko w porządku – staram się brzmieć wiarygodnie. Swoją drogą, to niezłe głupstwo, skoro zabrało ją pogotowie – przyjadę do pani i wszystko opowiem, tylko proszę mi powiedzieć, gdzie mam pani szukać.
- Jak to przyjadę? A gdzie jest Adam? – teraz jest już naprawdę zaniepokojona.
- Jeszcze nie wrócił, ale proszę się nie denerwować. Wszystko opowiem – chyba udaje mi się uśpić jej czujność.
     Już nie pamiętam, kiedy ostatnio ubierałam się w takim tempie? Co się zabiera do szpitala? Pomarańcza, kawałek keksu babci, kubek i łyżeczka, kilka torebeczek herbaty… gdzieś miałam takie małe torebeczki z cukrem. Przed wyjściem, dzwonię jeszcze do Artura, ale nie odbiera. Nie, to nie! Nagrywam mu się na sekretarkę. Boże, więc się myliliśmy, kołacze mi w głowie. Tylko, co to zmienia, skoro i tak nie wiemy gdzie jest? Myśl, kobieto, myśl! Babcia Kasia na pewno ma numer do ich domu, albo ma jakiś sposób na skontaktowanie się z córką.
W drodze do szpitala uświadamiam sobie, że jest pierwszy stycznia, święto, a ja nie zabrałam fartucha. Wchodząc po schodach obmyślam, jak się przemknąć na kardiologię.  
- Dzień dobry, przepraszam, że przeszkadzam, ale chciałabym zobaczyć moją babcię – uśmiecham się nieśmiało do pielęgniarki, która otworzyła mi drzwi – Dopiero co wróciłam i dowiedziałam się, że tu trafiła – dodaję płaczliwym głosem.
     Udało się! Staram się iść jak najciszej, bo muszę przemaszerować przez prawie cały korytarz.
- Dzień dobry – zaglądam do wskazanej mi sali.  
- Ola, nareszcie – Babcia Kasia siedzi na łóżku pod oknem. Dwie pozostałe kobiety przyglądają mi się z zainteresowaniem.
- Przepraszam, babciu – Na wszelki wypadek odgrywam skruszoną wnuczkę. Podchodzę i całuje ją w nadstawiony policzek – Dzwoniłam, ale nikt nie odbierał.
- Mogłaś dzwonić do us…, do samej śmierci – prycha – chodź, przejdziemy się - wstaje i bierze mnie pod rękę.
- Już, już – wyciągam z siatki kubeczek – nie wiedziałam, co będzie potrzebne…
- Potem – ciągnie mnie na korytarz – strasznie wścibskie te baby – dodaje, kiedy odchodzimy na bezpieczną odległość – co z Adamem?
- Tak naprawdę, to nie wiem – lepiej, jeśli powiem jej od razu teraz, kiedy jest w szpitalu – rozmawialiśmy w wigilię… - opowiadam jej wszystko po kolei. Omijam tylko skrzętnie fakt, że Artur nocował w moim pokoju – przyszło nam nawet do głowy, że on może nie wrócić – kończę i przyglądam jej się z niepokojem.
- Adam? – patrzy na mnie takim dobrotliwym wzrokiem – Miałby tam zostać? Bzdura! Oj dziecko, jaka Ty jesteś niemądra – gładzi mnie po głowie – Coś się jednak musiało stać. Mówisz, że Artur dzwonił do Henryka?
- Tak, ale go nie zastał w pracy, a inni nic mu nie powiedzieli – rozkładam ręce.
- To mnie akurat nie dziwi. Trzeba wiedzieć, jak z nimi rozmawiać – uśmiecha się – a jak nie uda się tak, to gdzieś mam jeszcze numer do siostry Henryka.
     Wow, to on ma siostrę? Adam nigdy o niej nie mówił. Dlaczego ja się jeszcze dziwię?  
- A co się pani właściwie stało? – trzyma się dzielnie, ale mnie nie oszuka. Zbladła, jak powiedziałam, że nie wiem, co z Adamem.
- Wiesz co? To zostańmy już przy babci – puszcza do mnie oczko – Zjadłam u mojej Jadzi bigos. Acha, Ty jej nie znasz. Mam taką serdeczną koleżankę. Wróciłam do domu wieczorem i było dobrze. W nocy zaczął mnie boleć brzuch. No to wypiłam kieliszek orzechówki. Pomogło, ale tylko na chwilę. Do rana się przemęczyłam, a potem tak mnie to zezłościło, że postanowiłam, że trzeba to zwymiotować. No to zrobiłam sobie szklankę wody z sodą oczyszczoną – kręci głową z dezaprobatą.
- Żeby sprowokować wymioty? – nie mogę sobie wyobrazić, że to wypiła.
- Wszystko by było dobrze, ale jak człowiek jest stary, to mu rozum zwalnia – przewraca oczami – mam zapisane proszki od ciśnienia na rano. Oczywiście nie pomyślałam, że jak się ma sensacje sedesowe i wymioty… - zawiesza głos.
- O rany, odwodnienie plus leki obniżające ciśnienie – chowam twarz w dłoniach.
- O to, to! To samo powiedział doktor, który mnie przyjmował – stwierdza – dobrze, że jak mi się zaczęło zawracać w głowie, to zadzwoniłam po karetkę i otworzyłam drzwi. Inaczej musieliby je wyważyć, a to dąb! – kiwa głową – Ale teraz już jest dobrze, tylko doktor nie chce mnie wypuścić do pustego mieszkania na te wolne dni. Mówiłam tej głupiej Jadzi, żeby się nie przyznawała, że musi wracać do kotów, ale ona trzech zdań ciurkiem nie spamięta – dodaje zirytowana – jak do niej zadzwoniłam, żeby wzięła ode mnie klucze i przyniosła mi notes z telefonami z domu, bo nie pamiętałam Twojego numeru, to szła dwa dni!  
- Skoro to jedyny problem, to przecież ja mogę się przeprowadzić na kilka dni. Mogę powiedzieć lekarzowi, że jestem studentką medycyny, powinien się zgodzić… – Chcę pomóc, bardzo chcę. Poza tym, jeśli ktoś z Ameryki zadzwoni, to właśnie do babci Kasi.  
- Jesteś kochane dziecko – przygarnia mnie do siebie, a mnie trzęsie się broda – wnusiu – dodaje.
     Nie ma pojęcia, jak bardzo w tej chwili pragnę, żeby to była prawda. Boże, Adam, gdzie Ty jesteś? Kocham Cię, słyszysz?  
Przed powrotem na salę idziemy na rozmowę z lekarzem dyżurnym. Obiecuje, że wypisze mi babcię następnego dnia około południa. Czuję jak spływa na mnie odrobina szczęścia! Oddam całe moje szczęście mojemu kochanemu Adamowi, bo jemu jest teraz bardziej potrzebne, czuję to.
- Słuchaj Olu, dzisiaj się nie dodzwonisz, bo tam mają wolne, ale jutro część ludzi pracuje – mówi poważnym tonem - Powiesz, że dzwonisz w moim imieniu, że jesteś moją rodziną i chcesz rozmawiać z Barbarą albo Henrykiem Karskim w pilnej sprawie rodzinnej. Zapamiętałaś?
- Oczywiście – powtarzam wszystko po kolei.  
- Nie ma sensu dzwonić do ich mieszkania, bo akurat się przeprowadzają i pewnie jeszcze nie podłączyli telefonu. Chociaż… - zastanawia się chwilę – może Basia dzwoni do mnie? Dam Ci klucze i jedź do mojego mieszkania. I wiesz co? Gdzieś na podłodze może leżeć karteczka z telefonem do Moniki Karskiej. Chyba, że Jadzia zgubiła ją na amen, bo w notesie jej nie ma. Tam możesz dzwonić od razu dzisiaj.
     Powtarzam to sobie przez całą drogę do akademika. Adam, mój kochany! Nie zostawiłeś mnie! Boże, jak to dobrze, że w Ciebie nie zwątpiłam! Zaklinam w myślach los, żeby mi go oddał jak najprędzej. Tak bym chciała mieć pogodną siłę babci Kasi. Nie płakała, nie krzyczała, tylko zaczęła wszystko organizować. Dociera to do mnie, że zachowuje się zupełnie jak Adam. Albo on, jak jego babcia.  
     W drzwiach wpadam na Olkę.  
- Gdzie Radek? – powinni wrócić razem. Dociera do mnie szum prysznica i oddycham z ulgą – znów mieszka z nami?
- Ze mną – Ola uśmiecha się do mnie tajemniczo – mam Ci tyle do opowiedzenia! A gdzie Adam? – zagląda za mnie.
- Lepiej usiądź – mówię z westchnieniem – Radek, wyłaź! Nie mam czasu opowiadać tego dwa razy!
Opowiadając, przeżywam po raz kolejny, to, co się wydarzyło, a w międzyczasie pakuję w pośpiechu torbę. Mam naprzeciw siebie dwie pary okrągłych ze zdumienia oczu.
- Wiesz co? – Ola obejmuje mnie za szyję – Wolę sto razy naszą stabilizację.
- I wiesz, co mówisz! – zgadzam się z nią skwapliwie. Przecież nic się nie wyjaśniło! Nadal nie wiem, co z nim – Boże, ja przez niego chyba kiedyś dostanę zawału!
- W tym wieku? Przeżyjesz i będziesz się z tego kiedyś śmiać – wiem, że Radek stara się mnie pocieszyć.
- Jesteście kochani – czuję, że coś mnie ściska w gardle.
     Dojazd w okolice Rynku zabiera mi ponad pół godziny, choć na autobus czekam jakieś dwie minuty. Myśl, że tam może dzwonić najważniejszy telefon w moim życiu dodaje mi skrzydeł. Drżącymi rękami przekręcam klucz. Wydaje mi się, że tak niedawno przekraczałam ten próg po raz pierwszy.  
     W mieszkaniu panuje absolutna cisza. Podchodzę do telefonu i unoszę słuchawkę. Działa! Jaka szkoda, że nie ma automatycznej sekretarki. Mogłabym sprawdzić, czy ktoś dzwonił, kiedy nikogo tu nie było. To nic, jutro powinnam się czegoś dowiedzieć. To tylko kilka godzin, no, kilkanaście. Nie zapytałam, o której zaczynają pracę w sobotę, ale załóżmy, że o ósmej, plus sześć to czternasta. Cholera, to wcześniej zdążę odebrać babcię Kasię. Jezu, jak ja wytrzymam do drugiej? Z bijącym sercem wchodzę do pokoju Adama. Nic się nie zmieniło. Otwieram szafę. Wszystko równiutko poukładane, ale z boku leży zwinięta niedbale koszulka polo. Wyciągam ją i wtulam w nią twarz. Otacza mnie znajomy zapach, taki miły i ciepły. Wciskam ją pod poduszkę. To mój jasieczek na dzisiejszą noc. Zanim się rozpakuję, chyba zrobię sobie herbaty. W kuchni dociera do mnie, że od rana nic nie jadłam. Zaglądam do lodówki. Nie umrę z głodu. Wyciągam biały ser i dżem z mirabelek, jak głosi naklejona karteczka. Chleb jest twardy jak kamień, ale w szafce odkrywam wafle. Nastawiam czajnik. A może kąpiel? Ty mały pokoiku kąpielowy, mam tyle wspomnień z Twoim udziałem… Dzwonek telefonu. Boże!
- Halo?  
- Mama? Kto mówi? – znam ten zaskoczony głos.
- Dobry wieczór, to ja, Ola Jezierska…
- Och, Ola, dzięki bogu! A moja mama, gdzie jest? – słyszę w jej głosie niepokój - Dzwonię do niej od dwóch dni!  
- Jest w szpitalu, ale jutro wychodzi – mówię szybko – nic jej nie jest. A co z Adamem?
- Szukamy go. Olu, nie martw się, znajdziemy go, ale powiedz mi, co z mamą?
- Już dobrze. Zatruła się i zasłabła. Dzisiaj u niej byłam, jutro wyjdzie, a ja z nią pomieszkam kilka dni, żeby się czuła bezpiecznie. Proszę się nie martwić – ja już wszystko powiedziałam, teraz Ty – Dlaczego go szukacie? Co się stało?
- Mam nadzieję, że nic złego. Miał dojechać trzy dni temu na lotnisko w San Diego. Czekaliśmy na niego z bagażem, ale nie przyjechał – mówi spokojnym głosem, ale daje się wyczuć, że jest zdenerwowana – Wiemy, że nie przekroczył granicy, więc nadal jest w Meksyku.  
- O Jezu, może miał wypadek? – Słabo mi. Odwracam się do lustra, przy którym stoi telefon. Mam wrażenie, że cała krew odpłynęła mi z twarzy.  
- Sprawdziliśmy zgłoszenia na policję i okoliczne szpitale – kontynuuje – Ciężko cokolwiek zrobić, bo Nowy Rok świętują w Meksyku dość długo – w jej głosie przebija irytacja – Nie martw się, znajdziemy go!  
- Tak, – Nie mogę powstrzymać łez. Wstrząsa mną cichy szloch – na pewno.  
- Olu, tu się zdarzają porwania dla okupu. Zostawiliśmy informacje w hotelu, u męża w pracy i w wypożyczalni samochodów. Jak tylko ktoś się zgłosi po okup, to Adam będzie wolny. Nie płacz, on jest silny i zaradny. Poradzi sobie – głos jej się łamie – Musisz być dzielna.
- Będę – chlipię ukradkiem, żeby nie słyszała – a co ja mam powiedzieć babci Kasi? To znaczy, pani mamie… przepraszam, ale sama kazała się tak nazywać, bo musiałam powiedzieć, że jestem jej wnuczką.
- Powiedz jej prawdę. Ona jest silna – stwierdza po namyśle – nie ukryjemy tego przed nią, bo wie, że Adam nie wrócił.
- Dobrze – biorę się w garść – tak zrobię.
- Ola – głos pani Karskiej brzmi poważnie – dzięki, że się zajęłaś moją mamą. To dla mnie duża ulga.
- Nie mogłabym inaczej – znów się rozklejam.
- Weź coś do pisania, podyktuję Ci telefon do mnie.
     Kiedy kończymy rozmowę, mam wrażenie, że to sen. Gdyby mi to ktoś opowiedział, to dostałby dziesięć punktów w konkursie na łgarza roku! Ale to nie jest sen. To się dzieje naprawdę! Czuję, jak włosy unoszą mi się do góry. Maleńkie mięśnie stawiają je na sztorc w odruchu paniki. Na wszelki wypadek siadam na podłodze, bo czuję, że świat wokół mnie się kołysze. Jest wpół do dziesiątej. Dzwonić do szpitala, czy nie? Wszystko jest lepsze od niepewności, stwierdzam, przypominając sobie ostatnią noc. Jeśli się dodzwonię za pierwszym razem i zgodzą się poprosić ją do telefonu, to powiem od razu, jeśli nie, to jutro. Niech los zdecyduje za mnie. A przewrotny los postanawia, że babcia Kasia dowie się dzisiaj. Powtarzając jej otrzymane informacje, powoli sama się z nimi oswajam. Zadziwia mnie jej spokój i wiara w możliwości córki i zięcia. Zazdroszczę jej tego. Ledwie odkładam słuchawkę, a telefon znów dzwoni. Czy po tylu dniach milczenia postanowił nadrobić zaległości?
- Olaaa, to Ty? – Bełkotliwy głos odzywa się pierwszy, zanim zdążam się odezwać - Odsłuchałem wiadomości… Nie ma Cię w akademikuuu…  
- Wiem, że mnie tam nie ma – stwierdzam kpiącym tonem – Długo Ci zajęło dojście do takiego wniosku?
- Ola mi powiedziała, gdzie jesteś… - bełkocze, ale z sensem – Byłem u Pawełka. Przyjęliśmy symboliczne pół litra na głowę – dodaje z dumą.
- Wiesz co, Artur? Zadzwoń rano, jak wytrzeźwiejesz! – Kurde! Nie mógł iść na wódkę do kogoś innego, tylko do tej złośliwej gaduły? Przecież wszyscy wiedzą, ze jak się Pawełkowi cokolwiek powie, to jakby się rozwiesiło plakaty na wszystkich słupach – Mam nadzieję, że nie rozmawialiście np. o mnie?  
- O Tobie? – zapada cisza, jakby się zastanawiał – Nie, nie rozmawialiśmy. Chyba…
     Odkładam słuchawkę, bo jestem tak wściekła, że mam ochotę wyzwać go od najgorszych. Co z tego, że nie zrobiliśmy nic złego? Tylko, że Pawełek jest w stanie z mniejszych rzeczy zrobić aferę. Tym bardziej teraz, jak musi siedzieć z Alicją! Ciekawe, kiedy ona rodzi? Może, jak zostanie ojcem, to zabraknie mu czasu na zajmowanie się cudzymi sprawami? A mówią, ze to baby są wścibskie i plotkują! Przecież jest ojcem, złośliwy chochlik skrzeczy mi w uszach, jakoś mu to nie pomogło. Trudno, co się stało, to się nie odstanie. Rano pogadam z tym idiotą. Dziwni są Ci faceci, czasem tacy rozsądni i opiekuńczy, że aż człowiekowi serce topnieje, a czasem jak małe dzieci, bawiące się granatami.
Adam
     Stał od kilku minut z zadartą głową i wpatrywał się w małe zakratowane okienko. Która może być godzina? Spojrzał odruchowo na nadgarstek, ale ukazała mu się tylko jaśniejsza skóra w miejscu, gdzie jeszcze wczoraj połyskiwał zegarek. Oby tylko poświęcenie go nie okazało się daremne. Dwieście dolców za jeden telefon! To chyba najdroższa rozmowa, jaką odbył. Gdyby pozwolili mu zadzwonić do Stanów, już pewnie byłby wolny, ale do Meksyku? Jeśli facet z hotelu nie zadzwonił do ojca, to czeka go jeszcze co najmniej doba w tej celi.  
     Cofnął się pod obite blachą drzwi i wziął rozbieg, a następnie zgrabnym kocim ruchem odbił się od podłogi i uchwycił okiennych krat. Miał teraz widok na niewielki wewnętrzny parking, otoczony wysokim murem. W szybach zaparkowanego na środku policyjnego wozu, odbijał się czerwonawy blask zachodzącego słońca. Jak inaczej go teraz odbierał. Jeszcze kilka dni temu, spacerując brzegiem plaży, układał sobie w myślach plan, jak zorganizować przyjazd Oli. Już prawie słyszał jej beztroski śmiech… Teraz z obrzydzeniem myślał o tym kraju, razem z jego pieprzonymi zachodami słońca! Zgarnęli go tuż przed granicą, nie mówiąc, za co, ani na jak długo, nie pozwolili skontaktować się z rodziną, ani ambasadą, grozili, że jeśli nie pokaże, gdzie schował kokę, to połamią mu palce! Jak za PRL-u, pomyślał z goryczą. Niezła lekcja demokracji. Wydało mu się, że na korytarzu ktoś jest, ale stukot był inny, niż zwykle. Ciężkim krokom strażnika towarzyszyło głośne i rytmiczne stukanie damskich obcasów. Usłyszał za plecami cichy zgrzyt zamka i puścił kraty, lądując zwinnie na podłodze dokładnie w chwili, gdy drzwi zaczęły się uchylać z nieprzyjemnym zgrzytem.
- Adam! Rany boskie! – Matka wyciągnęła do niego ręce. Głos uwiązał jej w gardle.
- Mamo, tylko nie płacz – przytulił ją do siebie i pocałował w czubek głowy – już dobrze. Jestem cały i zdrowy!  
     Strażnik stał z boku, obserwując z niepokojem całą scenę.
- Zabieram Cię stąd – odchyliła głowę i spojrzała uważnie na pokrytą zarostem twarz – okropnie wyglądasz!  
- No dzięki, mamo – znów ją przytulił – Przepraszam, ale naprawdę nie mam pojęcia, dlaczego tu jestem. Nie miałem żadnych narkotyków, przysięgam!  
- Najważniejsze, że Cię znaleźliśmy. O resztę będziemy się martwić potem – przesunęła palcami po jego zmierzwionych włosach – Idziemy! – Rzuciła do strażnika po angielsku.
- Mamo, - spojrzał na nią z niepokojem, kiedy wyszli na korytarz – rozmawiałaś z Olą? Bardzo jest na mnie zła?  
- Jezu, Adam, ty chyba zwariowałeś! – wyrzuciła ręce w górę – Od trzech dni siedzisz w pudle! Ojciec o mało nie dostał zawału z Twojego powodu, Chcą Ci postawić zarzut o handel narkotykami, a Ty się martwisz o to, czy Ola Cię rzuci? – prawie krzyknęła.
- Przepraszam – spuścił głowę i spojrzał na matkę wzrokiem zbitego psa – Wystawiłem ją. Nie miałem jak jej powiedzieć, że nie przyjadę – powiedział cicho - To ją musiało zranić.     
- Ty głupku! – Ręce jej opadły, ale nie mogła się na niego gniewać, kiedy tak patrzył – Zła? Ona umiera ze strachu o Ciebie!
     Poczuł, jak coś nagle ścisnęło go za gardło. Bała się o niego? No jasne, że tak! A jednak potrzebował tych słów, potrzebował ich, jak powietrza.
     Strażnik zaprowadził ich do miejsca, gdzie w ścianie wybito okno, zamykane potężną kratą. Adam rozpoznał to miejsce od razu. Tutaj odebrano mu wszystko, co przy sobie miał, pozostawiając tylko ubranie, zegarek i kilkanaście peso. Teraz miał to odzyskać. Załatwienie formalności zajęło im nie więcej niż kwadrans.
- A zegarek? – Matka spojrzała pytająco na jego nadgarstek.
- Nie miałem – odparł spokojnie. Strażnik odetchnął z ulgą. – Dużo Cię to kosztowało? – spytał.
- E tam! – machnęła ręką – to tylko kaucja, ale jest problem, bo nie możesz na razie przekroczyć granicy.  
     Adam spojrzał na nią przeciągle i zacisnął szczęki. To mogło oznaczać kolejne dni, a nawet tygodnie w tym cholernym kraju. Miał nadzieję na bilet, na najbliższy samolot do Polski.  
- Nie martw się – poczuł na plecach delikatne klepnięcie – Twój ojciec już nad tym pracuje – pobłażliwy uśmiech pojawił się na jej twarzy, na widok jego zdziwienia – a myślisz, że dlaczego odbieram Cię stąd sama? Czeka na Stanley’a i na nas w hotelu.
     Odszukanie samochodu z wypożyczalni nie było trudne, ale musieli zajechać na stację benzynową, bo z baku "wyparowało” całe paliwo. Tankując, spojrzał tęsknie na automat telefoniczny wiszący na obdrapanej ścianie stacji. Powoli oswajał się z myślą o przymusowym wydłużeniu pobytu w Meksyku, ale myśl, że dodzwonienie się do Oli będzie dość trudne, jeśli w ogóle wykonalne, wydawała mu się nieznośna.  
- Uważaj na drogę, bo zaraz będziemy skręcać! – ostry ton matki sprawił, że ścisnął mocniej kierownicę – Spokojnie, zaraz do niej zadzwonisz – dodała z uśmieszkiem – jeszcze kwadrans wytrzymasz.
- Ciekawe jak? – rzucił jej spojrzenie z ukosa – Miałem z tym problem przez cały pobyt. Ani z pracy, ani z hotelu nie dało się normalnie zadzwonić! Do Stanów, owszem, ale do Polski?
- Gwarantuję Ci, że z tego hotelu się dodzwonisz – prychnęła i wskazała mu zjazd.  
     Skręcili w szeroką aleję obsadzoną palmami, która prowadziła na północny zachód. W kierunku oceanu, pomyślał, ale nie zdążył spytać o nazwę hotelu, bo zza zakrętu wyłonił się potężny budynek tonący w tropikalnej roślinności, z gigantyczną fontanną na dziedzińcu. Przy bramie podszedł do nich strażnik, ale jego pasażerka uniosła w górę coś na podobieństwo pocztówki z emblematem hotelu i ten natychmiast otworzył im wjazd.
- No, to zaszaleliście – tego się nie spodziewał.
- To w końcu nasz przedślubny miodowy miesiąc – uniosła jedną brew – Mam tylko nadzieję, że to koniec nieprzewidzianych atrakcji z Twoim udziałem.
- Ja też – westchnął, ale szeroki uśmiech zagościł wreszcie na jego zmęczonej twarzy.  
Ani gigantyczne akwarium w holu, ani szklana winda, ani nawet nieziemski widok na ocean, rozciągający się za oknami, nie były w stanie oderwać jego myśli od telefonu. Dopiero, kiedy ujrzał twarz ojca, na chwilę cała jego uwaga skupiła się na nim. Przywitali się po męsku, uściskiem dłoni, a potem padli sobie w objęcia.  
- Idź się trochę odświeżyć przed kolacją – głos ojca wydał mu się jakiś przytłumiony, jakby walczył ze wzruszeniem – masz pokój obok.
- Za pół godziny, – zauważył, że matka mrugnęła do ojca – tylko pamiętaj, że w Polsce jest teraz prawie trzecia nad ranem.
     Czuł się, jak uczniak przed odpowiedzią, nasłuchując sygnału dobiegającego ze słuchawki. Nigdy tak niecierpliwie nie czekał na połączenie.
- Halo?     - rozległ się wreszcie zaspany głos. Najpiękniejszy, jaki kiedykolwiek usłyszał.
- Kochanie, to ja. Przepraszam, że o tej porze, ale nie mogłem się już doczekać… - zaczął. Odpowiedziało mu westchnienie ulgi, a potem szloch – O Chryste, Ola, nie płacz! Już dobrze, niedługo wrócę, kochanie – miał wrażenie, że serce wyrwie mu się z klatki piersiowej, albo przynajmniej złamie mu kilka żeber – Maleńka, proszę… - nie miał pojęcia, jak ją uspokoić.  
- Adam, jesteś… – wyjąkała tylko i znów zaczęła płakać. Dopiero po kilku minutach udało jej się opanować na tyle, że mogli porozmawiać.  
- Idź już spać, a jutro zadzwonię – zakończył - Obiecuję i tym razem dotrzymam słowa, dobrze? Może będę już wiedział, kiedy mnie wypuszczą?  
- Wypuszczą? – usłyszał w jej głosie strach.
- Nie bój się, skarbie, to tylko chwilowe. Jeszcze dziś mam porozmawiać z prawnikiem. Mam nadzieję, że w poniedziałek, albo wtorek będę mógł kupić bilet.  
- Błagam, dzwoń i mów, co się dzieje – ta prośba zabrzmiała tak, że serce mu się ścisnęło.  
- Przysięgam, że będę dzwonić codziennie, aż do powrotu – powiedział miękko – I… powiedz babci, że ją kocham, dobrze? Zadzwonię jutro, a właściwie u Was to dzisiaj, tylko wieczorem.
     Po odłożeniu słuchawki, siedział jeszcze minutę bez ruchu, rozkoszując się przyjemnym ciepłem krążącym gdzieś wokół serca. Dotknął tego miejsca. Nagle ogarnęła go taka radość, jakby już za chwilę miał przygarnąć Olę do piersi i zatopić się w jej ustach. Spojrzał na migające cyferki budzika. Dziesięć minut! Zerwał się i zaczął zrzucać ubranie, a po chwili odkręcał już wodę pod prysznicem.
- Kocham Cię! – krzyknął, unosząc głowę.

Roksana76

opublikowała opowiadanie w kategorii erotyka, użyła 4568 słów i 25880 znaków.

23 komentarze

 
  • Tuśka

    Aaaaa jesteś cudowna! :) Zabieram się za czytanie.

    21 maj 2014

  • Roksana76

    Wysłałam, powinno zaraz być. :jupi:

    21 maj 2014

  • Lena

    Jeju wchodzę tu po 20 razy dziennie ale w sumie to czekanie dodaje smaczku. <3

    21 maj 2014

  • Misiak:)

    Proszę nie daj długo czekać na twoja następna część proszę proszę :)pozdrawiam misiak:)

    21 maj 2014

  • Sylwia.

    w takim razie życzę weny!

    21 maj 2014

  • Roksana76

    Kochani, cierpliwości. Żeby dodać nowe opowiadanie, trzeba je mieć  :rolleyes:

    21 maj 2014

  • Angela

    Prosze dodaj nowe opowiadanie bo ja wchodze po pare razy dziennie i sprawdzam czy jest juz nowe :)

    20 maj 2014

  • Lena

    Kocham to opowiadanie <3

    20 maj 2014

  • Lena

    Fantastyczna część <3 kiedy kolejna ?

    20 maj 2014

  • elizabeth

    O MATKO jesteś  cudowna a te opowiadania to czysta rozkosz.;*
    Pisz szybko :* i powodzenia w dalszym pisaniu  :danss:

    20 maj 2014

  • Tuśka

    Proszę,  nie karz nam tyle czekać na kolejną część <3

    20 maj 2014

  • czytelniczka

    Jak super <3 oni są dla siebie stworzeni, niech Adam jak najszybciej wraca do Oli i niech już wszystko się ułoży. Dziękuje za takie wspaniałe opowiadanie ;)

    19 maj 2014

  • Miśka

    Kocham te Twoje opowiadania! Lepszych nie czytałam! <3 Czekam z niecierpliwością na następną część! Niech Adam już wraca do Oli! A Artur precz od nich! Pozdrawiam i życzę weny! <3 :*

    19 maj 2014

  • oleńka

    Boskie to opowiadanie*.*. Uzależnia!:)

    19 maj 2014

  • Karina

    Popłakałam się.  Ty to potrafisz wzbudzić w człowieku emocje! Czekam na kolejną część. ;)

    19 maj 2014

  • misiak:)

    dajcie juz spokuj z tym Arturem . Ola i Adam pasuja do siebie:) czekam na nastepna czesc

    19 maj 2014

  • Sylwia.

    kocham to opowiadanie!

    19 maj 2014

  • czytelniczka

    ochh wspaniałe..ciesze się że wyjaśniłaś to wszystko i że Ola nie zdradziła Adama :)

    19 maj 2014

  • lula

    eee tam z Adamem....myslalam ze Olka juz bedzie z Arturem i ta milosc na odleglosc mnie nie bardzo przekonuje....prosze neich Ola bedzie z Arturem<3

    19 maj 2014

  • :D

    Poplakalam sie znowu kolejna czesc prosze

    19 maj 2014

  • Tuśka

    Nareszcie <3 Wzruszające i piękne ;)

    19 maj 2014

  • missWiki

    Aż się wzruszyłam!! Nie mogę się doczekać kolejnej części:)

    19 maj 2014

  • xoxo

    To opowiadanie jest cudowne, płakałam się. Prosze dodaj szybko kolejną część;-).

    19 maj 2014