Tylko Ty. Rozdział 4

Pakuję do torby rzeczy i książki, które zabieram ze sobą do mieszkania Adama. Dziwnie się czuję, kiedy to robię. Jakby miał po mnie przyjechać… a wiem przecież, że nie. Anka prasuje jakieś fatałaszki na przyjazd Wojtka. Biedak, musi popracować przed południem. No, ale będą mieli dla siebie wieczór i niedzielę. Wyciągam z szafy czarną sukienkę, którą Adam tak lubi…
- Nie za skromna? – Anka ocenia ją krytycznym wzrokiem.
- A dla kogo mam się stroić? – przewracam oczami.  
     Sukienka zostaje na oparciu krzesła. Nałożę kozaki i najwyżej kolorowe rajstopy. Kupiłam ostatnio takie zamszowe "muszkieterki” za kolano, na niewielkim obcasie. Zerkam za okno. Prawie nie pada… może nie przemokną?
     Ktoś puka do naszych drzwi.  
- Radek! – wołam – to pewnie do Ciebie! – nie spodziewam się nikogo o tej porze. Artur powinien być za jakąś godzinę…  
- Cześć! – Artur? To jego głos! Radek zamienia z nim kilka słów. Wychodzę do przedsionka. Chyba muszę mieć głupią minę.
- Przepraszam, że tak wcześnie, ale strasznie leje i pomyślałem, że najpierw podrzucę Cię do pani Mai, a potem pojedziemy do Justyny i Maćka bez bagażu… - zerka zaciekawiony na Ankę.
- Ania, poznaj Artura – mówię z lekkim rozbawieniem – Artur, to moja nowa współmieszkanka.  
     Mam wrażenie, że Anka zrobiła na Arturze większe wrażenie, niż on na niej, a przecież jest przystojny. Na pewno podoba mi się bardziej niż Wojtek, ale o gustach się nie dyskutuje…  
- Napijesz się czegoś? – muszę jeszcze dorzucić parę drobiazgów z łazienki.
- Nie, ale posiedzę i poczekam, jeśli pozwolisz. Pakuj się spokojnie – zdejmuje z oparcia moją sukienkę – to chyba Twoje? – jestem w szoku! Zapamiętał moją sukienkę?
- Czuj się, jak u siebie – szczerzę zęby, żeby pokryć zmieszanie i idę po kosmetyki. Od razu się przebiorę.  
     Zostawiam Ankę "na pożarcie” i znikam za drzwiami. Zebranie kosmetyczki zajmuje mi dosłownie chwilę. Właściwie wszystkie trzymamy swoje rzeczy popakowane, jak do wyjazdu. Trzy baby w jednej łazience, to nie lada zadanie logistyczne… Zakładam sukienkę i rajstopy w kolorowe "maźgi”. Blefował! Wiedział, że muszę się przebrać do wyjścia. Ciekawe, czy podrywa Ankę? Potem się dowiem. Nie ma u niej szans, ale niech popróbuje… Wracam do pokoju. Anka i Artur stoją przed półką z książkami i sprawdzają ile jest podręczników i skryptów, a ile pozostałych.
- U nas jest dokładnie odwrotnie – śmieje się Artur, kiedy wychodzi im, że ponad 2/3 to podręczniki -Mogę? – sięga po moje port-folio.
- Jasne – wzruszam ramionami.  
     Ogląda powoli każdą stronę. Anka zerka na zdjęcia, rzucając od czasu do czasu jakiś komentarz. Dłuższą chwilę poświęcają na zdjęcia z Sardynii.  
- To z wakacji, zanim do siebie wróciliście? – Artur pochyla się nad jednym ze zdjęć i zabawnie przekrzywia głowę. Adam też tak robi…  
- Zgadza się – podchodzę bliżej – mam ich więcej, ale te wydawały mi się najlepsze…
- Pokażesz? – unosi głowę i przygląda mi się, jakby porównując zdjęcie z oryginałem.
- Innym razem – zabieram mu album – idziemy. Skoro jeszcze mamy zajechać domieszkania, to trzeba się zbierać.
     Artur podnosi z ziemi moją torbę, a ja podchodzę do Anki.
- Przystojny, co? – mrugam w stronę Artura, który na pewno tego nie widzi.
- Nie w moim typie – syczy mi do ucha Anka – Do zobaczenia jutro – dodaje głośno – baw się dobrze!
     Wsiadamy do windy, bo moja torba ma swój ciężar właściwy, jak to mawia Adam.
- Ładna ta Anka – Artur uśmiecha się pod nosem – gdyby nie Radek, to Wasz pokój miałby najlepszą obsadę w akademiku… szkoda, że Wam psuje statystykę. Ale się facet ustawił – czy ja słyszę w jego głosie zazdrość? – wszystkie mu gotujecie?
- Jasne! Ola obiady, Anka ciasto, a ja świetnie robię herbatę – mam nadzieję, że słychać w moim głosie kpinę – za to Radek robi zakupy, jak nikt na świecie!
- Oooo, a jak ja Wam zrobię zakupy, to mi coś ugotujecie? – wysiadamy z windy i przechodzimy obok recepcji.
- Zależy, co kupisz… - prawie nie pada, wiec muszę uważać tylko na kałuże.
- Tam – Artur wskazuje… golfa Adama. Teraz już golfa Artura – dopiero co go przywiozłem.
     Wsiadam do samochodu i z czułością dotykam kierownicy. Dziwnie się czuję, siedząc w nim nie z Adamem. Artur zerka na mnie ukradkiem, ale mi to nie przeszkadza.
- Wracając do gotowania – przerywam niezręczne milczenie – co robisz w przyszłą sobotę?
- Wow, zapraszasz mnie na obiad? – to sarkazm? Nie, jest po prostu zaskoczony.
- Przyjeżdża moja siostra z mężem i będziemy w mieszkaniu Adama, a wieczorem chcielibyśmy iść do klubu, ale wolałabym, żebyś poszedł z nami… - wyrzucam z siebie jednym tchem. Trochę mi głupio, że go proszę.
- Ach, o to chodzi… - jest zawiedziony?
- Oczywiście, na obiad też Cię zapraszam. Pewnie ugotujemy coś z Michaelem, a on to naprawdę potrafi… - kuszę.
- Niech Ci będzie – zgadza się nadspodziewanie łatwo – Adam mnie prosił, żebym się Tobą zajął, gdybyś potrzebowała pomocy, więc czuję się w obowiązku przyjąć zaproszenie – jednak się ze mnie nabija – Mam upoważnienie do podpisywania umów w jego imieniu, gdyby się trafił kupiec – dodaje już poważnym tonem – Lepiej, żebyś wiedziała. Tak na wszelki wypadek, gdyby był Bogdan.
     Kurde, obaj są tacy podobni w sposobie bycia. Żartują, a po chwili przechodzą do poważnych spraw, jakby to było dokończenie zdania po przecinku. Niełatwo za takimi nadążyć.  
- Jak się poznaliście z Adamem? – pytam, kiedy ruszamy.
- Nasze mamy się znały. Mój ojciec mówi, że był moment, że nie mógł się zdecydować, która mu się bardziej podoba, ale w końcu wybrał mamę… - zastanawia się chwilę – chyba się nawet umówili ze dwa razy z Baśką, to znaczy mamą Adama… na samym początku…
- Niezła historia – jestem zaskoczona – a Twoja mama nie była potem zazdrosna?  
- Chyba nie, skoro ojciec wybrał ją… poza tym zjawił się Henryk i było po wszystkim! – wzrusza ramionami, a potem patrzy na mnie jakoś dziwnie – Oni musieli się strasznie kochać, że przez to wszystko przeszli… Wiesz, że nasze mamy zamieniły się dokumentami, żeby Baśka mogła się spotkać z mężem?
- Jezu! Nie wiedziałam… Dużo ryzykowała…  
- Wszystko – mówi poważnie.
- No, ale Twoja mama też. Musiały być sobie bardzo bliskie, skoro się zgodziła – teraz lepiej rozumiem ich przyjaźń.
     Nic już nie mówi, ale kiwa głową, zapatrzony w drogę przed nami. Zaczyna mocniej padać. Kiedy zatrzymujemy się przed domem pani Mai, leje już dość konkretnie.
- Daj klucz i poczekaj – Artur odwraca się do tyłu po moją torbę.
     W sumie, to ma rację. Nie muszę teraz iść. Patrzę, jak biegnie do drzwi i po chwili znika za nimi. Wszystko zajmuje mu może trzy minuty.  
- Słuchaj, a jak Ty będziesz pił, skoro zabrałeś samochód? – olśniewa mnie nagle, kiedy wraca. Mam nadzieję, że nie zrobił tego ze względu na mnie?
- Luz! – szczerzy zęby – mieszkają trzy domy ode mnie. Zostawię samochód na chodniku i odwiozę Cię taksówką.
- Nie przesadzaj, mogę wrócić sama – prycham, ale jego tłumaczenie mnie uspokaja.  
- Aha, będzie Alicja z Pawełkiem – mówi szybko, zanim dojeżdżamy na miejsce – pobrali się na początku lipca. Ala jest w ciąży, ale się zorientujesz… Marka i Elę znasz… resztę też, albo jak nie, to ich poznasz…
- Dzięki… - Dobrze, że mnie uprzedził. Nie lubię nieprzyjemnych niespodzianek i kłopotliwych pytań.
     Domek jest dość spory i położony w zadbanym ogródku. Nie przypomina domu pani Mai. Tamten jest bardziej… rozłożysty, parterowy z poddaszem. Ten ma dwa piętra i przypomina szary klocek. Z tego, co pamiętam, dół należy do babci Maćka, a piętro jest nowym mieszkaniem. Kiedy podchodzimy do wejścia, drzwi się otwierają i widzę roześmianą twarz Maćka.
- Ola! – wita mnie serdecznie – jak fajnie, że przyszłaś. Styśka! – krzyczy w stronę schodów – zobacz, kto tu jest!
     Wycieram dokładnie buty, choć, biorąc pod uwagę pogodę, może być na nich tylko woda. Justyna wychyla się przez poręcz. Macham do niej i po chwili oboje z Arturem idziemy na górę. Wyciągam kopertę z samolocikiem i podaję Justynie.
- To prezent ode mnie i Adama – widzę zaskoczenie na jej twarzy – chciałam Wam kupić kieliszki do wina, ale doszliśmy do wniosku, że jak wrócicie ze Stanów, to kupicie sobie sami takie, jak będziecie chcieli…
     Justyna zarzuca mi ręce na szyję. - Jesteś niemożliwa – mówi wzruszona.
- To bardziej pomysł Adama… - czuje się trochę zakłopotana. Po chwili do Justyny dołącza Maciek – Pokażcie to mieszkanie! – opędzam się od nich.  
Ładnie się urządzili, choć widać, że przydałoby się więcej kasy. Mieli chyba przedpokój i cztery sypialnie. Połączyli dwie z nich i zrobili tam kuchnię i "dzienny pokój wielofunkcyjny”, jak to nazywa Julia. Salon z jadalnią i ewentualnym pokojem gościnnym, w jednym. Kolejna sypialnia, to sypialnia, a ostatnia to chwilowo "przydasiowo” i składnica ubrań. Łazienka najbardziej mi się podoba. Jest bardzo prosta, ale ma duży prysznic zrobiony tak samo, jak ten u Adama, tylko wszystko jest błękitne.  
- Cześć! – wołam od progu salonu. Okazuje się, że wszystkich znam. Niektórych tylko z widzenia, ale witamy się jak starzy znajomi. Dla nich jestem dziewczyna Adama i to wystarcza. Podchodzę do Alicji i Eli, stojących obok stolika z ogromną szklaną wazą pełną jakiegoś ponczu z plasterkami pomarańczy i cytryny.  
- Ola, jak miło Cię widzieć – Alicja jest trochę sztywna, ale na widok mojego uśmiechu, nieco się odpręża. Ma zaokrąglony brzuszek. Ładnie wygląda, jakby złagodniała? – co tam słychać u Adama? Kiedy wraca?
- Po świętach, mamy spędzić razem sylwestra – sięgam po szklankę – Co to jest? – zaglądam do wazy.
- To słynny napój Maćka! Musisz spróbować – Justyna wyrasta obok nas, jak spod ziemi.
     Mmmm, jest pyszny, a mnie chce się pić. Wychylam całą szklankę duszkiem i nalewam sobie jeszcze trochę. Gadamy chwilę z dziewczynami o mieszkaniu. Okazuje się, że większość rzeczy Maciek zrobił razem z kolegami. Tylko do przeciągnięcia rur z wodą i gazem do kuchni, przyszedł fachowiec. Jestem pod wrażeniem. Justyna z dumą pokazuje równiutko położone płytki na ścianie w części kuchennej. Sama je przykleiła! W każdym detalu widać jej rękę. Może to mieszkanie nie jest takie stylowe, jak u Julii i Michaela, ale ma w sobie tyle ciepła… W mieszkaniu Adama tego brakuje. Jest piękne, ale takie surowe. Mieszkanie jego mamy jest inne, choć w tym samym stylu… Nie wiem, na czym to polega.
     Co chwilę, ktoś do mnie podchodzi i pyta o Adama, albo, jak sobie radzę. Dobrze, że tu przyszłam. Muszę podziękować Arturowi, gdyby nie on, pewnie siedziałabym teraz sama… albo patrzyłabym, jak Ola i Ania krzątają się wokół swoich chłopaków…
- Gdzie byłaś? – Artur zagląda do mojej szklanki - nie pij tego więcej, to zdradliwe świństwo, choć smaczne. Chodź, dam Ci drinka i zjedz kanapkę – wciska mi do ręki talerzyk. Zupełnie, jak Adam! Kręcę głową, ale robię, co mówi.  
- Ale jej pilnujesz! – Pawełek wtrąca swoje trzy grosze. No, i tak długo wytrzymał!
     Artur nie zwraca na niego uwagi, a ja tylko patrzę z politowaniem. Ciekawe, czy on wie, co jego narzeczona, a teraz żona robiła w Zakopanem? Gryzę się w język. Alicji tego nie zrobię! Mimo wszystko… Artur zgarnia Pawełka, a ja wracam do Justyny, pogryzając kanapkę z szynką. Ciekawa jestem jak sobie radzi z babcią Maćka, przecież nadal nie są po ślubie.
- Co zrobiliście babci, że jeszcze nie stuka w sufit? – zerkam wymownie na tłum ludzi, który robi niezłe zamieszanie w niewielkim mieszkaniu.
- Poszła nocować do Maćka rodziców – Justyna wygląda na ubawioną – nawet przestała kręcić nosem na to, że mieszkamy bez ślubu, jak się dowiedziała, że lecimy do Stanów.
- Naprawdę? – Patrzę na nią zaskoczona. Ciekawe jaki to ma związek?      
- Owszem – wzrusza ramionami – przecież wiadomo, że jakbyśmy poprosili o wizy, jako małżeństwo, to tylko jedno z nas by ja dostało. Małżeństwo i rodzeństwo zawsze jest podejrzane – wznosi oczy ku górze – jak tylko nabiorą podejrzeń, że się chce przedłużyć pobyt… klapa!
- Nie wiedziałam… - ależ jestem ignorantką, a wydawałoby się, że taka jestem "bywała w świecie” – a już złożyliście podania?
- Tydzień temu – kiwa głową – teraz, co dwa tygodnie któreś z nas musi tam jechać i się meldować. Dobrze, że była nas czwórka, to się podzieliliśmy obowiązkami.
- Jeszcze ktoś z Wami leci. Znam ich? – odstawiam talerzyk i dopijam drinka.  
- Aśka i Paweł. Pewnie poznałaś ich w zeszłym roku, bo byli na imprezie w klubie. Stoją tam pod oknem… - wskazuje parę, gadającą z Alicją. Faktycznie znam ich z widzenia – daj szklankę, to Ci doleję czegoś do picia – nawlewa mi jeszcze trochę ponczu i wrzuca do środka dwa plastry pomarańczy – spróbuj tego. Zawsze najlepsze zostaje na koniec.
     Czuję się lekko oszołomiona, ale pomarańcza nasączona alkoholem i przyprawami jest pyszna. Odstawiam szklankę ze skórkami do zlewu. Nad drzwiami wisi duży zegar z bardzo kolorowa tarczą… jest pierwsza? Jak ten czas leci! Idę do łazienki.  
- Wszystko OK.? – Artur chyba cały czas mnie śledzi…  
- OK. – macham lekceważąco ręką, ale wydaje mi się, że podłoga się kołysze…
     W łazience siadam na zamkniętej klapie sedesu. Muszę się otrząsnąć. Odkręcam wodę i wkładam ręce pod lodowaty strumień. Kładę sobie dłoń na karku… lepiej. Powtarzam to jeszcze dwa razy i już całkiem otrzeźwiona mogę wrócić do innych. Aha, jeszcze siusiu… prawie zapomniałam… znowu kręci mi się w głowie, ale w końcu udaje mi się odzyskać równowagę… Co się dzieje? Naprawdę się upiłam? Trzema drinkami i plasterkiem pomarańczy? Wychodzę z łazienki trochę niepewnie, ale po chwili się rozkręcam. Kilka osób wychodzi. Alicja żegna się z gospodarzami i czeka na Pawełka, który chyba nie ma jeszcze ochoty wracać. Ociąga się, ale w końcu, idzie… Ciekawe zjawisko, trafił swój na swego! Uśmiecham się pod nosem.
- Co Cię tak bawi? – Artur podchodzi do mnie ze szklanką wody.
- Pawełek – mówię cicho, żeby nikt nas nie usłyszał – Alicja da mu jeszcze do wiwatu – chichoczę.
- Żeby tylko nie przegięła, bo jej wytnie jakiś numer… – Artur przygląda mi się uważnie – dobrze się czujesz?  
- Kręci mi się w głowie… - przyznaję.
- To wracamy. I tak już trzeba się zbierać, jest wpół do drugiej – Artur zerka na zegarek – zawołam taksówkę, bo stąd mamy kawałek.
- Mogę wrócić sama… – mówię bez przekonania.
     Artur obdarza mnie pobłażliwym uśmiechem i idzie na dół do telefonu. Słyszę, jak podaje adres. Chyba jednak lepiej będzie, jak mnie odstawi na miejsce. Wypijam całą wodę, którą dostałam i idę się pożegnać.  
- Podziękuj od nas Adamowi – Justyna i Maciek ściskają mnie serdecznie.
- Na pewno to zrobię – uśmiecham się do nich – opowiem mu o Waszym gniazdku.
     Artur pomaga mi wsiąść do taksówki, a potem siada obok mnie. Jedziemy dość szybko, a przynajmniej tak mi się wydaje, bo czuję, że cała zawartość żołądka niebezpiecznie zbliża mi się do gardła. Biorę głęboki wdech, potem drugi. Jakoś niewiele to pomaga na mdłości, za to zwraca uwagę mojego towarzysza.
- Co jest? – Artur przygląda mi się podejrzliwie.
- Niedobrze mi – szepczę.
- Już niedaleko. Wytrzymasz jeszcze pięć minut? – pyta z troską.
- Chyba tak… - znów biorę kilka głębokich oddechów.
     Kiedy dojeżdżamy w końcu do ulicy, przy której stoi dom pani Mai, jest naprawdę źle. Gdy tylko taksówka zatrzymuje się przed furtką, nie czekając, wysiadam i ruszam szybkim krokiem do domu. Z furtką jakoś sobie radzę… nawet nie przyszło mi do głowy zaproponować, że zapłacę… chyba zwymiotuję na wycieraczkę… głęboki wdech… zimne powietrze przesycone wilgocią, ratuje mnie z opresji, ale nie na długo. Nie mogę trafić kluczem do zamka… Boże! Prędzej! Silna dłoń wyjmuje mi z ręki klucz. Artur? Nie mam czasu się zastanowić, bo czuję falę skurczu w żołądku. Po chwili drzwi się otwierają i jesteśmy w przedsionku. Oddycham głęboko… Kolejne drzwi i pędzę do łazienki! W ostatniej chwili dopadam do sedesu… zwracam całą kolację. Co za ulga…
     Trzaśnięcie drzwiami i w korytarzu zapala się światło. Próbuje wstać, ale nogi mam, jak z waty…
- W porządku? – Artur staje w drzwiach, ale nie wchodzi dalej.
- Chyba tak – mówię cicho, z ulgą. Spuszczam wodę i powoli, podpierając się o szafkę, wstaję. Muszę wypłukać usta. Odkręcam wodę… potężny skurcz zgina mnie wpół. Zwracam resztki, które mi jeszcze zostały w żołądku. Znów jestem na kolanach.  
     Tym razem Artur wchodzi do łazienki i pomaga mi wstać.
- Kiepsko z Tobą – kręci głową – mówiłem, żebyś nie piła tego świństwa.  
     Nie mam nawet siły odpowiedzieć. Stoję niepewnie przed umywalką. Zębów chyba nie dam rady umyć, ale chociaż łyk wody… Sięgam po kubek. Kilka małych łyczków i pieczenie w gardle łagodnieje… Nagle znów czuję skurcz. To nie był dobry pomysł! Już nie mam czym wymiotować… Po policzkach płyną mi łzy. Zmywam twarz wodą z mydłem i wycieram ręcznikiem.
- Chodź, położysz się – Artur obejmuje mnie w pasie i delikatnie popycha w stronę drzwi.
- A jak zwymiotuję? – jęczę.
- Nie masz czym – stwierdza spokojnie.
     Sadza mnie na brzegu łóżka i pomaga zdjąć kurtkę i buty. Nogi mi drżą… zimno mi.  
- Dasz radę się rozebrać? – Artur przygląda mi się uważnie – zrobię Ci gorącej herbaty.
     Kiwam głową i powoli sięgam do zamka od sukienki. Nie mogę dosięgnąć. Zerkam zakłopotana na Artura. Poprosić…?
- Daj – patrzy na mnie, jak na niesforne dziecko – ledwo żyjesz.
     Odsuwa mi ten przeklęty zamek i wychodzi, nie domykając drzwi. Pewnie się boi, że upadnę na podłogę. Słyszę, jak się krząta po kuchni… udaje mi się ściągnąć rajstopy i sukienkę. Strasznie mi głupio, że tak się załatwiłam. Dobrze, że nikt tego nie widział… No, Artur, ale on jest w porządku. Rozglądam się za moją torbą. Jest przy drzwiach. Wstaję powoli… kreci mi się w głowie, więc przytrzymuję się łóżka.
- OK.? – głos dobiega z kuchni.
- OK. – odpowiadam. Lepiej, żeby teraz nie wchodził.  
     Wyciągam piżamę z takim trudem, jakby to był atlas do anatomii… Artur wchodzi dokładnie w chwili, gdy siadam, żeby nałożyć spodnie od piżamy. Kulę się w sobie, ale nie widzę w jego oczach niczego, poza troską. Uśmiecham się nieśmiało i naciągam spodnie, a potem bluzkę. Teraz lepiej! Dostaję filiżankę z odrobiną mocnej herbaty. Artur trzyma pełen kubek i łyżkę. Wypijam to, co dostałam, a wtedy on przelewa mi jeszcze trochę. Moja mama tak robiła, jak byłyśmy małe…
     Artur pomaga mi się ułożyć w łóżku i stawia filiżankę obok.
- Wypij jeszcze trochę – mówi spokojnym tonem – zaraz wrócę.
- Już mi lepiej – próbuje się uśmiechnąć.
     Kiwa głowa i wychodzi. Słyszę go w pokoju. Co on robi? Rozkłada łóżko? Chyba nie zamierza tu spać?
- Artur – wołam cicho. Mam obolałe gardło – co robisz?
- Rozkładam sobie spanie – zagląda do sypialni – chyba, że wolisz, żebym spał z Tobą – wyczuwam w jego kłosie kpinę.
- Nie – szepczę – ale nie musisz tu spać, już mi lepiej…
- Ola, nie bądź dzieckiem – mówi zniecierpliwiony – nie zostawię Cię samej. Adama też bym nie zostawił. Chyba, że wolisz, żebym obudził panią Maję?
- Nie! – Tylko nie to! Spaliłabym się ze wstydu.  
Znów czuję skurcze w żołądku i dreszcze. Artur okrywa mnie kołdrą i po chwili wraca jeszcze z kocem. Siada na brzegu łóżka i przykłada mi rękę do czoła. Jaka jest ciepła… jak u Adama… przymykam oczy… słabo mi…
---
Otwieram oczy z trudem. Powoli uświadamiam sobie, gdzie jestem i co się wydarzyło w nocy. O rany, ale się wygłupiłam! Docierają do mnie jakieś dźwięki, ale jestem pewna, czy to z mieszkania, czy od pani Mai? Zaraz, w mieszkaniu jest Artur! Powiedział, że będzie spał na kanapie… siadam na łóżku, z zamiarem wstania, ale nieprzyjemne kołysanie się ścian zmusza mnie do zwolnienia nieco tempa…
- Cześć – Artur zagląda do sypialni – jak się czujesz? Przeszło?
- Prawie – czuję się nieswojo – dzięki, że się mną tak zająłeś… - bąkam.
- Już mi podziękowałaś – uśmiecha się zagadkowo – chociaż… nie jestem pewien…
- Cooo? – nie pamiętam, żebym mu dziękowała.
- Powiedziałaś: dzięki Adam, ale biorąc pod uwagę Twój stan, to chyba miałaś na myśli mnie – śmieje się – Zresztą, nawet jeśli nie, to nie narzekam. Jestem w mieszkaniu kumpla, z jego dziewczyną… całkiem niezłą – dodaje, przyglądając mi się krytycznym wzrokiem – to mogę odebrać podziękowania w jego imieniu…
     Czuję, że robię się czerwona jak burak. No, teraz to mnie dopiero zbił z tropu.
- Daj spokój, żartowałem – śmieje się jeszcze bardziej, czym tylko pogarsza sprawę.
Aż boję się zapytać, co jeszcze mówiłam, czy robiłam… Nagle mój wzrok pada na oparcie łóżka, na którym wisi mój… stanik. Bezwiednie sprawdzam… Jezu! Nie mam go na sobie! Co za idiotka ze mnie, pewnie, że nie, bo wisi!
- Rozebrałeś mnie? – pytam spanikowana. Mam w głowie kompletną pustkę. Nic nie pamiętam!  
- Sama się rozebrałaś – jest wyraźnie rozbawiony – spokojnie, nic nie widziałem. Akurat przelewałem Ci herbatę, a jak skończyłem, podałaś mi stanik. Byłaś już w bluzce.
     Ukrywam twarz w dłoniach. Co za wstyd!  
- Więcej nie idę na żadne imprezy z ponczem – cedzę przez ściśnięte gardło – jak ja to powiem Adamowi? – zbiera mi się na płacz.
- Nie musisz mu mówić – Artur przysiada na brzegu lóżka, przy moich nogach – przecież nic się nie stało. Każdemu mogło się przytrafić. Mówiłem Ci, że ten poncz jest zdradliwy. To mieszanina wina, wermutu i wódy z sokiem. Jeszcze na koniec zjadłaś owoce nasączone alkoholem…
- Powinnam się lepiej pilnować – szepczę – naprawdę, strasznie Cię przepraszam.
- Ola, jesteś wśród swoich – wstaje i klepie mnie przyjaźnie po ramieniu – za to, jakie masz rumieńce! Wczoraj byłaś blada, jak ściana. Zjesz coś?
- Chyba nie…
- Adam zwykle trzyma tosty w zamrażalniku – nie zwraca uwagi na moją odpowiedź – suchego tosta możesz zjeść.
- Ty zjedz – ostrożnie spuszczam nogi na dywanik, ale nic się nie dzieje – mam w torbie chleb, jajka i dżem…
- Zjem w domu, ale najpierw chcę, żebyś Ty cokolwiek zjadła, bo jeszcze zemdlejesz – mówi już poważnym tonem – a wtedy Adam ukręci mi… no nieważne, co mi ukręci, ale musisz coś zjeść!
- Dobra, daj tego tosta i herbatę – czuję, że mam sucho w ustach.
     Idę do łazienki, ale z prysznicem mam zamiar poczekać, aż wyjdzie. Mam nadzieję, że pani Maja się nie obudziła w nocy… Zerkam do lustra. Mogłam się lepiej wczoraj umyć, ale i tak nie jest źle. Chłodna woda przywraca mi trzeźwe myślenie. W sumie, to faktycznie nic takiego się nie stało. Nawet, jak coś tam zobaczył, to co? Biustu nie widział? Majtki mam na tyłku, więc za bardzo się nie rozbierałam… Idę do kuchni, już pewniejszym krokiem. Zapach przypiekanego chleba sprawia, że burczy mi w brzuchu.
- Masła lepiej nie jedz - Artur podaje mi tost z dżemem – ale to Cię nie zabije.
     Gryzę powoli, obserwując, jak składa kanapę.
- Zajrzę do Ciebie po południu – rozgląda się po pokoju, a potem podnosi z podłogi swoją kurtkę. Musiał ją wczoraj rzucić w pośpiechu…
- Naprawdę, nie musisz… - nie sądziłam, że potrafi być taki opiekuńczy.
- Masz ciężką torbę – stwierdza – podrzucę Cię do akademika. Teraz muszę lecieć, bo obiecałem Młodemu, że go podrzucę w jedno miejsce…
- Dzięki… - nie potrafię powiedzieć niczego mądrzejszego, ponad to.
     Kiedy zostaję sama, idę pod prysznic. Opieram dłonie o mokre płytki i pozwalam wodzie swobodnie przepływać między palcami… Adam stał za mną… zakręcam pospiesznie wodę i otwieram szklane drzwi kabiny. Mój wzrok pada na dwa czarne szlafroki. Okrywam się swoim i wtulam twarz w miękką frottę drugiego… pachnie Adamem… w korytarzu staję przy ścianie i rozkładam szeroko ręce… przymykam oczy… Tłukę się tak po mieszkaniu, jak ćma w kloszu, gdy nagle zgaśnie żarówka. Biedny owad, który stracił źródło światła, wokół którego do tej pory krążył… Potrząsam głową, odganiając od siebie natrętne myśli. Wracam do kuchni, żeby dopić herbatę. Jest chłodna, ale i tak mi smakuje. Jeszcze raz próbuję sobie wszystko przypomnieć i poukładać… Jak wróci Artur, to go poproszę, żeby to zachował dla siebie. Dopiero Pawełek miałby używanie i opowiadał niestworzone historie…  
     Odpoczywam jeszcze godzinkę, a potem rozkładam książki. W sama porę, bo około drugiej puka do mnie pani Maja i zaprasza na rosół. Zawsze to robi, jak przychodzę, więc tym razem przyniosłam ze sobą słoik rozpuszczalnej kawy. Widziałam, że ją lubi, ale ciężko ją dostać. No, ale od czego jest Stadion? Tam można kupić wszystko!  
- Oleńko, nie trzeba było! – drżącymi rękami bierze ode mnie słoik.
- Widziałam, że się kończy, a siostra akurat pije taką samą – koloryzuję, żeby nie czuła się zakłopotana – zawsze mnie pani częstuje obiadem, więc chciałam chociaż tak Pani podziękować…
- Oboje jesteście takie kochane dzieci – mówi wzruszona, a mnie od razu wilgotnieją oczy.
     Mam tylko nadzieję, że mój żołądek już się nie będzie buntował. Kurde, muszę jej jakoś powiedzieć, że Artur po mnie przyjedzie. Nie chcę, żeby sobie coś wyobrażała…  
- Wie Pani, że Adam odsprzedał Arturowi samochód? – zagajam.
- A tak, wydawało mi się, że wczoraj widziałam tu Artura – kiwa głową.
- Byliśmy na parapetówce u znajomych i Artur mnie podwiózł, bo mam strasznie ciężką torbę. Obiecał, że z powrotem też mnie podrzuci, jak będzie wracał z bratem… - no, jedna sprawa załatwiona – w przyszłym tygodniu, to może mnie się uda czymś Panią zaskoczyć, bo przyjedzie moja siostra i szwagier, a on jest pół-Francuzem i świetnie gotuje.
- Oj, jaka szkoda – pani Maja wydaje się szczerze zmartwiona – na całą sobotę i niedzielę jadę do siostry – a kiedy przyjeżdżają?
- Jeśli nic się nie zmieni, to w piątek wieczorem…  
     Ustalamy, że najważniejsze, że pani Maja pozna Julię i Michaela, a na wspólny obiad umówimy się, jak wróci Adam. Zastanawiam się nad zamieszkaniem razem… Ciekawe, czy Adam by chciał? Do tej pory o tym nie rozmawialiśmy… to nawet trochę dziwne… Może po prostu nie chciał mi robić zamieszania, wiedząc, że musi wyjechać? Tak, na pewno tak!  
Nauka idzie mi opornie, bo nie mogę się skupić, ale ciepły rosół i kawałek gotowanego kurczaka przynajmniej uzdrowiły mój żołądek. Na psyche, potrzebna mi rozmowa z Adamem, ale wcześniej muszę ustalić wszystko z Arturem. Trochę mi się nie podoba to, że będziemy mieć jakieś sekrety, ale trudno. Najwyżej opowiem to kiedyś Adamowi, jak już będzie na miejscu… Tak! Tego będę się trzymać.
Około szóstej zaczynam składać rzeczy, które zamierzam zabrać do akademika. Dżem zostawiam, nie ma sensu go zabierać, skoro za tydzień tu wrócę… Chyba słyszę znajomy warkot silnika. Tą ulicą nie przejeżdża zbyt wiele samochodów. Nie ma okna od strony ulicy, więc nie mam jak sprawdzić, ale po chwili słyszę kroki…  
- No, już wyglądasz normalnie – Artur przygląda mi się uważnie – dasz kawy? Chyba, że się spieszysz… - zerka na moją torbę, już przygotowaną w przedpokoju.
- Nie, wchodź – idę do kuchni i wyciągam kaffetierę.
     Artur rozsiada się na wysokim stołku. Przygotowuję kawę i zerkam ukradkiem w jego stronę. Nic dziwnego, że Olka się w nim zakochała. Jest naprawdę przystojny. Gdyby wtedy podszedł do mnie on, a nie Adam, to kto wie…? Nie! Adam, to całe moje życie… Artur jest po prostu przystojny i tyle. Swoją drogą, to dziwne, że jeszcze nie znalazł dziewczyny, przecież rozstali się z Darią ze trzy miesiące temu. Pewnie zawsze szukali razem nowych dziewczyn na początku roku, ale Adam tym razem nie szukał…  
- Jak tam Twoja praca? – pytam, czekając, aż kawa zacznie wypływać do górnego zbiorniczka kaffetiery – Adam chyba sporo już zrobił? Kiedy zaczyna opowiadać, to trudno go zatrzymać. Jak nie on!
- Taak – pociera dłonią brodę – zawsze miał zacięcie. Wreszcie robi to, czego zawsze chciał… Ja chyba nie jestem aż tak zdeterminowany, ale jakoś mi idzie – przerywa, bo kawa zaczyna przyjemnie bulgotać, wypełniając kuchnię cudownym aromatem.  
     Nalewam gęsty ciemny płyn do maleńkich filiżanek. Kupiłam je w Rzymie. Miały być dla mnie i Oli, ale w końcu ona dostała bluzkę, a filiżanki wylądowały w kuchni Adama… naszej, jak by mnie pewnie poprawił.  
- Długo się znacie? - stawiam przed Arturem filiżankę i cukiernicę – Ty i Adam.
- Od zawsze – uśmiecha się – ale od podstawówki, odkąd przyjechali do Polski, prawie mieszkaliśmy razem… potem wszystko się popieprzyło i wyjechali do Niemiec, ale Adam nadal przyjeżdżał do babci na wakacje, albo ja jechałem do nich do Niemiec. Już Ci mówiłem, że nasi rodzice się przyjaźnili… nadal się przyjaźnią… przynajmniej z Baśką, bardzo.
- A tato Adama? Jaki on jest? – pytam nieśmiało. Zakładam, że Artur go zna.
- Wymagający – mówi bez zastanowienia – w każdym razie w stosunku do Adama, bo jego mama, robi z nim, co chce – robi minę, jakby opowiedział mi świetny kawał – on jest w niej beznadziejnie zakochany…
     Jestem zaskoczona. Jakoś nie mogę sobie tego wyobrazić. To się nie trzyma kupy!
- A Twoi rodzice, co robią?  
- Mama jest nauczycielką polskiego i historii w liceum, a tato inżynierem, pracuje w hucie – mówi powoli – Dlaczego pytasz?
- Bez powodu – wzruszam ramionami – po prostu byłam ciekawa… Chcesz być inżynierem, jak tato – bardziej stwierdzam, niż pytam.
     Kiwa głową w zamyśleniu. Patrzę, jak unosi do ust filiżankę i smakuje kawę. Zagląda do wnętrza filiżanki, jakby sprawdzał, czy wypił wszystko.
- Dobra ta Twoja kawa – stwierdza – lepiej ją robisz niż Adam…
     Uśmiecham się do siebie, myjąc filiżanki. Przez prawie trzy miesiące przyglądałam się, jak barmani parzą kawę we włoskich barach. Jeszcze ostatni rzut oka na kuchnię i wychodzimy. Pani Mai nie ma, więc zamykam dokładnie drzwi. Kiedy prawie dojeżdżamy na miejsce, odwracam się w stronę Artura.
- Mógłbyś nikomu nie mówić? – pytam cicho – Nawet Adamowi, dobrze?  
- Jasne – szczerzy do mnie zęby – przecież obiecałem. Sama mu kiedyś powiesz… albo i nie – wzrusza ramionami – Gdybyś czegoś potrzebowała, to dzwoń – podaje mi niewielką karteczkę z numerem telefonu.     
     Mimo moich protestów, Artur odprowadza mnie aż do pokoju. Wchodzi tylko na chwilę, żeby zostawić torbę i poinformować Ankę, ze odstawia mnie całą i zdrową. Mam wrażenie, że miał ochotę jeszcze raz na nią zerknąć… a może mi się tylko wydawało?
- Jak się udała impreza? – Olka wpada do nas, jak tylko Artur zamyka za sobą drzwi. Doceniam to, że powstrzymała się od złośliwości.
     Opowiadam dziewczynom o nowym mieszkaniu Justyny i Maćka, o Alicji i Pawełku… Anka zna ich tylko z opowiadań, ale i tak słucha zaciekawiona. Nasłuchuję, czy nie dzwoni telefon. Zawsze czekam na niego z niecierpliwością, ale tym razem jestem wyjątkowo zdenerwowana. Chciałabym mieć to już za sobą…
- A jak się sprawował Artur? – Olka sili się na obojętny ton, ale mnie nie oszuka.
- W porządku… - przez chwilę mam ochotę jej powiedzieć, jak się zachował, ale w ostatniej chwili rezygnuję. I tak jej nie przekonam, a im mniej ludzi wie, tym lepiej – odwiózł mnie do mieszkania, a potem przywiózł tu. Jest naprawdę OK… Przynajmniej w stosunku do mnie.     
     Olka już ma mi coś odpowiedzieć, kiedy słyszę telefon. Wychodzę pospiesznie na korytarz, ale już odebrała dziewczyna z sąsiedniego pokoju. Czekam chwilę…
- Do Ciebie – podaje mi słuchawkę. Już się przyzwyczaili, że większość telefonów jest do mnie.
- Witaj Skarbie, jak tam impreza? Udana?
- Tak, dobrze, że poszłam – mówię szybko – wszyscy o Ciebie pytali i bardzo Cię pozdrawiają… Justyna i Maciek byli zachwyceni prezentem i w ogóle było naprawdę OK – gadam, jak nakręcona – Artur po mnie przyjechał i woził mnie do mieszkania i do akademika… oczywiście Pawełek stwierdził, że mnie pilnuje… ale wiesz, jaki on jest. Zresztą, ma teraz inne zmartwienia…
- Ooo, a co takiego? – Adam wydaje się zaciekawiony.
- Alicja wzięła go pod pantofel – stwierdzam nie bez satysfakcji – pobrali się i ona naprawdę jest w ciąży… ale, Ty pewnie wiesz… – nagle uświadamiam sobie, że skoro Artur wie, to on też.  
- Wiem, ale nie miałem pojęcia, że tak to wygląda – sprawia wrażenie rozbawionego – Artur też tak uważa, czy to tylko Twoje odczucia?
- Chyba też… żartowaliśmy z tego w drodze powrotnej… - tylko mnie o nic nie pytaj, panikuję – Justyna z Maćkiem złożyli już podania o wizy – staram się szybko zmienić temat – i jeszcze jedna para razem z nimi, z ich grupy…
- Tak myślałem… – stwierdza, jakby się nad czymś zastanawiał – a Ty nadal uważasz, że to nie ma sensu?
- Adam, nie powiedziałam, że to nie ma sensu, tylko, że jest bardzo trudne – gdybyś wiedział głupku, jak kombinuję, żeby do Ciebie pojechać – poza tym, bilet jest drogi. Musiałbyś mi pomóc znaleźć jakąś pracę… nie wiem, czy to jest w ogóle możliwe… na razie organizuję sobie pracę tutaj…
- Dalej przy zdjęciach? – nie słyszę w jego głosie niechęci. To coś nowego! – Nie będzie Ci to przeszkadzać w nauce? – w jego głosie pojawia się niepokój – Naprawdę, nie mógłbym np. zrobić Ci prezentu?  
- Przecież mnie znasz… - szepczę.
- Trochę się martwię – uwielbiam, kiedy się o mnie troszczy – Chyba nie powinienem wyjeżdżać… - mówi nagle.
- Kochanie – jestem w szoku – przecież byłeś zachwycony pracą! Coś się stało? – Co ja gadam? On chce wracać, a ja go powstrzymuję?
- Nie, tylko tak myślę… - waha się – w sumie, to mogłem z tego zrezygnować, żeby być z Tobą… mogłem zmienić temat…
- Głuptasie – zostawiłby to dla mnie? Naprawdę? – nie musisz z niczego rezygnować… przecież Ci powiedziałam, że poczekam. Kocham Cię. Nie chcę, żebyś się poświęcał…
- Nie mów o poświęceniu. To nie jest tak… – głos robi mu się taki niski i miękki – Po prostu, nie pomyślałem, że możesz mnie potrzebować… - zawiesza głos – a mnie nie będzie przy Tobie.
     Zamieram. Czyżby Artur się jednak wygadał? Nie, to niemożliwe! Obiecał mi…
- Nie martw się – mówię drżącym głosem – Artur naprawdę się o mnie troszczy, jak o młodszą siostrę. Dał mi swój telefon i powiedział, że jak będę potrzebowała pomocy, to mam mu powiedzieć…
- To chyba jedyny plus – Adam wzdycha ciężko – chociaż trochę się polubicie…
     Oddycham z ulgą. Fałszywy alarm…  
- Już się nie mogę doczekać świąt i Sylwestra… - szepczę – miałam nawet taki pomysł, że prywatka tylko we dwoje, też by mi się podobała…
- Maleńka – podniecenie w jego głosie jest niemal namacalne – aż boję się myśleć, jak przywitalibyśmy ten nowy rok… chociaż taniec z Tobą… - zawiesza głos.
- Byłby idealną grą wstępną? – dokańczam za niego pytaniem, na które nie musi mi odpowiadać. Wystarczy, żebym przymknęła oczy…  
     Wracam do pokoju, jak na skrzydłach. Mój kochany tęskni za mną tak samo, jak ja za nim. Czuję, że tak jest… Chce mnie, pragnie… Zależy mu! Chciałby, żebym poleciała z nim do Stanów, kołacze mi w głowie, jednak do tego wraca… Myśl, kobieto, myśl! Dlaczego tam, a nie do Paryża? Bo jego ojciec mieszka w Nowym Yorku, a nie w Paryżu, idiotko! Mój rozsadek wreszcie dobija się do mojego ogarniętego podnieceniem mózgu. Czyżby do podjęcia ważnych decyzji była mu potrzebna akceptacja ojca? A może po prostu liczy się z jego zdaniem, albo, chciałby mnie z nim poznać, bo jestem dla niego ważna? Wracają do mnie zagadkowe słowa babci Kasi, które teraz wydają się mieć więcej sensu... Trudno mi zasnąć, kiedy o tym myślę. Muszę się bardziej postarać! To tylko pieniądze i można je zdobyć.

Roksana76

opublikowała opowiadanie w kategorii erotyka, użyła 6528 słów i 37384 znaków.

10 komentarze

 
  • Bum!

    Kiedy następna część? :D

    12 maj 2014

  • missWiki

    Z niecierpliwością czekam na kolejną część .. Jakie to wciągające:) gratulacje dla Ciebie, droga autorko, za tak wspanią serię:) chcę więcej i więcej:).pozdrawiam:)

    12 maj 2014

  • Sylwia

    juz tesknie za naszymi kochanymi bohaterami :)

    11 maj 2014

  • Miśka

    Bardzo fajne opowiadania! *.* Kiedy następna część? :D

    11 maj 2014

  • licealistka

    dziekuje!

    11 maj 2014

  • fanka

    Pisz szybko kolejne części i w końcu chce Adama i Olę razem! :( Bo wchodzę tutaj tylko dla Twojego opowiadania.

    10 maj 2014

  • licealistka

    hej :) uwielbiam twoje opowiadanie...chcialam zapytac czy prowadzisz moze bloga? bo ten adres podany na twoim profilu to na tym blogu jest tylko chce/nie chce adama..?

    10 maj 2014

  • zło

    Kolejna cześć błagam!!!

    10 maj 2014

  • lula

    mega:)kiedy kolejna czesc?

    10 maj 2014

  • Sylwia.

    świetne, dziekuje! :)

    10 maj 2014