Tylko Ty. Rozdział 20

Nie jestem w stanie przełknąć ani kęsa, a na widok kawy robi mi się niedobrze. Adam i Monica są wyjątkowo milczący. To nie ci sami ludzie, co wczoraj. Gadali jak nakręceni, a dziś? Próbuję zjeść chociaż trochę płatków. Monika też prawie nie je, ale ona przynajmniej ma się z czego cieszyć. Zerkam na zegar wiszący nad wejściem. Wskazówka nieubłaganie zbliża się do dziesiątej, kiedy mamy spotkanie z prawnikiem firmy (rodzinnej, jak się dowiedziałam wczoraj). Czuję w żołądku bryłę lodu. Muszę iść do łazienki. Adam i Monica patrzą na mnie ze współczuciem.  
- Dałbym wszystko, żebyś nie musiała przez to przechodzić – Adam odbiera to, jako osobistą porażkę.
- Nic mi nie będzie – prycham z lekceważeniem, ale robię to tylko na pokaz, bo w środku mam galaretę.
     Kiedy wracam, Adam właśnie prowadzi do naszego stolika szpakowatego pana w jasnym garniturze. Kiedy się odwraca, od razu wiem, że to prawnik. Ma około pięćdziesiątki, spokojne spojrzenie zza okularów w złotych oprawkach i ujmujący uśmiech.  
- Monica! – rozpromienia się na jej widok – jak miło Cię widzieć.
- I wice-wersa – wyciąga dłoń w moim kierunku – Ola, poznaj człowieka, z którym mój rozwód był przyjemniejszy od ślubu.
- Dzień dobry – mówię cicho. Patrząc na niego, czuję, że wstępuje we mnie nadzieja.
- Witaj, kochanie. Jestem Stanley White, Twój prawnik – mówi ciepłym, spokojnym głosem. Zupełnie inaczej niż mój wujek. Sprawia wrażenie dobrotliwego – Dajcie mi coś przekąsić i kubek kawy, a potem porozmawiamy. – Uśmiecha się do nas – Powiedzcie, co u Was?  
     Nagle atmosfera robi się zupełnie inna. Adam i Monica rzucają po kilka faktów z ostatnich miesięcy, a Stanley kiwa głową. Je mało i szybko, popijając kawą. Po 10 minutach kończy.  
- Przejdźmy w bardziej ustronne miejsce – mówi, rozglądając się.
- Zarezerwowałem małą salę konferencyjną na dziesiątą – Adam wstaje.
Jestem zaskoczona. Pomyślał o wszystkim, nawet o takich detalach. Wszyscy zabierają kubki z kawą. Ja szklankę soku. Sala jest właściwie dużym pokojem z oknami wychodzącymi na stronę miasta. Widok szklanych drapaczy chmur jest dla mnie przytłaczający. Stanley każe mi opisać wszystko po kolei, co też czynię. Monica wtrąca od czasu do czasu jakieś słówko, kiedy ja sobie nie radzę. Kiedy jestem zdenerwowana, mój angielski obniża loty. Adam siedzi ze zmarszczonym czołem. Kiedy przytaczam rozmowę przy oknie, blednie i zaciska szczęki.
- Naprawdę żałuję, że wtedy podeszłam do okna, ale to było miejsce publiczne. Nie spodziewałam się czegoś takiego. Przy stole był uprzejmy i nawet szarmancki – mówię z autentycznym poczuciem winy
- Nie sądzę, by to miało znaczenie. Ten człowiek to drań, który po prostu bierze sobie ludzi, jak przedmioty – Stanley uśmiecha się do mnie – Nie miej poczucia winy. Jemu o to chodzi.
     Opisuję potem wizytę ochroniarza i umowę, no i dochodzę do wizyty Sandlera w naszym pokoju, ale tu wyręcza mnie Adam. Jestem naprawdę zakłopotana, kiedy mówi w jakiej byliśmy sytuacji. Ku mojemu zdumieniu, Stanley’owi nawet nie drgnęła powieka. Podobnie, jak w chwili, kiedy Adam włącza dyktafon. Oczywiście przewija nasze jęki, ale i tak wiadomo, o co chodzi. Mdli mnie na myśl, że mogą to odtworzyć przy obcych.
- No dobrze – odwraca się do mnie – spotkanie mamy za godzinę w kancelarii Zelcera, prawnika Sandlera. Zgodziliśmy się na to, żeby pokazać naszą dobrą wolę i nie przedłużać tego – robi uspokajający gest w kierunku Adama, który chyba nie jest zadowolony z miejsca spotkania – Jedziemy tam wszyscy, ale do sali wchodzimy tylko my dwoje, Sandler i Zelcer. To nie jest rozprawa, tylko rozmowa. Jeśli dobrze to rozegramy, do rozprawy nie dojdzie. Wszystkim zależy na dyskrecji. Rozmawiacie przez prawników – mówi do mnie z naciskiem
- To znaczy?
- Mówisz do mnie, a ja przekazuję to Zelcerowi. On rozmawia z Sandlerem. Możesz do mnie szeptać, pytać o wszystko, tak żeby tamci nie słyszeli. Możesz prosić o powtórzenie pytania albo zdania. Nie poprawiasz mnie, nie korygujesz, OK.? – kiwam głową – najlepiej reaguj jak najmniej.
     Patrzę na Adama i Monikę. Są poważni ale widać, że wierzą temu człowiekowi, więc ja też mu wierzę.  
- To jest informacja na Twój temat, którą podał mi Adam – Stanley podaje mi zadrukowaną kartkę – przeczytaj to i ewentualnie uzupełnij.
     "Ur. w Polsce, 1971 w rodzinie inteligenckiej, studentka III roku medycyny… bla, bla, bla. Po wakacjach wraca na uczelnię w Krakowie. Jest b. dobrą studentką. Jako modelka pracuje tylko dorywczo, głównie w okresie wakacji. Bla, bla, bla. Nie wiąże z tą pracą swojej przyszłości.  
Znają się z Adamem Karskim od 3 lat, od 6 miesięcy mieszkają razem, planują wspólną przyszłość.”
- Niczego nie trzeba poprawiać - patrzę na Adama zaskoczona. Wspólna przyszłość. No tak, widocznie nam obojgu wydaje się to naturalne.
     Zakładam lniany kostium w kolorze brzoskwini, który pożyczyła mi Monica i buty na obcasie. Podpinam włosy. Wyglądam elegancko i dość poważnie. Adam siedzi na brzegu łóżka i przygląda mi się w zamyśleniu.  
- Wyglądasz, jakbyś szła na egzamin – mówi w końcu.
- Bo idę – staję przed nim w lekkim rozkroku – Planujemy wspólną przyszłość, czy podałeś to, żeby lepiej brzmiało? – chcę odwrócić swoją uwagę od tego, co mnie czeka.
- A jak myślisz? – przyciąga mnie do siebie – to, że wczoraj nie odpowiedziałem na wszystkie twoje pytania nie oznacza, że nie chcę tego zrobić. Kocham Cię. Potrzebuję tylko trochę czasu.
- Mam nadzieję, że oboje będziemy go mieć pod dostatkiem – wzdycham i wychodzę na korytarz. Adam patrzy na mnie zdziwiony, ale nic nie mówi. W holu Monica i Stanley zerkają na zegarki, więc nie ma czasu do stracenia.
     Jedziemy dość długo, może z 20 minut. Dobrze, że taksówkarz zna jakieś skróty, bo przyjeżdżamy prawie na styk. Kancelaria jest na 8 piętrze szklanego budynku, więc jedziemy windą. Ściskam kurczowo dłoń Adama. Kiedy wychodzimy na korytarz, Stanley bierze mnie pod rękę i prowadzi do szerokiego kontuaru, za którym siedzi przystojna kobieta, około czterdziestki w granatowym kostiumie. Stanley się przedstawia i kobieta natychmiast wskazuje nam drzwi z ciemnego drewna. Monice i Adamowi proponuje kawę i wskazuje miękkie skórzane fotele pod oknem. To coś w rodzaju eleganckiej poczekalni z gazetami ułożonymi w stosik na szklanym stoliku obok foteli.  
- Adam… - chcę jeszcze powiedzieć mu, ze go kocham, ale Stanley pociąga mnie za sobą.
     Sala jest prostokątna, większa od tej w hotelu i bardzo elegancka. Na środku podłużny stół z ciemnego drewna, wokół krzesła z siedziskami ze skóry. Jedna dłuższa ściana ze szkła, druga cała w półkach zajętych przez kodeksy czy inne książki prawnicze, oprawione w ciemnozielone albo bordowe okładki. Na środku krótszej ściany są takie same drzwi, jak te, przez które weszliśmy. Nagle otwierają się i wchodzi Sandler, a za nim jego prawnik. Jest chyba w wieku Sandlera, ale wygląda zupełnie inaczej. Ma bladą skórę i jasne rzadkie włosy, zaczesane do tyłu. Jasne wyłupiaste oczy kojarzą mi się z oczami ryby. Nie wyrażają absolutnie nic. Facet jest chudy, garnitur, choć na pewno piekielnie drogi, nie leży na nim dobrze. Sandler siada, a właściwie rozpiera się na krześle w niedbałej pozie. Patrzy na mnie z wyższością. Nasi prawnicy witają się uprzejmie, my tylko skinieniem głowy. I tak nie podałabym ręki temu draniowi.  
- Kawy? – Zelcer przygląda mi się bacznie
     Patrzę na Stanleya i kręcę głową, co wita zadowoleniem.
- Moja klientka prosi tylko o szklankę wody. Dla mnie kawa z mlekiem, dziękuję – i siada.
     Zelcer naciska jakiś guzik w urządzeniu na ścianie i zamawia trzy kawy i wodę.  
- Zanim przejdziemy do sprawy, chciałbym coś panom przedstawić – Stanley podaje kartkę z informacjami na mój temat Zelcerowi. Ten przebiega po niej wzrokiem i podaje ją Sandlerowi, a potem dyskutują o czymś półgłosem.
- Co się dzieje? – pytam cicho  
- Zastanawiają się, na ile silne masz poparcie rodziny Karskich – Stanley uśmiecha się lekko – co innego dziewczyna z Europy wschodniej, a co innego narzeczona syna dyrektora rady nadzorczej "Naturale’a”
     Jakby w odpowiedzi na to, Zelcer zwraca się do Stanleya.
- Reprezentuje pan pannę Jezierski, jako pracownika czy jako członka rodziny?
- Panna Jezierski o tym decyduje – pada natychmiastowa odpowiedź i Stanley nachyla się do mnie – macie jakąś intercyzę, albo inną umowę przedmałżeńską?
- Nie – mówię zaskoczona – a to takie ważne? – nawet nie wiedziałam, że coś takiego istnieje!
- Raczej tak – szepcze do mnie Stanley i odwraca się do Zelcera – Moja klientka chce wiedzieć, jaka jest różnica w stanowisku pana Sandlera.
- Jeśli reprezentuje pan rodzinę, mój klient przyzna, że źle zrozumiał intencje tej pani i wycofa skargę.
     Nic z tego nie rozumiem. Obaj prawnicy rozmawiają ze sobą zbyt szybko. W końcu Stanley odwraca się do mnie tak, aby tamci nie mogli nas słyszeć.
- Jako pracownik, jesteś tylko dziewczyną, która próbowała wyłudzić pieniądze za seks. Ewentualny – dodaje szybko, widząc moją minę – Gdybyś była oficjalną narzeczoną Adama, to zarzut o nagabywanie jest absurdalny i oni o tym wiedzą, ale mają nas w garści, bo nie należysz do rodziny.  
- Ale ja go nie nagabywałam. Ten facet ma nieślubne dzieci i masę kochanek. Wszyscy o tym wiedzą – zbiera mi się na płacz. Sięgam do torebki po chusteczkę. Nie mogę jej znaleźć w tych wszystkich szpargałach, więc Stanley podaje mi swoją.
- Ale oficjalnie jest szanowanym obywatelem. Płaci na te dzieci. Utrzymuje całą rodzinę – Stanley tłumaczy mi cierpliwie sytuację – Zastanówmy się lepiej, jakie mamy argumenty naprzeciw oświadczeniu tej Manueli.
- Zaraz – wkładam do torby chusteczkę i mój wzrok pada na pudełko z testem ciążowym Moniki – a gdybym ja miała dziecko z Adamem?
- To co innego, - zastanawia się chwilę - mógłbym Cię reprezentować jako matkę tego dziecka. Ale ciąży nie da się mieć na zawołanie.
- A jeśli się da? – rozchylam torebkę i pokazuję mu pudełko. Otwieram je delikatnie i wysuwam patyczek.  
- Jesteś w ciąży? – Stanley przygląda mi się badawczo – Adam wie?
- Nie wie, a ja przyznam się tylko w ostateczności – szepczę. Czuję, że stąpam po grząskim gruncie. Jeden fałszywy ruch i tonę.  
- Adam musiałby uznać to dziecko za swoje – Stanley patrzy w napięciu – zrobi to?
- Myślę, że tak – mówię z przekonaniem, choć cała się trzęsę na myśl, co powie. Nie podjął wczoraj tematu o dzieciach, po prostu go ominął. Czuję, że mnie mdli, nie jadłam nic od rana. Może ja naprawdę jestem w ciąży? – Niedobrze mi, muszę do łazienki.
- Czy moja klientka może skorzystać z toalety? – Stanley patrzy na mnie z troską.
     Zelcer prowadzi mnie wyjściem, którym wszedł na salę. Kiedy zamykam za sobą drzwi toalety, jest mi naprawdę niedobrze. Wymiotuję sokiem i kawałkami arbuza. Zapomniałam, ze go zjadłam rano. W lustrze widzę bladą twarz. W co ja się pakuję? Zelcer przygląda mi się uważnie, kiedy wracamy, ale jego twarz nie zdradza żadnych emocji. Siadam obok Stanleya, a on przedstawia sprawę Zelcerowi. Widzę, jak Sandlerowi puszczają nerwy, za to jego prawnik, jest jak gracz pokerowy.  
- Chcą wiedzieć od kiedy wiesz, że jesteś w ciąży – Stanley odwraca się do mnie z zadowoloną miną - Mów do mnie, po cichu.
- Zrobiłam go zaraz po przylocie, bo coś podejrzewałam – wyjmuję test na stół – wczoraj kupiłam drugi, dla pewności. Mam paragon – wyjmuję rachunek z apteki. – Pokazałam ten test w aptece kobiecie z plakietką "Sally”, powinna mnie pamiętać, bo długo tłumaczyła mi, że ten test daje prawie 100% pewności. Drugi test zrobiłam dziś rano. Jest w łazience Moniki i też jest pozytywny – szepczę.
- Bardzo dobrze – Stanley kładzie dłoń na mojej dłoni – czyli wiedziałaś, kiedy Cię zaczepiał.
- Tak – cała się trzęsę ze strachu. Przecież ja kłamię! Chyba, że okaże się, że jestem w ciąży – Słuchaj Stanley, co się stanie jeśli potem ja np. stracę ciążę i nie pobierzemy się z Adamem?  
- Nie rozumiem – patrzy zaskoczony.
- Jestem przesądna – plączę się, ale widzę, że on bierze moje słowa poważnie.
- To nie ma znaczenia. Liczy się tylko to, co powie Adam dzisiaj i czy zażądają dodatkowego potwierdzenia. Chociaż – zastanawia się – raczej nie powinni, chyba, że Adam będzie chciał mieć pewność.
     Kiwam głową i Stanley przekazuje im moje słowa. Orientuję się, że robi to w taki sposób, jakbym już należała do rodziny. Sandler zaczyna się pocić, choć sala jest klimatyzowana. Teraz kolej na Adama. Nie wolno mi mówić po polsku. Muszę mu przekazać informację i czekać, co powie. Zelcer idzie po niego. Adam wchodzi pewnym krokiem i uśmiecha się do mnie, Sandlerowi ledwo kiwa głową.
- Adam, - zaczynam niepewnie – przepraszam, że przekazuję Ci tę informację w taki sposób, ale zmusiły mnie okoliczności – widzę, jak uśmiech gaśnie i pojawia się niepokój – Jestem z Tobą w ciąży – wyrzucam jednym tchem – Chcę Cię prosić, żebyś oficjalnie uznał to dziecko za swoje przy świadkach – czuję, że pieką mnie policzki. Adam stoi blady, jak ściana.
- Od kiedy wiesz? – głos ma cichy.
- Zrobiłam test po przylocie tutaj – podsuwam test w jego stronę. Prawie czuję, jak wszystko układa mu się w głowie: moje zmienne nastroje, wizyta w aptece, szepty z Moniką, nasza wczorajsza rozmowa, mój brak apetytu rano… - dziś rano powtórzyłam drugi u Moniki w pokoju.  
- Czy uznaje pan się za ojca? – Zelcer pyta beznamiętnym tonem.  
     Widzę na twarzy Sandlera mściwą satysfakcję, kiedy patrzy, jak Adam przetrawia to, co usłyszał. Boże, Adam, wybacz mi. Zaraz Ci wszystko wytłumaczę, ale powiedz "tak”! W ogóle nie wzięłam pod uwagę, że może zrobić inaczej. Gdybym mogła go dotknąć. Czuję, że broda mi drży. Stanley kładzie mi dłoń na ramieniu, jakby chciał mnie ochronić.
- Adam – szepczę bezgłośnie, błagalnie…
- Oczywiście, że jestem ojcem tego dziecka – mówi pewnym głosem, patrząc na mnie bez uśmiechu – Nie ma co do tego najmniejszych wątpliwości – te słowa kieruje w stronę Sandlera.
- Myślę, że w tej sytuacji może pan pozostać na sali – Stanley zwraca się oficjalnie.  
     Wszystko toczy się teraz jakby obok nas. Patrzę na Adama wzrokiem pełnym bólu i poczucia winy. Wystawiłam go na próbę, ale musiałam to zrobić! On też kazał mi czekać na swoją decyzję. Boże, muszę mu jak najszybciej wszystko wyjaśnić. Mam nadzieję, że mi wybaczy. Patrzy na mnie z dziwnym wyrazem oczu: żalu, pretensji, współczucia? Chyba żalu. Czy to znaczy, że nie chce dzieci? Och Adam, nie jestem w ciąży, tylko jeszcze nie mogę Ci o tym powiedzieć.  
- … mój klient wycofuje oczywiście swoje zarzuty wobec pani. W tej sytuacji, nie mogło być mowy o nagabywaniu. Jeśli czuję się pani obrażona, pan Sandler jest gotów zadośćuczynić…
- Nie ma potrzeby – Adam mówi to lodowatym tonem – chcielibyśmy zakończyć to jak najszybciej. Stanley, czy zechcesz dokończyć w naszym imieniu?
- Proszę bardzo – Stanley zerka na Adama, jakby chciał coś powiedzieć, ale się powstrzymuje – Nie żywimy urazy. Sprawę uważamy za zamkniętą. Oczywiście liczymy na dyskrecję i zapewniamy o takowej z naszej strony.
     Jeszcze uściski dłoni i koniec. Po sprawie.  
- Moje gratulacje – Sandler ściska dłoń Adama.
- Dziękuję – szeroki uśmiech pojawia się na chwilę na jego twarzy. Co za ulga. Jednak, kiedy odwraca się do mnie uśmiech ginie. Obejmuje mnie jednak ramieniem i wychodzimy na korytarz. Monica przestępuje z nogi na nogę. Jest strasznie zdenerwowana. Żeby tylko jej to nie zaszkodziło.
- Wszystko dobrze – mówię szybko – nie denerwuj się. Opowiemy Ci za chwilę – podchodzę do Stanleya – Proszę zachować dyskrecję do czasu, aż zdecydujemy z Adamem, co dalej, OK.?
- Oczywiście – kładzie mi dłonie na ramionach – to był dobry ruch. Pokerowy – mówi z uśmiechem. Czyżby zrozumiał więcej, niż myślę? – Wracam do NY jutro, ale mam tu parę spraw do załatwienia. Będziemy w kontakcie – odwraca się do Adama – chyba macie sporo do omówienia? Długo kazałeś czekać na decyzję – krzywi się.
- Cóż, trochę się zdziwiłem – mówi niechętnie – Potem pogadamy.
     Stanley nas opuszcza, składając obietnicę, że zjemy razem kolację.  
- Usiądźmy gdzieś i porozmawiajmy. Umieram z ciekawości – Monica przygląda nam się podejrzliwie – co się dzieje? Nie cieszycie się?
- Jasne, że się cieszymy – Adam macha na taksówkę – zależy, o co pytasz?
- Nic nie rozumiem, przecież wszystko poszło po naszej myśli.
- Nie wszystko – mówię ze złością – Powiedziałam Adamowi, że jestem w ciąży.
- Jak mogłaś? – Adam wybucha, zanim Monica odzyskuje mowę – Rozmawialiśmy wczoraj. Mogłaś mi wtedy powiedzieć, albo dziś rano! Nie chodzi o dziecko, chociaż, o to też, ale o sposób, w jaki się dowiedziałem.
- Przecież powiedziałam, że zmusiły mnie okoliczności. Gdyby nie to…
- Zaraz - Monica łapie mnie za ramię – jesteś w ciąży?
- No właśnie nie! Chyba nie – poprawiam się – Raczej nie jestem. Pokazałam im ten test – rozchylam dyskretnie torebkę.
     Monica patrzy zaskoczona, ale widzę, że coś zaczyna jej świtać.
- Czy możesz mi wreszcie powiedzieć, czy jestem tym ojcem, czy nie? – Adam zaciska mi dłonie na ramionach - Co to znaczy "raczej”?
- Adam, jesteś idiotą! – krzyczy Monica i bierze mnie w ramiona, a ja zaczynam płakać. Wreszcie stres opada – Stanley wie? – pyta, głaszcząc mnie po głowie
- Chyba się domyśla – pociągam nosem – powiedział, że to dobre posunięcie.
- Spadajmy stąd – Adam patrzy na nas z zakłopotaniem – widać nas chyba z kancelarii. Poza tym Sandler może za chwilę wychodzić, a chyba nie chcecie, żeby był świadkiem tej sceny – wpycha nas do taksówki – Proszę nas zawieźć w jakieś miłe miejsce na lunch. Raczej na uboczu.
     Nie odzywamy się do siebie, tylko ja wycieram co chwilę nos. Jedziemy chyba z 15 minut w całkowitej ciszy. Każde z nas przetrawia po swojemu to, co się stało. Ostatnie łzy spływają mi po policzkach.  
- Nie płacz już – Adam wzdycha ciężko.  
     Czuję się okropnie. Wiem, że to był dla niego szok, ale jest mi przykro, że tak długo się zastanawiał. Taksówka zatrzymuje się przed niskim budynkiem położonym trochę na tyłach przyplażowych hoteli. Wchodzimy do niedużej ale bardzo ładnej restauracji. Natychmiast pojawia się kelner i proponuje nam stolik w głębi. Prosimy, żeby przyniósł nam trzy sałatki z tuńczykiem, pieczywo i wodę.  
- Chcę usłyszeć wszystko po kolei – Monica siada naprzeciw mnie – A Ty nie przerywaj! – opiera palec o pierś Adama.
     Zbieram myśli i opowiadam, jak to wyglądało. Kiedy dochodzę do momentu, kiedy ustaliliśmy, że poprosimy Adama o potwierdzenie ojcostwa, puszczają mi nerwy.
- Myślałam, że serce mi pęknie, jak stałeś tam bez słowa! O czym myślałeś? Że może nie być Twoje? – znowu czuję łzy pod powiekami. Myślałam, że wypłakałam już wszystkie.
- Zastanawiałeś się? – Monica patrzy na niego z wyrzutem.
- Nie, Maleńka – Adam przygarnia mnie ramieniem – po prostu tyle myśli przekołowało się wtedy przez moją głowę. Nawet przez chwilę nie miałem wątpliwości, że jeśli jesteś w ciąży, to tylko ze mną. To było dla mnie oczywiste. Tylko byłem zły, że to ukrywałaś…, że mnie zaskoczyłaś... Nie zdawałem sobie sprawy, że czekacie…
- Niczego nie ukrywałam! To mi przyszło do głowy spontanicznie. Stanley to podchwycił i poprowadził dalej. Pytał tylko, czy na pewno potwierdzisz ojcostwo, a ja byłam pewna, więc się zdecydowaliśmy na taki krok.
- Ale skąd miałaś ten test, skoro nie planowałaś tego wcześniej?
- Nie mogę Ci powiedzieć – zerkam ukradkiem na Monikę.
- Och, dajcie spokój – wzdycha – tylko, niech to zostanie między nami. Adam, poznaj Summera juniora – bierze ode mnie pudełko z testem – Schowam go sobie na pamiątkę.  
- Monica! - Adam otwiera szeroko oczy i wypuszcza mnie z objęć – Naprawdę? Boże, teraz rozumiem! – klepie się dłonią w czoło – Więc naprawdę nie jesteś w ciąży, tylko wzięłaś test Moniki – upewnia się.  
- Posłuchaj, nigdy nie postawiłabym Cię w takiej sytuacji celowo. Nie jestem dumna z tego, że kłamałam, ale pocieszam się, że to była samoobrona. Kłamstwo za kłamstwo. Poza tym, pamiętaj, że studiuję medycynę, a nie historię sztuki i jeśli zajdę kiedyś w ciążę, to pewnie będzie to dobrze zaplanowane – splatam ręce na piersiach – chyba powinieneś pogratulować przyszłej mamie, ja to już zrobiłam rano.  
     Adam bierze Monikę w ramiona. Patrzę jak ją tuli i czuję ukłucie gdzieś koło serca. Co ja bym dała za to, żeby mnie tak przytulił wtedy na sali. Kelner przynosi nasze zamówienie. Patrzy z uśmiechem na Monikę i Adama. Wyglądają jak para zakochanych.  
- Zjedzmy coś – Monica wyswabadza się z objęć – Jestem głodna, jak wilk! Chyba zadzwonię do mojego lekarza. Mam nadzieję, że pozwoli mi lecieć samolotem. Nie wyobrażam sobie powrotu do domu samochodem.
- W razie czego moglibyśmy pojechać z Tobą – patrzę pytająco na Adama, który natychmiast kiwa głową – nie zostawimy Cię samej.
- Nie będę sama, – dotyka z uśmiechem brzucha – Nie mogę uwierzyć, że tam jest. Poza tym macie chyba własne plany?
- Owszem, ale możemy je zmodyfikować – Adam zastanawia się chwilę – Chyba powinnaś powiedzieć Steewowi. Wiem, że wolałabyś romantyczną kolację albo łóżko, ale wierz mi, że taką wiadomość warto dostać nawet na sali pełnej prawników i drani.
     Widelec prawie wypada mi z ręki.  
- To ja Was na chwilę zostawię i zadzwonię do dr Smitha, powinien być już po lunchu – zerka na zegarek – Chyba powiem Steewowi, że może mi kupić ten telefon mobilny. Byłam przeciwna, ale teraz by się przydał.  
- Naprawdę tak uważasz? – pytam, kiedy Monica nas opuszcza – Nie sprawiałeś wrażenia zadowolonego. Chociaż, z drugiej strony, trudno się dziwić…
- To było jak grom z jasnego nieba! Zrozum, że dla mężczyzny to straszny stres. Nagle zdałem sobie sprawę, że będę miał rodzinę na utrzymaniu, a przecież nie mam pracy. Ty na studiach, a tu dziecko i jeszcze Twoi rodzice... Jak to przyjmą?
- Zdążyłeś pomyśleć to wszystko w takim krótkim czasie? – patrzę z niedowierzaniem.
- To było jak kalejdoskop. Obrazy nakładały się jeden na drugi i nagle ogarnął mnie strach, ale nie przed tym, że jesteś w ciąży, tylko przed tym co muszę zrobić. Chciałem, żeby było po kolei, a tu nagle tempo wzrosło. Poczułem się jak na rollecosterze.  
- Na szczęście nie musisz się już martwić. Już Ci powiedziałam: nie jestem w ciąży i na razie nie zamierzam być.
- Ale próbować możemy? Tak żeby nie wyjść z wprawy – przechyla głowę i uśmiecha się nieśmiało, jak mały chłopiec.  
- Możemy – nie mogę się na niego dłużej gniewać, kiedy tak patrzy.
- Tylko obiecaj mi, że jak będziesz planowała tę ciążę, to ze mną – unosi moją brodę w górę i wpatruje się we mnie. Ma takie ciemne oczy… Mam wrażenie, że widzę w nich odbicie jego duszy.
- Zdajesz sobie sprawę, o co mnie prosisz?
- Chyba tak.
- Uff, Steew przyleci jutro! – Monica staje jak wryta – Coś Wam przerwałam? Sorry.
- Nie, po prostu się godziliśmy – Adam prostuje się na krześle – Powiedziałaś mu? Co on na to? Jak zareagował?
- Oszalał!

Roksana76

opublikowała opowiadanie w kategorii erotyka, użyła 4199 słów i 24194 znaków.

17 komentarzy

 
  • Roksana76

    Już leci.

    17 cze 2014

  • Dominika

    Pani Roksano, prosimy o kolejną część!  :smile:  :smile:  :smile:

    17 cze 2014

  • an

    Kiedy kolejna część?

    17 cze 2014

  • xx

    Kiedy coś?

    17 cze 2014

  • :*

    Komus  sie nie podoba to ****ac :*

    17 cze 2014

  • zielonooka

    Z pewnością ciekawsza niż moda na sukces. Grafomanie, nikt nie każe Ci tego czytać. Roksana ma wystarczająco dużo fanów by kontynuować opowiadanie przez długi czas :)

    17 cze 2014

  • grafoman

    Kolejna moda na sukces. Roksano nie mówie niepisz ale zmien dzial na opowiadania miłosne.

    17 cze 2014

  • fani

    Autorko czekamy :);):)

    16 cze 2014

  • mariolkkkkoo

    Ja tam bym chciala aby Ola zaszla w ciaze bylo by bardziej ciekawie. Lecz jest to moje ulubione opowiadanie i chetnie przeczytalabym ksiazke jezeli zostala by wydana  xddd

    16 cze 2014

  • Miśka

    Kiedy następna część? Boskie! <3

    16 cze 2014

  • jula

    A co z Arturem ?

    16 cze 2014

  • eliZabeth

    Kocham kocham kocham !! :yahoo:

    15 cze 2014

  • blabla

    Kobieta może być przystojna!

    15 cze 2014

  • Nicky

    prowadzi do szerokiego kontuaru, za którym siedzi >> przystojna << kobieta, około czterdziestki w granatowym kostiumie

    kobieta nie może być przystojna:( ale część jest fenomenalna
    Uwielbiam i sprawdzam co godzine :D

    15 cze 2014

  • anulka

    Masz talent kobieto, wszystko przepięknie napisane. Gratuluję!!!!!
    Jedno z najlepszych opowiadań, jakie czytałam :smile:

    15 cze 2014

  • gość

    Świetne!  Pisz szybko kolejną część! ;)

    15 cze 2014

  • Niki

    błagam dodaj jeszcze dzisiaj kolejna Czesci

    15 cze 2014