Tylko Ty. Rozdział 21

Nie myliłam się co do Stanley'a. Jest nie tylko świetnym prawnikiem, ale też niesamowitym człowiekiem i przyjacielem rodziny. Moje obawy o konsekwencje naprowadziły go na to, że blefuję, ale rozegrał to po mistrzowsku. Dopiero na kolacji powiedział mi, że brał pod uwagę nawet zdobycie zaświadczenia o mojej ciąży. Jednocześnie, dopiero w naszym gronie pozwolił sobie na ostrożne uwagi pod adresem Sandlera. Okazuje się, że przed przylotem przygotował sobie masę informacji na jego temat i podczas kolacji bawił nas niektórymi faktami z jego życia, przedstawionymi z nutką złośliwości i sarkazmu. Idziemy spać dopiero około drugiej w nocy i rano, o ile dziesiątą można tak nazwać, nasze oczy jakoś nie chcą się otworzyć. Orzeźwiamy się chłodnym prysznicem i idziemy na śniadanie. Mam już dość łososia i owoców, ale to chyba jedyna rzecz, która wydaje mi się jadalna. Przepraszam, zapomniałam o pomidorach! Po śniadaniu żegnamy się ze Stanley'em i idziemy razem z Moniką na kawę do włoskiego baru ze stoliczkami i głębokimi fotelami, ustawionymi pod parasolami na wewnętrznym dziedzińcu hotelowym pod gołym niebem. Przystojny chłopak o smagłej cerze, ubrany na biało, serwuje cappuccino i cafe latte, wtrącając co jakiś czas włoskie słówko. Monika zagaduje do niego po włosku i nagle okazuje się, że nasz Italiano nie zna włoskiego.
- Skąd jesteś? - pytam przyjaznym tonem.
- Z Hawany – mówi z zakłopotaniem – ale mam włoskie korzenie – dodaje natychmiast.
- Spokojnie – Monika – uśmiecha się do niego ciepło – wyglądasz jak Włoch i świetnie pasujesz do tego baru. Zrób nam trzy pyszne cappuccino, a my powiemy wszystkim, że jest najlepsze w promieniu dziesięciu kilometrów.    
     Biedak, myślę, skąd mógł wiedzieć, że trafi na klientkę znającą włoski? Pewnie szukali Włocha, ale tutaj o wiele łatwiej o Kubańczyka. Monika zerka co chwilę na zegarek, ale stara się robić to dyskretnie.
- Mogliśmy pojechać po Steew'a na lotnisko – stwierdzam w końcu – to czekanie jest okropne.
- Zaraz będzie – Adam jak zwykle jest najbardziej opanowany z całej naszej trójki, choć muszę przyznać, że Monika też daje sobie radę. No cóż, jednak genów nie da się oszukać.  
     Cappuccino jest naprawdę wyborne i popijamy je powolutku, delektując się smakiem. Ciekawa jestem, jak wygląda ten Steew? Pewnie coś w rodzaju Sandlera, tylko sympatyczny. Jeszcze na Sardynii Monika mówiła, że jest przystojny... Kątem oka widzę niezłego osiłka z krótko przystrzyżonymi blond włosami. Pewnie żołnierz na wakacjach, myślę, patrząc na jego atletyczną budowę i tatuaż wystający spod rękawa koszulki. Stoi i rozgląda się uważnie, a po chwili rusza w stronę drzwi do naszego baru.  
- Steew! - Monika zrywa się z fotela na jego widok, a mnie opada szczęka. To tak wygląda dyrektor ich firmy?
- My love! - niski głos aż drga, kiedy wypowiada te słowa i nagle Monika ginie w jego potężnych ramionach. Wydaje się przy nim taka drobna i krucha. Czuję, że oczy mi się pocą. Żadne inne słowa nie byłyby lepszym komentarzem do sceny, której jestem świadkiem.  
- Steew, to jest Ola – Monika zgrabnie wysuwa się z jego ramion.
- Steew – ujmuje moją rękę i ściska ją zaskakująco delikatnie – Teraz rozumiem, dlaczego Adam szukał tak daleko! - dodaje z szerokim uśmiechem.
- Zdaje się, że najładniejszą dziewczynę w Stanach Ty zgarnąłeś – odpowiadam mu uśmiechem – Ale Monice też się nie dziwię! - Nie potrafię ukryć, że jestem zaskoczona jego wyglądem.  
     Adama wita markowanym ciosem w bark i wszystko staje się jasne.
- Steew był zawodnikiem karate, ale od paru lat nie trenuje – wyjaśnia Monika, widząc moje zdziwienie.
- Od więcej niż paru – dodaje skromnie jej mąż. Jest zaskakująco uprzejmy, ale w niewymuszony sposób. Przypomina mi Radka, taki łagodny olbrzym. Jednak błysk w oczach ma inny, jakby czaiła się w nich jakaś energia. Nie chciałabym mieć w nim wroga. Zdaje się, że odkryłam, kto uczył Adama, jak się bić.
- Samolot mamy po południu – Monika przejmuje w swoje ręce sprawy organizacyjne, a Steew na migi pokazuje chłopakowi z Hawany, że też chce cappuccino – Wy, dzieci, powinniście ruszać, bo droga zajmie Wam ze sześć- siedem godzin.
- A dokąd my właściwie jedziemy? - odwracam się do Adama.  
- Na Key West – odpowiada i unosi w górę dłonie, a Steew wydaje ciche gwizdnięcie, czym jeszcze bardziej mnie szokuje.
- Tam, gdzie mieszkał Hemingway? - jestem pod wrażeniem.
- Właśnie tam – Adam jest zachwycony moim entuzjazmem – Zawsze mówił, że zakochał się w najpiękniejszych zachodach słońca, więc pomyślałem, że warto je obejrzeć. Poza tym, to królestwo salsy, więc powinno Ci się spodobać.
- No, stary, zaszalałeś! - Steew też jest pod wrażeniem, więc od razu mam przed oczami gigantyczny rachunek.
- Dokładam się – mówię cicho.
- Dobrze – Adam poważnieje – kupisz mi japonki na plażę, bo zapomniałem swoich z NY. Wszyscy wybuchają śmiechem, więc po chwili ja też się śmieję.  
     Zostajemy razem do lunchu, a potem zabieramy bagaże do wypożyczonego przez Adama samochodu. Ciekawa jestem, ile razy mnie jeszcze zaskoczy podczas tego pobytu? Na pewno ciężko będzie mu przebić moment, kiedy zobaczyłam czerwonego mustanga z otwieranym dachem, który podstawiono dla nas pod hotel.  
- Niestety, nie możemy pokonać tak całej drogi, bo zesmażymy się na skwarki – szczerzy do mnie zęby, kiedy stoję oniemiała z torbą w ręce – ale wieczorami będzie niezastąpiony.
     Upuszczam torbę i rzucam się Adamowi na szyję.  
- To najpiękniejsza niespodzianka, jaką mi sprawiłeś! – nawet nie marzyłam o takiej podróży. Myślałam o autokarze, albo... sama nie wiem – To jest... to jest... - brak mi słów. Jestem taka szczęśliwa.
- Jedźcie – Monika całuje mnie w policzek – do zobaczenia za dwa tygodnie. Czekamy na Was w Nowym Yorku.
     Żeby zrobić mi przyjemność, Adam decyduje się na przejechanie pierwszych dwudziestu kilometrów z otwartym dachem. Dopiero potem go zamyka. Rzeczywiście, palące słońce mogłoby nas poparzyć, bo pęd powietrza przyjemnie chłodzi i nie czuje się skwaru. Podróż jest długa, zwłaszcza, że jedziemy maksymalnie 90 km/h. Jednak nie narzekam, bo krajobrazy są cudowne. Kiedy dojeżdżamy do pierwszej wyspy, okazuje się, że droga, to system mostów, łączących ze sobą kolejne wyspy, a niektóre małe wysepki służą tylko za podstawy do przęseł mostu. Po obu stronach widać domy zanurzone w zieleni i przycumowane do nabrzeży łodzie. Po kilku godzinach, zatrzymujemy się na Key Largo, jak obwieszcza nam tablica z nazwą wyspy i idziemy na kolację, a właściwie na późny obiad. Nie ma już takiego skwaru, a powietrze przesycone jest zapachem kwiatów i ziół, którymi obsadzono skrzynki, otaczające placyk ze stolikami. Dostajemy największe krewetki, jakie widziałam w życiu i cudownie chłodne białe wino. Czuję się, jak w raju i mam obok siebie mojego ukochanego Adama.  
- O czym myślisz? - zagląda mi w oczy.
- Boję się, że za chwilę się obudzę – szepczę – Nie wiem, jakimi słowami można opisać to, jak się czuję.  
- Kochanie, – ujmuje moją dłoń i całuje ją delikatnie – nie masz pojęcia, jaką mi sprawiasz przyjemność.  
     Dojeżdżamy na miejsce już po zmroku i jestem trochę zawiedziona, że tego dnia nie udało nam się zobaczyć zachodu słońca, ale jesteśmy tak zmęczeni, że pewnie nie dalibyśmy rady w pełni go docenić. Podsypiam, kiedy Adam zatrzymuje się na podjeździe sporego domku przy jednej z bocznych uliczek. Główny deptak musi być niedaleko, bo dobiegają nas południowe rytmy muzyki. Rozglądam się z zaciekawieniem. Dom jest z drewna, oszalowany białymi deskami, ma taras i balkon. Podjazd ocienia gigantyczne drzewo, a właściwie gałęzie drzewa z sąsiedniego podwórka. Zwisają z nich długie liany. Wygląda to, jak fragment dżungli.  
- Pomyślałem, że masz dość hoteli, więc zarezerwowałem nam górę – Adam wskazuje drewniane zewnętrzne schody z ażurową balustradą. Trzeszczą, kiedy po nich wchodzimy, ale wyglądają na solidne. Klucz jest w zamku, więc otwieramy i wchodzimy do niewielkiego przedpokoju, a stamtąd do pokoju dziennego z lekkimi plecionymi meblami. Przez szeroko otwarte przeszklone drzwi można wyjść na balkon. Adam stawia na podłodze nasze walizki i idziemy do drugiego pokoju. To sypialnia z metalowym łóżkiem pomalowanym na biało. W oknie zawieszono białe lekkie zasłony, poruszające się przy każdym powiewie ciepłego wiatru. Prosto z sypialni wchodzi się do niewielkiej łazienki.  
- Adam, tu jest pięknie – wzdycham – a te trzecie drzwi w przedpokoju?
- Druga sypialnia. Możesz wybrać, która Ci się bardziej podoba – mruga do mnie figlarnie.
- Będziesz spał osobno? - unoszę jedną brew – Nie wierzę!
- Oczywiście, że nie, ale takie mieli apartamenty – patrzy na mnie, jak na dziecko - Śniadanie możemy zjeść na dole u właścicielki, albo przynieść sobie na górę – czyta kartkę, którą zostawiono dla nas na komodzie z białego drewna – Witaj na Key West, księżniczko! - rozkłada ręce.
     Przytulam się do niego i całuję delikatnie. Chwyta moją dolną wargę zębami, a po chwili czuję jego aksamitny język w ustach. Jestem zmęczona, ale ten pocałunek jest taki przyjemny. Rozkoszuję się nim, wzdychając cicho.
- Chodźmy do łazienki – Adam odchyla głowę i patrzy na mnie zatroskany – odpoczniemy, a od jutra, szaleństwo do białego rana!  
     Zasypiam spokojnie, wsłuchana w miarowe bicie serca pod moim policzkiem. Nie czułam się taka odprężona od chwili przylotu do Stanów. Wreszcie stres mnie opuścił.     
---
     Budzę się łagodnie, powoli. Przeciągam się leniwie, uważając na śpiącego obok mnie Adama. Przekręcam głowę i napotykam dwoje ciemnych oczu.
- Już nie śpisz? - uśmiecham się.
- Leżę i oglądam Ciebie – szepcze - Wiesz, jak ładnie wyglądasz, kiedy śpisz? - gładzi moją skórę na piersi, odsuwając prześcieradło – Dasz mi?
- Co? - uśmiecham się zalotnie, czując przyjemne łaskotanie między nogami.
- Zgadnij – spogląda wymownie w dół, na moje ugięte kolano, zarysowujące się pod cienkim materiałem.
- Tak po prostu? - rozchylam nogi i sięgam dłonią między uda.
- Mhm – mruczy i sięga ustami do moich ust. Wysuwam język na jego spotkanie, a on zaczyna go ssać. Zapiera mi dech. Twardy wzwód opiera się o moje biodro. Przesuwam palcem po mojej szparce, jest śliska i wrażliwa. Jęczę cicho. Adam sięga dokładnie tam, gdzie ja i napotyka moją rękę, ujmuje ją i układa na poduszce, tak, że dotykam palcami prętów łóżka. Po chwili robi to samo z drugą – Dasz mi? - powtarza pytanie, ale jakby niższym głosem.
- Tak – mówię bez tchu.
- Przytrzymaj się łóżka i nie puszczaj – szepcze i sunie ustami w dół do mojej piersi. Robię, o co prosi, a on najpierw całuje mnie delikatnie, potem ssie, a w końcu kąsa moje brodawki. Prężę się i jęczę głośno, ale nie odrywam rąk od prętów.
- Grzeczna dziewczynka – rozkłada szeroko moje nogi i czuję ciepły oddech na wysokości pępka – nie puszczaj – przypomina mi i wpija mi się w łechtaczkę. Wciągam powietrze z głośnym świstem, jakbym się zachłysnęła. Doznanie jest tak silne, że mnie obezwładnia. Z największym wysiłkiem wypuszczam powietrze z płuc, po czym biorę głęboki wdech i zamieram. Dwa palce, a może trzy, wchodzą we mnie, podczas gdy język śmiało krąży wokół obrzmiałego pulsującego guziczka. Po chwili pokój wypełniają moje głośne jęki. To trwa chyba całe wieki! Dochodzę gwałtownie, wyginając się i drżąc na całym ciele. Adam unosi głowę i obnaża w uśmiechu zęby. Obsypuje pocałunkami moje pokryte mgiełką potu ciało. Napiera powoli członkiem na moją obrzmiałą szparkę.
- Zaczekaj, miałam orgazm – dyszę.
- Wiem – uśmiecha się – zaufaj mi.  
     Wchodzi powoli, rozpychając się i poruszając rytmicznie w przód i w tył. Mam wrażenie, że się nie zmieści, taka jestem ciasna. Jednak on nie daje za wygraną i po chwili jest we mnie cały. Czuję twarde jądra dociskające mi się do krocza. Sapię z wysiłku i podniecenia. To takie intensywne!  
- Połóż mi stopy na ramionach – mruczy do mnie seksownym głosem, a ja powoli unoszę nogi i odpływam – Lubię, jak jesteś taka... moja.
- Nie dam już rady – jęczę, czując jak moje ścięgna naciągają się pod jego naporem.     
- Poddaj się temu – ma taki niski, miękki głos – nie opieraj się.
     Rozluźniam się na tyle, na ile pozwala mi ciało, które działa już od dłuższej chwili na własnych zasadach. Nie panuję nad nim... widzę nad sobą twarz Adama z dwojgiem ciemnych zachwyconych oczu i przepięknym uśmiechem. Jak mi dobrze... Ale jemu też się podoba, czuję to. Ma taki wyraz twarzy... Och, kochany, och!
- Moja piękna – szepcze do moich ust.  
     Czuję jak wypełnia mnie całą. Nie wiem, czy to możliwe, ale wydaje mi się, że z każdym wejściem jest większy i grubszy... brak mi tchu... Nie mogę się ruszyć. Moje ciało już nie należy do mnie, ono robi to, czego chce Adam... a on chyba zdaje sobie z tego sprawę, bo zsuwa moje zesztywniałe nogi z ramion, pozwalając im rozłożyć się bezwładnie na boki. Co za ulga! Wciska mnie w materac całym ciężarem i szuka moich ust. Spajamy się w jedność w głębokim pocałunku i czuję, jak coś narasta we mnie tam... na dole... pulsuje... rozpiera. Ogarnia mnie zniewalające uczucie rozkoszy, słodkiej niemocy... Jestem taka bezwolna. Głośny jęk Adama sprawia mi przyjemność, ale i tak nie mam siły otworzyć oczu, czy wykonać najmniejszego ruchu. Mogę tylko rozkoszować się jego orgazmem, który nadszedł prawie jednocześnie z moim.
- Moja piękna – dyszy gdzieś obok mojej szyi – moja kochana – czuję, jak ostrożnie odgina mi palce, zaciśnięte na prętach łóżka i całuje je z czułością – moja...  
     Głębokie westchnienie i otwieram powoli oczy. Słońce próbuje przedrzeć się przez białe bawełniane zasłony, poruszane lekkim wietrzykiem. Dopiero teraz dociera do mnie, że w pokoju jest ciepło, a nasze ciała są śliskie od potu.  
- Która może być godzina? - pytam, leniwie odginając szyję.
- Nie ma znaczenia. Nigdzie nam się nie spieszy – Adam przekręca się na plecy i pociąga mnie na siebie – Chyba, że jesteś głodna?
- Jeszcze nie, ale pewnie za chwilę zgłodnieję – przeciągam się – ale piękny początek dnia – mruczę.
- To jeszcze się porozkoszujmy, a po śniadaniu pójdziemy na plażę – proponuje, gładząc opuszkami palców moje plecy. Zdaje się, że oboje jesteśmy zmęczeni.
     Idziemy na śniadanie dopiero koło jedenastej, ale okazuje się, że dla naszej gospodyni to nic nowego, bo wieczorami jest tu co robić, i większość gości nie chodzi spać przed drugą. Dostaję pyszne sadzone jajko o smaku jajka i normalny chleb. Jestem zachwycona, kiedy gospodyni pokazuje mi własny niewielki kurnik i ulotkę reklamującą polski sklep, gdzie można kupić chleb, pierogi i wędlinę.  
     Do plaży jest niedaleko, ale mam taką frajdę z jazdy kabrioletem, że Adam postanawia przejechać się po mieście samochodem, a potem zaparkować przy deptaku. Rozkładamy się na piasku niedaleko bardzo eleganckiego hotelu. Dziwi mnie, że na plaży przed hotelem nie ma leżaków. We Włoszech cały pas plaży byłby zajęty hotelowymi parasolami, a tu na wybrukowanym placu przed hotelem ustawiono tylko kilka plecionych foteli i maleńkich stoliczków. Reszta placu zastawiona jest stołami, przy których nikt jednak nie siedzi.
- Jest za gorąco, ale wieczorem pewnie nie da się tu znaleźć wolnego miejsca – Adam przygląda się hotelowi – początkowo myślałem, żeby zamieszkać tu.
- O nie! - protestuję – Ja wolę nasz pensjonat.  
- Szczerze mówiąc, to ja też, ale myślałem o bliskości plaży – gładzi moje nogi, a potem bierze ciepły od słońca kamyczek i sunie nim po grzbiecie mojej stopy – mają tu podobno fantastyczne drinki. Jak chcesz, to Ci przyniosę.
- Mogę pójść z Tobą... – mówię bez przekonania, bo masaż ciepłym kamyczkiem kompletnie mnie rozkleja.
- Leż tu grzecznie i nikogo nie zaczepiaj, a ja Ci przyniosę coś dobrego – nachyla się do mnie i całuje delikatnie.  
     Zostawia mnie samą na jakieś dwadzieścia minut, tak, że prawie zasypiam. Otwieram oczy, kiedy pada na mnie cień. Adam stoi z dwoma dużymi pucharami, pełnymi owoców zalanych kolorowym płynem z bąbelkami.
- Co to jest? - biorę od niego zimny puchar – strasznie długo Cię nie było.
- To się nazywa "Papa Dachiri” i podobno był ulubionym drinkiem Hemingwaya – Adam rozsiada się obok mnie – dowiedziałem się też, że dziś wieczorem można tu będzie potańczyć, a w drodze powrotnej warto się zatrzymać na rybę w takiej małej knajpce na tyłach tawerny...
- Uwielbiam, jak wszystko tak organizujesz – wzdycham – Mówię serio, teraz to doceniam – dodaję, widząc jego minę.  
     Sączymy zimny płyn, nabijając co jakiś czas kawałki owoców na słomkę. Są boskie! Dojrzałe i soczyste, przesiąknięte alkoholem.  
- Byłeś tu kiedyś? - rozglądam się.
- Nie, ale zawsze chciałem to zobaczyć – uśmiecha się zamyślony – Ojciec był tu kilka razy i strasznie mu się podobało.  
- Mnie też się podoba – kładę mu głowę na ramieniu – Tu jest tak "nieamerykańsko”, że czuję się trochę jak na Sardynii.
- Może dlatego, że to też wyspa... – Adam wpatruje się w horyzont – Cieszę się, że Ci się tu podoba.  
- Podoba mi się wszędzie, gdzie jestem z Tobą – mruczę.
- Ty to wiesz, jak faceta uszczęśliwić – przygarnia mnie do siebie ze śmiechem.
- Nie wiem, czy każdego faceta, ale mam nadzieję, że Ciebie potrafię.
     Zostajemy na plaży do trzeciej, a potem jedziemy do tej knajpki, o której dowiedział się Adam. Faktycznie, miejsce jest urokliwe. To właściwie podwórko otoczone tyłami drewnianych domów. W jednym z nich urządzono bar, a w sąsiednim jest kuchnia, serwująca dania z ryb i owoców morza. Dach naszej jadłodajni stanowi korona ogromnego drzewa, rosnącego na samym środku podwórka. Generalnie, siedzi tu więcej miejscowych niż turystów, co pozwala sądzić, że jedzenie będzie dobre i nie przepłacimy. Dostajemy kawał grillowanego tuńczyka w jakimś pikantnym sosie.  
- Palce lizać – wzdycham, wsuwając do ust ostatni kawałek ryby – utyję tu.
- Mnie to nie przeszkadza – Adam wydyma policzki, podśmiewając się ze mnie – ale, jak Cię znam, to rano pójdziesz biegać, jak się nie zmieścisz w spodnie.
- Znam lepszy sposób na spalenie kalorii – przygryzam wargę i spoglądam wymownie na jego spodenki – a już na pewno, przyjemniejszy.
- To jedz, kochanie, jedz! - szczerzy do mnie zęby – Może deser?
- Mowy nie ma! - chichoczę.
     Spędzamy tak czas, aż do popołudnia, kiedy trzeba się powoli zebrać na deptak, jeśli chcemy obejrzeć ten zachód słońca. Podglądam, co Adam ma zamiar założyć. Długie lniane spodnie i koszula, kryte buty...
- Idziesz na imprezę? - otwieram szeroko oczy.
- Właściwie nie, ale pomyślałem, że gdybyśmy chcieli potańczyć, to musimy wejść do hotelu, a tam mnie nie wpuszczą w krótkich spodniach.
- I będziesz ze mną tańczył salsę i merengę? - spoglądam na niego z niedowierzaniem – umiesz?
- Nie tak, jak Ty, ale babcia czasem chciała poćwiczyć, więc trochę z nią potańczyłem – uśmiecha się, a w oczach zapalają mu się figlarne ogniki.
- Och, Ty draniu! - udaję zagniewaną – znów coś przede mną ukrywasz.
- Przecież się przyznałem – udaje, że zasłania się od ciosów, które mogłabym mu zadać.
- No dobrze – pozwalam się ugłaskać – lobię tańczyć, więc Ci tym razem wybaczę. Muszę tylko założyć coś takiego, żeby nie wyglądać przy Tobie jak kopciuszek.
- Ty możesz iść nawet w worku, a i tak będziesz najpiękniejsza...
     Taak, babcia miała rację. Nic tak nie poprawia kobiecie urody, jak zachwyt mężczyzny. Ja jednak wyciągam z szafy krótką niebieską sukieneczkę ze spódnicą falującą przy każdym poruszeniu, a szczególnie w tańcu i srebrne sandałki na niedużej szpileczce. Zakładam też bransoletkę, którą dostałam od Adama.  
- Wow! - Adam przełyka głośno ślinę – Nie zabrałem broni, więc nie wiem, czy możesz tak iść...  
- Kocham Cię za to, wiesz? - zarzucam mu ręce na szyję.
     Idziemy piechotą, żeby nacieszyć się muzyką, dobiegającą z mijanych barów i knajpek. Wszystkie sklepiki są otwarte, a sprzedawcy przeważnie stoją na ulicy i zapraszają do wejścia. To takie charakterystyczne dla krajów południa. Uwielbiam takie klimaty! Na deptaku jest pełno ludzi. Kręcą się między straganami i ulicznymi aktorami, grającymi swoje krótkie przedstawienia. Przy samej barierce odgradzającej nas od kamienistego brzegu, przysiadł na skrzynce jakiś oberwaniec z gitarą. Adam wsuwa mu do kieszeni marynarki dolarowy banknot, a facet zaczyna grać. Gra jedną z piosenek beatlesów. Ale jak?! Staję jak wryta. Tłumek wokół nas gęstnieje, więc Adam pociąga mnie w stronę hotelowego placyku. Stajemy nieopodal słupków połączonych linką, oddzielających część restauracyjną od deptaka. Adam staje za mną i otacza mnie ramionami.
- To jest cały rytuał – zaczyna – Wieczorem wszyscy przychodzą tutaj i czekają na zachód słońca. Wcześniej, tak jak my, plączą się po sklepikach i barach, potem oglądają stragany i przedstawienia, ale tuż przed zachodem wszyscy stoją i czekają, aż słońce dotknie oceanu...
- I tak, każdego dnia? - odchylam głowę, opierając ją o jego klatkę.
- Każdego dnia – potakuje – My też będziemy tu przychodzić każdego dnia, puki stąd nie odjedziemy – dodaje poważnym tonem – A potem chciałbym, żebyśmy razem oglądali inne zachody słońca... i wschody... ale zawsze razem...
     Chcę się do niego odwrócić, ale trzyma mnie mocno w ramionach. Czuję się taka poruszona jego słowami. Słońce już prawie dotyka linii zetknięcia się nieba i wody.  
- Kocham Cię i nie wyobrażam sobie, że mógłbym oglądać to sam... - milknie na chwilę.
     Ja też już sobie nie wyobrażam, że mogłoby Cię nie być w moim życiu, myślę, ale wzruszenie nie pozwala mi wydobyć z siebie głosu. Jest w tej chwili coś magicznego.
- Wyjdź za mnie – słyszę słowa, ale ich treść dociera do mnie, jakby z opóźnieniem.
     Adam rozluźnia ramiona i staje przede mną z pierścionkiem w dłoni. Brak mi tchu. Tak bardzo tego chciałam, a teraz stoję wpatrzona w błękitne oczko, otoczone drobnymi lśniącymi cyrkoniami. Unoszę głowę i napotykam intensywne spojrzenie ciemnych oczu. Muszę zamrugać, żeby widzieć wyraźnie. Obok nas rozbrzmiewa muzyka, ale ja słyszę tylko własne tętno, jakby bicie serca.
- Och, Adam... – wyciągam nieśmiało dłoń, a on wsuwa mi pierścionek na palec. Więc to się dzieje naprawdę! Chce tego samego, co ja...  
- Wyjdziesz za mnie? - pyta cichym, aksamitnym głosem.
- Tak. Tak, wyjdę za Ciebie – już nie potrafię powstrzymać łez radości – Kocham Cię!  
     Nagle docierają do mnie słowa piosenki:
     "Love is in the air
     Everywhere I look around
     Love is in the air
     Every sight and every sound
     And I don't know if I'm being foolish
     Don't know if I'm being wise
     But it's something that I must believe in
     And it's there when I look in your eyes...”
     
     Adam przyklęka, po chwili chwyta mnie za uda i unosi w górę, a potem obraca się ze mną dokoła.
- Przestań – wołam, śmiejąc się i płacząc – przestań, wariacie!
- Powiedziała tak! - woła głośno – She said yes!
     Ludzie wokół robią nam miejsce, klaszczą i śmieją się do nas. Wydaje mi się, że pośród wielu twarzy miga mi Julka, ale to pewnie przywidzenie. Adam powoli opuszcza mnie na ziemię, ale nadal trzyma w ramionach. Nachyla się do moich ust. Chyba zemdleję z wrażenia... czuję się podobnie, jak wtedy, gdy całowaliśmy się pierwszy raz.  
      "Love is in the air
      Love is in the air”
     Kiedy odrywamy się od siebie, wciąż czuję smak tego pocałunku. Mam w brzuchu motyle, a w głowie zamęt. Jeden kamyk zrobił tyle zamieszania? Przyglądam się pierścionkowi połyskującemu na moim palcu.
- Teraz już naprawdę jesteś moja – Adam patrzy na mnie roześmianymi oczami, ogarnia mnie ramieniem i prowadzi w stronę hotelowej restauracji.
     Po drodze zupełnie nieznani ludzie gratulują nam i życzą szczęścia. Ja chyba śnię? Mam przed sobą dwóch kelnerów, którzy odpięli linkę i wskazują nam duży okrągły stół zastawiony na sześć osób. Na środku stoi ogromny bukiet czerwonych róż, a obok stołu...  
- Julka! Michael! - patrzę na Adama zaskoczona – Co oni tu robią? - czyżby druga sypialnia była dla nich? Ja go chyba uduszę!
- Niespodzianka! - jest bardzo zadowolony z siebie – mieli mnie pocieszać, gdybyś powiedziała: nie – przechyla głowę i mruży oczy.
     Po drugiej stronie stołu stoi mama Adama, a obok niej szpakowaty mężczyzna w okularach, połyskujących w ostatnich promieniach słońca. Jest przystojny, choć ma już swoje lata.  
- To Twój tato? - patrzę na Adama niepewnie.
- Mhm – przytula mnie mocniej – Nie mógł się doczekać, żeby Cię poznać – uśmiecha się do mnie.
- Tato, przedstawiam Ci Olę, moją narzeczoną.

Roksana76

opublikowała opowiadanie w kategorii erotyka, użyła 4571 słów i 25740 znaków.

25 komentarzy

 
  • Roksana76

    Właśnie dodałam. Niestety jest to definitywne zakończenie. Bardzo wam dziękuję za to, że czytaliście i komentowaliście. Jesteście kochani! :D

    23 cze 2014

  • magdalena

    Uwielbiam to opowiadanie, z niecierpliwością czekam na następna część:3

    23 cze 2014

  • Alex18

    Niemogę się doczekać kolejnej części... Czekam niecierpliwie :smile:

    22 cze 2014

  • olinka

    Kocham to opowiadanie i nie mogę się doczekać następnej części:):*

    22 cze 2014

  • mnia

    Nastepna czesc prosze :( uzaleznilam sie od tego <3

    22 cze 2014

  • gośc

    Kiedy będzie następną część.?

    21 cze 2014

  • wielkafanka

    Kiedy bedzie nastepna czesc nie moge sie doczekac,  uwielbiam to opowiadanie a kazda czesc czytam kilka razy.

    21 cze 2014

  • kamilcia23

    Bardzo fajne opowiadanie;) jak byś mogła to proszę o jeszcze bardziej pikantniejsza scenę między adamem a ola;) niech się posuna dalej :sex: w łóżku i nie tylko w łóżku  <3

    21 cze 2014

  • an

    Gr nie mogę nadrobić. Oby jutro wieczorem się udalo :/

    21 cze 2014

  • dgh

    kiedy następna część?! :(

    20 cze 2014

  • xdxdxdxdxddxd

    Niech Ola zajedzie w ciaze, jeszcze fajniej jakby byla to wpadka xd ;))+ zycze weny,  pisz,pisz ..... ;)

    20 cze 2014

  • Miśka

    Kiedy następna część? :) Kocham to opowiadanie! <3!

    20 cze 2014

  • czytelniczka

    To jest cudowne <3 w końcu się jej oświadczył ! Czekam na kolejną część, jesteś boska <3

    19 cze 2014

  • gość

    W końcu! Czekalam aż Adam oświadczy się Oli.<3 A opowiadanie świetne! Czekam na kolejna część ;)

    18 cze 2014

  • hej

    Kolejna część !

    18 cze 2014

  • Lena

    Ooo jak słodko

    18 cze 2014

  • ewa

    Uwielbiam to opowiadanie ale jestem ciekawa wyglądu postaci. Mogłabyś wstawić zdjęcia bohaterów? ;-))

    18 cze 2014

  • hura!

    W końcu jej się oświadczył nareszcie! Świetne, chce dalej, wstawiaj szybko kolejną część. ;*

    18 cze 2014

  • Kiniaaa

    Ja cie Kocham  <3 po płakałam się ;*

    18 cze 2014

  • Eveline

    Uwielbiam to ! <3

    18 cze 2014

  • Meggi

    To takie piekne! Kazdy rozdzial doprowadza mnie do lez,ale lez szczescia. Chcialabym byc na miejscu Oli <3

    18 cze 2014

  • Alicja7864

    Oo omg <3 Czytam to opowiadanie od początku gdy zaczęłas pisac i musze przyznać, ze jest cudowne. Adam i Ola są fantastycznie.. Az brak mi słów. Czytając końcówkę az usmiechalam sie sama do siebie. Jezu to jest fantastyczne , czekam z niecierpliwie na kolejna cześć. Byłaby z tego nawet swietna książka :333

    18 cze 2014

  • missWiki

    Ojejuuu. Jakie wzruszające i piękne!!! W końcu się zaręczyli:) łezka spłynęła po policzku.. Genialneeee!!!!!

    18 cze 2014

  • xyz

    bardzo uczuciowa część. cudownie się czyta :)

    17 cze 2014

  • Tuśka

    Piękne :-) Zakochałam się w tej części <3

    17 cze 2014