Moje marzenie. Rozdział 15

Moje marzenie. Rozdział 15Takie wyobrażenie chyba mniej ingeruje w Wasze wyobrażenie postaci? ;)))
Dwa dni upłynęły, nim wszystko w obozie zaczęło funkcjonować sprawnie. Kaśka przez te dwa dni widywała Artura praktycznie tylko podczas posiłków. Gocha okazała się świetnym sternikiem i doskonałą nauczycielką. Szybko też zorientowała się, kto wśród jej załogi pływał, a kto nie. Kaśka, choć bardzo się starała nie rzucać w oczy, natychmiast została rozszyfrowana. Wytłumaczyła się jednak tym, że pływała z ciotka i jej przyjacielem po mazurach jako załogant. Miało to też swoje dobre strony: Gośka traktowała ją łagodniej, niż resztę. Posadziła ją też obok siebie przy obiedzie, co pozwalało Kaśce mieć Artura w zasięgu wzroku, a także słyszeć o czym plotkują z Wioletą. Trzeciego dnia przy obiedzie, kiedy Artura nie było w czasie posiłku, właśnie jego wzięły na języki.     
- Jest nie do wytrzymania – Wioleta rzuciła okiem na puste krzesło koło pani Bożeny – nie dość, że zdecydował się w ostatniej chwili, to prawie gryzie! Co się z nim dzieje? W zeszłym roku też taki był?
- No wiesz, roboty to on zawsze pilnował... - Gocha zastanowiła się chwilę – Z pospólstwem się nie bratał, ale zabawowy był. Nie wiem... Podobno panna go rzuciła.
     Kaśka nadstawiła uszu, ale udawała, że jest bardzo zajęta rozgrzebywaniem gołąbka w kapuście.  
- Jego? - Wioleta aż się zachłysnęła – Chyba on ją.
- To nie byłby w takim wisielczym humorze! - zachichotała – Jak tylko przyjechał to wiedziałam, że coś jest nie tak.
     Kaśka nagle straciła apetyt, zresztą nigdy nie przepadała za gołąbkami. Więc on też przeżył to rozstanie. Na swój męski sposób, ale tak.  
- Jedz, bo dzisiaj dłużej popływamy – Gocha zajrzała jej w talerz.
- Jakoś nie mam ochoty na gołąbki. Poza tym, na co dzień też jadam niewiele – starała się ukryć rozsadzającą ją radość.
- Podobno pracujesz jako modelka? - Wioleta wychyliła się zza Gośki.
- Dorabiam do stypendium – odparła z lekkim zakłopotaniem. Cholera, tylko tego mi brakowało, zaklęła w duchu – Skąd wiesz? - przecież Artur jej nie powiedział, pomyślała.
- Jesteś na pudełku ze stanikiem, który mam na sobie – wyszczerzyła do niej zęby Wioleta – Spoko! - mrugnęła do niej – fajne masz te fotki.  
- Dzięki – odetchnęła z ulgą.
     Gośka przyjrzała jej się uważnie, ale nic nie powiedziała. Kaśka miała jednak wrażenie, że lekko uśmiechnęła się do siebie.  
     Tego popołudnia rzeczywiście zanosiło się na niezłe pływanie. Pogoda była żeglarska, wiała "czwórka”, słońce przypiekało, po prostu bajka!  
- Za parę dni, jak trochę się ogarniecie, będziemy mogli zarządzić regaty. Kaśka, przejmij ster – rzuciła – Pobalastujemy trochę! - przekrzykiwała się z łopotem żagli.  
     Jednak nie miał to być dla nich udany dzień. Wszystko potoczyło się błyskawicznie. Zrobili dwa zwroty, ćwicząc przemieszczanie się po łodzi i dociążając burty, tak by równoważyć przechył. Przy trzecim łódką szarpnęło. - Noga! - Kaśka wrzasnęła na całe gardło do chłopaka, który przydeptał jej talię, czyli linę utrzymującą bom grota w odpowiedniej pozycji – Darek, noga! - spróbowała wyluzować linę, by zmniejszyć przechył, jednocześnie zmieniając położenie steru.
- Luzuj! - zdążyła jeszcze krzyknąć Gośka, zanim leciutka "Omega” nabrała burtą wody i przechyliła się niebezpiecznie.  
     Kaśka odpuściła ster, lecz było już za późno. Mając doświadczoną załogę, Gośka byłaby w stanie jeszcze "przebalastować” łódź i zmusić ją do utrzymania się na wodzie, ale miała tylko kursantów. "Omega” zatrzymała się na moment na boku, wyrzucając do wody załogę i obróciła się dnem do góry. Kaśka zdołała jeszcze chwycić przerażoną Mariolkę za ramię i ocalić ją od nakrycia żaglem. Gośka zbierała resztę załogi.
- Co Ty, kurwa, zrobiłaś? - Darek wrzeszczał na Kaśkę – Wywaliłaś łódkę, idiotko!
- Trzeba było nie wsadzać nogi w talię, debilu - odparowała spokojnie, prychając wodą.
- Cisza! - Gośka przeliczyła załogę i rozejrzała się po jeziorze. W zasięgu wzroku nie było nikogo. Byli zdani na siebie.
- Niech teraz płynie po pomoc, jak narozrabiała! - Darkowi puściły nerwy.
- Zamknij się! – Mariolka spróbowała go dosięgnąć, ale nie dała rady – To nie jej wina!
- Spokój! Nikt nigdzie nie płynie – Gośka oceniała spokojnie sytuację – macie się trzymać łodzi i czekać na pomoc.  
- Nikt nas nie widzi – powiedziała cicho Mariolka, tak, żeby tylko Kaśka ją usłyszała.  
- Wiem – odparła równie cicho.
- To co robimy? - drobna ciemnowłosa Iza odgarnęła ociekającą wodą grzywkę. Na wszelki wypadek trzymała się blisko Darka, który najlepiej pływał – Nikogo tu nie ma. Skąd będą wiedzieli, że potrzebujemy pomocy?  
- Z naszego obozu nas nie widać, ale są inne – Gośka wiedziała, co mówi, ale był jeden problem. Potrzebowali kogoś z łódką, możliwie dużą – Cholera, najbardziej mnie wkurza, że chłopaki będą z nas robić jaja przez tydzień!
- Widzisz, co narobiłaś? - Darek rzucił zjadliwie w kierunku Kaśki.
- Ty lepiej się nie odzywaj – w głosie Gośki zabrzmiała groźba – Ciesz się, że nie puściła talii, bo byś miał teraz urwaną nogę!
     Kaśka spojrzała na nią z wdzięcznością. Przesadziła z tą urwaną nogą, ale Darek już nie był taki pewny siebie – Słuchaj, a jakbyśmy ją postawili? - spytała ostrożnie.
- Z doświadczoną załogą... - Gośka popatrzyła na swoich ludzi uczepionych do kadłuba łódki – No, nie wiem. Trzeba ściągnąć żagle, top jest pewnie w mule...
- Damy radę! - Kaśka spojrzała na Darka i Izę, szukając u nich poparcia – ja mogę zanurkować. Już to kiedyś robiłam – kusiła – Wtedy to była głupota, dla zakładu weszłam pod łódkę i wyłowiłam aparat fotograficzny, ale teraz... Zgódź się. Nawet jak ktoś podpłynie, to i tak musimy ściągnąć szmaty.
     Gośka przyglądała jej się przez chwilę, potem po kolei oceniała pozostałych - Możemy spróbować – stwierdziła w końcu – Dobra, ja z Kaśką ściągamy żagle. Darek i Jędrek, odbieracie je od nas. Iza i Mariolka, rozglądajcie się i jak ktoś się pokaże to wzywacie pomocy i machacie. Jak dasz radę, to wdrap się na kadłub i wzywasz pomocy – rzuciła do Izy.
     Kaśka zanurkowała pierwsza. Poruszała się praktycznie o omacku, bo woda była przezierna tylko tuż pod powierzchnią. Wymacała piętę masztu i zaczęła odplątywać linkę blokującą żagiel. W tym samym czasie Gośka powinna odblokować fał. Szło jej sprawnie do chwili, gdy poczuła, że brakuje jej powietrza. Wynurzyła się ciężko dysząc – Idzie – wydyszała do Gośki. Ta zanurkowała dokładnie tam, gdzie powinien teraz znajdować się koniec żagla.  
- Już prawie – wydyszała Gośka, wynurzając się obok Kaśki – teraz Ty.  
- Podam Ci fał i wciągniemy na top masztu koło – zaproponowała, zanim ugryzła się w język.
- Jasne – Gośka w ferworze akcji nie zwróciła uwagi na doświadczenie Kaśki – Mariolka, podaj koło, Jędrek, wiesz, co masz robić? Tylko nie utop tych zapinek, bo nas Artur oskalpuje!
     Pracowali zespołowo i po dwudziestu minutach mieli ściągniętego grota, koło przygotowane do wciągnięcia na maszt, a Kaśka kończyła ściąganie foka przy pomocy Darka, którego siła okazała się niezwykle przydatna. Szło im opornie, bo Kaśka musiała uważać, aby nie zaplątać się w liny. W końcu jednak żagiel znalazł się przy kadłubie łódki. Pozostało tylko wciągnąć koło na szczyt masztu, żeby stanowiło rodzaj pływaka, który pomoże im ustawić łódkę na burcie.
- Ktoś do nas płynie – Iza wskazała wiosłową łódkę, powoli zbliżającą się od strony najbliższego brzegu.
- Pychówka – prychnęła Gośka – dobre i to. Przyda się silny facet. Bez obrazy – spojrzała na Darka i Jędrka – dwóch, to trochę za mało, a my jesteśmy zmęczone.  
     Kiedy wiosłowa łódź znalazła się obok nich, byli praktycznie gotowi do odwrócenia żaglówki. Przy pomocy trzech dodatkowych mężczyzn cała akcja przebiegła nadzwyczaj sprawnie. Pozbawiona żagli, pełna wody "Omega” stanowiła żałosny widok.
- Iza, do łodzi i wylewaj wodę – poleciła przytomnie Gośka, a sama zabrała się za oględziny. Straty nie były duże. Znaleźli nawet plastikowe wiadro, które zaklinowało się pod dziobem. Po kilku minutach do Izy dołączył Jędrek i woda zaczęła znikać z kokpitu w znacznie szybszym tempie.  
- Kurde! Rozerwaliśmy żagiel – Kaśka oglądała około dwudziestocentymetrową podłużną dziurę w płótnie grota – Musiałam za mocno szarpnąć, jak go ściągałam.
- Równie dobrze mógł się rozerwać sam – Gośka klepnęła ją po ramieniu – Cholera, dobra jesteś! Skąd wiedziałaś o kole? Tego nie wyczytałaś ze skryptu – rzuciła jej badawcze spojrzenie.
- Mówiłam Ci, że pływałam z ciotką i jej facetem – odparła wymijająco – Sprawdźmy ster. Coś się zblokowało, bo wyszarpnęłam talię – tłumaczyła się. Mimo wszystko miała poczucie winy, ze zafundowała im kąpiel.
- Daj spokój, "omega” jest wywrotna. Ja też kiedyś zrobiłam grzyba – Gośka nachyliła się nad sterem – O ja Cię... - dokończyła pod nosem jakimś wyjątkowo soczystym przekleństwem – Zobacz – poruszyła sterem, który w jedną stronę poruszał się z cichym zgrzytem i stawiał silny opór. Zawias, na którym chodził, był skrzywiony i nie pozwalał na swobodny ruch płetwy – Darek, dasz radę to wyprostować? Panowie, macie jakieś kombinerki, czy coś takiego? - zwróciła się do facetów z łódki.
- W ośrodku tak, ale tu? - pokręcili głowami.
     Darek ostrożnie uniósł płetwę i powoli zaczął prostować wygięcie zawiasu – Więcej się nie da, bo urwę – stwierdził w pewnej chwili – Rusza się lepiej – pomachał sterem w obie strony.  
- Spoko, dopłyniemy – Gośka sprawdziła ster. Podziękowała "ratownikom” i odwróciła się do swojej załogi – Ogłaszam, że załoga jest zgrana, doświadczona i pozytywnie przeszła chrzest bojowy. Straty? - zwróciła się do Mariolki.
- Dwie szmaty, zapasowa lina, zapasowe szekle – wyliczyła – No i rozerwany żagiel. Aha, jeszcze mokre ciuchy, ale to jakoś przeżyjemy – roześmiała się.
     Wszyscy przyłączyli się do niej, śmiechem odreagowując stres.
- Jeszcze coś – Darek zwróciła się do Kaśki – Sorry! Moja wina z tą nogą i... nie wiedziałem o sterze – przyznał.
- Nie ma sprawy – Kaśka roześmiała się trochę nerwowo, czując drapanie w gardle.  
- Koniec apelu, płyniemy! – Gośka spojrzała na zniżającą się tarczę słońca – zaraz nam zdechnie wiatr i wtedy już nic nas nie uratuje od głupich żartów.
     Dopływali do pomostu na ostatnich słabych podmuchach wiatru, ale lekka żaglówka radziła sobie całkiem dobrze. Z niepokojem wypatrywali, kto stoi na brzegu, ale instruktorzy na szczęście zajęci byli swoimi sprawami, więc na pomoście zobacztyli tylko Wioletę i dwóch chłopaków z jej załogi.  
- Rany boskie! Co wyście robili? - ze zgrozą oglądała kawałki zielska powbijane w olinowanie i upaprane żagle – Nie mów, że zaliczyliście grzyba!     
- Owszem, ale mam super załogę i postawiliśmy krypę do pionu – Gośka starała się udawać obojętność, ale rozsadzała ją duma.
     Chłopcy zabrali się do klarowania żagli, a Kaśka z Mariolką wyciągnęły szmaty z sąsiednich łódek i zabrały się za usuwanie oznak wywrotki. Tymczasem Gośka opowiadała Wiolecie całe zajście. Wzmożony ruch przy pomoście sprawił, ze powoli schodzili się pozostali kursanci, a za nimi instruktorzy. Na szczęście Paweł i Maciek zjawili się, kiedy łódka wyglądała prawie normalnie.  
- Przynieście na górę ten żagiel – Gocha rzuciła do Kaśki i Darka, którzy mozolnie odpinali płótno od bomu i ruszyła do namiotu magazynowego.
- Daj, ja to zaniosę – Kaśka wzięła od kolegi zwój sztywnego materiału – Na babę nie będzie wrzeszczał – roześmiała się.  
- Dzięki – Darek wyraźnie się odprężył.
     Kaśka wolnym krokiem ruszyła pod górę. Gośka pewnie już opowiedziała Arturowi, co się stało. Szkoda, że tego nie widział, przemknęło jej przez myśl. Była z siebie naprawdę dumna. Nie straciła głowy, pokonała strach i nawet Darek ją przeprosił.  
- Hej, zaczekaj! Kaśka! - odwróciła się na dźwięk swojego imienia. Grzesiek i dwaj jego koledzy stali obok Darka – Naprawdę nurkowałaś pod jachtem po żagle?
- No, przecież Wam mówię! - Darek wyszczerzył do niej zęby – Nasza załoga jest najlepsza!
- Naprawdę – odparła spokojnie, ale czuła, że się rumieni.
- To szacun! - wyrwało się jednemu z chłopaków. Grzesiek spojrzał na niego przeciągle, ale pokiwał głową z uznaniem – Myślałem, że ładne laski nie robią takich rzeczy – rzucił z uśmiechem, który pewnie miał ja oczarować.
- Niektóre robią – odparowała i ruszyła do magazynu śmiejąc się do siebie w duchu. Teraz już nikt jej nie podskoczy. Mogą sobie nawet rozwiesić jej zdjęcia w bieliźnie na okolicznych drzewach! Podchodząc do namiotu usłyszała podniesione głosy. Zatrzymała się z wahaniem. Zrobiła jeszcze krok i przystanęła.
- Kompletnie Ci odbiło? Pozwoliłaś jej nurkować między linami? A jakby się zaplątała, to co byś zrobiła na środku jeziora? - Artur może nie krzyczał, ale na pewno nie mówił spokojnie.
- Ja też nurkowałam. Było bezpiecznie – głos Gośki nie brzmiał pewnie – Nic się nie stało. Wszyscy są cali i zdrowi.
- Myślałem, że jak będzie w Twojej załodze, to będzie bezpieczna... – urwał nagle, zdając sobie sprawę, że się zagalopował – Oni sobie nie zdają sprawy jak niebezpieczna jest woda – dodał łagodniej – mamy pilnować, żeby sobie nie zrobili krzywdy – w jego głosie dało się wyczuć troskę.
     Kaśka cofnęła się i obejrzała za siebie. W pobliżu nie było nikogo – Zaraz idę! - krzyknęła, żeby zaalarmować tych dwoje w namiocie. Starała się wyglądać na zmartwioną żaglem. Boi się o mnie, cieszyła się w duchu. O mało nie podskoczyła z radości na tę myśl – Cześć Artur – zaczęła cicho od samego wejścia – przyniosłam żagiel... - nieśmiało podniosła na niego wzrok, ale natychmiast spuściła głowę.
     Spojrzał na nią tak, że poczuła jak kolana robią jej się dziwnie miękkie. W jego oczach zobaczyła ulgę. Naprawdę się o nią bał.  
- Wszystko w porządku? Nic Ci nie jest? - spytał z niepokojem - Gocha już mi wszystko opowiedziała – dodał dziwnie cichym głosem, biorąc pod uwagę, że przed chwilą prawie krzyczał – daj ten żagiel – wyciągnął do niej ręce – powinnaś się chyba przebrać...?  
     Spojrzała na siebie. Była jeszcze mokra, potargana i ogólnie musiała wyglądać okropnie. Podniosła głowę i ich oczy się spotkały. Nie był w stanie ukryć przed nią uczuć. Mógł sobie opowiadać, że to koniec, mógł to wmawiać wszystkim, ale nie jej...
- Hm, hm – Gośka przyglądała im się podejrzliwie – Kurde, Wy się znacie!
     Spojrzeli na nią oboje – Owszem – głos Artura zabrzmiał dość szorstko.
– Brat Artura wpisał mnie na listę - Kaśka również oprzytomniała.
- Teraz rozumiem, dlaczego byłeś zły, jak ją zobaczyłeś! - Gośka palnęła się w czoło – masz pilnować dziewczyny brata.
- Nie jestem jego dziewczyną! - odparowała natychmiast.
- Co nie zmienia faktu, że wolałbym, żeby nic Ci się nie stało! - Artur całkowicie odzyskał panowanie nad sobą.
- Tylko czemu udawaliście, że się nie znacie? - Gośka wiedziała swoje.
- Nie chciałam taryfy ulgowej – Kaśka rzuciła Arturowi pytające spojrzenie – Może zachowasz to dla siebie? - zwróciła się do Gochy.     
- Nie jesteś zły o żagiel? - tym razem Gośka skierowała pytanie do Artura. Najwyraźniej postanowiła przy okazji załatwić swoje sprawy.  
- Jasne, że jestem – burknął – Ale w sumie, to dobrze, że tylko tyle – odwrócił się i ruszył szybko w głąb namiotu – Jutro weźcie ten zapasowy. Jest trochę za duży, ale najwyżej go zrefujecie – rzucił przez ramię – Tylko nie opowiadaj wszystkim, że robię tu za niańkę!
- Z góry dziękuję – Kaśka spojrzała na osłupiałą Gośkę - Idę się przebrać. Ty chyba też powinnaś – uśmiechnęła się do niej.  
- I co? Nie zabił Cię za tę dziurę w żaglu? - Mariolka już w suchym stroju czekała na nią przed namiotem.
- Nie – roześmiała się beztrosko – było super!
     Mariolka wybałuszyła na nią oczy – Super? - spytała z niedowierzaniem.  
- Mhm – Kaśka, pogwizdując wpakowała się do namiotu, zgarniając po drodze z jego szczytu ręcznik.  
     Tej nocy długo nie mogła zasnąć. Artur był tak blisko, najwyżej dwadzieścia kroków od niej, a jednocześnie tak daleko... Momentami wydawało jej się, że dalej, niż wtedy, gdy była w Paryżu. A może popełniła błąd, namawiając go do wyjazdu? Może szukałby innego rozwiązania, gdyby nie mówiła tyle o "karierze”? Powieki jej ciążyły, ogarniało ją błogie ciepło. Już się tego nie dowiem, pomyślała sennie. Przyśnij mi się, przyśnij mi się ładnie, skierowała prośbę do pogrążonego w ciemnościach Artura. Westchnęła głęboko czując jego ciepłe dłonie sunące po jej ciele i zapadła w głęboki spokojny sen.  
---     
     Załoga Gośki sprawnie "klarowała” łódkę. Przygoda z wywrotką miała swoje dobre strony. Przekonali się, że mogą na siebie liczyć, a delikatne dziewczyny okazały się bardziej zaradne i wytrzymałe niż początkowo sadzili dwaj chłopcy należący do załogi. Gocha też się zmieniła. Mieli teraz więcej swobody na wodzie i szkolenie zaczynało nabierać tempa.
     Porządkując liny Kaśka ukradkiem śledziła, jak Artur bezskutecznie próbował nauczyć panią Bożenę co znaczy "ostrzyć” i "odpadać” w stosunku do wiatru. Tamta najwyraźniej bardziej była zainteresowana jego tyłkiem, niż deską i żaglem. W końcu dał za wygraną, przybił do końca pomostu i ruszył do brzegu piechotą, ciągnąc deskę po wodzie za koniec masztu. Natychmiast wykorzystała okazję i zgrabnie zeskoczyła z "omegi” udając, że poprawia cumę – Ja też chciałabym spróbować – rzuciła, kiedy Artur znalazł się naprzeciw ich łodzi – nie wygląda na trudne – dodała, obdarzając panią Bożenę lekceważącym spojrzeniem.  
- Przykro mi, ale nie mam już więcej wolnego czasu – odparł z obojętną miną. Chciał jak najszybciej odejść.  
- To są dodatkowo płatne lekcje – pani Bożena popatrzyła na nią z wyższością.
- Chętnie zapłacę – wzruszyła ramionami – skoro to tylko kwestia pieniędzy?
- Nie tylko – teraz usłyszała w jego głosie to, ma co czekała. Był zdenerwowany, choć dobrze to ukrywał – Pani Bożena umawiała się dużo wcześniej. Przepraszam, ale naprawdę nie mam kiedy...
- Ta, jasne! - prychnęła – Myślałam, że potrzebujesz pieniędzy.
- Bo potrzebuję! – udało jej się wytrącić go z równowagi.
- A za nadgodziny dostajesz premię? - wypaliła.
     Jej załoga stała na łodzi przysłuchując się tej wymianie zdań z coraz większym zainteresowaniem.
- Ty smarkata! – pani Bożena zrobiła krok w jej kierunku, ale ona nawet nie drgnęła. Stała tak z roziskrzonym wzrokiem, skrzydełka nosa drgały jej lekko, a na policzki wypełzał delikatny rumieniec. Artur wpatrywał się w nią oddychając szybko.
- Nie biorę nadgodzin – powiedział nagle dziwnie łagodnym tonem i powoli ruszył dalej, zmuszając panią Bożenę do odejścia.
     Kaśka została na pomoście sama. Czuła na sobie zaciekawione spojrzenia kolegów. Nikt jednak nie odważył się jej zaczepić. Może dlatego, że im imponowała i uchodziła za wygadaną, a może dlatego, że pani Bożeny nikt tak naprawdę nie lubił. Odetchnęła kilka razy i jakby nigdy nic, zabrała się za klarowanie lin. Pozostali też powoli zebrali się do pracy, rzucając jej tylko ukradkowe spojrzenia.  
     Po południu poszła do kierownika obozu i poprosiła o możliwość korzystania z deski szkoleniowej. Był zdziwiony, że chce próbować sama, ale się zgodził. W ciągu godziny wpadła do wody chyba ze sto razy, ale w końcu zrozumiała, że musi złapać w żagiel wiatr tak, żeby bom zaczął pełnić rolę poręczy, która pozwoli jej utrzymać równowagę na chybotliwej desce. Zanim pod wieczór zgasł wiatr, udało jej się przepłynąć kilkanaście metrów bez kąpieli. Zmęczona, ale zadowolona z siebie wyciągnęła sprzęt na brzeg.
- Artur, pomóż jej! - kierownik stanął tuż obok niego, przyglądając się z daleka Kaśce walczącej z masztem – uszkodzi mi sprzęt – zrzędził. Artur, który do tej pory obserwował wszystko zza rogu namiotu pełniącego rolę magazynu sprzętowego, ruszył bez słowa na brzeg jeziora.  
- Nie szarp się z tym – starał się, by zabrzmiało to obojętnie – ja to odniosę – bez trudu odpiął maszt od deski i ułożył go na trawie.
- Dzięki – jej głos zabrzmiał miękko i ciepło. Schylił się szybko po deskę, unikając jej wzroku i ruszył do namiotu dużymi krokami. Przez chwilę Kaśka stała nad żaglem, rozważając czy nie odnieść go do magazynu, ale w końcu ruszyła do swojego namiotu. Wszyscy szykowali się już do kolacji, więc ostatnie metry pokonała biegiem, o mało nie potrącając jednego z chłopaków idących w przeciwnym kierunku.
- Sorry! - krzyknęła nie zwalniając.
- Cała przyjemność po mojej stronie – odpowiedział, a potem rozległ się śmiech.  
- Grzesiek! Leci na ciebie! - koledzy stroili sobie żarty z kumpla, ale Kaśka już tego nie słuchała. Coś jej mówiło, że serce Artura drgnęło.
     W trakcie posiłku wydało jej się, że czuje na sobie jego wzrok, jednak ani razu nie udało jej się uchwycić jego spojrzenia. W końcu sama już nie wiedziała, co o tym myśleć. A jeśli Młody się mylił, jeśli on rzeczywiście jej nie chciał? Siedzący naprzeciw niej Grzesiek, usilnie starał się zwrócić na siebie jej uwagę. Robił to jednak na tyle nieudolnie, że nawet nie chciało jej się odpowiadać na jego zaczepki.
- Ty, blondi! - Grzesiek zupełnie się nie zraził jej brakiem zainteresowania jego osobą – może byś się pobawiła z chłopakami, zamiast gadać?
- Ty chyba nie rozumiesz słowa: "NIE”! - burknęła w jego kierunku niechętnie. Grzesiek wybrał nieodpowiedni moment.
     Artur pozornie nie zwracał uwagi na całe zajście, ale w rzeczywistości czuł, jak niebezpiecznie podnosi mu się poziom adrenaliny, Grzesiek zdecydowanie za daleko się posuwał. Najchętniej zamknąłby mu ten głupi pysk, ale... no właśnie! Wpadł we własną pułapkę. Musiał zachować spokój.
- Grzesiek, zachowuj się! - rzucił niedbale w kierunku rozochoconego chłopaka – nie jesteś na rykowisku.
     Reszta towarzystwa przy stole wybuchnęła śmiechem. Grzesiek zmieszał się nieco. Bądź co bądź, Artur był nie tylko instruktorem, ale wiadomo było, że nie należy mu wchodzić w drogę. Przez chwilę panował spokój. Grzesiek gadał cicho z dwoma koleżkami, rechocząc wesoło od czasu do czasu. W końcu podniósł się z krzesła i podszedł do Kaśki, opierając się tyłkiem o stół jakiś metr od niej.
- Masz ładne "oczy” – zagaił, gapiąc się na jej biust – Dziewczyny mówiły, że są na opakowaniach staników. Chętnie bym się z nimi zapoznał - wyszczerzył zęby.
     Kaśka poczuła, jak krew odpływa jej z twarzy. Miała ochotę rzucić się na tego dupka, ale nagle dotarło do niej, że siedzący w pobliżu ludzie uważnie przyglądają się całej scenie. Artur nie zareagował do tej pory, więc albo nie słyszał słów Grześka, albo uznał, że to jej sprawa. Przełknęła głośno ślinę. Kiedyś pewnie skuliłaby się w sobie i uciekła, ale teraz?  
- Kup sobie jeszcze rajstopy – wycedziła przez zęby – to zapoznasz się z moim tyłkiem – po tych słowach odwróciła się do dziewczyny siedzącej naprzeciw – Podasz mi piwo? - spytała spokojnie.
- Co jest? - Grzesiek nie dał się zbyć – Nie odpowiada Ci męskie towarzystwo? - stanął prosto, jakby chciał zrobić krok w jej stronę.
- Ależ skąd? - uśmiechnęła się czarująco – Powiem szczerze, że nawet przydało by mi się trochę rozrywki z fajnym facetem, ale zupełnie mnie nie interesuje, co w tym czasie będą robić chłopcy – powiedziała głośno, rzucając mu pogardliwe spojrzenie.  
     Wszyscy wybuchnęli śmiechem, sprawiając, że na twarzy Grześka pojawił się ciemny rumieniec. Artur miał dziwny wyraz twarzy. Kaśka spojrzała na niego przelotnie, ale natychmiast odwróciła wzrok. Wydało jej się, że w oczach Artura czai się żądza mordu, jednak, kiedy spojrzała na niego znowu, on spokojnie rozmawiał z kierownikiem obozu. Zyskała święty spokój i to było najważniejsze. Grzesiek nie zbliżył się już do niej przez cały wieczór. Po zapadnięciu zmroku rozpalili ognisko i z zadowoleniem stwierdziła, że jej nieudolny adorator razem z kumplami zajął miejsce dokładnie po przeciwnej stronie płonącego stosu. Artur krążył między ludźmi. Był dość mocno oblegany, bo zbliżający się powoli egzamin wszystkich wprawiał w niepokój. Nie zostało jej wiele czasu na szczerą rozmowę, a biorąc pod uwagę, że Artur dość skutecznie jej unikał, sytuacja stawała się prawie beznadziejna.  
- Napij się – Mariolka podała jej butelkę piwa i usiadła obok – dobrze, że go usadziłaś. Głupi szczeniak! - rzuciła w stronę Grześka pogardliwe spojrzenie.
- Wkurzył mnie i tyle – odparła niechętnie - Nie przyjechałam tu romansować.
- Artur Ci się podoba, co? - Mariolka pociągnęła spory łyk piwa – Nie tylko Tobie, ale on jest poza zasięgiem – dodała - To stare babsko też ma na niego chrapkę – spojrzała na panią Bożenę.
- Jakoś się od niej nie opędza – Kaśka nie zdołała ukryć niechęci. Patrzyła jak pani Bożena tłumaczy coś zawzięcie Arturowi.
- No, coś Ty? Zrezygnował z lekcji. Powiedział, że musi się skupić na nas bo za tydzień mamy egzamin, ale chyba trochę mu dopiekłaś wtedy na pomoście – dodała ze złośliwym uśmieszkiem – żebyś widziała jej minę.
- Naprawdę? - poczuła, że serce bije jej szybciej – Skąd to wiesz?
- Gośka słyszała – odparła Mariolka zadowolona z wrażenia, jakie wywołały jej słowa – Nikt tej francy nie lubi, więc zaraz nam wypaplała.
- Super! - pociągnęła kolejny łyk – No to, za egzamin – uniosła butelkę w górę i stuknęła lekko w naczynie Mariolki. Twoje zdrowie, pomyślała, rzucając Arturowi ukradkowe spojrzenie.  
     Od strony namiotów dały się słyszeć dźwięki strojenia gitary i po chwili ukazały się dwie sylwetki. Były prawie identyczne, ale jedna niosła gitarę w prawej, a druga w lewej ręce. Dwaj bliźniacy rozsiedli się na pieńkach przy ognisku – To co, zaczynamy koncert? Kto umie, śpiewa, kto nie umie, ten dupek! - krzyknęli, a wszyscy wybuchnęli śmiechem.  
     Artur stał w cieniu, przysłuchując się, jak bliźniacy szaleją z gitarami, a towarzystwo ośmielone wypitym alkoholem śpiewa szanty. Uwielbiał szanty, zwłaszcza "Hiszpańskie dziewczyny”, które właśnie śpiewali, ale zdecydowanie nie miał ochoty zbliżać się do kręgu światła. Przebywanie w pobliżu Kaśki było dla niego coraz trudniejsze, ba, stawało się prawdziwą torturą. Nie był w stanie ukrywać dłużej, że działała na niego, jak katalizator, jak płonąca pochodnia w składzie prochu. Sam ledwie widoczny, doskonale widział jej oświetloną ciepłym blaskiem płomieni twarz. Śpiewała ze wszystkimi kolejne szanty, nie zaglądając do śpiewnika, jakby znała je wszystkie. Dobrze się przygotowała, przemknęło mu przez myśl. Poczuł coś na kształt dumy, ale natychmiast stłumił to uczucie.  
- Co teraz? - jeden z bliźniaków podniósł głowę znad gitary.
- Irlandię! - Mariolka krzyknęła pierwsza.

     "Na tańcach ją poznałem, długowłosą blond
     Dziewczynę moich marzeń nie wiadomo skąd
     Ona się tam wzięła piękna niczym kwia-a-at
     Czy jak syrena wyszła z morza, czy ją przywiał wiatr

     Żegnaj, Irlandio, czas w drogę mi już
     W porcie gotowa stoi moja łódź
     Na wielki ocean przyjdzie mi zaraz wyjść
     I pożegnać się z dziewczyną na Long Sherry”  

     Zauważył, że tym razem śpiewało znacznie mniej osób. Kaśka przymknęła oczy, jakby miała pod powiekami tekst. Śledził jej usta... O czym była ta szanta? Czy nie o nim? Miał przecież wyruszyć w nieznane, pozostawiając ukochaną, której nawet nie powiedział, dlaczego... Coś chwyciło go za gardło. Odwrócił głowę, ale nie ruszył się z miejsca, jakby śpiew go uwięził.  
- A teraz co? - bliźniacy brzdąkali coś, podczas, gdy reszta się przekrzykiwała – To może dość szant?
- A Shenandoah znacie? - Artur nawet nie musiał podnosić głowy, by wiedzieć, kto spytał.
- Jasne! A zaśpiewasz sama? - uciszyli wszystkich – bo my nie wyciągniemy.
- Zaśpiewam – wydało mu się, że spojrzała w jego stronę. Nie, nie mogła go widzieć...  
     
     "O Missouri, ty wielka rzeko,    
     Ojcze rzek - kto bieg twój zmierzy ?  
     Wigwamy Indian na twym brzegu.    
     A away, gdy czółno mknie      
     poprzez nurt Missouri”      
     
     Zadrżał, kiedy Kaśka zaczęła śpiewać tęsknym głosem. Nagle wszyscy ucichli, jakby bali się jej przeszkadzać. Nie miał pojęcia, że ona ma taki głos. Czysty, donośny i taki... smutny.
     "O, Shenandoah jej imię było
     Ojcze rzek - kto bieg twój zmierzy ?  
     I nie wiedziała co to miłość.
     A away, gdy czółno mknie      
     poprzez nurt Missouri      

     Aż przybył kupiec i w rozterce
     Ojcze rzek - kto bieg twój zmierzy ?  
     jej własne podarował serce...”
     Znał doskonale tekst i nie czuł się na siłach wysłuchać go do końca, zwłaszcza w takim wykonaniu. Czuł, że serce bije mu znacznie mocniej niż powinno. Ruszył w tył najostrożniej jak potrafił, ale dźwięczny głos wciąż mu towarzyszył. Czuł się, jakby miał gorączkę, jakby coś się w nim gotowało, narastało... jakiś bunt... czarna tafla wody połyskiwała w świetle księżyca. Zsunął trampki z gołych stóp i wszedł do jeziora. Chłód wody łagodził przyjemnie. Kaśka skończyła tymczasem śpiewać i po chwili rozległy się gromkie brawa. Mimowolnie się uśmiechnął. Nie potrafił inaczej. Łowił urywki zdań dobiegających od strony ogniska.
- A zrobicie mi chórki? - wydało mu się, że słyszy jej głos – Daj gitarę, muszę sprawdzić, czy dam radę... - Cholera, to ona potrafiła też grać? Czego jeszcze o niej nie wiedział? - Proszę o wybaczenie Briana Adamsa – krzyknęła ze śmiechem i rozległy się dźwięki gitary. Grała inaczej niż bliźniaki, bardziej... instrumentalnie, nie akordami. Początkowo nieśmiało, kilka razy trącając złą strunę, jakby się uczyła nowego instrumentu. Przerwała i zaczęła na nowo, ale już pewniej. Po chwili dołączyła do niej druga gitara, dając tło. Słuchał jak urzeczony, kiedy Kaśka zaczęła śpiewać.

     "When you love a woman
     You tell her that she's really wanted
     When you love a woman
     You tell her that she's the one...”

     Te słowa burzyły w nim krew. Miał wrażenie, że jego serce eksploduje, rozsadzając mu klatkę piersiową na milion kawałków. Ściągnął koszulkę i spodnie i powoli zaczął się zanurzać w chłodnym nurcie.

     "...And when you find yourself lyin' helpless in her arms
     You know you really love a woman...”
     
     Zanurkował, pogrążając się w ciszy. Nie było miejsca dla nich dwojga na tym obozie. Skoro postanowiła zostać, on musiał odejść. Już wiedział, dlaczego przyjechała.  
- Czyś Ty zgłupiał? Chcesz się utopić? - Gośka stała na brzegu, trzymając jego ubranie – Co Cię napadło?
- Nigdy nie pływałaś przy księżycu? - Artur potrząsnął włosami, strzepując z siebie wodę jak pies – Musisz spróbować.  
  
     "...She will be there for you, takin' good care of you
     You really gotta love your woman, yeah...”

     Dwie gitary rozbrzmiewały jeszcze przez dłuższy czas.  
- Zdolna ta Kaśka – Gośka przyglądała mu się uważnie – i uparta – dodała w zamyśleniu – Szczęściarz z tego Twojego brata - Odwróciła się i powoli ruszyła w stronę ogniska, skąd dobiegły ich okrzyki i brawa. Artur został na brzegu sam. Stał ociekając wodą. Co miał zrobić? Czuł się tak okropnie bezradny. Nienawidził tego uczucia, bał się go. Umiał sobie radzić ze wszystkim, poza tym...
---
     Kaśka i Mariolka gawędziły do późna, wypijając po jeszcze jednej butelce.  
- Mam dość – Mariolka ziewnęła, zasłaniając usta – jutro ostre pływanie. Idziesz ze mną? - wskazała głową ścianę lasu, na tle której widniały jaśniejsze prostokąty drewnianych sławojek. Przy ognisku pozostała hałaśliwa grupa osób.
     Kaśka szukała wzrokiem Artura, ale nigdzie go nie było, więc powlokła się za Mariolką. Piwo wieczorem to niezbyt dobry wybór, pomyślała, wracając – Dobranoc – pożegnała koleżankę i ruszyła do swojego namiotu. Oczy jej się kleiły, ale myśl, że Artur nawet się nie pokazał, kiedy śpiewała dla niego nie pozwalała zasnąć. Przecież musiał wiedzieć, że to było dla niego, pomyślała. Jaka szkoda, że nie mogę patrzeć na gwiazdy, westchnęła. Coś poruszyło się obok ściany namiotu. Nadstawiła uszu. Szelest, jakby ktoś się skradał. Czyżby Artur w końcu uległ? Serce jej zamarło. Leżała, bojąc się głośniej oddychać, gdy do jej uszu dobiegł dźwięk rozsuwanego zamka. Wsparła się na łokciach, starając się przeniknąć ciemność. Poła namiotu odchyliła się i jakaś postać przesłoniła na chwilę wejście, ale to nie był Artur.
- Witaj, skarbie – Grzesiek rzucił się na nią całym ciężarem, unieruchamiając ją w śpiworze – miło, że czekałaś.
- Odwal się – zdążyła warknąć, nim zakrył jej dłonią usta.  
- Nie bądź niemiła – poczuła zapach piwa tuż przy swojej twarzy. Szarpnęła się, ale śpiwór nie pozwalał na skuteczną obronę – zobaczysz jak Cię zaraz przelecę.  
- Mmmm! - próbowała uwolnić się chociaż od jego ręki.
- Nie wrzeszcz – przycisnął mocniej, unieruchamiając jej głowę – zaraz wszyscy pójdą puszczać sztuczne ognie, więc i tak nikt nie usłyszy – ostrzegł. Jakby na potwierdzenie jego słów, dobiegły ich odległe piski i śmiechy, a potem rozległ się świst i wybuch. Kaśka zdała sobie sprawę, że mówił prawdę, więc szybko zmieniła taktykę. Przestała się szarpać.
- Mmmm – starała się by zabrzmiało to błagalnie. Grzesiek powoli zabrał rękę.
- Przestań, przecież nie zrobisz nic na siłę... - zaczęła.
- A kto mówi, że na siłę? Sama mi dasz – zarechotał - Tylko trzeba Cię trochę zachęcić.
     Znów się szarpnęła, starając się trafić Grześka kolanem w krocze. Jednak ręce oplątane śpiworem i prawie osiemdziesiąt kilogramów na nim były skutecznym unieruchomieniem.
- Przecież to lubisz – Grzesiek znów nachylił się nad nią. Tym razem ujął róg śpiwora i próbował użyć go jako knebla – Nie zmuszaj mnie, żebym Cię uderzył – w jego głosie zabrzmiała groźba – Może być przyjemnie, albo nie. Od Ciebie to zależy.
     Jest pijany! Do Kaśki dotarło, że Grzesiek kompletnie nie panuje nad swoimi emocjami. Jęknęła. Czuła, jak łzy złości napływają jej do oczu. Tymczasem napastnik odsunął nieco zamek błyskawiczny jej śpiwora i sięgnął do osłoniętej tylko cienką koszulką piersi. Kaśka wyrzuciła do przodu górną część ciała i głową dosięgła jego brody. Niestety nie był to mocny cios, za to w następnej sekundzie poczuła silne uderzenie w splot słoneczny i straciła oddech. Otworzyła szeroko usta, ale nie była w stanie nabrać powietrza. W uszach miała szum, przez który przebijały odgłosy fajerwerków i odległe krzyki.
- Zaraz sobie poradzimy z Twoimi oporami – stwierdził z zadowoleniem Grzesiek.
     Rozpaczliwie próbowała coś zrobić, ale sytuacja wydawała się beznadziejna. Włosy stanęły jej dęba, gdy poczuła, że Grzesiek opada na nią całym ciężarem. Z piersi wydobył jej się stłumiony jęk. Znów mogła oddychać! On jednak nie wykonał żadnego ruchu. Leżał przez krótką chwilę bezwładny jak worek, po czym powoli zsunął się z niej w stronę wejścia. Natychmiast usiadła, zrywając z siebie śpiwór i zaczęła po omacku szukać latarki.  
- Kto to? - wychrypiała i skierowała snop światła, na twarz, która ukazała się w wejściu – Artur – załkała, na jego widok.
- Chodź do mnie – wyciągnął ręce – już dobrze – przytulił ją i gładził po głowie, starając się uspokoić – już dobrze – powtarzał, a ona zaszlochała cicho, wtulona w jego szyję.
- Nie odchodź – wyszeptała przestraszona, kiedy się poruszył.
- Dobrze – usłyszała miękki, łagodny szept – zostanę. Ładnie śpiewałaś – wciąż tulił ją do siebie, starając się mówić spokojnie, ale wyraźnie słyszała, że głos mu drży. Kołysał się w tył i w przód, jak to robią rodzice, kiedy dziecko obudzi się z płaczem. Słowa piosenki wkręcały mu się w mózg, mimo że próbował się przed nimi bronić.
     "By naprawdę kochać kobietę
     Daj jej się obejmować
     Dopóki nie dowiesz się, jak potrzebuje być dotykana
     Musisz nią oddychać
     Naprawdę jej zasmakować
     Aż poczujesz ją w swojej krwi...”

Przytuliła się do niego całym ciałem. Artur poczuł bijące od niej ciepło, miękkość jej ciała i zapach, cudowny, odurzający, pełen najsłodszych obietnic...

     "Kiedy zobaczysz swoje nienarodzone dzieci w jej oczach
     Wtedy wiedz, że naprawdę kochasz kobietę...”     

      Wzbierało w nim podniecenie, którego wkrótce nie dało się już ukryć. Odsunął się nieco, ale wtedy Kaśka zrobiła coś nieoczekiwanego. Wsunęła udo między jego nogi i otarła się biodrem o jego wzwód. Stęknął cicho.
- Chodź do mnie – wyszeptała tuż koło jego ucha – przecież wiem, że mnie chcesz. Czuję to.
     Chcesz? Dobre sobie! Nie przespał spokojnie ani jednej nocy od dnia jej przyjazdu. Świadomość, że leży w namiocie oddalonym kilkanaście metrów od niego sprawiała, że rzucał się przez sen jak w gorączce. Zamykał oczy i przed oczami miał jej obraz, czuł na ciele jej dotyk i przez sen smakował pocałunkami jej pełne usta. Budził się w środku nocy i znów zapadał w niespokojny sen. Chcesz, powiedziała... Pragnął jej bardziej niż powietrza, niż czegokolwiek na świecie! Pożądanie zalewało mu mózg, odbierając zdolność logicznego myślenia - Nie powinniśmy... - jęknął, kierując się resztką rozsądku, jaka mu pozostała. Jeśli teraz to zrobią, przepadł!
- Za dużo kombinujesz – szepnęła, siadając okrakiem na jego brzuchu – Choć raz pomyśl tym, czym faceci myślą w takich sytuacjach – podciągnęła mu koszulkę, pozbyła się swojej i po chwili poczuł na sobie jej ciężkie piersi. Ujęła jego dłonie i przeniosła mu je za głowę, splatając palce z jego palcami.  
- Błagam Cię... – głos miał nabrzmiały pożądaniem. Sam już nie wiedział, czy prosi o to, by pozwoliła mu odejść, czy by mógł zaznać ulgi w jej ciele. W odpowiedzi, schyliła się i sięgnęła do jego ust. Smakowała tak cudownie, że aż zakręciło mu się w głowie. Jak dawno jej nie całował! Każda chwila bez niej wydała mu się bezsensownie stracona. Powietrze wokół nich zgęstniało, wypełniło się przyspieszonymi oddechami, odgłosami pocałunków i cichymi westchnieniami. Powoli przesunęła paznokciami po jego ramionach. Przeniknął go dreszcz, jakby skóra iskrzyła pod jej dotykiem. Uniosła głowę, lecz wciąż czuł jej oddech na twarzy, szyi, obojczyku... Oparła mu dłonie na klatce i usiadła – O nie! – jęknął, uświadamiając sobie, że wcześniej pozbyła się spodenek. Zaśmiała się cicho i sięgnęła rękami za plecy, do jego dresu. Mocowała się chwilę z gumką. Wyobraźnia podsunęła mu jej obraz z rękami do tyłu, z odrzuconą na bok głową, z piersiami, kołyszącymi się przy każdym ruchu. Sięgnął do nich i po omacku objął je dłońmi, przesunął kciukami po brodawkach, zacisnął palce na miękkim, pachnącym ciele. Westchnęła i szarpnęła materiał spodni, uwalniając jego wzwód. Panujące ciemności sprawiły, że wyostrzyły mu się pozostałe zmysły. Słyszał każdy szelest, każde westchnienie, czuł zniewalająco słodki zapach jej perfum pomieszanych z wonią skóry i podniecenia. Uniosła się w górę, sięgając dłonią do jego członka sterczącego pionowo jak maszt. Wojownik w jego duszy szarpał niewidzialne łańcuchy, bezskutecznie broniąc się przed nieuniknionym... Osunęła się na niego powoli, przyjmując go nie bez trudu do ciasnego wilgotnego wnętrza. To było jak liźnięcie ognia i łyk życiodajnej wody jednocześnie. Łańcuchy jego woli rwały się, uwalniając drzemiący w nim pierwotny instynkt. Oto uratował swoją księżniczkę przed gwałtem i teraz czekała go nagroda. Zsunął dłonie w dół na jej biodra, zacisnął na nich palce i przycisnął ją do siebie, wypełniając jeszcze mocniej.
- Nareszcie – wydyszała – Weź mnie, weź mnie mocno.
- Co ja robię? - czy on to powiedział na głos?  
- To, czego oboje chcemy – jej pełen pożądania szept pozbawił go resztek zahamowań. Chwycił ją za ramiona i przygarnął do piersi, jedną dłonią przytrzymał jej biodra, a drugą plecy, obracając się tak, że znalazła się pod nim. Wycofał się i pchnął, wycofał i pchnął, jeszcze raz i jeszcze... Poczuł, że rozchyla uda, otwierając się na niego szerzej, wypycha biodra na jego spotkanie. Nie był sobą, nie panował nad tym, co się z nimi działo, parł naprzód, ogarnięty palącą potrzebą spełnienia. Miał w ramionach tę jedyną, najdroższą..., rozkoszował się jej bliskością, oddychał jej oddechem. Chwyciła go za ramiona, zacisnęła palce, rozorała skórę paznokciami, wydając chrapliwy jęk. Opadł na łokcie, odszukał jej usta i zmiażdżył je pocałunkiem. To nie było delikatne ani czułe, ale też nie oczekiwała delikatności. Jakby w odpowiedzi, szarpnęła go za włosy, jak dzikiego konia, który nie zaznał uprzęży... oderwał się od niej z gardłowym pomrukiem. Podkręciła go, jak cholera! Przygwoździł ją do ziemi, wciskając się torsem w jej obrzmiałe piersi. Wypuściła z sykiem powietrze i poczuł jej zęby zaciskające się na barku tuż nad obojczykiem. Ból spłynął mu wzdłuż kręgosłupa i wystrzelił wprost do jąder, sprawiając, że skurczyły się i przycisnęły do ciała. Sięgnął dłonią w dół i przygarnął jej pośladek, wbijając w niego palce. Oplotła go nogami. Wchodził w nią z dzikim impetem, taką otwartą, bezbronną, gotową na wszystko... odszukał znów jej usta, wepchnął język najgłębiej jak potrafił i zaczął je posuwać tak samo jak jej cipkę. Chciał jej jeszcze bardziej, mocniej, bliżej... Rozrzuciła na boki ręce i napięła mięśnie, zaciskając dłonie na śpiworze. Pieprzyli się z całej siły, bez opamiętania, jakby chcieli nadrobić stracony czas. Oderwał od niej usta, by zaczerpnąć tchu.
- Aaartur – dotarł do niego jej przytłumiony głos. Brzmiał jak skarga, jak błaganie, jak wołanie o pomoc – ko-chaj mnie – urywane oddechy nie pozwalały jej na więcej – ko-chaj mnie... Ooooch! - przeciągły jęk uwiązł jej w gardle.
- Moja piękna... - dał jej rozkosz, dał jej to, czego pragnęła, czego on pragnął... - Moja jedyna! - Poczuł jak jądra kurczą mu się i nagle z piersi wydobył mu się głuchy gardłowy pomruk. Dotarł do mety w chwili, gdy zacisnęła się na jego pulsującym fiucie. Oparł spocone czoło na jej nagim ramieniu, oddychając płytko i starając się bezskutecznie zebrać myśli. Gdzieś na horyzoncie majaczyło poczucie winy, zakradało się do jego świadomości, sącząc do serca jad. Spróbował się wycofać, lecz ona otoczyła go w pasie nogami i przyciągnęła do siebie – Nie odchodź – wyszeptała błagalnie.  
- Dobrze – czy już tego nie mówił?
- Nie odchodź nigdy! – wtuliła się w niego jeszcze mocniej.
     Tym razem długo się nie odzywał. Powoli traciła już nadzieję, że usłyszy odpowiedź, kiedy jego pierś uniosła się w głębokim westchnieniu – Potem porozmawiamy – powiedział cicho tuż przy jej uchu.  
- Nie! Porozmawiajmy teraz – otoczyła jego szyję ramionami – Zostań tu do rana.
- Wiesz, że nie mogę – powiedział zbolałym głosem – Jeśli ktoś się dowie... - Co ja zrobiłem? Co ja najlepszego zrobiłem? Nie udało mu się powstrzymać jęku rozpaczy.
- Mam to w dupie! - przerwała mu – A niech się dowiedzą! Mam gdzieś tych wszystkich ludzi. Egzamin i cały ten obóz też! - dodała – Mam patent żeglarza od siedemnastego roku życia! Przyjechałam tu po Ciebie!  
- Co takiego??  
- Wiem o banku i akcjach, i Twoim kretyńskim pomyśle na wyjazd do Kongo, czy jak mu tam – wyrzucała z siebie słowa z prędkością karabinu maszynowego – Nie zgadzam się! Rozumiesz? Mam pieniądze! Więcej niż jestem w stanie wydać i dam Ci je albo zapłacę za te Twoje akcje. Wszystko mi jedno.  
- Uspokój się – ujął jej twarz w dłonie – Nie mogę Cię w to wciągać... - bronił się przed myślą, że mógłby...
- To odsprzedaj mi cześć akcji za gotówkę – odparowała natychmiast – Kocham Cię. Nie pozwolę, żeby coś Ci się stało. I przy okazji mnie... – dodała przez ściśnięte gardło.
- Kasiu, to nie zabawa! Wtopiłem straszne pieniądze... Nie wyobrażasz sobie, jakie... - zaczął.
- Nie muszę sobie wyobrażać – wyszeptała wprost do jego ucha - Po prostu wiem.
- Młody Ci powiedział? - spytał cicho. Nie odpowiedziała, ale i tak wiedział, kto za tym stoi – Chyba go zabiję!  
- Chyba powinieneś mu podziękować! - prychnęła. Rozluźniła uda i pozwoliła Arturowi się wycofać.  
     Usiadł obok niej i ukrył twarz w dłoniach. Nagle poczuł na plecach jej delikatne palce. Westchnął ciężko – Co ja mam z Tobą zrobić? - jęknął.
- Mam kilka pomysłów - zachichotała, ale zaraz spoważniała – ja mówię poważnie. Chcę Ci pomóc. Ja nadal w Ciebie wierzę – zapewniła gorąco.  
- To nie jest kwestia wiary, Kocie! Żyjemy w dzikim kraju. Myślałem, że potrafię to wykorzystać, ale jestem za cienki! - gdyby wiedział to dwa miesiące wcześniej... gdyby potrafił przewidzieć – Tak marzyłaś o Paryżu... - urwał, czując w gardle ucisk.  
- Marzyłam o wielu rzeczach. Paryż nie jest tu najważniejszy – jej głos zabrzmiał wyjątkowo poważnie.
- Wyjdźmy stąd – powiedział nagle – Chcę Ci coś pokazać – Czuł, że brak mu powietrza, jakby kochając się zużyli cały zapas.
     Kaśka pospiesznie naciągnęła spodenki od piżamy i sięgnęła po bluzę od dresu. Artur wyjrzał ostrożnie z namiotu, ale w pobliżu nie było nikogo. Przekradli się cicho do ściany lasu i chyłkiem okrążyli obóz, kierując się w stronę jeziora. Sztuczne ognie się skończyły i całe towarzystwo rozchodziło się do namiotów. Kilka postaci majaczyło na tle ogniska. Artur poprowadził Kaśkę na niewielkie wzniesienie i ustawił twarzą do jeziora. Sam stanął z tyłu, obejmując ją ramionami. Wciągnął do płuc jej zapach – Boże, Ty tak pachniesz... jak marzenie – westchnął.  
- Dlaczego tu przyszliśmy? - spytała drżącym głosem. Ogarniał ją niepokój pomieszany z podnieceniem.
- Mówiliśmy o marzeniach – zaczął – Jak byłem w ogólniaku, to Adam zabrał mnie do swojego ojca do Stanów. Zarabialiśmy, malując ludziom płoty i strzygąc trawniki. Po pracy oglądaliśmy telewizję i tam wtedy leciał taki serial "Miami vice”. On potem był też w Polsce. Widziałaś choć jeden odcinek? - spytał.
- Nawet kilka! Don Johnson był przez chwilę moim idolem – westchnęła z rozmarzeniem – Taki silny, zdecydowany blondyn ze spluwą – zażartowała.
- No, tak. A pamiętasz czołówkę? - odczekał chwilę, a ponieważ nie odpowiadała, ciągnął dalej – tam jest taka scena, jak chłopak z długimi włosami płynie po zatoce na desce windsurfingowej. W pewnej chwili kładzie się na wiatr, odchyla głowę i moczy włosy, potem podnosi się i strząsa krople wody w świetle zachodzącego słońca... - kiedy to mówił, w jego głosie słychać było dziecięcy zachwyt – To było moje marzenie. Tak pływać! Kupiłem deskę i żagiel. Rodzice pukali się w głowę, ale ja wiedziałem swoje.  
- Spełniłeś swoje marzenie. Widziałam jak pływasz – czuła, że po policzkach płyną jej łzy.  
- Tak i uwierzyłem wtedy, że jak czegoś bardzo chcę, jak o tym marzę, to mogę to mieć...
- Ja też w to wierzę – przerwała mu szybko, czując, co chce jej powiedzieć – Ja też spełniłam swoje marzenie, ale żeby ono dalej było spełnione, potrzebuję pomocy... - głos jej się załamał – Chcesz, żeby stanęły między nami głupie pieniądze? - wyszeptała.
     Artur mocniej ją do siebie przygarnął. Nie był w stanie wydobyć z siebie słowa. Tafla jeziora dziwnie mu się zamazywała. Zamrugał szybko. Kaśka odchyliła głowę i oparła ją na jego ramieniu. Stali tak bez słów, przytuleni, z przymkniętymi oczami, bojąc się poruszyć.

Roksana76

opublikowała opowiadanie w kategorii erotyka, użyła 9070 słów i 49939 znaków.

9 komentarzy

 
  • Użytkownik Roksana76

    Cierpliwości! Piszę, ale w tzw międzyczasie piekę pierniczki na święta, wiec sami rozumiecie: tu święta, a tu wakacje. Zwariować można!   :matko:

    9 lis 2014

  • Użytkownik inna1

    Świetne!! Popłakalam się przy tej części.! Pisz szybko kolejną część! ;)

    7 lis 2014

  • Użytkownik XYZ

    aaa!!!wreszcie sie pogodzili ;) mam nadZieję że na stałe :) czekam na następną

    7 lis 2014

  • Użytkownik Ewa

    Kiedy następna część?

    7 lis 2014

  • Użytkownik Mssk

    Cud :) Uwielbiam Twoje opowiadania - masz talent dziewczyno :)

    6 lis 2014

  • Użytkownik elizabeth

    Uwielbiam!

    6 lis 2014

  • Użytkownik Aś

    no wręcz ****! chyba ze trzy razy mi się łezka w oku zakręciła ;) pisz szybko dalsze części:)

    6 lis 2014

  • Użytkownik Ela

    Trafiłam na twojego bloga " Chcę/ nie chcę Adama" ale niestety nie ma tam twoich aktualnych opowiadań:-( Może podaj chociaż jakąś wskazówkę jak Cię znaleźć:)

    6 lis 2014

  • Użytkownik kromka

    cudownie :) na prawdę cudownie :) czekam na wiecej :)

    6 lis 2014