Moje marzenie. Epilog

Moje marzenie. EpilogArtur podszedł do przeszklonej ściany oddzielającej jego gabinet od reszty salonu samochodowego i rozchylił przesłaniające szkło rolety. Pawełek wchodził powoli po wijących się w górę wiszących schodach. Otworzył drzwi i spojrzał na kolegę z wysokości kilku ostatnich stopni.
- To co? Wybrałeś sobie coś? - spytał z nonszalancją.  
     Pawełek uniósł głowę i przywołał na twarz nieco wymuszony uśmiech – To audi mi się podoba, ale cena... - zawiesił głos.
- Wiesz, że dla przyjaciół mam miękkie serce – Artur spojrzał na lśniący lakier granatowej limuzyny – mogę Ci dać 10% extra. Chcesz?
- 15! – w oczach Pawełka zapaliły się dwie iskierki.  
- 12 i to jest moje ostatnie słowo – Artur zrobił krok w tył i wskazał Pawełkowi miękki skórzany fotel. Jeden z dwóch, jakie kazał wstawić do swego gabinetu – Szczerze mówiąc, miałem zamiar wziąć to audi dla Kaśki, ale skoro Ci się podoba... - zawiesił głos.
     Pawełek już otworzył usta, by coś odpowiedzieć, ale rozległo się pukanie i do gabinetu wkroczyła wysoka szczupła blondynka w obcisłym kostiumiku, niosąc na tacy filiżanki z kawą i półmisek kolorowych kanapeczek.
- Przepraszam, że nie ciasteczka, ale pomyślałam, że to pora lanczu... - uśmiechnęła się nieśmiało do Artura obnażając drobne białe ząbki.  
- Bardzo słusznie, dziękuję Asiu – Artur mrugnął do swojej sekretarki – Powiedz chłopakom, żeby wyprowadzili to granatowe audi, a Ty mi przygotuj umowę. Chcesz na siebie czy na firmę? - zwrócił się do Pawełka, który z głupim wyrazem twarzy wpatrywał się w blondynkę.
- Ja... e..., na siebie oczywiście – spojrzał z roztargnieniem na Artura.
- No, to daj Asi dowód, żeby mogła wszystko przygotować – Artur starał się ukryć rozbawienie.
- Ale dupa! Ty to się umiesz urządzić – Pawełek aż się oblizał, kiedy dziewczyna zamknęła za sobą drzwi – Bzykasz ją?
- Asię? Zgłupiałeś? - Artur popukał się w czoło – Pracuje u mnie, a poza tym mam w domu jeszcze lepszą – dodał z przekonaniem.
- No, nie mów, że jesteś taki święty! - Pawełek aż się zachłysnął – Myślałem, ze tylko Adam nie ma jaj, ale widzę, że wy obaj!
- Nie... - roześmiał się z pobłażaniem Artur – Właśnie my dwaj je mamy. Poza tym, moja żona jest naprawdę "kosmiczną dupą”, jak Ty to nazywasz i nie mam potrzeby bzykania kogoś na boku.  
     Wygłoszenie tego krótkiego przemówienia przyszło mu z łatwością, bo tak właśnie myślał. Niedowierzanie w oczach Pawełka tylko go utwierdziło w przekonaniu, że ma do czynienia z "dupkiem”, za jakiego uważali go obaj z Adamem.  
- No, to ta Kaśka musi być naprawdę extra – Pawełek sięgnął po jedną z kanapeczek – Muszę jej się dokładniej przyjrzeć.  
- Nie ma sprawy, tylko pamiętaj, że jednemu facetowi, który chciał się przyglądać za dokładnie, przytrafiło się nieszczęście – oczy Artura przybrały nagle kolor chłodnej stali.
- No, co Ty? - Pawełek przełknął głośno kęs - Żartowałem – dodał, na próżno szukając w twarzy Artura oznak rozbawienia – To przecież Twoja żona – dodał pojednawczo – Poza tym, nie kręcą mnie laski w ciąży – roześmiał się z przymusem.
- No proszę, a mnie owszem... – z twarzy Artura trudno było wyczytać, co ma na myśli.  
     Dalszą rozmowę przerwało im wejście Asi, niosącej dwa komplety dokumentów. Załatwili szybko formalności i razem wyszli z gabinetu, kierując się na schody. Artur zabrał ze sobą płaszcz - Nie wracam już dzisiaj – oznajmił sekretarce - Mogłabyś mi zapakować ze dwie takie kanapki? Jak znam życie, to moja żona znów nie miała czasu na lunch – westchnął ciężko.  
- Już to zrobiłam – odparła i skinąwszy Pawełkowi głową, ruszyła do pokoju obok gabinetu Artura – proszę – podała mu papierową torebkę i butelkę soku jabłkowego.
- Jesteś nieoceniona – rzucił z uśmiechem Artur i ruszył za Pawełkiem.
- Nie mogę uwierzyć! - tamten kręcił głową z niedowierzaniem – Ty jej naprawdę nie bzykasz.
     Artur nie miał ochoty dłużej znosić towarzystwa Pawełka - Zostawiam Cię w dobrych rękach – klepnął go po ramieniu i przywołał jednego ze swoim pracowników, który z namaszczeniem podał Pawełkowi kluczyki do samochodu – Udanej jazdy – rzucił i po krótkim pożegnaniu wsiadł do swojego mercedesa.  
     Jadąc przez zasypany śniegiem Kraków Artur odruchowo liczył mijające go zachodnie samochody. Było ich prawie tyle samo, co polskich maluchów i polonezów, a jeszcze niedawno jego golf zwracał na siebie uwagę. Uśmiechnął się sam do siebie. Udało mu się zrealizować swoje marzenie w stu..., nie, w dwustu procentach! Podążył w myślach do chwili, gdy już zwątpił w swoją szczęśliwą gwiazdę, a wtedy zjawiła się ona. Jak bardzo ją kochał... Nie przypuszczał wcześniej, że jest zdolny do takich uczuć. Głupi Pawełek, przemknęło mu przez myśl. Zatrzymał się przed dużym jasnoszarym budynkiem z dwoma rzędami identycznych okien. W niektórych połyskiwały jarzeniowe lampy, mimo iż dochodziła dopiero trzecia. Sprawdził na zegarku, sięgnął po torebkę z kanapkami i sok, a potem bez pośpiechu zamknął samochód i ruszył do przeszkolonego wejścia. Na jego widok portier zerwał się z krzesła i ukłonił mu się z nadmierna uprzejmością. Artur odpowiedział mu skinieniem głowy i ruszył w głąb jednego z długich korytarzy. Przystanął przed jednymi z wielu podobnych do siebie drzwi i nie pukając, nacisnął klamkę.  
- Cześć skarbie – powiedział do pochylonej nad rzędem probówek Kaśki.
- Och! - podniosła na niego zdumione spojrzenie – Cześć kochanie. Tak wcześnie?
- Kocie, jest prawie trzecia – rozpiął krótki płaszcz i usiadł na stołku obok stołu – Jadłaś lunch?
- Nie byłam głodna – uśmiechnęła się zakłopotana – ale wypiłam sok z marchewki – dodała szybko, widząc jego minę.
- Koniec na dzisiaj – stwierdził kategorycznym tonem – I masz to zjeść! – postawił przed sobą papierową torbę i sok.
- Tak mamo! - roześmiała się i odsunęła stojak z probówkami – Mówiłam Ci już, że jesteś najwspanialszym mężem na świecie? - zmrużyła swoje piękne bursztynowe oczy.
- Owszem – pokręcił głową z rezygnacją – ale uwielbiam, jak mi to mówisz w ten sposób, więc udam, że nie.
- Zjem w samochodzie – podniosła stojak z probówkami i wstawiła go do zamykanej na klucz metalowej szafy – A Stefek?  
- Łowi ryby z dziadkiem – Artur otworzył torbę – Zjedz tutaj, bo jeszcze się udławisz.
- Jak to łowi ryby? - Kaśka zignorowała polecenie Artura – Jest zimno, a poza tym gdzie łowi? Jeszcze wpadnie do wody!
- Spokojnie. Łowi z akwarium – Artur ujął żonę za ręce i posadził na krześle – Tato dał mu siatkę i łowią karasie mamy.
- Rany boskie! Ten dzieciak ma dopiero cztery lata, a robi z Wami, co chce! - udała oburzenie, ale po chwili roześmiała się na myśl, że rodzice Artura kochali wnuka ponad wszystko. Wyjęła z torebki kanapkę i dopiero na jej widok zdała sobie sprawę, że jest naprawdę głodna – Zdążymy? - spytała, zatapiając zęby w soczystej szynce.
- Spokojnie – uśmiechnął się i odkręcił butelkę z sokiem – Mamy być przed czwartą, zanim zacznie przyjmować zapisanych pacjentów.
- Co mu zrobiłeś, że jest taki miły? - spytała podejrzliwie, sięgając po kolejną kanapkę.
- Nic – wzruszył ramionami z miną niewiniątka – Miał trochę problemów z samochodem żony, więc mu pomogłem. Nie denerwuj się. Po prostu chcę, żebyś miała najlepszą opiekę.
     Nie mogła się nie roześmiać. Tak, jak przypuszczała, jak zwykle Artur zadbał o wszystko, zanim zdążyła go poprosić. Już się przyzwyczaiła, że sprawy rodziny traktował absolutnie poważnie. Tym razem było tak samo – Kocie – zaczął z troską w głosie – nie możesz tak pracować. Jesteś w ciąży i musisz o siebie dbać...
- Ale ja się dobrze czuję – przerwała mu – a poza tym, chcę skończyć ten nowy zapach na przyjazd Oli i Adama. Potem zwolnię. Obiecuję – podniosła dłoń, jak do przysięgi.
- Dobrze, ale jeśli mnie kiwasz, to zadzwonię do Baśki i załatwię Ci zakaz wstępu do laboratorium – zagroził.
- Nie wygłupiaj się – prychnęła – przecież jestem dorosła – Była pewna, że mama Adama zgodzi się natychmiast z Arturem. Od kiedy Ola urodziła dwóch chłopców, nagle świat całej rodziny Karskich stanął na głowie.  
- Owszem, ale tracisz poczucie czasu, jak siadasz do tych mikstur – Artur pokręcił głową z dezaprobatą – No, dopij soczek i jazda – zmiął torbę po kanapkach w ciasną kulę i rzucił nią zgrabnie do kosza.
     Dojechali na umówioną wizytę bez najmniejszego spóźnienia. Zanim weszli do gabinetu, Artur położył dłoń na zaokrąglonym już brzuchu Kaśki – Idę z Tobą. Mam nadzieję, że dziś się dowiemy, co tym razem zmajstrowaliśmy – wyszczerzył do niej zęby w uśmiechu.  
     Nie była zaskoczona. Od kiedy pojawiła się możliwość ustalenia płci dziecka za pomocą USG, Artur o niczym innym nie mówił. Teraz dziarsko wkroczył za Kaśką do gabinetu i przywitał się z jej ginekologiem jak ze starym znajomym. Zostawiła ich przy biurku, a sama schowała się za parawanem i ściągnęła bieliznę. Miała na sobie samonośne pończochy i dłuższą sukienkę z rozciągliwego materiału, tak, że nie musiała się za mocno rozbierać. Ułożyła się wygodnie na leżance. Artur przystawił sobie taboret i usadowił się tak, żeby wszystko widzieć, ale nie przeszkadzać w badaniu.
- No proszę, jak nam się tu pokazała ta mała bezwstydnica! – doktor przyjrzał się uważnie ekranowi – Poprzednio nic nam nie chciała pokazać, a przy panu..., proszę! - wskazał coś na czarno-białym monitorze.  
     Zupełnie, jak jej matka, pomyślał Artur uśmiechając się do żony jednym kącikiem ust. Nie waż się tego mówić głośno, przemknęło przez myśl Kaśce i wbiła w męża chmurne spojrzenie bursztynowych oczu. Roześmiali się oboje.  
- No, to widzę, że dziewczynka państwu odpowiada - ucieszył się doktor – A co macie w domu?
- Małego rozbójnika – odparł z dumą Artur.
- To wiosną będzie miał siostrę – dodał i umilkł, skupiony na dalszym badaniu – Wszystko wygląda dobrze, dziewczyna rośnie, tylko jej mama wygląda na trochę zmęczoną – zmarszczył czoło – Może dam pani zwolnienie na parę dni?
- Nie ma potrzeby – odparła szybko – mam do skończenia jedną rzecz w pracy i potem zrobię sobie dłuższą przerwę świąteczną – spojrzała niepewnie na Artura.
- Tylko proszę nie przesadzać z pracami przedświątecznymi – tym razem głos doktora zabrzmiał poważnie.
- Nie ma obaw, panie doktorze – Artur włączył się do rozmowy – Moja mama będzie zachwycona, że nikt jej się nie kręci po kuchni, a ja przypilnuję, żeby szanowna pani się nie przemęczała.
- I takie podejście lubię – twarz doktora rozjaśnił szeroki uśmiech.
     Kaśka z westchnieniem ulgi schowała się za parawanem.
- A co z seksem? - spytał Artur z lekkim niepokojem – Możemy, czy to też jest wysiłek?  
     Kaśka o mało nie padła z wrażenia, ale w sumie, była zadowolona, że nie musiała sama o to pytać - Nie widzę przeciwwskazań – usłyszała – jeśli tylko ma pani na to ochotę... - te słowa doktor skierował do niej – Tylko oczywiście nie każda pozycja będzie odpowiednia – zaznaczył.
- Będę pamiętał – roześmiał się Artur i mrugnął do wychodzącej zza parawanu Kaśki.  
     Kiedy ponownie znaleźli się w samochodzie, Artur odwrócił się do żony i wbił w nią uważne spojrzenie – Mam dla Ciebie niespodziankę – powiedział powoli – Ale zastanawiam się, czy weźmiesz sobie do serca to, co powiedział lekarz. Bo jeśli nie, to z niespodzianki nici! - podrapał się po policzku, udając zmartwionego.
- Ty draniu! - zmrużyła oczy – szantażujesz mnie – wydęła usta, ale ciekawość szybko wzięła górę – Co to za niespodzianka?
- Zaraz zobaczysz – Artur uruchomił silnik i jechali przez kilka minut, aż znaleźli się na Alei Słowackiego.
- Dokąd jedziemy? - dopytywała się – Nie powinniśmy jechać do rodziców? - zbliżali się do ich mieszkania, ale zajeżdżali jakby z przeciwnej strony.  
- Chcę Ci pokazać jeden dom – zaczął ostrożnie Artur – Z dwójką dzieci nie wytrzymamy w Twoim mieszkaniu. Poza tym mama i Andrzej odwiedzają nas częściej... muszą mieć gdzie spać – skręcił w mniejszą uliczkę.  
     Kaśka znała doskonale tę okolicę. Jako dziecko jeździła rowerem po niewielkich spokojnych uliczkach między przedwojennymi willami otoczonymi wysokimi kutymi płotami. Teraz, kiedy drzewa i krzewy nie miały liści, można było podziwiać ich architekturę. To miejsce zawsze wydawało jej się bajkowe.  
     Zatrzymali się przed ciemnoszarym domem z ogromnymi oknami w białych ramach. Ciemna ceglana dachówka gdzieniegdzie pokryła się mchem. W dolnej kondygnacji nie było firanek - To tutaj – Artur wyjął z kieszeni płaszcza klucz i otworzył furtkę.
- Piękny dom – westchnęła.  
     Willa robiła z bliska jeszcze większe wrażenie. Weszli ostrożnie po kamiennych schodach i Artur otworzył duże białe drzwi z mosiężną klamką. Znaleźli się w obszernym holu z którego w górę pięły się obłożone ciemnym drewnem schody z kutą balustradą. Oni jednak weszli w boczne podwójne drzwi, które Artur otworzył kolejnym kluczem. Wnętrze zostało odnowione i odmalowane na biało. Stare parkiety prezentowały się doskonale, choć widać było na nich ślady użytkowania.  
- Podoba Ci się? - Artur poprowadził ją w głąb mieszkania.
- Jest wspaniałe! - rozejrzała się po ogromnym salonie, połączonym podwójnymi drzwiami z kuchnią – Chcesz to kupić? Wynająć? - zastanawiała się ile może kosztować takie mieszkanie – Jest na sprzedaż? - Dół domu wyglądał na wyremontowany i przygotowany dla nowych właścicieli, ale góra... ktoś tam mieszkał.
- Już nie jest – odparł z uśmiechem – Chcesz zobaczyć sypialnie?
- Skoro nie można go kupić, to po co mam sobie robić apetyt? - spytała z rozdrażnieniem. Po cholerę ją tu przywiózł, skoro dom nie był na sprzedaż? Chyba, że można to było wynająć, ale czy to miało sens? Mieli gdzie mieszkać...  
- Ale Ci się podoba? – upewnił się.
- Jasne, tylko naprawdę nie wiem, po co... zaraz... chyba nie chcesz mi powiedzieć... - nagle do niej dotarło, że przecież nie przywiózłby jej tu bez powodu.
- Pani Szmyt, jest tu pani u siebie – wyszczerzył do niej zęby w uśmiechu.
- Ale jak? - zamrugała oczami ze zdumienia – Jak to zrobiłeś?
- Nie pamiętasz, że w zeszłym miesiącu upoważniłaś mnie do zawierania umów w naszym imieniu? - bawił się doskonale widząc jej zaskoczenie.  
- Artur! - to się nie mieściło w głowie. Tak ją podejść! Zrobiła krok w jego stronę i uniosła rękę, jakby chciała dać mu klapsa.
- O nie! Od tego jestem ja – podszedł do niej szybko i otoczył ramionami – Więc się zgadzasz? Ustaliłem, że jeszcze mogę się wycofać, gdybyś nie chciała...
- Boże, Artur – wtuliła się w jego pierś – To najpiękniejsza niespodzianka na świecie! Uwielbiam ten dom! Bawiłam się tu niedaleko, jak byłam mała... ale nawet nie marzyłam... Och, to jest jak sen! - nagle odchyliła głowę – Stać nas na to?  
- Spokojnie – zajrzał jej w oczy – Firma działa jak w zegarku. W razie czego mam kupca na tę ziemię, którą mi polecił Andrzej. Tam ma być budowana jakaś wielka galeria handlowa... Jest tylko jedna sprawa – dodał nagle – Na górze mieszkają lokatorzy. Takie starsze małżeństwo. Zgodzili się przeprowadzić do naszego mieszkania, a my będziemy mieć cały dom dla siebie. Na święta będzie nawet odmalowane. Co Ty na to?
- Jesteś niesamowity! - jej bursztynowe oczy zalśniły, a usta zaczęły delikatnie drżeć.  
- Tylko nie płacz – pogroził jej – Chodź lepiej zobaczyć sypialnię – poprowadził ją w głąb domu, do dużego pokoju z oknem wychodzącym na ogród – Obok jest drugi pokój, więc Stefek będzie pod ręką – ciągnął – Na górze możemy zrobić pokoje gościnne, a kuchnię przerobimy na pracownię dla Ciebie. Mogłabyś czasem pracować w domu...
- Artur – zarzuciła mu ręce na szyję – ja nie wiem, co powiedzieć.
- Może, kocham Cię i cieszę się, że za Ciebie wyszłam? - pochylił głowę i trącił nosem jej policzek.
- Wiesz, że tak jest – szepnęła i pocałowała go delikatnie w usta. Odpowiedział na jej pieszczotę z ochotą. Była taka miękka i ciepła, i pachniała tak słodko. Przesunął dłonią wzdłuż jej kręgosłupa, aż do pośladków. Nadal były jędrne i przyjemnie zaokrąglone, nie zaszkodziła im ani pierwsza, ani obecna ciąża. Pogładził z czułością jej pupę. Odpowiedziała mu gardłowym mruczeniem - Masz ochotę? - spytał cicho, muskając jej skórę tuż za uchem.
- Mmmhm – zamruczała znowu – A Ty?
- Na Ciebie zawsze – zniżył głos, podciągając jej sukienkę z jednej strony – Pończochy, kozaki na obcasie... Kochanie, trudno się powstrzymać!
- A to? - objęła dłońmi zaokrąglony brzuszek – Nie przeszkadza Ci? Ja się czasem czuję taka nieatrakcyjna.
- Głuptasie – uniósł w górę jej brodę i zajrzał w oczy – Lubię jak jesteś w ciąży – uśmiechnął się jednym kącikiem ust - jak nie jesteś, też lubię – dodał z szelmowskim uśmiechem – Ale najbardziej lubię, jak mam Cię blisko – sięgnął do jej ust i zagłębił się w nich z przyjemnością smakując językiem ich wnętrze. Kaśka przymknęła oczy i westchnęła głęboko - poddała mu się całkowicie. Uwielbiał być panem sytuacji, więc szybko poczuł w spodniach wzbierającą twardość. Ujął dłoń Kaśki i przyłożył ją do tego miejsca. Odpowiedział mu cichy pomruk i delikatne ugryzienie w język. Kręci Cię moje podniecenie, pomyślał z satysfakcją i odsunął głowę, by pochwycić przymglone spojrzenie  bursztynowych oczu.  
     Kaśka czuła jak tętno jej przyspiesza, a po ciele rozlewa się przyjemna fala ciepła i gromadzi w dole brzucha. Kiedy Artur uwolnił jej usta, obróciła się powoli i otarła pośladkami o jego wyraźny już wzwód. Więc wciąż mnie pożądasz, zaświtała jej w głowie przyjemna myśl. Poczuła na karku jego ciepły oddech i delikatne muśnięcia warg. Kolana się pod nią ugięły.  
- To co? Poświęcimy nowy domek? - wyszeptał jej wprost do ucha jej ulubionym seksownie niskim głosem – Dasz mi swoją małą cipeczkę?  
     Rozśmieszyło ją to określenie, ale jednocześnie wzmogło apetyt na seks. Lubiła, kiedy prosił by mu coś dała, coś z siebie... Lubiła być "jego”.  
- Weź mnie – jęknęła, zsuwając powoli majtki – weź mnie.
- Dla pani wszystko – podciągnął jej sukienkę wyżej i sięgnął dłonią do przodu by odszukać łechtaczkę – Nawet pani nie wie, jaką mam na panią ochotę...
     Mówił najszczerszą prawdę i chyba dlatego brzmiało to w jego ustach tak podniecająco. Odkąd zamieszkali razem, właściwie stała się jego druga połową. Wszystko co robił, robił dla niej i sprawiało mu to cholerną przyjemność. Jej zachwyt, kiedy zabrał ją na budowę, żeby pokazać, gdzie staną warsztaty, jej entuzjazm, gdy inni w niego zwątpili, i cudowny syn, którego mu urodziła. Dawała mu więcej, niż mógł sobie wymarzyć. Dawała mu... wszystko!
- Och! - jej cichy miękki jęk przywołał go do rzeczywistości. Skupił się na tym, by sprawić jej przyjemność. Nie musiał długo czekać. Odchyliła głowę i oparła mu ją na ramieniu, wciąż ocierając się o niego pośladkami. Pieścił jej szparkę, pocierał ją i głaskał tak długo, aż poczuł na palcach wilgoć. Nie przerywając sięgnął drugą ręką między nich i rozpiął spodnie. W pokojach było ciepło, ale nie zdecydował się na zdjęcie wszystkich ubrań. Kaśka jęknęła głośniej, kiedy poczuła na tyłku twardy kształt.  
- Szerzej kotku – nakazał wsuwając kolano między jej nogi i przykucnął, by nakierować członek na jej wilgotny, obrzmiały srom – ale jesteś mięciutka, uwielbiam to – jego ochrypły głos odbił się echem od pustych ścian.
- Mów tak jeszcze, a dostanę orgazmu zanim we mnie wejdziesz – jęknęła i wypięła się bezwstydnie w jego stronę.
- Nie zdążysz... – wychrypiał i wypchnął do przodu biodra, wchodząc w nią gładko, aż po nasadę. Powitała go głębokim westchnieniem ulgi. Teraz przeniósł obie dłonie na jej biodra i zaczął pracować jak tłokiem. Kaśka sapała i pojękiwała cicho, co tylko dolewało oliwy do ognia. Robił to coraz szybciej i szybciej... Wreszcie poczuł, że kolana się pod nią uginają – Robimy krok do ściany – wychrypiał i popchnął ją lekko w przód. Wykonała posłusznie polecenie – oprzyj ręce – rozkazał.  
     Pochyliła się nieco i oparła rękami o ścianę. Miał teraz przed sobą najbardziej podniecający tyłek, jaki kiedykolwiek widział – Ale mam widok! – powiedział niskim głosem pełnym zachwytu. Odpowiedział mu jęk rozkoszy. Przyspieszył, czując falę wilgoci spływającą mu na jądra. Była blisko, bardzo blisko... czuł zapach jej podniecenia, słyszał jak stęka z wysiłku, jak jęczy w ekstazie. Już się nauczył, że kiedy była w ciąży, wszystko działo się szybciej, jakby stale była obrzmiała i wilgotna, gotowa... Och, sama myśl go podkręcała. Gdyby nie lęk o dziecko mógłby ją bzykać nawet trzy razy dziennie.  
- Ooch! Artur... - jęknęła przeciągle – O...och!  
     Zacisnęła się wokół niego, a on odebrał to, jak ostrogę w bok. Stęknął głucho, starając się zapanować nad sobą, ale Kaśka ani myślała dać mu wytchnienie, poruszyła biodrami naśladując jego ruchy. Znowu stęknął i chwycił jej biodra zaciskając palce.
- Dalej! – wyjęczała bez tchu – chcę poczuć jak dochodzisz...  
- Odetchnij – skronie mu pulsowały a serce waliło jak oszalałe – za...cze...kaj.
- Na co? - roześmiała się i naparła na niego – Daj mi to!
     Artur poczuł jak jądra kurczą mu się i dociskają do ciała. Pojedyncza iskra rozbłysła, zapaliła kolejną, i następne... Coś ściskało go w kroczu, coś... - O cholera, kocie! – sapnął i wypchnął bezwiednie biodra, eksplodując dokładnie w momencie, gdy Kaśka zacisnęła się na nim jeszcze mocniej. Musiał bardzo się starać, żeby nie upaść na kolana. To było naprawdę mocne przeżycie.  
     Stali tak jeszcze długą chwilę, zanim Artur powoli się wycofał. Kaśka z rozbawieniem sięgnęła do torebki, którą postawiła wcześniej na parapecie okna i wyjęła opakowanie chusteczek higienicznych. Ostrożnie ścierała spływające po jej udach strużki gęstego białego płynu.
- Chyba Ci się przyda – wyciągnęła przed siebie rękę z chusteczkami.
- Dzięki – Artur szybko otarł wciąż jeszcze wyprężony członek – Ale jazda! Muszę chwilę odpocząć – roześmiał się zakłopotany i usiadł oparty plecami o ścianę – Chodź do mnie – wyciągnął rękę w stronę Kaśki.
     Obciągnęła w dół sukienkę, nie zawracając sobie głowy majtkami i usiadła Arturowi na kolanach, wyciągając przed siebie nogi.
- Jak się czuje moja córka? - spytał, całując delikatnie obrzmiałe od pocałunków usta żony – Nie przesadziliśmy?
- Nieee – zachichotała – Ona lubi, jak jest mi dobrze. Teraz się przeciąga – sięgnęła po dłoń Artura i położyła ją sobie na brzuchu – Czujesz?
     W szarych oczach Artura zobaczyła najpierw zaskoczenie, a potem zachwyt - To niesamowite – powiedział powoli – Tam jest moje dziecko.  
- Musimy wybrać imię – Kaśka gładziła jego rękę – co prawda Stefek powiedział, że ma mieć na imię Maciek, ale Maciejka brzmi trochę głupio – dodała ze śmiechem.  
- To może Marianna? Jak Twoja mama – zastanowił się.
- Myślałam o tym... A Twojej nie będzie przykro? - zajrzała mu w oczy.
- Stefanowi daliśmy imię po moim dziadku, więc Marianna może być z Twojej rodziny. A mojej mamie, w razie czego, powiem – zniżył głos – że zrobię Ci jeszcze jedną dziewczynkę i wtedy damy jej na imię Małgosia.
- O, nie! Na razie wystarczy dwoje – zaprotestowała, ale w oczach igrały jej figlarne iskierki – Nie ma mowy!
- Ale próbować możemy? - upewnił się, unosząc jedną brew – Bo wiesz, będziemy mieć teraz taką wielką sypialnię...  
- Ty przebiegły draniu! - udała oburzenie.
- A ja tam wiem swoje – objął ją i przyciągnął do siebie – Jak będę chciał Ci zrobić dziecko to je zrobię. Zobacz, jak nam to ładnie wychodzi – szepnął do jej ust i zamknął je pocałunkiem.  
                    Koniec

Roksana76

opublikowała opowiadanie w kategorii erotyka, użyła 4472 słów i 25030 znaków.

11 komentarze

 
  • Majlowka

    Super!

    31 paź 2016

  • anonim :)

    kiedy będzie następna część Cartriny?czekamy juz prawie 3 tygodnie.

    9 lut 2015

  • Nikola

    Droga autorko kiedy mozemy sie spodziewac kolejnej czesci catriny

    3 lut 2015

  • Meggi

    cudowne!<3

    23 sty 2015

  • an

    :) powrocilam :D

    23 sty 2015

  • oskiboski

    wow naprawdę świetne

    22 sty 2015

  • smutnaa

    Szkoda że to już koniec.....

    22 sty 2015

  • Roksana76

    Piszę drugą część Cateriny, a przy okazji przepraszam za taka długą przerwę, ale nie dałam rady pisać dwóch na raz. Pozdrawiam  :)

    22 sty 2015

  • zafascynowana83

    Bardzo mi się podoba :)

    22 sty 2015

  • Anneczka

    po prostu mega! powinnaś pisać książki! z przyjemnością bym kupiła coś Twego autorstwa ;)

    22 sty 2015

  • XYZ

    słodko słodko słodko :)  jezu dziękuję ci za całe opowiadanie :* cieszę się że je tak cudownie skończyłaś ;) a tak z ciekawości planujesz jakieś nowe opowiadanie?

    22 sty 2015