Moje marzenie. Rozdział 12

Moje marzenie. Rozdział 12Jak to często bywa, wiosenna burza pokrzyżowała im plany zdjęciowe. W nocy spadł rzęsisty deszcz, który zmoczył wszystko, co nie zostało schowane pod dach. Dodatkowo, niebo zasnute było chmurami, spomiędzy których, tylko od czasu do czasu wyglądało słońce. Piotr odwołał zdjęcia, więc Kaśka zadzwoniła do Nadii, żeby ta przypadkiem nie szukała ich na planie. Okazało się, że Nadia była doskonale poinformowana i telefon od Kaśki wcale jej nie zaskoczył. Przeprosiła grzecznie, za to, że nie może poświecić im czasu i obiecała, że zajrzy do nich na zdjęcia następnego dnia. W tej sytuacji, Piotr zarządził zwiedzanie Luwru. Zajęło im to cały dzień, a i tak Kaśka miała wrażenie, że zobaczyli mniej niż połowę. Wracając, wstąpili do małej tureckiej knajpki i zjedli po porcji gyros zawiniętej w placek podobny do naleśnika. Natychmiast po wejściu do pokoju Kaśka rzuciła się do telefonu, ale odebrał Młody i z zakłopotaniem wytłumaczył jej, że Artur poszedł gdzieś z kolegami i wróci bardzo późno, albo raczej bardzo wcześnie następnego dnia. Była tak zmęczona, że nawet jej to nie przeszkadzało. Na szczęście następnego dnia rankiem obudziła się wyspana i pełna energii. Słońce było już wysoko i zapowiadała się wspaniała pogoda. Wskoczyła pod prysznic, żeby pozbyć się resztek sennego rozleniwienia i wyciągnęła z szafy luźne, wygodne ubranie z długimi rękawami, które kazała jej ze sobą zabrać Ola. Tak przygotowana powitała Piotra, kiedy zajrzał do niej schodząc na śniadanie – Widzę, że poważnie podeszłaś do sprawy – pochwalił ją.  
     Pojechali najpierw do agencji, gdzie Louis wprowadził do fryzury Kaśki nieco twórczego bałaganu, a następnie na plan taksówką, bo urządzono go w niewielkiej knajpce, w jednym z mniej uczęszczanych rejonów miasta. Na pozór niczym nie różniła się ona od tych położonych na Montemarte, ale było tu zdecydowanie spokojniej. Na potrzeby zdjęć ustawiono donice pomalowane na biało, pełne ziół i kwiatów. Wewnątrz, asystentka Suzanne ustawiła parawan i stojak obwieszony bielizną i dodatkami. Właściciel, niewysoki szpakowaty mężczyzna około pięćdziesiątki, oddał im swój obrotowy fotel, a kosmetyczka z poczochranymi włosami, nazywana przez wszystkich Brush (pędzel), urządziła sobie obok niego atelier, używając stolika, lustra i aluminiowej walizki pełnej kosmetyków. Cała ekipa składała się w sumie z sześciu osób, ale wydawało się, że jest ich dwa razy więcej. Inna sprawa, że pomiędzy planem, parawanem i stanowiskiem do makijażu uwijała się córka właściciela, Anette, roznosząc kawę, croissanty i szklaneczki z wodą mineralną z listkami mięty.  
     Uśmiech praktycznie nie schodził Kaśce z ust, kiedy usadowiona w fotelu śledziła całe to zamieszanie. Centralnym punktem był Piotr, który sto razy przesuwał wszystkie meble i donice, sprawdzał światło i kolory obrusów. W końcu, zadowolony z siebie, stanął przed nią z wyrazem triumfu na twarzy – zaczynamy! – zawołał i zatarł ręce.  
     Kaśka, mimo że pozowała już w samej bieliźnie, początkowo poczuła się trochę nieswojo. Na wieszaku było osiem różnych kompletów, ale jeden z nich składał się w połowie z satyny i miał też taki krótki szlafroczek. Wybrała to na początek. Ubrana, a właściwie częściowo rozebrana, wyszła do ogródka knajpki, czyli po prostu na ulice oddzieloną od pozostałej części donicami. - Siadaj przy stoliku i udawaj, że pijesz kawę – Piotr w charakterystyczny dla siebie sposób budował całą otoczkę – dopiero, co wstałaś, jesteś zaspana... Nie macie kapci? Przecież nie zeszła do knajpy w szpilkach?! - odwrócił się do rudowłosego chłopaka, który wchodził w skład ekipy.  
     Nie znaleźli kapci, ale grube, miękkie skarpety doskonale je zastąpiły.  
- Może usiądę na nodze? - Kaśka rozchyliła delikatnie szlafrok, a po chwili całkiem go rozwiązała i usadowiła się na krześle tak, żeby widać było także majtki. Starała się zapamiętać w jakich pozach wyglądała najlepiej.  
- OK, zrób tak... Super! - Piotr się rozkręcał - teraz spójrz gdzieś nad moją głowę, dobrze, dobrze... Teraz usiądź prawie tyłem do mnie. Niech ktoś jej zsunie szlafrok z ramienia. Przymknęła oczy wyobrażając sobie dłoń Artura sunącą po jej ramieniu...
     Pracowali tak około godziny, choć Kaśka wcale nie odczuwała tego, jako obciążenie. Doskonale się bawiła, ale Piotr po czwartym komplecie bielizny stwierdził, że plan już mu się opatrzył, a makijaż wygląda nieświeżo. Wszystko zaczęło się więc od początku: przerwa na kawę, make-up, przestawianie mebli, pomiary światła itd.  
     W bieliźnianym gorsecie i pończochach ustawiła się w drzwiach kawiarenki z croissantem w dłoni. Piotr odgryzł kawałek, kategorycznie zabraniając jej iść w swoje ślady, ale oczywiście go nie posłuchała. Kawałki lukru przykleiły jej się do uszminkowanych ust. Gdyby Artur tu był, zlizałby te kawałki, pomyślała mrużąc oczy.
- Nie ruszaj się! - Piotr odpiął aparat od statywu i podszedł do niej. Zrobił kilka zdjęć z różnych miejsc – teraz ostrożnie się obliż – znów kilka ujęć – genialne!  
- Brawo! - usłyszeli znajomy głos. Za szeregiem doniczek stała Nadia, Pierre i jeszcze jeden chłopak. Był niższy, ale dobrze zbudowany, miał jasną skórę i bardzo ciemne, obcięte na krótko włosy oraz małą bródkę takiego samego koloru. O ile Nadia i Pierre ubrani byli dość swobodnie, o tyle ich kolega wyglądał, jakby właśnie wyszedł ze sklepu z markową odzieżą – Czy są jeszcze wolne stoliki? - Nadia uśmiechnęła się szeroko do Piotra.  
- Będziecie nam przeszkadzać – gderał, ale jednocześnie z uśmiechem wskazał im stolik najbardziej oddalony od drzwi knajpki. Kaśka mrugnęła do Nadii, ale nie odważyła się ruszyć z miejsca. Tamta tylko zamachała do niej przyjaźnie.
- To jest Pierre, a to Antoine! – zawołała, wskazując towarzyszących jej mężczyzn – pracuj, a my sobie popatrzymy.
     Z nieco większym trudem przyszło Kaśce skupić się na tym, czego chciał od niej Piotr, zwłaszcza, że Antoine bacznie jej się przyglądał, a miała na sobie niewiele. W końcu jednak przestała się tym przejmować.  
     Kiedy wreszcie Piotr oznajmił, że to koniec zdjęć, Kaśka szybko wskoczyła w swoje prywatne ciuchy i pozbyła się makijażu. Już chciała pobiec do Nadii i jej znajomych, kiedy Brush złapała ją za łokieć – A Ty dokąd? Przejrzyj się najpierw w lustrze! - fuknęła gniewnie.
- Co mam nie tak? - Kaśka przyjrzała się swemu odbiciu – przecież się umyłam.
- Wiesz kogo przyprowadziła Nadia? - spytała      tamta.
- Wiem, swojego chłopaka Pierra i jakiegoś kolegę – odparła - zdaje się, że nazywa się - Antoine – wzruszyła ramionami.
- Antoine gra w Paris San Germain. Jest piłkarzem! - Brush złożyła ręce jak do modlitwy.
- Jak Pierre – przewróciła oczami – I co z tego?
- Och, dziewczyno! - Brush wyglądała na zdruzgotaną – On się niedawno rozstał z narzeczoną!
- Brush, proszę Cię! - miała ochotę spytać, czy nie jest przypadkiem stałą czytelniczką kroniki towarzyskiej, ale nie miała pojęcia, jak to powiedzieć nawet po angielsku, o francuskim nie wspominając. Uległa jednak i pozwoliła na odrobinę podkładu i tusz do rzęs. Dla Artura zrobiłaby trzy razy więcej, ale on nie mógł jej teraz zobaczyć.
- Szybko sobie poradziłaś! – Nadia tryskała humorem.  
- Nie miałam za wiele do zdejmowania – roześmiała się Kaśka – Jestem Kasia, czyli Catrine – wyciągnęła rękę do Pierre'a, a potem do Antoine'a.
- Podobało mi się, jak pracowałaś – Antoine nadal bacznie jej się przyglądał.
- Może pójdziemy razem na lunch? - Pierre jakoś automatycznie przejął przywództwo.
- Skoro mój strój Wam nie przeszkadza, to chyba możemy iść - zawiesiła głos i spojrzała na wystrojonego Antoine'a.
- Jest OK – błysnął zębami w uśmiechu.
- Leć! - Piotr pojawił się nie wiadomo skąd – na dziś koniec, a ja muszę to wywołać i zobaczyć, co z tego wyszło – Tylko mi ją oddajcie około drugiej, bo musimy się przygotować na jutro - pogroził im palcem – Aha, nasz gospodarz pyta, czy mógłbym zrobić jemu i jego córce kilka zdjęć z Waszym towarzystwie? - spojrzał na Antoine'a – Zdaje się, że tej młodej damie najbardziej zależy na Tobie.
- Jakoś mnie to nie dziwi – zachichotała Nadia.  
     Okazało się, że Antoine pozował do zdjęć jak zawodowy model. Zarówno właściciel jak i jego córka byli zachwyceni. Kaśka też spojrzała na niego z sympatią, zwłaszcza, gdy na jednej z kart napisał kilka słów i wręczył je uszczęśliwionej Anette. Kiedy skończyli, pożegnali się serdecznie. Pierre miał niedaleko zaparkowany samochód, więc bez trudu przemieścili się do centrum. Objechali Łuk triumfalny, potem przejechali przez Aleję Champs Elysees i skręcili w jedną z bocznych ulic – Jest tu taka nieduża restauracja – Nadia przyjrzała się luźnemu strojowi Kaśki – Przybiegałam tu czasem po zdjęciach. Nie zwracają uwagi na strój.
- A teraz już tam nie chodzisz? - spytała zaciekawiona.
- Już nie pracuję jako modelka – odparła z uśmiechem Nadia – teraz modelki pracują dla mnie, a ja dla modelek – dodała tajemniczo.
- Założyłaś własną agencję? - spojrzała na Nadię z zupełnie innej perspektywy.
- Niezupełnie. To bardziej doradzanie i organizowanie – wyjaśniła – Pracuję dla różnych agencji, ale nie jestem na stałe związana z żadną z nich.
     Pierre zaparkował przy chodniku w pobliżu restauracji, więc przerwały rozmowę. Restauracja, a właściwie restauracyjka była dokładnie taka, jaka w wyobrażeniu Kaśki powinna być. Nieco ciemne wnętrze, meble z giętego drewna, obrusy w kratkę i charakterystyczna dla francuskiej ulicy muzyka.  
- Lubię to miejsce – Nadia przytuliła się na chwilę do Pierre'a – Pamiętam, jak pierwszy raz Cię tu przyprowadziłam – zachichotała.
- Wcześniej bywałem raczej w modnych lokalach i klubach – Czy w jego głosie zabrzmiało zakłopotanie? Kaśka spojrzała na niego z sympatią. Mówił to, jakby próbował się tłumaczyć.
- Co masz przeciwko modnym lokalom? - Antoine nie wyglądał na uszczęśliwionego wyborem miejsca.  
- Nic – Pierre wzruszył ramionami – Po prostu lubię też takie miejsca. Polubiłem je – poprawił się.
     Musieli często tu bywać, bo kelner powitał ich jak dobrych znajomych. Kaśka poprosiła, by Nadia wybrała coś także dla niej.  
- Nie mówisz po francusku – bardziej stwierdził, niż zapytał Antoine.
- Niestety nie – odparła z autentycznym żalem – ale to ładny język. Może się kiedyś nauczę? Za to mówię po angielsku – pocieszyła się – dzięki temu możemy rozmawiać, choć jesteśmy taką mieszanką – Polska, Rosja, Francja... rzeczywiście zjechali się z rożnych stron świata.  
- Nie lubię angielskiego i nie znam go dobrze – Antoine nie podzielał jej entuzjazmu – Zresztą po co mi angielski, skoro wszędzie mogę mówić po francusku?  
- No tak – zgodziła się – ale jesteś piłkarzem, a piłkarze czasem dostają zagraniczne kontrakty. Co wtedy zrobisz?  
- Zatrudni tłumacza – Pierre wydawał się ubawiony swoim pomysłem.
- Właśnie! Zatrudnię tłumacza – roześmiał się Antoine. Sprawiał wrażenie beztroskiego chłopca, który nie zamierza podchodzić do życia poważnie. Oczywiście mogła się mylić, sadząc, ze jest nieodpowiedzialny, ale jakoś nie miała ochoty sprawdzać. Nie znała wielu piłkarzy, ba, nie znała do tej pory żadnego piłkarza, ale jakoś jej to nie zmartwiło. W każdym razie Pierre zrobił na niej lepsze wrażenie.  
     Spędzili przyjemnie dwie godziny. Pierre i Antoine opowiedzieli im mnóstwo zabawnych historii związanych z piłką nożną i ich zagranicznymi wyjazdami. W końcu Pierre poprosił o rachunek.  
- Powinnam się dorzucić – Kaśka miała po cichu nadzieję, że jej na to nie pozwolą. Nie pomyliła się.
- Właściwie, to ja powinienem zapłacić – Antoine odwrócił się do Kaśki – Chciałem Cię poznać, a lunch to dobry sposób. Nadia opowiadała o Tobie – wyjaśnił, widząc jej zdziwienie – Pojutrze mamy taką wspólna imprezę i chciałbym Cię zaprosić. Co Ty na to?  
- No, nie wiem... - spojrzała na Nadię, szukając u niej wsparcia – Zaskoczyłeś mnie.
- To tylko kolacja, choć bardzo elegancka – Nadia jakby na to czekała – Przecież nie będziesz siedziała sama w hotelu.  
- Właściwie to masz rację – Co za idiotka ze mnie, zganiła się w myślach – Bardzo chętnie pójdę – Nawet ona musiała przyznać, że było to jednak wyróżnienie. Przypomniała sobie reakcję Brush.  
- No, to załatwione! - Nadia wyglądała na zadowoloną – zadzwonię do Ciebie wieczorem i powiem Ci, co i jak.
     Popołudnie spędziła z Piotrem, przygotowując się do kolejnej sesji. Tym razem miały to być zdjęcia na dwóch balkonach, z których roztaczał się przepiękny widok na Wieżę Eiffela. Nie mogła się jednak skupić na tym, co mówił do niej Piotr. Spędzona z Arturem sobota wydawała jej się teraz tak odległa. Myśl, że obudzi się sama w wielkim łóżku aż bolała. Tęsknota powoli zakradała się do jej serca.  
- Jedziemy do hotelu. Musisz się wyspać – Piotr przyglądał jej się z niepokojem – Dobrze się czujesz?
- Tak, tylko chyba trochę mnie to wszystko przytłacza – westchnęła – Poza tym... tak bym chciała tu zostać, ale jeszcze bardziej chciałbym, żeby Artur był przy mnie – Nagle uświadomiła sobie, że nie chodzi o samą pracę, ale o magię tego miejsca, o magię Paryża... magię, którą nie jest się w stanie cieszyć w pełni.
- Zapytaj go – w oczach Piotra pojawiło się dziwne ciepło – Z tego, co mówiłaś, to on się pracy nie boi. Paryż daje mnóstwo możliwości. Większość kelnerów, malarzy, sprzątaczy, to obcokrajowcy. Ja bym się nie zastanawiał, gdyby Suzanne mnie chciała tu na miejscu. Niestety, mogę liczyć tylko na zlecenia od czasu do czasu, ale dobre i to.
- Zostawiłbyś swoje studio? - jakoś nie przyszło jej do głowy takie rozwiązanie.
- To Paryż! Mekka artystów – spojrzał jej prosto w oczy – zostawiłbym wszystko!
- A Kuba? - nie dawała za wygraną. Ola mówiła jej, że przyjaciel Piotra pojechał za nim do ogarniętej wojną Jugosławii.  
- Kuba przyjechałby do mnie – Dlaczego nie pomyślała, że to oczywiste - Pogadaj z nim!
     Po powrocie do pokoju trzy razy zrobiła podejście do telefonu, ale za każdym razem kończyło się dezercją w ostatniej chwili. Niepewność jest lepsza niż definitywna odmowa, wytłumaczyła sobie. Kiedy rozległ się sygnał, aż podskoczyła.
- Nadia - poczuła ulgę, słysząc jej głos.
- A kogo się spodziewałaś? - zachichotała – Antoine nie zadzwoni. Nie ma Twojego numeru, poza tym on nie dzwoni nigdy! To dziewczyny dzwonią do niego.
- Chciałam pogadać z moim chłopakiem – przyznała się Kaśka.
- Chłopakiem? - w głosie Nadii zabrzmiało zaskoczenie – No tak, a gdzie on jest?
- Został w Krakowie. To przyjaciel Adama, chłopaka Oli – wyjaśniła – Chyba powinnam o tym powiedzieć Antoineowi?
- A po co? - głos Nadii brzmiał beztrosko – On Cię tylko zaprasza na kolację. Pytał o chłopaka? Nie. Jak zapyta, to mu powiesz.  
- Możesz mi wytłumaczyć, jak właściwie pracujesz? – spytała – Trochę niezręcznie mi było w restauracji – z jakiegoś powodu miała wrażenie, że Nadia zorganizowała specjalnie spotkanie z Antoinem.  
- Ja jestem tym człowiekiem, który sprawia, że ktoś staje się bardziej znany niż inni. Znam wielu ludzi: piłkarzy, dziennikarzy, redaktorów magazynów modowych, szefów agencji, modnych fryzjerów i stylistów, projektantów itd. Wszyscy są bardzo zajęci i nie chce im się szukać nowych twarzy, a agencje są pełne modelek i nie wiadomo, kogo wybrać. Wtedy wkraczam ja – zawiesiła głos, jakby chciała się zaprezentować.  
- Sama to wymyśliłaś? - Kaśka była pod wrażeniem. Skąd u takiej młodej dziewczyny tyle energii?
- Nie do końca, ale udoskonaliłam pomysły innych - Jak przyjechałam, to sama nie wiedziałam, co mam robić – westchnęła – Miałam swoją agencję, dostawałam małe zlecenia. Wystarczało mi na życie, ale czas upływał... - zamyśliła się - Poznawałam ludzi, chodziłam na imprezy i... zaczęłam je opisywać. Najpierw tak dla zabicia czasu, potem już dla pieniędzy, bo artykuły odkupowali ode mnie dziennikarze. Poznałam redaktorów, potem piłkarzy – w jej głosie pojawiła się cieplejsza nuta – A jeden z nich zabrał mnie do siebie i zabronił pisać dla innych. Kazał mi zacząć myśleć o przyszłości, więc zaczęłam. Teraz organizuję spotkania, poszukuję modelek, fotografów, miejsc do zdjeć. Wiem co się dzieje i gdzie. Potrafię wkręcić na imprezę nieznaną nikomu dziewczynę i czasem ona staje się twarzą jakiejś marki...
- Ale to coś zupełnie innego niż... - Kaśka szukała słów - Nie żal Ci pracy modelki?
- Czasem jeszcze coś tam robię – prychnęła – ale teraz najważniejszy jest Pierre. Za dwa lata kończy karierę i chce iść na studia trenerskie od tego roku, więc muszę być na miejscu. Nie mogę się włóczyć po świecie. Nie, nie żal mi – stwierdziła z przekonaniem – poza tym, on chce mieć dzieci. Myślę, że jak zajdę w ciążę, to się pobierzemy.  
- No tak – sama nie wiedziała, co o tym myśleć – Teraz rozumiem. Wtedy już nie będziesz mogła pracować jako modelka...      
- Dlaczego nie? Czasem potrzebna jest dziewczyna w ciąży. Poza tym, niektóre dziewczyny pracują dalej po urodzeniu dzieci. Trochę zależy od tego, komu je urodziły – przyznała jednak – Zostawmy te rozważania! - otrząsnęła się – Musisz mieć sukienkę i szpilki.
- Zabrałam jedną, ale z butami będzie mały problem - Dlaczego nie wpakowała do walizki choć jednej pary butów na obcasie? Nie sądziła, że będą potrzebne - Balerinki odpadają? - było to raczej pytanie retoryczne.
- Jak mówię "sukienka”, to mam na myśli coś z najnowszych kolekcji. Może YSL? - Nadia myślała głośno.
- Nie kupię sukienki i butów za całą pensję! Wiesz, ile to pieniędzy w Polsce? - Czy ona była niespełna rozumu?
- Oczywiście, że nie kupisz – z drugiej strony słuchawki rozległ się perlisty śmiech – Jutro po zdjęciach pójdziemy pogadać z Suzanne. Na pewno ma coś odpowiedniego w garderobie. Nie martw się, sporo modelek tak robi. Suzanne też.  
---
     Piątkowe zdjęcia, popołudnie z Nadią i Piotrem w muzeum D'Orsay, pełnym obrazów Moneta i mebli w stylu Art Deco... Wszystko to wydawało się Kaśce czymś nierealnie pięknym. Sobotnie przedpołudnie przeznaczyła na spacer wzdłuż Sekwany. Potrzebowała spokoju, a najlepiej jeszcze ciepłych silnych ramion, dających poczucie bezpieczeństwa. Co za ironia losu, pomyślała, wpatrując się w nurt rzeki. Związek z Arturem wydawał jej się początkowo czymś szalonym, jak jazda na rollercoasterze, a okazał się azylem i oazą szczęścia. A co będzie, jeśli Suzanne zaproponuje jej pracę, a on powie "nie”?  
     Po powrocie do hotelu długo wpatrywała się w telefon. W końcu podniosła słuchawkę i wybrała numer. Musiała z kimś porozmawiać!
- Kasia? Boże, już się zaczynałam martwić – słowa mamy zadziałały jak balsam. Nagle przestało mieć znaczenie kłamstwo na temat jej ojca i wymuszona obietnica, którą złamała, odwiedzając cmentarz. Nadal mama była jedyna osobą, której mogła zwierzyć się ze swoich rozterek.
- Nadia twierdzi, że jest niewielka szansa na to, żebym mogła tu zostać i to nawet legalnie – zakończyła, czekając na reakcję mamy.
- Jeśli naprawdę tak Ci zależy na tym chłopaku... – Marianna zawiesiła głos – Wydaje mi się, że nie ma znaczenia, gdzie spędzisz najbliższy rok. Jak dla mnie, to urlop dziekański jest do przyjęcia. Zostały Ci dwa semestry, więc i tak w końcu dostaniesz dyplom, a takiej okazji za rok już nie będzie. Nie będę też udawać, że nie wiem o tym, że praktycznie razem mieszkacie – dodała.
- Mamo! - poczuła, że się rumieni.
- Co mamo? Nie nazywam się Dulska i doskonale o tym wiesz! - umilkła, jakby szukała odpowiednich słów – Powiedz mu, to, co mnie – w głosie mamy dominowało ciepło i spokój.
     Z drżeniem serca wybierała numer i o mało nie zemdlała, gdy usłyszała głos... Młodego – Artur polazł do kumpli, ale powinien być za jakieś dwie godziny – stwierdził.
- To powiedz mu, że idę na imprezę z Nadią i jej chłopakiem. No, i że zadzwonię jutro rano - rozłączyła się. Byłoby lepiej, gdyby powiedziała mu osobiście. Z drugiej strony, zawsze twierdził, że może robić, co chce. Westchnęła ciężko i poczłapała do łazienki. Jeśli chciała być gotowa przed ósmą, to powinna narzucić tempo. Ze słów Nadii wynikało, że Antoine nie lubi czekać.
- Jesteś ode mnie wyższa     - zauważył, kiedy stanęli przed lustrem w holu – Nie masz innych butów?
- Nie wyższa, tylko tego samego wzrostu – poprawiła go – Nie mam innych butów, które pasowałyby do tej sukienki. Zresztą Napoleon był niższy od Józefiny, a nie był z tego powodu nieszczęśliwy – wzruszyła ramionami. Chyba nie miał kompleksów?
- Żartujesz? - spojrzał na nią, jakby przed chwilą zobaczył ją po raz pierwszy w życiu – Nie był niższy!
- Tak, był – upierała się – Od pani Walewskiej też, ale to nie przeszkodziło mu mieć z nią syna – przewróciła oczami.
- Waleska? Może jeszcze była z Polski? - spytał lekko drwiącym tonem.
- Owszem, była – Kaśkę zaczynała męczyć jego ignorancja. Czego ich uczą w tych szkołach?
- A widzisz! – ucieszył się, wskazując na podjeżdżającą taksówkę – Polskie dziewczyny zawsze leciały na Francuzów.  
- To nie ona na niego leciała, tylko on na nią – Ty głąbie, dodała w myślach – Ona spokojnie mieszkała z mężem w Polsce, ale on przyjechał i się zakochał.
- Pojechał do Polski? Przecież to strasznie daleko! - wykrzyknął.  
     Kierowca pomógł Kaśce wsiąść, podczas gdy jej towarzysz sadowił się z drugiej strony. Spojrzała na Antoine'a z politowaniem. Z geografii też był cienki. Jeśli dla niego przemierzenie kawałka Francji i Niemiec, to było strasznie daleko, to co dopiero kampania rosyjska?! - Nieważne – machnęła ręką. Nie próbowała już podtrzymywać rozmowy, a on najwyraźniej był zadowolony z samego faktu, że była.  
     Zmierzali do przystani płaskodennych barek pokrytych szkłem. Kierowca zgrabnie podjechał do miejsca pilnowanego przez dwóch potężnie zbudowanych ochroniarzy. Wokół zgromadził się spory tłumek gapiów, zdominowany przez wystrojone w krótkie sukienki dziewczyny – Poznaj moje fanki – Antoine był wyraźnie zadowolony z obecności publiki. Kaśka zdecydowanie mniej, ale postanowiła tego nie okazywać. Skoro potrafiła poderwać Artura, to potrafiła wszystko! Wysiadła i stanęła spokojnie obok jednego z ochroniarzy. Gdy tylko ukazał się Antoine, wybuchła wrzawa. Na szczęście podpisał tylko kilka podstawionych mu zdjęć i mogli przejść do ogrodzonej płotem części, gdzie stała już spora grupka gości. W międzyczasie nadjechały dwie kolejne taksówki. Z jednej z nich wysiadła Nadia i Pierre. Towarzyszyło im zainteresowanie, ale nie aż takie jak Antoine'owi.  
- Dobrze wyglądasz – pochwaliła ją Nadia – ta jasnoróżowa wstążka dodaje szyku.
     Rzeczywiście czarna jedwabna sukieneczka przewiązana wstążką w kolorze pudrowego różu i pantofle w takim samym kolorze robiły wrażenie. Lekko opalone nogi bez rajstop lśniły w sztucznym świetle. Nadia poznała ją z kilkoma zawodnikami i ich dziewczynami lub żonami. Przeszli razem do pływającej restauracji. Przez cześciowo uchylone tafle szkła mogli podziwiać Paryż nocą widziany z rzeki. Stoliki zstawiono tak wykwintnymi potrawami i kwiatami, że przypominały bardziej dzieła sztuki niż kolację. Towarzysz Kaśki był w swoim żywiole. Krążył wśród kolegów, co jakiś czas wracając do Kaśki lub prowadząc ją ze sobą. Rozmawiali zwykle przez chwilę po angielsku, po czym pzrechodzili na francuski, więc tylko stała i przysłuchiwała się brzmieniu słów.      
- Skąd masz taką sukienkę? - zapytał ją w pewnej chwili Antoine i prześliznął się wzrokiem po jej ciele – Podobno to z najnowszej kolekcji. Przecież jej nie kupiłaś.
     Ale burak, pomyślała – Jak powiedziałam, że idę z TOBĄ na kolację, to w Galerii Lafayette ustawili się w kolejce, żebym coś wzięła – musiała poczekać chwilę, żeby jej słowa dobrze do niego dotarły – Przecież wszyscy będą nas fotografować – wyjaśniła.
     Szeroki uśmiech pojawił się na jego starannie wygolonej twarzy – Dobrze wyglądasz – stwierdził zadowolony – chłopakom też się podobasz – dodał.  
     No jasne, podoba im się mój tyłek, bo niby jak mieliby ocenić mój intelekt, skoro gadają stale po francusku? Westchnęła ciężko. Po deserze na stołach pojawiły się owoce, a na scenie zespół z ciemnoskórą dziewczyną. Grali najnowsze przeboje, a ona śpiewała lepiej niż Madonna, czy Cher. Nadia nachyliła się do Pierra, który po chwili poprosił ją do tańca. Kaśka spojrzała na Antoine'a wyczekująco. On jednak nie miał zamiaru tańczyć. Odwrócił krzesło bokiem do stołu i gadał w najlepsze z kolegami. Siedziała, obserwując dziewczyny piłkarzy. W większości były bardzo ładne i zgrabne, świetnie ubrane w rzeczy, które można podziwiać w magazynach mody. Przypomniała sobie cenę swojej sukienki. Ciekawe, co Artur by jej powiedział, gdyby mógł ją teraz zobaczyć. Wyglądała naprawdę ładnie. Piosenka się skończyła i Nadia z Pierrem wrócili do stołu.  
- Musisz powiedzieć dziewczynom, jak to załatwiłaś z tą sukienką – Antoine powrócił na swoje miejsce.
- Daj spokój! - prychnęła – To był żart.  
- Co? - zamrugał gwałtownie – Nie dostałaś jej z mojego powodu?
     Kaśka posłała Nadii spojrzenie pełne desperacji. Nieoczekiwanie z pomocą przyszedł jej Pierre – Zatańczysz? - spytał, wyciągając do niej dłoń. Taniec był wolny, więc wyjaśniła mu, w czym rzecz. Z trudem powstrzymywał śmiech. Kiedy wrócili do stolika, Nadia jakoś ugłaskała już nieco urażonego Antoine'a.
     Kaśka musiała przyznać, że kolacja była naprawdę wykwintna, ale gdyby nie Nadia i Pierre, czułaby się nieswojo i samotnie. Założyła nogę na nogę i przyglądała się połyskującemu serduszku kołyszącemu się na jej kostce.
- Ładne – Antoine przesunął palcem po jej kolanie – To prezent?
- Tak. Od mojego chłopaka – odparła. Było jej wszystko jedno, jak zareaguje. Nie, nie było. Chciała, żeby wiedział – Został w Polsce – dodała. Ku jej zdziwieniu, nie stało się nic. Tak, jakby wiedział, albo, jakby go to nie obchodziło. Poczuła się urażona – Może zatańczymy? - miała dość siedzenia i przysłuchiwania się niezrozumiałym rozmowom, miała dość głupkowatego uśmiechania się... miała dość! Czego oczekiwała? Każda z dziewczyn stojących przed płotem przystani oddałby wszystko za bycie na jej miejscu. To moja wina, pomyślała ze złością, nie znam języka, nie wiem o czym rozmawiają. Niepotrzebnie się zgodziłam. Z drugiej strony, Nadia zorganizowała jej wieczór w naprawdę niesamowitym miejscu, więc towarzystwo nadętego dupka nie było aż takim poświęceniem.
- Ty zatańcz dla mnie – usłyszała.
- Co? - miała pląsać przed nim? - Przykro mi, ale nie jestem tancerką – starała się, żeby nie zabrzmiało to sarkastycznie.  
- Dla swojego chłopaka też nie tańczysz? - o dziwo, w jego głosie nie było niechęci, czy złośliwości.
- Nie, sama nie – zastanowiła się, nad jego pytaniem. Czy on by tego chciał? - Tańczę z nim – powiedziała powoli.
- Ja nie lubię tańczyć – usłyszała w odpowiedzi. Nie miała ochoty tłumaczyć, że raz mógłby zrobić wyjątek.  
---
     Taksówka zatrzymała się przed hotelem i kierowca spojrzał wyczekująco w lusterko.  - Dziękuję, to był miły wieczór – Kaśka musnęła policzek Antoine'a. Przytrzymał jej rękę, nie pozwalając wysiąść.
- Nie zaprosisz mnie? - zajrzał jej w oczy z czarującym uśmiechem.
- Nie – pokręciła głową z równie czarującym uśmiechem – Nie zaproszę.
- Nie mówisz poważnie – dobry humor go nie opuszczał – Przecież dobrze się bawiłaś.
- To prawda – przyznała – Ale teraz idę spać. Dobranoc. W odpowiedzi powiedział coś po francusku - Nie rozumiem, mów po angielsku – upomniała go.
- Spławiasz mnie? - w jego głosie brzmiało niedowierzanie – To z powodu chłopaka?
- Co? - otworzyła drzwi taksówki i nie zważając na taksówkarza i portiera wybuchnęła śmiechem – Zaprosiłeś mnie na kolację i myślisz, że zostaniesz na śniadanie? - Nie miała zamiaru się tłumaczyć.  
     Wysiadła i śmiejąc się w głos podeszła do przeszklonych drzwi, które portier natychmiast przed nią otworzył. Śmiała się jeszcze, kiedy podchodziła do recepcji. Jest tylko jeden facet na świecie, z którym się przespałam na pierwszej randce, pomyślała, idąc do windy, i niech tak zostanie.  
---
- Siadaj – Suzanne wskazała jej fotel – Mam propozycję. Co prawda agencja nie szuka chwilowo modelek, ale być może dla Ciebie zrobimy wyjątek. Mamy dużo dziewczyn w podobnym typie – rzuciła jej wymowne spojrzenie - Teraz zaczynamy powoli inwestować w dziwne modelki, nie klasycznie ładne, ale Ty masz dobre ciało i jesteś bystra – o dziwo, w jej głosie nie było niechęci - To posunięcie z poderwaniem jednego z większych playboyów wśród piłkarzy było dobre – rzuciła na stół gazetę.
- Mogę? - Kaśka odwróciła żurnal o 180 stopni – O Boże! - Jęknęła, widząc na okładce swoje zdjęcie przed hotelem. Kto je mógł zrobić? Jak to możliwe, że nie zauważyła? Z drugiej strony, czy to miało znaczenie?
- To szmatławiec, ale poczytny – Suzanne założyła nogę na nogę i odchyliła się do tyłu razem z fotelem – Pewnie nie zrobisz kariery jako modelka, ale weźmiemy Cię do zdjęć bielizny i jako dublerkę.
- Dublerkę? - spytała z roztargnieniem, otwierając gazetę na trzeciej stronie, gdzie zapowiadano dalszy ciąg reportażu. Oczywiście nic nie rozumiała, ale widać było, że się śmieje.
- Niektóre gwiazdy firmują np. perfumy czy bieliznę, a mają słabą figurę, albo brzydkie dłonie. Wtedy używamy dublerów części ciała – wyjaśniła – Zawróciłaś mu w głowie i dobrze. Będzie się o Was pisało jeszcze z tydzień. Pewnie dostaniesz bukiet kwiatów na przeprosiny za ten wyskok – stuknęła palcem w zdjęcie, na którym jej adorator siedział rozparty przed skąpo odzianą tancerką – dobrze by było dać anonimowy cynk do którejś redakcji. Nadia Ci podpowie, jak to załatwić.
- Żartujesz – wydęła usta. Miała się znów spotkać z tym dupkiem?
- Nie – Suzanne uśmiechnęła się cierpko – Witaj w naszym świecie. Związek z piłkarzem to świetna trampolina dla kariery. Może umiesz śpiewać albo projektować?
- Dzięki, ale muszę to przemyśleć – Kaśka wstała powoli. Miała wrażenie, że świat wokół niej zwariował.
- Byle nie za długo – usłyszała za plecami – w Paryżu dwa tygodnie to wieczność.
---
- Nadia, możesz wyrażać się jaśniej? - usłyszała dokładnie to samo, co od Suzanne – Czyli Ty to ustawiłaś. Mam go podrywać po to, żeby się wylansować na tutejszych "salonach”? Ale ja mam chłopaka, którego kocham.
- To się zdecyduj! - Nadia traciła powoli cierpliwość – Albo kariera, albo dom z ogródkiem i dzieciaki. Żyjesz tu i teraz.  
- A Ty też jesteś z Pierrem z takiego powodu? - zbyt późno ugryzła się w język.  
- Nie – Nadia potrząsnęła głową – Pierre jest inny, a poza tym niedługo kończy karierę. Mówiłam Ci. Antoine to niebieski ptak uwielbiany przez dziennikarzy, miedzy innymi za to, że dostarcza im materiału do pisania. W tej chwili to idealny facet dla Ciebie.  
- O Boże, Nadia – Kaśka opadła ciężko na kanapę – Ale on proponował mi seks, chociaż wiedział, że mam chłopaka! Wyplącz mnie z tego. Nie chcę tego Twojego Antoine'a i takiej kariery. To nie dla mnie – krzyknęła – Może gdybym nie znała Artura, gdybym go nie kochała... ale nie wyobrażam sobie, że miałabym... z tym.... Wiesz, jak to jest, jak człowiek wie, że spotkał swoją druga połowę?
     Nadia słuchała Kaśki w zamyśleniu. W końcu spojrzała jej w oczy – Jesteś drugą osobą, która tak mówi o mężczyźnie – powiedziała powoli – Kiedyś Ola opowiadała mi tak o Adamie. Jeśli ten Twój Artur jest dla Ciebie taki ważny, to musi być naprawdę wyjątkowy.  
- Wierz mi lub nie, ale dla niego byłabym chyba gotowa skoczyć w ogień – poczuła drapanie w gardle.
- Mimo wszystko, nie zatrzaskuj tych drzwi – Nadia wsunęła dłonie we włosy i poruszała nimi robiąc sobie na głowie nieład, jakby chciała zmobilizować się do myślenia – Jeśli przyjdzie z kwiatami, to je przyjmij. Umów się na jakieś jedzenie i damy cynk do gazety, żeby znów o Tobie napisali. Twój chłopak się nie dowie, bo skąd miałby się dowiedzieć? Suzanne wie, że masz egzaminy i wracasz do Polski, ale przecież wrócisz. W najgorszym razie przyjedziesz tu we wrześniu na zdjęcia. Chcesz tu zostać, więc potrzebujesz pracy.  
- Wcześniej muszę porozmawiać z Arturem - nie podobał jej się ten plan, ale lepszego nie miała – Chcę, żeby przyjechał tu ze mną, inaczej tu nie zostanę. Na razie się zastanawia, ale nie powiedział nie, więc muszę poczekać – Kiedy rozmawiali w niedzielę, odniosła wrażenie, że Artur w pierwszej chwili zapalił się do jej pomysłu. Jednak nie zgodził się od razu, ale zgodnie ze swoim zwyczajem stwierdził, że każde z nich musi to jeszcze przemyśleć.
- O pracę dla niego postaramy się później, ale nie licz na cuda. Może będzie musiał iść na budowę – Nadia spoważniała – Nie będzie mu łatwo. Zwłaszcza, gdy zobaczy jak Ty pracujesz. Mężczyźni lubią mieć przewagę w dwóch sprawach: seks i pieniądze.  
---          
     Artur szedł zamyślony, mijając kolejnych przechodniów. Dopiero po dłuższej chwili zdał sobie sprawę, że zaczyna kropić deszcz. Pierwsze dni czerwca zaciągnęły niebo chmurami i przyniosły ze sobą gwałtowną letnią burzę. Spędził ten czas na tarasie, obserwując błyskawice i wdychając odurzający zapach bzu. Jego porażka finansowa stała się faktem z chwilą, gdy bank oficjalnie przyznał, że prowadzona jest kontrola jego finansów i akcje gwałtownie spadły. To nawet nie była porażka. To była katastrofa! Wszelka nadzieja przepadła i nadszedł czas na jego plan B. Kiedy w niedzielę rozmawiał z Kaśką, była taka radosna, taka pełna energii, że nie miał sumienia wyjawiać jej prawdy. Zresztą, co by to zmieniło? Ona była tam, a on tu. Trzy dni i będą razem. Razem? Zatrzymał się i spojrzał w górę. Deszcz przybrał na sile, ale gdzieniegdzie zaczynało się ukazywać błękitne niebo. Nagle przez jedną z poszarpanych wiatrem chmur przeniknął pojedynczy promień słońca, po chwili dołączył do niego kolejny. Artur poczuł na twarzy ciepły podmuch wiatru, przymknął oczy. Krople deszczu łączyły się w strużki i spływały mu po skórze w dół, na szyję, wsiąkając w ubranie. Były równie delikatne jak muśnięcia koralowych ust, jak dotknięcia aksamitnej skóry...  
-Ooo! - gdzieś z drugiej strony uliczki dobiegł go zachwycony dziecięcy okrzyk. Malec trzymał za rękę ojca i wskazywał coś na niebie. Odwrócił się.  
     Podwójny łuk tęczy widoczny był tak dobrze, że miało się wrażenie jej bliskości. Jakby minięcie domów wznoszących się wzdłuż drogi, pozwoliło dotrzeć do jednego z jej końców. Znał to zjawisko doskonale, potrafił wytłumaczyć ze szczegółami, jak powstawało, ba, rozszczepiali światło pryzmatami podczas zajęć na studiach, a jednak teraz chciał wierzyć, że jest to magiczny łuk za którym istnieje szczęśliwy świat, świat dla nich dwojga. Gdyby Kaśka stała teraz obok niego, cieszyłaby się jak dziecko! Znów przymknął powieki. Wyobraźnia pozwoliła mu ujrzeć jej rozszerzone zachwytem oczy. Potrafił w myślach odtworzyć za szczegółami rysunek jej tęczówek, przypominających bursztynowe witraże. Jestem masochistą, przemknęło mu przez myśl, kiedy poczuł żelazną obręcz zaciskającą mu się wokół piersi. Głośno wciągnął do płuc powietrze, ale ucisk nie ustępował.  
- Znika! - w głosie malca słychać było zawód i żal.
- Znowu się kiedyś pojawi – ojciec uśmiechał się do syna ciepło – trzeba tylko wypatrywać, jak będzie padał deszcz i świeciło słońce.
- Ale to się tak rzadko zdarza – narzekał mały.
- To prawda, ale dziś nam się udało. Może znów nam się uda?
     Artur powoli odwrócił głowę od blaknącej tęczy i ruszył w kierunku domu.  
- No jesteś wreszcie! - Młody wyszczerzył do niego zęby – Twoja super-woman dzwoniła. Powiedziała, że zadzwoni jeszcze raz, za... - zerknął na zegarek – No, właściwie, to lada moment. Co jest, nie cieszysz się?  
- Cieszę, a co, mam skakać na jednej nodze? - z trudem opanował dziwne drżenie w żołądku. Co mi jest, zastanowił się – Dzięki! - rzucił ugodowo do brata. Krążył po domu bez celu, czekając na telefon. Co miał powiedzieć? Teraz, czy potem? Dzwonek telefonu zawibrował mu w uszach
- Kaśka? - ucisk w gardle jakby zelżał.
- Och, nareszcie! - głos Kaśki brzmiał radośnie – Mam Ci tyle do powiedzenia, ale nie wiem, od czego zacząć? Boże, zacznę od Suzanne, bo nie wytrzymam dłużej tej niepewności. Ona zaproponowała mi pracę, ale jeszcze się nie zgodziłam... Mogłabym nawet za dwa tygodnie... Artur, pomyśl, Paryż latem, Montematre i Champs Elysees, tak bym chciała przyjąć tę pracę... Powiedz mi szybko, co postanowiłeś, proszę! - umilkła i tylko słychać było jej przyspieszony oddech.
     Artur prawie widział jej pałające oczy, rumieńce podniecenia, skrzydełka nosa drgające przy każdym oddechu... - Podpisz umowę – powiedział powoli.
- Och, naprawdę? - głos jej się załamał – Kocham Cię! Nie będziesz żałował!     
- Zobaczymy – odparł ostrożnie. W szybie biblioteczki zobaczył swoje odbicie. Spojrzał w swoje własne oczy...
- Artur, nawet nie wiesz, jak strasznie się cieszę! - urwała nagle – Ale Ty jedziesz ze mną? - upewniła się.
- Muszę Ci coś powiedzieć – zaczął, wciąż wpatrując się w szybę – Te operacje finansowe nie poszły mi tak, jak chciałem... będę potrzebował pieniędzy... - czuł, że robi mu się gorąco, a jednocześnie jego ciało pokryło się lodowatym potem. Blada twarz wpatrywała się w niego szarymi oczami.
- Nie martw się, kochanie – perlisty śmiech zabrzmiał mu w uszach i spłynął ciepłem do serca – Zarobiłam tyle, że starczy nam na bilety i na początek... Kocham Cię! - pociągnęła nosem – Widzisz, co się stało? Cholera, gdzie ja mam jakąś chusteczkę? - po chwili usłyszał, że wydmuchuje nos – No to następna sprawa, zamieniłam bilet. Przylecę o szóstej ale do Krakowa! Cieszysz się? Przyjedziesz po mnie na lotnisko? Pojedziemy do mnie, co? Już tak strasznie za Tobą tęsknię! Mmmm... - zamruczała cicho do słuchawki – Wyśpij się lepiej, bo mam na Ciebie taką ochotę...
- Kocie... - poczuł dziwne pieczenie pod powiekami. Zamrugał szybko – Dobrze, przyjadę... - powiedział ugodowo. Niech będzie, jak chce – i pojedziemy do Ciebie – dodał cicho.

Roksana76

opublikowała opowiadanie w kategorii erotyka, użyła 7220 słów i 40179 znaków.

4 komentarze

 
  • Użytkownik 79_01

    Świetne ! Czekam na więcej

    28 paź 2014

  • Użytkownik kromka

    super :) chce jeszcze i wiecej :)

    25 paź 2014

  • Użytkownik fanka

    Kocham Kocham i jeszcze raz KOCHAM♥♡♥

    24 paź 2014

  • Użytkownik geneva

    Swietne;-)

    24 paź 2014