Moje marzenie. Rozdział 14

Moje marzenie. Rozdział 14Ewa z uwagą słuchała, kiedy Kaśka ze szczegółami przekazywała jej swoją rozmowę z Krzyśkiem. Na koniec wsparła brodę na ręce i zamyśliła się głęboko. Chcąc, nie chcąc, Kaśka musiała się uzbroić w cierpliwość. W pierwszej chwili miała ochotę objąć Młodego i płakać z radości na jego ramieniu, potem jednak dopadły ją wątpliwości. To wszystko wydawało jej się tak nieprawdopodobne, że bała się podjąć decyzję bez porozumienia z Ewą. Teraz siedziała i wpatrywała się w nią z niepokojem.
- Jeśli jest tak, jak mówi ten Twój Młody... - Ewa zawiesiła głos – to on Cię naprawdę kocha – dokończyła.  
- Co to znaczy? - spytała niepewnie – Myślisz, że to wymyślił? Ale po co miałby to robić? O Boże, Ewa...
- Cicho bądź, daj pomyśleć! – machnęła ręką jakby odganiała natrętną muchę – muszę podjąć ważną decyzję.
- Ty? - No chyba przesadziła, to ja mam podjąć decyzję, przemknęło jej przez myśl.
- Słuchaj, to nie jest takie oczywiste, że on rezygnuje z miłości dla Twojego dobra – kręciła głową z powątpiewaniem – To młody chłopak... cholera, sama nie wiem. To jego brat... - myślała na głos – Ufasz mu?  
- Młodemu? - spojrzała na Ewę, upewniając się, że właśnie jego ma na myśli – Chyba tak...
- Chyba?  
- Tak, ufam mu. Za to ich matce, ani trochę! - wydęła usta – Tylko, że oni to przed nią ukrywają... Kurde, Ewa, co ja mam robić?!
- Słuchaj, co czujesz? Chcesz jechać? - Ewa położyła jej dłonie na ramionach.
- Kurcze, no pewnie, że chcę! - jeszcze jak, dodała w myślach – tylko że nie wiem, co zastanę – westchnęła – A jak on mnie nie chce? Jak nie da się przekonać?
- Nie gadaj głupot! Twoja w tym głowa, żeby się dał – Ewa wypuściła głośno powietrze z płuc – Bardziej mnie martwi to, że ma kłopoty finansowe. Jak jest taki honorowy, to nie zechce przyjąć pomocy...
- I tak nie mam tyle, żeby mu pomóc – Kaśka przerwała jej z niechęcią w głosie.
- Dlatego właśnie muszę podjąć decyzję – Ewa uśmiechnęła się przelotnie.
- Nie przyjmę od Ciebie pieniędzy... - Kaśka wyprostowała się gwałtownie.
- Nie musisz – Ewa wstała i podeszła do biblioteczki. Poszperała w jakichś papierach i po chwili wróciła do Kaśki z tekturową teczką przewiązaną tasiemką – Marianna pewnie nie będzie zachwycona, ale gówno mnie to obchodzi. Jej sprawa, co zrobi ze swoim życiem, ale jestem Twoją chrzestną matką i nie zamierzam patrzeć jak cierpisz – otworzyła teczkę i wyciągnęła z niej jeden z dokumentów – To Twoje – podała go Kaśce.
- Co to jest? - spytała podejrzliwie. Wyglądało na wyciąg bankowy. U góry widniał numer konta i nazwa banku, a u dołu... O cholera! - pięćset dwadzieścia pięć milionów – przeczytała na głos. Zdumiona spojrzała na Ewę.
- Ojciec Ci to dał, ale byłaś mała, więc wpłaciłyśmy to do banku na nas dwie – podała jej kolejny papier – Każda z nas może zarządzać kontem, więc np. podjąć pieniądze.
     Kaśka siedziała, jak zahipnotyzowana. Ojciec zostawił jej majątek. Jak to możliwe, że nie dał jej nazwiska, a dał tyle pieniędzy? - Jak...? - wydukała z trudem – Jakim sposobem?
- Ksiądz Andrzej sprzedał jego dom i przekazał pieniądze dla Ciebie. Myślę, że wypełniał jego wolę – dodała Ewa, widząc zdumienie Kaśki – Uważam, że nadeszła pora, by Ci powiedzieć. Żeby była jasność – zaznaczyła – Nie dostaniesz teraz tych pieniędzy, ale są do Twojej dyspozycji. Jedź i zorientuj się, na czym stoisz. Jeśli będziesz ich potrzebowała, jeśli będzie warto... wracaj i bierz! A potem żyjcie długo i szczęśliwie – uśmiechnęła się, ale zaraz spoważniała – Jeśli jednak ten dupek złamie Ci serce jeszcze raz, to go załatwię gołymi rękami! No, może jeszcze odrobiną arszeniku. Jasne?  
- Kocham Cię, kocham Cię, kocham! - Kaśka rzuciła się Ewce na szyję, upuszczając na ziemię papiery i teczkę – Jesteś najcudowniejszą, najukochańszą ciocią na świecie!
- Powtórz to publicznie, a pożałujesz... - głos dziwnie jej się załamał, a w oczach zalśniły łzy – Ja bym się na Twoim miejscu spakowała i zadzwoniła na informację PKP i PKS. Na to zadupie nie będzie łatwo dojechać – gderała.  
---  
     Szaro zielonkawa tafla jeziora marszczyła się delikatnie, ale górą wiatr był znacznie silniejszy. Można to było zauważyć, obserwując wydęte żagle niewielkich jachtów i szybkie ślizgi pojedynczych desek windsurfingowych. Tylko w silnych podmuchach mogły tak wyglądać. Na tle białych żagli wyróżniał się jeden, barwny jak skrzydła egzotycznego motyla. Rzucał się w oczy nie tylko z powodu kolorów, ale też umiejętności surfera. Okrążał inne jednostki pływające z gracją, jakby nie pływał, lecz tańczył nad powierzchnią wody. W pewnej chwili obrał kierunek na plażę i pochylając się na wiatr nabrał prędkości. Przód deski uniósł się nieznacznie rozcinając wodę, a z tyłu utworzyła się jasna linia kilwateru. Rósł w oczach, tak, że po chwili widać było rozwianą jasną czuprynę żeglarza.  Podpłynął do pomostu zwalniając nieco i zgrabnie zeskoczył na deski nie zamaczając nawet stopy.
- Artur! – wrzasnął do niego krótko ostrzyżony osiłek w mocno wyciętej spłowiałej koszulce i wystrzępionych dżinsach do kolan – Ty się tu bawisz, a tam na górze towary nam stygną – wyszczerzył go niego zęby – Wiesz jakie laski przyjechały w pierwszym turnusie? Stary, coś dla Ciebie!  
- Odwal się, Paweł! - Artur posłał mu ponure spojrzenie – Naprawiłeś ster?
- Kurwa, daj spokój. Potem to zrobię – Paweł doskonale wiedział, że Artur mu nie odpuści, puki robota nie będzie skończona – Przysięgam, że to zrobię dzisiaj, ale teraz trzeba się przyjrzeć, bo po południu będziemy dzielić załogi. Chcę mieć przynajmniej jedną fajną laskę na jachcie.
- Jesteś instruktorem – Artur posłał mu spojrzenie pełne politowania – masz je nauczyć, a nie gapić się na ich tyłki.
- Słuszna uwaga – usłyszeli za plecami. Gośka, jedna z instruktorek właśnie ich mijała i musiała usłyszeć rozmowę – postaram się zadbać, żeby wszyscy byli zadowoleni.  
     Paweł zaklął pod nosem. Gośka była odpowiedzialna za kursantów, więc sporo od niej zależało – Gocha, daj spokój – spróbował ją obłaskawić – nawet dla najładniejszej dupeczki nie będzie taryfy ulgowej. Przecież mnie znasz.
- Jasne! - prychnęła – Lepiej się zajmij przydziałem namiotów. Nie wiem, dlaczego jeszcze tu stoisz?
     Paweł wyminął ją szybko i zbliżył się do linii drzew, gdzie poprzedniego dnia rozbili kilkanaście namiotów. Niedaleko od nich, pod jedną z sosen, ustawiony był niewielki stolik i krzesło, na którym rozsiadł się kierownik obozu, jeden z dwóch magistrów WF-u. Sprawdzał na liście kolejne osoby z jakiejś dwudziestki młodych ludzi. Jedna z dziewczyn, wysoka zgrabna blondynka coś mu tłumaczyła, wskazując na listę i kartkę, którą trzymała w dłoni. W pewnym oddaleniu stał Maciek, również instruktor i bacznie jej się przyglądał.
- Fajna, co? - Paweł podkradł się do niego z tyłu – Biorę ją.
- Zapomnij! - Maciek wyszczerzył do niego zęby – Ja ją pierwszy zobaczyłem.  
- Co jest panowie? - Gośka przyjrzała się dziewczynie. Wyglądała na energiczną. Ubrana w dżinsy i prosty T- shirt, nie pozowała na seksbombę, choć była naprawdę atrakcyjna – Ja ją biorę – stwierdziła krótko – i tę czarnulkę na końcu – wskazała głową niedużą dziewczynę z burzą niesfornych kręconych włosów.
- Wzięłaś najlepsze laski! Robisz to specjalnie! - Maciek nawet nie próbował ukryć oburzenia – Artur, powiedz jej. Jesteś najstarszy - zwrócił się do jedynej osoby, z którą liczyli się wszyscy, nawet Gośka. Nie tylko był najstarszy wiekiem, ale też stopniem i doświadczeniem. W naturalny sposób przejął przywództwo wśród instruktorów - Hej, ducha zobaczyłeś? - trącił łokciem Artura, wpatrującego się w dziewczynę przy stoliku z dziwnym wyrazem twarzy.
- Nie – powiedział, odwracając głowę do chłopaków – Gośka jest odpowiedzialna za ludzi, więc dzieli załogi – rzucił jeszcze jedno spojrzenie w kierunku kursantów. Nie mylił się, przy stoliku stała Kaśka. W pierwszej chwili myślał, że to przywidzenie. Tętno natychmiast mu przyspieszyło. Cholera! Co ona tu robiła? Najgorsze było to, że nie potrafił zachować obojętności – Weź się za ten ster! - rzucił ze złością do Pawła i ruszył w dół, do plaży, gdzie rozbity był duży wojskowy namiot, służący za magazyn na sprzęt.
- Wpadła Ci w oko, co? - Gośka ruszyła za nim – Jak chcesz, to weź ją do siebie.
- Nie – odparł szybko, nie patrząc na nią – Ale dobrze zrobiłaś – Mimo wszystko wolał, żeby Kaśka była w załodze Gośki, a nie któregoś z chłopaków. Przecież dlatego się rozstali, dlatego, żeby mogła znaleźć kogoś innego, lepszego... Nie przy mnie, nie na moich oczach, błagał w duchu. To nie był przypadek, że tu była. Czyżby postanowiła się  zemścić? To nie było w jej stylu, a jednak...  
- Artur, w porządku? - Gośka przyjrzała mu się uważnie.
- Tak – głos miał spokojny i opanowany jak zwykle – Cały dzień siedziałem przy żywicy. Chyba się nawąchałem tego syfu. Przejdzie mi – Wiedział, że nie ucieknie od rozmowy z Kaśką. Już miał odejść, kiedy nagle przyszło mu go głowy, jak to załatwić – przyślij ich potem do magazynu, to powiem im parę słów na temat sprzętu – rzucił obojętnym tonem. Tylko on wiedział, ile go ta obojętność kosztowała.
---
- Nie boisz się myszy? - dziewczyna z kasztanowym kucykiem zagadnęła Kaśkę, kiedy po "zrzuceniu” bagaży do namiotów zebrali się ponownie na obszernej polanie, pełniącej rolę placu apelowego i boiska do siatkówki – Może trzeba było spać w dwuosobowym? Aha, Mariolka jestem, a Ty?
- Kaśka. Nie znam nikogo, a myszy idą tam, gdzie jest jedzenie – prychnęła – Im jest wszystko jedno, czy w namiocie śpi jedna, czy dwie osoby. Wolę spać sama – a najlepiej z Arturem, dodała w myślach. Od samego początku rozglądała się za nim, ale nigdzie nie było go widać. Cholera, jak Młody mnie wystawił, to go zabiję, pomyślała.      
- No dobra, uciszcie się na chwilę – podeszła do nich dobrze zbudowana dziewczyna z jasnymi włosami do ramion – jestem Gośka, ale wszyscy nazywają mnie Gocha. Odpowiadam za szkolenie, to znaczy za podział na załogi, sprawy międzyludzkie i takie tam bajery. Jak opuszczacie teren obozu to zgłaszacie to do mnie. Jak mnie nie ma, to do kogoś z kadry. Kierownika i magistra angażujemy w sprawach bardzo ważnych z naciskiem na "bardzo”, czyli nigdy – uśmiechnęła się do nich szeroko – Aha, ja ustalam wachty w kuchni. Ty, ty i ty – wskazała Kaśkę, Mariolkę i jednego z chłopaków stojących w pobliżu – dziasiaj pomagacie przy posiłkach, OK?  
- OK – odparli chórem, czując, że polecenie było tylko grzecznościowo sformułowane jak pytanie.  
- Super! Idziecie teraz do tego namiotu koło plaży. Artur powie Wam parę słów na temat sprzętu. Wachta idzie potem do tamtego drewnianego budynku – wskazała coś w rodzaju solidnej szopy bez jednej ściany – to jest nasza kuchnia, a w czasie deszczu także jadalnia i świetlica. Reszta ma potem wolne.  
     Kaśka szła z bijącym sercem. Chyba wreszcie znalazła Artura! Jak zareaguje na jej widok? Jak ona powinna się zachować? Ewa doradzała, żeby poczekać na jego ruch... Czuła, że serce jej za chwilę wyskoczy spod bluzki.  
- Cześć, jestem Artur i odpowiadam za sprzęt – poznała natychmiast jego głos. Przesunęła się w bok, tak, że mogła go zobaczyć i sama stała się widoczna. Dobrze wyglądał z lekką opalenizną i jasnymi, nieco zmierzwionymi włosami. Koszulka bez rękawów odsłaniała jego umięśnione ramiona. Przesunął wzrokiem po twarzach stojących przed nim kursantów. Na ułamek sekundy ich oczy się spotkały, lecz Kaśka nie zdołała zatrzymać jego spojrzenia. Zachowywał się, jakby jej nie znał! – Jeśli cokolwiek zgubicie, zepsujecie, utopicie – wyliczał – jak najszybciej zgłaszacie to do mnie. Tak samo robicie, jeśli odkryjecie jakieś uszkodzenie. Na jachcie wszystko musi być sprawne. Jak czegoś nie sprawdzicie, to na pewno się to na was zemści na wodzie. Jasne? - mówił spokojnie, patrząc wprost na nich. Znów spojrzał na Kaśkę, a ona lekko się uśmiechnęła. Nie odpowiedział uśmiechem – Wejdźcie do namiotu i zorientujcie się gdzie co leży. Odkładacie wszystko na miejsce, tak, żeby inni nie musieli szukać.  
     Kaśka umyślnie pozostała z tyłu. Już do niej dotarło, że Artur nie był zachwycony jej przyjazdem. No, ale nie wie, dlaczego tu jestem, tłumaczyła sobie w myślach. Czekała z niepokojem na rozwój wypadków. Nie trwało to długo. Kiedy wszyscy ruszyli do namiotu, Artur podszedł do niej – Co Ty tu robisz? - spytał szorstko – Powinnaś być w Paryżu! - rozejrzał się na boki.
- Nie złość się. Chciałam z Tobą porozmawiać, a nie odbierałeś telefonu... - urwała, widząc ruch przy wejściu.
- Potem pogadamy – rzucił ponuro i wszedł do namiotu.
     Wypuściła głośno powietrze z płuc i ruszyła za nim. Trochę inaczej sobie wyobrażała ich spotkanie. A jeśli Młody nie powiedział jej wszystkiego? A może było coś jeszcze? Coś, czego nie wiedział? A jeśli to Daria miała rację? Jeśli, jeśli, jeśli...! Wewnątrz namiotu było gorąco, mimo że jedną ze ścian pozostawiono otwartą. Wyszła stamtąd pospiesznie. Po chwili dołączyła do niej Mariolka i chłopak wybrany przez Gośkę. Poszli do kuchni, gdzie przywitała ich Wioleta, również instruktorka, wyznaczona na odpowiedzialną za prowiant. Dowiedzieli się, że śniadania i kolacje robione są we własnym zakresie przez wyznaczoną wachtę, a obiady przywozi w termosach jeden z magistrów z pobliskiej gospody. Trzeba je tylko podać. Kursantów jest trzydziestu, sześciu instruktorów, dwóch magistrów, czyli kierownik obozu i jego zastępca oraz niejaka pani Bożena, siostra kierownika, która nie pełni żadnej funkcji.
     Kaśka wróciła do swojego namiotu w niewesołym nastroju. Rozpakowała się bez pośpiechu. Jej namiot stał niedaleko namiotów kadry, więc gdyby Artur postanowił tu przyjść, na pewno by go zauważyła przez tropik. Nie pojawił się jednak, za to usłyszała, jak Wioleta wali drewnianą łyżką w patelnię, wzywając w ten sposób wachtę do kuchni.  
- Zjedzcie zupę, bo Wam wystygnie – wskazała stertę talerzy na blacie pod ścianą wiaty – mamy tylko kuchenkę na gaz z butli, więc odgrzewanie jest możliwe, ale lepiej sobie nie dokładać roboty.  
     Usiedli na taboretach przy małym stoliku nakrytym ceratą. Był to chyba ten sam, przy którym kilka godzin wcześniej siedział kierownik obozu. Kaśka z trudem przełknęła gorący wywar. Co ja tu robię, pytała samą siebie. Uczepiła się myśli, że wtedy w Krakowie Artur nie powiedział jej prawdy, a przecież tak nie musiało być...
- No, jazda! - Wioleta zdjęła ze ściany chochlę z długim trzonkiem – ja nalewam, Wy roznosicie.  
     Tylko się nie potknąć, tylko się nie wywalić! Kaśka powtarzała to w myślach, jak mantrę, roznosząc talerze z parującą zupą. Stoły ustawione były w podkowę, więc nie miała daleko. Ustawiły się z Mariolką tak, że jedna szła w prawo, druga w lewo. Krzysio, chłopak, który miał z nimi wachtę, stał obok Wiolety i podawał nakrycia. Szło im sprawnie, bo wszyscy byli głodni po podróży i szybko przyjmowali od nich pełne talerze. Kaśka zauważyła, że Artur siedzi na szczycie stołu obok na oko czterdziestoletniej kobiety z ciemnymi włosami, która wyraźnie była nim zainteresowana. Może w innej sytuacji by jej to nie denerwowało, ale teraz? Na dodatek nie tylko był dla niej uprzejmy, ale się do niej uśmiechał w taki sposób... - Uważaj! - Mariolka o mało jej nie potrąciła.
- Przepraszam – bąknęła i odwróciła się na pięcie – Zamieńmy się stronami na drugie danie – poprosiła Mariolkę, kiedy skończyły roznosić talerze.
     Drugie danie szło oporniej, bo trzeba było nakładać z dwóch termo-garów, osobno ziemniaki i mielonego. Krzyś dokładał surówkę z białej kapusty.
- Smacznego – uśmiechnęła się czarująco do ciemnowłosej kobiety. Oględziny z bliska wypadły na jej niekorzyść, co bardzo poprawiło Kaśce humor – smacznego – podała talerz Arturowi. Ich palce spotkały się na ułamek sekundy. Poczuła to, jakby przeskoczyła między nimi niewidzialna iskra. Wydało jej się, że on poczuł coś podobnego, bo talerz zadrżał, kiedy go puściła. Nie podniósł wzroku, ale była pewna, że "dziękuję” wypowiedział z trudem. Co za głupota, łajała się w myślach, roznosząc dalej obiady. Zamiast po prostu porozmawiać, zabawiamy się w jakieś podchody!  
     Po obiedzie okazało się, że czeka ich najbardziej nieprzyjemna część wachty, czyli zmywanie. Kaśka za nic nie chciała się zgodzić na mycie talerzy zimną wodą, więc nabrali wody z jeziora i zagrzali ją w największym garze na kuchence.
- Zabraknie nam gazu – zrzędziła Wioleta, ale zmieniła zdanie, widząc, jak sprawnie poradzili sobie z ogromną emaliowaną miednicą, w której urządzili zmywalnię - Obiad był późny, więc dzisiaj na kolację kiełbasa na ognisku i odpada zmywanie – zakomunikowała im na koniec.    
- Kurde, skąd wy macie takie zaopatrzenie? Kotlety, kiełbasa... niezła wyżerka! - Krzysio był pod wrażeniem.
- Niejaka pani Bożena, siostra kierownika, jest kierowniczką pss-u w Augustowie – Wioleta najwyraźniej      nie darzyła jej sympatią – a ponieważ spędza tu całe wakacje, to zapewnia nam dostęp do zaopatrzenia – rozłożyła ręce – Minusem jest to, że traktuje nas, jak coś w rodzaju służby. No, może z drobnymi wyjątkami – dodała zjadliwie, rzucając znaczące spojrzenie w kierunku ciemnowłosej kobiety rozmawiającej z Arturem.  
     Kaśka poczuła, jak krew napływa jej do policzków, kiedy zauważyła, jak pani Bożena strzepuje z ramienia Artura jakieś paproszki. Ja Ci jeszcze pokażę wstrętna babo, rzuciła jej w myślach wyzwanie. Kręciła się bez celu po terenie całego obozu, szukając sposobu na przydybanie Artura samego. On natomiast, jakby umyślnie cały czas z kimś gadał. Wreszcie dała za wygraną i zeszła nad jezioro. Brzeg z jednej strony przechodził w kawałek piaszczystej plaży, a dalej w gęste trzcinowisko. Z drugiej strony trzciny wycięto i postawiono pomost w kształcie litery L. Przy dłuższym ramieniu kołysały się na wodzie przycumowane jachty: cztery "omegi” i dwa kabinowe "oriony”. Wszystko było perfekcyjnie sklarowane i poukładane, nawet cumy ułożono w równiutkie okręgi. Kilku chłopaków stało na pomoście przechwalając się swoimi umiejętnościami żeglarskimi. Nie miała ochoty tego słuchać. Prym wodził osiłek z kilkudniowym zarostem, Grzesiek. Był hałaśliwy i pewny siebie. Reszta najwyraźniej była pod jego wrażeniem. Ominęła pomost i ruszyła w lewo. Przeszła jakieś trzydzieści metrów i doszła do siatkowego płotu. Nie dochodził on do samego brzegu, więc minęła słupek i wyszła poza teren obozu. W oddali między drzewami zamajaczyły drewniane domki kempingowe. To pewnie tam mieszkała pani Bożena, przypomniała sobie, co im mówiła Wioleta.
- Nie wolno wychodzić poza teren bez informowania kadry – usłyszała za sobą niski głęboki głos i nogi się pod nią ugięły.
- I przyszedłeś specjalnie po to, żeby mi o tym przypomnieć – powiedziała miękko, odwracając się powoli w stronę Artura – jestem pod wrażeniem – miała ochotę podbiec i zarzucić mu ręce na szyję, ale wyraz jego twarzy ją powstrzymał.
- Po co przyjechałaś? - patrzył na nią pociemniałym, gniewnym wzrokiem – Powinnaś być teraz we Francji.  
- Sama decyduję, co powinnam – nagle poczuła złość. Jakim prawem pytał ją w ten sposób? Kiedyś tak, ale teraz? Sam je sobie odebrał! - To wolny kraj. Zapłaciłam za obóz i chcę się szkolić.
- Naprawdę Ci to potrzebne? - ta rozmowa schodziła na niebezpieczne tory. Czuł to.
- Jak już zarobię na jacht, to będę pływać po lazurowym wybrzeżu – powiedziała chłodno. Co ja robię? Nie tak chciałam z Tobą rozmawiać!
- Więc jednak wyjedziesz? - spytał. Powinien czuć ulgę, więc dlaczego jej słowa go zabolały?  
- Czy jest powód, dla którego nie powinnam tego robić? - zaryzykowała – Albo... - zawahała się. Czuła jak serce jej wali – Czy to coś zmieni, jeśli powiem, że rozmawiałam z kimś, kto powiedział mi... - cholera, Młody wybacz! - Jeśli rozmawiałam z Młodym?
- Nie! - szybkość jego reakcji i twardy ton, jakim odpowiedział, sprawił, że aż podskoczyła – Niczego to nie zmienia. Nie jesteśmy razem i nie będziemy – w miarę, jak mówił w jego piersi narastał ucisk, przeradzał się w ból – Zabieraj się stąd i jedź tam, gdzie możesz coś osiągnąć!
- Nie mów mi, co mam robić! – rzuciła się w przód z zaciśniętymi pięściami, ale zatrzymała się jakiś metr przed Arturem – Skoro nie jestem z Tobą, to mogę robić, co chcę! Zresztą, wiele razy mi to powtarzałeś – z trudem hamowała łzy.
     Stała tak przed nim z pałającym wzrokiem, z zaróżowionymi policzkami i drżącymi ustami. Bliskość sprawiła, że poczuł jej zapach, poczuł jej ciepło, jakby niewidzialną energię, którą emanowała, przyciągała go, wabiła... Była taka piękna! Nigdy nie widział jej w takiej furii, nawet wtedy, gdy wyrzuciła go z domu. Przełknął głośno ślinę. Musiał coś zrobić i to natychmiast, bo gotów był rzucić się na nią i całować te usta, te lśniące gniewem oczy... zacisnął szczęki, aż poczuł w skroniach ból.  
     Od strony obozu dobiegły ich wesołe krzyki. Ktoś zawołał "Artur”, po chwili jeszcze raz, bliżej nich. Otrząsnął się pierwszy – Jedź do Paryża, bardzo Cię proszę – wycedził przez zęby
- Zrobię, co zechcę – rzuciła ze złością. Poczuła się zawiedziona. Przez chwilę wydawało jej się, że widzi w jego oczach coś... jakby czułość, a może pożądanie? Przez ułamek sekundy!
- Artur! - kobiecy głos.
- Idź tam – powiedział, wskazując kierunek, z którego dobiegało wołanie, a sam ruszył wzdłuż płotu, oddalając się od jeziora.
     Bez słowa wykonała polecenie, minęła słupek i po kilkunastu metrach natknęła się na panią Bożenę – Nie było tu Artura? - spytała, rozglądając się.
- Nie – rzuciła krótko i szybko ruszyła w stronę namiotów. A właśnie, że nigdzie nie pojadę, postanowiła, nie pojadę i już!

Roksana76

opublikowała opowiadanie w kategorii erotyka, użyła 4214 słów i 23070 znaków.

9 komentarzy

 
  • Roksana76

    Witajcie. Nie mogę go podać, bo jak to zrobiłam wcześniej to dostałam ostrzeżenie, że mnie stąd wywalą. Zaraz wrzucę tutaj to, co jest na blogu.  :woot:

    6 lis 2014

  • ...

    Autorko!  
    Prosimy, podaj adres swojego bloga:-)

    6 lis 2014

  • Eva

    Czy mogłby ktoś podać linka to tego bloga o którym mowa?

    6 lis 2014

  • Roksana76

    Mówiąc szczerze, mam zawsze problem, jak zamieszczam zdjęcie, bo przeważnie nie jest idealne. Z Kaśką się udało, z Arturem gorzej. Postaram się znaleźć coś lepszego  :redface: Choć najfajniejsze jest to, ze każdy ma inne wyobrażenie postaci. KaRino, jeśli uda Ci się znaleźć zdjęcie lepiej oddające postać to czekam na maila. Zamieszczę je w kolejnej części  :smile:

    6 lis 2014

  • KaRina

    Ja wyobrażam sobie Artura trochę inaczej :D poda ktoś link do bloga,  gdzie jest "Moje marzenie"? :)

    5 lis 2014

  • nickinakss

    nareszcie czekam na kolejna część! genialne! więcej!

    5 lis 2014

  • inna1

    Jeszcze!!

    5 lis 2014

  • Roksana76

    No cóż, może nie tak idealnie, ale chyba tak go sobie wyobrażam.

    5 lis 2014

  • XYZ

    fajne ;) ja chcę następną

    5 lis 2014