Moje marzenie. Rozdział 13

Kaśka szybkim krokiem przemierzała niewielka przestrzeń krakowskiego lotniska. Jakże małe i szare wydało jej się w porównaniu z paryskim. Jego jedyną zaletą był rozmiar.  
- Artur! - zauważyła go natychmiast, gdy tylko otworzyły się wahadłowe drzwi – Tak tęskniłam – wtuliła się w niego, chłonąc znajomy zapach i ciepło, jakie od niego biło. Zmęczenie ulotniło się gdzieś jeszcze zanim odebrała bagaż. Teraz myślała już tylko o tym, by znaleźć się w opiekuńczych ramionach.
- Cześć Kocie – pocałował ją w policzek.
- Tylko tyle? - wydęła usta – Dwa tygodnie osobno i cmoknąłeś mnie w policzek? - przyjrzała mu się podejrzliwie – Dziwnie na mnie patrzysz. Coś się stało? Ach, już wiem, to przez te włosy – przechyliła głowę do tyłu i potrząsnęła nią – Nie podoba Ci się?
- Nie, to znaczy tak, są inne, ale... ładnie Ci – wpatrywał się w nią, jakby chciał sprawdzić każdy szczegół jej twarzy – Podkreślają kolor oczu.
     Zarzuciła mu ramiona na szyję i sięgnęła do ust. Rozchyliła je śmiało językiem i poczuł, że się nie oprze. Smakowała tak dobrze, tak słodko... Przegiął ją w tył, przytrzymując w pasie i pochłonął. Sięgnął językiem w głąb, prześliznął się po linii zębów, i po podniebieniu. Czuł jej ciepło, jej zapach... Co miał robić? Jego własny mózg odmówił współpracy, jego ciało domagało się swoich praw! Jej bliskość wywołała w nim prawdziwą burzę, jakby nagle pierwotne siły przejęły całą kontrolę, ignorując rozsądek. Przywarła do niego, zapominając o otaczającym ich świecie, oddawała pocałunek z pasją, jakby od tego zależało jej życie. Dopiero po dłuższej chwili oderwali się od siebie, dysząc jak topielcy, walczący o życiodajny oddech. Wpatrywał się w jej pałające rządzą oczy, w jej obrzmiałe usta... oblizała je koniuszkiem języka i spuściła wzrok – Jedźmy już – wyszeptała – Chcę się kochać.
     Całą przemowę diabli wzięli, pomyślał z rezygnacją. Za każdym razem, gdy próbował coś powiedzieć, wycofywał się w ostatniej chwili. Kaśka za to gadała jak najęta. Opowiadała z entuzjazmem o Paryżu, muzeach, zdjęciach, Nadii. Od czasu do czasu zerkała na niego, upewniając się, czy słucha. Czasem przesuwała mu po udzie swoją szczupłą dłonią tak, że nie był w stanie zebrać myśli – Potrzebuję Cię, jak powietrza – stwierdziła w pewnej chwili śmiejąc się wesoło, a on zamarł. Ma na myśli tu i teraz, przekonywał sam siebie.  
- Na pewno nie jesteś głodna? - spytał, idąc za nią po schodach – moglibyśmy gdzies skoczyć.
- Poprosiłam Ewę, żeby zrobiła zakupy – odparła z filuternym uśmiechem      - mamy nawet jakieś pierogi, czy coś takiego w lodówce.  
     Gdy tylko weszli do mieszkania, Artur postawił w przedpokoju walizkę i odwrócił się do Kaśki. Objęła go i pocałowała delikatnie w usta, nie dopuszczając do głosu. Wsunęła mu palce we włosy i zmierzwiła je, mrużąc oczy i pomrukując jak kot. Uwielbiał, kiedy to robiła. Pochylił się do jej ust, zajrzał jej w oczy i wciągnął do płuc powietrze przesycone zapachem wanilii i... jej – Trzymaj mnie – szepnęła i podskoczyła, oplatając jego biodra udami. Chwycił od dołu jej pośladki i przycisnął do siebie. Poczuł na szyi ciepły oddech, a potem delikatne szczypanie zębami. Tego nie dało się zignorować. Zrobił kilka kroków w stronę pokoju, niosąc Kaśkę przed sobą. Stół wydał mu się w tej chwili najbardziej odpowiednim sprzętem. Gdy tylko jej pupa znalazła się na blacie sięgnął dłońmi pod koszulkę i odpiął stanik, dobierając się do twardych obrzmiałych piersi. Westchnęła głęboko gdy objął je rękami. Były dla niego absolutnym cudem natury, duże, ale nie obwisłe, miękkie w dotyku, pod wpływem pieszczot stawały się twarde, ze sterczącymi sutkami, widocznymi nawet przez materiał stanika. Masował je z namaszczeniem, jakby chciał nauczyć się ich kształtu na pamięć. Kaśka zdjęła przez głowę koszulkę razem z bielizną i pozwoliła mu nasycić się do woli także widokiem. Przytrzymał dłonią lewą pierś i objął ustami brodawkę wraz z aureolą. Jęknęła głośno, gdy zacisnął zęby na twardej "wisience”.     
- Mmm..., uwielbiam, kiedy to robisz – jej głos miał aksamitną barwę – Jeszcze – przytrzymała jego głowę blisko siebie, jakby się bała, że przestanie. Ani myślał! Ssał i przygryzał jej delikatne ciało, wsłuchując się w jęki i pomruki jakie wydawała – To chyba zbędne? - spytała w pewnej chwili i rozpięła guzik u szortów. Nie potrzebował większej zachęty. Ściągnął jej spodenki razem z majtkami i sięgnął dłonią między uda – A-a-a – pogroziła mu palcem – Najpierw Ty też się rozbierz – na jej zarumienionej twarzy pojawił się lubieżny uśmiech. Bezwstydnie rozłożyła nogi, śledząc spod rzęs jak pozbywał się ubrania – O kurde! Zawsze był taki duży? - uniosła jedną brew, nie podnosząc wzroku.
- Też się stęsknił – Artur zrobił mały krok w przód, stając pomiędzy jej udami – Bez obaw, zmieszczę się – Nawet, gdyby to miała być ostatnia rzecz, jaką zrobię w życiu, dodał w myślach. Słowo "ostatnia” zadźwięczało mu w uszach nieprzyjemnie. Natychmiast odegnał te myśl i skupił się na tym, co miał przed sobą.  
- Nie boję się – wyszeptała, kładąc mu dłonie na biodrach – No chodź! - przyciągnęła go lekko.
- Jaka niecierpliwa – powiedział z zachwytem i przesunął opuszkami palców po jej szparce. Natychmiast pokryły się wilgocią – Kotku, Ty mnie naprawdę potrzebujesz!  
     W odpowiedzi Kaśka objęła dłonią jego fiuta i skierowała go na siebie. Artur przytrzymał dłońmi jej nogi i powoli ruszył do przodu – Chcesz patrzeć? - spytał niskim lekko zachrypniętym głosem. Kiwnęła głową i spojrzała w dól. Jej ciało ustępowało powoli pod naporem gładkiej główki. Patrzyła zafascynowana, jak kolejne centymetry lśniącego, pokrytego nabrzmiałymi żyłami penisa wnikają do jej gorącego wnętrza. Kiedy był w połowie, wydało jej się, że czuje go już na końcu, że już ją wypełnił, ale on sunął głębiej. Brakło jej tchu. Uderzyła ją fala gorąca. Stęknęła cicho – Patrz! - Artur podciągnął jej kolana w górę i rozchylił je mocniej, napierając bezustannie. Wstrzymała oddech... - Już prawie – wychrypiał. Rozchyliła usta, ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk – Już prawie – powtórzył tym swoim seksownym niskim głosem, jej ulubionym... Dzieliły ich może dwa centymetry – Złam mnie za ramiona – nakazał. Zrobiła to, a wtedy on wypchnął biodra w przód.
- Aaach! - krzyknęła. Gorąco z jej wnętrza uderzyło i rozlało się po cąłym ciele.  
- Oddychaj – przypomniał jej, a kiedy głośno wciągnęła powietrze, wycofał się płynnym ruchem, pozostawiając w środku tylko główkę – Trzymaj się, kotku – drapieżny uśmiech rozjaśnił jego twarz, kiedy podniosła w górę oczy.  
- Aach! - krzyknęła znowu, kiedy wszedł w nią z impetem. Zaparło jej dech, ale on już nie czekał, aż odetchnie. Upewniwszy się, że jest dostatecznie wilgotna, postanowił narzucić szybsze tempo. Jęczała głośno, ale nie cofała się, wczepiona kurczowo w jego ramiona.  
- Obejmij mnie nogami – polecił, a kiedy wykonała polecenie, podrzucił ją w górę i... opuścił w dół, tak że nabiła się na jego sterczący maszt całym ciężarem.
- Chryste, Artur! - wydyszała – Przebijesz mnie! - pisnęła. Jednak w jej głosie nie było strachu czy bólu ale czysta rozkosz.  
- Tak myślisz? - podrzucił ją znowu, przyciągając ją na końcu do siebie. Niewyraźny krzyk wydobył się z jej gardła – Chcesz inaczej? - spytał, zanim powtórzył manewr.
- Nie! - ledwie ją dosłyszał. Wbiła mu w skórę paznokcie. Podnieciło go to jeszcze mocniej. Był niebezpiecznie blisko. Stęknął z wysiłkiem – Dalej! - przynagliła go i poczuł na szyi jej zęby.  
     Musiał odzyskać kontrolę! Wciąż zanurzony w jej ciele, posadził Kaśkę na brzegu stołu i pchnął lekko. Upadła miękko na plecy, przytrzymując się jego ramion, jej złociste włosy rozsypały się na blacie, tworząc wokół głowy jasną aureolę. Artur chwycił jej kostki i założył je sobie na ramiona – A teraz zrobię z Tobą, co będę chciał – wychrypiał. Odpowiedział mu gardłowy pomruk aprobaty. Położył dłoń na kępce ciemnych kręconych włosków. Pod nimi widział jej wargi sromowe okalające jego potężny wzwód. Rozciągając się, uwidoczniły łechtaczkę, która sterczała jak maleńki pączek nierozwiniętego kwiatu. Zachwycił go ten widok. Czy ona miała pojęcie, jaka była piękna? Każdy, najmniejszy nawet fragmencik jej ciała był ładny, ale teraz kiedy patrzył w dół miał przed sobą najpiękniejszy widok świata. Nic nie mogło się z nim równać.
- Co tak oglądasz? - bursztynowe oczy wpatrywały się w niego podejrzliwie.
- Ciebie – odparł dziwnie miękko – Chciałbym, żeby ta noc nigdy się nie skończyła – rzucił nagle i spojrzał w okno, gdzie niebo z ciemnego błękitu stopniowo przechodziło w granat..
- Powiedz jeszcze, że piszesz wiesze – uśmiechnęła się i przeniosła ręce za głowę – No, ogierze, to co ze mną zrobisz?  
- Zobaczysz... - Chciał żeby ta noc była niezapomniana dla nich obojga. Pochylił się do przodu przyginając jej uda do piersi – Chcę, żebyś dla mnie krzyczała – wyszeptał wprost do jej ust.
     Seks z Arturem zawsze był dla niej przeżyciem, ale tym razem było to przeżycie ekstremalne. Nie dość, że był naprawdę duży, to jeszcze pozycja, jaką wybrał, sprawiała, że czuła go inaczej, głębiej i mocniej! Uciskał ją gdzieś z tyłu, jakby miała go... wszędzie. Widziała jego ramiona wsparte na blacie po obu jej stronach, napinające się mięśnie, kiedy w nią wchodził, czuła rozpieranie, a potem wypełnienie i wypuszczała z płuc powietrze, jakby chciała zrobić mu miejsce aż pod przeponą. Wchodząc w nią ocierał się o jej mały wrażliwy guziczek, sprawiając, że wibrował, pozbawiając ją zmysłów. Potem ulga, gdy się wycofywał i czekanie na kolejną słodką torturę.      
     Artur czuł, że plecy pokrywają mu się potem, ale uda Kaśki też stały się śliskie. Oddychała coraz szybciej, pojękując cicho, potem coraz głośniej, aż wreszcie usłyszał pierwszy urywany krzyk. Uśmiechnął się do siebie. Czekał, aż wykrzyczy jego imię. Przyspieszył, czując, że jądra przyciskają mu się do ciała. Przy każdym pchnięciu czuł opór, który przełamywał z prawdziwą rozkoszą. Jakby coś w jej wnętrzu uginało się pod jego naciskiem. Krzyknęła niewyraźnie – Dalej, Maleńka, poczuj go – wszedł w nią aż po nasadę. Odpowiedział mu gardłowy krzyk przechodzący w jęk – Poczuj. Go. W sobie! - oddychał płytko, dyszał... kropla potu spłynęła mu po skroni.
- Aaartur! - przeciągły krzyk zadźwięczał mu w uszach, spłynął w dół i wystrzelił jak raca – Aaartur... - wydyszała i odrzuciła głowę w tył.  
     Jednym ruchem rozsunął jej nogi. Kilka szybkich pchnięć i wypełnił ją, dochodząc z głośnym jękiem. Pochylił się nad nią, objął i przytulił do serca. Całował jej twarz, oczy, usta, gładził włosy i znów całował. Opuściła nogi, zwieszając je luźno, otoczyła ramionami jego szyję – Tak Cię kocham – wyszeptała.
- Ćśśś – zamknął jej usta pocałunkiem – nic nie mów.
     Trwali tak, póki nie zrobiło im się chłodno. Artur wysunął się ostrożnie i pomógł Kaśce usiąść. Uparła się, że musi iść pod prysznic, więc poszedł razem z nią, a potem ułożył ją w łóżku i przyniósł z lodówki plasterki wędzonej piersi z kurczaka i truskawki. Karmili się nawzajem, popijając sokiem i białym winem, które przyniósł ze sobą.  
- Ta moja Ewa to skarb – westchnęła Kaśka, odgryzając kawałek mięsa – nawet nie myślałam, że tak zgłodnieję.
- Po takiej rundzie to raczej normalne – odparł z uśmiechem. Wziął jedną z truskawek i wsunął Kaśce do ust – Najedz się dobrze, bo to dopiero początek. Nie dam Ci spać – dodał tym swoim niskim głosem, który kojarzył jej się z seksem.
- Mówisz poważnie? - udała przerażenie – Och, nie mogę się doczekać – przełknęła szybko i przygryzła dolną wargę – Co mam robić?
- Nic. Połóż się i zamknij oczy – powiedział miękko.  
     W głosie Artura było coś takiego, że zadrżała. Jakiś dziwny smutek, czy tęsknota... Mam zwidy, ofuknęła się w myślach. Ułożyła się wygodnie, a on ukląkł między jej udami i zaczął delikatnie gładzić opuszkami palców jej kostkę, bawiąc się łańcuszkiem, potem wędrując powoli w górę do ugiętego kolana, a jeszcze później w dół do pachwiny. Głaskał ostrożnie jej obrzmiałą szparkę, jakby chciał sprawdzić, czy będzie w stanie przyjąć go znowu. Czuł przyjemne drganie u nasady członka. Niechybny znak, że nabrzmiewał, szykując się do kolejnego natarcia. Kaśka mruczała zmysłowo i prężyła się jak kot.  
     Boże, ta dziewczyna zasługuje na wszystko, co najlepsze, a wybrała jego, przemknęło mu przez myśl. Tak bardzo chciał być jej wart. Gdyby mógł cofnąć czas... a przecież chciał dobrze, chciał zapewnić jej to, czego do tej pory jej odmawiano. Właśnie dlatego go wybrała. Potrzebowała mężczyzny, który będzie silny, będzie jej bronił, mężczyzny takiego, jak ci na zdjęciach w jego pokoju. Pamiętał doskonale wyraz jej twarzy, kiedy ich oglądała. Wszystko zepsuł. Chciał osiągnąć tak wiele, a co zyskał? Nic! Co miał do zaoferowania? Długi, ciężką pracę, nędzne życie na kredyt... Zasługiwała na kogoś lepszego niż on. Spojrzał na jej szczupłą talię i sterczące piersi, przybierające pod wpływem pieszczot coraz pełniejszy kształt. Znajdzie odpowiedniego mężczyznę, pomyślał z bólem. W tej chwili pragnął tylko dać z siebie wszystko i wziąć tyle, ile tylko zdoła – Szerzej, skarbie – rozchylił jej uda i objął ustami wrażliwy pączek. Ta noc należała do nich. Do niego.
---
     Obudzili się około jedenastej, wtuleni w siebie, rozleniwieni nieprzespaną nocą.
- Leż jeszcze – Kaśka złożyła na ustach Artura długi pocałunek, po czym wysunęła się spod kołdry i ruszyła nago do kuchni, przesadnie kręcąc biodrami – zrobię śniadanie – rzuciła przez ramię.  
     Powinien teraz rzucić się w pogoń, chwycić ją i wciągnąć z powrotem do łóżka, a potem łaskotaniem, wśród chichotów, zmusić do błagania o litość... Artur leżał nieruchowo, wpatrując się w sufit. Dopiero, gdy usłyszał gwizdek czajnika wstał z ciężkim westchnieniem, ubrał się i poszedł za Kaśką.  
- Musisz mi dać paszport, to kupię dla nas bilety. Za tydzień mam egzamin, a z klinicznej mnie zwolnią, bo mam zaliczone wszystkie koła, więc... - odwróciła się do niego z uśmiechem, opierając się o blat. Napotkała chmurne spojrzenie szarych oczu. Przypominały w tej chwili dwa kawałki lodu – O co chodzi? - spytała z niepokojem.
- O nic – nadal się w nią wpatrywał. Było w jego głosie coś niepokojącego.
- Możemy lecieć za dwa tygodnie. Muszę wykorzystać to, że jestem na fali... - urwała, czując, że atmosfera między nimi gęstnieje – Co się dzieje? Mów!
- Nie lecę z Tobą – ton jego głosu był chłodny, spokojny, obcy.
- Nie mówisz poważnie. Jak to nie lecisz? Przecież obiecałeś... - szukała w jego twarzy czegoś, co świadczyłoby o tym, że żartuje, ale jemu nie drgnął nawet jeden mięsień.  
- Niczego Ci nie obiecałem – odparł spokojnie – powiedziałem tylko, że potrzebuję pieniędzy. Źle mnie zrozumiałaś.
- Nie wygłupiaj się. Nie polecę bez Ciebie – miała wrażenie, że słyszy słowa, ale nie rozumie ich znaczenia – Gdzie łatwiej zarobić pieniądze, jeśli nie na zachodzie? Jest sezon, potrzebują ludzi do pracy... Artur...
- Jak to sobie wyobrażasz? - wbił w nią ponure spojrzenie – Nie znam języka, a na budowie, jako prosty robotnik nie zarobię nawet ułamka tego, co Ty. Będę dla Ciebie balastem. Nie tego chciałaś.
- Ale ja wcale nie chcę takiego życia, jak myślisz – powiedziała powoli – Nie mów tak, jakbym myślała tylko o sobie. Przecież to tylko na rok... - zamrugała gwałtownie.
- Dla Ciebie to wygrany los na loterii. Bierz go i nie zastanawiaj się – mówił bez emocji, racjonalnie, jakby wygłaszał wyuczoną formułkę – Ja do tego nic nie mam. Zresztą, i tak nasze drogi się rozejdą – stwierdził po prostu.
- Mówisz tak, jakbym nic dla Ciebie nie znaczyła – powiedziała z wyrzutem i zmarszczyła brwi.
- Kaśka, jesteś młoda i niedoświadczona. Zbyt emocjonalnie podchodzisz do życia – jego spojrzenie stało się twarde i zimne jak lód – Nie mówię, że nic dla mnie nie znaczysz, ale to nie ma sensu. Przecież wiesz.
- Artur! Ty słyszysz sam siebie? - Ja chyba śnię? - Wiesz, że to praktycznie oznacza rozstanie? Ja będę tam, a Ty tu! Tak to sobie wyobrażasz?
- Tak - To dla Twojego dobra, tłumaczył sobie. Zacisnął szczęki tak mocno, że aż chrupnęło – Było nam naprawdę wspaniale, ale czas dorosnąć. Ten związek nie ma szans. Nie pasujemy do siebie - Czuł, że właśnie pęka mu serce.
- Nie – wpatrywała się w niego, jakby nie rozumiejąc – Nie – powtórzyła – Nie, nie, nie... – jej oczy napełniły się łzami.
- To niczego nie zmieni – całym sobą pragnął otrzeć jej łzy, scałować je i błagać by mu wybaczyła – Już postanowiłem – usłyszał własne słowa, jakby wypowiedział je ktoś inny.
- Nie zgadzam się! Słyszysz? - łkała – Nigdzie bez Ciebie nie pojadę! - krzyknęła, połykając łzy.
- Kasiu, ja odchodzę. Możesz tu zostać, tylko po co? - cofnął się, jakby w obawie, że ona spróbuje go powstrzymać.
- Co Ty mówisz?! - miała wrażenie, że sufit runie jej na głowę, że podłoga pod jej stopami załamie się i wszystko przepadnie... - Co Ty mówisz? - powtórzyła nieprzytomnie.
- To koniec. Przecież wiesz – powtórzył. Wstał i szybkim krokiem ruszył do przedpokoju. Czuł, że ma w piersi kamień tam, gdzie wcześniej miał serce.  
- Ach tak? - krzyknęła za nim z desperacją – Więc to nie chodzi o wyjazd! Ty mnie po prostu zostawiasz! Rzucasz mnie i tyle... - wstrząsnął nią szloch. Otarła twarz wierzchem dłoni – Mówiłeś, że mnie kochasz... Ty kłamco! - krzyknęła - Wynoś się. Wynoś się stąd i z mojego życia! - zacisnęła dłonie w pięści – Przeklinam dzień, w którym Cię poznałam!  
     Chciał jeszcze coś powiedzieć, wyjaśnić... Otworzył drzwi na klatkę schodową i ruszył w dół. Wydało mu się, że usłyszał szloch. Zacisnął dłonie. Niech tak będzie! Niech uważa go za drania! Doskonale będzie do pasowało do jego opinii. Nagle ogarnął go nieopisany żal. Nigdy wcześniej nie czuł czegoś równie smutnego i gorzkiego zarazem. Nie wiadomo skąd, pojawił mu się przed oczami obraz kalejdoskopu, który dostał, gdy był dzieckiem. Krzysiek upuścił go i umieszczone wewnątrz lusterka rozsypały się w drobne kawałki. Pomieszane z małymi kawałkami plastiku leżały u jego stóp. Nie płakał, zbyt przerażony tym, co się stało. Ile mógł mieć lat? Sześć, siedem? Żal, jaki wtedy odczuwał swoim dziecięcym sercem był równie głęboki, jak ten, którego doświadczał dzisiaj. Coś pięknego, co miał w dłoniach runęło i roztrzaskało się bezpowrotnie.
---
     Zamek w drzwiach wejściowych zazgrzytał i po chwili jasną smugę światła przesłoniła drobna kobieca sylwetka.
- Kasia? - Ewa zajrzała do salonu i zamarła. Zwinięta w kłębek, okryta kocem, na kanapie siedziała Kaśka. Wpatrywała się tępo w ekran telewizora, gdzie Patrick Swayze wyznawał miłość Jennifer Gray – Jezu! Co się stało? - dopiero gdy uniosła głowę, Ewa zauważyła, ze ma czerwone, zapuchnięte oczy - Jak Ty wyglądasz?  
- Zostawił mnie – wyszeptała i odwróciła głowę. Po jej policzkach popłynęły łzy – myślałam, że już nie mam... - załkała.
- Czego nie masz? - Ewa złapała pilota i wyłączyła wideo – Czego nie masz, Kasiula? - powtórzyła łagodnie.
- Łez – odparła i zwiesiła głowę na piersi.
- Kochanie, chodź do mnie – otoczyła ją ramionami i zaczęła kołysać jak dziecko – Nie płacz. Jak długo tu siedzisz? Jadłaś coś? - spojrzała na suchy poczerniały ogryzek leżący na stoliku obok kanapy.
- Jabłko – usłyszała drżący głos.
- Dzisiaj? - spytała z troską.
- A jaki dziś dzień?  
- Wtorek.
- To wczoraj... - głos Kaśki brzmiał głucho i bezbarwnie – Nie rozumiem – powiedziała nagle – Mówił, że mnie kocha, że pojedziemy razem... kochaliśmy się i było tak cudownie... - wstrząsnął nią bezgłośny szloch – i mówił takie piękne, romantyczne rzeczy... - załkała i umilkła, utkwiwszy w Ewie zbolały wzrok.
- Boże, Kasiulka, co mam Ci powiedzieć? - przygarnęła ją do siebie – Faceci tak czasem robią. Oni zupełnie inaczej widzą pewne sprawy... - umilkła, szukając odpowiednich słów.
- A najgorsze jest to, że ja dalej go kocham – Kaśka ukryła twarz w dłoniach – tak mnie to boli, tak strasznie boli, a ja bym mu wszystko wybaczyła... - spomiędzy palców pociekły łzy – Nawet nie jestem na niego zła. Może tylko o to, że tak mi było dobrze w nocy, a potem...  
- Dosyć! - Ewa miała w oczach łzy – Cholerny drań złamał Ci serce, a Ty go opłakujesz? Niech idzie do diabła! Znajdziesz innego. Mało to ich chodzi?  
- Nie chcę innego – wyszeptała.
- A co Ty tam wiesz? Jakie Ty masz wyobrażenie? Moja siostra niczego Cię nie nauczyła! - rzuciła ze złością – Mówiłam, ze to się źle skończy. Dziecka nie powinno się chować samemu.
- Ona mnie okłamała – w głosie Kaśki słychać było żal – Moim ojcem nie jest brat księdza Andrzeja – spojrzała w przerażone oczy Ewy – znalazłam grób. On był stary, był jego wujem. Dlatego mnie okłamała, prawda?  
- Boże! - Ewa wypuściła głośno powietrze z płuc – Powinnaś porozmawiać z mamą... chociaż, bo ja wiem? - zastanawiała się na głos – W tej chwili, to może lepiej nie.  
     Kaśka podciągnęła pod brodę kolana i objęła je rękami. Wyglądała naprawdę żałośnie. Ewa siedziała obok niej jeszcze jakiś czas pogrążona w myślach. W końcu wstała i energicznym ruchem pociągnęła koc – Wstawaj! Idź pod prysznic, a ja zrobię coś do jedzenia. No, jazda! - szturchnęła bezwolną Kaśkę – Rusz się wreszcie!
- Po co? - w jej podpuchniętych oczach nie było dawnego blasku – Zostaw mnie.
- Mowy nie ma! Masz na głowie egzaminy, masz lecieć do Paryża, pamiętasz? - Ewa nie dawała za wygraną – Ten dupek nie jest Ciebie wart. Poszukasz innego. Ja mam zawsze coś w zanadrzu, tak na wszelki wypadek – uśmiechnęła się znacząco – W Paryżu na pewno kogoś poznasz.
- Chciałam lecieć z Arturem... - broda Kaśki zatrzęsła się niebezpiecznie, ale nie rozpłakała się tym razem – sama nie chcę.
- Tak do niczego nie dojdziemy – Ewa postanowiła zmienić strategię – Myślisz, że coś zyskasz, siedząc tu w kucki? Nic! Chcesz powalczyć czy wolisz beczeć?
     Kaśka uniosła głowę i choć nadal była na granicy płaczu, w jej oczach błysnęła iskierka nadziei. Błysnęła i zaraz zgasła.  
- Faceci czasem żałują takich decyzji... - zaczęła ostrożnie Ewa. Już wiedziała, którędy dotrzeć do siostrzenicy – On musi zrozumieć, że powinien o Ciebie walczyć, że nie jest jedyny. Może to go zmobilizuje? Pokaż się w męskim towarzystwie w miejscach, gdzie bywa. Ogarnij się! Wyglądaj jak ósmy cud świata! - zachęcała.
     Kaśka zmarszczyła czoło, próbując zebrać myśli - Masz rację – powiedziała w końcu – Zadzwonię dziś do Suzannne i powiem, że przylecę dopiero za miesiąc. Najwyżej każe mi zapłacić karę.
- Tym się nie przejmuj – Ewa machnęła ręką – dużo? - spytała jednak.
- Pewnie sporo, ale... - Kaśka zatrzymała się nagle wpół drogi do łazienki – Cholera! Dlatego mnie namawiał, żebym podpisała umowę. Żebym musiała wyjechać! Ewka, to beznadziejne, on mnie nie chce!  
- Nie gadaj głupot. Nie mógł wiedzieć, a poza tym, co to dla Ciebie taka kara? - Ewa nie miała zamiaru odpuścić.  
     Gorący prysznic był tym, czego Kaśka potrzebowała. Co prawda jej sytuacja się nie zmieniła, ale Ewa rozbudziła w niej słabą nadzieję. Zawsze dobrze jej doradzała i przede wszystkim zawsze miała dla niej czas.
- Dlaczego Ty nie zdecydowałaś się jeszcze na dzieci? - spytała siadając przy niewielkim stoliku w kuchni – Przecież ciągle masz facetów. Żaden się nie nadaje na ojca?  
- Na ojca, owszem – Ewa roześmiała się szeroko – ale niestety nie na męża. A tak poważnie, to nie chciałam powielać błędów mojej siostry. Obie przyciągamy nieodpowiednich mężczyzn i zdaje się, że Ty też – westchnęła – Jedz. Jedziemy potem do mnie, więc zabierz książki. Nie zostawię Cię tu samej – stwierdziła kategorycznie widząc wahanie siostrzenicy.  
- Zajedziemy po drodze do kantoru, bo już nie mam ani złotówki, a wszystko, co mi mama zostawiła poszło na opłaty – Kaśka zajrzała do parującej miseczki, którą postawiła przed nią Ewa – Co to jest?
- Suchy chleb, kawałek rosołka i wrzątek, jednym słowem "wodzianka”. Powinna być jeszcze podsmażona słoninka, ale nie ma. Nie pamiętasz tego? Babcia na pewno Ci ją robiła, jak byłaś mała.
     Kaśka zamieszała łyżką w miseczce i ostrożnie spróbowała gorącego płynu z kawałkiem chleba – Rzeczywiście! Pamiętam ten smak. Och, Ewa – westchnęła i otarła wierzchem dłoni łzę, która popłynęła jej po policzku – Co ja bym bez Ciebie zrobiła?
     Przez dwa kolejne dni Ewa praktycznie jej nie odstępowała. Kiedy jechała do pracy zabierała Kaśkę ze sobą. Prosiła ją o pomoc przy lekach robionych na zamówienie i choć Kaśka wiedziała, że był to tylko pretekst, była wdzięczna za te zajęcia. Trzeciego dnia postanowiła pojechać do domu po świeże ubrania. Ktoś musiał też podlać kwiaty. Po cichu miała nadzieję, że na sekretarce telefonu zastanie wiadomość. Niestety!  
- Skoro ty nie zadzwonisz, to ja to zrobię – zanim zdążyła pomyśleć, wybrała z pamięci numer.
- Tu automatyczna sekretarka... - odsłuchała całej formułki.
- Cześć Artur – starała się, by jej głos zabrzmiał spokojnie – Chciałabym dokończyć naszą rozmowę, więc gdybyś miał ochotę pogadać, to jeszcze przez miesiąc jestem w Krakowie – rozłączyła się.
     Głupia idiotko, łajała się w myślach. Co to miało być? Ewka pewnie by ją zabiła, gdyby to usłyszała. Zła na siebie, zabrała się do pracy. Nie mogła wytrzymać w domu, więc zabrała rzeczy i pojechała do apteki.  
- Ewa, perfumy mi się skończyły i przydałby się piling – rzuciła od drzwi. Musiała czymś zając myśli.
     Kiedy wieczorem weszła do mieszkania, natychmiast zobaczyła migające światełko sekretarki. Ktoś miał zamiar zostawić wiadomość, ale po sygnale odłożył bez słowa słuchawkę. Sprawdziła numer. To nie był Artur. Wybrała jego numer.
- Halo? - natychmiast poznała chłodny głos jego mamy.
- Dobry wieczór, nazywam się Kasia Nowicka, czy zastałam Artura? - starała się opanować drżenie łydek.  
- Przykro mi, nie ma go – Tylko tyle, żadnego zadzwoń później, czy coś przekazać...  
- Proszę mu powiedzieć, że dzwoniłam – poprosiła. Miała wrażenie, że słychać, jak wali jej serce – Muszę z nim porozmawiać...
- Przekażę mu – uprzejma obojętność – Czy coś jeszcze?
- Nie, dziękuję... Dobranoc – rozłączyła się. Z jakiegoś powodu nie ufała tej kobiecie. Nie przypadły sobie go gustu, choć Kaśka naprawdę się starała.  
     
     Kolejne dni mijały, telefon milczał, a Kaśka popadała w coraz większą depresję. Nie miało sensu się oszukiwać. To nie była kwestia nieprzekazanych wiadomości. Gdyby Artur chciał się z nią skontaktować, to by to zrobił.  
     Jakimś cudem zdała egzamin na czwórkę i stanęła przed dylematem, co dalej.
- Hej, idziesz z nami na piwo? - Maniek przyglądał jej się z nadzieją – No chodź, trzeba to opić!
- Sama nie wiem... - zawahała się – A dokąd?
- Chłopaki chcą iść do takiej nowej piwiarni. Tam był wcześniej Klub Jazzowy – urwał w pół zdania, przypatrując jej się uważnie – Ale ja mogę gdzieś indziej, jak nie chcesz tam – dodał szybko.
- Nie, tam jest OK – przełknęła ślinę, czując, że zasycha jej w gardle – Tam jest OK – powtórzyła, jakby chciała się upewnić, że podejmuje słuszną decyzję.
     Dziwnie się czuła wchodząc do tego wnętrza. Wyglądało teraz zupełnie inaczej, choć bar i stoliki pozostały. Zniknęły plakaty i zdjęcia. Na ich miejscu pojawiły się inne, przedstawiające ludzi przy stołach i dziewczyny w bawarski strojach, roznoszące z uśmiechem naręcza kufli wypełnionych bursztynowym płynem. Muzyka też była inna, skoczna, pewnie podobna do tej jaką puszczano w Niemczech na Octoberfest. Usiedli i zamówili piwo. Kaśka rozejrzała się dokoła. Większość gości stanowili studenci. Widać, że sesja sprzyjała właścicielowi, dając liczne okazje do świętowania sukcesów lub łagodzenia skutków porażek.  
- Zdrowie! - Maniek stuknął w jej kufel.
- Zdrowie – uniosła swój, a reszta poszła jej śladem. Kufle zadźwięczały wesoło. Upiła kilka małych łyków.  
- Co teraz? Jedziesz gdzieś? - Maniek przysunął się do niej – strasznie tu głośno, nie ma jak pogadać – stwierdził.
- Miałam jechać do Francji, ale jeszcze nie wiem... - pochwyciła spojrzenie barmana. Pamiętała go – Przepraszam Cię na chwilę – zostawiła Mańka zresztą grupy, a sama podeszła do baru – Cześć, my się znamy... - zaczęła niepewnie – Bolek, prawda?
- Pamiętam Cię, przyszłaś z Arturem – ostawił szklankę, którą wycierał i oparł dłonie o blat – Co słychać?
- Ciebie chciałam zapytać – wypaliła prosto z mostu – Artur tu bywa?
- Ostatnio nie, ale jego brat... - rzucił okiem na jej przyjaciół – zmieniłaś towarzystwo – zauważył.
- On mnie zmienił – odparła niechętnie.
- No, tak... – pokiwał głową ze zrozumieniem – jak Adam to sprzedał, to i Artur tu nie bywa. Sorry – rozłożył ręce.

     Nie chciała wracać do domy z innymi. Nawet Mańka odprawiła pod pretekstem zakupów w sklepie z ciuchami. Upewniwszy się, że została naprawdę sama, pobiegła na pobliski postój. Kiedy taksówka zatrzymała się przed ładnym jednorodzinnym domkiem, nachyliła się do taksówkarza – Proszę tu poczekać – poprosiła - albo zajmie mi to pięć minut, albo wrócę, żeby zapłacić.  
     Jeśli wyjdzie Artur, to będzie dobrze, przekonywała samą siebie, czekając przy furtce. Niech to będzie on, błagała w myślach śledząc powoli uchylające się drzwi.  
- Tak mi przykro, Artura nie ma – głos jego mamy pozbawiony był emocji – niepotrzebnie się fatygowałaś. Wczoraj wyjechał na wakacje.
- Żadna tam fatyga – z największym trudem przywołała na twarz blady uśmiech – przejeżdżałam po prostu. A można wiedzieć, kiedy wróci?
- Myślę, że pod koniec wakacji – odparła przechylając głowę na bok – nie powiedział dokładnie.  
- Dziękuję pani – Zrozumiałam, że nie ma sensu prosić o adres, czy telefon, pomyślała, patrząc kobiecie na schodach prosto w oczy – Przepraszam za kłopot – zacisnęła zęby i odwróciła się na pięcie.
---
     Przebudzenie już dawno nie było dla Kaśki tak nieprzyjemnym momentem. Ostatni raz czuła się tak chyba jeszcze w liceum. Przepłakana noc sprawiła, że teraz czuła pod powiekami piasek, a w głowie zamęt. Tym razem Ewa się pomyliła, nie było nadziei.  
     Telefon zadzwonił i umilkł. Nadstawiła ucha, ale już nie biegła w jego kierunku z drżeniem serca. Cisza. Odwróciła się do ściany. Telefon znów zadzwonił, ale tym razem dłużej. Usiadła. Ktoś był uparty...  
- Halo? - dłoń lekko jej drżała, kiedy podnosiła słuchawkę.
- Cześć, przepraszam, ze Ci przeszkadzam, ale chciałbym Cię prosić o spotkanie. Wiem o Arturze i w ogóle, ale wysłuchaj mnie, proszę.  
- Czego Ty ode mnie chcesz, człowieku? - spytała z niechęcią – Zresztą, niech Ci będzie... Za dwie godziny pod Adamem.
     
- Przepraszam, że Ci zawracam głowę – Młody westchnął ciężko i przyjrzał się Kaśce uważnie – Jesteś niewyspana - wyrwało mu się.
- Nie! No, może trochę – Przez Twojego brata, pomyślała z niechęcią, ale patrząc na jego zatroskaną twarz, nie odważyła się powiedzieć tego na głos – Ty też nie wyglądasz najlepiej. Czego chcesz?
- Słuchaj, wiem, że jesteś na Artura wściekła – zaczął szybko, jakby się bał, że mu przerwie - Nie wiem, o co Wam poszło, ale on na pewno tego nie chciał...
- Co?! - aż się zachłysnęła – On? Przecież to on mi powiedział, że to nie ma sensu, że nie wyobraża sobie nas razem... - czuła, jak do oczu napływają jej łzy – zabrał się i wyjechał sobie na wakacje, jak gdyby nigdy nic... Wy to macie w genach? Dręczycie ludzi dla przyjemności? - pociągnęła nosem i zaczęła grzebać w torebce, szukając chusteczki.
- Tak powiedział? Artur? - Młody otworzył usta w wyrazie zdumienia – Mój Artur?
- Na pewno nie mój! - prawie krzyknęła – Tak! Tak powiedział – dodała łagodniej.  
- To niemożliwe – potarł czoło dłonią i spojrzał na Kaśkę nieprzytomnym wzrokiem – Myślałem, że Ty go zostawiłaś, że wyjeżdżasz na te swoje zdjęcia i w ogóle...
- W ogóle, co? - otarła łzy i wcisnęła chusteczkę do kieszeni spodenek.
- No... - zawahał się, szukając słów – że teraz poszukasz sobie kogoś... lepszego.
- Młody, zaraz oberwiesz – zagroziła – Nie próbuj mnie obrażać, bo na to nie zasłużyłam – czuła, że za chwilę wybuchnie.
- Ja Cię nie obrażam, ja tylko... Chryste, Kaśka, myślałem, że on Cię kocha, a Ty... - odwrócił wzrok – On mnie zabije, jak się dowie – dodał cicho.
- Jak się dowie czego? - Ja chyba zwariuję! - Mów, do cholery! - pochyliła się nad stolikiem i przyszpiliła Krzyśka wzrokiem.
     Bez słowa sięgnął do tylnej kieszeni spodni i wyciągnął złożoną na cztery kartkę. Rozłożył ją i podał Kaśce. Był to formularz, wypełniony dokładnym równym pismem. Natychmiast poznała, czyim. Zresztą, tuż pod nagłówkiem widniało: ARTUR SZMYT, wypisane drukowanymi literami. Przebiegła wzrokiem pierwsze linijki, ale niewiele zrozumiała.
- Co to jest? - przyjrzała się nagłówkowi – NATO? Co Artur ma wspólnego z NATO?
- Jeszcze nic, ale on się chce zgłosić do pracy w obozie dla uchodźców w Kongo, a tak w ogóle to do wojska chyba?
- Przecież tam jest wojna! - Ja chyba śnię, pomyślała, gorączkowo próbując przywołać z pamięci jakieś informacje na temat tamtych rejonów świata – Tam są potrzebni żołnierze, a nie inżynierowie. To jakaś bzdura! - rzuciła kartkę na stół – Poza tym my nie jesteśmy w NATO.
- Też tak myślałem, ale zadzwoniłem pod ten numer podany na dole – Młody pospiesznie schował kartkę do kieszeni – Mamy się z nimi połączyć w przyszłym roku, czy jakoś tak. Szukają ludzi do służby cywilnej. Dobrze płacą, bo to niebezpieczne, a Artur potrzebuje pieniędzy. Zresztą on i tak chce potem iść do wojska. Takiego zawodowego, wiesz...
- Przecież ma pieniądze. Słyszałam, jak rozmawiał z Adamem o giełdzie – zaczynała nabierać podejrzeń, że Młody wciąga ją w jakąś grę. Rozejrzała się nerwowo – To się nie trzyma kupy!
- Nic Ci nie powiedział – pokiwał głową – Ma pieniądze i ich nie ma – zaczął – Wziął gigantyczny kredyt, żeby kupić akcje banku. Miał być szybki zysk, ale zdaje się, że coś poszło nie tak. W każdym razie Artur ma jakiś miliard długu i o ile dobrze zrozumiałem, to nie może sprzedać tych akcji, bo dużo straci.
- Ile? - Kaśka poczuła, jak zasycha jej w gardle – Ile powiedziałeś?
- Miliard wziął z banku, jakieś pięćset milionów od Adama... - wyliczał, a ona czuła, jak robi jej się słabo – Kaśka! - bardziej zauważyła niż poczuła, że chwycił ją za rękę – Co Ci jest?
- Boże! - To ja go popchnęłam do czegoś takiego! - Boże! - poczuła, że włosy stają jej dęba, a krew odpływa z twarzy.  
- Słuchaj, to nie jest tak, że tyle straci, ale jak posprzedaje wszystko to będzie miał zero, a właściwie dług – Młody wpatrywał się w Kaśkę wyczekująco – Jak matka się dowie, to serce jej pęknie – powiedział nagle.
- Przepraszam, ale może nie rozmawiajmy o Waszej matce, OK? Wczoraj mnie prawie wyprosiła, informując oschle, że Artur jest na wakacjach – odparła z sarkazmem.
- Kurde, nie wiedziałem – Młody wydawał się szczerze zaskoczony.
- O tym, że dzwoniłam też nie wiedziałeś? - spytała ze złością. Akurat jej pękniętym sercem chyba by się nie przejęła. Młody kręcił głową wyraźnie zakłopotany.
- Bolek mi powiedział, że byłaś w Klu... w piwiarni – poprawił się – Byłem na Ciebie zły, ale on powiedział, że pytałaś o Artura... jakoś mi to nie pasowało.
- No dobra, zostawmy Twoją matkę w spokoju – powiedziała ugodowo - Przecież są inne sposoby na zarobienie pieniędzy – stwierdziła, starając się myśleć logicznie.
- No jasne, ale Artur chce wszystko robić po swojemu. Zawsze był uparty i niezależny, jak... Adam – popatrzył na nią dziwnie – Nigdy by się nie przyznał, że zawalił sprawę. On nie chce być dla Ciebie ciężarem. Ty robisz karierę, możesz sobie ułożyć życie, a on? Kim on dla Ciebie jest?
- Kim on dla mnie jest? - powtórzyła, jak echo - Co mogę zrobić? - spojrzała Młodemu w oczy.
- Porozmawiaj z nim – błagalny ton głosu, jakim to powiedział, sprawił, że w oczach Kaśki znów zalśniły łzy – Tylko mu nie mów, że Ci powiedziałem. Zresztą – machnął ręką zrezygnowany – powiedz mu, co chcesz, byle tylko się wycofał z tego kontraktu. Potem może mi nawet złamać rękę, czy wybić zęby – uśmiechnął się krzywo.  
- Ale gdzie on jest? - gdyby wiedziała, już dawno by to zrobiła. Podejrzewała, że specjalnie zniknął, żeby jej to uniemożliwić.
- Na obozie żeglarskim w Rajgrodzie. Jest tam instruktorem – Młody wyciągnął z kieszeni jeszcze jedną kartkę. Tym razem mniejszą i zapisaną odręcznym pismem – Wpisałem tam Martę, żeby miała co pokazać rodzicom, ale oczywiście tam nie pojedzie. Wybieramy się pod namiot, sami – dodał – Możemy Was jeszcze zamienić i pojedziesz na jej miejsce. Jeśli się zgodzisz... – powiedział z nadzieją w głosie.

Roksana76

opublikowała opowiadanie w kategorii erotyka, użyła 7205 słów i 39211 znaków.

6 komentarzy

 
  • tajemnicza 9182

    bardzo dobrze tylko żebu Artur i Kaśka byli razme <3

    3 lis 2014

  • Roksana76

    Właśnie piszę ciąg dalszy. Postaram się, żeby było ciekawie   :smile:

    2 lis 2014

  • nickinakss

    koedy bedzie kolejna część?

    1 lis 2014

  • nickinakss

    koedy bedzie kolejna część?

    1 lis 2014

  • XYZ

    a to menda z artura rozdział wow i czekam na następny

    1 lis 2014

  • Roksana76

    Bardzo Was przepraszam, ze musieliście czekać, ale jakoś nie mogłam przebrnąć. Wyszedł za to dłuższy kawałek ;)

    31 paź 2014