Zniecierpliwiony schwycił ręką moją głowę i przysunął do swojego krocza. Nie miałam nic do powiedzenia. Cóż za podniecający stan! – moja bezradność wobec samczej nachalności!
Dlatego posłusznie ujęłam go, wraz z młodzieńczymi jądrami, dłońmi. Zaczęłam powolutku muskać go językiem po główce, niezwykle delikatnie. Cały czas patrzyłam mu w oczy, jakby wyrażając swe oddanie. Ale także – podziw! Nie przestawałam się jednak droczyć.
- Mój ty królu Maciusiu! Ależ masz piękną buławę! Dostojną, godną dumnego suwerena! Wyczuwam językiem jej twardość… ale… pozwól, że do języka się ograniczę… że nie będę musiała jej brać do ust…
Nie spodziewałam się, że moje przekomarzanie się aż tak go rozjuszy. Z jednej strony moje komplementy wzbiły go w dumę, wręcz hardość, a z drugiej, moje uniki wywołały w nim zniecierpliwienie, które przechodziło w rozjuszenie, a potem wręcz we wściekły szał.
Dodaj komentarz
Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.