GROŹNA BUNTOWNICZKA - CZĘŚĆ 8

Nie miałem pomysłów jak podejść do tej dziewczyny. Wraz z lekarzem postanowiliśmy poczekać, aż przyjdzie. W końcu musiała kiedyś wrócić. Mimo, że wiedziałem gdzie jest, nie chciałem zabierać jej całej przestrzeni. Postanowiłem, że stawek to będzie tylko i wyłącznie jej strefa bezpieczeństwa i nie będę w nią wchodził. W międzyczasie zdążył do nas dołączyć psycholog. Dużo z nim rozmawiałem o Lusi. Tylko szkoda, że jej nie było przy tej rozmowie. Ale nie miałem jej tego za złe. Tylko została jeszcze jedna kwestia. Czy kiedyś nie zdarzy się taka sytuacja, że ucieknie na stawek i postanowi z tam tond nie wracać. I mam tu na myśli jej próby samobójcze. Czekaliśmy na nią dość długo. Bo około dwie godziny. Przyszła w stanie który mnie zaskoczył. Nie wiedziałem co się stało. Płakała. Tylko dlaczego?  
-Lusi, co się dzieje?
-Nic. Wszystko ok.  
-Ja uważam inaczej. Dlaczego płaczesz?  
-Tak sobie. Nic mi nie jest i nic mi się nie stało. Po prostu chwila słabości.  
-Pan psycholog do nas przyszedł. Chcesz z nim porozmawiać?
-Nie dzisiaj. Naprawdę nie mam ochoty na wieczorne rozmowy. Przyszłam zmienić opatrunek i chcę do łóżka. – nie wiedziałem co w nią wstąpiło. Nie chciałem, żeby była smutna. Chciałem ją przytulić i dodać otuchy, ale nie mogłem na nią tak naskakiwać. To by było nie w porządku.  
-Dobrze. Jeśli dzisiaj nie chcesz rozmawiać to damy sobie z tym spokój. Ale wszystko gra? – zapytał psycholog patrząc na Lusi, która wzrok miała wbity w dłonie.
-Tak. – odpowiedziała cicho i usiadła na sofie koło mnie.  
-Ok. – odpowiedział Psycholog, a koło Lusi usiadł lekarz.  
-To podaj mi rękę. Sprawdzę co tam się dzieje. – nie mogłem patrzeć jak ona płacze. Podała rękę lekarzowi nawet nic nie mówiąc, ani nie patrząc na niego. Pomału zaczął odwijać bandaż z jej drobnej ręki. Poczułem jak przeszły ją ciarki. Objąłem ją by dodać jej otuchy. Nie mogłem przejść obok tego obojętnie. Lusi wtuliła się we mnie. Zaskoczyło mnie to. Lusi kilka razy próbowała zabrać rękę. Było widać, że ją boli, ale starała się nie dawać tego po sobie poznać. Wiedziałem, że to twarda dziewczyna. Z drugą ręką poszło trochę szybciej.  
-Dobrze. To wszystko…
-Dziękuję. – powiedziała Lusi przerywając lekarzowi wypowiedź i poszła do swojego pokoju. Ta jej dzisiejsza zmiana musi o czymś świadczyć, ale myślę, że nie ma co jej dzisiaj męczyć. Dokończyłem rozmowę z lekarzem i odprowadziłem ich do wyjścia. Usiadłem na sofie w salonie i włączyłem telewizję. Nie było nic ciekawego, ale nie było też nic ciekawego do robienia, więc tak jakby byłem na to skazany. Nagle drzwi od pokoju Lusi się otwarły. Widziałem jak trzyma w rękach piżamę i ręcznik. Pewnie idzie się kąpać, ale postanowiłem się nie odzywać. Dałem jej wolną rękę. Podszedłem do tej całej sytuacji bardzo spokojnie, choć bardzo mnie kusiło, żeby z nią o tym porozmawiać. Byłem ciekaw jak ona postrzega świat. Co by zrobiła jak by miała możliwość trzech życzeń. Co siedzi w tej główce. Kochanej i niewinnej. Nikt tego nie wie tylko ona sama. Po około trzydziestu minutach wyszła z łazienki, ale tak jakby odmieniona. Bardziej rozweselona. Uśmiechała się. Ja chyba nigdy nie zrozumiem kobiet.
-Jak się czujesz?  
-Dobrze.  
-Już wszystko w porządku?  
-Tak.
-Masz ochotę coś zjeść?  
-Uszykuję sobie sama.  
-Dzisiaj ja robię kolację. – powiedziałem i wstałem z sofy. Poszedłem do kuchni i przygotowałem jajecznicę. Miałem tylko nadzieję, że będzie ją lubiła. Usiedliśmy razem w salonie i zjedliśmy kolację. Nawet mi smakowało. Było mi lżej na sercu, jak widziałem ją uśmiechniętą. –Opowiesz mi co się dzisiaj stało, że się tak zamknęłaś w sobie? Cały dzień byłaś wesoła i uśmiechnięta, a później jak ręką odjął, zero kontaktu z tobą.  
-Przepraszam. Nie chcę o tym rozmawiać.  
-No ok. Masz może ochotę na nasze dzieło?  
-No z chęcią bym spróbowała.  
-No to ja zaraz przyniosę. – pokroiłem placek i przyniosłem do pokoju. Nie wyglądał zbyt efektownie. Ale na pewno niepowtarzalnie. W kwestii smaku nie było żadnych zastrzeżeń. Było po prostu wspaniałe. Patrzyłem raz po raz na Lusi. Siedziała nadal smutno. Oczy jej się przymykały. Pewnie była wykończona tym wszystkim. Po chwili spojrzała  na mnie i uśmiechnęła się smutno. Mi też było smutno. Wolę jak się uśmiechała. Była wtedy zupełnie inna. Chwyciłem za koc i rzuciłam nim w nią. Zakryłem jej nim głowę, ale widocznie nie miała ochoty na zabawę, bo ściągnęła go i przykryła się po czym się położyła. Postanowiłem, że już jej nie będę męczył. Dosyć dzisiaj się nacierpiała. Położyłem jej jeszcze napił na stole w razie jak by miała ochotę się napić, bo jak na razie to chyba nie chciała ze mną rozmawiać. Siedziałem tak i myślałem co mogło to spowodować i doszedłem do wniosku, że może obraziła się na mnie, bo nie poszedłem za nią wtedy jak uciekła z domu. Ale chciałem, żeby sobie sama to wszystko przemyślała. Myślę, że jej przejdzie. Spoglądałem na nią i zauważyłem, że zasypia. Po około godzinie snu zerwała się i szybko wstała. Spojrzała na mnie. Była przestraszona. Nie wiedziałem co się stało. Sam byłem w szoku.  
-Wszystko w porządku?  
-Tak. – powiedziała, ale nie wierzyłem jej w to.  
-Chodź tutaj. Powiedz mi co się stało.  
-Nic się nie stało.
-A co ci się śniło?  
-Nic. Nie pytaj mnie o to! – zdenerwowała się.  
-Dobrze. Spokojnie, przecież nie chciałem cię tym urazić.
-To nie pytaj mnie już o nic. Nie chcę z tobą rozmawiać.  
-Ej, ale dlaczego? Może jednak porozmawiasz ze mną?  
-Nie! – krzyknęła na mnie i pobiegła do mojego pokoju. Nie mam pojęcia o co chodzi. Byłem zupełnie bezradny. Posiedziałem jeszcze chwilę w salonie, a później postanowiłem sprawdzić co ona robi w moim pokoju. Bałem się o nią, bo nie wiedziałem, czy czegoś nie wymyśli. Po cichu wszedłem do pokoju, a Lusi już spała. Podszedłem do niej i delikatnie spojrzałem na jej nadgarstki. Usiadłem sobie po drugiej stronie łóżka i siedziałem z nią całą noc. Już rano dopadało mnie takie znużenie, że nie mogłem wytrzymać oczy mi si…ę zamykały, ale postanowiłem być twardy, przecież jeszcze cały dzień przed nami . Nie mogłem sobie tak po prostu pójść spać. To nie byłoby miłe z mojej strony. Czekałem, aż Lusi się obudzi. Chciałem, żeby się wyspała i miałem nadzieję, że ten dzień będzie dla niej lepszy.
***Oczami Lusi***
Pomału zaczęłam otwierać oczy. Wyspałam się co było cudowne. Nie miałam żadnych koszmarów. Zerknęłam na moje łóżko, a na jego końcu siedział Brian.  
-Co ty tu robisz?  
-Nic. Siedzę sobie. Martwiłem się o ciebie.  
-Nie musiałeś. Nic mi nie jest.
-To dobrze. Wyspana?  
-Tak. – Było mi głupio, że trochę nie fair się zachowuję dla niego. W końcu zrobił i nadal robi dużo dla mnie. Muszę się w końcu wziąć w garść, bo w końcu będzie miał mnie dosyć i mnie odda. To by było straszne, ale w końcu do tego doprowadzę.  –A tobie jak się spało?  
-A całkiem dobrze.  
-Bo wyglądasz jak byś wcale nie spał. Masz czerwone oczy.  
-Bo późno poszedłem spać i może dlatego.  
-To może idź się połóż, a ja zrobię coś do jedzenia?  
-Nie ma takiej opcji. Nie idę spać. Mamy dużo dzisiaj do zrobienia, a śniadanie zrobiła nam gosposia. Także nie musisz się niczym martwić.  
-Mogliśmy sami coś zrobić.  
-Racja, ale ona gotuje naprawdę dobrze.  
-No dobrze. A co będziemy dzisiaj robić?  
-Myślałem, że może pojedziemy sobie na basen. Jest tu jedna taka świetna pływalnia. Myślę, że ci się spodoba. Jest naprawdę fajnie.  
-Nie…nie chcę jechać na basen. Możesz ty jechać, ale ja poczekam na trybunach.
-Ej, dlaczego?
-Bo nie chcę.  
-Ale dlaczego?  
-No bo nie.
-Nie odpuszczę, dopóki się nie dowiem. – powiedział, a ja poczułam się przytłoczona. Co ja mam mu powiedzieć? Prawdę? Że mam kompleksy na punkcie swojego ciała? Jak mu to powiem to będzie nalegał,  żebym jechała, a ja nie chcę.  
-Nie chcę jechać, bo będą mnie szczypały nadgarstki i każdy będzie widział blizny i nie chcę jechać.  
-Wydaje mi się, że mnie kłamiesz, bo widzę to w twoich oczach. Ale niech ci będzie. To wejdziemy do takiego basenu, żebyś mogła sobie tylko usiąść i tak żeby woda nie leciała na nadgarstki, a na ręce założymy bransoletki i nie będzie nic widać.  
-Naprawdę nie chcę jechać.  
-Będzie fajnie. Zobaczysz.  
-Nie…ja idę spać. Nie wyspałam się jednak.  
-Kiepska z ciebie aktorka, ale niech ci będzie. No chyba, że mam inny plan.  
-Jaki?  
-Jedziemy do zoo.
-Oooo. Naprawdę?  
-Tak. Tylko ubieraj się zaraz wychodzimy.  
-Ok. – lubiłam jeździć do zoo. Kochałam zwierzęta. To jedyne istoty które nie zrobią krzywdy bez powodu.  uszykowałam się i wyruszyliśmy w trasę. Na moje nieszczęście jechaliśmy koło cmentarza. Od razu przypomniał mi się ojciec. Nie chciałam sobie psuć tych pięknych chwil. Zamknęłam oczy próbowałam się wyciszyć, ale nie wiem skąd nagle zebrała się we mnie potężna złość. nie mogłam się opanować. Zacisnęłam ręce w pięści chcąc zatrzymać w sobie złość.

emilka38

opublikowała opowiadanie w kategorii dramat, użyła 1779 słów i 9390 znaków.

4 komentarze

 
  • Użytkownik lel2131

    kiedy będzie następna część twoje opowiadania są naprawde świetne:)

    18 sty 2017

  • Użytkownik lel2131

    super opowiadanie :) :) :)

    17 sty 2017