GROŹNA BUNTOWNICZKA - CZĘŚĆ 10

15 Sierpień

Kolejne dni były dla mnie ciężkie. Ale jakoś dawała radę. Musiałam od nowa łapać zaufanie do Briana, ale udawało mi się to. Najgorsze, albo najlepsze w tym wszystkim było to, że się w nim zaczęłam zakochiwać coraz bardziej. Nie wiem dlaczego ale czułam przy nim motylki w brzuchu. Pokazywałam mu to, ale on nie zwraca za bardzo na mnie uwagi. Denerwowało mnie to. Musiałam wymyślić coś co nas do siebie zbliży. Tylko co?  
-Brian?  
-Tak?  
-Pojedziemy gdzieś dzisiaj?  
-A gdzie chcesz jechać?  
-Gdziekolwiek. Nie chcę mi się siedzieć w domu.  
-Możemy jechać na zakupy. Kupisz sobie wszystko co będziesz potrzebowała do szkoły.  
-Co?!
-To co słyszałaś.  
-Nie będę chodziła do żadnej szkoły. Nie i koniec. Mam już dosyć tego wszystkiego…
-Spokojnie. Nie musisz chodzić do szkoły z innymi dzieciakami. Ty będziesz miała zajęcia w domu. Będzie do ciebie przychodził nauczyciel.  
-Nie jestem dzieckiem.  
-Ja nic takiego nie powiedziałem.
-Owszem powiedziałeś, że nie będę chodziła z innymi dzieciakami do szkoły co oznaczało, że ja niby też jestem, dzieckiem.  
-Nie jesteś dzieckiem. Źle powiedziałem.  
-No ja myślę.  
-To gdzie chcesz jechać bo nadal nie wiem.  
-Nooo moooże…Może do pizzerii? Zjadła bym sobie pizzę.  
-No skoro chcesz, to za około 15 minut jedziemy także szykuj się. Tylko nie zapomnij, że dzisiaj jeszcze czeka cię psycholog.
-Musi przyjeżdżać?  
-Tak musi, bo bez niego nie damy sobie rady.  
-Właśnie, że damy.  
-Ale już nie dyskutujemy, tylko się zbieramy.  
-Ok. – poszłam się ubrać. Spojrzałam na zegarek i zauważyłam że jest godzina 15:15. Tak! Bardzo mnie ucieszyła ta godzina, gdyż dokładnie za godzinę miał być psycholog, ale nas akurat nie będzie w domu. Tylko muszę go przetrzymać w tej pizzerii. Będę specjalnie długo jadła. I tak już się długo ubieram. A zanim wyjedziemy to też trochę potrwa. Mój plan jest doskonały. Jak już się wyszykowałam zeszłam na dół. Brian właśnie rozmawiał z kimś przez telefon. Pewnie odwołał spotkanie z psychologiem. Świetnie.  
-Gotowa?  
-No pewnie, że tak.  
-To dobrze. To do samochodu. – weszłam do samochodu, a Brian na mnie spojrzał. –Co ty masz na ustach?  
-Pomadkę. Nie podoba ci się ?  
-Jesteś ładna bez makijażu. Nie musisz się malować, a poza tym wydaje mi się, że jesteś za młoda na tak intensywny makijaż.  
-Właśnie, że nie. Jestem już dorosła.  
-Tak, jasne, a ja jestem małolat.  
-I znowu uważasz, że jestem dzieckiem.  
-Wcale tak nie uważam. – powiedział i się zaśmiał w głos.  
-Ale jesteś! Nie gadam z tobą. – powiedziałam do niego i odwróciłam się do niego tyłem. Nie będę tego tolerować. Nie może mówić, że jestem dzieckiem. Przecież jestem już prawie dorosła. Już po około pięciu minutach byliśmy pod pizzerią.  
-Pani dorosła, jesteśmy na miejscu.  
-Nie nabijaj się ze mnie.  
-Ja się nie nabijam.  
-Nabijasz.  
-No dobra. Skoro jesteś taka dorosła, to idziemy do środka. Przy barze, tam przy końcu Sali można kupić piwo. Jak ci sprzedadzą, to już więcej nie będę się z ciebie nabijał. Obiecuje.  
-Dobrze. – wysiadłam z samochodu i pognałam do przedziału z alkoholami. Stała tam dość młodo wyglądająca kobieta. Z nią nie może się to nie udać.  
-Dzień dobry co podać? – zapytała kobieta przy barze.  
-Jedno zwykłe piwo. – powiedziałam, a ona sięgnęła po kufel. Jest! Udało mi się. Jednak makijaż robi swoje.  
-Dowód mogę prosić?  
-Zapomniałam zabrać z samochodu.  
-To proszę po niego iść.  
-Mam dziewiętnaście lat. Niech pani nie robi sobie jaj.  
-Nie robię jaj. Proszę o dowód. W innym przypadku nie sprzedam pani żadnego alkoholu.  
-Proszę pani, bo zgłoszę panią do pani szefa. Tak nie może być. Mam dziewiętnaście lat i żądam od pani jednego piwa. – kobieta jeszcze raz spojrzała na mnie i wyciągnęła kartkę i długopis. Napisała coś na niej i później mi ją podała.  
-Proszę. Tu jest numer do szefa, a tu komórka może pani śmiało dzwonić. – wyrwałam jej tą kartkę i wykręciłam numer w telefonie. Nagle usłyszałam sygnał. Odwróciłam się, a Brian stał już za mną. Nagle ktoś się odezwał.
-Dzień dobry w czym mogę pomóc? – zdziwiłam się, bo osoba która odebrała telefon był Brian. Spojrzałam na kartkę jeszcze raz. To przecież był jego numer. Jak to jest możliwe? No przecież…
-Dzień dobry szefie. Tu jakaś pani do pana. Kłóciła się przed chwilą, że ma dziewiętnaście lat. A mnie się wydaje że ma…
-Ma piętnaście lat. Bardzo dobrze, że nie dałaś się zgiąć.
-Ale jak? – moja szczęka była na dole. –Przecież to ty… - nie mogłam wydusić z siebie słowa.
-Tak kochana to ja jestem szefem tej knajpki. A teraz siadaj i wybieraj co chcesz zjeść, ja nie będę wybierał za ciebie młoda damo. – powiedział, a ja poszłam do stołu osłupiała. Nie wiedziałam co mam powiedzieć. To był dla mnie szok. Wybrałam pierwszą lepszą pizzę i siedziałam. Jak on tak mógł? –I jak dzidziusiu?  
-Nie jestem dzidziusiem. To jest nie fair. Ona penie wiedziała, że jestem nieletnia.  
-Nie wiedziała. Ona pracuje tutaj dopiero kilka dni. – postanowiłam zamilknąć. Co miałam innego zrobić. Miał rację. Wyglądam jak małe pomalowane dziecko, ale co z tego. W moim wieku każdy się maluje. To jest normalne. No tylko że ja mam na celu zdobyć serce Briana. I jestem pewna, że mi się to uda. Nie ma innego wyjścia. I tak dopnę swego. Siedziałam i jadłam pizzę którą sama zamówiłam. Nie było rewelacji, ale i tak była zjadliwa. Spojrzałam na zegarek. Było już po szesnastej więc mogłam siedzieć spokojnie. Już nie będę musiała użerać się w psychologiem. Siedziałam i spokojnie piłam sobie sok. Zjadłam tylko dwa kawałki pizzy i już nie mogłam. A Brian siedział i cały czas się ze mnie śmiał.
-Co się ze mnie śmiejesz?  
-A co mam siedzieć i płakać?  
-Nie. Nie patrz na mnie. Nie pozwalam ci.
-Ale ja sobie pozwalam.
-A po co na mnie patrzysz?  
-A tak sobie, bo dziwnie wyglądasz z tym makijażem.
-Wcale nie wyglądam dziwnie. – zbulwersowałam się, ale tylko dla żartów. Wiedziałam, że mu się taka podobam.  
-A właśnie, że tak. Idź to zmyj.
-Nie.
-Nie to nie. Zaraz będziemy mieli gościa.  
-Kogo?  
-Niespodzianka.  
-Nie lubię niespodzian… - nie zdążyłam dokończyć, a tu nagle przede mną stoi psycholog. Niech to szlak. Dlaczego on mi to robi? Czym ja sobie zawiniłam. Już teraz wiedziałam, że nie będzie łatwo. Wstałam i chciałam się ubrać i wyjść z pizzerii, ale Brian zabrał, dosłownie wyrwał mi kurtkę i kazał siadać. Podstępny bydlak. A ja się w nim zakochałam. Przegadałam chyba z dwie godziny z tym nienormalnym psychologiem. Po skończeniu rozmowy byłam tak wściekła, że postanowiłam się nie odzywać do Briana. Niech widzi, że mi się to nie podoba. Moje zdanie się też powinno liczyć, a nie tylko jego. No ale nie mogę się długo przecież na niego gniewać. Muszę mu pokazać, że nie jestem wcale taka najgorsza.

10 Październik

Siedzieliśmy sobie w pokoju i oglądaliśmy film. Miałam rozmowę z psychologiem, ale jak zwykle nie chciałam z nim za bardzo rozmawiać, z resztą nie miałam siły, nawet od szkoły mam wolne, bo źle się czuję. Hmm, szkoły? To nie szkoła, bo mam nauczyciela który przychodzi do domu i mnie uczy, ale i tak za dużo nie wyciągam z tego wniosków, bo robię sobie na tych lekcjach co chcę. Bo po co mam się uczyć, jak i tak wszystko umiem.  
-Lusi, nauczyciel napisał, że jak się lepiej poczujesz, to masz zrobić zadania z kolejnej lekcji w podręczniku.  
-Ale ja się nie czuję dobrze, więc nie mogę robić żadnych lekcji. Czuję się gorzej jak wczoraj.  
-W takim razie trzeba zadzwonić do lekarza.  
-Nie trzeba. Samo przejdzie. – i jak zwykle i tak mnie nie posłuchał, bo za dosłownie trzydzieści minut był już u nas lekarz. Zbadał mnie i przepisał kilka dziwnych leków i pojechał do domu. Byłam zła, że nadal nie liczy się z moim zdaniem. Ale dzisiaj miał plan doskonały. Chciałam mu pokazać jaki jest dla mnie ważny, ale oczywiście nie tak wprost. Do tego trzeba było pomysłu. Wieczorem, jak zawsze oglądaliśmy filmy. Ja zaczęłam udawać, że źle się czuje. Zaczął mi przynosić herbatę, zimne okłady i tak dalej. Ale nadal się do mnie nie przytulał. –Brian brzuch mnie boli. Daj mi jakąś tabletkę.  
-Nie mogę ci już dać żadnej tabletki.  
-Dlaczego?  
-Bo wzięłaś już tyle leków, że no niestety ale już niczego więcej nie możesz dostać. – powiedział do mnie, a ja się zwinęłam w kłębek i leżałam tak popiskując. Na znak, że niby bardzo mnie boli brzuch. Brian spojrzał na mnie smutno i położył się koło mnie. –Jak ma ci to coś pomóc, to ewentualnie mogę ci pomasować, ale stu procentowej gwarancji wyleczenia nie będzie. Położyłam się bardzo blisko niego i przytuliłam. Tyle mi wystarczyło, ale skoro jeszcze oferuje masowanie, to nie mam nic przeciwko. Mój plan rozkochania go w sobie właśnie się rozpoczął...

emilka38

opublikowała opowiadanie w kategorii dramat, użyła 1689 słów i 9141 znaków.

2 komentarze

 
  • Użytkownik gubernator

    szybko napisane dwie części :) to lubię :)

    24 sty 2017

  • Użytkownik ulala:-)

    Czy planujesz happy end na koniec tego opowidania??

    23 sty 2017

  • Użytkownik emilka38

    @ulala:-) w tym opowiadaniu go nie będzie

    23 sty 2017

  • Użytkownik ulala:-)

    @emilka38 rozumiem :)

    23 sty 2017